Zapraszam do czytania mojego pierwszego opowiadania. Mam nadzieję, że się wam spodoba.

Całość jest już skończona i ma 22 rozdziały, brakuje tylko epilogu i wygładzenia całości. Postaram się wrzucać po jednym rozdziale dziennie, kiedy to na bieżąco będę poprawiać kolejne rozdziały.

Starałam się aby świat który opisuję był jak najbardziej zbliżony do tego opisanego przez J. (choć u mnie pojawiają się sceny, których u J. na pewno nie znajdziecie ), a postaci były jak najbardziej w charakterze. Mam nadzieję, że mi się to choć po części udało. Bardzo proszę o wasze opinie na ten temat.

Opowiadanie może być ciężkie do czytania dla osób, które nie znają oryginalnego cyklu, ponieważ żeby nie zanudzić fanów, którzy dobrze go znają, pewne wydarzenia które mają miejsce w oryginale i u mnie potraktowałam dość skrótowo. Najważniejszy oczywiście jest u mnie jednak wątek Draco-Hermiona, którego nie ma w oryginale.

ZDRAJCA KRWI

Rozdział I

Eliksir

Jasne światło księżyca wlewało się przez niewielkie okna rozświetlając wnętrze opustoszałej sali eliksirów. Na jednym ze stołów stał kociołek, pod którym palił się niewielki płomień, a dookoła porozkładane były najróżniejsze składniki używane przez uczniów w trakcie zajęć z profesorem Slughornem. Nad kociołkiem stał ciemnoskóry chłopak, który kroił język żaby - kolejny składnik, eliksiru ważącego się w kociołku na stole. Na jego twarzy malowała się zaciętość i determinacja.

'Cholerny Malfoy, nigdy nie popełnia błędów, nigdy nie robi czegoś, co mogłoby zagrozić jego opinii, a innym wytknie nawet najmniejszą drobnostkę i wykorzysta to do swoich celów' rozmyślał Blaise Zabini wrzucając świeżo poszatkowany język żaby do kociołka z niebieskim eliksirem. Substancja w kociołku zaczęła wrzeć i gwałtownie zmieniać barwę na purpurową.

Błędy popełniane przez Draco Malfoya w tej chwili żywo interesowały chłopaka. Od ponad miesiąca blond włosy Ślizgon nie dawał mu spokoju; zmuszał go do odrabiania swoich zadań domowych i wyświadczania 'drobnych' przysług. A wszystko to przez jeden niewielki błąd, błąd, który mógł kosztować Blaise utratę pozycji drugiego najbardziej pożądanego, obok Draco, chłopaka wśród dziewcząt ze Sliterinu. Blaise Zabini miał też opinię niesłychanie wybrednego, jeśli chodzi o kobiecą urodę, dlatego jeśli wybrał jakąś dziewczynę, ona mogła czuć się wyjątkowa. Gdyby tylko ludzie dowiedzieli się o tym, że Blaise bzykną się z Millicentą, jego akcje spadłyby gwałtownie, bo która dziewczyna zbliżyłaby się do niego po czymś takim? Pomimo, że zrobił to będąc pod wpływem ognistej whisky nie dostałby rozgrzeszenia od nikogo. Nie to, żeby Millicenta nie była lubiana przez kolegów ze swojego domu, chodziło raczej o jej wygląd. Nawet ci, którzy się z nią przyjaźnili nie mogliby zaprzeczyć stwierdzeniu, że Millicenta, to najbardziej męska dziewczyna w całym Hogwarcie. Atrakcyjności nie dodawał jej nawet fakt, że pochodziła z rodziny absolutnie czystej krwi. W Sliterinie było bardzo wiele atrakcyjnych dziewczyn o równie dobrym pochodzeniu i żadna z nich nie chciałaby się znaleźć w tej samej grupie, co Millicenta, żadna nie chciałaby być do niej porównywana. A to właśnie z tymi dziewczynami powinien sypiać Blaise, nieziemsko przystojny Ślizgon czystej krwi, a nie z Millicentą, z którą seksu wstydziliby się nawet Crabbe, czy Goyle. I dlaczego Malfoy musiał akurat wtedy wparować do ich dormitorium, dlaczego akurat wtedy, kiedy był z Millicentą?

Kiedy Zabiniego otrzeźwiło wtargnięcie Malfoya zobliviatyzował Millicentę, żeby nie wygadała sekretu koleżankom. Malfoy był na to zbyt mądry. Zaczął działać natychmiast. Nie tylko schował w bezpiecznym miejscu swoje wspomnienia, które wcześniej przy pomocy różdżki wyciągnął ze swojej głowy, ale również zrobił wiele notatek, które przypomniałyby mu o wydarzeniu.

Blaise musiał wytrącić Draco broń z ręki, nie mógł się zgodzić, aby chłopak szantażował go jeszcze przez prawie półtora roku do końca edukacji w Hogwarcie, a kto wie, może nawet jeszcze dłużej. I to właśnie, dlatego Blaise postanowił wprowadzić w życie swój plan.

