Z plebsem nie tańczę

Jedna z mioteł przefrunęła tuż nad głową Hermiony. Dziewczyna z zaciśniętymi w wąską linię ustami zamknęła podręcznik do Transmutacji.

- Jeszcze raz twoja miotła, Ronaldzie, znajdzie się koło mojego nosa, pożegnasz się ze swoim! – krzyknęła, wygrażając pięścią szybującemu rudzielcowi. Nawet z daleka widziała blednącą twarz chłopaka.

- Krótko cię trzyma, co Ronnie? – Hermiona spiorunowała wzrokiem jednego z bliźniaków. Z trybun nie była w stanie stwierdzić którego.

Jej wiecznie nie do opanowania włosy naprawdę nie potrzebowały wyczesania miotłą. Tym bardziej, kiedy na głowie miała – prócz szopy, oczywiście – test z Transmutacji, którym reszta Gryfonów zdawała się kompletnie nie przejmować. Wszyscy byli zbyt zaaferowani zbliżającą się imprezą bożonarodzeniową.

Na ostatniej bawiła się dobrze; przetańczyła cały wieczór z Wiktorem. Teraz jednak nie posiadała ani partnera, ani czasu na jego szukanie. Nauka była jej priorytetem.

Na powrót otworzyła opasły tom. Nie potrafiła jednak skupić się na treści lektury, wesołe okrzyki z boiska wytrącały ją z równowagi.

Hermiona zerknęła na Gryfonów sunących w powietrzu. Zdawali się kompletnie nie przejmować chłodem i brzydką pogodą, zbyt zaangażowani w grę. Westchnęła. Sama nigdy nie przekonała się do quidditcha. Sport ten wydawał się jej brutalny i bezsensowny. Ron kiedyś zarzucił Hermionie, że ta nie lubi quidditcha z jednego prostego powodu – przeciętnie lata na miotle. Oburzyła się wtedy oczywiście! Hermiona Granger nigdy nie robiła niczego przeciętnie! W końcu była Hermioną Granger i nie bez powodu mówiono na nią „Panna Wiem-To-Wszystko"! W dodatku, usłyszeć, że jest w czymś zaledwie przeciętna akurat od Rona uwłaczało jej osobie! Przez następny tydzień ignorowała jego istnienie.

Jednak w ostatnim czasie Ron był wobec niej wyjątkowo uprzejmy. Uprzejmy w ten swój trochę błazeński sposób, ale i tak sprawiało to Hermionie pewną przyjemność. Wiedziała, czemu rudzielec zmienił swoje zachowanie. Nie było tajemnicą, że Ronald Weasley nie miał pary na bal. Po raz kolejny zresztą. I po raz kolejny w ostatniej chwili pragnął zaprosić na owe wydarzenie swoją przyjaciółkę.

Ostatnim razem nie poszło najlepiej. W trakcie Turnieju Trójmagicznego Ron potraktował ją wręcz okropnie; zapraszając Hermionę dawał całym sobą do zrozumienia, iż robi to tylko i wyłącznie dlatego, że wszystkie fajne dziewczyny zostały już zajęte.

Nauczony przez życie, tym razem wiedział, że trzeba inaczej do całej sprawy podejść i – przede wszystkim – zaprosić Hermionę zanim zrobi to ktoś inny. Może i Krum nie stanowił już zagrożenia, ale Gryfonka wcale taka brzydka nie była i pewnie znalazłby się ktoś, kto chciałby ją zaprosić na bal. Ron podejrzewał o to Neville'a, ale ten szybko rozwiał jego wątpliwości, zwierzając się z planów dotyczących imprezy. Weasley jeszcze przez długi czas nie mógł się otrząsnąć po tej rozmowie…

- Ronnie, myślisz, że Hermiona będzie chciała iść na bal z taką ciamajdą?!

Dziewczyna zmarszczyła brwi i zacisnęła usta w wąską linię. Przyrzekam, kiedyś rozszarpię… Nie wiedziała, kogo. Na pewno któregoś z bliźniaków.

Jako, że Ron nie potrafił ukrywać swoich zamiarów, a nawet chyba nie zamierzał, wraz z Hermioną stali się głównym obiektem kpin George'a i Freda. Bliźniaków wielce bawiły strach i zakłopotanie młodszego brata, które pojawiały się na jego twarzy w towarzystwie krwistych rumieńców za każdym razem, kiedy ktoś wymienił słowo „bal" i imię Hermiony w jednym zdaniu.

