Dziękuję wszystkim za komentarze. To już ostatni rozdział (pisałam go długo, z czego nie jestem zadowolona, bo jest krótki).


Sny"

Część 6


Po śniadaniu szedł na Numerologię. Uśmiechnął się do siebie. Była tam.

Teodor już od dawna obserwował Thomasa i Finnigana, wiedząc, że obaj podkochują się w Parvati Patil. A chciał Gryfonkę dla siebie. Dlatego postara się jej zaimponować. Zatarł ręce z uciechy. O tak, już on postara się na swój wyjątkowy ślizgoński sposób.

Nie był w stanie się skupić na zadaniu, rozmyślając o swoim planie, dlatego dostał T jako jedyny z całej klasy. Po Numerologii wyrzucał sobie głupotę.

– T! Troll! Jedyna zła ocena! – Zesmętniał. – Matka mnie zabije za tę ocenę.

Na korytarzu wpadł na jakąś dwójkę.

– Uwa…!

– Teo? Co tu robisz? – spytał Draco, przytulając się do Ginny.

– A co mam robić? – zapytał opryskliwie Nott. – Jestem po Numerologii, dostałem T! Moja mamusia mnie zabije, więc możesz kupić trumnę.

– To nie jest zabawne – odparł Malfoy. Zmarszczył brwi, spojrzał na swoją dziewczynę. – Dobra, idziemy, umówiliśmy się.

– Jasne.

I tyle się widzieli.

Teo został zmuszony do napisania listu do matki. Oczywiście informującym o złej ocenie. Dlatego zabrał się za to jak najszybciej. Wyją pergamin i pióro, naskrobał kilka słów, po czym dał swojemu puchaczowi, aby ptak zaniósł wiadomość do pani Nott.

W umyśle przeanalizował jeszcze raz treść listu, który napisał, patrząc za oddalającym się ptakiem.

Kochana matko!

Ufam, iż jesteś zdrowa. Jak się ma ojciec? Co z Euzebiuszem? Mam nadzieję, że ma się dobrze. Chciałbym również poinformować cię, iż, ku twemu wielkiemu zawodowi, dostałem T z Numerologii. Czuję się winny tej złej oceny, wiedząc, że ciebie również zasmuci, a może nawet zdenerwuje.

Wybacz.

Kocham cię,

Teodor


Teodor wciąż i wciąż wodził za Parvati spojrzeniem. Na przerwach, na wspólnych lekcjach – wszędzie, gdzie się tylko dało. Wreszcie, gdy nadszedł czas posiłku, przysiadł się do grupy par ślizgońsko-gryfońskich, po czym odezwał się cicho, kątem oka śledząc Parvati. Dziewczyna widocznie przestała przyjaźnić się z Lavender, która wtulała się w Blaise'a.

– Draco, jak to wszystko…

Malfoy uśmiechnął się z wyższością, głaszcząc dłoń Ginny. Hermiona, Harry i Pansy zaśmiali się.

– Normalnie. Siła natury.

– A ja myślałam, że to była siła moich cycków – mruknęła Weasley, co wszyscy skwitowali gromkim śmiechem.

– U mnie raczej poleciał na włosy – stwierdziła wesoło Granger, wywołując jeszcze większą salwę śmiechu.

Po chwili do stołu dosiadł się Snape.

– Jak tam, dzieciaki? – zapytał neutralnym głosem.

– A ty coś nagle taki zdystansowany? – zapytał Dracon. – Nikt z towarzystwa nie wygada, nawet Teodor. Wyobraź sobie, że ma chętkę na Patil, więc…

Severus obrzucił Notta taksującym spojrzeniem, w myślach oceniając całe jego zachowanie z ostatnich lat. Chwilę później, lekko musnął palcami rękę Hermiony, chcąc dać jej znać, że wszystko w porządku.

– Więc chcesz zdobyć Patil?

Skinął głową.

