oryginał: My Very Own Potter (link w moim profilu)
autor: Rameelia (link w moim profilu)
Tłumaczenie za zgodą autorki
Rozdział czwarty
Długo i szczęśliwie
"Magik" zrobił wielkie przedstawienie, kiedy produkował sznur pereł, jedwabną serwetkę i na koniec - na co żeńska część publiczności zareagowała ostrym wciągnięciem powietrza - rubinową różę.
Snape zastanawiał się dla zabicia czasu, ile jeszcze sztuczek ten klaun ma w rękawie. A był to obszerny rękaw, w rzeczy samej. Z myślą o dzieciach, które jak urzeczone obserwowały błazeństwa iluzjonisty, powstrzymał się jednak od wygłoszenia zjadliwego komentarza.
Następnie artysta przystąpił do produkowania królewskiego kwiecia dla wszystkich pań w pierwszym rzędzie, szczerząc zęby i kłaniając się z wyraźnie wysokim mniemaniem o sobie za każdym razem, gdy widownia wybuchała brawami. Snape uważał raczej, że jego napuszone zachowanie psuła nieco silna woń koni, utrzymująca się po poprzednim numerze.
- Przypomina ci Lockharta, co nie? - Siedzący za nim Harry nachylił się i szepnął mu to do ucha.
Snape prychnął potwierdzająco.
- Jak on to robi, dziadku? - Al zerknął na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Nie widzę różdżki.
- Bo on jej nie ma, głupku - rzucił James.
- Cicho, dzieci, on tu idzie - upomniała ich lekko zarumieniona Molly siedząca w pierwszym rzędzie.
Snape uznał to za odrobinę irytujące. Prawdę mówiąc, wszystkie wydarzenia towarzyskie i spędy miały u niego ranking od odrobię do nadzwyczaj irytujących. Wciąż jeszcze nie zdołał zmierzyć się z faktem, że pozwolił się namówić na udział w tej śmiesznej imprezie Harry'emu... oraz wszystkim Potterom i Weasleyom, którzy obecnie go otaczali.
Prawie miesiąc od zamieszkania z Potterami jego życie nadal sprawiało wrażenie snu - lub koszmaru, gdy James i Al zaczynali kłócić się o jakieś nonsensy lub Ginny doprowadzała się do słusznego żona-daje-burę-mężowi rozgorączkowania.
Na szczęście zawsze była Molly, tudzież równie przerażająca Hermiona Weasley, które mogły przemówić jej do rozumu. Z drugiej jednak strony Harry wybrał sobie Snape'a na powiernika małżeńskiej niedoli... i wykonawcę różnych okropnych rzeczy. Jak czytanie bajek małym zmorom, które Harry nazywał dziećmi; albo sporządzanie długiej listy kosztownych składników eliksirów, które miały być przechowywane w niewielkim laboratorium utworzonym dla niego w piwnicy; albo dawanie rozbudowanych porad odnośnie ziół na grządce sąsiadującej z magicznymi roślinami.
Może mógłby się przyzwyczaić do koszmarów.
Wbrew sobie Snape uśmiechnął się lekko, bezmyślnie przyglądając się, jak magik Bóg wie skąd skombinował cały pęk wspaniałych róż i z nadęciem wręczył je Molly.
- Jak on to zrobił? - szepnęła Lily w tej samej chwili, kiedy namiot zatrząsł się od nagłej burzy oklasków i pełnego uznania śmiechu zgromadzonego tłumu.
Zęby magika błysnęły, gdy uśmiechnął się do Lily i mrugnął jasnoniebieskim okiem, w którym zamigotała iskierka odbitego światła reflektorów.
- Magia, panienko.
KONIEC
Bardzo dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Jednocześnie przypominam, że nie trzeba być zarejestrowanym, aby móc komentować teksty na tej stronie. Służy do tego poniższy przycisk Review this Story / Chapter - wystarczy na niego kliknąć, w wąskim pasku wpisać przezwisko, w dużym oknie komentarz i wcisnąć napis pod spodem. Komentarze są dla mnie bardzo ważne, ponieważ pozwalają mi poznać Czytelników i ich opinie na różne sprawy. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).