Dziewczyna po raz kolejny westchnęła nad Dumbledorem i jego dropsowym problemem. Chcąc nie chcąc, udzieliły jej się przypuszczenia niektórych uczniów, jakoby to dyrektor przeholował z cytrynowymi dropsami, a następnie „zjarany" – jak to określił Dean - wpadł na pomysł z balem. Hermiona jednak – w przeciwieństwie do tej grupki uczniów – nie cieszyła się z wyniku dropsowego problemu. Co więcej, była gotowa osobiście przemówić dyrektorowi do rozsądku. „Nauka!" – tak brzmiał jej główny argument. Ku nieszczęściu dziewczyny, Dumbledore był głuchy na wszelkie prośby i namowy. Ponoć sam Mistrz Eliksirów spędził w jego gabinecie prawie dwadzieścia minut, odwodząc go od tego pomysłu. Bez skutków.

- W każdym razie - powiedziała sobie – trzeba się wziąć za naukę. – Już miała zatopić się w lekturze, kiedy coś się stało.

Hermionie pociemniało przed oczami.


- Hermiona, żyjesz?!

- Hermiona, nic się nie stało?

- Wszystko z nią w porządku?

- Odsuńcie się, dajcie jej odetchnąć!

- Och, ale czy na pewno z nią…

Dziewczyna skrzywiła się, czując pulsujący ból w okolicach skroni. Co się stało, nie wiedziała, ale bolało jak diabli.

Spróbowała unieść powieki.

- Ona żyje!

- Oczywiście, że żyje, matołku!

Hermionie głosy wydały się jakby odległe, chociaż obraz przed jej oczami mówił zupełnie co innego; wiele par oczu spoglądających na nią z niepokojem, pochylonych twarzy, na których powoli odmalowywała się ulga. A to wszystko zaledwie parę centymetrów od niej.

- Odsuńcie się, noo! – krzyknęła rudowłosa Gryfonka.

Kilka osób cofnęło się, jednak dziewczyna leżąca na ziemi dalej czuła się osaczona.

- Hermiono, bałem się, że coś ci się stało.

- Raczej, że nie będziesz miał z kim pójść na bal!

- Zamknij się, Fred! Poza tym, to wy ją tak urządziliście!

- No właśnie, jeśli o to chodzi, to przepraszamy, Hermiono…

- Na pewno wszystko w porządku, Hermiono?

Dziewczyna przesunęła wzrokiem po twarzach ludzi wokół niej.

- Chyba tak – wychrypiała niepewnie.

- Na wszelki wypadek i tak zabierzemy cię do Pomfrey.

Hermiona zerknęła na rudowłosą dziewczynę; ta miała minę bynajmniej mało rozbawioną.

Zawahała się. W końcu odetchnęła głęboko i patrząc prosto w oczy rudowłosej, zapytała:

- Kim jest Pomfrey?


Wysoki mężczyzna z długą brodą przemierzał nieśpiesznym krokiem Skrzydło Szpitalne, wirując między - w większości pustymi - łóżkami. Przystanął przy jednym z nich.

- Proszę się nie denerwować, panie Weasley. Jestem pewien, że znajdziemy wyjście z tej sytuacji.

Ron załamał ręce.

- Profesorze – zaczął Harry – z tego musi być jakieś wyjście.

- Ależ, drogi Harry, oczywiście, że jest wyjście. Trzeba je tylko znaleźć. – Dumbledore uśmiechnął się promiennie i sięgnął do kieszeni szaty po pudełeczko cukierków. – Dropsa?

- Nie, dziękuję – burknął chłopiec.

- Czy Snape nie mógłby pomóc? – zapytał George z nadzieją. Fred zawtórował mu spojrzeniem.

- Profesor Snape obecnie...

- Nie życzę sobie tego nietoperza w moim Skrzydle! – Pomfrey wstała z łóżka, na którym leżała Hermiona i pogroziła dyrektorowi różdżką. – Zresztą, eliksiry na nic się w tym przypadku zdadzą.

