INFORMACJA
Kolejne rozdziały niniejszego tłumaczenia będą publikowane w różnych odstępach czasu, a częstotliwość ich ukazywania się jest w znacznej mierze uzależniona od aktywności czytelników. Aktywność czytelników jest zaś mierzona liczbą merytorycznych komentarzy do danego rozdziału. Więcej szczegółów można znaleźć w moim profilu, pod spisem tłumaczeń.
Czytelnicy, którzy merytoryczny komentarz do poniższego rozdziału zamieszczą i nie będą chcieli czekać na oficjalną publikację kolejnego rozdziału, mogą napisać do mnie e-mail na adres akumanakago[małpa]wp[kropka]pl (słowa w nawiasach kwadratowych należy oczywiście zastąpić odpowiednimi znakami) z wnioskiem o kolejny rozdział. Dostaną ten rozdział na e-mail, z którego wysłali wiadomość, lub na adres, który podadzą w treści wiadomości. Zastrzegam sobie prawo do nieodpowiadania na maile osób, które komentarza nie napisały lub ich komentarz trudno nazwać merytorycznym (czyli odnoszącym się do treści).
oryginał: Life as Dictated by a Talking Hat (link w moim profilu)
autor: RhiannanT (link w moim profilu)
Tłumaczenie za zgodą autorki.
Rozdział czwarty
Ups?
Ponieważ Harry był odwrócony plecami do ściany, pierwszym, co Severus zauważył, był wielki blednący siniec w kształcie dłoni na twarzy chłopca. Potem spostrzegł podobne na ramionach, a wreszcie również te, które oczekiwali zobaczyć na klatce piersiowej. W następnej chwili przypomniał sobie, jak Harry się wzdrygnął, zerknął więc na rękę, za którą wcześniej go złapał, i dojrzał ciemną, nabiegłą krwią plamę, ciągnącą się tak daleko, że nie widział jej końca. Severus przełknął ślinę i odezwał się cicho:
- Ha... Potter. Odwróć się do mnie tyłem.
Harry spojrzał na niego poważnie, po czym - po raz pierwszy od kiedy Snape go znał - opuścił wzrok i usłuchał. Mistrz eliksirów z trudem powstrzymał sapnięcie. Plecy chłopca pokrywały zainfekowane pręgi po chłoście, niektóre po prostu czerwone, inne okropnie napuchnięte i zaognione, część zaś była na wpół otwarta, na granicy gangreny. "Dlaczego nie zauważyłem tego od razu po przybyciu chłopaka do szkoły?" - pytał nauczyciel, zły na siebie. - "To nie powinno było zajść tak daleko, z zaklęciami maskującymi czy bez nich."
Harry prawie nie mógł uwierzyć, że usłuchał tego podłego manipulatora, który był opiekunem jego domu. Nawet nie obdarzył go rozzłoszczonym spojrzeniem; nie było warto. Wmawiał sobie, że czeka, aż mistrz eliksirów uprzejmie poprosi, w rzeczywistości jednak czuł się zwyczajnie wyczerpany. Wiedział, że bez względu na to, czy będzie współpracował, czy nie, ślady zostaną odkryte - i żywił malutką nadzieję, że kiedy tak się stanie, zaaferowana pielęgniarka może je naprawi. Miał też nadzieję, że kiedy dupek zaspokoi ciekawość, zostawi Harry'ego w spokoju. Niestety nie miał tyle szczęścia. Odwrócił się z powrotem. Po długiej chwili milczenia nauczyciel wreszcie przemówił:
- Masz ochotę wyjaśnić, jak dokładnie te ślady się tam znalazły, Harry?
Harry spojrzał na niego niechętnie. "Naprawdę jest pan taki tępy?"
- Szczerze mówiąc, nie - odparł niewinnie.
Profesor zmarszczył brwi.
- Pozwól, że ujmę to inaczej. Proszę, powiedz mi, jak te ślady się tam znalazły, Harry.
"Heh. Może naprawdę jest aż tak tępy. Albo to, albo chce, żebym opowiedział o swoich doświadczeniach. Pewnie. Już pędzę." Poczuł ulgę, kiedy dzięki wścibstwu nauczyciela wróciła mu złość.
- Niech pomyślę. To taki dziwny zbieg okoliczności, prawdę mówiąc. Te o kształcie dłoni na moim ramieniu wzięły się od dłoni, na moim ramieniu... te o kształcie stopy na mojej klatce piersiowej wzięły się od stopy, na mojej klatce piersiowej... a ślady po pasie na moich plecach wzięły się od pasa, na moich plecach. Może pan też zauważyć ślad w kształcie dłoni na mojej twarzy. Niech pan użyje swoich zdolności dedukcyjnego myślenia. Myśli pan, że jak się tam znalazły?
Na dźwięk tych słów Severus zamknął oczy. Chłopiec najwyraźniej nadal usiłował go rozgniewać, lecz - ten jeden raz - nie udało mu się. Jak Severus mógł czuć cokolwiek poza sympatią i przerażeniem w obliczu tak otwartego podsumowania jego obrażeń, nawet gdyby chciał? "Nigdy nie był ze mnie dobry śmierciożerca." Mistrz eliksirów ponownie otworzył oczy i westchnął. "Życie czasami byłoby o tyleż prostsze, gdyby było inaczej."
