Tytuł oryginału: Cambiare Podentes Invocare
Autor: Jordan Grant
Tłumacz: Phoe
Paring: HP/SS
Długość: 50 rozdziałów
Beta: sandwich
Zgoda autora: jest
Ostrzeżenia: łagodne i ostre sceny erotyczne, niewolnictwo, pojawiają się też motywy tortur oraz gwałtu (odpowiednie rozdziały będą oznaczone)
Zmiany w kanonie: w Cambiare uczniowie zaczynają uczęszczać do Hogwartu, mając lat 12, więc kiedy historia rozpoczyna się na 7 roku Harry'ego, ma on lat 18. Opowiadanie uwzględnia tomy HP 1-5, w niewielkiej tylko części odnosząc się do tomów 6-7, co oznacza, że Dumbledore żyje, a Snape nadal naucza eliksirów.


Rozdział 1


Poniedziałek, 4 Maja, 1998 19:00

Jeszcze sześć tygodni, pomyślał Harry, rozglądając się po pokoju wspólnym Gryffindoru. Tylko sześć tygodni do lata. Czy dlatego wszyscy zachowują się tak dziwnie? Zabawne, nigdy nie widział, by perspektywa wakacji wywoływała wcześniej taki efekt. A może po prostu wygląda to inaczej, ponieważ mijał jego ostatni rok w Hogwarcie?

Jednak nie o to chodziło i wiedział o tym. Przede wszystkim, dlaczego perspektywa wakacji miałaby wszystkich wprawiać w przygnębienie? Oczywiście to zawsze przygnębiało jego, ale on był inny. Nie miał przytulnego domu i kochającej rodziny, do której wracał na koniec szkoły. Rodziny, za którą tęsknił podczas semestru.

Poza tym ten ponury nastrój nie był tylko ogólnym niezadowoleniem. Miał swoje źródło. Co gorsza, tym źródłem zdawał się być właśnie Harry. Dostrzegł to po raz pierwszy na obiedzie, kiedy siódmy rok Gryffindoru zaczął mu się przyglądać. Co więcej, okazało się, żeKrukoni obserwowali go również.

A teraz to samo działo się w pokoju wspólnym. Identyczne spojrzenia pełne niepokoju kierowane w jego stronę, kiedy myśleli, że nie patrzy. A także szepty w każdym rogu. Z pewnością o nim. Albo przynajmniej tak mu się wydawało.

Nie, to było więcej niż tylko wrażenie. Miał wystarczająco dużo doświadczenia z ludźmi plotkującymi na jego temat, aby wyczuć, kiedy rozmowy dotyczyły jego.

Harry chwycił przechodzącego obok Rona za rękaw szaty i szarpnął w dół na kanapę, na której siedział samotnie. To była kolejna rzecz. Z tej całej jawnej troski, jaką mu ludzie okazywali, nikt nie pofatygował się, aby podejść do niego i zwyczajnie porozmawiać. Miał już tego serdecznie dość.

— Co się dzieje? — wymamrotał Ronowi do ucha. — Czemu wszyscy patrzą na mnie, jakbym miał za chwilę umrzeć? — Ron wydał z siebie dziwny odgłos, coś pośredniego pomiędzy zduszonym jękiem a próbą wymuszonego śmiechu. — No co? — zażądał Harry. — Mówże.

Tylko jedno słowo wyszło z ust przyjaciela:

— Trelawney.

Raptownie uwalniając ramię Rona, Harry odchylił się na oparcie kanapy.

— To wszystko? Przepowiedziała moją śmierć. Znowu. Wielka rzecz. Robi to co tydzień od trzeciej klasy. — Nagle zmrużył oczy. — Każdy, kto uczęszcza na wróżbiarstwo, słyszał już to tysiące razy. Skąd teraz taki rozgłos?

Rude włosy Rona zafalowały dziko, kiedy potrząsnął głową.

— Słyszałem, że to nie wydarzyło się na zajęciach. Um... Neville był z nią w klasie sam, kiedy zaczęła zachowywać się naprawdę dziwnie. Ale nie tak dziwnie jak zazwyczaj, i…

Harry zaśmiał się.