- Poppy, na pewno nie da się nic zrobić? – zapytał Dumbledore ssąc cytrynowego dropsa. Po jego minie nikt nie stwierdziłby, że martwi się o stan uczennicy Hogwartu.

Zapytana potrząsnęła głową namiętnie.

- Nie. Czas jest najlepszym lekarstwem. Chociaż i on może mało zdziałać. – Pokręciła głową współczująco. – Biedactwo, nawet nie wie, jak się nazywa.

- Czy Hermiona zostanie wysłana do domu? – zapytał Harry tknięty pewną myślą.

Dyrektor zastanowił się.

- Cóż, gdyby jednak coś pamiętała… - Nie wyjaśniając, Dumbledore pochylił się nad skołowaną dziewczyną z szopą brązowych loków na głowie. – Panno Granger, tych dwóch chłopców – Głową wskazał na bliźniaków. – sprawiło, że znalazła się pani w takiej sytuacji. Nie sądzi pani, że przydałaby się im jakaś kara?

Ron i Harry spojrzeli na dyrektora podejrzliwie, Hermiona z zaciekawieniem, pielęgniarka z wyraźną naganą, a bliźniacy wyglądali na lekko spanikowanych.

- Nie sądzę, aby to było…

- Ależ, panno Granger! – Uśmiechnięty Albus machnął ręką lekceważąco. – Proszę się nie powstrzymywać.

Źrenice bliźniaków rozszerzyły się momentalnie. Cofnęli się synchronicznie o krok, kiedy na twarzy Hermiony pojawił się lekki uśmieszek. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni szaty.

- Densaugeo! – krzyknęła celując w chłopców różdżką.

Bliźniacy spojrzeli na siebie jednocześnie, jakby nie wiedząc, co ich czyha. Po chwili obydwaj zakryli usta dłońmi. Kiedy je odsunęli, uśmiechnęli się szeroko, jeden do drugiego.

- Ale masz fajne sęby! – wykrzyknął George do brata.

- Ty tesz! Sarąbiste!

Hermiona zaśmiała się cicho. Bliźniacy z wydłużonymi przednimi zębami wyglądali komicznie.

Dumbledore natomiast uśmiechnął się wesoło i pokiwał głową.

- Jednak panna Granger nie straciła pamięci całkowicie.

- Lata kucia w końcu się do czegoś przydały – mruknął Ron, któremu humoru nawet króliczy bracia nie byli w stanie poprawić.

- Postanowione – ogłosił Dumbledore. – Panna Granger zostaje w Hogwarcie. Jak miło, że nie zabraknie jej na balu – dodał już ciszej i uśmiechnął się porozumiewawczo do Rona, który spłonął natychmiast czerwienią.

Dumbledore zaśmiał się pod nosem i pożegnawszy ze wszystkimi, opuścił Skrzydło Szpitalne. Nie zapominając oczywiście najpierw sprzedać Ronowi „dyskretnego" kuksańca w bok.


Oniemiała dziewczyna patrzyła szeroko otwartymi oczami na stół przed nią i nie mogła powstrzymać zachwytu. Mogłaby przysiąc, że nigdy nie widziała takiej ilości jedzenia!

Na rozdziawione usta Hermiony jej „nie całkiem nowi" koledzy odpowiedzieli szerokimi uśmiechami. Było jej nawet trochę głupio, może nie zachowywała się odpowiednio? Czy tak zachowywała się zazwyczaj? Może była osobą poważną? Wredną, miłą? Czuła się zagubiona. Nie wiedziała, jaką rolę powinna odgrywać, by przypominać siebie, której nie pamiętała, ale pamiętali wszyscy inni.

- Jedz, Hermiono – rzekła jej rudowłosa koleżanka, pałaszując już drugą nóżkę kurczaka.

- Tak, Granger, jedz i bądź jeszcze grubsza.

Dziewczyna z lekkim opóźnieniem zareagowała na te słowa. Nazwisko Granger niewiele jej mówiło i zagnieździło się gdzieś w jej głowie tylko przez tego wysokiego starca z długą brodą podającego się za dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa, który do dziewczyny zwracał się właśnie per „panno Granger".

W zasadzie pierwszą oznaką, że słowa skierowane były do kogoś znajdującego się blisko Hermiony stanowiły spojrzenia jej przyjaciół, które przybrały na ostrości i niechęci, kierując się gdzieś za plecy dziewczyny.