- No dobrze, Potter - rzekł; choć raz to nazwisko w jego ustach nie smakowało gorzko. - Porozmawiamy o tym później. Na razie tobie odpuszczam. Jednakże BĘDZIESZ współpracować z Poppy i będziesz wypełniał jej polecenia CO DO JOTY. W przeciwnym wypadku nie zyskasz prywatności ani wolności, aż te pręgi nie zostaną CAŁKOWICIE wyleczone. - Wreszcie udało mu się wykrzesać z siebie nieco złości na niebezpieczny upór pierwszoklasisty. - Gdyby infekcja zaszła chociaż odrobinę dalej, mogłaby cię ZABIĆ. Głupi chłopak. Dlaczego nie miałeś na tyle rozumu, żeby dać je od razu wyleczyć?
Jakoś nie miał serca do ubliżania dzieciakowi i nawet struchlał pod spojrzeniem, jakie posłała mu Poppy. LUBIŁ ją, chociaż za nic nie przyznałby tego na głos. Próbował się zrehabilitować, więc ciągnął:
- POROZMAWIAMY o tym. Nie możesz ukrywać przede mną obrażeń, bez względu na twoją motywację. Na razie jednak masz pozwolić Poppy zająć się tobą, a potem masz iść spać. Zobaczymy się rano; mam spotkanie z dyrektorem.
Snape sprawiał wrażenie zdeterminowanego i rozzłoszczonego - Harry'emu nagle przyszła do głowy przerażająca myśl.
- W jakiej sprawie, proszę pana?
- W sprawie oddania przypuszczalnego wybawcy magicznego świata w ręce pary mugoli, którzy już wtedy znani byli ze swej nienawiści do magii, bez choćby sprawdzenia, czy nie zabili dzieciaka.
- NIE! - wrzasnął Harry, podrywając się na nogi. "O Boże, nie wolno mu. Po prostu mu nie wolno."
- Co nie, Potter? Mówisz, że on cię nie przekazał tym agresywnym gnojom? Z pewnością nawet ty zdajesz sobie sprawę z tego, że sposób, w jaki cię traktowali, nie był właściwy.
Harry zawrzał z wściekłości. "Był, jeśli twój jest, dupku." Zagryzł zęby, żeby nie zacząć krzyczeć z frustracji, ale był do tego gotów i nie zdołał tego ukryć.
- Nie, nie pójdzie pan mu o tym powiedzieć. To nie jego interes, pana zresztą też nie. Niech pan zabierze swój paskudny nochal z mojego życia.
"Nic, czego nie słyszałem już wcześniej, dzieciaku. Spróbuj jeszcze raz."
- Owszem, pójdę, ponieważ, owszem, jest. W interesie dorosłych zawsze leży troszczenie się o dzieci pod ich opieką. Teraz jednak ty wymagasz leczenia, ja zaś nie mam na to czasu. Idę.
Odwrócił się i pomaszerował ku drzwiom, które zatrzasnęły się mu przed nosem i zamknęły na klucz. Z zaskoczeniem okręcił się na pięcie i spojrzał na uśmiechniętego krzywo Pottera.
- Nie, nie idzie pan, bo panu nie pozwolę.
Snape był pod ogromnym wrażeniem - "Kontrolowana magia bezróżdżkowa u jedenastolatka. Chyba nawet Czarny Pan nie..." - lecz dobrze to ukrył. Wysłał magiczną sondę, dzięki której dowiedział się, że drzwi trzymała na miejscu wyłącznie magia Harry'ego.
- Czy muszę ci przypominać, że nie zablokowałeś sieci Fiuu? Jeżeli nadal będziesz barykadował mi drogę, po prostu sprowadzę dyrektora tutaj. Może dobrze by mu zrobiło, gdyby na własne oczy zobaczył, o czym właściwie mówię.
Harry zbladł. Snape z ruchu jego warg odczytał słowo, które bez tego by przegapił, tak cicho zostało wymówione:
- Nie.
- Nie? To otwórz drzwi. Zrozum, mógłbym je po prostu wysadzić. Powstrzymuję się wyłącznie dlatego, że sprawiłoby ci to ból.
Harry tylko na niego patrzył, wyzywający jak zwykle. Lecz tym razem Severus całkiem wyraźnie widział za jego złością desperację. Ponieważ jednak nie mógł nic na to poradzić w owej chwili - musiał zobaczyć się z dyrektorem! - to nadal forsował tę kwestię. Wyczuwając, że drzwi wciąż są zamknięte na głucho, żwawo podszedł do kominka i wyjął nieco proszku z pudełka stojącego na gzymsie. Właśnie miał go wrzucać w ogień, kiedy usłyszał głośniejsze, pełne desperacji "nie!" i zgrzyt zamka. "Znakomicie. Naprawdę nie chcę przeprowadzać tej rozmowy w obecności chłopca." Severus skinął swojemu podopiecznemu głową, po czym wrócił do otwartych teraz drzwi. Lecz gdy przekraczał próg, Harry zawołał do niego:
- Proszę!
