Zapraszam do głosowania w dwóch ankietach umieszczonych w moim tutejszym profilu (bezpośrednio pod moim nickiem na samej górze - należy kliknąć na słowa Vote Now!); ponieważ jednak w profilu można mieć tylko jedno głosowanie w danym czasie, postanowiłam zmieniać ankiety w profilu co pięć dni, czyli od 01.01 do 05.01 można głosować na pierwszą ankietę, od 06.01 do 10.01 na drugą, od 11.01 do 15.01 znowu na pierwszą, od 16.01 do 20.01 na drugą i tak dalej. Niestety portal pozwala głosować tylko osobom zarejestrowanym i zalogowanym; zarejestrować się można poprzez kliknięcie na napis Sign Up w prawym górnym rogu, wypełnienie krótkiego formularza i kliknięcie na link podany w mailu, który przyjdzie na adres do rzeczonego formularza wpisany. Jeden użytkownik może zagłosować na każdą z ankiet tylko raz i głosu najpewniej zmienić nie można - proszę to wziąć pod uwagę i zastanowić się, czy na pewno w dany sposób chce się zagłosować - a ankiety są całkowicie anonimowe, nikt nie ma wglądu w to, kto jak głosował. Do wyników ankiet w pełni się dostosuję, z tym, że jeśli więcej niż jedna opcja uzyska maksymalną (w przypadku ankiety 1) lub identyczną (w przypadku ankiety 2) ilość głosów, do mnie będzie należała decyzja, którą z tych opcji wybiorę.

Zdaję się więc na Was i wolę większości z Was. Macie okazję wpłynąć na ilość tłumaczonych przeze mnie fanfików oraz na to, które to teksty będą - tylko od Was zależy, czy tę okazję wykorzystacie, czy ją zmarnujecie.


INFORMACJA

Kolejne rozdziały niniejszego tłumaczenia będą publikowane w różnych odstępach czasu, a częstotliwość ich ukazywania się jest w znacznej mierze uzależniona od aktywności czytelników. Aktywność czytelników jest zaś mierzona liczbą merytorycznych komentarzy do danego rozdziału. Więcej szczegółów można znaleźć w moim profilu, pod spisem tłumaczeń.

Czytelnicy, którzy merytoryczny komentarz do poniższego rozdziału zamieszczą i nie będą chcieli czekać na oficjalną publikację kolejnego rozdziału, mogą napisać do mnie e-mail na adres akumanakago[małpa]wp[kropka]pl (słowa w nawiasach kwadratowych należy oczywiście zastąpić odpowiednimi znakami) z wnioskiem o kolejny rozdział. Dostaną ten rozdział na e-mail, z którego wysłali wiadomość, lub na adres, który podadzą w treści wiadomości. Zastrzegam sobie prawo do nieodpowiadania na maile osób, które komentarza nie napisały lub ich komentarz trudno nazwać merytorycznym (czyli odnoszącym się do treści).


oryginał: Torn Apart World (link w moim profilu)

autor: Shoonasasi (link w moim profilu)

Tłumaczenie za zgodą autorki.


Rozdział czwarty

Wrażliwość


Przerażenie ogarnęło go w zastraszającym tempie. Vernon naprawdę go tym razem zabije. I w dodatku to była najlepsza porcelana ciotki Petunii! Był taki zmęczony, że wyślizgnęła mu się z dłoni, kiedy ją mył. Jego palce straciły czucie z bólu od gorącej wody, w której był zmuszony myć naczynia gołymi rękoma i krucha porcelana wysmyknęła mu się z uścisku. Usłyszał trzask, gdy spadła na posadzkę i stłukła się, i wiedział, że ma przechlapane.

Wuj w jednej chwili znalazł się przy nim. Boże, jak on się szybko poruszał, nawet jeśli był w sztok pijany. Pięść trafiła go w twarz, potem druga i upadł na podłogę, krwawiąc z rozciętej wargi.

- Będziesz ostrożniejszy! - wrzasnął mężczyzna.

