Tytuł: Chłopiec o szmaragdowych oczach
Autor: rehab-e
Beta: Natalie
Paring: Harry Potter/Draco Malfoy
Rating: NC-17
Długość: wyjdzie w praniu, ale gdzieś tak koło 40 będzie...rozdziały dodawane co 2 tyg.
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, sceny erotyczne, gwałt, mpreg.


Rozdział 1

W jednym z przedziałów Expresu Hogwart siedział samotny chłopak i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w tekst o eliksirach, który trzymał w dłoni. Jego myśli ciągle nachodziło wspomnienie tego pamiętnego dnia z wakacji, które tak bardzo chciał usunąć ze swojego umysłu. Minęły dwa miesiące, ale Harry nadal pamiętał. To było jak cierń, nawiedzało go w ciągu dnia i nękało w nocy, nie pozwalało zapomnieć. Oparł głowę o szybę i pozwolił wspomnieniom płynąć swoim własnym nurtem.

Harry Potter od tygodnia przebywał na Privet Drive i dzisiejszy dzień nie miał się w niczym różnić od poprzedniego. Gryfon miał obudzić się w nocy ze swojego standardowego koszmaru, w którym jego ojciec chrzestny umierał raz po raz, następnie miał leżeć w łóżku aż do szóstej, by wstać później i zrobić wszystkim śniadanie. Potem miały być codzienne obowiązki, przepychanki z Dudleyem i obelgi ze strony wujka Vernona. Tak jednak się nie stało. Tego dnia, tuż po śniadaniu, został wysłany do swojego pokoju z zakazem pojawiania się chociażby na chwilę na dole. Harry, znał bardzo dobrze gniew swojego wuja, gdy nie wykonał polecenia, więc siedział w swoim pokoju i nudził się niemiłosiernie. Słysząc wreszcie wołanie ciotki, zszedł szybko na dół i zamarł widząc wysokiego mężczyznę w garniturze, który ostentacyjnie taksował go wzrokiem. Zielonooki zadrżał pod tym spojrzeniem i odwrócił się w stronę wujostwa.
- To jest Henry, mój wieloletni przyjaciel. Przeprowadza się i potrzebuje pomocy przy przenoszeniu rzeczy. Pojedziesz z nim i mu pomożesz. - powiedział Dursley i wlepił swoje świńskie oczka w Harry'ego. Ten za to czuł irracjonalny lęk, gdy spoglądał na starszego mężczyznę. Miał on może ze czterdzieści lat, długie czarne włosy oprószone w niektórych miejscach siwizną i całkiem przystojną twarz, która przybierała dziwny wyraz, gdy była skierowana ku Harry'emu.
- Ale moje obowiązki... - spróbował, ale wuj mu przerwał:
- Bez dyskusji, chłopcze. Jedziesz i to w tej chwili. - jego głos wydawał się zielonookiemu trochę nerwowy, a tik w lewym oku tylko to potwierdzał. Co go tak frustrowało?
Chcąc nie chcąc, zielonooki ruszył za gościem, który był rzekomym przyjacielem Dursleya (choć Harry nigdy go nie widział) i już po chwili siedział na miejscu pasażera i tępym wzrokiem wpatrywał się w mijaną przez nich okolicę.
- Harry...może opowiesz mi coś o sobie? - zielonooki odwrócił się i spojrzał na pana Henry'ego. Wydawał się być przyjaznym mężczyzną, ale Harry nie nabrał się na jego milutki głos. Z tym człowiekiem było coś nie tak, ale Gryfon nie wiedział jeszcze co.
- Przykro mi, proszę pana, ale nie sądzę, by zainteresowało pana moje życie. - zielonooki starał się być grzeczny, ale w środku krzyczał: "Odpieprz się!"
- A mi się wydaje, że jesteś interesującym młodzieńcem. - powiedział, na co Harry mruknął coś niezrozumiale. Nagle poczuł na swoim policzku delikatny dotyk. Podniósł szybko wzrok i ujrzał wpatrzone w siebie orzechowe oczy.
- Masz piękne oczy, Harry. - wymruczał mężczyzna i zielonooki nie mógł powstrzymać wzdrygnięcia, gdy usłyszał TEN ton. - Wysiadamy.
Dotyk zniknął i Harry niemal odetchnął z ulgą. Wysiadł z auta i rozejrzał się po okolicy. Nawet nie zauważył kiedy dojechali, a przecież obiecał sobie, że zapamięta całą drogę. Tak na wszelki wypadek. Zaklął w duchu. Znajdowali się na jakimś osiedlu. To jednak zdecydowanie różniło się od tego, na którym mieszkał wraz z wujostwem. Tutaj każdy dom był inny, ogrody nie były idealne, a ludzie, którzy przechodzili obok nie wydawali się być sztywni i perfekcyjni aż do bólu. Gryfon musiał stwierdzić, że było to ładne miejsce. Ciche, spokojne, w sam raz do mieszkania.
- Dlaczego pan się stąd wyprowadza? To ładne miejsce. - Harry właśnie w tej chwili przeklinał swoją gryfońską ciekawość i klął w duchu ile popadnie.
- Znalazłem coś lepszego. - odpowiedział po prostu i wskazał zielonookiemu wejście do domu. Harry miał niejasne wrażenie, że to wszytko to jedno, wielkie kłamstwo, ale nie powiedział nic i w ciszy wszedł do mieszkania.
To był piękny dom. Zielonooki nie widział ich dużo w swoim życiu, ale wydawało mu się, że to jest właśnie to, co można nazwać luksusem i wygodą. Miejsce w zupełności różniło się od domu na Privet Drive, albo Nory. Hall, przechodzący od razu w wielki, elegancki salon w kolorze stonowanego beżu i bieli, sprawiał wrażenie eleganckiej prostoty i dobrego gustu właściciela. Harry nie przyjrzał się jednak dokładnie pomieszczeniu, ponieważ został poprowadzony w głąb mieszkania.