Snape lekko zmrużył oczy w wyrazie zadowolenia.

– No to chyba obecne tu osoby muszą ci pomóc. Szczególnie Gryfoni – dodał i poszedł.

– Jak zdobyć Parvati?

Wtedy, ku zdumieniu wszystkich, nachyliła się do niego Lavender, która znała Patil najdłużej i najlepiej z nich wszystkich.

– Wystarczy, że będziesz romantyczny. Kręcą ją takie rzeczy. – Po czym pocałowała mocno Blaise'a. Długo i namiętnie. Wreszcie oderwała się od Zabiniego. – Tylko wiesz, myśmy się nie zdobywali. Samo przyszło.

– Jak? – zapytał Teodor, chłonąc słowa z ogromną radością. Zrobi dosłownie wszystko, żeby tylko zdobyć Parvati. Ale nie lubił jej siostry. Padma była zimna, ale nie pod względem ciała czy zachowania, lecz analizowała wszystko, za dużo myślała. Jak to Krukonka.

Harry nachylił się w jego stronę, obejmując Pansy. Dziewczyna półleżała mu na kolanach z błogim uśmiechem na niezbyt pięknej twarzy. Jednak o gustach się nie dyskutuje, prawda? A skoro Potter był szczęśliwy z Parkinson… Nie, na odwrót. Skoro Parkinson była szczęśliwa z Potterem, to on nie zamierzał się mieszać. W końcu kim on był, aby sądzić Gryfona oraz Ślizgonkę? Sam miał chętkę na Gryfonkę.

– Słuchaj mnie uważnie, Nott, bo nie powtórzę – zagroził Harry. Teodor zamienił się w słuch. – Nas połączył Realny Sen Łączący. Wszystkich nas tu obecnych. – Kiedy Teo zbladł, dodał błyskawicznie: – Nie mam na myśli zbiorowego seksu! To nie była orgia! Chodziło mi o to, że ja i Pans mieliśmy sen o nas, Draco i Gin o sobie, Hermiona i... pewna osoba o sobie… Na tym to polega. Rozumiesz? My się nie zdobywaliśmy, bo to Sen zdobył nas.

Chłopak wolno skinął głową. Chyba już rozumiał. Chciałby móc wywołać Realny Sen Łączący, jednak doskonale wiedział, że się nie da. Tu działała magia. Więc mógł skończyć z każdym – nawet z Dumbledore'em. Zadrżał. Nie, nie przeżyłby, gdyby miał ten konkretny rodzaj snu z dyrektorem.

Kończył obiad, kiedy dostał list od matki. Szybko odwiązał go od nóżki puchacza, po czym rozwinął rulon. Cieszył się, że nie przysłała wyjca.

Teodorze!

Jestem tobą zawiedziona! T? Ufam, że poprawisz tę skazę. Następnym razem przyłóż się do nauki, bo inaczej będę zmuszona zabrać cię do domu i załatwić prywatnych nauczycieli! Edukacja to twój priorytet, twoja przyszłość! Pamiętaj, że nazwisko nie wystarczy, nie jesteśmy Malfoyami.

Pełna nadziei na poprawę,

Media

Odetchnął z ulgą. Obyło się bez większych kar. Zachichotał. Do tego matka zazdrościła Draco i jego rodzicom. Z chęcią przeczyta mu fragment, który wspomina jego rodzinę. Na pewno się ucieszy.

Dlatego poklepał Dracona po ramieniu, żeby zwrócić jego uwagę.

– Co jest, Teo?

– Słuchaj. Edukacja to twój priorytet, twoja przyszłość! Pamiętaj, że nazwisko nie wystarczy, nie jesteśmy Malfoyami! – starał się naśladować zirytowany głos matki. Pod koniec śmiał się wraz z drugim Ślizgonem.

– Twoja matka jest mistrzynią odpowiedzi! – zaśmiał się.