— Przecież to Trelawney! Nieważne jak to ujmiesz, ona jest szalona. Weź się w garść, Ron! Nie mam zamiaru umierać!

— Ale w tym właśnie sęk — wypalił Ron. — Wcale nie przewidziała, że zostaniesz zmiażdżony przez Bijącą Wierzbę, otruty przez Ślizgonów ani tym podobne. To było bardziej jak naprawdę straszne i przyprawiające o gęsią skórkę rzeczy o Sam-Wiesz-Kim zabijającym cię w dziewiętnaste urodziny. Za wyjątkiem tego, że nazwała go Czarnym Panem, zupełnie jak Snape.

— Co jeszcze? — naciskał Harry, ponieważ Ron robił wszystko, by patrzeć wszędzie byle nie na niego, a to mogło oznaczać tylko jedno. Było coś więcej.

Jego przyjaciel odchrząknął.

— Coś o starym rytuale zwanym Cambiare, będącym jedynym rozwiązaniem, oraz tym, że zabije cię na pewno i będzie sprawować nad nami rządy przez dziesięć tysięcy lat. Nad nami czyli czystokrwistymi. Mugolaki i czarodzieje półkrwi zostaną wycięci w pień, jeden po drugim.

Harry wypuścił długi oddech.

— W porządku. Dla dobra sprawy załóżmy, że ona wie, o czym mówi. Po prostu wykonam to Cambiare.

— Taa, cóż, to część problemu — wyznał Ron. — Dziś rano wiadomość o przepowiedni okrążyła pokój wspólny lotem błyskawicy i sporo z nas urwało się z lekcji, aby wytropić zaklęcie w bibliotece. Nie mogliśmy znaleźć o nim ani jednej informacji nawet, gdy poszliśmy do Krukonów po pomocą.

— Dział Ksiąg Zakazanych — poradził Harry.

— Hermiona jest tam właśnie teraz. Ja… eee… pożyczyłem jej twoją pelerynę-niewidkę. I… cóż, sam wiesz, przekradała się tam chyba z milion razy, więc doszliśmy do wniosku, że będzie miała większą szansę coś znaleźć niż ty czy ja.

— A powód, dla którego nikt mi o niczym nie powiedział?

Ron uciekł wzrokiem.

— Cóż, po prostu pomyśleliśmy, że lepiej najpierw dowiedzieć się, o czym mowa. No wiesz, znaleźć, czym Cambiare w ogóle jest.

Harry skrzyżował ręce za głową i odchylił się do tyłu.

— To ma sens.

— Jesteś zły?

— Nie. — Harry nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. — W gruncie rzeczy to naprawdę miłe, że wszyscy tak o mnie dbają. A poza tym my tu wciąż rozmawiamy o Trelawney.

— Ta — zgodził się Ron, mimo że wcale nie brzmiał na przekonanego. — Tylko że Neville powiedział, że zachowywała się naprawdę bardzo, bardzo podejrzanie. Nie mówiła tym swoim piskliwym głosem, którego używa przez cały czas, ale głębokim, mrocznym warkotem. A potem, kiedy poprosił ją o wyjaśnienia, nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Tak jakby… została opętana lub coś i nie pamiętała własnych słów.

Uch-och, pomyślał Harry. To brzmi źle. Naprawdę źle. Przypomina trzeci rok, kiedy usłyszał, jak stara Nietoperzyca wygłasza prawdziwe proroctwo. Nie wspominając o tym, co widział w myślodsiewni Dumbledore'a na piątym roku...

— Zobaczmy, co znalazła Hermiona w Dziale Ksiąg Zakazanych — zadecydował, starając się zachować opanowany głos, aby nie niepokoić przyjaciela. Jego czy kogokolwiek innego; zdał sobie sprawę, że większość osób w pokoju zachowywała się bardzo cicho, najwyraźniej starając się zostać niezauważona podczas podsłuchiwania. — I myślę, że będzie lepiej, jeśli sam porozmawiam z Neville'em. Jest w naszym dormitorium?

Ignorując spojrzenia, Harry pociągnął Rona za sobą.

~.~.~

Poniedziałek, 4 Maja, 1998, 19:16

Neville westchnął i drżącą ręką przesunął kawałek pergaminu po łóżku. Następnie zerknął na Rona.