Doszedł do wniosku, że najlepszą obroną jest atak. Długo myślał, co zrobić, aż w końcu wpadł na pomysł. Gdyby wszystko się udało nie tylko mógłby zapomnieć o wyświadczaniu 'przysług' Malfoyowi, ale także zyskałby znacznie więcej; Malfoy dałby mu niemal wszystko, aby jego sekret pozostał bezpieczny.

Blaise sięgnął do kieszeni szaty i wyciągnął małe metalowe pudełeczko z wężem wyrzeźbionym na wieczku. Otworzył je i wyciągną ze środka długi kasztanowy, pofalowany włos, który dorzucił do kociołka. Gdy tylko włos wpadł do purpurowego eliksiru, barwa cieczy zmieniła się na różową. Blaise popatrzył zadowolony na swoje dzieło i przelał eliksir do szklanej buteleczki, którą następnie schował do kieszeni, po czym jednym machnięciem różdżki posprzątał cały zrobiony przez siebie bałagan. 'No Malfoy, przekonamy się, kto będzie górą' pomyślał uśmiechając się od ucha do ucha i opuścił salę eliksirów.

Następnego popołudnia Harry i Hermiona umówili się, że Harry przyjdzie po przyjaciółkę do biblioteki i razem pójdą do Wielkiej Sali na kolację. Dziewczyna siedziała więc w bibliotece i czekając na niego czytała nadprogramową książkę do transmutacji. Chciała, aby jej esej do McGonagall był doskonały i nie ograniczał się tylko, do dość pobieżnie traktującego opisywane przez nią zagadnienie, podręcznika. Zatopiona w lekturze usłyszała nagle znajomy głos.

- Co za bezwartościowa kreatura! Czy już niczego nie potrafisz zrobić tak jak należy? – Hermina podniosła głowę i ujrzała wysokiego, bladego chłopaka o wyjątkowo jasnych blond włosach. Na jego twarzy malowała się wściekłość i pogarda. Chłopak patrzył na stojące przed nim małe stworzenie o wielkich uszach i wyłupiastych oczach, z przewiązaną w pasie brudną ścierką. Stworzenie miało pochyloną głowę, ale przerażone zerkało ukradkiem na blondyna. W tym momencie chłopak zamachnął się na dygocącą istotę.

- Malfoy! Zostaw natychmiast tego skrzata! – Hermina wstała i zapominając o swojej książce ruszyła w kierunku Ślizgona. Ten obrócił głowę w jej stronę, aby sprawdzić, kto śmie mu przeszkadzać w karaniu jego własnego domowego skrzata. W tym momencie stworzenie korzystając z okazji, że jego pan na niego nie patrzy, aportowało się z trzaskiem, zapewne po to, aby ukarać się na własną rękę.

- O proszę, proszę! Kogo my tu mamy? Szlama we własnej osobie! – Powiedział Malfoy, a na jego twarzy pojawił się pełen nienawiści grymas

- Jak śmiesz go tak traktować? – Złościła się dziewczyna – On czuje i myśli.

- Żadna brudna szlama nie będzie mnie pouczać jak mam się obchodzić ze swoją własnością. Nie powinnaś mieć żadnych praw, tak jak ten skrzat, bo twoja krew jest brudna i plugawa. – Powiedział z widoczną odrazą

- Moja krew nie jest brudna. – Odpowiedziała spokojnie. – Widziałam ją i nie pływają w niej żadne śmieci, na brud nie wskazuje też jej kolor; jest czerwona tak samo jak twoja.

W tej samej chwili Harry otworzył drzwi biblioteki i raźnym krokiem wszedł do środka. Przemierzał rzędy regałów, aby dojść do ulubionej ławki Hermiony, kiedy mijając ostatni regał, usłyszał jej głos.

- Dobrze wiesz, że moja krew jest równie czysta jak twoja. – Mówiła dziewczyna. Harry zatrzymał się, stanął za regałem i nastawił ucha.

- Wiem, wiem. – Odpowiedział z ledwie wyczuwalną ironią Malfoy. W duchu śmiał się z bzdur, które wygadywała Gryfonka. – I wykorzystujesz tą swoją WESZ, żeby działać na rzecz Czarnego Pana; to był twój pomysł, żeby wykorzystać skrzata Syriusza Blacka, aby się go pozbyć i zwabić Pottera do ministerstwa. – W głowie Draco była to taka sama bzdura, jak te, które opowiadała dziewczyna.

- Skąd wiesz o Stworku? – Zapytała zaskoczona, ponieważ nie przypuszczała, że młodszy z Malfoyów może widzieć tak dużo o działaniach Voldemorta.

- Moi rodzice nie mają przede mną tajemnic – odpowiedział jej buńczucznie.

Harry jeszcze bardziej wytężył słuch, bo to, co usłyszał wprawiło go w kompletne zdumienie i miał nadzieję, że dalsza część rozmowy coś mu wyjaśni.

- W takim razie wiesz, że to, co mówisz, jest taką samą prawdą, jak to, że jesteśmy parą i że będziemy kiedyś małżeństwem. Powinieneś zacząć doceniać skrzaty domowe, bo one nie są tak bezmyślne jak ci się wydaje.

