Z tym rozdziałem, Kochani Czytelnicy, kończą się przygody młodego Harry'ego i jego przyjaciół, a także... jego nowego ojca. W ostatnim roku to wsparcie pochodziło również od niezwykłej kobiety - ANDZI, która jeszcze nie wie, że jest czarownicą mugolskiego pochodzenia i ma niezwykły dar, a której całokształt tego mentorsa pragnę zadedykować. Nie tylko za wsparcie, przejawiające się w ochrzanianiu za niewysypianie, ale za ten magiczny dar, którym jest "prądkowanie". Pozwoliło mi to nie tylko ukończyć tego fika, ale także uwierzyć, że każdy ma prawo do drugiej szansy i że zmieniać się na lepsze można zacząć w każdym wieku. Serdeczne dzięki, Andziu
Z całego potterowskiego serca dziękuję wszystkim, którzy przez blisko trzy lata wspierali mnie i mojego Wena, tak bym mogła ukończyć tłumaczenie tego fanfika.
Rozdział 22
— Jak się czujesz, Minerwo? — zapytał delikatnie Dumbledore. Wraz z profesor McGonagall siedzieli w jego gabinecie, popijając herbatę i jedząc podpłomyki.
— Dziękuję, bardzo dobrze, Albusie. Poppy podała mi eliksir uspokajający, po którym spałam jak dziecko, dzięki czemu z nogą jest już lepiej — wyjaśniła zrelaksowanym tonem wicedyrektorka.
— Co sądzisz o moim pomyśle? — Dyrektor, widząc pogodny nastrój koleżanki szybko zmienił temat, na ten bardzo go absorbujący.
— Myślę, że przesadzasz z tym swoim „dziadkowaniem". Te dzieci nie zasługują na nagrodę w postaci kolejnej imprezy. — Minerwa zacisnęła usta w bardzo cienką linię.
— Zanim zaczną się bawić, będą musieli najpierw przygotować salę, a uwierz mi, Minerwo, że uczynienie tego bez pomocy magii zajmie im parę dobrych godzin. — Albus uśmiechnął się łagodnie.
— Miałam zamiar wykluczyć Pottera z gry w następnym meczu quidditcha — wyznała suchym tonem McGonagall.
— To byłoby zbyt surowe, moja droga. — Dyrektor próbował subtelnie miarkować gniew koleżanki.
— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się przestraszyłam, gdy znalazłam puste łóżka. Pomyślałam, że poszli po Kamień! Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
— Dzieci nie miały udziału w oszustwie Quirrella.
— Wiem, ale nie poszłabym tam, gdyby byli w łóżkach — stwierdziła rozeźlona McGonagall.
— W takim razie nie byłabyś w stanie zatrzymać Quirrella... — Minerwa wiedziała, że kiedy Albus Dumbledore coś sobie umyślił, to nie było sposobu, by go przekonać do swoich racji.
— Skoro tak myślisz — odpowiedziała nieprzekonana nauczycielka transmutacji.
— Pamiętaj, Minerwo, że to tylko dzieci — łagodził Dumbledore.
— Te dzieci dorastają, Albusie... Bardzo lubię Harry'ego. On... Strasznie przypomina mi Jamesa i Syriusza. Już wcześniej mówiono mi, że jestem zbyt pobłażliwa wobec swoich podopiecznych... Może gdybym była trochę surowsza, to...tej tragedii można było uniknąć. — Minerwa wyglądała na niezmiernie poruszoną, więc Albus postanowił uspokoić wiedźmę:
— Severus nie pozwoli, żeby chłopak się rozszalał, moja droga.
W tym momencie pojawiła się przed nimi widmowa postać. Patronus, wysłany przez Poppy Pomfrey kazał im natychmiast udać się do szpitala - sytuacja była awaryjna.
Pomimo ich wieku minutę później udało im się dotrzeć do ambulatorium. Na pierwszy rzut oka izba chorych wydawała się pusta. Po chwili przybyli również Pomona i Filius.