- Rzeczy, które chcę zabrać znajdują się na górze. Pomożesz mi je znieść. - głos mężczyzny był ochrypły, ale zielonooki skinął tylko głową i pozwolił poprowadzić się na górę. Pan Henry wskazał mu ręką drzwi i Harry otworzywszy je, wszedł do środka i z konsternacją stwierdził, że znajduje się w sypialni. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, został brutalnie popchnięty na łóżko i przyszpilony do niego przez ciepłe ciało, które ułożyło się na nim. Brunet instynktownie zaczął się wyrywać, ale na nic się to nie zdało. Mężczyzna był silniejszy, jedną dłonią złapał nadgarstki Harry'ego i przytrzymał je nad głową Gryfona, a kolanami przyciskał uda zielonookiego, przez co ten nie mógł się nawet poruszyć.
- Byłem twardy odkąd cię zobaczyłem... - Gryfon usłyszał niski pomruk przy swoim uchu i z ledwością powstrzymał odruch wymiotny. Z przerażeniem stwierdził, że czuje twardy członek mężczyzny wbijający się w jego plecy.
- Zostaw mnie! - krzyknął i znów spróbował się wyrwać. Szarpał rękoma, rzucał nogami, ale jedyne co zyskał to ból w nadgarstkach i silne pociągnięcie za włosy.
- Uspokój się. - syknął i jednym ruchem ręki zerwał z Gryfona spodnie wraz z bielizną.
- Nie. Nie, nie, nie... - powtarzał jak mantrę, Harry, czując przesuwającą się dłoń po swoich pośladkach.
Kolejna próba uwolnienia się i kolejne szarpnięcie za włosy.
- Zapłaciłem za ciebie niezłą sumkę, więc bądź grzecznym chłopcem i zachowuj się! - warknął mężczyzna. Zielonooki, usłyszawszy te słowa, znieruchomiał. "Zapłacił...on za mnie zapłacił...to dlatego Vernon był zdenerwowany...'' - umysł Harry'ego był tak otępiały przez tę nową informację, że nawet nie zauważył kiedy jego "właściciel" rozsunął mu szeroko uda i ulokował się pomiędzy nimi. Dopiero czując nacisk na swoje wejście, wierzgnął rozpaczliwie, ale było już za późno. Poczuł rozdzierający ból, gdy mężczyzna wszedł w niego jednym, zdecydowanym ruchem. Słone łzy spływały po jego zaczerwienionych policzkach, a ból jaki odczuwał był gorszy od Cruciatusa Voldemorta. Czuł jak spomiędzy jego ud wypływa stróżka krwi, która nie przejęła jednak mężczyzny za nim i ten nadal pieprzył jego obolały tyłek. To było obrzydliwe. Harry czuł się brudny i upokorzony, słysząc obok swojego ucha zadowolone sapnięcia. Gdy jego oprawca skończył, dochodząc głośno w jego wnętrzu, Harry był już wrakiem. Ledwo docierał do niego fakt, że mężczyzna mówił coś do niego i gładził jego bok w imitacji czułej pieszczoty. Ciężkie ciało zwaliło się obok zielonookiego i przyciągnęło go do siebie, owijając ramię wokół jego talii. Gryfon wciąż łkał w poduszkę, modląc się w duchu, aby to wszystko okazało się jednym, wielkim koszmarem, z którego zaraz się obudzi i znajdzie się w swojej sypialni na Privet Drive. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Regularny oddech śpiącego mężczyzny wciąż owiewał mu szyję, a piekący odbyt przypominał o sobie poprzez wydobywanie cichych jęków bólu z ust nastolatka. Harry nie miał siły się ruszyć, ale wiedział, że to jego, być może jedyna szansa na ucieczkę. Upewniwszy się dokładnie, że mężczyzna jest pogrążony w głębokim śnie, uwolnił się powoli z otaczających go ramion i nadludzkim wysiłkiem podniósł się do siadu prostego. Prawie krzyknął z bólu, gdy poczuł tępy ból w swoim odbycie i jedynie silne przygryzienie wargi uratowało go przed wydaniem jakiegokolwiek dźwięku. Wstał i na drżących nogach podniósł swoje spodnie, by po chwili zmusić się do założenia ich, powodując tym samym jeszcze większe pieczenie w dolnych partiach swojego ciała. Chwiejąc się lekko i opierając jedną ręką o ścianę, zszedł po schodach, a następnie wyszedł z domu. Na zewnątrz powoli zapadał zmierzch. Harry nie wiedział, gdzie się znajduje, więc skierował swe kroki do parku, modląc się w duchu, by nikt go nie zauważyć, co wydawało się być mało prawdopodobnym scenariuszem. Zielonooki Gryfon nie chciał, by ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Był brudny, naznaczony, pozbawiony jedynej rzeczy, która zawsze należała tylko do niego - swojej niewinności. Potter nie wiedział w jaki sposób dostał się między drzewa pozostając niezauważonym oraz jak to się stało, że w jednej chwili nie było tam nikogo, a w drugiej pochylała się nad nim jakaś postać. Jak przez mgłę pamiętał przeniesienie do jakiegoś domu, a następnie ciepłe ramiona Alice otaczające go i dodające otuchy. Płakał długo i głośno, drżąc na całym ciele i w tej chwili pragnąć tylko jednego - śmierci. Alice jednak nie pozwoliła mu się załamać i mimo, że gwałt śnił mu się każdej nocy, powoli stawał się radośniejszy i mniej zamyślony w ciągu dnia. Został zapoznany z jej znajomymi, ich obyczajami oraz wspaniałą muzyką, która przyniosła mu ukojenie. Wciągnął się w świat swojej nowej przyjaciółki i każdego dnia dziękował jej w myślach za to, że przygarnęła go do siebie. Tak naprawdę podczas tych wakacji znalazł szczęście w nieszczęściu, jakkolwiek ciężko jest się do tego przyznać.

