Autor: The Fictionist
Tytuł oryginału: Destiny's Darling
Link do oryginału: s/6042425/1/Destiny-s-Darling
Tłumacz: Panna Mi
Tytuł tłumaczenia: Wybraniec Przeznaczenia
Zgoda: jest
Beta: Himitsu
Długość: zbiór miniaturek, ale jak do tej pory miniaturek pojawiło się 27 – aczkolwiek nie wszystkie postanowiłam przetłumaczyć
Rating: T
Opis: Zbiór miniaturek do „Ulubieńca Losu" – pomysły i momenty, które przyszły autorce do głowy, ale nie pasowały do historii.
Znowu dodam coś od siebie – zresztą wiecie doskonale, że jestem strasznie gadatliwą osobą. W każdym razie do rzeczy: wszystkie miniaturki pozwoliłam sobie podzielić na pewne kategorie, aby łatwiejsze było znalezienie w nich tego, czym się jest zainteresowanym. Tak więc pojawiać się będą Łatki do „Ulubieńca Losu", czyli momenty, które są uzupełnieniem do rozdziałów, dopowiedzeniem; Alternatywy, czyli alternatywny przebieg wydarzeń, „co by było gdyby…", jak również i później alternatywne zakończenia; Wyzwania, czyli miniaturki napisane tylko dlatego, że czytelnicy stawili przed autorką „wyzwanie" napisania czegoś – oczywiście związanego z Ulubieńcem ;) oraz Miniaturki, czyli wszystko to, co nie będzie pasowało do żadnej kategorii. Jeżeli uznacie to jednak za system zbędny, to proszę, abyście dali o tym znać – po prostu go usunę ;). Jeżeli w jakiejś miniaturce pojawi się slash (tak, pojawi się, jak obiecałam ^^) to uprzedzę o tym w ostrzeżeniach.
Tłumaczenie jest zapakowanym w świąteczny papier prezentem z okazji tego, iż pod „Ulubieńcem Losu" pojawiło się już 500 komentarzy – jesteście po prostu wspaniali i dziękuję wam za wszystkie, wszystkie komentarze, jakie napisaliście. Za to, że sprawiacie, iż moja praca ma jakiś sens i za to, iż powodujecie, że moje serce tak niesamowicie ściska się, kiedy słyszę, że po raz kolejny przyprawiłam was tymi rozdziałami, całym tłumaczeniem, o dobry nastrój czy jakiekolwiek inne pozytywne emocje. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego prezentu. :)
Nie przedłużając już, po prostu życzę wam wszystkim jak najmilszego czytania. :)
Wybraniec Przeznaczenia
Łatka 1
(Gdzieś pomiędzy rozdziałem 24 a 26 „Ulubieńca Losu")
Wstrząśnienie i kawa
Harry wzdrygnął się niemal niezauważalnie, kiedy bardzo gorąca fala kawy uderzyła w jego głowę, a pięść spotkała się z jego szczęką – stanowczo odchylił swoją głowę, uderzając głośno o znajdującą się za nim ścianę.
- Łap, śmierciożerco! – zadrwił McLaggen. – I wypieprzaj z naszego Pokoju Wspólnego.
Przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w niego, a jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie czuł się tak bardzo zażenowany. Próbując udawać, że w żaden sposób go to nie ruszyło, desperacko starając się nie spoglądać na nikogo, wycofał się z Pokoju Wspólnego Gryfonów. Kilka sekund później już biegł.
Za godzinę miał Obronę Przed Czarną Magią, ale kogo to tak naprawdę obchodziło… Z zażenowaniem zdał sobie sprawę, że oczy piekły go od gorących łez. Całe jego włosy lepiły się od kawy, skóra była poparzona, a twarz… pokrywała się pęcherzami wywołanymi gorącem. Zaklął pod nosem, skręcając gwałtownie na drogę prowadzącą do łazienki.
Z łoskotem rzucił torbę na podłogę, w duszy modląc się o to, by nikt nie wszedł, kiedy odwrócił się do umywali i pochylił nad nią. Musiał przed zajęciami pozbyć się z siebie tego gówna.
Cała ta sytuacja była śmieszna – jaki normalny człowiek był bombardowany szyderczymi wyzwiskami, kawą i uderzeniami w chwili, w której wszedł do Pokoju? Tak się po prostu nie działo. Chociaż najwyraźniej był tego wyjątkiem. Salazarze, był takim dziwakiem…
Pochylił się nad umywalką, zatykając jej odpływ. To było takie głupie. Miał ochotę uderzyć kogoś, przekląć ich w zapomnienie… ale zarazem miał ochotę płakać. Żaden Gryfon choćby słowem nie zaprotestował przeciwko McLaggenowi. Niektórzy z całą pewnością mieli na twarzach wyraz winy i zakłopotania, ale niczego nie zrobili. Och, ta kapryśność Gryfońskiej przyjaźni. Mieli być bohaterami, to Ślizgoni mieli wbijać każdemu nóż w plecy po to, by osiągnąć swoje cele… ale tak nie było. Ślizgoni byli niesamowicie lojalni wobec siebie. Wadzili się, niszczyli innych w celu pozyskania statusu i władzy… ale nigdy nie wykopali innego węża ze swojego domu. Nie publicznie. Natomiast Gryfoni: ile to już wcześniej razy obracali się przeciwko niemu? Nawet niezłomnie lojalne borsuki już wcześniej zmieniały swoje nastawienie względem niego.
Jak na ironię, jedyne osoby, które zawsze zachowywały się tak samo, to węże.
Niech to wszystko cholera…
- Harry?