Złapał Harry'ego za włosy i z całej siły rzucił nim o ścianę. Chłopiec osunął się na ziemię, a potem z oczami pełnymi przerażenia wypełzł tyłem do salonu. Vernon ruszył za nim. Harry nawet z daleka wyczuwał whisky w oddechu wuja. Mężczyzna wyciągnął ramię, aby chwycić chłopca, który z trudem stanął na nogach i rzucił się do drzwi. Uderzywszy w nie, zaczął gorączkowo manipulować zamkami, ale mięsista ręka złapała go za kark i odciągnęła do tyłu. Harry potknął się i Vernon przypadkowo go puścił, znowu posyłając na podłogę. Zaraz jednak sięgnął w dół, zacisnął obie dłonie na szyi chłopca i podniósł go na nogi. Zacieśnił chwyt. Harry w panice wbił paznokcie w ręce mężczyzny i kopał spazmatycznie. Próbował krzyczeć, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nagle znów spadał, a potem uderzył o ziemię z głuchym odgłosem. Spojrzał w górę i zobaczył napitą, spoconą twarz wuja, który uśmiechał się od ucha do ucha i unosił nad głowę rękę z pasem.

Wrzask utkwił w gardle Harry'ego, kiedy chłopiec usiadł gwałtownie. Natychmiast zakrył usta dłońmi, żeby stłumić krzyki. Gdyby ponownie obudził wuja Vernona, na pewno oberwałby pasem.

Na jego czole pojawiły się krople potu, a oczy błyszczały łzami, gdy jego wzrok przyzwyczajał się do światła. W następnej chwili zdał sobie sprawę z tego, gdzie jest.

Od razu wróciły do niego wspomnienia poprzedniego dnia. Dworzec kolejowy, Snape zabierający go na Privet Drive, powrót do Hogwartu, komnaty Snape'a i... zaraz, co właściwie robił na kanapie profesora? Och, racja, już pamiętał: drań napoił go eliksirem usypiającym. Harry odsunął ręce od twarzy i przez łzy spojrzał z nienawiścią na drzwi, które uznał za należące do sypialni nauczyciela.

Szybko zsunął się z kanapy i z drżeniem przeszedł przez pokój, aby znaleźć się przy lampie. Zapalił ją z cichym kliknięciem. Wypatrzył swoje okulary na stoliku nocnym i założył je, otarłszy oczy z łez i resztek snu.

Spojrzał na zegar. Trzecia dziewiętnaście.

Westchnął i przeczesał palcami potargane włosy. Czuł, że sterczą mu na wszystkie strony, jak to zwykle bywało po wstaniu z łóżka. Wlepił wzrok w trzy pary drzwi po drugiej stronie pomieszczenia: jedne do sypialni Snape'a, drugie do łazienki, a trzecie pewnie do średniowiecznej komnaty tortur. Zastanawiał się, które to są te od łazienki, bo nagle poczuł potrzebę skorzystania z ubikacji. Gospodarz go właściwie nie oprowadził.

"Zawsze mogę zgadywać" - pomyślał sobie. - "Dupkowi dobrze by zrobiło, gdybym nasikał mu w pracowni."

Poważnie: naprawdę się posiusia, jeśli szybko nie trafi do toalety.

Nie musiał długo czekać na odpowiedź, jako że praktycznie w tej samej chwili otworzyły się środkowe drzwi i do salonu wszedł Snape. Miał na sobie ciemnogranatowy szlafrok i podobne kapcie.

Spojrzał na Harry'ego oskarżycielsko.

Chłopiec poczuł ucisk w klatce piersiowej. Mistrz eliksirów zdołał wyglądać złowieszczo nawet w pidżamie. Przełknął ślinę. Czy Snape słyszał jego krzyki? Był pewny, że zdążył na czas zakryć usta. Nauczył się powstrzymywać odgłosy przerażenia wiele lat temu. Wuj Vernon nie lubił, jak się go budziło, i Harry nie wątpił, że ze Snape'em jest tak samo.

- Panie Potter, oczekuję, że ma pan doskonały powód, aby budzić mnie w środku nocy takimi hałasami?

Och tak, sprawiał wrażenie wściekłego.