– O co chodzi? – zainteresowała się Ginny.

Obaj zaśmiali się, potem dołączyła reszta, jednak nie każdy był świadomy, z czego tak się śmiali. Draco nachylił się do dziewczyny.

– Matka Teo znów marudzi, że nie są moją rodziną.


Cudem wytrwał do końca. Dzień skończył mu się dwoma Wybitnymi z Zaklęć oraz Transmutacji za zadania domowe. Nie miał jednak ochoty na napisanie kolejnego listu do matki, chcąc poprawić jej nastrój zepsuty wcześniejszą oceną, więc po prostu udał się do Wielkiej Sali na kolację. Bardzo zmęczony, usiadł przy stole na zwyczajowym miejscu. Oczywiście, jak się spodziewał, reszta już była. Przewrócił oczami, dosiadając się.

Nawet nie starał się przysłuchiwać całej gadaninie, ponieważ jego oczy wodziły w tę i z powrotem za Parvati, która, chociaż udawała za każdym razem wściekłą, rumieniła się rozkosznie pod tym spojrzeniem. Uwielbiał te rumieńce na miodowej skórze.

– …i wtedy przyszedł Flitwick, nakrywając nas, co nie, Teo? – zakończył z szelmowskim uśmiechem Blaise.

– Co? – zapytał Nott, nie bardzo wiedząc, o co chodzi koledze.

Grupa zaśmiała się z ograniczonego kontaktowania ze światem przez Teodora, jednak Ginny szybko powiedziała z podekscytowaniem:

– Zabini powiedział, że raz spróbowaliście się, hm, przelizać, ale przyłapał was Flitwick.

– Ginewro Weasley! – usłyszeli syczący głos Hermiony. – Wiesz, że zamiast tego… ohydnego słowa mogłaś użyć „całować"? – Wściekła jak osa chciała wstać, jednak przeszkodziła jej Snape'owa dłoń na ramieniu. Zamiast tego, naburmuszyła się, krzyżując ręce na piersi.

– O co chodzi? – spytał spokojnym głosem profesor.

Przy stole zaczęli się przekrzykiwać, starając wytłumaczyć. Tylko Hermiona i Draco dziwili się, że jeszcze nikt nie zauważył poufałych gestów, jakimi obdarzał Severus Granger. A może po prostu nikt nie miał odwagi zapytać wkurzonej (lub wkurzającej) Gryfonki. Severusa się bano bardzo wyraźnie.

Teodor wiedział, że naprawdę powinien poinformować mamę o dwóch W, ale Parvati… No właśnie, Parvati zaśmiecała jego myśli od rana do wieczora, śniła się.

Najbardziej podobała mu się ta część nocy, w której śnił o Parvati.


Teodor siedział przed kominkiem po turecku. Po chwili dołączyła do niego Parvati.

Ślizgon wiedział, że dziewczyna była cały czas gdzieś blisko, mógł ją wyczuć, jednak dopiero gdy dotknęła jego ramienia, po czym usiadła między jego nogami, czuł się rozluźniony. Zaczął masować jej plecy. Odprężała się powoli za sprawą jego magicznego dotyku, na jej twarz wypłynął błogi wyraz rozleniwienia.

– Nie wiedziałam, że jesteś uzdolnionym masażystą.

Tylko się uśmiechnął.

Przez chwilę ogień w kominku trzaskał, gdy za oknami wył wiatr. Nagle okno otwarło się, zgasiło ogień, do środka wpadł lodowaty wiatr. Parvati zadrżała, kiedy na odsłoniętych ramionach poczuła ten lód. Teodor położył ją delikatnie na dywanie, potem półleżał na niej. Przyłożył na chwilę usta do jej warg, szybko podniósł głowę, patrząc jej psotnie w oczy. Wiedział, że igrał sobie z ogniem, ponieważ on sam był – jak mówił jakiś mugolski znajomy ciotki jego matki – cichą wodą. Jednak nie mógł się powstrzymać przed droczeniem z Parvati.