Odwróciła się powoli i niepewnie. I aż ją ścisnęło w żołądku.

- Na mą duszę, jakie ciacho! – wykrzyknęła, nie mogąc się powstrzymać.

Wokół zapadła cisza, przerywana jedynie głośnym kaszlem rudego chłopaka, który zakrztusił się aż z wrażenia.

Jednak Hermiona nie zwróciła na niego większej uwagi. Jej myśli zaprzątała osoba dostojnie stojąca przed nią. Prosta, emanująca pewnością siebie postawa. Schludna szata i idealnie zawiązany krawat świadczący o przynależności do Domu Węża. Świetnie ułożone, prawie białe włosy, jasna karnacja, arystokratyczne rysy twarzy, szaroniebieskie oczy i uśmiech wykrzywiający urodziwą twarz w grymasie pogardy.

Dziewczyna w życiu nie widziała kogoś równie pięknego. Albo przynajmniej tego nie pamiętała, chyba, że…

- Nie jesteś przypadkiem moim chłopakiem? – wypaliła.

Teraz już nie tylko osoby najbliżej siedzące wlepiały w nią spojrzenie, ale i reszta uczniów zgromadzonych w Wielkiej Sali. Wśród gapiów nie zabrakło również Albusa Dumbledore'a, który ilustrował całe zajście z iskierkami wesołości w oczach.

- Na mózg ci padło, Granger? – wykrztusił w końcu jasnowłosy chłopak. Inni dalej nie mogli wydusić z siebie słowa. To było zbyt niespodziewane. Zbyt niemożliwe, żeby było prawdziwe. Przecież wszyscy doskonale wiedzieli, że Hermiona Granger i Draco Malfoy się nienawidzą! Nie wiedzieli jednak o małej przygodzie panny Granger podczas jednego z treningów gryfońskiej drużyny quidditcha…

- Och, chyba jednak nie – mruknęła Hermiona, nie kryjąc rozczarowania. Zerknęła na twarze wokół siebie. Czyżby ten rudzielec krztuszący się kurczakiem był jej chłopakiem? W końcu ten staruszek z długą brodą robił sporo aluzji, gdy znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym. Jęknęła.

- Nie mów mi, że on nim jest! – Palec wskazujący wystrzelił w stronę Rona, ale brązowe oczy nadal wgapiały się w chłopaka o porażającej urodzie.

Ron w końcu wypluł na stół kawałek kurczaka, którym od prawie minuty namiętnie się krztusił i spojrzał na koleżankę z cierpieniem wypisanym na twarzy.

Blond przystojniak natomiast przywołał na usta jadowity uśmieszek.

- W końcu przejrzałaś na oczy, Granger.

- Zamknij się, Malfoy. – To był Harry, którego powoli opuszczał szok.

- Sam się zamknij, Potter albo lepiej powiedz mi: co się stało ze szlamcią? A zresztą, mam to gdzieś, szlama pozostanie szlamą, nawet jeśli nagle poprawił jej się gust.

I z tymi słowami na ustach, Draco oddalił się do drzwi Wielkiej Sali, pozostawiając grupkę przyjaciół w przeróżnych nastrojach. Harry i Ginny byli rozzłoszczeni. Ron w dalszym ciągu ubolewał – Malfoy naprawdę jest ode mnie przystojniejszy?! Natomiast Hermiona wlepiła wzrok w talerz przed sobą.

- Szlama to obraźliwe określenie na czarodzieja pochodzącego z mugolskiej rodziny – powiedziała cicho. Ginny spojrzała na nią ze współczuciem.

- Nie przejmuj się tym dupkiem. Malfoy nie widzi niczego poza czubkiem swojego arystokratycznego nochala!

Harry zawtórował koleżance, a Hermiona westchnęła teatralnie.

- Ale on jest taki przystojny!

Ron rozpaczliwie rąbnął się nóżką kurczaka po głowie. Wszystko stracone!