Harry zaczął trochę szybciej oddychać. Był rozdarty. Odgrywać niewiniątko i udawać, że nic się nie stało, czy gorąco przeprosić i mieć nadzieję, że się uda? Snape'owi pewnie spodoba się, jeśli będzie mu mógł dać niezłe lanie za przeszkadzanie mu. Zerknął na ciemny korytarz prowadzący do drzwi wejściowych. Może po prostu powinien rzucić się do ucieczki?

- Um, muszę tylko skorzystać z łazienki, proszę pana, i, um... potknąłem się o stolik, kiedy poszedłem zapalić światło - powiedział, wybrawszy niewinność, nie szczerość. Naprawdę nie miał ochoty zostać ukarany tak wcześnie rano.

Spojrzenie Snape'a złagodniało odrobinę. Mężczyzna wskazał najdalej położone drzwi. Harry z pochyloną głową poszedł do łazienki i zatrzasnął drzwi za sobą.

Snape nadal patrzył na miejsce, w którym Harry stał chwilę wcześniej. Oczywiste było, że chłopca coś zdenerwowało - mistrz eliksirów bardzo wątpił, aby było to wpadnięcie na stolik, co zresztą niewątpliwie było kłamstwem. Chłopiec miał zarumienioną twarz, poczerwieniałe oczy, a kołnierz jego koszuli był przemoczony od potu. Snape słyszał jego krzyk, wiedział to na pewno. Doświadczył w życiu dość okrzyków bólu, aby poznać taki krzyk, gdy go usłyszał. Chłopcu najwyraźniej przyśnił się koszmar i widać było, że myśl, iż Snape miałby się o tym dowiedzieć, wprawiła go w panikę - stąd ten wymysł.

Westchnął. W ciągu ostatnich godzin dowiedział się o Harrym Potterze więcej, niż kiedykolwiek chciał wiedzieć, i żadna z tych rzeczy nie była przyjemna. Chłopiec coś ukrywał; widział to w tych zielonych oczach. Otaczała go aura rozpaczy. Jego wujostwo wyraźnie nie należało do wybitnych opiekunów. Może to właśnie przez nich Harry'emu stale się pogarszało w ostatnich tygodniach?

Nigdy nie spotkał Dursleyów, ale jacy ludzie porzuciliby dwunastolatka na tak długi czas bez żadnego wyjaśnienia? I czy to nie dziwne, że zaufany sąsiad nie ma nawet pojęcia o istnieniu Harry'ego? W domu chłopca bezsprzecznie działo się więcej niż ktokolwiek się domyślał.

Skrzywił się, gdy przyłapał się na przejmowaniu się Harrym. Doprawdy, można by pomyśleć, że oberwał Imperiusem. Sam pomysł, że miałby martwić się o Pottera, był śmiechu wart, mimo to jednak czuł tę nić zmartwienia, która powoli wślizgiwała się do jego umysłu.

Usłyszawszy odgłos otwieranych drzwi, Snape odwrócił głowę w stronę wchodzącego do salonu chłopca. Dziecko zatrzymało się, kiedy zauważyło, że nauczyciel patrzy na niego.

- Niech się pan jeszcze prześpi kilka godzin, panie Potter. Nie chcę, aby z powodu wyczerpania jutro się pan guzdrał. Przed nami długa podróż.

Harry gwałtownie uniósł głowę.

- Wybieramy się gdzieś, proszę pana? - spytał nieśmiało.

Snape przewrócił oczami.

- Panie Potter, była o tym mowa wieczorem w gabinecie dyrektora.

Harry otworzył usta, żeby zaprotestować, ale profesor nie pozwolił mu się odezwać.

- I tak, jestem świadom, że wczoraj cierpiałeś przejmujący ból.

Chłopiec wydął wargi.

- Z pewnością jednak usłyszałeś przynajmniej część tej rozmowy, biorąc pod uwagę, że dotyczyła ciebie.

- Pamiętam, jak nazwał mnie pan impertynenckim Gryfonem - mruknął Harry pod nosem.

- Nic dziwnego, że poszedłeś ze mną tak chętnie - zadumał się Snape, który zignorował uwagę nastolatka.