Błaganie wypełniające to słowo sprawiło, że Severus zatrzymał się raptownie. Nigdy nie słyszał takiego tonu u tego chłopca, obecnie zaś, kiedy jego aroganckie zachowanie znalazło wyjaśnienie, nigdy nie chciał go słyszeć. Nigdy sobie nie wyobrażał, że Harry może być tak bardzo bezbronny i przestraszony, nigdy nawet nie uważał go za dziecko.
- Proszę, proszę pana. Proszę, niech pan nie mówi. Zrobię wszystko, proszę pana. Naprawdę wszystko.
Severus westchnął ciężko. "Niech cię szlag, Albusie, wiedziałem, że się do tego nie nadaję. Co mam zrobić? NIE MOGĘ spełnić jego prośby, z drugiej jednak strony niespełnienie jej może doprowadzić do tego, że chłopiec straci do mnie tę odrobinę zaufania, jakiej być może nabrał." Znowu westchnął. Możliwe, że teraz, kiedy Severus odkrył, co się dzieje i w rezultacie jeszcze bardziej zraził chłopca do siebie, Albus wyznaczy Harry'emu nowego opiekuna; kogoś, komu dziecko będzie mogło zaufać. Ta myśl sprawiła, że mistrz eliksirów poczuł sporą ulgę, a zaraz po tym okropne wyrzuty sumienia. "Lily, wybacz mi, proszę. Naprawdę się staram."
- Harry, przykro mi. Wiem, że nie jest to coś, co chciałbyś podać do wiadomości. Jeżeli jednak Albus się o tym nie dowie, wyśle cię z powrotem do tego domu, a na to nie mogę pozwolić. Mam za zadanie cię chronić i spełnię swój obowiązek. Przykro mi, że jedynym sposobem, w jaki mogę to zrobić w tym przypadku, jest przeprowadzić śledztwo i ujawnić rzeczy, które wolałbyś zachować w tajemnicy, to jednak nie powstrzyma mnie przed zrobieniem tego.
Powiedziawszy to, wyszedł.
Ale Harry nie słyszał tej przemowy i ledwie zauważył odejście nauczyciela. Obowiązek, ochrona i Albus Dumbledore niewiele miały wspólnego z Harrym Potterem. Harry ze wszystkich sił walczył o zachowanie kontroli, jaką miał nad własnym życiem: strzegł swoich sekretów pomimo męki zaklęć maskujących, bólu ran i stresu płynącego z unikania opiekuna domu. Dursleyów zostawił za sobą - teraz jego życie po raz pierwszy należało do niego. Po raz pierwszy chodził na lekcje, odrabiał zadania domowe, nawiązywał przyjaźnie i wstąpił do drużyny sportowej jak normalne dziecko. Potem wtrącił się Snape i odarł go z tajemnic, które teraz zamierzał przekazać innym. Harry znowu był świrem. W obliczu tego wszystkiego fakt, że gościowi było przykro, kompletnie nic nie znaczył. Zaczęła się druga wojna światowa.
Albo właściwie zacznie się, kiedy pełna współczucia, zatroskana madame Pomfrey wreszcie z nim skończy. Gdy tylko Snape wyszedł, poszła po swoje maści i bandaże. Teraz wróciła i patrzyła na niego wyczekująco.
- No cóż, Harry - odezwała się rzeczowo. - Oczyśćmy cię. Wolisz, abym najpierw zajęła się twoimi siniakami czy plecami? Obecnie muszę tylko położyć na nie nieco balsamu. Potem profesor Snape przyjdzie z eliksirami odpowiednimi dla ciebie, które pomogą w pozbyciu się infekcji.
"Położyć na nie nieco balsamu. Chce powiedzieć, że będzie mnie dotykać." Harry zadrżał. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął w tej chwili, było, żeby ktoś dotykał jego ran. Już czuł się zbyt goły, bez koszuli i swoich... zaklęć maskujących, jak je nazwał Snape. Był też zły na cały świat i wolał, żeby przez jakiś czas ludzie się do niego nie zbliżali. Ale z drugiej strony madame Pomfrey była miła i chociaż jej współczucie działało mu na nerwy i naprawdę miał ochotę wydrzeć się na nią, jak wcześniej na Snape'a, Harry wiedział, że ona na to nie zasłużyła. Wykonywała tylko swoją pracę. Może gdyby poprosił...
- Czy... czy mogę go sam nałożyć? Proszę?
Madame Pomfrey zatrzymała się. Pracowała w Hogwarcie od wielu lat i doskonale rozumiała motywację stojącą za zaskakująco grzecznym pytaniem chłopca. "Biedne dziecko. Jakie to musi być uczucie, kiedy w tak krótkim czasie wychodzą na jaw wszystkie twoje tajemnice? Gdyby to tylko nie były plecy, mogłabym się zgodzić. No cóż, chyba po prostu będę musiała zrobić, co w mojej mocy, żebyś poczuł się w miarę pewnie."
