Autor: emebalia
Oryginalny tytuł: Fellowship of the Nine (link znajdziecie na moim profilu)
Tłumacz: Quiet. crash
Kochana autorka tego opowiadania dała mi swoją zgodę na przetłumaczenie go na polski. Mam nadzieję, że się wam spodoba tak samo jak mnie! Życzę miłego czytania!
/txtbreak/
Kiedyś byliśmy Drużyną Dziewięciu. Cole i Anne, Sam i Jess, Brenda, Eric, Andrea, Vincent no i ja, Luis. Myślę, że to Sam wymyślił nam tę nazwę. A może Vincent, obaj interesowali się bardzo tymi rzeczami. Chyba nawet przeczytali książki zanim wyszły filmy.
Tak jak o tym myślę, powinniśmy byli wiedzieć, że nasza Drużyna musiała się rozpaść, wiecie, tak jak ta w filmie. Zły omen albo co. Nie mogła istnieć wiecznie.
W Halloween wyszedłem z Samem i Jess świętując LSAT Sama i jego nadchodzącą rozmowę kwalifikacyjną i wszystko było cacy. A potem się zepsuło.
Najpierw straciliśmy Jess w pożarze, a tydzień później Sam po prostu odjechał ze swoim bratem.
Nie ktoś, kogo można by się spodziewać na terenie Stanford, ten jego brat. Czuć było od niego kłopoty na kilometr. Nie rozmawiał dużo z żadnym z nas, tylko rzucał nam złe spojrzenia za każdym razem gdy staraliśmy się pocieszyć Sama. Albo byliśmy w tym samym pomieszczeniu co oni. Bo gdy tylko przyjechał nie było już więcej Sama, byli bracia Winchester.
Sam nigdy tak naprawdę nie wyjaśnił gdzie wybył z bratem w ten weekend przed pożarem i każde pytanie na ten temat dostawało odpowiedź w postaci spojrzenia na jego brata kątem oka i jakiegoś kiepskiego kłamstwa.
Wszyscy zobaczyliśmy dlaczego Sam nigdy nie rozmawiał o swojej rodzinie. Ledwo się przyznał, że w ogóle ma brata, ale gdzie on był i co robił, to pozostało niewyjaśnione.
Strzelałem, że w więzieniu, wcale by mnie to nie zdziwiło. Co wprawiło mnie w ten stan to to, że Sam wyjechał z Deanem, a przynajmniej myślę, że tak miał na imię. Na podróż samochodem.
Sam jakiś czas utrzymywał kontakt ale głównie zależało mu na informacjach o nas i nigdy nie zdradzał niczego o sobie. Gdzie był, co robił, ani słowa. Parę razy spytałem go kiedy planował wrócić i dokończyć swoją edukację ale na to też nigdy mi nie odpowiedział.
W każdym razie, straciliśmy Jess, Sam był Bóg wie gdzie, a gdzieś koło Bożego Narodzenia straciliśmy też Annę. Zerwała z Cole'em i pojechała spędzić Święta z rodziną. Ale nigdy tam nie dotarła. Niektórzy mówią, że po prostu uciekła, niektórzy, że zabił ją jakiś morderczy autostopowicz. Nie wiem. Wiem tylko tyle, że to były najbardziej gówniane Święta w historii, a nasza Drużyna Dziewięciu zeszła do sześciu osób.
Vincent żartował, że wybraliśmy zły film i trzeba było wziąć coś w stylu Final Destination.
Przeżyliśmy rok bez kolejnych strat, chyba że by liczyć Sama, który przestał odbierać nasze telefony i odpowiadać na maile. Muszę się przyznać, że nie myślałem o nim od miesięcy. Pojawił się w moich myślach znowu koło listopada. Tak jak Jess i trochę później Anna, ale przeżyliśmy wszyscy ten rok w jednym kawałku. Wciąż szóstka, wciąż dobrych przyjaciół, może nawet bliższych sobie niż wcześniej.
Z nowym rokiem dopiero od kilku dni patrzyliśmy przed siebie. Nie zapominając o tej trójce, którą straciliśmy, ale gotowi iść do przodu. Gdy Cole zaproponował przedłużenie weekendu w domku swoich rodziców nad jeziorem wszyscy uznali to za dobry pomysł. Kilka dni wspólnej dobrej zabawy. Może jakieś łyżwy albo okazjonalna bitwa na śnieżki, ale definitywnie piwo i mocniejszy alkohol.
Nie powiem, bo nie wiem, dlaczego napisałem do Sama z prośbą, żeby do nas dołączył. Nie oczekiwałem odpowiedzi, a już na pewno nie, że przyjedzie.
/txtbreak/
Kolejne rozdziały powinny pojawiać się co kilka dni, do tygodnia maksymalnie.
Do zobaczenia!