Ostatni rozdział.

Dziękuję wszystkim, którzy czytali i/lub komentowali. Dziękuję bardzo Morwenie, dzięki której to wszystko ma jakiś sensowny styl i da się to czytać :)

Raz jeszcze przepraszam za przerwę :)

Miłego czytania i do zobaczenia przy okazji innego tłumaczenia!

Rozdział 48

Kiedy nadszedł niezwykle zimny i śnieżny grudzień, kończyli warzyć ostatnią partię Eliksiru Pieprzowego. Snape uparł się, żeby Hermiona go zażyła, bo przez zmiany pogody wyglądała niewyraźnie. Później dokuczał jej bezlitośnie, kiedy z uszu buchała jej para, dopóki nie zmusiła go, żeby również trochę wypił. Zrobił to i poddał się jej śmiechowi, ponieważ miał nadzieję, że zabawa sprawi to, czego - jak się obawiał - nie mógł osiągnąć eliksir.

Ale kiedy przestała chichotać, ścisnęła mocno ręce i zapytała:

- W porządku. Co dalej?

Nie miał pojęcia, że można tęsknić za kimś, kto stoi tuż obok, kto do ciebie należy, kto nigdzie się nie wybiera. Pragnął powiedzieć jej, że został już niespełna miesiąc, że potem wszystko naprawi. Że opracował plan.

Wysłał sowę po ostatnie pieniądze, jakie miał jeszcze w skrytce. Teraz Hermiona była w drodze do Hogsmeade, żeby kupić prezenty świąteczne za to, co pozostało po spłaceniu Minerwy i rozpisaniu wydatków na kolejny miesiąc oraz… zaplanowaniu krótkiej wycieczki do Australii. Zaprotestowała, kiedy wcisnął jej w dłoń monety. Stwierdziła, że to nie jest konieczne, ale miała spędzić Święta w Norze, a nie podobała mu się myśl o wysłaniu tam żony z pustymi rękami. Ostatecznie zgodziła się po tym, jak zmierzył ją kilkoma groźnymi spojrzeniami.

Wszedł po schodach do pokoju, który razem zajmowali, i wyciągnął z szafy ciężki podróżny płaszcz. Minerwa przysłała wszystkie jego rzeczy i chociaż miał teraz tyle szat, ile tylko zapragnął, odkrył, że wcale nie chce ich nosić. Przez ostatnie miesiące zakładał jedynie koszulę. Teraz jednak szaty były niezbędne.

Zapinanie kamizelki było dziwne, obce, niemal ograniczające i zastanowił się przez chwilę, jak w ogóle kiedykolwiek pracował przy eliksirach, nosząc tyle ubrań.

Zarzucił płaszcz na ramiona i przygotował się mentalnie na to, co miał zrobić.

Snape wracał do Hogwartu.

Otworzył drzwi i przez chwilę stał w progu, rozkoszując się lodowatym, grudniowym powietrzem. Wiedział, że musi się spieszyć... Było wiele do zrobienia przed powrotem Hermiony, ale coś zatrzymało go na stopniach schodów. Uświadomił sobie, że nie czuł powiewu wiatru na twarzy od prawie czterech miesięcy. I nagle doznał olśnienia, że jego życie stało się dziwną mieszanką minionych wydarzeń i nowej rutyny w jego związku z nią.

Odetchnął głęboko i teleportował się.

o-o-o

Minerwa nie zdołała ukryć zaskoczenia i radości, kiedy pojawił się pod bramami. Zacisnęła usta i popatrzyła na niego ostro. Cmokała, krążąc wokół niego i zażądała odpowiedzi na pytanie, czy coś jadł. Skrytykowała go za ukrywanie się i spytała z niepokojem o Hermionę, gdy tylko dotarli do gabinetu, którego miał nadzieję nigdy więcej nie oglądać.

Kiedy sięgnęła do klamki, zatrzymał się.

- Nie chciałbym...

- Och. Och, Merlinie, tak. Momencik.