- Na te obrażenia, które jesteś w stanie dosięgnąć, tak. Nie ma powodu, żebym musiała zrobić to ja, nie ty. Na pozostałe... nie. Twoje plecy są obecnie w koszmarnym stanie. W żadnym razie nie możemy przegapić żadnego miejsca. Jeżeli jednak wolałbyś, aby zrobił to ktoś inny, zaraz tę osobę wezwę.
"Szlag, szlag, szlag. Czemu NIC dzisiaj nie może dobrze iść?" Harry nie mógł poprosić nikogo innego, bo nikt inny o tym nie wiedział. Sam fakt, że pielęgniarka zaproponowała coś takiego, praktycznie wcale mu nie pomógł. Naprawdę nie chciał, żeby ktokolwiek go teraz dotykał. Tylko pokręcił głową.
- W porządku zatem. Będę z tobą szczera: będę tak delikatna, jak tylko zdołam, jednak kiedy zajmę się twoimi plecami, będzie bolało. Wolałbyś, żebyśmy zajęli się tym najpierw, żebyś miał to z głowy, czy wolisz, żebym dała ci balsam na sińce?
Harry zamknął oczy i znowu zadrżał, mimo strachu starając się nadal być grzecznym chłopcem. "To nie jej wina. Ona tylko próbuje mi pomóc. Wcale nie chce mnie wystraszyć. NIE jej wina. Zostaw to dla Snape'a."
- Siniaki, proszę.
Poppy podała mu słoik, po czym gestem dała znać, że chłopiec ma się brać do pracy. Trzymała przed nim lustro, aby mógł wetrzeć balsam w twarz; pokazywała mu na odbiciu, gdzie się nie posmarował i wyjaśniała jednocześnie, że lekarstwo wspomoże jego ciało przy wchłanianiu z powrotem krwi, która powodowała sińce.
- Dzięki temu jutro już ich nie będzie - zapewniła.
Wreszcie Harry skończył z siniakami i nadeszła pora na jego plecy. Pomfrey przeszła na tył dziecka, lecz ono natychmiast odwróciło się, by mieć ją w polu widzenia. Westchnęła.
- Harry, nie będę w stanie tego zrobić, jeśli będziesz się odwracał.
Harry zarumienił się, ale nie zmienił pozycji. Poppy trochę go rozumiała.
- Czy pomogłoby, gdybyś mógł mnie obserwować, kiedy będę to robić? Mogę dać ci lusterko.
Harry poczerwieniał jeszcze bardziej, skinął jednak lekko głową, czując ulgę, że mogą pójść na kompromis. Wcale nie podobało mu się, że ma ją za plecami, lecz możliwość patrzenia na to, co się dzieje, na pewno pomoże. Poppy podała mu zwyczajnie wyglądające lusterko i wyjaśniła, że może zobaczyć w nim wszystko, co chce, o ile jest to niedaleko. Harry pomyślał o swoich plecach i o Poppy - i rzeczywiście lusterko pokazało wszystko, co robiła pielęgniarka. "W porządku, jedną przeszkodę mamy za sobą" - pomyślała, po czym otworzyła słoiczek z balsamem. Harry wyraźnie zesztywniał, kiedy jej ręka zbliżyła się do jego pleców, wygiąwszy grzbiet jak tylko mógł najdalej bez ruszania całego ciała. Poppy westchnęła i znieruchomiała.
- Rozluźnij się, proszę, Harry. Wiem, że to dla ciebie trudne, muszę jednak pokryć twoje plecy tym balsamem, a będzie znacznie łatwiej, jeżeli będziesz współpracował.
Harry na chwilę pochylił głowę ze wstydu, a potem powiedział prawie bezgłośnie:
- Staram się.
Poppy wiedziała, że nie miała tego usłyszeć. Poczuła, jak kolejny raz wzbiera w niej sympatia i współczucie. "To jakbyś reagował, gdybyś się nie starał? Prawdopodobnie gdzieś byś się schował. Merlinie, biedne dziecko."
Harry ani pisnął, kiedy Poppy zaczęła kłaść balsam na pierwszą z pręg pokrywających jego plecy; ze wszystkich sił próbował się nie ruszać i utrzymać swą magię wewnątrz. Desperacko pragnął się bronić, podnieść tarczę i zaklęcia maskujące, i walczyć pięściami i magią z tym, co sprawiało mu cierpienie. Zamiast tego z determinacją starał się ukryć strach i ból za beznamiętną miną, jak zawsze. Próbował pamiętać, że to nie jest Vernon, że pielęgniarka nie zamierza zrobić mu krzywdy, że to mu pomoże i że musi siedzieć nieruchomo, ale jego instynkt uważał inaczej, a tkwienie pomiędzy tym, co wiedział jego rozum, a tym, co mówił mu pierwotny instynkt, tylko zwiększało presję. Gdyby to był Vernon, Harry byłby w stanie się powstrzymać, bo wiedział, że musi, ale jednocześnie próbowałby uciec. Pamięć o tym, że to pielęgniarka, pozwalała mu się nie ruszać, lecz im dłużej czuł ból, tym trudniej było mu powstrzymać się przed użyciem magii do obrony. To musiało się źle skończyć.