Harry zaśmiał się w duchu. 'Hermina i Malfoy parą, to jakaś bzdura. Najprawdopodobniej coś źle zrozumiałem, to pewnie przez to, że nie słyszałem całej rozmowy.' Doszedł do wniosku i wyszedł zza regału na spotkanie Hermiony, która zauważyła go dokładnie w tym samym momencie, kiedy to zrobił.

- Harry, jesteś wreszcie – Powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Zebrała pospiesznie swoje rzeczy ze stolika i zapakowała je do torby. Zarzuciła torbę na ramię i razem z Harrym opuścili bibliotekę.

- O co poszło? - Zapytał po chwili chłopak

- Oj jak zwykle, znalazł sobie ofiarę do dręczenia. – Odpowiedziała, po czym zamyśliła się – Jak myślisz, może udałoby się uwolnić wszystkie skrzaty Malfoyów tak jak Zgredka? – Zapytała po chwili.

Harry nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko z pobłażaniem i otworzył przed nią drzwi do Wielkiej Sali.

Wielka Sala była zatłoczona jak zwykle w czasie kolacji. Dookoła słychać było gwar rozmów, śmiechy i dźwięk sztućców uderzających o talerze. Draco Malfoy siedział teraz przy stole Sliterinu i wpatrywał się w 'złotą trójkę' siedzącą przy stole Gryffindoru. Nienawidził ich bardziej niż kogokolwiek na świecie. To oni byli winni temu, że jego ojciec od wielu miesięcy siedział zamknięty w Azkabanie. Nie mógł się zdecydować, kogo nienawidzi najbardziej, czy Chłopca-Który-Przeżył i jest postrzegany, jako zbawca czarodziejskiego świata, czy rudego Weasleya, zdrajcy krwi, czy szlamy, która nie dość, że zabiera przestrzeń życiową czarodziejom czystej krwi, to jeszcze śmie ich pouczać i być najlepszą uczennicą w całej szkole. Nienawidził jej z całego serca, tego jej przemądrzania się, tych jej strasznych włosów; nienawidził w niej wszystkiego od czubka głowy, po palce u stóp, nienawidził całej jej osoby. Ostatnio doszedł również do wniosku, że gdyby nie tacy jak ona, nie byłoby żadnej wojny i nie musiałby wykonywać żadnych zadań dla Czarnego Pana. Na świecie istnieliby tylko czystej krwi czarodzieje, a pozycja Malfoyów byłaby niezagrożona.

Z zadumy wyrwał Draco Blaise, który usiadł przy stole tuż obok niego.

- Co? Zakochałeś się w niej, że się tak przyglądasz? - Zapytał ciemnoskóry chłopak, doskonale wiedząc, że wyprowadzi tym Malfoya z równowagi.

- Możesz mnie nie obrażać? – Tak jak przypuszczał Blaise, obruszył się Draco - Jak idzie moja praca na transmutację? - Zapytał po chwili.

- Nie denerwuj się, tylko żartowałem. - Odpowiedział wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha Blaise. - Jestem pewien, że twoja praca na transmutację będzie świetna, tak jakbyś sam ją napisał

- Mam nadzieję. - Odpowiedział Draco.

- Patrz na Pansy, co ona znowu wymyśliła? - Draco odwrócił się w kierunku Pansy i przyglądał się jej przez chwilę. Tylko parę sekund wystarczyło Zabiniemu. Rozejrzał się czy nikt na niego nie patrzy, wyciągną z kieszeni buteleczkę z eliksirem i wlał substancję wprost do soku dyniowego Malfoya.

- O co ci chodzi? - Zapytał Malfoy, kompletnie nie wiedząc, co takiego w wyglądzie Pansy zaciekawiło Zabiniego.

- Ta jej plakietka. - Wyjaśnił Blaise, doskonale wiedząc, że już od dwóch dni Pansy chodzi z przyczepioną do szaty plakietką 'Draco Malfoy Książe Sliterinu'.

- Nic nowego. - Odpowiedział Malfoy, wzruszył ramionami, wziął łyk swojego soku dyniowego i wrócił do jedzenia.

Podczas gdy Blaise zajął się rozmową z siedzącym po jego drugiej stronie Nottem, myśli Draco znów powędrowały do w stronę znienawidzonego przez niego Gryffindoru i szlamowatej Granger. Znów popatrzył w jej stronę i kiedy jego wzrok spoczął na jej ustach, poczuł nagle coś bardzo dziwnego. Przez jego głowę zaczęły przebiegać myśli, których nigdy tam nie było. Nagle zaczął się zastanawiać jak by to było całować te usta. Draco odwrócił wzrok, ale jakaś siła zmuszała go, by znów na nią spojrzeć. Kiedy dał się pokonać tej sile i po raz kolejny spojrzał na szlamę, zaczął się zastanawiać jak by to było całując ją, zedrzeć z niej szatę. Zaczął się zastanawiać jak wygląda jej ciało, czy jej piersi są równie duże jak te Parkinson, czy może mniejsze jak u Daphne Greengrass. W tym momencie zauważył, że ona również patrzy w jego kierunku, a w jej wzroku poza zwykłą nienawiścią jest coś więcej, coś, czego nigdy wcześniej tam nie widział i czego nie potrafił określić. Usta Draco wykrzywiły się w będącym jego znakiem rozpoznawczym, grymasie. Następnie całą siłą swojej woli zmusił się do oderwania wzroku od Granger, wstał i szybko wyszedł z Wielkiej Sali.