Zamarł, słysząc ten znany, aksamitny głos. Tom. Kurwa.
- Co ty tutaj robisz?
- Mógłbym zapytać cię o to samo – odparł Tom. Rozległ się miękki odgłos coraz bardziej zbliżających się do niego kroków. Ten dzień stawał się coraz gorszy. Zmrużył oczy na dziedzica Slytherina – ostrzegając, by nawet nie śmiał zapytać, dlaczego trzyma głowę pod kranem. Tom nie zrobił tego, jedynie przyglądając mu się przez chwilę, po czym wyciągnął różdżkę.
Drewniana przegródka toalety roztrzaskała się, a jedna jej część oderwała się od reszty. Tom wykonał szybki ruch i gotowy stołek podleciał do jego rąk.
- Chodź – rozkazał. Podniósł wzrok, napotykając spojrzenie Toma, kwestionując to. Riddle przewrócił oczami. – Usiądź.
Z wahaniem, zrobił to.
- Przechyl głowę do tyłu. Brudzisz się. - Nie poruszył się, czując się zbyt bezbronnie i niepewnie. Riddle westchnął. – Harry – zbeształ go.
Powoli, bardzo powoli, pozwolił swojej głowie opaść na znajdującą się za nim umywalkę. Nie odwrócił wzroku, a jego dłoń wciąż spoczywała na różdżce, znajdującej się w kieszeni. Jeśli Tom to zauważył, zignorował to; chowając własną różdżkę.
Długie palce zacisnęły się na jego włosach, ciągnąc je. Poczuł, jak jego ramiona i szyja napinają się. To było tak cholernie niezręczne...
Nienawidził, kiedy ktokolwiek widział go takiego, tym bardziej, że był to Tom, którego, być może, nawet i czasami szanował – Tom z tym swoim „brzydzę się wszelką słabością, masz wolną rękę, jeśli nie korzystam z mieszania się w twoje sprawy".
Poczuł wodę.
- Co się stało? – zapytał cicho Tom, nie patrząc na niego.
- To nic takiego – powiedział automatycznie. Dziedzic Slytherina wydobył z siebie dziwny dźwięk.
- Ukrywasz się w łazience z kawą we włosach i krwią w ustach.
Um. Na twarzy Toma pojawił się uśmieszek.
- Twoje zdolności do kłamania są w szczytowej formie, co?
- Zamknij się. – W jego słowach nie było uszczypliwości.
Następnych kilka minut minęło w ciszy, złamanej jedynie dźwiękiem lecącej z kranu wody. Oparł się chęci skrzywienia się. Cholera, to bolało.
Dłoń Toma zatrzymała się na moment, kierując się na tylną część jego głowy. Zaczynał czuć zawroty. Dzwoniło mu w uszach.
- Do twojej listy dochodzi jeszcze możliwe wstrząśnienie mózgu… usiądź. – Ręka opuściła jego włosy, zaciskając się mocno na jego ramieniu.
Zrobił to w milczeniu. Powinien przejmować się takim wykonywaniem rozkazów… prawda? Tom przykucnął, świecąc różdżką w jego oczy. Wzdrygnął się.
- Zbyt jasno – mruknął. – Idź sobie.
Tom nieznacznie się skrzywił.
- Jesteś zmęczony? Głupie pytanie… cierpisz na absurdalnie śmieszny brak snu. Czujesz jakiekolwiek zawroty czy bóle głowy, nudności?
Naprawdę musiał na to odpowiadać?
- Nic mi nie jest – skłamał.
- Hmmm… - mruknął sarkastycznie Tom, powątpienie rozbrzmiewało w jego głosie.
- Naprawdę… - zaczął.
Tom usunął swoją rękę z jego ramienia. W następnej sekundzie zachwiał się, wzrok mu się rozmazał, a świat niepokojąco się wokół niego zakołysał. Czuł jak opada do przodu. Dwie ręce chwyciły jego ramiona, trzymając go w pozycji pionowej.
- Wezmę to za: „tak, Tom, mam przynajmniej jeden z tych objawów". – Głos Riddle'a stał się twardszy. – Nie okłamuj mnie, Harry. To nie przysporzy ci niczego dobrego. – Zamrugał, kiedy dłoń szarpnęła jego głowę.
- Ał… - mruknął, zaskoczony. Tom przewrócił oczami.
- Powtarzam: co się stało?
Ze zmęczeniem wzruszył ramionami.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Błąd – warknął Tom. – Już o tym rozmawiamy. Cholera to wszystko, Potter, jestem na to za stary.
- Och, więc jestem teraz „Potterem"? Masz jedynie… szesnaście lat, Tom – warknął. Riddle zmrużył oczy. Jego wzrok stał się przebiegły i wyglądało, jakby się głęboko nad czymś zastanawiał.
- Gryfoni cię wykopali. – Tom zgadywał? Czy może coś wiedział? Jego wzrok mimowolnie odwrócił się od Riddle'a. Tom pokręcił głową. – W takim razie zobaczymy się wieczorem w naszym Pokoju Wspólnym – powiedział w końcu.
- To…
- Cicho, Harry. – Nastąpiła chwila ciszy. – Pójdziesz do Skrzydła Szpitalnego z własnej woli czy będę musiał cię tam zaciągnąć?
Przez chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem, marszcząc brwi. Tom przyglądał mu się uważnie.
- Wezmę to za to drugie – stwierdził oschle Riddle.
W następnej sekundzie jego nogi straciły kontakt z podłogą.
- Chodźmy, Wybrańcu. Salazarze, ile to ja dla ciebie robię…