Wtedy Poppy wypuściła z ręki słoiczek z balsamem, który prawie spadł na podłogę. Szybko poruszyła ręką, żeby go złapać, i nim Harry choćby zorientował się, co się dzieje, pielęgniarkę odrzuciło pod przeciwległą ścianę, jego tarcze ochronne i zaklęcia maskujące momentalnie zaczęły działać, on sam zaś znalazł się plecami do ściany pod łóżkiem, na którym wcześniej siedział. Gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, "złapał" biedną madame Pomfrey w ostatniej chwili i posadził ją na ziemi tak delikatnie, jak zdołał. Było już jednak za późno na cokolwiek innego. Coś robiło niesamowicie straszny hałas; w końcu zrozumiał, że to jakiś alarm. Każdy szklany przedmiot w sali szpitalnej był rozbity: okna, butelki z eliksirami, lampy, wszystko... a wszystkie łóżka otaczały Harry'ego tak, że nikt nie mógłby się przez nie do niego przedostać. Ale Harry widział spod nich pielęgniarkę i odetchnął z ulgą, kiedy zauważył, że zdążyła już wstać. Jakimś cudem nie trafił jej nawet odłamek szkła. "Och, dzięki Bogu."
Madame Pomfrey pochyliła się i przez chwilę oddychała ciężko, przyglądając się panującemu wokół bałaganowi, Harry zaś poświęcił swoją uwagę na uspokojeniu się, teraz, kiedy zagrożenie - err - zostało zażegnane. Poppy wreszcie stanęła prosto i spojrzała na Harry'ego; wyglądała na trochę wstrząśniętą, ale poza tym jedynie rozdrażnioną.
- Wydaje mi się, panie Potter, czy prosiłam pana o współpracę? - spytała i wymownie rozejrzała się wokół po zniszczeniach, jakie spowodował Harry.
Harry'ego znacznie podniósł na duchu humor, jaki brzmiał w jej głosie. Myślał, że będzie zła. Skoro najwyraźniej nie była, postarał się dorównać jej spokojowi.
- Umm... Ups? - spróbował.
xXxXx
Kiedy Severus i Albus wbiegli do komnaty, byli w stanie jedynie ze zdumieniem przyglądać się widokowi, jaki się przed nimi roztaczał. Sala chorych była niemal całkowicie zniszczona, na podłodze leżało tyle rozbitego szkła, że trudno było nawet bezpiecznie wejść. Harry siedział w kącie pod szpitalnym łóżkiem, uśmiechnięty od ucha do ucha, wszystkie pozostałe łóżka stały ciasno wokół niego, a Poppy Pomfrey turlała się po skrawku podłogi, na którym nie było ani okrucha szkła, i śmiała się, jakby nigdy nie miała przestać.
Severus patrzył to na bezsprzecznie szaloną pielęgniarkę, to na pełną niedowierzania minę Albusa Dumbledore'a, aż dyrektor zauważył jego badawcze spojrzenie i uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że jest jakiś powód, dla którego zatrudniłem tę kobietę.
xXxXx
Wyczerpany po pełnym wydarzeń poranku, Harry zasnął pod swoim łóżkiem. Sala chorych tymczasem zaczęła być przywracana do poprzedniego stanu. Okna łatwo było naprawić za pomocą magii, lecz stłuczone fiolki i eliksiry, które się w nich wcześniej znajdowały, wymieszały się w gęsty, trujący żel najeżony ostrymi jak brzytwa odłamkami szkła, którego trzeba się było ostrożnie pozbyć. Praca, jaką będzie musiał wykonać, żeby je zastąpić, mogła wprawić w osłupienie, Severus jednak siedział cicho po opowieści Poppy, jak to Harry próbował - i nie udało mu się - poradzić sobie z całą tą sytuacją. Doskonale pamiętał prawie idealny okrąg "bezpiecznej" przestrzeni wokół Poppy, który wciąż go zdumiewał. "Jak, u licha ciężkiego, ona przeżyła ten szał zniszczenia?" Pielęgniarka nie została nawet zadrapana, chociaż zasypało ją potłuczone szkło z całego pokoju. Jakoś Harry zapewnił jej bezpieczeństwo. Przy czymś takim zmarnowane eliksiry niewiele znaczyły. Uwarzy je ponownie. Harry przecież nadal miał szlaban, który musi odbyć...
Poppy doszła do wniosku, że po prostu pozwoli dziecku spać. Było nie było, chłopiec potrzebował odpoczynku. Ranek musiał być dla niego przerażający, na domiar wszystkiego jeszcze ten niewiarygodny pokaz mocy - wzdrygnęła się, przypomniawszy sobie powietrzny lot w kierunku ściany. Nie powiedziała Albusowi i Severusowi o tej części, tylko o szkle. OBU IM przydałaby się przerwa. Pomogła więc pozostałym posprzątać; kątem oka obserwowała dziecko, kiedy w najcichszy możliwy sposób łóżka przemieszczane były na ich zwykłe miejsce. Chłopiec wiercił się, gdy to robili, jego twarz zawsze zwracała się w kierunku tej osoby, która znajdowała się najbliżej, ale nie obudził się całkowicie. Poppy zatrzymała Severusa i Albusa, kiedy chcieli przenieść ostatnie pięć łóżek.