Hermiona resztę dnia spędziła w swoim dormitorium, rozmyślając o przeróżnych rzeczach. Od uderzenia tłuczkiem począwszy, przez owy bal bożonarodzeniowy, o którym zasłuchała się od Ginny, po przyjemną powierzchowność jasnowłosego chłopaka. Jak się dowiedziała, obiektem jej zainteresowania był Draco Malfoy, którego – o zgrozo! – ponoć od zawsze nie znosiła. Co gorsza – z wzajemnością! Smutek Hermiony, gdy usłyszała, że Draco żywi do niej jedynie pogardę, był nie do opisania. Jak na złość, nikt tego nie rozumiał. Ani Ron i Barry – a może Harry? – którzy ponoć wraz z nią stanowili nierozłączną Trójcę, ani Ginny, dziewczyna wydająca się jej osobą zabawną, przyjacielską i godną zaufania. „Hermiono, on ci się nie może podobać!" Na pytanie „czemu?" padło tylko głośne: „BO TO MALFOY!"

Hermiona Malfoy, pomyślała brązowowłosa dziewczyna i zachichotała cicho, by po chwili mlasnąć językiem z niesmakiem. Hermiona – co to w ogóle za imię?! Skończy szkołę i zdecydowanie je zmieni. Hermiona Malfoy nie brzmi wystarczająco dostojnie. Oj, nie. To może… Delfina? Apolonia? Narcyza?

Dziewczyna zmarszczyła brwi bezwiednie. Postanowione, najpierw zdobędzie Draco, potem wspólnie zastanowią się nad jej nowym imieniem.

Już miała dać sobie spokój, kiedy w jej głowie zaświtała okropna wręcz myśl. Hermiona Weasley.

Dziewczyna zrobiła przerażoną minę. Czemu w ogóle przyszło jej do głowy takie połączenie?! Owszem, wiedziała do kogo należy to nazwisko. Dlatego też, tym bardziej nie powinno jej coś takiego przyjść do głowy! Ten cały Ron był…

Chyba, że pomyślała o jego braciach. Tak, z pewnością pomyślała o jego starszych braciach.

Chociaż ta myśl też nie była jej w smak. Jedyne nazwisko, które mogłaby w przyszłości nosić należało do Draco Malfoya. Bezapelacyjnie.

Chociaż Barry też do najgorszych nie należał. Tylko ta paskudna blizna na czole! Ale z drugiej strony – dodawała mu takiego pazura. Dziewczyna westchnęła; co do Barry'ego miała mieszane uczucia. Niby niebrzydki, ale nosi okulary i ma tę bliznę… No i wygląda, jakby od miesiąca co najmniej nie widział grzebienia.

Przyganiał kocioł garnkowi, pomyślała, krzywiąc się. Demonstracyjnie ujęła kosmyk swych włosów i niemal zapłakała. SZOPA. Zazgrzytała zębami. Nic dziwnego, że ON nie zwraca na mnie uwagi! Ha, ale to się zmieni.

I z niemym postanowieniem w oczach, Hermiona popędziła do biblioteki.


Następnego dnia wiele osób zaniepokoiło się nieobecnością Hermiony na śniadaniu. Ginny gotowa nawet była zrezygnować z posiłku na rzecz poszukiwań koleżanki, jednak Harry uspokoił ją. „To przecież Hermiona, odmieniona, ale wciąż. Na pewno wszystko z nią w porządku." Weasleyówna w końcu dała za wygraną i odpuściła sobie misję poszukiwawczą.

Jednakże z początkiem Transmutacji i Harry poczuł się nieswojo. W końcu Hermiona nigdy nie miała w zwyczaju wagarować. A już w szczególności, kiedy miał się odbyć test!

- Test będzie się składał z dwóch części, teoretycznej oraz praktycznej. – McGonagall machnęła różdżką; przez klasę przeleciała burza pergaminów. Kiedy każdy uczeń miał już przed sobą arkusz, nauczycielka niemal uśmiechnęła się; uwielbiała ład i porządek.

Już miała objaśnić poszczególne etapy testu, kiedy drzwi do sali otwarły się z hukiem. Na twarzy McGonagall mignął wyraz zaskoczenia. Szybko jednak przywołała typową maskę surowości.

- Spóźniła się pani na test, panno Granger.

Harry i Ron obejrzeli się, słysząc znajome nazwisko i aż otworzyli usta ze zdumienia. Hermiona Granger, charakteryzująca się ponadprzeciętną wiedzą i szopą zamiast włosów na głowie, ona…!