Harry'emu wcale nie podobał się kierunek, w jakim zmierzała ta wymiana zdań. Przygryzł dolną wargę i zaczął ją nerwowo żuć, co sprawiło, że nauczyciel spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Panie Potter, jutro będzie mi pan towarzyszył na małą wyspę przy wybrzeżach Anglii; jedną z wysp Farne, dokładnie mówiąc, tuż na południe od Berwick-upon-Tweed. Moja rodowa siedziba stoi tam od trzystu lat. Będziemy tam mieszkali przez resztę wakacji.

Wstrząśnięty chłopiec wytrzeszczył oczy. Ramiona mu opadły i cofnął się o krok, kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym prawie jęknął. Wyjechać ze Snape'em? W dodatku na jakąś daleką wyspę... i to na resztę wakacji? Nie, nie, nie, to musi być pomyłka! Czy Dumbledore pił zeszłego wieczora? Starszy pan czasami zachowywał się, jakby coś popijał. Harry zamierzał pomaszerować prosto do gabinetu dyrektora i zażądać... no, czegoś zażądać! To śmieszne! Czy dyrektor nie wie, jak bardzo Snape go nienawidzi? Cała reszta szkoły na pewno wiedziała.

Strach burzył się w nim jak wezbrana rzeka. Serce zaczęło łomotać mu w piersi, a strumyki potu popłynęły po twarzy. Czuł się, jakby ktoś mu ściskał klatkę piersiową w imadle.

- Nie! - krzyknął nagle. - Ma pan kompletnego świra, jeśli pan myśli, że gdziekolwiek z panem pójdę!

Profesor gwałtownie uniósł brwi.

- Że co, proszę?

- Nie pójdę z panem na jakąś głupią wyspę! - ciągnął Harry, którego głos był coraz bardziej piskliwy. - Nie pójdę i mnie pan nie zmusi, i powiem Dumbledore'owi, że mnie pan oszukał, i dał mi pan eliksir usypiający, i on pana zwolni, i... i... i nie pójdę! Nie zmusi mnie pan!

Snape skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na nastolatka swoim najgroźniejszym spojrzeniem. Prawdę mówiąc, był nieco zaskoczony wybuchem chłopca. Zaledwie kilka minut wcześniej dzieciak był przerażony myślą, że mu przeszkodził, a teraz wrzeszczał na całe gardło.

- Powiem! - wydzierał się Harry, którego w oczy szczypały łzy. - Powiem Dumbledore'owi, że jest pan dla mnie okropny! Wszyscy wiedzą, że mnie pan nienawidzi! I wcale mnie nie obchodzi, czy rzuci pan na mnie zaklęcie, czy klątwę, czy zamknie mnie w komórce bez żadnego jedzenia, i ta głupia stłuczona filiżanka, i zbije mnie pasem, i nie pójdę z panem! Nie pójdę! I... i...

Naraz zamarł. Mistrz eliksirów potrzebował paru sekund, aby zrozumieć, że chłopiec nie może złapać tchu. Spanikowany Harry uniósł ręce do szyi, a twarz szybko robiła mu się karmazynowa.

- Niech to szlag, Potter, uspokój się! - Snape nagle był zbyt blisko niego, złapał go za ramiona, po czym ukląkł, aby ich oczy znalazły się na tym samym poziomie.

Harry cofnął się i potknął o stolik; oddychał krótko i urywanie. Był na skraju hiperwentylacji. Profesor wciąż klęczał, chłopiec zaś patrzył na niego z mieszaniną desperacji i strachu, kręcąc głową.

- Potter - odezwał się Snape cicho; nie wstał, nawet się nie poruszył, aby nie zastraszyć nastolatka. - Potter, posłuchaj mnie. Nie ma powodu do takich występów.

Harry przestał kręcić głową i mistrz eliksirów odetchnął z ulgą. Chłopak był teraz przytomny.

- Tak lepiej - kontynuował spokojnie. - Słuchaj, masz natychmiast skończyć z tym śmiesznym zachowaniem. Chcę, abyś głęboko wciągał powietrze i powoli je wypuszczał.