- Zostawcie je. Przesunął tam łóżka nie bez powodu i nie chcę, żeby obudził się, czując odsłoniętym. Prawdę mówiąc, zdziwiłabym się, gdyby pozwolił nam je poruszyć i się przy tym nie obudził.
- Gdyby nam pozwolił, Poppy? - Severus nie wydawał się przekonany.
- Cóż, jasne. Sądzę, że monitoruje nas przez cały czas i możesz zauważyć, że jego tarcza jest uniesiona. Z pewnością nie zamierza pozwolić trójce dorosłych kręcić się w pobliżu po tym całym zniszczeniu, kiedy jest tak bezbronny. Pozwolimy mu wyjść, gdy będzie gotowy. Do tego momentu łóżka zostają.
Snape nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
- Poppy... nie udało ci się skończyć, prawda?
Pielęgniarka westchnęła z rezygnacją.
- Nie. Jakaś połowa jeszcze przede mną.
- Pomogę ci. Najwyraźniej nie powinienem był zostawiać cię z tym zadaniem samej.
- Nie. Wyjdziesz. Szczerze mówiąc, twoja obecność tylko jeszcze bardziej go wystraszy. Obawiam się, że właściwie muszę obu was prosić, żebyście już wyszli, to będziemy mogli z Harrym załatwić sprawę do końca.
- Co? Nie! Oszalałaś?
- Chcesz postawić w zastaw swoje życie, zakładając się, że Harry zdoła złapać nas oboje, Severusie?
Severus patrzył na nią wstrząśnięty.
- Co konkretnie chcesz powiedzieć przez "złapać", Poppy?
Albus zasłonił dłonią rozciągnięte w uśmiechu usta, Poppy zaś usiłowała wyjaśnić Severusowi coś, do czego dyrektor sam już doszedł.
- Och, użyj swojej cholernej GŁOWY, Severusie! Dlaczego, u diaska, Harry miałby spanikować, kiedy byłam już dziewięć metrów od niego?
Severus zbladł, wodząc wzrokiem w tę i z powrotem od miejsca, w którym nadal znajdował się Harry, do miejsca, w którym wcześniej śmiała się leżąca na ziemi Pomfrey.
- Nie masz chyba na myśli...
- TAK, Severusie. Stałam przy łóżku Harry'ego. Potem przeleciałam dziewięć metrów i zatrzymałam się jakieś cztery centymetry przed ścianą, po czym powoli zostałam posadzona na podłodze. To wszystko działo się w tym samym czasie, kiedy cały CHOLERNY POKÓJ był skrupulatnie niszczony, a w powietrzu śmigało mnóstwo kawałków potłuczonego szkła. A jednak stoję tu, praktycznie nietknięta. - Wreszcie straciła opanowanie. - ZA CHOLERĘ nie chcę CHOLERNIE ryzykować, że on to znowu zrobi, w porządku? Więc idźcie sobie. JUŻ.
- Ale co z tobą... co jeśli...?
- Chłopiec mi ufa. Tak jakby. Tobie niestety nie ufa. Nic nam nie będzie. Jedyne, co możecie teraz dla nas zrobić, to wyjść.
Severus sztywno skinął głową i poszedł. Albus został na moment, żeby zamienić z pielęgniarką parę słów.
- Sądzisz, że więcej tobą nie rzuci?
- Sądzę, że wcale nie miał takiego zamiaru, więc czy to zrobi znowu, czy nie, będzie zależało od otoczenia, w jakim się obudzi. Nie chcę, żeby myślał, że ma kłopoty.
W sali chorych Poppy była Bogiem. Dyrektor zrozumiał wskazówkę i również wyszedł.
xXxXx
Poppy stanęła przed łóżkami, gdzie chował się Harry, a później ukucnęła, żeby móc mu patrzeć w twarz... kiedy się obudzi. Była zaskoczona, gdy otworzył oczy zaraz po tym, jak na niego spojrzała, i usiadł. "Ile on czasu właściwie nie śpi?" Ignorując fakt, że chłopiec w tej akurat chwili ukrywał się pod łóżkiem i zniszczył skrzydło szpitalne zaledwie dwie godziny temu, Poppy zawołała do niego normalnym tonem:
- Harry? Czy mógłbyś wyjść, proszę? Przykro mi, ale musimy się zająć pozostałą częścią twoich pleców.
Dziecko tylko się skrzywiło.
- Tak, wiem. Połowę masz już jednak za sobą - zachęcała. Potem uśmiechnęła się przekornie. - Dam ci lizaczka!
Harry pokazał jej język i wreszcie lekko się uśmiechnął, po czym wyszedł spod łóżek na przeciwko miejsca, w którym stała pielęgniarka. Zarumienił się, wstając i zerkając na nowo naprawione okna.
- Umm... przepraszam, że... err... zniszczyłem pani salę chorych. - "I rzuciłem panią na drugą stronę pokoju."
Poppy spojrzała na niego poważnie.
- Sądzisz, że tym razem będziesz w stanie tego uniknąć?
To było uczciwe pytanie, nie prośba, dlatego Harry zastanowił się, zanim odpowiedział:
- Umm... pomogłoby, gdyby pozwoliła mi pani na przerwy. Po prostu czuję to... napięcie... które rośnie, kiedy mnie boli. Próbowałem się nie ruszać, więc moja magia ruszyła się za mnie.