Hermiona jadła obiad rozmawiając z Harrym. Tematem rozmowy, jak dość często w ostatnich miesiącach, było dziwne zachowanie Malfoya. Nagle, kiedy Hermiona pomyślała o Malfoyu, zamiast koncentrować się na tym, jaki jest denerwujący i jak go nienawidzi, zaczęła analizować jego wygląd. 'Kiedy na jego ustach nie ma tego głupiego grymasu są naprawdę ładne; no i ma piękne oczy. A jego sylwetka jest idealnie w moim typie, jest wysoki i umięśniony. Nic dziwnego, że Ślizgonki na niego lecą. Ciekawe jak wygląda bez szaty.' Rozmyślała. Nagle przeraziły ją jej własne myśli. Wiedziała, że to zupełnie irracjonalne, ale przestraszyła się, że ktoś mógłby się zorientować, że we własnej głowie zaczęła rozbierać Malfoya. Co by sobie o niej pomyśleli? Zdenerwowana zaczęła przygryzać dolną wargę, co robiła zawsze, kiedy coś ją martwiło. Odczuwając coraz silniejsze wyrzuty sumienia z powodu własnych myśli, poczuła jak jakaś siła zmusza ją, żeby spojrzeć na miejsce przy stole Ślizgonów, gdzie zawsze siedział nemezis jej, Harryego i Rona. Powoli odwróciła głowę w tamtą stronę i w tym momencie jej wzrok skrzyżował się ze wzrokiem blondyna. Trwało to ułamek sekundy, po czym chłopak jak zwykle wykrzywił usta w grymasie, odwrócił się, wstał od stołu i wyszedł z Wielkiej Sali.

Pomimo, iż zajęty rozmową z Nottem, Blaise kontem oka obserwował Malfoya i Granger. Nie miał pewności czy jego eliksir zaczął już działać, ale wtedy zaobserwował ich krzyżujące się spojrzenia. Kiedy Draco wstał i nie skończywszy kolacji szybko opuścił Wielką Salę, jakby bojąc się czegoś, uciekając przed czymś, Blaise był już pewien, że jego plan się powiedzie. Było mu prawie żal Malfoya, bo pomimo, iż ten go szantażował, a on zamierzał odwdzięczyć się pięknym za nadobne, lubił Draco. Wbrew powszechnej opinii Ślizgoni byli zdolni do uczuć takich jak prosta sympatia, czy nawet przyjaźń. To, że nawet wobec siebie posuwali się do zagrań przez innych uważanych za nieczyste, było częścią ich natury, potrafili oddzielić przyjaźń od interesów i kiedy musieli wybierać między sympatią do kogoś, a swoim własnym interesem, zawsze wybierali to drugie, bo jak sami często podkreślali, przecież nie byli jakimiś żałosnymi Puchonami.

Blaise nie rozumiał, dlaczego Malfoy potrzebuje kogoś, kto będzie za niego robił zadania domowe, ponieważ chłopak był równie dobrym uczniem jak on, może nawet lepszym. Być może wynikało to z faktu, że Malfoy ostatnio na nic nie miał czasu; kiedy tylko nie siedział na lekcjach znikał gdzieś na całe godziny. Nikt nie wiedział co robi, ale też nikt ze Sliterinu nawet nie próbował dociekać, o co chodzi. Tylko Crabbe i Goyle wiedzieli gdzie chodzi, ale nikomu nigdy nic nie zdradzili, najwidoczniej mając na względzie własny interes. Dwaj najbliżsi koledzy Draco nie byli może zbyt bystrzy, ale mieli w głowie wystarczająco dużo szarych komórek, aby wiedzieć, kiedy się im coś opłaca, a kiedy nie. Ci ze Ślizgonów, którzy pochodzili z rodzin Śmierciożerców byli prawie pewni, że zniknięcia Malfoya mają związek z zadaniem zleconym mu przez Czarnego Pana, pozostali za bardzo bali się Malfoya, aby pytać jego, lub Crabbe czy Goylea o cokolwiek.