- Tak, wiem i przepraszam najmocniej pani profesor… Chwila, jaki test?! – Hermiona spojrzała wielkimi oczami na McGonagall. Dziewczyna pobladła raptownie. Jaki znowu test?!

- Z Transmutacji, panno Granger. – McGonagall westchnęła. – Z powodu wyjątkowej sytuacji, o której profesor Dumbledore zdążył mnie poinformować, jest pani zwolniona z dzisiejszego testu. Jednakże proszę w przyszłości unikać spóźnień na moje zajęcia.

Hermiona kiwnęła głową i rozejrzała się po sali. Gdzie powinna usiąść?

Od tego problemu wybawił ją Harry-Barry, który pomachał jej, wskazując jednocześnie na wolne miejsce koło siebie. Z uśmiechem usadowiła się obok ciemnowłosego chłopaka, który nie spuszczał z niej wzroku.

- Zmieniłaś fryzurę? – wydukał Ron, nie przejmując się wznowionymi objaśnieniami McGonagall.

- Tak! Ładnie? – Hermiona uśmiechnęła się uroczo i zatknęła kosmyk włosów za ucho.

Ron i Harry pokiwali głowami, niezdolni do jakiejkolwiek innej reakcji.

Hermiona wyglądała ładnie. No i – przede wszystkim – inaczej. Jej włosy, czyli wieczną szopę nie do opanowania zastąpiły… włosy. Nie jakieś zwykłe włosy, przecież wcześniej nie była łysa… Ale teraz jej włosy były… takie niehermionowate; już nikt nie mógłby powiedzieć, że dziewczyna posiada gniazdo na głowie. Teraz twarz Hermiony okalały proste, gładkie włosy do ramienia. Do tego ładnie ułożona grzywka na bok i… blond końcówki!

- Krótsze… i twoje końcówki – wydukał Ron, wskazując palcem na włosy koleżanki. Dziewczyna uśmiechnęła się olśniewająco.

- To jest tak zwane ombre – wyjaśniła.

- O-co?

Hermiona westchnęła. Chłopcy.

- Hermiono – zaczął Ron po raz kolejny – co ci się stało w twarz?

Uśmiech znikł z twarzy dziewczyny w jednej chwili. Harry kopnął kolegę pod ławką.

- Au! – krzyknął ten. – Za co to?! Au! – krzyknął ponownie, kiedy to Hermiona uderzyła go pięścią w ramię. – A to za co?!

- Panie Weasley, prosiłabym o spokój. – McGonagall zmroziła go spojrzeniem. Chłopak wymamrotał przeprosiny pod nosem i wbił wzrok w ławkę.

Harry spojrzał na kolegę współczująco i zarazem karcąco. Jak ty coś palniesz…

Jednak Ron miał rację. Poniekąd. Albowiem twarz Hermiony była inna. Nic się jej nie stało, jak to podejrzewał rudowłosy. Ona zwyczajnie się… umalowała. Według Harry'ego wyglądała ładnie. Sam wolał naturalne dziewczyny, nieużywające tych wszystkich tuszów i innych mazideł, ale musiał przyznać, że Hermiona wyglądała ładnie. I tak dziewczęco. Tak niehermionowato.


- Hermiono… wyglądasz świetnie! – Ginny wpatrywała się w koleżankę z podziwem wymalowanym na twarzy. – Zawsze narzekałaś, że nie da się nic zrobić z twoimi włosami, a tu taka zmiana!

- Wystarczyło iść do biblioteki – ogłosiła, uśmiechając się Hermiona.

- Przynajmniej w tym nic się nie zmieniło – burknął Ron, mącąc widelcem w papce, którą stworzył z ziemniaków.

- Nie podoba ci się coś? – Hermiona uniosła dumnie podbródek i rzuciła chłopakowi wyzywające spojrzenie.

- Nie słuchaj go – wtrąciła się Ginny. – To matoł.

Ron nie miał nawet siły zaprotestować; jedynie poczerwieniał.

- Myślisz, że podobam się Draco? – Ginny spojrzała na koleżankę nierozumiejąco. – No z takim wyglądem, czy teraz mu się podobam!