— Pracowałem nad tym cały dzień, wykorzystując każdą wolną chwilę na przemyślenie tego, co usłyszałem. Podejrzewam, że nie jest to doskonałe, ale niewątpliwie bardzo bliskie oryginałowi.

— Łał — musiał przyznać Harry, kiedy spojrzał na schludnie wykaligrafowane słowa. — I ona to wszystko powiedziała?

— Kilka razy.

Harry skinął głową i przeczytał przepowiednię na głos:

Kiedy osiągnie lat dziewiętnaście
Ten, który niegdyś został naznaczony,

Choć wówczas śmierci umknął – teraz zgaśnie.
Czarnego Pana triumf przesądzony.

Po stokroć wieki okrutne upłyną,
Pan wiernym sługom poda bat do ręki,
Ład i sprawiedliwość staną się ruiną,
A krew skażona powodem udręki.

W czarnej godzinie światełko widnieje.
Znów strach odrzuci lud pognębiony,
Tylko błyskawica wciąż niesie nadzieję,
Że sen spokojny będzie przywrócony.

Póki on żyje – wszystko ocalałe,
Antyczne ryty z dni zamierzchłych wrócą,
Zwyciężą ciemność moce skrzyżowane
I czary, których żyjący nie rzucą.

Cambiare kluczem jest do zbawienia,
Tarczą przed śmiercią z morza i przestworzy,
Więc obrzęd odpraw nie tylko z imienia,
Przed szczerą prawdą bowiem zło się korzy.

Kto nienawidzi – życie wciąż ratuje,
Czarnemu Panu imię jego znane.
Całą swą wolę ku niemu skieruje,
Kto podwojone moce chce mieć dane.

— Cóż, to z pewnością wszystko wyjaśnia — zażartował, kiedy dotarł do końca wiersza. Spojrzał na Rona i podał mu pergamin. — Więc Trelawney nie wytłumaczyła ci tego?

— Nawet nie pamiętała, że to mówiła, chociaż powtórzyła całość trzy razy z rzędu. Po wszystkim po prostu potrząsnęła głową, cała rozdygotana jakby wychodziła z transu, spojrzała na mnie i powiedziała: „Przyszedłeś na herbatę, na którą cię zaprosiłam, mój drogi?". Ale nikt nawet nie wspominał o herbacie! Wróciłem tylko po książkę, którą zapomniałem wcześniej zabrać!

— Więc co sprawiło, że uznałeś, iż warto o tym komuś wspomnieć? — zapytał Harry. — Jeśli dobrze pamiętam, zacząłeś uczęszczać na wróżbiarstwo, aby uniknąć zaawansowanych eliksirów. Nie żebym cię winił, sam nieraz zastanawiałem się, czy nie powinienem porzucić tych sesji tortur w lochach. Ale poważnie, uważasz Trelawney za starą oszustkę, prawda?

— Oczywiście, że tak! — zgodził się żarliwie Neville. — W tym cały problem, Harry. Nie potrafię tego wytłumaczyć, musiałbyś tam być, ale to nie Trelawney wypowiedziała te słowa. Coś innego przemawiało przez jej usta. Możesz mnie nazywać świrem, jeśli chcesz, jednak taka jest prawda!

— Nikt nie nazywa cię świrem, Neville — westchnął Harry. — Po prostu musiałem się upewnić, to wszystko. Bo widzisz... — odchrząknął — ja również słyszałem coś podobnego. Prawdziwą przepowiednię. Przepowiednię, która się spełniła.

— Och, na Merlina, Harry — jęknął Neville. — Twoje urodziny są wtedy, kiedy moje, prawda? 31 lipca? Skończysz dziewiętnaście lat. Jeśli nie znajdziemy zaklęcia Cambiare przed tym dniem, będziesz zgubiony, a my razem z tobą!

— Nie, nie. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków — ostrzegł Harry. — Kiedy Trelawney wygłosiła przy mnie proroctwo, całkowicie błędnie je zinterpretowałem. Fakt, okazało się słowo w słowo prawdą, ale zostało tak sformułowane, że zrozumiałem je odwrotnie. Tak więc jeszcze nie wiadomo, co to wszystko znaczy.