Poppy skinęła głową, przyjemnie zaskoczona, że wyjawił aż tyle.
- Możemy tak zrobić. Co powiesz na przerwę po każdych pięciu minutach? Powinieneś mi też powiedzieć, jeśli będziesz potrzebował jej wcześniej.
Harry przytaknął i ponownie usiadł na łóżku. Poppy dyskretnie naprawiła lusterko, a potem mu je podała.
- Powiedz mi po prostu, gdy będziesz potrzebował przerwy, dobrze? - powtórzyła. - Lecenie było... interesujące... wolę jednak miotłę.
Chłopiec znowu poczerwieniał. Skinął głową i wszystko zaczęło się na nowo.
Do czasu, kiedy Poppy skończyła, niebo pociemniało, a Harry ponownie czuł się zestresowany i wykończony. Pielęgniarka wyszła z komnaty zaraz po tym, jak zakończyła zabiegi, rozumiejąc, że chłopiec potrzebuje odrobiny prywatności, toteż wreszcie był sam. Strasznie chciało mu się spać. Z obrzydzeniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było o wiele za duże na spanie. Madame Pomfrey przesunęła łóżka z powrotem mniej więcej na ich miejsca, przez co zniszczyła bezpieczny kącik, w którym Harry spał poprzednio. Ktoś mógł się do niego zbliżyć z praktycznie każdej strony, a wokół było za dużo... no cóż, przestrzeni. Jak ktokolwiek mógł się czuć bezpieczny, śpiąc w takim miejscu? Łóżka nawet nie miały zasłon. Szafka na żelazne zapasy medyczne wyglądała zachęcająco, jeśli miał być ze sobą szczery, ale naprawdę nie chciał zostać w niej znaleziony. "Chcę tylko znowu poczuć się bezpiecznie. Niech cię szlag, Snape! Czemu nie mogłeś mnie zostawić w spokoju? Czułem się wtedy taki bezpieczny. Teraz jestem cały nerwowy."
Wreszcie Harry zwlókł się z łóżka i skierował do własnej sypialni; czuł się, jakby wymykał się ukradkiem, ale równocześnie nie miał zamiaru zostać. "Wcześniej też się ruszałem, więc nie ma powodu, żeby teraz mieli narzekać." Bez swojej mapy w ręce nie przebył jednak nawet połowy drogi do pokoju wspólnego Slytherinu, kiedy natknął się na korytarzu na własnego opiekuna domu.
"PROSZĘ, czy COŚ mogłoby dzisiaj pójść dobrze? JEDNA CHOLERNA DROBNA RZECZ?"
- Cóż, Harry. Poppy cię wypuściła?
"Iiiii oto znowu mam kłopoty. Nie żebym kiedykolwiek ich NIE miał. Tylko co go to obchodzi?"
- Nie pana interes.
Severus zamknął oczy, marząc, aby choć raz mógł być człowiekiem o większej cierpliwości. "Dlaczego wszystko musi się sprowadzać do kłótni z tym dzieciakiem?"
- To jest mój interes, ponieważ jestem odpowiedzialny za twoje zdrowie i dobre samopoczucie. Z twojej odpowiedzi wnioskuję, że Poppy nie udzieliła ci pozwolenia na odejście. Powinieneś odpoczywać: twoje plecy potrzebują czasu, żeby się zagoić.
- Ale ja idę odpocząć. Jestem zmęczony! Wracam do sypialni, żebym mógł się wyspać.
- Nie możesz spać w sali chorych?
- Nie.
"Bardzo pomocne. Żadnej informacji, żadnego wyjaśnienia, po prostu "nie". Zawsze "nie"."
- Cóż, nie możesz wrócić do swojej sypialni. Takie obrażenia, jak twoje, są powodem, dla którego sala chorych jest utrzymywana w sterylnej czystości. Sypialnia chłopców to nie miejsce do pielęgnowania zakażenia.
"A sala chorych to nie miejsce do spania." Harry patrzył na nauczyciela z dziką złością, wiedział jednak, że nie zdoła mu uciec, więc, sfrustrowany, pozwolił się zaprowadzić z powrotem do skrzydła szpitalnego. Przez całą drogę mierzył mistrza eliksirów wrogim spojrzeniem i mamrotał pod nosem, wściekły na swojego znęcającego się, oszalałego na punkcie kontrolowania, wrednego opiekuna domu, ale zamilkł i zarumienił się, kiedy zatrzymali się przed kobietą czekającą na nich przed drzwiami z rękoma na biodrach. Severus z ciekawością zwrócił uwagę na zmianę w zachowaniu chłopca.
- NO? - rzuciła Poppy.
- Err... - Harry był zażenowany. "No co, przecież NIE POWIEDZIAŁA, że nie mogę wyjść..."
- I NIE WMAWIAJ mi, jakobyś myślał, że wolno ci wyjść, bo sama twoja mina w tej chwili mówi co innego.