Po chwili przyciągnęła jego twarz do swojej, aż wreszcie się pocałowali. Ich języki tańczyły własny walc, nie walcząc o dominację. Po prostu upajali się swoją obecnością, nigdy nie mając dosyć. Byli jak nienasyceni sobą wzajemnie.

Nawet nie wiedział, kiedy słodkie pocałunki zmieniły się w dzikie napieranie ust, jęki oraz dyszenie. Nagle po prostu zdał sobie sprawę, że niecierpliwie zdziera z partnerki ubrania, natomiast ona robiła to samo z jego. Czuł jej gorące, chciwe ręce na swojej skórze. I było mu z tym cholernie dobrze.

Uśmiechając się lubieżnie, położył się tak, aby czubek jego penisa znajdował się tuż przy jej wejściu; napierał na nią delikatnie, dając jej odczuć przedsmak tego, co ją czekało. Pocałowawszy Parvati czule, powoli zaczął w nią wchodzić. Syknęła cicho z bólu, jednak po chwili to nieprzyjemne uczucie zamieniło się w rozkosz.

Powoli wchodził w nią i wychodził, uderzając rytmicznie biodrami w jej biodra. Dyszała, wyginała się z rozkoszy, jęczała – Teodor uznał to za niezwykle urocze. Kochając się z nią, patrzył na blask ognia tańczący na jej słodkich wargach. Były tak kusząco rozwarte, a w świetle płomieni ogniście czerwone z dodatkiem złota. Usta prawdziwej Gryfonki. Nie mogąc znieść ani sekundy dłużej, pochylił się, po czym pocałował ją mocno, głęboko. Żeby zapamiętała, do kogo należy.

Zrobił to wszystko z pasją, uwielbieniem, pieszcząc jej ciało, okazując mu miłość.

– Jesteś wspaniały, Teo – wydyszała, po czym zacisnęła powieki, kiedy pchnął wyjątkowo mocno.

Wyszczerzył się.

– I kto to mówi – zamruczał, patrząc jej głęboko w oczy.

Kochali się spokojnie, bez pośpiechu, chcąc przedłużyć tę chwilę do nieskończoności. Teodor mocno wierzył, że są sobie przeznaczeni. Przecież gdyby tak nie było, nie spotkałby ich Realny Sen Łączący, prawda?

Nawet nie potrafiłby dokładniej określić momentu, w którym doszedł. W pewnej chwili był już napięty do granic możliwości, a w następnej przeżywał najlepszy i najdłuższy orgazm, jaki miał w życiu. A było ich kilka.

Pocałował ją mocno, wyszedłszy z niej. Po prostu leżeli obok siebie, wsłuchując się w swoje powoli uspokajające się oddechy. Teo uśmiechnął się z rozleniwieniem, natomiast Parvati ścisnęła jego rękę. Patrzył jej prosto w oczy – jego się śmiały do niej radośnie. Wiedział, że to był to. To z nią będzie dane spędzić mu życie. Przecież inaczej nie miałby wraz z nią Realnego Snu Łączącego. Czuł całym sobą udział magii w ich sparowaniu.

– Nie podobały mi się spojrzenia, jakie rzucali ci Finnigan i Thomas – nachmurzył się.

– Spokojnie, nie podobają mi się. Tylko nic im za to nie rób.

Westchnął – przecież tyle czekał, tak sobie na nich ostrzył różdżkę...

– Jeśli chcesz, spędzimy jutro cały wieczór na kolacji przy świecach – szepnął jej do ucha, pamiętając o radzie Lavender.

Parvati zaśmiała się radośnie, musnęła palcem czubek jego nosa.

– Skoro ci to odpowiada, złotko… – zamruczała.

– Z tobą? – zdziwił się Teodor, na co Parvati wytrzeszczyła oczy; czyżby sobie z niej żartował? – Z tobą zawsze i wszędzie – dokończył z szelmowskim uśmiechem, za co dostał kuksańca.

– Wredny, niewychowany Ślizgon! – warknęła, okładając go w zabawie. Chwilę później została zaatakowana.

Załaskotał ją na śmierć.


Rano był wypoczęty i szczęśliwy. Dokładnie pamiętał swój sen z Parvati w roli głównej. Nie zdziwił się również, że był zaspokojony jak nigdy dotąd.

Wstał, poszedł się umyć. Gwizdał z radości pod nosem. Wtajemniczeni Ślizgoni rzucali mu złośliwe uśmieszki i pełne zrozumienia spojrzenia, natomiast ci, którzy nie mieli o niczym pojęcia, wyłącznie wzruszali ramionami w rozmowach z przyjaciółmi, kiedy padał temat przeszczęśliwego Notta. Od kiedy zachowywał się, jakby dostał cały świat i jeszcze więcej?

Mógłby odpowiedzieć, że od chwili kiedy dostał Parvati, jednak po co?


– Lavender… – szepnęła Parvati, budząc koleżankę. Kiedyś były przyjaciółkami. Może… może dałoby się to jakoś odzyskać?

– O, już się do mnie odzywasz? – mruknęła Brown wciąż nieco sennie.

Patil się zarumieniła.

– Wybacz… Chciałam się zapytać cię o radę.

Lavender natychmiast usiadła, a jej oczy błyszczały z podekscytowania. Zaśmiała się na widok miny przyjaciółki; wybaczyła jej zaraz po obrażeniu się, po prostu chciała dać Parvati chwilę odetchnąć.

– No i jak sen? – zapytała Brown. Patil zmarszczyła brwi. – A co, ty nie o tym?

– Nie o to chodzi – zaczęła powoli. – Po prostu… skąd wiesz, na Merlina, że chodziło mi akurat o sen?

Lavender śmiała się jeszcze długo, zanim była w stanie w ogóle cokolwiek z siebie wydusić.


– Słuchajcie. W Hogwarcie Ślizgoni już żyją w pokoju z Gryfonami. Zastanawiamy się, czy pozostałe dwa domy nie pójdą za nimi. Miłość się między nimi szerzy. To naprawdę piękne. Jesteśmy zdumieni takim obrotem spraw, to oczywiste, jednak zadowoleni. Zbyt długo Gryffindor walczył ze Slytherinem, a teraz się integrują. Możemy tylko im życzyć powodzenia. – Hermiona uśmiechnęła się, składając gazetę. – Skeeter została zawieszona, notkę pisał ktoś inny. Ach, jak tylko Severus wejdzie do sali, ujawnimy się. Co prawda on o tym nie wie, ale Dumbledore już tak. – Zarumieniła się.

– Ten człowiek wie wszystko – stwierdził Harry z szerokim uśmiechem.

– Jasne! – dołączył Ron. – W końcu to Dumbledore, nie? – rzekł, jakby to wszystko tłumaczyło.

A może i tłumaczyło…

– Myślisz, że to dobry pomysł ujawniać się na oczach całej szkoły? – zapytał Draco, gładząc plecy Ginny.

Hermiona mrugnęła do nich.

– Zaufajcie mi – szepnęła tylko.

Teodor pochylił się do ucha Parvati, która siedziała mu na kolanach.

– O co jej chodzi?

– Nie mam pojęcia – odszepnęła dziewczyna.

Po trzech minutach oczekiwania do Wielkiej Sali wszedł Snape. Omiótł wszystkich gburowatym spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się na krańcu stołu Ślizgonów.

Hermiona wstała, pobiegła przez salę, po czym rzuciła mu się w ramiona.

– Zostaniesz ojcem! Jestem w ciąży! – krzyknęła radośnie.

Wszyscy w środku zamarli.