Podczas gdy Harry i Neville rozmawiali, Ron przez cały czas studiował pergamin, ale ostatni komentarz Harry'ego sprawił, że spojrzał na przyjaciela z niepokojem.

— Mam nadzieję, że masz rację. Naprawdę mam taką nadzieję.

— Dlaczego?

Wskazał drżącym palcem kilka ostatnich linijek tekstu.

Czarnemu Panu imię jego znane. Jak myślisz, o kim mowa?

Harry wzruszył ramionami.

— Myślisz, że posiadam prywatny terminarz Voldemorta? Nie mam pojęcia.

— Taa, to z pewnością powinieneś wiedzieć. Kto wciąż ratuje twoje życie, nawet jeśli nienawidzi cię od zawsze? Kto zbiegiem okoliczności jest również tym, którego zna Czarny Pan?

— Z poezji możesz wyczytać, co tylko zechcesz! — zadrwił Harry.

Neville potrzebował chwili, aby nadążyć, ale nie trwało to długo.

— On ma na myśli Snape'a!

— Tak, mam na myśli Snape'a! — warknął Ron. — Słuchaj: Cambiare kluczem jest do zbawienia, tarczą przed śmiercią z morza i przestworzy. Więc obrzęd odpraw nie tylko z imienia, przed szczerą prawdą bowiem zło się korzy. Kto nienawidzi, życie wciąż ratuje, Czarnemu Panu imię jego znane. Całą swą wolę ku niemu skieruje, kto podwojone moce chce mieć dane — przerwał, a następnie spojrzał Harry'emu w oczy. — Czymkolwiek jest to Cambiare, aby zadziałało, musisz je wykonać razem ze Snape'em.

— Miejmy więc nadzieję, że to jakaś pradawna forma Avady Kedavry — mruknął Harry. — Niekoniecznie wierzę w twoją interpretację lub w samą cholerną przepowiednię, ale przypuszczam, że lepiej znaleźć informacje o Cambiare i odkryć, w co mogę się wpakować. Co zatrzymuje Hermionę?

— Sam wiesz, jak wyglądają poszukiwania w Dziale Ksiąg Zakazanych — odpowiedział Ron. — Chodź, zagrajmy w partyjkę szachów, by oderwać od tego myśli.

— Muszę skończyć esej z eliksirów — jęknął Harry. — Wytłumacz kluczowe interakcje pomiędzy różnymi kategoriami smoczej krwi a odczynnikami na bazie oleju, uwzględniając implikacje metalurgii kociołka.

— Cieszę się, że porzuciłem eliksiry zaraz po sumach — przyznał Neville.

— Ja też — dodał Ron.

— Tak, tak. Hermiona to moje jedyne wsparcie moralne, a ona przekrada się dziś wieczór po bibliotece. Ron? Możesz coś dla mnie zrobić? Powiedz wszystkim w pokoju wspólnym, aby zostawili tę sprawę w spokoju chociaż na jakiś czas. I że dopóki nie dowiemy się, co ta głupia przepowiednia oznacza, nie ma sensu patrzeć na mnie, jakbym miał nie dożyć sierpnia. Dobra?

— Da się zrobić — zgodził się Ron, po czym opuścił dormitorium wraz z Neville'em.

Harry opadł na swoje łóżko i sięgnął po niedokończony esej. Gryząc końcówkę pióra, usiłował przypomnieć sobie, co wie na temat smoczej krwi.


Koniec rozdziału pierwszego


Przepowiednię ułożyła Akame na podstawie przekładu Aubrey. Plus moje minimalne poprawki.

Tytuł opowiadania pozostał w oryginale. Mimo że mamy do czynienia z angielskim tekstem, tytuł nie pochodzi z języka angielskiego. Co więcej „Cambiare Podentes" to nazwa rytuału, więc naturalnie musi pozostać w niezmienionej formie. Dla dociekliwych wyjaśnienie znaczenia poszczególnych słów: Cambiare (włoski, łaciński) – „zmienić się", „zmiana" , „wymiana"; Podentes (galicyjski) – „bogaty"; Invocare (włoski, łaciński) – „wywołać", „wzywać", „błagać (o coś)".