Dziękuję wszystkim, którym chciało się czytać te opowiadanka, a zwłaszcza tym, którzy zostawili po sobie ślad w postaci komentarza. To ostatnia miniaturka całego cyklu. Istnieje jednak jeszcze kilka, których z różnych powodów nigdzie wcześniej nie publikowałam albo które nie weszły w skład podstawowej setki. Jeżeli będą się do czegoś nadawać, to wrzucę je na jako osobny zbiór.

100. Znak

Nad samotną chatą unosił się kształt uformowany z czarnego dymu. Wyraźnie odcinał się od czystego, błękitnego nieba i pustkowia tundry.

Aurorzy szybko odnaleźli to miejsce. Mieli dość dokładne informacje i ich źródło nie było tutaj istotne. Mroczny Znak był wystarczająco dokładnym, niepozostawiającym żadnych wątpliwości drogowskazem.

To, co zastali we wnętrzu chaty, wskazywało na robotę Śmierciożerców.

Młodszy z aurorów, ledwie pobieżnie rzuciwszy okiem na ciało zamordowanego, odczuł gwałtowną potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza.

Wyszedł przed chatę. O tej porze roku nawet na daleką północ dotarło lato. Wierzchnia warstwa gruntu rozmarzła, zamieniając się w grząskie bagno. Skąpa roślinność tundry rozkwitła, łagodząc nieco jej surowe oblicze. Były to jednak tylko pozory; wiatr, targający jego szatami, wciąż był nieprzyjemnie chłodny.

Po chwili dołączył do niego drugi auror.

— Niezła rzeźnia, co? — zagadnął konwersacyjnym tonem.

— Masz może papierosa? — zapytał młodszy głucho.

Drugi auror wyjął paczkę i obydwaj zapalili.

— Niejedno już widziałem — powiedział w końcu młodszy — ale to tam w środku... Tyle krwi... To byli jacyś psychole, co?

— A czego się spodziewałeś po Śmierciożercach? — wzruszył ramionami jego partner. — Tak wygląda ich zemsta.

Młodszy auror nic nie odpowiedział.

Wiedział, że wspomnienie twarzy zamordowanego, na której zastygł wyraz śmiertelnego przerażenia, będzie go prześladować przez wiele dni.

— Trzeba będzie wezwać ekipę techniczną — mruknął starszy auror. — Zabezpieczyć ślady — dodał bez przekonania, zerkając na Mroczny Znak nad chatą. Sprawa była oczywista — zabójcy zostawili swoją wizytówkę. Problem polegał na tym, że brakowało konkretnego sprawcy. — Cholernie się ucieszą, jak ich wezwiemy na to pustkowie.

Przez chwilę palili w milczeniu. Obłoczki dymu papierosowego unosiły się w górę i rozpływały, rozwiewane przez chłodny wiatr.

— No co z tobą? — zapytał starszy auror partnera. — Chyba nie żałujesz tego tam? Widziałeś Mroczny Znak na jego ramieniu?

— Nie... nie zwróciłem uwagi. On też był jednym z nich?

Starszy skinął głową.

— Od Śmierciożerców się nie odchodzi — skwitował krótko.

Młody auror machinalnie skinął głową.

Spoglądając na pustkę tundry, pokrytą skąpą roślinnością i karłowatymi drzewkami, mimowolnie zastanawiał się, jak ten człowiek zdołał tak długo przetrwać w tych nieprzyjaznych warunkach. Przecież w zimie, gdy cały obszar tundry skuwał lód, panował tutaj siarczysty mróz., a warunki były wręcz ekstremalne.

„Niewiele mu pomogło ukrycie się na tym odludziu" — pomyślał. - „I tak go znaleźli..."

W końcu rzucił niedopałek papierosa na ziemię, starannie go przydeptał, westchnął i zapytał:

— No dobra, to kto napisze raport...?

Koniec