Usłyszał jej szept przez ciężkie drzwi, które nagle się przed nim otworzyły. Wszedł do środka, czując ulgę na widok, że wszystko tak bardzo się zmieniło, a portret był pusty.

Minerwa wskazała mu krzesło i zaproponowała napój, po czym zajęła miejsce za biurkiem.

- Co się dzieje? Coś z Hermioną? - zapytała.

- Hermiona? Nie, oczywiście, że nie. Z Hermioną wszystko w porządku.

- Wybacz mi, Severusie, ale nie spodziewałam się, że kiedyś się tu pojawisz.

- Nie pragnąłem tego - powiedział sztywno. - Ale jak jestem pewien, wiesz, moja kara dobiega końca. Będę potrzebował pracy.

- I chcesz wrócić? - Minerwa wyglądała na zszokowaną. - Ja... Oczywiście, oczywiście, Hogwart będzie więcej niż zachwycony...

- Nie bądź głupia - wycedził. - Wolałbym raczej zostać rozszarpany przez mantykorę.

Kobieta zdawała się być lekko urażona.

- Cóż, nie wiem, czy to jest aż tak zła opcja.

- Ostatnie cztery miesiące niezbyt pomogły mi w przypomnieniu sobie radości nauczania, a tym mniej urok tego zamku - powiedział. - Nie, chcę dostać od ciebie referencje.

Zanim skończył zdanie, trzymała już w ręku pióro.

o-o-o

Hermiona popchnęła drzwi biodrem, ponieważ ręce miała zajęte mnóstwem paczek. Niemal połowa z nich była opisana imieniem Severusa, co wzruszało ją bardziej, niż mogła to wyrazić słowami. Nora była ciepła, bliska i niemal przytłaczająca w porównaniu do spartańskiego oblicza Spinner's End. Jednak tęskniła za domem podczas tych kilku godzin spędzonych z dala od niego. Tęskniła za Severusem i za czymś w rodzaju przyjaznej ciszy, jaka między nimi panowała. Kochała Weasleyów, kochała Harry'ego, a jednak wydawało jej się, że cały wieczór pełen był wymuszonej serdeczności. Żadne z nich nie był w tak radosnym nastroju, jaki starali się upozorować. Byli zużytymi ludźmi próbującymi odbudować życia po katastrofie. Męczyły ją wymuszone wesołe rozmowy. Wspominanie wydawało się nie do przyjęcia; tego wieczora wszyscy kurczowo trzymali się teraźniejszości i obficie pili.

Wyszłaby wcześniej, ale Kingsley podszedł do niej po obiedzie i poprosił o rozmowę na osobności.

- Jestem w domu! - zawołała, kierując się do salonu, gdzie stanęła jak wryta, widząc męża siedzącego na kanapie pod niesamowicie ogromną choinką. Snape wydawał się zachowywać tak nonszalancko jak zwykle, ale pod tą maską widziała nagą nadzieję i obawę.

Pierwszą myślą było tylko, ile zaklęć musiał użyć, żeby w ogóle wnieść drzewko do domu. Drugą - nagła pewność, że wyszedł; poszedł gdzieś, żeby je zdobyć. A trzecią było coś krótszego od myśli, rozpoznanie wiszącej na szczycie choinki gwiazdy należącej do jej rodziców, jej zaokrąglone, poplamione brzegi wyglądały tak bardzo mugolsko i jednocześnie piękniej niż cokolwiek, co wcześniej widziała.

Jej oczy zaszkliły się od łez. Stała bez słowa, bez ruchu, patrząc jedynie na drzewko, które wyraźnie było prezentem, i na maleńki kawałek jej przeszłości na jego wierzchołku.

- Ja nie... - zaczął z wahaniem. - Nie wiem, czy dobrze to zrobiłem. Widziałem tylko te w Hogwarcie.

Nie mogła wydusić z siebie słowa. Skupiła się na mężczyźnie, który podniósł się i stanął przed nią, rozkładając ręce.