Ginny westchnęła i poczęła rozmasowywać skronie palcami. Hermiona wiedziała, na co się zanosi. W ciągu zaledwie niecałych dwóch dni zdołała przekonać się, jaką niechęcią wszyscy Gryfoni pałają do jej wybranka i że Ginny nigdy nie poprze ich związku. Wręcz przeciwnie, latorośl Weasleyów będzie ją z całych sił namawiać, by zaprzestała starań o Malfoya.

Hermiona, czując zbliżający się wykład, zmieniła temat.

- Słuchaj, wiesz może, czy przygotowałam już sobie jakąś kieckę na ten cały bal?

Ginny spojrzała na nią całkowicie zaskoczona.

- Nie wydaje mi się. – Zerknęła na brata i zniżyła głos do szeptu. - Wiesz, wcześniej raczej nie zamierzałaś iść.

- Jak to nie?!

Aż taka ze mnie nudziara?!

- Twierdziłaś, że Dumbledore oszalał. Mówiłaś, że musisz się uczyć i nie masz czasu na takie pierdoły.

Hermionie opadła szczęka. Jak to nie miała czasu na takie pierdoły? Pierdoły?! Chwała, że jednak oberwała tym tłuczkiem…

- Nieważne – stwierdziła. – Teraz bal jest na liście moich priorytetów, także muszę skombinować kieckę. – Przygryzła wargę. – Pomożesz mi?

- Chętnie, ale nie dzisiaj. Quidditch, rozumiesz.

Hermiona posmutniała raptownie, ale zaraz na powrót uśmiech zagościł na jej twarzy.

- Ja też lubię quidditcha?

Harry niemal się zakrztusił.


- Hermiono, to nie jest najlepszy pomysł.

- Jeszcze sobie coś zrobisz…

- Aj tam! Wszystko będzie dobrze, wyluzujcie – powiedziała Hermiona, przewracając oczami i chwytając mocniej za trzon miotły.

Harry spojrzał na nią niepewnie, jednak dał za wygraną.

- Dobrze, w takim razie teraz musisz...

Ale Hermiony już nie było. Zanim Harry zdążył rozpocząć swoje pouczenie, dziewczyna odbiła się od ziemi, a jej miotła wystrzeliła w powietrze.

Gryfoni zgromadzeni na boisku oniemiali patrzyli na nią zataczającą pętle w powietrzu.

- Od kiedy ona tak dobrze lata?! – krzyknął Ron.

Tymczasem roześmiana Hermiona zrobiła obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni i pofrunęła jeszcze wyżej; uczniowie na ziemi byli dla niej jedynie czarnymi kropkami na zielonawym tle.

Nie przejmowała się zimnem i wiatrem rujnującym jej fryzurę (nałożyła na włosy zaklęcie utrwalające, więc nawet tornado nie dałoby rady ich poczochrać), zbyt wiele radości sprawiało jej latanie oraz poczucie wolności, jakie się z nim wiązało.

I ona niby nigdy nie lubiła latać na miotle? Pff!

Harry szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w plamkę mknącą na niebie. Przecież Hermionie nigdy nie szło latanie i zawsze krzyczała, że to niebezpieczne!

- Mogłaby być w składzie – mruknął.

- Potter.

Harry obrócił się szybko w stronę, z której dochodził tak dobrze mu znany głos. Skrzywił się momentalnie.

- Czego chcesz, Malfoy?

- Twojej cnoty, Potter – odpowiedział sarkastycznie chłopak. – Zmiataj z boiska, dzisiaj trenują Ślizgoni.

- Gówno prawda – warknął Ron, czerwieniejąc.

- Spytaj się McGonagall, jak mi nie wierzysz, Potter – powiedział Draco, całkowicie ignorując rudzielca. – Możemy to też załatwić w inny sposób…

Już miał sięgnąć po różdżkę, kiedy niespodziewanie przed jego twarzą pojawił się trzon miotły. Draco odskoczył jak oparzony i upadł na tyłek. Zaraz podniósł wściekle wzrok. Kto śmiał…

- Och, przepraszam – pisnęła dziewczyna na miotle. – Nie chciałam cię wystraszyć.

- Nie wystraszyłaś – warknął Malfoy i podniósł się, ignorując śmiechy Gryfonów.

Przed nim na miotle zawisła… Hermiona Granger? Wyglądała jakoś inaczej. Makijaż, wyprostowane i krótsze włosy, no i…

- Ombre? – Draco wpatrywał się w dziewczynę, nie kryjąc niedowierzania.