Harry poczuł jak po jego policzku spływa jedna, samotna łza. Uśmiechnął się gorzko i starł oznakę swojej słabości. Zdjął swój magicznie powiększany plecak i wyciągnął z niego gitarę akustyczną. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, jego nowi znajomi zaczęli uczyć go grać i zielonooki z zaskoczeniem stwierdził, że całkiem przyzwoicie sobie radzi. Za to jego nauczyciele uznali, że czarnowłosy ma wspaniały głos i gdyby chciał, mógłby zostać gwiazdą rocka. Chłopak zaśmiał się na to stwierdzenie, ale nie zaprzestał nauki i teraz potrafił już zagrać bardziej skomplikowane utwory. Usiadł wygodnie i przejechał pieszczotliwie palcami po jasnym drewnie.
Powoli, jakby leniwie, zaczął szarpać struny, a jego głos wypełnił cały przedział:

How many roads must a man walk down
Before you call him a man?
How many seas must a white dove sail
Before she sleeps in the sand?
Yes 'n' how many times must the cannon
balls fly
Before they're forever banned?
The answer, my friend is blowin' in the
wind,
The answer is blowin' in the wind.
How many years can a mountain exist
Before it is washed to the sea?
Yes 'n' how many times can a man turn his
head,
And pretend that he just doesn't see?
The answer, my friend, is blowin' in the
wind,
The answer is blowin' in the wind.
Yes 'n' how many times must a man look up
Before he can see the sky?
Yes 'n' how many ears must one man have
Before he can hear people cry?
Yes 'n' how many deaths will it take till he
knows
That too many people have died?
The answer, my friend, is blowin' in the
wind,
The answer is blowin' in the wind.

Harry skończył śpiewać, kończąc utwór delikatnym szarpaniem strun, a następnie dotknął swojego mokrego policzka. Na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Jak wiele czasu musi minąć, by mógł zapomnieć o wydarzeniach z wakacji? Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale był pewien, że ten rok nie będzie łatwy i przyjemny... Westchnął lekko i wrócił do wygrywania kolejnych melodii, nie widząc szarych oczu, które wpatrywały się w niego z zainteresowaniem.