Zabini poczuł niewielkie wyrzuty sumienia. Wiedział, że wprowadzeniem w życie swojego planu naraża Malfoya na niebezpieczeństwo z ręki ostatniego potomka Sliterina. Po chwili jednak wyrzuty zniknęły. Blaise wytłumaczył sobie, że przecież nikt inny poza nim, Malfoyem i Granger nie będzie o niczym wiedział. Gdyby podał Malfoyowi Amortencję, naraziłby go na naprawdę duże niebezpieczeństwo. Eliksir, który mu dolał do soku, co najwyżej spowoduje pewną traumę psychiczną, ale to mała cena z spokój Blaise. Zabini upewnił się, że działanie eliksiru skończy się, kiedy tylko Granger i Malfoy zrobią to, czego od nich oczekiwał, a on dzięki temu zyska materiał do szantażu. Blaise bardzo rozważnie dobrał jeden z wielu eliksirów tego typu. Zdecydował się na Effectus Cupiditas; nie tylko upewnił się, że działanie samo nie minie, ale też że wypity przez jedną osobę, działa również na drugą, której włos do niego dodano. Blaise wiedział, że Malfoy choćby nie wiem jak był przystojny, nie miał żadnych szans u szlamy, bo ona nienawidziła go z równą mocą jak on nienawidził jej. Teraz pozostało Blaiseowi tylko czekać. Od początku wiedział, że ani Granger, ani Malfoy łatwo nie poddadzą się działaniu eliksiru; będą unikać siebie nawzajem, szukać czegoś, co odciągnie ich uwagę. Jednak działanie mikstury początkowo prawie niezauważalne z czasem narasta, tak, że w pewnym momencie nie daje już możliwości wyboru i istnieje tylko jedna droga. Nie powinno to trwać dłużej niż jeden dzień. Blaiseowi pozostało tylko dobrze ich obserwować i w odpowiednim momencie zdobyć dowody.

Od kilku miesięcy Draco Malfoy był pod coraz większą presją; została mu zlecona misja, od której zależało jego własne życie, a także życie jego najbliższych. Misja, którą miał wykonać przerosłaby większość dorosłych czarodziejów, a została zlecona szesnastoletniemu chłopakowi. Draco sam musiał zmierzyć się z zadaniem przemycenia Śmierciożerców na teren Hogwartu i zabiciem jednego z dwóch najpotężniejszych współczesnych czarodziejów. Wciąż nie udawało mu się zrealizować żadnej z części zadania. Początkowo Draco był dumny z misji, która została mu powierzona przez Czarnego Pana; poczuł się dorosły i odpowiedzialny. Pomimo, iż panicznie bał się Czarnego Pana, marzył o tym jak wysoką pozycję zyska wśród Śmierciożerców, jeśli plan się powiedzie; być może stanie się ulubieńcem Czarnego Pana i wygryzie z tej pozycji swoją ciotkę i innych, którzy do tej pory cieszyli się największym zaufaniem i sympatią jednego z najpotężniejszych czarodziejów w dziejach. Marzył, że zdobędzie bardziej liczącą się pozycję niż jego ojciec kiedyś. Denerwowało go, że matka próbuje pomagać mu w wypełnianiu zadania; uważał, że traktuje go jak dziecko, które nie jest samodzielne, a to przecież on był głową rodziny pod nieobecność ojca i musiał udowodnić, że jest godzien tej roli. To na nim spoczywała odpowiedzialność za odzyskanie przez rodzinę pozycji, która się jej należała. Kiedy więc wpadł na pomysł z szafą nie chciał wtajemniczać w swój plan matki; musiał jej pokazać, że jest dorosły i jest godzien nosić nazwisko Malfoy. Gdy wybrali się razem z Narcyzą na Pokątną, na zakupy przed rozpoczęciem roku szkolnego, mocno się natrudził, by zgubić ją i samodzielnie wybrał się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, pod numer 13 B do sklepu Borgina i Burkesa. Pełen wiary we własne siły zastraszył nawet starego właściciela sklepu. Kiedy jednak Draco przybył do Hogwartu, a kolejne podejmowane przez niego próby nie przynosiły rezultatu, wiara w siebie i własne możliwości zaczęła go opuszczać. Coraz częściej czuł się bezradny i samotny. Poza tym, po tym jak Czarny Pan wybrał dwór Malfoyów na swoją siedzibę, wielokrotnie był świadkiem jego okrucieństwa. Podczas przerwy świątecznej uczestniczył w torturowaniu wrogów Czarnego Pana. Kiedyś myślał, że torturowanie innych jest zabawne, teraz jednak zauważył, że wzbudza w nim poczucie winy, obrzydzenie i strach. To było zupełnie co innego, niż odbieranie punktów pierwszorocznym Gryfonom. Za każdym razem, kiedy kazano mu rzucić cruciatusa na kogoś, kto naraził się potężnemu czarnoksiężnikowi, robił to z wielkimi oporami i tylko dlatego, że wiedział, że nie ma wyjścia, bo jeśli tego nie zrobi, sam stanie na miejscu torturowanej ofiary. Musiał naprawdę bardzo się skoncentrować, aby opanować drżenie ręki, w której trzymał różdżkę. Czarny Pan zdawał się to zauważać i drwił z niego, oraz dręczył go wciąż żądając, aby to właśnie Draco zajmował się torturami. Gdyby nie zlecona mu misja z wielką ulgą powróciłby do Hogwartu po świętach. Chłopak zaczynał się bać; zrozumiał, że bez pomocy najbliższych osób nie podoła powierzonemu mu zadaniu. Z jednej strony chciał wykonać zadanie, teraz głównie dlatego, że bał się, co się stanie jeśli tego nie zrobi, ale podświadomie wcale nie chciał nikogo zabijać, bo miał wrażenie, że kiedy to zrobi, coś wewnątrz niego samego zmieni się na zawsze. Bał się przekroczyć tą granicę, bo czuł, że za nią wcale nie ma nic dobrego. Równocześnie nienawidził w sobie tego strachu, który nie pozwalał mu wciąż zrealizować powierzonego mu zadania i dzięki temu zyskać upragnionej pozycji wśród Śmierciożerców. Te wszystkie uczucia kotłowały się w jego głowie i jak nigdy wcześniej potrzebował teraz wsparcia i rady jak ma sobie z nimi poradzić. Czy jego ojciec też tak się kiedyś czuł? A może jemu pierwsze morderstwo przyszło całkiem łatwo? Draco był pewien, że jego ojciec nie był tak słaby jak on sam i nie miałby problemów z zabiciem jakiegoś staruszka. Draco bardzo chciał się od niego dowiedzieć czegoś, co pomogłoby mu się stać takim jak on, jednak Lucjusz od wielu miesięcy przebywał w Azkabanie i nie mógł mu jak zwykle służyć radą. Draco zaczął więc, tak jak przed tym zanim Czarny Pan powierzył mu misję, radzić się matki. Nie mówił jej wprawdzie wszystkiego, ponieważ bał się, że w ten sposób narazi ją na niebezpieczeństwo, ale matka wspierała go na duchu jak mogła, a jej listy pełne miłości i wiary przynosiły mu pocieszenie w momentach zwątpienia. W zaistniałej sytuacji Narcyza Malfoy i tak nie mogła zrobić nic więcej dla swojego ukochanego jedynaka. Na miejscu był tylko Snape, któremu jednak Draco przestał ostatnio ufać. Jego ulubiony do tej pory nauczyciel i Śmierciożerca w jednym, wciąż dociekał szczegółów misji chłopaka. Draco podejrzewał, że Snape wcale nie chce mu pomóc, tylko zamierza sam wykonać zadanie, a potem zgarnąć laury, odsuwając tym samym rodzinę Malfoyów na boczny tor. To była wersja optymistyczna, o czymś znacznie gorszym Draco nie chciał nawet myśleć. Chłopak wiedział, że jedynymi osobami, którym może całkowicie zaufać są jego matka i ojciec. Chciał zaufać Snapeowi, ale się bał. Strach towarzyszył mu nieustannie w ostatnich miesiącach. Bał się o przyszłość swoją i najbliższych. Wiedział, że Czarny Pan jest zdolny do wielkiego okrucieństwa. Dopiero niedawno zrozumiał, że jego matka miała rację i że sama misja, którą zlecił Draco Czarny Pan była rodzajem kary dla Malfoyów za to, że Lucjusz go zawiódł. Kara ta stanowiła jednak jedynie preludium do tego, co mogło się stać gdyby zawiódł go również młodszy z Malfoyów. Ból zadany przez cruciatusa nie był najgorszym, co mogło spotkać Lucjusza, Narcyzę i Draco.