- W pudełku jest tego tak dużo i nie... Nie byłem pewien, co z tym wszystkim zrobić.

- Pudełko - powiedziała głupio. Pudełko.

- Wybacz mi, że naruszyłem... Że ruszałem twoje rzeczy.

Potrząsnęła głową, żeby odepchnąć przeprosiny.

- Tak często zamykałaś się w tym pokoju, że zacząłem się zastanawiać, co cię tam zatrzymuje.

Pokiwała głową.

Zrobił krok do przodu i wyjął jej z rąk paczki.

- Powiedz coś.

- Światełka - wyszeptała.

- Tak. Tak myślałem - rzucił, a jej przemknęła przez umysł pełna rozbawienia myśl, że to, co powiedziała, nie miało sensu. - Ale nie byłem pewien, co byś wolała i nie chciałem rzucać zaklęć, dopóki nie powiesz... Hermiono, jeśli ci się nie podoba, to wszystko zniszczę.

Uniosła różdżkę i wyczarowała lampki, które pamiętała z dzieciństwa: duże, ciężkie bańki, migotające powoli.

- Oczywiście, że mi się podoba - szepnęła i opadła na kanapę. - Skąd to wziąłeś?

Severus zgasił kinkiety, pozostawiając jedynie ciepłe, miękkie światło padające z choinki. Cienie na suficie migotały i zmieniały kształty. Położył paczki na podłodze pod choinką.

- Zakazany Las. Hagrid je wybrał. Minerwa stwierdziła, że jest zdecydowanie za duże, ale wyglądało jak drzewka w Hogwarcie...

- Byłeś w Hogwarcie? Kiedy?

- Gdy ty byłaś na zakupach. Bodajże w poniedziałek? Tuż po tym jak skończyliśmy eliksir wzmacniający.

- Ale dlaczego mi nie powiedziałeś? Pojechałabym z tobą.

- Kobieto, czy ty nigdy nie słyszałaś o czymś takim jak niespodzianka? A poza tym... Miałem tam inne sprawy.

- Usiądź, Severusie. O czym ty, na Merlina, gadasz?

Usiadł ostrożnie, jakby obawiał się, że może go uderzyć lub uciec.

- Skończyłem eliksir dezynfekujący rany.

- Beze mnie? Ale myślałam, że pokażesz mi, jak rozdzierać... - przerwała nagle. Eliksir dezynfekujący rany był ostatni na liście. - Czekaj, skończyłeś eliksir dezynfekujący rany?

- Bystra jak zawsze - powiedział z uśmieszkiem. - A teraz, kiedy odpokutowałem już społeczeństwu... Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli zapewnię sobie jakieś zatrudnienie.

Czekała w milczeniu. Pójdzie za nim wszędzie. Jeśli powie jej, że znowu będą musieli mieszkać w tamtym miejscu, pójdzie tam razem z nim, chociaż nie mogła sobie tego wyobrazić.

- Severusie? - zapytała w końcu.

- Apteka. Płaca mizerna, ale chcą mnie zatrudnić i za to jestem... wdzięczny.

Wypuściła z płuc powietrze, chociaż nawet nie zdawała sobie sprawy, że je wstrzymywała.

- Przez chwilę myślałam, że mówisz...

- Nie.

Pokiwała głową, a krew przyspieszyła jej w żyłach na myśl, że może zostaną tu, na Spinner's End. Przez sieć Fiuu... Och, w końcu miała kartę przetargową, której potrzebowała! Przez sieć Fiuu mógł się przenosić do pracy, nie pokazując się publicznie. Lekko dotknęła jego ręki, a on natychmiast zamknął jej dłoń w swojej.

- Chcą, żebym zaczął za dwa tygodnie - powiedział. - Poprosiłem o to, żeby zostało nam wystarczająco dużo czasu na wyjazd do Australii.