Uspokojenie Harry'ego na tyle, żeby mógł oddychać prawie normalnie, wydawało się trwać całą wieczność. Wtedy nastolatek zrozumiał, że nauczyciel cały czas klęczał przed nim i bez przerwy patrzył mu w oczy, kiedy szeptem wydawał polecenia, aby powoli wdychał i wydychał powietrze.

Chłopiec zarumienił się; zdał sobie sprawę, że musiał wyglądać jak kompletny wariat, gdy tak się ciskał na profesora. Ale wakacje ze Snape'em? Większość ludzi padłaby trupem, jak tylko by o tym usłyszała. I, och, Merlinie, nakrzyczał, nie, nawrzeszczał na Snape'a. Miał szczęście, że mistrz eliksirów od ręki go nie zabił.

Ale nauczyciel go naprawdę nie zabił. Właściwie nawet go nie zwymyślał. Wydawał się prawie... no... miły. Harry zmarszczył nos na myśl, że profesor miałby mieć w sobie chociaż trochę dobroci.

Potem lekko zmrużył oczy. Snape wcale się nim nie przejmował. Nie przejmował się, czy chłopiec chce z nim iść, czy nie, a tak w ogóle, to czy nie było takiej chwili zeszłego wieczora w gabinecie Dumbledore'a, kiedy mistrz eliksirów ryknął na dyrektora, że jest zmuszany spędzać z Harrym czas? Takiego właśnie Snape'a znał - Snape'a, którego nienawidził.

Za cholerę nie obchodził Snape'a.

- No proszę - powiedział profesor, widząc, że chłopiec się uspokoił, teraz zaś tylko przyglądał się nauczycielowi z namysłem i pewną niechęcią. - Nie ma potrzeby dalszych występów, zrozumiano?

Harry przestał się krzywić, po czym lekko skinął głową na potwierdzenie.

- Przepraszam pana - powiedział prawie niesłyszalnie.

Snape powoli wstał, nie zbliżył się jednak do nastolatka. Zauważył, że chłopiec drży - nie był pewny: z zimna czy z nerwów. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i tlące się w kominku węgle natychmiast buchnęły roztańczonymi płomieniami.

- Potter - odezwał się nauczyciel cicho. Gryfon gwałtownie uniósł głowę i utkwił wzrok w piersi mężczyzny, wciąż zbyt zawstydzony, żeby spojrzeć mu w oczy. - Sądzę, że najlepiej będzie, jeżeli wrócisz na kanapę i odpoczniesz. - Harry posłusznie obszedł stolik i usiadł na sofie. - Czy chcesz dostać eliksir, który pomoże ci zasnąć? - spytał Snape i ramiona chłopca wyraźnie się napięły. - Mógłbym ci przygotować eliksir bezsennego snu - dodał szybko nauczyciel. - Powstrzyma twoje sny i pozwoli ci na spokojniejszy odpoczynek.

Nastolatek szybko pokręcił głową.

- Nie. Nie, dziękuję, profesorze.

- No dobrze. Jeżeli będziesz mnie w nocy potrzebował, możesz zapukać. - Podszedł do drzwi swojego pokoju, otworzył je i odwrócił się, aby znowu spojrzeć na Harry'ego. - Nie będę niezadowolony, jeśli mnie obudzisz.

Chłopiec skinął głową i Snape wszedł do sypialni, a potem zamknął za sobą drzwi. Gryfon odczekał kilka minut, po czym wstał i wyłączył lampę.

Ogień trzaskał na palenisku. Harry przez jakiś czas stał przy kominku, zapatrzony w płomienie, szczęśliwy, że przez parę chwil może jedynie skupić się na migoczących językach ognia i nie myśleć o wuju Vernonie albo profesorze Snapie, albo o tym, co go czeka w wakacje.