Całe napięcie i stres pod wpływem którego znajdował się chłopak sprawiło, że coraz częściej wszczynał kłótnie z ludźmi, których do tej pory uważał za przyjaciół. Coraz bardziej denerwowała go głupota Crabbea i Goylea, oraz nieustanne umizgi ze strony Parkinson. Draco zawsze miał powodzenie u dziewczyn, szczególnie tych ze Sliterinu, ostatnio jednak zaczęła go męczyć okazywana mu uwaga. Nie miał czasu na śledzące każdy jego krok, zakochane Ślizgonki. Kiedyś często wykorzystywał to, że mógł zrealizować swoje nastoletnie potrzeby z każdą dziewczyną, której zapragną, ale teraz robił to dużo rzadziej, tylko wtedy, kiedy musiał wyładować swoją frustrację po kolejnym niepowodzeniu. Większość wolnego czasu spędzał w Pokoju Życzeń, próbując naprawić zepsutą magiczną szafę. Dziś postanowił, że musi więcej poczytać o magicznych zasadach funkcjonowania tego typu urządzeń, bo żadne z zastosowanych przez niego do tej pory zaklęć nie przynosiło oczekiwanego rezultatu.

Tuż po opuszczeniu Wielkiej Sali, Draco skierował się prosto do lochów. W swoim dormitorium miał kilka książek o tym jak działają magiczne przedmioty. Dziś zamierzał się skupić na książce o magicznych sposobach przenoszenia się z miejsca w miejsce. Zakładał, że zajmie mu to cały wieczór, nie miałby więc czasu na napisanie pracy z zaklęć. Draco cieszył się, że mógł szantażować Zabiniego, bo ten był jednym z najlepszych uczniów w Sliterinie. Malfoy nie dałby sobie rady z pogodzeniem swojej misji i oczekiwań nauczycieli w tym samym czasie.