- Skąd on to wie? – mruknął Ron, ale wszyscy go zignorowali.

Draco zszokowała jeszcze jedna rzecz.

- Od kiedy ty umiesz latać na miotle, Granger?

Dziewczyna zarumieniła się i zeszła z Komety. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na pytanie Ślizgona; nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

- Nieważne. – Draco potrząsną głową. – Wypad z boiska.

- Chciałbyś Malfoy – warknął Harry. – Spadaj albo...

- Masz parę na bal?

Wszyscy spojrzeli na Hermionę i większości przez myśl przeszło, czy przypadkiem nie przydałaby się jej wizyta w Szpitalu Świętego Munga.

- Co ci się stało, Granger? – zapytał Malfoy, ignorując Rona, który przewrócił się na ziemię i ukrył twarz w dłoniach. Normalnie Draco wykorzystałby tę sytuację, by zadrwić z Weasleya, ale to, co się działo z Granger za bardzo w tej chwili zaprzątało jego umysł.

- Nic, Draco, ja…

- Draco?! – ryknęli Gryfoni jednocześnie.

- Spadłaś z miotły, Granger? – Po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu, a przecież to nie Prima Aprilis.

- To masz tę parę? – Cała czerwona na twarzy Hermiona spoglądała na Ślizgona z nadzieją.

- N-nie.

Zanim zdążył cokolwiek dodać, dziewczyna podskoczyła radośnie, wsiadła z powrotem na miotłę i poszybowała ku niebu, wyczyniając niestworzone rzeczy. Nawet Harry był pod wrażeniem jej akrobacji powietrznych.

- Nawet nie waż się jej zaprosić, Malfoy – odezwał się Ron, kiedy już większość otrząsnęła się z szoku, w jakim pozostawiła ich Hermiona.

- Nie mam zamiaru, Weasley – odparł ten z niesmakiem.

- Tylko spróbuj jej tknąć, ty parszywa fretko...

- Nie mam zamiaru!

- Powyrywałbym ci te twoje tlenione kłaki…

- Jeszcze słowo, Weasley, a będziesz wąchał kwiatki od spodu.

- Co, chcesz wąchać Hermionę?! Ty zboczeńcu!

Draco zmiął przekleństwo w ustach. Czemu ten Weasley jest aż tak głupi? W końcu jest Weasleyem… Ale to nie argument! Ten typ jest wyjątkowo tępy nawet jak na Weasleya!

Draco nie był w stanie zliczyć, ile razy miał ochotę potraktować niewybaczalnym tego rudego szczura. Zawsze w ostatniej chwili, kiedy już dzierżył różdżkę w dłoni, powstrzymywał się. Po pierwsze – nie mógłby splamić swej różdżki w ten sposób. Nie przez Weasleya. Po drugie – wyrzuciliby go ze szkoły i podejrzewał, że w tym wypadku nawet koneksje jego ojca w niczym by nie pomogły.

Dlatego też Draco zadowalał się jedynie dokuczaniem i uprzykrzaniem życia Ronowi. I nigdy nie robiło się to nudne; Weasley za każdym razem wkurzał się tak samo, czerwieniąc się i wygrażając pokracznie. Sprawiając tym samym młodemu Malfoyowi oczywiście wielką przyjemność. Och, czego by ten nie zrobił, byleby tylko napsuć krwi temu kretynowi…

- Zobaczysz, popamiętasz mnie, jak ci gnaty połamię, ty pięknisiu ty! Ombsre, kto w ogóle wie, co to jest?! Dziewczyny i pedały! O, tyle ci powiem!

- Zamknij dziób, Weasley.

- Dziób to ty masz, ja mam twarz, ty wypindrzony...

- Weasley, jeszcze słowo, a pożałujesz.

Ale Ron był w swoim żywiole.

- Może jeszcze poskarżysz tatusiowi, siusiumajtku jeden ty!

- Pójdę z Granger na bal.

- Ty stara kozo, ty… Czekaj, coś powiedział?

- To, co słyszałeś, kretynie. I przekaż Granger, że ma porządnie wyglądać; z plebsem tańczyć nie będę.


Mam nadzieję, że się podobało i jak zwykle zachęcam do komentowania:)