— Co się stało? — Czworo czarodziei zaczęło się rozglądać po szpitalnej sali, gdy nagle jakiś ruch nad ich głowami kazał im tam spojrzeć:
— Tutaj!
— Poppy! Co ty tam, na Merlina, robisz? — wykrzyknęła zdumiona Minerwa na widok pielęgniarki unoszącej się nad ich głowami.
— Pomóżcie mi zejść, to wam wszystko wytłumaczę — wysapała Poppy.
Flitwick wykonał skomplikowany ruch różdżką i czarownica zaczęła powoli się obniżać, a po chwili stanęła miękko na ziemi.
Pomfrey wyjaśniła im, że wysłała patronusa, gdy Severus i Harry zemdleli. Wcześniej zdała sobie sprawę, że coś się dzieje z chłopcem, a ojciec próbuje mu pomóc. Cały czas trzymając dziecko w ramionach, Mistrz Eliksirów walczył z jakąś niewidzialną siłą. Wówczas Harry odwrócił się i dotknął człowieka leżącego na łóżku. Quirrell znieruchomiał, a sekundę później rozległ się hałas i nieludzki krzyk - jego skóra chrząstnęła, po czym roztrzaskała się niczym skorupka jajka. Walka ustała. Ciemna mgła opuściła ciało i wyleciała przez okno, uprzednio rozbijając szybę. Severus upadł na podłogę chroniąc syna swoim ciałem.
Pani Pomfrey nie była w stanie nic zrobić, wysłała więc patronusa. Próbowała unieść poszkodowanych, aby ułożyć ich wygodnie na łóżkach, dopóki nie przybędzie pomoc, ale w chwili, gdy jej urok dotknął rannych, czar się odbił i uderzył w nią lewitując ją pod sufit.
Pięciu czarodziejów otoczyło Severusa i Harry'ego. Flitwick położył rękę blisko nich i poczuł, jakby trzymał ją nad wielkim, ludzkim magnesem. Jego dłoń została odparta z taką samą siłą, jakiej używał. Czyniąc to powtórnie, tym razem delikatnie, poczuł, że siła magnetyczna była niewielka. Odwrócił się, a zobaczywszy, że koledzy go obserwują, uśmiechnął się:
— Co cię tak cieszy, Filiusie? — zapytał zdziwiony Albus.
— To, moi przyjaciele, dowód na to, że Rytuał Przyjęcia zakończył się sukcesem. Ochrona krwi została z powodzeniem przeniesiona na Severusa, a w tym konkretnym przypadku widzimy jak oddziałuje — wyjaśnił rozpromieniony nauczyciel zaklęć wskazując na ojca z synem.
— Co teraz zrobimy? — zastanawiała się na głos Opiekunka Hufflepuffu.
— Mogę tylko spekulować, ale wydaje mi się, że gdy niebezpieczeństwo już minęło, to... siła tworząca pole ochronne zniknie. Tymczasem możemy tylko czekać — odpowiedział Filius, drapiąc się po brodzie w zamyśleniu.
— Nie podoba mi się, że zostawiamy ich tak na podłodze — prychnęła Pomona.
— Możemy umieścić urok amortyzujący na podłodze i wokół nich. Nikt i nic ich teraz nie może dotknąć — stwierdził stanowczo Flitwick.
— Może tymczasem sprawdzimy, co z Quirrellem — zasugerowała Sprout.
— Poppy widziała jak jego ciało się roztrzaskało — przypomniała Minerwa.
— Może się mylę Poppy, ale ktoś leży w miejscu naszego kolegi — zagaił delikatnie Albus.
Odwrócili się w stronę łóżka, na którym jeszcze niedawno leżał nauczyciel obrony przed czarną magią i zorientowali się, że wciąż spoczywało na nim, tym razem własne, ciało Quirrela. Mężczyzna stracił bolesny uśmiech i wyglądał po prostu, jakby spokojnie spał.
Severus szedł ścieżką między drzewami. Podążał przez mgłę ku światłu. Widział księżyc pomiędzy gałęziami... Maszerował przez długi czas. Szukał czegoś... Zobaczył światło i ruszył w jego kierunku. Był pewien, że to słuszne posunięcie.
Podchodząc bliżej zauważył, że światło pochodzi z domu. Średniej wielkości budynek miał zasłonięte okna, bielone ściany i zadbany ogród różany wokół posesji. Podszedł jeszcze bliżej. Dom zdawał się go zapraszać. Ale teraz, gdy był już przy drzwiach nie był tak pewny, czy będzie mile widziany. Spojrzał przez okno i zobaczył, że nie było nikogo w środku.
Nie, moment… Przy stole siedziało dziecko. Pisało coś... Nie, rysowało... Severus widział jak zmienia co chwila kredki. Za nim były otwarte drzwi i Snape domyślił się, że prawdopodobnie tam są rodzice dziecka. Następnie zobaczył kobietę z długimi, rudymi włosami wychodzącą, prawdopodobnie z kuchni, która niosła w ręce szklankę mleka i talerz. Postawiła napój na stole, a dziecko z uśmiechem sięgnęło po ciasteczko.
Matka usiadła obok dziecka i Severus widział chłopca zatapiającego się w jej oczach. Kobieta uważnie słuchała jego wyjaśnień, gdy syn opowiadał jej, co narysował. Severus żałował, że nie mógł usłyszeć ich rozmowy. W tej samej chwili do pokoju wszedł mężczyzna. Miał ciemne włosy i nosił okulary. Połaskotał dziecko, gdy pochylił się by wziąć udział w rozmowie - ujął kredkę i dorysował coś na malunku dziecka. Chłopiec spojrzał na niego. Severus nie chciał przeszkadzać rodzinie; wiedział, że powinien odejść. Próbował się cofnąć, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Zamarł w miejscu... Widział, jak kobieta patrzy przez okno - zauważyła go. Mężczyzna poszedł do drzwi i je otworzył.
Oczekując odrzucenia Severus niespodziewanie zauważył rękę Jamesa Pottera sygnalizującą mu by wszedł do środka. Gospodarz cofnął się i kobieta – Lily, wstała by go powitać. Nie wyrzekli żadnego słowa, między nimi było po prostu pełne zrozumienie... Byli całością w tym przedsięwzięciu miłości i ochrony czarnowłosego dziecka, które siedziało przy stole.
Severus spojrzał na nich. Wszystkie stare problemy pomiędzy nimi zostały zapomniane i wybaczone. Zastanawiał się, czy to dzieje się w umyśle Harry'ego czy w jego.
Harry podniósł wzrok znad rysunku i spojrzał na czarno ubranego mężczyznę. Teraz jego rodzina była kompletna. Nadszedł czas... Wstał i podszedł do nich. Dzieciak był szczęśliwy, akceptując sytuację jako przyjemny sen. Spojrzał na swoich rodziców i przybranego ojca, a następnie ich objął. To była scena, którą widział jako odbicie w lustrze Ain Eingarp, tak wiele miesięcy temu. Wiedział, że to było tak prawdziwe, jak tylko to możliwe.
Większości z tego, co się stało tamtego dnia wewnątrz małego domku, gdy był z rodzicami, nie mógł sobie przypomnieć, ale zawsze pamiętał poczucie niekończącej się miłości, która go wówczas otaczała.
Obejmując wówczas całą trójkę swoich rodziców mógł powiedzieć, że jego matka roztaczała woń kwiatów i czekoladowych ciasteczek, a jego ojciec pachniał wiatrem, takim, który czuje szukający, gdy próbuje złapać znicza. Severus... Jego nowy ojciec pachniał składnikami eliksirów.
To ten zapach sprawił, że zaczęła mu wracać świadomość. Czuł szatę, przesączoną eliksirami na policzku i odgłos bicia serca w ucho. Otworzył oczy, ale zamknął je ponownie, ponieważ światło było zbyt jasne.
Niezidentyfikowane głosy w pobliżu zaczęły szeptać. Harry starał się usłyszeć, o czym mówią... Stwierdził, że są w ambulatorium. Cos się musiało stać, bo za sobą usłyszał pełen ulgi głos szkolnej pielęgniarki:
— Harry?
— Taaak... — Chłopiec odwrócił głowę, ale rękoma wciąż obejmował Mistrza Eliksirów.
— Harry, możesz się poruszyć? — Pielęgniarka pochyliła się w jego stronę.
— Chyba tak... — Harry zjechał z ciała Snape'a i usiadł na podłodze. Czuł, że ojciec również się porusza. Nie był pewien, jak się czuje, bo cały pokój wirował mu przed oczyma. Zamknął je, a gdy ponownie otworzył ujrzał swoich szkolnych nauczycieli, patrzących na niego. Dumbledore, Flitwick, Sprout i pani Pomfrey... Wszyscy oddychali z ulgą i podchodzili bliżej nich.
Severus również usiadł. Nie odtrącił ręki, która przytrzymywała go w pozycji pionowej.
Zamrugał kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do światła. Potem rozejrzał się wokół i dostrzegł kolegów:
— Dlaczego jesteśmy na podłodze? — zapytał oburzonym tonem.
— Możesz wstać? — spytała Minerwa. Severus spojrzał na kobietę, jakby była szalona. Oczywiście, że mógł stanąć na własnych nogach. Próbował to zrobić, ale podłoga wciąż wymykała mu się spod nóg, więc ponownie usiadł.
— Myślę, że lepiej będzie, jak tu chwilkę posiedzę. — Czuł jak syn wtula się w niego. — Harry, wszystko w porządku?
— Miałem dziwny sen... Byłeś w nim... To był mój sen czy twój? — zapytał rozespanym tonem Harry.
— Nie wiem — odpowiedział krótko, zirytowany swoim położeniem Severus. Popatrzył z rozdrażnieniem na swoich kolegów: — Czy istnieje powód, dla którego uważaliście za odpowiednie pozostawienie nas przez cały czas na podłodze?
Flitwick zbliżył się i odpowiedział:
— Byliście otoczeni przez bardzo potężne tarcze, Severusie. Odbijały każdy czar i urok, więc zdecydowaliśmy, że bezpieczniej będzie, jeśli będziecie leżeć.
— Rozumiem. Czyli Rytuał...? — Snape nie musiał kończyć zdania, malutki czarodziej doskonale wiedział, o co młodszy kolega go pyta:
— To był sukces! — wykrzyknął rozentuzjazmowany Mistrz zaklęć.
— Ja... byłbym wdzięczny gdyby ktoś mógł mi pomóc...
— Ależ oczywiście, mój chłopcze. — Z machnięciem różdżki Dumbledore wyczarował krzesło, które umieścił pod Severusem i Harrym. Chłopak nie wiedział, co się stało, ale chciał być blisko swego przybranego ojca, więc nie zamierzał wypuszczać go z uścisku.
Dzięki temu pomocnemu udogodnieniu, Snape wstał.
— Możecie nam powiedzieć, co się stało? — zapytała McGonagall w imieniu ogółu. Nieoczekiwanie to Harry im odpowiedział:
— Coś chciało dostać się do mojej głowy... Chciało posiąść moje ciało, bo... Powiedział, że to było błędem... To był... Myślę, że to był Voldemort. — Harry nie zwracał uwagi na niedowierzające okrzyki wokół niego. Mocniej ścisnął rękę Severusa i mówił dalej: — Zaczynał przejmować mój umysł, nie mogłem nic zrobić, ale... — Spojrzał na swego przybranego ojca. — Byłeś tam... Mówiłeś, że trzeba zastosować szczypce i przeciąć linę. Zobaczyłem moich rodziców... Moją mamę i tatę, ciebie... Voldemort nie mógł już dłużej zostać w mojej głowie. Chciał mnie skrzywdzić, ale sprawiłeś, że zniknął... — Harry ukrył twarz w szatach Mistrza Eliksirów. Znajomy zapach od razu go uspokoił. Po sekundzie poczuł kojące ramiona ojca otaczające go w ciasnym uścisku.
— To był tylko koszmar, Harry... Teraz, gdy jesteś przytomny... — Albus również próbował uspokoić Gryfona.
— To nie był koszmar, Albusie. Byłem tam — przerwał dyrektorowi Severus.
— Ale Sami-Wiecie-Kto... — Minerwa nie była w stanie dokończyć zdania, gdyż przerwał jej Severus:
— On nie umarł. Był wewnątrz Quirrella. Próbował przejąć ciało i umysł Harry'ego. Nie ożył, ale nie jest też martwy. Sądzę, że on jeszcze wróci... — powiedział cicho Snape i mimowolnie się wzdrygnął na tę myśl.
— Udało się tylko dlatego, że została aktywowała się tak potężna tarcza — stwierdził Filius.
— Widziałeś moich rodziców, tato? — zapytał Harry, patrząc wyczekująco na ojca szeroko otwartymi oczyma.
— Tak, Harry, bardzo mi pomogli. Jak się czujesz? — zapytał zaniepokojony Severus.
— Dobrze. Tak sądzę. Bardzo bolało, gdy Voldemort chciał we mnie zostać, ale teraz jestem już w porządku.
Pani Pomfrey szybko rzuciła kilka zaklęć diagnostycznych.
— Jestem głodny — wypalił nagle chłopak.
— Która godzina? — Severus spojrzał pytająco na pielęgniarkę, która niezwłocznie odpowiedziała:
— Już prawie pora na kolację. Wyglądasz w porządku Harry, więc zamówię ci coś lekkiego do zjedzenia. Sugeruję też żebyś odpoczął. Możecie tu zostać do jutra, jeśli chcecie, Severusie.
— Ale ja nie jestem zmęczony... Przyszliśmy tu w porze lunchu... Spałem już kilka godzin. — Harry zaczął marudzić, patrząc błagalnie na dorosłych.
— Więcej niż kilka godzin Harry... Przyszliście do szpitala wczoraj.
— Wczoraj?! Jest sobota?! A co z meczem quidditcha?!
— Przykro mi, że nie mogłeś zagrać, panie Potter... Gryffindor przegrał — poinformowała go zasmucona Opiekunka Domu.
— Dlaczego mnie nie wybudziliście? — wykrzyknął zdenerwowany chłopak.
— Wystarczy, Harry — zainterweniował Severus. — Tarcza uniemożliwiła im dotykanie nas. Musieli poczekać, aż oddziały same ustąpią.
— Staraliśmy się do was podejść, co pół godziny Harry, ale za każdym razem wasza magia nas odpychała. Udało nam się dopiero przed dziesięcioma minutami, gdy wybudziliście się na własną rękę — wyjaśnił spokojnie Flitwick.
— To znaczy, że nie będę już musiał wrócić do ciotki i wuja? Nigdy? — zapytał cicho Harry.
Severus, zaraz po rytuale, wyjaśnił mu, że nie byli pewni o przeniesieniu ochrony krwi, więc powiedział, że będą musieli zrobić jakiś test, by to sprawdzić. Jeśli oddziałów nie byłoby na miejscu, to musiałby spędzać z ciotką i jej rodziną dwa tygodnie każdego lata, aby je podtrzymać.
Harry wiedział, że jeśli ojciec będzie z nim, to nie musi się niczego obawiać ze strony krewnych, ale nie chciał ich widzieć w ogóle – z tatą czy bez niego.
— Tylko ich odwiedzimy, Harry. Oczywiście oni wiedzą, że cię przyjąłem, ale muszą podpisać jakieś mugolskie papiery adopcyjne. Spotkamy się z nimi, ale nie widzę powodu, dla którego musielibyśmy się tam zatrzymać dłużej, niż to będzie konieczne — uspokoił zaniepokojonego syna Severus.
— Chciałem zagrać w ostatnim meczu... Teraz nie mamy szans, aby wygrać Puchar. Przykro mi, profesor McGonagall. — Harry popatrzył ze skruchą na swoją Opiekunkę Domu.
— Nie przepraszaj za wypadek, panie Potter. Nie miałeś na to żadnego wpływu. Współdomownicy zrozumieją — łagodziła wicedyrektorka.
— Napisałem do pani list z przeprosinami... Naprawdę mi przykro, że wymknęliśmy się z dormitorium. Nie chciałem też, żeby złamała pani nogę... — wyjąkał zawstydzony Harry, spuszczając głowę.
— Przeczytam list później, panie Potter. Ale nie licz na przebaczenie, jeśli ponownie zachowasz się tak nieodpowiedzialnie. Nie wiele obchodzi mnie Puchar Quidditcha, jak zapewne myślisz, Harry, ale możesz być pewny, że nie pozwolę ci ponownie być tak niegrzecznym. Rozumiemy się, panie Potter? — Reprymenda została okraszona lekkim uśmiechem, przez co nie brzmiała tak złowieszczo, jak powinna.
— Tak jest, pani profesor. Możemy już jeść?
Ruchem różdżki pielęgniarka przyzwała kilka tac z posiłkiem:
— Spożyjcie w spokoju kolację, a my w tym czasie udamy się do Wielkiej Sali.
— Zostajecie w ambulatorium, Severusie? — zapytał Albus.
— Nie, dyrektorze, wrócimy do naszych kwater, gdy tylko pani Pomfrey nam na to pozwoli.
— W porządku, mój chłopcze. Chciałbym z tobą później porozmawiać. — Albus rzucił Snape'owi znaczące spojrzenie, po czym zaczął zbierać się do wyjścia.
— Oczywiście, dyrektorze. — Severus skinął przełożonemu głową na pożegnanie.
Następnego ranka Harry'ego obudził zapach gofrów. Wziął szybki prysznic i ruszył do kuchni, gdzie zastał ojca umieszczającego miseczki z bitą śmietaną i truskawkami na stole.
— Nareszcie! Przynajmniej zdążyłeś się umyć – zauważył Snape.
— Dzień dobry, tato! Dziękuję za gofry, to moje ulubione śniadanie. — Chłopak uśmiechnął się szeroko na widok przygotowanego posiłku.
— Wiem. Jak spałeś? — Severus uważnie przyglądał się chłopcu.
— Dobrze... Chyba byłem zmęczony po tym wszystkim. Dyskutowaliście z dyrektorem całą noc?
— Nie — odpowiedział lakonicznie Severus.
— Nie słyszałem, kiedy wyszedł. O czym rozmawialiście? — zapytał zaciekawiony Harry, siadając do stołu.
— O niczym, o czym powinieneś wiedzieć — odpowiedział zwięźle nauczyciel.
— Tato! Mówiliście o mnie, prawda?
— Nie zamierzam, synu, omawiać z tobą mojej rozmowy z dyrektorem. Owszem, dyskutowaliśmy o tobie i o... Voldemorcie. Niczego więcej nie musisz wiedzieć — odparł zirytowany postawą chłopca Severus.
— Ale, tato! — zaskomlał oburzony Harry.
— Żadnych ale, dziecko. — Severus postanowił jak najszybciej uciąć wszelką dyskusję.
Harry uciął duży kawałek wafla i w całości umieścił go w ustach.
— Takie zachowanie jest bardzo niegrzeczne, Harry. — Severus rozłożył gazetę, a Harry upił trochę mleka.
— Nieuprzejmym jest też zachowywać tajemnice, tato... Przecież chciał się dostać do mojej głowy... Czyli nie jest całkiem martwy... A co będzie, jeśli spróbuje jeszcze raz? — spytał zaniepokojony Gryfon.
— Będziesz musiał nauczyć się Oklumencji – techniki osłaniania umysłu. W ten sposób będziesz chroniony przed tego rodzaju atakami. — Severus zobaczył jak Harry się wzdryga. — Nauczę cię tego w lecie.
Harry zaczął ciąć wafla w drobne kawałki, Snape nadal czytał gazetę, ale dało się wyczuć, że Gryfon nie jest zadowolony z planu letnich zajęć:
— To wszystko, czego ode mnie chcesz... Chcesz mnie tylko uczyć: nauczysz mnie pisać, nauczysz eliksirów i… w ogóle wszystkiego... A teraz chcesz mnie jeszcze nauczyć Oklu...-coś tam... Powinieneś znaleźć sobie innego syna, takiego, którego nie trzeba będzie wciąż czegoś uczyć!
Harry rzucił widelcem, wstał od stołu i zamierzał udać się do swojego pokoju, gdy zatrzymał go surowy głos ojca:
— Harry Jamesie!
Harry zatrzymał się, ale nie odwrócił się.
— Podejdź do mnie.
Harry zamarł w miejscu. Nie wiedział nawet, dlaczego był taki zły...
— Czy masz kłopoty ze słuchem, synu? Chodź tu — powtórzył spokojnie Severus.
Severus widział walkę jaką sam ze sobą toczy chłopak. Powinien spróbować innego podejścia. Po doświadczeniach z poprzedniego dnia logicznym było, że dziecko będzie miało masę pytań. Nie chciał obciążać Harry'ego treścią swojej rozmowy z Albusem, ale dziecko potrzebowało otuchy. Po kilku sekundach wahania Harry odwrócił się, zawrócił i stanął obok swego przybranego ojca.
Poczuł ramię mężczyzny trzymające go w uścisku.
— Wszystko będzie dobrze, synu. Jesteś już bezpieczny.
— Przykro mi. — Miło było być tak tulonym, wiedząc, że nawet po wybuchu furii jest się kochanym. Harry wziął chusteczkę, którą podał mu Severus i otarł oczy.
— Chcesz dokończyć śniadanie?
— Moja mama pachniała jak czekoladowe ciasteczka z cynamonem... — Snape westchnął - tak ten zapach był nierozerwalnie związany z Lily. Zrozumiał, że Harry ma jakieś niejasne wspomnienia.
— Tak, to prawda. Chcesz trochę syropu czekoladowego na gofra?
— Kochali mnie... Znaczy się... moi rodzice. Powiedziałeś... Powiedziałeś, że mnie kochali, ale nie mogę sobie tego przypomnieć, a teraz... Też ich widziałeś? Naprawdę istnieli? — zapytał cicho chłopak, bojąc się odpowiedzi ojca.
— Nie jestem pewien, Harry, ale jestem przekonany, że cię kochali i pomogli mi uwolnić twój umysł od Voldemorta. Nic więcej nie jestem ci w stanie powiedzieć — wyjaśnił łagodnie Severus, obcierając ostatnie łzy z twarzy syna.
— To było jak sen... Ale wiedziałam, że to nie był sen... Ty też mnie kochasz. —Oświadczenie to zostało powiedziane lekko wahającym się tonem, który Snape zamierzał rozwiać raz na zawsze:
— Myślałem, że już o tym rozmawialiśmy — zapytał, sugestywnie unosząc brew.
— Tak, przepraszam, tato... Cieszę się, że mnie wybrałeś... Postaram się wszystkiego nauczyć — powiedział, dość jeszcze smętnym tonem, Harry.
— Będziesz miał więcej niż wystarczająco dużo czasu, aby cieszyć się wakacjami, dziecko — uspokoił syna Severus.
— Tak, wiem. Nie powiesz mi, o czym rozmawialiście, prawda? – zapytał Gryfon z iście ślizgońskim uśmieszkiem na twarzy.
— Powiem ci, kiedy zajdzie taka potrzeba, Harry. W tej chwili nie jesteśmy niczego stuprocentowo pewni i ta niepewność wprowadziłaby cię tylko w błąd. Rozumiesz? — Snape uważnie przypatrywał się chłopcu.
Harry tylko wzruszył ramionami.
— Dopij mleko, to może dołożę ci jeszcze kilka truskawek i śmietanę na gofra. — Severus zgodził się łaskawie na drobne odstępstwo od zasad dotyczących słodkości, wiedząc, że musi jakoś Harry'ego pocieszyć.
— Dobrze, tato. — Lekki uśmiech zagościł na twarzy nastolatka, gdy ponownie siadał do stołu, aby dokończyć zaczęty posiłek.
— Dyrektor znalazł odpowiednią salę na imprezę, którą planujesz. Potrzeba ją tylko trochę posprzątać. — Snape znacząco zawiesił głos patrząc na syna.
— Mamy tylko cztery dni, żeby ją przygotować... Mogę ją zobaczyć? — Podekscytowany Harry poderwał się od stołu, ale Severus usadził go na miejscu jednym ze swych firmowych spojrzeń:
— Skończ najpierw śniadanie, młody człowieku.
Podczas końcowego święta Harry usiadł przy stole obok przyjaciół i spojrzał na stół personelu, gdzie jego uśmiechnięty ojciec rozmawiał z profesor McGonagall. Jedzenie, jak zawsze było pyszne, a cała Wielka Sala była udekorowana flagami w kolorach domu.
Siedzący obok niego Ron i Hermiona byli niezmiernie zadowoleni: dziewczyna ze swoich ocen, a Weasley z wielkiego kawałka tortu leżącego na talerzu przed nim, co było o tyle dziwne, że jeszcze wczoraj Ron się prawie pochorował z nadmiaru słodyczy, a teraz wcinał ciasto czekoladowe wielką łyżką.
Pidżama Party było sukcesem. Pokój, który dyrektor znalazł na potrzeby imprezy od razu się Harry'emu spodobał. Sala miała rozmiar trzech klas, a każdemu dziecku pozwolono wybrać ścianę i pomalować ją w dowolnym, najlepiej ulubionym kolorze. Po zakończeniu malowania zamkowe skrzaty wyposażyły izbę wszelkiego rodzaju meble: fotele, sofy, kanapy i długi stół, który bezustannie pełen był słonych i słodkich przekąsek oraz egzotycznych napoi. Grali w chowanego i szarady, a później dziewczyny odeszły na bok, gdzie bawiły się w salon kosmetyczny i chłopcy urządzili sobie konkurs jedzenia. Nauczyciele czuwali nad przebiegiem imprezy na zmianę. Gdy dzieci były już zmęczone, meble samoistnie transmutowały się w wygodne łóżka, w których uczniowie mogli porządnie się wyspać po szaleństwach imprezy. Każde byli niezmiernie zadowoleni z zabawy.
Harry po raz kolejny rozejrzał się po Wielkiej Sali. Przypomniał sobie, jak czuł się prawie rok temu. Był samotnym, przerażonym dzieckiem, zagubionym na wielkim dworcu, przeszukując niezliczoną liczbę platform. Bał się konieczności powrotu na Privet Drive, jak pies z podkulonym ogonem... Potem był przerażony, że nie będzie na tyle magiczny, aby móc pozostać w tym nowym, dziwnym świecie. Wchodząc do zamku miał nadzieję należeć do tej dziwnej, ale jakże wspaniałej społeczności. Bał się kolejnego odrzucenia... Powrócił myślami do uczty z początku roku. Nawet po sortowaniu, wszystkie twarze były wciąż obce.
A teraz miał prawdziwych przyjaciół, a otaczające go twarze nie były już obliczami nieznajomych osób. Teraz był nie tylko częścią magicznego świata, ale również życia ciemno ubranego mężczyzny, który był jego ojcem...
Po Pidżama Party dyrektor przyznał punkty wszystkim domom za umiejętność nawiązywania przyjaźni pomimo panujących stereotypów. Harry nie miał pojęcia, ile dokładnie ich było, ale wiedział, że Ravenclaw zdobył Puchar Quidditcha. Dom, który wygrał Puchar Domów miał zostać ogłoszony pod koniec uczty, ale plotki mówiły, że dyrektor zamierza ogłosić remis pomiędzy czterema domami...
Cóż, to byłoby najlepsze rozwiązanie.
Harry dojrzał Draco Malfoya, który do niego pomachał. Nadal nie byli przyjaciółmi, ale Draco powiedział, że ma zamiar poprosić o możliwość odwiedzenia go w lecie. Gryfon nie mógł się też już doczekać wizyty u rodziny Rona. A poza tym musiał zaplanować swoje przyjęcie urodzinowe...
Miał przyjaciół i rodzinę, a jakby to było mało magiczne, to... Był czarodziejem!