Kiedy dotarł do dormitorium, zrezygnowany rzucił się na łóżko i jęknął głośno. W pokoju nie było jeszcze nikogo i chłopak miał chwilę dla siebie. Niestety nie mógł jej wykorzystać w taki sposób, o jakim by marzył, czas działał na jego niekorzyść. Po chwili podniósł się więc z łóżka i skomplikowanym zaklęciem otworzył szafkę ze swoimi prywatnymi rzeczami. Wyciągnął z niej stertę książek i otworzył gruby tom, który leżał na samym wierzchu stosu. Zaczął go przeglądać. Stary opasły wolumin opisywał zaklęcia, które wykorzystywało się tworząc przedmioty służące do przemieszczania się. Znajdowały się tam między innymi rozdziały o latających miotłach, kominkach, czy świstoklikach. Rozdziału o magicznych szafach zniknięć nie było. Do tej pory Draco skupił się na rozdziale o kominkach. Szukał podobieństw między nimi, a magiczną szafą. Nie potrafił jednak ze sobą powiązać tych dwóch magicznych przedmiotów. Z innymi czarodziejskimi wynalazkami wymienionymi w książce było podobnie. Draco nie mógł znaleźć żadnego punktu zaczepienia. 'Gdyby tak można było zdjąć blokadę na aportację w Hogwarcie' rozmyślał. W tym momencie, zamiast o dziesiątkach Śmierciożerców aportujących się w Wielkiej Sali, Draco pomyślał o dormitorium dziewcząt z Gryffindoru. Nagle, w miejsce srebra i zieleni jego własnego dormitorium, pojawiło się złoto i czerwień, a poukładane koło łóżek miotły i porozrzucane wszędzie męskie szaty do Quidditcha zastąpiły dziewczęce drobiazgi. Z przyległej do pokoju łazienki zaczął dochodzić szum lejącej się wody. Po chwili dźwięk ustał, a drzwi, zza których dobiegał otworzyły się. Draco spojrzał w tamtą stronę i zobaczył dziewczynę. Miała na sobie jedynie ręcznik kąpielowy, a drugim suszyła świeżo umyte kasztanowe loki. Jej skóra rozgrzana była jeszcze po kąpieli, a po ramionach, z wciąż mokrych włosów spływały jej krople wody. Miała długie, zgrabne i szczupłe nogi oraz piękny dekolt. Spojrzała w kierunku Draco, uśmiechnęła się i puściła do niego oko. Zaniepokojony, ale i zafascynowany nie mógł od niej oderwać wzroku. Zastanawiał się, co by zobaczył, gdyby ręcznik nagle się odwiązał i spadł na podłogę. Dziewczyna popatrzyła na niego zalotnie, rzuciła w kąt ręcznik, którym suszyła włosy i wolnym krokiem podeszła do łóżka, na którym siedział. Usiadła na nim i uśmiechając się wciąż do chłopaka wzięła do ręki szczotkę i powolnym ruchem zaczęła rozczesywać swoje mokre loki. Kiedy skończyła, odrzuciła włosy do tyłu i położyła się w poprzek łóżka. Śmiejąc się uniosła nogi do góry powodując, że do tej pory niewiele zakrywający ręcznik zsunął się jeszcze bardziej odkrywając praktycznie całe uda. Draco nie mógł się oprzeć i wysunął w jej kierunku dłoń. Sam nie wiedział, czy chce jej tylko dotknąć, czy całkowicie zerwać z niej ręcznik. Kiedy jego palce już nieomal muskały uda dziewczyny, postać zaczęła się rozwiewać, by po krótkiej chwili zupełnie zniknąć. Z zaskoczenia wyrwał Ślizgona huk upadających na podłogę książek. Chłopak otworzył oczy i znów znalazł się w dormitorium Ślizgonów. Jego wzrok powędrował w kierunku sporego wybrzuszenia na szacie, którą miał na sobie. Było ono wyraźnym dowodem na to, jak bardzo podobało mu się to, co przed chwilą zobaczył.

W tym momencie przeraził się tego, co się z nim dzieje. Nigdy wcześniej nie myślał o Granger w ten sposób. Nie mógł tak o niej myśleć, ona była brudną szlamą! Zaczął czuć do siebie odrazę, ponieważ żaden szanujący się czarodziej czystej krwi nie zhańbiłby się cielesnym kontaktem z kimś tak brudnym i obrzydliwym jak panna Wiem-To-Wszystko, żaden by o czymś takim nawet nie pomyślał! Podobnymi stworzeniami mogli interesować się jedynie tacy zdrajcy krwi jak Weasley, a nie on potomek wspaniałego rodu Malfoyów. Skąd się wzięły te marzenia i pożądanie, których wstydził się nawet przed samym sobą? Pomijając pochodzenie, Granger nawet nie była w jego typie! Draco zdecydowanie wolał wysokie, niebieskookie blondynki, a nie karłowate długozębne i szopowłose panny Wiem-To-Wszystko.

Jednak pomimo obrzydzenia i wstydu Draco nie potrafił przestać myśleć o tym jak bardzo chciałby znaleźć się teraz w łóżku Gryfonki, jak bardzo chciałby jej dotknąć, a nawet całować ją i zatopić się w niej całkowicie.