***

Zielonooki Gryfon szedł powolnym krokiem, kierując się ku wrotom starego zamku. Postanowił nie jechać wozem tak jak wszyscy, a zrobić sobie długi spacer. Nie chciał spotykać się ze swoimi przyjaciółmi. Całe wakacje czekał na jakąkolwiek wiadomość od nich, ale nic do niego nie dotarło. Zupełnie nic. Chciał im napisać o tym co się stało, wyżalić się, ale najwidoczniej oni w ogóle się nim nie interesowali, więc postanowił nie wtajemniczać ich w swoje życie. W końcu ma Alice. I Phila.
Phil był starszym od niego o dwa lata, czarnowłosym chłopakiem, którym Harry był totalnie zauroczony. Starszy chłopak był miły, życzliwy, zabawny i niesamowicie seksowny. Na myśl o nim, Złoty Chłopiec zarumienił się lekko. Wiedział, że on też mu się podoba, ale w tamtych chwilach nie był gotowy na związek, nie po tym co przeszedł. Ale może w przyszłości...
Z żalem stwierdził, że już niewiele kroków dzieli go od jego nowego piekła, które kiedyś nazywał domem. Był pewien, że w tym roku wydarzy się coś strasznego, ale nie wiedział skąd te przeczucia mu się wzięły. Przeszedł obok Zakazanego Lasu, a następnie podszedł do głównych drzwi i pchnął je lekko. Już po chwili kierował się do Wielkiej Sali, w której uczta zapewne trwała już w najlepsze.
Pchnąwszy kolejne drzwi, Harry znalazł się na progu ogromnego pomieszczenia wypełnionego rozwrzeszczanymi uczniami oraz spokojnymi nauczycielami ze stukniętym dyrektorem na czele. Zielonooki wszedł powoli do środka i z opuszczoną głową skierował się szybko na swoje stałe miejsce. Czuł na sobie palące spojrzenia i miał ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie mogąc jednak tego zrobić, przyśpieszył kroku i z ulgą powitał stół Gryffindoru. Nie dane mu było jednak zaznać spokoju, bo już po chwili został zakleszczony w przyjaznym uścisku Hermiony. Puls mu od razu przyśpieszył, a dłonie zaczęły się pocić ze zdenerwowania. Dziewczyna mówiła coś do niego, ale on mógł jedynie skupić się na jej palącym dotyku, którego nie był w stanie się pozbyć. Zamarł w tym uścisku i odetchnął dopiero wtedy, gdy dziewczyna zorientowała się, że coś jest nie tak i odsunęła na swoje miejsce. Harry zamknął oczy i wziął kilka uspokajających wdechów. Podniósł powieki i ujrzał wpatrzone w siebie oczy kilkorga uczniów swojego domu. Westchnął w duchu i posłał im delikatny uśmiech. Przynajmniej miał nadzieję, że tak to wyglądało.
- Harry...dobrze się czujesz? - zapytała brązowowłosa.
- Tak...wszystko dobrze. Po prostu jestem trochę chory. - znów wykrzywił wargi w parodii uśmiechu i z udaną ciekawością, zapytał:
- Jak minęły wam wakacje?
Jego przyjaciele zignorowali pytanie i powiedzieli równocześnie:
- Zmieniłeś się Harry.
- Stary, wyglądasz jakoś inaczej.
Czarnowłosy Gryfon wzruszył tylko ramionami. Według niego wyglądał jak wyglądał i nie było nad czym debatować. Zignorował ciekawskie spojrzenia połowy szkoły i nałożył sobie trochę ziemniaków i kawałek pieczeni na talerz. Rudowłosy odchrząknął lekko. Zielonooki podniósł na niego wzrok i ujrzał dziwne spojrzenie przyjaciela.
- Harry...co ty masz na sobie? - zapytał niepewnie.
Gryfon spojrzał w dół i ujrzał skórzane, czarne spodnie.
- Cholera! - zaklął cicho i przesunął ręką wzdłuż swojego ciała. Już po chwili widniała na nim szkolna szata z herbem Gryffindoru na piersi. Nie chciało mu się wyciągać różdżki, więc udał, że używa magii bezróżdżkowej. Nie miał zamiaru pokazywać nikomu tego co odkrył. Nawet Hermionie i Ronowi.
Spojrzał przed siebie i ujrzał wpatrzone w siebie zszokowane twarze przyjaciół. Westchnął niczym męczennik. Teraz będzie musiał się tłumaczyć.
- J-jak? - wyjąkała brązowowłosa.
- Normalnie. Po prostu pewnego dnia udało mi się coś zrobić bez różdżki i tak jakoś wyszło. - po raz kolejny wzruszył ramionami i skupił całą swoją uwagę na dziewczynie. Kątem oka zauważył jednak czerwoną z zazdrości twarz Rona i jego usta rozwarte w nieciekawym grymasie. Skrzywił się nieznacznie.
- Tak po prostu? Harry, przecież to jest genialne! - wykrzyknęła. - Nauczyłbyś mnie tego? - posłała mu przyjazny uśmiech.
Harry zaklął szpetnie w myślach, ale na głos powiedział.
- Jasne.
W tym samym czasie poczuł na swoim lewym policzku drobny pocałunek. Wzdrygnął się lekko i spojrzał na osobę, która odważyła się na taki krok. Ginny. Najwidoczniej musiała przepchać się jakoś do niego i w tej chwili siedziała po jego lewej stronie. Uśmiechnął się do niej sztucznie. Zauważył, że dziewczyna bardzo zmieniła się w trakcie wakacji. Włosy, które zazwyczaj były związane w koński ogon, były teraz rozpuszczone i ładnie ułożone, a na twarzy widniał delikatny makijaż. Tylko dlaczego wydawało mu się to takie sztuczne?
- Ładnie ci bez okularów. - powiedziała ruda, a na jej ustach zakwitł zniewalający uśmiech.
- Dziękuje. - odpowiedział i postarał się o lekkie wykrzywienie warg. Wrócił do jedzenia, nadal nie patrząc na zaciekawione twarze znajomych. Miał tylko nadzieję, że Dumbledore nie weźmie go na rozmowę do swojego gabinetu po kolacji.
Pił właśnie sok, gdy poczuł czyjąś dłoń sunącą po jego lewym udzie. Otworzył szeroko oczy, a trawiący płomień od razu przejął kontrolę nad jego ciałem. Zdławił w sobie przerażenie wywołane nieznajomym dotykiem i morderczym wzrokiem spojrzał na właścicielkę tejże ręki. Jednym ruchem zrzucił ją ze swojej nogi i odsuwając się jak najdalej od rudowłosej, syknął:
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?!
- Nie denerwuj się tak... - mruknęła i ku rozpaczy bruneta, znów się do niego przysunęła.
Zielonooki postanowił to zignorować i wrócił do swojego posiłku. Nie miał spokoju zbyt długo. Już po chwili poczuł delikatny pocałunek przy swoim uchu. Na to nie potrafił nie zwrócić uwagi. Zerwał się z ławki i spojrzał wściekle na dziewczynę.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj! Rozumiesz?! - krzyknął, a następnie złapał swoją torbę i szybkim krokiem opuścił Wielką Salę. Odprowadziły go zaskoczone spojrzenia, co poniektórych uczniów i kilku nauczycieli. Tylko jedna para oczu o intensywnym odcieniu obsydianu wydawała się skupiona i zamyślona, śledząc każdy ruch czarnowłosego chłopaka. Dopiero, gdy zielonooki zniknął za drzwiami, właściciel ciemnych tęczówek powrócił myślami do uczty, ale gdzieś tam w głowie nadal krążyły myśli dotyczące Złotego Chłopca.

***

Harry wściekle rzucił się na łóżko, a z jego gardła wydobył się zdławiony szloch. Znów czuł na sobie ten dotyk, to palące uczucie, znów czuł się brudny. Przez rudowłosą dziewuchę wszystkie wspomnienia znowu do niego powróciły, intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej. To co zrobiła Ginny było okropne. Weasley nie przypominała już tej słodkiej, niewinnej dziewczyny sprzed roku, która mimo wszystko miała zadziorny charakterek i potrafiła mocno przyłożyć. Nie...teraz to była dziewczyna świadoma swoich wdzięków, kusząca i wabiąca swoje ofiary. Harry poczuł jak robi mu się niedobrze. Traktował rudowłosą jak własną siostrę i nie mógł znieść tego, że ta tak bardzo się zmieniła. Poza tym powinna odpuścić, gdy ewidentnie pokazał jej, że nie jest zainteresowany, ale nie, ona musiała dalej naruszać jego przestrzeń intymną. Czarnowłosy wiedział, że przesadził. Nie powinien wydzierać się na całą salę i wybiegać z pomieszczenia niczym zawstydzona dziewica, ale nie potrafił inaczej. Mógł zareagował spokojniej, wytłumaczyć Ginny, że nic z tego nie będzie, bo jest dla niego jak siostra, a poza tym jest gejem, ale ten pocałunek tak bardzo palił... Potrząsnął energicznie głową odrzucając niepokojące myśli w głąb swojej świadomości i westchnął. Rozebrał się w trybie ekspresowym i zakopał w miękkiej, przyjemnej kołdrze, nie chcąc rozmawiać z chłopakami, którzy zapewne zaraz wrócą z kolacji. Nie miał ochoty odpowiadać na podejrzliwe pytania przyjaciół. To był ciężki dzień i jedyne o czym marzył to o szybkim oddaniu się w objęcia Morfeusza. Nie dane mu było jednak spanie, gdyż dźwięk dzwonka skutecznie go rozbudził. Delikatne dźwięki gitary elektrycznej wywołały lekki uśmiech na twarzy bruneta. Harry wyciągnął telefon ze swojego kufra i uśmiechnął się na widok imienia widniejącego na wyświetlaczu. Wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył aparat do ucha.
- Hej Alice.
- Siemka młody. Jak tam w szkole?
- Ehh...daj spokój... - mruknął.
- Co się stało?
- Nie chce o tym rozmawiać...
- Mów! - warknęła.
- Ok, ok, tylko nie bij. - burknął. - Zostałem obmacany przy kolacji przez laskę, która była dla mnie jak siostra.
- Au...nieźle. I co ty na to?
- A jak myślisz? Wściekłem się i wybiegłem z pomieszczenia. Kurwa, Alice, to ciągle za mną chodzi.
- Spokojnie, kochanie. Dasz sobie radę. Wierzymy w ciebie.
- Wy?
- Ja i Phil.
- Oh. - usta Harry'ego wygięły się w delikatny uśmiech.
- On ci się podoba, prawda?
- S-skąd wiesz? - wyjąkał, a na jego twarzy pojawił się zdradziecki rumieniec. Zielonooki był wdzięczy za to, że jest sam w pokoju i nikt go teraz nie widzi, ani nie słyszy. Nie wiedział tylko jak bardzo się mylił.
- Kochanie, jestem twoją przyjaciółką, widzę to.
- Oh, no dobra...podoba mi się. I ja chyba jemu też, ale nic z tego nie będzie.
- Czemu?
- Alice, ja jestem czarodziejem, a on mugolem. Poza tym ile on może na mnie czekać? Nie mogę dać mu seksu, pocałunków, prawie nic, a on jest dorosły i ma swoje potrzeby.
- Ehh, Harry...
- Spokojnie, jest ok. Dobra, muszę iść spać. Może wstanę wcześniej i uda mi się odrobić pracę domową na jakikolwiek przedmiot, żeby nie dostać dziesięciu szlabanów jednocześnie...
- Ok. Trzymaj się, kochanie.
- Taa... Dobranoc, Alice. Pozdrów Phila.
- Dobrze. Pa.
Potter odłożył komórkę na szafkę i westchnął. Cieszył się, że jego przyjaciółka postanowiła do niego zadzwonić. Sam pewnie nigdy by tego nie zrobił, nie chcąc zadręczać jej swoimi problemami. A tak to mógł się komuś wygadać i od razu zrobiło mu się lżej na duszy. W tej właśnie chwili cieszył sie niezmiernie ze swoich umiejętności magicznych, które umożliwiły mu korzystanie z telefonu komórkowego. Wszyscy wiedzą, że elektroniczne przedmioty nie działają w świecie magii, jednakże magia umysłu, którą opanował nie posiadała takowych ograniczeń.
Harry ułożył się wygodnie na łóżku i zamknął oczy. Miał nadzieję, że jutrzejszy dzień okaże się lepszy od dzisiejszego.

***

Brązowowłosy chłopak jeszcze przez chwilę wpatrywał się w łóżko swojego kolegi. Przyszedł tutaj, żeby zaprosić Harry'ego na imprezę, która trwała w najlepsze w pokoju wspólnym, a przez przypadek dowiedział się o takich rewelacjach. Potter był gejem. Wolał chłopców. Gryfon od dawna nie był tak wesoły jak w tej chwili. Od roku marzył, żeby przelecieć Złotego Chłopca, a teraz miał ku temu okazję. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek pełen zadowolenia. Chłopak przeszedł przez pokój i po cichu wyszedł, nadal myśląc nad tym, jakby tu poderwać Chłopca - który - przeżył.

***

Harry wpadł do klasy transmutacji i wysapał:
- P-przeprasz-szam za spóźnie-n-nie. Zas-spałem. - opadł na wolne miejsce obok Rona i złapał się za swoje, szybko bijące, serce.
- Panie Potter! Jeśli pan myśli, że takie spóźnienia będą tolerowane, to się pan grubo myli. Minus 10 punktów! - warknęła nauczycielka. Harry skinął tylko głową i odwrócił się w stronę przyjaciela.
- Czemu mnie nie obudziłeś? - zapytał cicho. Ten tylko wzruszył ramionami i nie zaszczycił zielonookiego nawet jednym spojrzeniem. Brunet zmarszczył brwi. Przecież nie zrobił nic, czym mógłby urazić Weasleya, więc o co mu znowu chodziło? Westchnął. Postanowił przemyśleć to później, a na razie skupić się na lekcji. Niestety nic nie szło dziś po jego myśli.
- A teraz poproszę o wasze referaty. Accio prace domowe z transmutacji. - jednym ruchem różdżki, Mcgonagall skierowała wszystkie papiery na swoje biurko. - Potter! Gdzie jest twój referat?
- Nie mam. - odpowiedział zwyczajnie.
- Słucham? - Harry miał wrażenie, że żyłka na skroni profesor transmutacji od dawna nie pulsowała tak mocno jak dzisiaj. Cóż, na pewno nie była zadowolona z faktu, iż mieszkaniec jej domu już dostał punkty minusowe oraz zapewne będzie musiał otrzymać szlaban. Westchnął lekko.
- Nie odrobiłem prac domowych, pani profesor. - usta Mcgonagall zacisnęły się w wąską kreskę. Przez chwilę nauczycielka nic nie mówiła, ale po chwili warknęła:
- Szlaban jutro o dwudziestej, Potter. I minus 20 punktów. Zawiodłeś mnie. - powiedziawszy to, odwróciła się do niego tyłem i wróciła do przerwanej lekcji.
Zielonooki zmarkotniał. Pierwszy dzień szkoły, a on już ma przechlapane. "Cholera!" - zaklął w myślach i zaczął skrobać coś po papierze. Miał zamiar wstać dziś wcześnie i odrobić chociażby jedno zadanie, ale zamiast tego zaspał i spóźnił się na transmutacje. Świetnie!
Po dwóch godzinach zaklęć z profesorem Filtwickiem, na których czarnowłosy Gryfon otrzymał minus 15 punktów za brak pracy domowej, Harry udał się na obiad. Od początku dnia próbował zagadać z Ronem, ale ten wciąż uparcie milczał. Hermiona za to, powiedziała mu, że chodzi o Ginny. Ehh...przecież wiedział, że przesadził...ale ona też nie była bez winy. Postanowił, że przeprosi rudą na obiedzie. Właśnie dlatego siedział teraz na ławce i rozglądał się wkoło, szukając znajomej czupryny. Nigdzie jej jednak nie dojrzał. Zrezygnowany, napił się trochę soku z dyni i już miał wstać, gdy zauważył ją w towarzystwie Luny. Gdy dziewczyna pożegnała się z blondynką i ruszyła w stronę stołu Gryffindoru, Harry wstał i podszedł do niej szybkim krokiem.
- Hej Gin! Możemy pogadać?
Rudowłosa zerknęła niepewnie na niego, ale w końcu kiwnęła głową na znak zgody. Brunet odetchnął w duchu. Ruszył przed siebie, pokazując dziewczynie, żeby podążyła za nim. Weszli do jakiejś pustej sali. Harry spojrzał na rudą i westchnął lekko.
- Ginny, przepraszam za wczoraj. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać. - mruknął zmieszany.
Brązowooka przyglądała mu się przez chwilę, by po chwili uśmiechnąć się lekko i powiedzieć wesoło:
- Spokojnie, Harry. Nic się nie stało.
Zielonooki odwzajemnił uśmiech, ale wiedział, że to jeszcze nie koniec tej rozmowy. Usiadł na jednej z ławek i skupił swoje spojrzenie na ścianie za dziewczyną.
- Ginny...nie chcę żeby między nami nie było niedomówień. Kocham cię. Ale nie jest to miłość romantyczna. Jesteś dla mnie jak siostra i zawsze tak będzie. - spojrzał na nią niepewnie. W jej brązowych oczach zobaczył szklane łzy. Odwrócił wzrok. Nagle poczuł ciepłe ramiona, które objęły jego plecy i przyciągnęły do siebie. Wyszarpnął się szybko. Znowu to odczucie...
- Gin, proszę, nie dotykaj mnie. - wyszeptał.
- Harry...
- Nie mogę ci powiedzieć. Ale nie dotykaj mnie, dobrze? - rudowłosa skinęła głową. Jej usta były wygięte w subtelnym uśmiechu, ale w oczach było widać smutek i żal.
- Czyli z nami wszystko ok? - zapytał zielonooki.
- Tak. Chodźmy na obiad! - zaśmiała się dźwięcznie i pobiegła w stronę wyjścia. W tym momencie przypominała Harry'emu tę starą, kochaną Ginny, którą tak uwielbiał.
Wyszli razem z pomieszczenia, kierując się ku Wielkiej Sali pełnej rozgadanych uczniów, nie zauważając wpatrzonych w siebie, szarych, zmrużonych oczu.

***

Czarnowłosy Gryfon wszedł niepewnie do sali, gdzie odbywały się lekcje eliksirów i usiadł obok swojej przyjaciółki.
- Hej Herm.
- Cześć Harry. Jak tam rozmowa z Ginny?
- Cóż...myślę, że już wszystko jest w porządku.
Brązowowłosa uśmiechnęła się szeroko i wyszeptała:
- Jesteście razem?
- CO?! - wykrzyknął zszokowany, zapominając, gdzie się znajduje. Już po chwili usłyszał wściekłe syknięcie od strony drzwi:
- Potter! Nie mam pojęcia jakim cudem dostałeś się do klasy owutemowej z mojego przedmiotu, ale skoro już tutaj jesteś i wszyscy musimy znosić twoją obecność, to może byś się zachowywał? Minus 10 punktów, Potter. - wysoki mężczyzna wkroczył do sali, a jego czarne, mroczne szaty powiewały za nim, gdy przemierzał salę sprężystym krokiem. Stanął przed biurkiem i odwrócił się w ich stronę. Obrzucił wszystkich niechętnym spojrzeniem. Sześć osób...tylko tyle załapało się do jego klasy. W tym Potter. Severus od początku zastanawiał się jakim cudem ten bałwan zdał eliksiry na wybitny. Pewnie zadziałał tu jego urok Złotego Chłopca. Skrzywił się nieznacznie.
- Accio zadania z eliksirów. - warknął i przyjrzał się uważnie wszystkim pracom. Kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Potter. - zacmokał. - Widzę, że nasza znakomitość uznała, iż odrabianie prac domowych uwłaszcza jego godności. Minus 30 punktów, Potter! A teraz wytłumacz mi, gdzie twój referat. - profesor uśmiechnął się kpiąco. Dręczenie tego gówniarza zawsze poprawiało mu humor. Tymczasem Harry przyglądał się nauczycielowi eliksirów. Mężczyzna był istną zagadką. Były Śmierciożerca pracujący jako szpieg dla Zakonu Feniksa. Ale czy na pewno? Severus Snape zawsze wydawał się Harry'emu osobą, która troszczy się tylko i wyłącznie o siebie. Takich sprzymierzeńców szukał zielonooki. Ale czy mógł mu zaufać?
- Zapomniałeś języka w gębie, Potter?! Kolejne minus 10 punktów. Chcemy więcej?
Brunet zaśmiał się w myślach. Miał gdzieś te punkty. Obecnie były ważniejsze sprawy niż wygrana Pucharu Domów przez Gryfonów.
"Obym się nie mylił" - pomyślał Gryfon i mruknął:
- Nie miałem jak odrobić pracy domowej, profesorze.
- Słucham?
- Nie miałem jak odrobić pracy domowej. Całe wakacje nie było mnie w domu, profesorze. - odpowiedział pewnie. Usłyszał jak dziewczyna obok niego gwałtownie wciąga powietrze. Zignorował to. Jego zielone tęczówki dokładnie obserwowały reakcje zachodzące na twarzy nauczyciela. Były niemal niewidoczne, jednakże Harry to dostrzegł. Żyła na skroni Snape'a zaczęła gwałtownie pulsować, oczy nabrały ostrzejszego wyrazu, a twarz nieznacznie pobladła.
- Zostaniesz. Po. Lekcji. Potter. - wycedził wściekle i zajął się prowadzeniem zajęć. Czarnowłosy uśmiechnął się w duchu.