Coś w niej zadrżało. Nie chodziło o to, że się tego nie spodziewała. Wiedziała, odkąd zadał Kingsleyowi pytanie po procesie. Ale nie pozwoliła sobie na myślenie o tym. Nie chciała mieć na to zbyt wielkiej nadziei ani też wiązać szczęścia z czymś, co mogło pójść bardzo źle. Spędziła ostatnie miesiące, próbując zbudować świat, w którym mogłaby żyć bez żalu, ale dopiero teraz zobaczyła, co miał na myśli, ubierając choinkę właśnie w taki sposób.

- Nie wiem, czy będę w stanie ich znaleźć, Hermiono. A nawet jeśli, nie wiem, czy to się da odwrócić. Ale chcę spróbować. Chcę spróbować dać ci chociaż tyle.

Idiota, pomyślała, na poły wściekle, na poły z czułością. Ścisnęła jego rękę i popatrzyła na niego.

- Nie waż się tak do mnie mówić - powiedziała cicho. Wyglądał, jakby go spoliczkowała. - Jakbym była jakimś długiem, którego nie da się spłacić. Nie chcę tego. Nie jestem Dumbledore'em ani Shackleboltem, ani... Ani nikim innym oprócz siebie.

Jego oczy były ciemne. Oboje wiedzieli, czego nie powiedziała.

- Kocham moich rodziców i chcę, żeby wrócili. Ale Severusie... Słuchaj mnie. Jeśli nie możemy ich znaleźć... Nie - powiedziała, kładąc dłoń na jego szczęce i odwracając jego twarz w swoją stronę. - Popatrz na mnie. Jeśli nie możemy ich znaleźć, niczego to nie zmieni. Wciąż będę twoją żoną. Wciąż będę cię kochać.

Potrząsnął głową, a ona zabrała rękę.

- Chcę, żebyś była szczęśliwa - powiedział. Zdumiało ją, że może brzmieć tak sztywno i jednocześnie, jakby był całkowicie zniszczony.

- Więc powiedz mi, że po powrocie nauczysz mnie, jak poprawnie rozdzierać korzenie stokrotek. Powiedz mi, że możemy podłączyć się do sieci Fiuu i że jeśli będę chciała pracować u Kingsleya, będziesz mnie za to nękał przez najbliższe sto lat, ale że nie będziesz tego tak naprawdę nienawidził. Ale nie waż się myśleć, że musisz zasłużyć na moje szczęście.

Zamknął oczy, a wyraz jego twarzy był zupełnie nieczytelny. Trochę jakby coś, czego nie znała, a co w nim było, nagle odeszło.

o-o-o

Poczuł, jak poruszyła całym jego światem – nagle tak zwiewnym i dziwnym jak drzewo stojące w rogu pokoju. Zastanawiał się, czy odważy się po to sięgnąć. Wydawało mu się, że będą musieli zacząć od początku, że będzie musiał znaleźć w sobie siłę, żeby zacząć ponownie... Czuł przerażenie na myśl o tym, ile może go to kosztować, na myśl o tym, że odważy się spróbować i polegnie.

Patrzył na jej poważną twarz i wyobraził sobie, jak wyglądała, stojąc przed namiotem w inny śnieżny, grudniowy wieczór, jeszcze nie zniszczona. Obserwował swoje ręce, wyciągając je delikatnie, żeby jej dotknąć. Znajome uczucie stykających się ciał było przerażające w swojej mocy. Przez sekundę jego serce zadrżało i niemal odsunął się, ale ścisnęła jego dłoń w milczącej akceptacji jego zaproszenia. Przerażenie i pożądanie mieszały się w jego ciele, gdy sięgnął po nią; pocieszył go fakt, że również drżała, gdy ją objął.

Cienie na ścianach zmieniały się i rozmywały. Miękkie czerwienie, zielenie i złoto. Snape czuł, jak Hermiona oddycha ciężko. Przeczesał dłonią jej włosy, a ona odchyliła głowę do tyłu, żeby na niego spojrzeć. Zamknął oczy, wydychając resztkę oporu i dotknął ustami jej warg. Dla niej, dla tego… zamierzał spróbować.