Harry przygryzł dolną wargę. Wcale nie podobał mu się teraz ton Poppy. To było dla niego coś nowego: nie wystraszył się, nie sądził, że ona zamierza go uderzyć, po prostu jej głos mu się nie podobał. Przypomniał mu o tym, jak w drugiej klasie podstawówki jego ulubiona nauczycielka przyłapała go na bójce. Wreszcie zrozumiał, o co chodzi. Lubił Poppy, mimo że była dorosła. Nie chciał, żeby się na niego wściekała. Ale nie wiedział za bardzo, jak to naprawić.
- Przepraszam?
Nie miał tylko pojęcia, że Poppy też naprawdę zaczynała go lubić. Choć spostrzegł, że szczera odpowiedź na jej gniew zdecydowanie złagodziła jej reakcję.
- Hmmf. Chodź tu, wejdź. Dlaczego właściwie sobie poszedłeś, hmm?
Harry poczuł się jak jeszcze większy głupek, kiedy już przyznał się do swojej eskapady.
- Chciałem po prostu iść spać do swojej sypialni.
To zabrzmiało tak głupio. "Czemu zwyczajnie nie mogę spać w głupiej sali chorych? Wszyscy inni mogą!"
Poppy wciąż była rozzłoszczona.
- Spać w swojej... doprawdy, dziecko, żeby spać w sypialni chłopców z taką infekcją?
Harry wzruszył ramionami. Miał ochotę opuścić wzrok, ale nie chciał tego robić, gdy miał Snape'a za plecami.
- A dlaczego nie spytałeś?
"Chyba nie mogę jej powiedzieć, że nie spytałem, bo wiedziałem, że mi zabroni, co nie? Ale ja tylko chcę SPAĆ!"
Niepewny, jak zareagować, Harry sięgnął po to, do czego był przyzwyczajony: rzucił pielęgniarce wredne spojrzenie - i skutecznie stracił wszystko, co wcześniej zyskał u Poppy dzięki przeprosinom.
- Nie patrz na mnie w ten sposób, młody człowieku! Doskonale wiesz, że źle postąpiłeś. Gdybyś nie wiedział, spytałbyś. A teraz marsz z powrotem do łóżka! I masz się z niego nie ruszać!
Harry usłuchał z szybkością, która niemal przyprawiła Severusa o opadnięcie szczęki. "Jak to się dzieje, że gdy ja robię lub mówię do niego cokolwiek, chłopak albo mierzy mnie gniewnym spojrzeniem, albo się kuli, kiedy zaś ONA z nim rozmawia, zachowuje się jak normalny skarcony jedenastolatek?"
Ku własnemu zakłopotaniu i zdenerwowaniu, Severus nagle pojął, że pragnie, aby Harry dogadywał się z nim w taki sam sposób, w jaki najwyraźniej zaczął porozumiewać się z Poppy; że pragnie być postrzegany z szacunkiem i poważaniem, lecz nie ze strachem. Harry nawet żartował z Poppy - po własnych doświadczeniach z chłopcem mistrz eliksirów nie uważał tego nawet za możliwe. Skąd się wzięło TO dziecko? Widział już rozzłoszczonego nastolatka-Harry'ego, bezbronne, przerażone dziecko-Harry'ego i niesamowicie potężnego czarodzieja-Harry'ego. Skąd się wziął ten zwyczajny jedenastoletni Harry? Co sprawiło, że przy Poppy był tak odprężony?
Wtedy Severus poczuł się jak głupek: przypomniał sobie Poppy siedzącą na podłodze w samym środku niewiarygodnych zniszczeń i śmiejącą się w głos, a potem porównał to z własnym pierwszym kontaktem z chłopcem. "Oczywiście. Ja wściekłem się na chłopaka praktycznie bez powodu, zupełnie jak pierwszy lepszy prześladowca, ona zaś się śmiała i momentalnie wybaczyła mu rzucenie jej przez salę i zniszczenie skrzydła szpitalnego. Nic dziwnego, że Albus był na mnie taki zły. W pierwszym akcie bycia mentorem dzieciaka upewniłem się, że nie będzie mi ufał; możliwe, że już nigdy mi nie zaufa." Poczuł, jak rumieniec wstydu wypływa mu na twarz. Chłopiec nienawidził go, a ten dzień niczego nie poprawił. Dlaczegóż miałby? "Muszę tylko naśladować Poppy, być cierpliwym... hm... Nie bywam cierpliwy." Z frustracją pokręcił głową i zwymyślał się od durniów. Dlaczego Albus wybrał go do tego? Był w tym najwyraźniej wyjątkowo nieudolny. Tym razem jednak nie zamierzał sobie odpuścić. "Będę po prostu musiał bardziej się postarać, lepiej wszystko robić."
KONIEC
rozdziału czwartego
Bardzo dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Jednocześnie przypominam, że nie trzeba być zarejestrowanym, aby móc komentować teksty na tej stronie. Służy do tego poniższy przycisk Review this Story / Chapter - wystarczy na niego kliknąć, w wąskim pasku wpisać przezwisko, w dużym oknie komentarz i wcisnąć napis pod spodem. Komentarze są dla mnie bardzo ważne, ponieważ pozwalają mi poznać Czytelników i ich opinie na różne sprawy. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).