Trochę minęło, zanim chłopiec niechętnie odwrócił wzrok od blasku i ponownie usiadł na kanapie. Oparł się o wypełnione gąbką poduszki, trąc oczy i ziewając. Naprawdę był wykończony, wiedział jednak, że gdyby tylko zamknął oczy, wróciłyby koszmary, a już raz obudził profesora tej nocy. Chociaż Snape nie był tak wściekły, jak wuj Vernon, mimo wszystko był poirytowany. Budzenie go po raz drugi byłoby proszeniem się o kłopoty.

Powstrzymał kolejne ziewnięcie, wstał i podszedł do biblioteczki Snape'a. Omiótłszy regały spojrzeniem, znalazł tom zatytułowany "Niech ich zaraza. Epidemiczne klątwy i ich rola w mugolskiej historii". Zdjął go z półki, po czym usiadł na krześle, które na szczęście było twarde jak kamień, co mogło pomóc nastolatkowi nie zasnąć. Ogień zaś nadal dawał dość światła, by przy nim czytać.

Godzinę później Harry był pochłonięty lekturą rozdziału szóstego - tak pochłonięty, że nie usłyszał kliknięcia drzwi ani cichego skrzypnięcia, gdy leciutko się uchyliły. Nie zauważył też w cieniu sylwetki profesora Snape'a, który sprawiał wrażenie bardzo niezadowolonego faktem, że chłopiec nadal nie śpi. Po chwili jednak nauczyciel wycofał się do sypialni.

xXxXx

Snape masował skronie, chodząc wokół swego łóżka.

Cóż, ten dzień okazał się interesujący, delikatnie rzecz ujmując. Mógł teraz dodać ataki paniki do listy problemów Pottera.

Przypomniał sobie burkotliwe oskarżenia chłopca. Jakkolwiek kuszące mogło to być, nigdy nie groził uczniom przymusowym zamknięciem i z całą pewnością nigdy żadnego z nich nie uderzył, choć zawsze podejrzewał, że Longbottomowi nie zaszkodziłoby porządne trzepnięcie w głowę.

Zmartwiony Potter najwyraźniej był niezręcznym idiotą.

Teraz zaś ten nieposłuszny bachor siedział tam i czytał, zamiast spać, jak mu kazano.

Każdego innego dnia wyszedłby z sypialni i porządnie dzieciaka opieprzył za nieposłuszeństwo. Do diabła, gdyby to był jakikolwiek inny dzień, zadowolony Snape siedziałby w fotelu, sączył Chateau Lafite rocznik 1787 i za cholerę nie przejmował się poczynaniami Złotego Chłopca.

Ale tak się złożyło, miał tego emocjonalnie niestabilnego nastolatka w swoim salonie.

Z ciężkim westchnieniem wdrapał się do łóżka, nagle jednak zamarł i szeroko otworzył oczy, kiedy dotarła do niego okropna prawda.

Zamknie mnie w komórce...

Bez żadnego jedzenia...

Zbije mnie pasem...

To nie były puste oskarżenia zdenerwowanego dziecka, to były oświadczenia.

Wyznania.

Wśród tego szaleństwa, emocji i wrzasku Harry Potter dokładnie powiedział mu, co jest nie w porządku, i pod wpływem chwili, zbyt zajęty protekcjonalizmem, aby słuchać, Snape go zignorował.

Severus jęknął cicho, przeczesując włosy palcami. Zerknął na zegar; zdecydowanie za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić. Porozmawia z chłopcem rano, kiedy obaj będą trzeźwo myśleli.

Położył się na łóżku i leżał tak ze wzrokiem utkwionym w sufit, podczas gdy jego myśli pędziły z zawrotną szybkością.

Zaś w pokoju obok Harry Potter pochylił głowę nad zatęchłymi stronami i rozpłakał się.


KONIEC
rozdziału czwartego


Bardzo dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Jednocześnie przypominam, że nie trzeba być zarejestrowanym, aby móc komentować teksty na tej stronie. Służy do tego poniższy przycisk Review this Story / Chapter - wystarczy na niego kliknąć, w wąskim pasku wpisać przezwisko, w dużym oknie komentarz i wcisnąć napis pod spodem. Komentarze są dla mnie bardzo ważne, ponieważ pozwalają mi poznać Czytelników i ich opinie na różne sprawy. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).