***

Harry czekał, aż wszyscy znikną za drzwiami sali lekcyjnej, by następnie rzucić szybkie zaklęcie zabezpieczające i wyciszające. Kątem oka zerknął na swojego profesora. Ten siedział za biurkiem i wpatrywał się w niego wściekłym wzrokiem. Chwilę patrzyli sobie w oczy, ale nie trwało to zbyt długo. Mężczyzna zerwał się ze swojego krzesła i krzyknął:
- TY PIEPRZONY GÓWNIARZU! WSZYSCY STARAMY SIĘ ŻEBY TWOJA ŻAŁOSNA EGZYSTENCJA TRWAŁA JAK NAJDŁUŻEJ, A TY PO PROSTU UCIEKASZ SOBIE Z DOMU I ODDAJESZ SIĘ ŚMIERCIOŻERCOM NA TACY! KURWA! - zielonooki Gryfon z fascynacją przyglądał się twarzy starszego czarodzieja, która z każdym kolejnym słowem przybierała coraz to ciemniejszy odcień czerwieni. To był...interesujący widok. Jak gdyby nigdy nic, Harry usiadł na jednej z ławek i zaczął machać nogami w tę i z powrotem.
- Po czyjej stronie tak naprawdę pan jest? Dumbledore'a, czy Voldemorta? - zapytał spokojnie. Oczy wściekłego czarodzieja rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Słucham? - wydyszał.
- Pytałem, po czyjej stronie pan jest.
- Ty chyba do końca oszalałeś. - mruknął właściciel obsydianowych tęczówek i usiadł ze zrezygnowaniem na swoim krześle.
- Możliwe. - odpowiedział z rozbawieniem. Mężczyzna westchnął. Miał wrażenie, że przechodzi jakiś dziwny test, a jego niepewna przyszłość zależy od tego, czy go zda.
- Książkę piszesz? - mruknął.
- Może kiedyś. Więc?
- Potter, jest tylko jedna strona po której byłem, jestem i będę. To moja strona. - na te słowa, czarnowłosy Gryfon uśmiechnął się szeroko.
- Takiej odpowiedzi oczekiwałem. Mam dla pana propozycję, profesorze.
- Ty masz dla mnie jakąś propozycję? Nie rozśmieszaj mnie, szczeniaku.
- Och, po co te nerwy? - zaśmiał się zielonooki, ale po chwili spoważniał. - Chcę pana po swojej stronie.
- C-co? - Harry po raz pierwszy słyszał, żeby jego dystyngowany nauczyciel się jąkał. Cóż, kolejny interesujący element tej konwersacji.
- Chcę pana po swojej stronie. Nie ufam już Dumbledor'owi. Szczerze powiedziawszy jest pan jedyną osobą, której ufam. Paradoks, nie?
- Wiesz...Potter... - zaczął powoli - ...wydaje mi się, że na oddziale psychiatrycznym w Mungu są jeszcze miejsca...
Salę wypełnił dźwięczny śmiech Gryfona.
- Lubię pana poczucie humoru. - uśmiechnął się lekko. - Ale mówię jak najbardziej poważnie. Profesor Dumbledore zataił przede mną zbyt wiele rzeczy bym mógł mu nadal ufać. Szanuję go, to prawda, ale nie zamierzam wypełniać już jego poleceń. Podczas wakacji wydarzyło się coś...o czym dowie się pan, gdy tylko zdecyduje się, czy jest w stanie stanąć po mojej stronie i w pełni mi zaufać. Mam sposób na pokonanie Voldemorta i jestem pewien, że to się uda. Ale potrzebuję pańskiej pomocy. - jego głos był pewny, poważny i opanowany. Severus po raz pierwszy widział takiego bruneta i było to dla niego nie lada zaskoczeniem. Musiał to przemyśleć. Gryfon, jakby czytając w jego myślach, zszedł z ławki i ruszył w stronę wyjścia.

- Proszę dać mi znać, gdy podejmie pan decyzję. Nie zmuszam pana. To pana wybór. Proszę się tylko dobrze zastanowić. - powiedziawszy to, wyszedł, pozostawiając za sobą osłupiałego Mistrza Eliksirów.