Nie mogąc dojść do siebie, wciąż na nowo próbował skupić się na czytanej wcześniej książce, powtarzał sobie, że ona jest brudną szlamą, która nie powinna go interesować w taki sposób. Niestety sceny jak ta z Granger owiniętą w ręcznik nie przestawały pojawiać się przed jego oczami; dziewczyna wciąż pojawiała się z nikąd i wciąż w innym wydaniu odciągała uwagę nastolatka od ważnego zadania, które zostało mu powierzone. Za każdym razem skąpo ubrana Gryfonka uwodziła go i znikała, kiedy tylko próbował jej dotknąć. Draco doszedł nawet do wniosku, że dzieje się tak dlatego, że dawno nie był z żadną dziewczyną i jego organizm domaga się tego. 'Ale dlaczego akurat Granger?' Zastanawiał się zdesperowany. Doprowadzony do granic wytrzymałości postanowił nawet sam sobie ulżyć. Tworząc w myślach pikantne sceny z Hermioną Granger doprowadził się sam do spełnienia. Na nic to się jednak zdało, chłopak miał nawet wrażenie, że jest coraz gorzej. Gryfonka wciąż go kusiła, a kiedy próbował jej dotknąć znikała. Wciąż narastało w nim poczucie niespełnienia i tęsknoty. Postanowił, że poszukiwanie informacji na temat szafy musi poczekać do czasu, aż nie rozwiąże tego problemu. 'Być może będzie ją w stanie wyprzeć z mojego umysłu prawdziwa czystokrwista dziewczyna' pomyślał i zszedł do pokoju wspólnego w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki.

Duży, ponury, ale i bogato wyposażony salon starego dworu rozświetlały tylko strzelające płomienie kominka. Piękna blondwłosa kobieta stała przy oknie i zamyślonym, zatroskanym wzrokiem wpatrywała się w ciemność. W ręce ściskała zwitek pergaminu, list od syna. Nagle z zadumy wyrwał kobietę dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi. Narcyza odwróciła się i jej wzrok spoczął na stojącej w progu postaci jej siostry, Bellatriks.

- Draco się odezwał? – Zapytała ciemnowłosa kobieta. Narcyza tylko przytaknęła głową i odwróciła się w kierunku okna znów spoglądając w ciemność nocy. – Czy wreszcie zrobił jakieś postępy? Czarny Pan będzie z niego zadowolony?

- On ma tylko szesnaście lat. – Odpowiedziała Narcyza nie odwracając głowy od okna.

- Ma szesnaście lat i spotkał go taki zaszczyt, powinnaś się cieszyć.

- Bella, czy ty nic nie rozumiesz? – Zirytowała się Narcyza gwałtownie odwracając się w stronę swojej siostry.

- Czarny Pan jest łaskawy, jeśli mojemu siostrzeńcowi się uda szczodrze go wynagrodzi.

- Boję się o niego, on to wszystko bardzo przeżywa, boję się, że nie da sobie z tym rady.

- Czarny Pan troszczy się o swoich śmierciożerców, gdyby Draco nie był w stanie wykonać tego zadania, na pewno by mu go nie powierzył. – Upierała się Bellatriks.

- Bella, jego nikt nie obchodzi i z nikim się nie liczy. To przez niego straciłam Lucjusza, a teraz mogę stracić moje jedyne dziecko. – Odpowiedziała szeptem i ze strachem w głosie Narcyza.

- Jak śmiesz! – Obruszyła się jej siostra. – Jeśli na to zasłuży, Draco zdobędzie liczącą się pozycję u jego boku, tak jak ja. – Słysząc te słowa Narcyza roześmiała się gorzko.

- Naprawdę uważasz, że Czarny Pan tak się z tobą liczy? Nie obchodzisz go tak samo jak nie obchodzą go Lucjusz i Draco.

- Nie masz racji. Wybaczył mi to, co stało się w Departamencie Tajemnic, znów dzieli się ze mną wszystkim i nazywa swoją najwierniejszą. Ufa mi! Gdyby tak nie było, nie powierzyłby mi swojego skarbu, zabrałby go ode mnie.

- Jakiego skarbu? - Zainteresowała się Narcyza?

- Naprawdę myślisz, że zdradzę Czarnego Pana wyjawiając ci tą tajemnicę? Ten przedmiot jest dla niego zbyt ważny. – Myśli Narcyzy zaczęły się w tym momencie kotłować w jej głowie. Zaczęła się zastanawiać, czy informacja, która wypsnęła się z ust Bellatriks może w jakiś sposób pomóc jej synowi. Nic nie przychodziło jej do głowy, zwłaszcza, że nie wiedziała ani co to za przedmiot, ani gdzie się znajduje. Jedynym, naprawdę bezpiecznym miejscem zdawał się skarbiec Lestrangeów w Banku Gringotta, wszędzie indziej miało do niego dostęp zbyt wielu ludzi.

- Założę się, że schowałaś to coś w swoim skarbcu w Gringocie nawet nie wiedząc co to jest i dlaczego jest takie ważne. – Odpowiedziała z kpiną Narcyza, mając nadzieję, że jeśli sprowokuje swoją siostrę, ta wyjawi jej całą prawdę.

- Nic ci nie powiem, już raz omal nie zdradziłaś Czarnego Pana opowiadając Snapeowi o misji Draco.

- A więc jest w Gringocie. – Odpowiedziała spokojnie Narcyza. Twarz Bellatriks poczerwieniała; zdała sobie sprawę, że nieświadomie zdradziła swojej siostrze już zbyt wiele informacji. Uznała, że najlepiej zrobi kończąc tą rozmowę i nie odpowiadając nic na stwierdzenie Narcyzy odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu.