Oryginalny Tytuł: Time to Put Your Galleons Where Your Mouth Is
Autorka: Tsume Yuki
Zgoda: Jest
Tłumaczenie: Mineya
Beta: Mediwal
Raiting: T
Fandom: Harry Potter
Link: s/10610076/1/Time-to-Put-Your-Galleons-Where-Your-Mouth-Is
A Snowball Upon A Hill*
Harry siedział z buntowniczym wyrazem na twarzy. Był to trzeci dzień świąt Bożego Narodzenia i choć był naprawdę zadowolony, mogąc spędzić czas z Regulusem, nie znaczyło to, że chciał zrobić to w taki sposób, jaki mu narzucono.
- Turais! Co ty masz na sobie?!
Głos jego matki przerwał jego rozmyślania, a Harry skrzywił się, spoglądając na kobietę. Ubrany był aktualnie w parę obcisłych spodni ze smoczej skóry oraz dopasowaną kamizelkę, która skrywała przylegającą białą bawełnianą koszulę. Rękawy tej koszuli podwinięte miał do łokci, dumnie ukazując dwie kabury, każdą z różdżką w środku. Razem z dopasowanymi butami ze skóry bazyliszka – krawiec trzymał gębę na kłódkę, głównie dlatego, że Turais pozwolił mu zachować połowę zdobyczy – tworzył obraz żołnierza gotowego do wojny. Tak różny od spadkobiercy rodu czarodziejów czystej krwi, szykującego się na rodzinne spotkanie w Boże Narodzenie, co powinien sobą reprezentować.
- Kuzynka Narcyza zamierza przyprowadzić ze sobą Malfoya, podobnie jak kuzynka Bellatrix przyprowadzi swego nowego męża.
Harry skrzywił się na tę myśl. Spadkobierca Lestrange ukończył Hogwart rok po Bellatrix i Harry był zadowolony, że nie musiał się już z nim użerać. Wystarczającą rozrywkę zapewniał mu jego młodszy brat, na tym samym roku co on.
- Malfoy na pewno czegoś spróbuję, czy to z powodu ceremonii przydziału Syriusza, czy rzeczy, którą zrobiłem pierwszej nocy. Wolałbym nie przychodzić nieprzygotowany.
- Coś na wyczyniał?!
Harry spojrzał na Walburgę, kończąc wiązać buty i patrzył, jak jej oczy kierują się w kierunku obuwia.
- I skąd masz buty ze skóry bazyliszka?!
Prawdę mówiąc, Harry nie przygotowywał się na spotkanie z Malfoyem. Tylko z Bellatrix. Od czasów jego ceremonii przydziału istniało między nimi napięcie. Przez pierwsze jedenaście lat życia Harry'ego dziewczyna była po prostu zazdrosna o jego magiczne zdolności, a w późniejszym czasie w zdolność wężomowy. Jednak nie była w stanie go ruszyć.
Teraz jednak, kiedy Syriusz poszedł do Gryffindoru, przynosząc „hańbę" nazwisku rodziny Black, ta mogła rzucić mu wyzwanie na pojedynek przed ich Lordem, tylko po to, aby go pobić. To na pewno nie zawierało się w planach Harry'ego. W rzeczywistości, chciał wyzwać Bellatrix. Nie tylko miał nadzieję na to, że to zlikwiduje napięcie, ale także będzie w stanie powstrzymać ją przed zranieniem swojego młodszego brata. Dzięki temu zarówno Malfoy, jak i Lestrenge otrzymają wiadomość, że jeśli będą chcieli skrzywdzić jego rodzeństwo, będą musieli przejść przez niego. Tyle, że byłoby to piekielnie trudne, jeśli nie całkowicie niemożliwe.
Zwłaszcza, że miał o co walczyć.
- To nie ma znaczenia. Ważnie jest tylko to, że nie zamierzam przegrać.
Syriusz i Regulus wpatrywali się w jego nowy strój, tak odmienny od formalnych szat, które kazano im założyć. Jednak obaj wiedzieli, że przed matką muszą trzymać język za zębami. Przybyli do Dworu Rodziny Black, domu jego dziadka ze strony ojca, a Walburga uwolniła w końcu jego ramię ze śmiertelnego uścisku. Orion szedł razem z Syriuszem i Regulusem, a ciekawość na jego twarzy była ledwie skrywana. Jednak bardziej niż powodem takiego, a nie innego ubioru syna, był raczej bardziej zainteresowany tego skutkiem. Harry nie mógł go winić. Zazwyczaj takie rodzinne obiady były śmiertelnie nudne, a jedyną rozrywką były zawoalowane obelgi, dodatkowo polane lukrem. Możliwość zobaczenia prawdziwego pojedynku z pewnością mogłaby rozjaśnić dzień Oriona.
A Harry z pewnością sprawi, że ten rodzinny obiad będzie wart zapamiętania.
Harry wszedł do rezydencji rodu Black i podał swoją zewnętrzną szatę skrzatowi domowemu, ruszając dalej do głównego salonu, gdzie zebrała się reszta rodziny. Już czuł potężną czarną magię, która bez wątpienia znaczyła przedramię przynajmniej jednej osoby stojącej w pokoju. Czuł znajome pulsowanie magii Riddle'a, wirującej w pokoju, jakby witającej go po latach.
Ta konkretna reinkarnacja była najbliżej czasowo jego pierwszego życia, czasu, kiedy poznał co znaczy dom. I miał zamiar chronić wszystkich tych znajomych ludzi, nawet jeśli byli nieco inni niż pamiętał.
Drzwi otworzyły się przed nim, kiedy wyczuły magię dziedzica rodu Black. Jego oczy bez wątpienia błyszczały na zielono. Spojrzenie Harry'ego natychmiast padło na Bellatrix i Rudolphusa. Oboje zostali oznakowani. Bellatrix, w młodości, mogła być jego rodziną, nawet mimo panującej między nimi rywalizacji. Jednak to było zanim wyjechała do Hogwartu, zanim wpadła w to towarzystwo. Zanim wybrała swoją stronę, przeciwną jego.
Nim dziewczyna mogła chociażby otworzyć usta, Harry machnął nadgarstkiem, a Czarna Różdżka pojawiła się natychmiastowo w jego dłoni, odpowiadając na wezwanie.
- Ja, Turais Rigel Black, spadkobierca i dziedzic rodu Black, oświadczam, że Bellatrix Lestrange, z domu Black, oraz jej małżonek, zhańbili rodzinę pozwalając się oznaczyć półkrwi czarodziejowi Tomowi Riddle'owi, samozwańczemu Lordowi Voldemortowi. I rzucam im wyzwanie do honorowego pojedynku.
Honorowy pojedynek.
Zasadniczo, aby go przywołać, jedna ze stron oświadcza, że ta druga przyniosła czemuś wstyd, a następnie pojedynkują się, by bronić swojego honoru. Jeśli Bellatrix i Rudolphus przegrają, będą musieli zaprzestać hańbienia rodziny, w przeciwnym wypadku każda rodzina wyrzekłaby się ich, gdyby dowiedziała się, że nadal kontynuują. Bellatrix warknęła na niego, podczas gdy Arcturus obrócił głowę, by przyjrzeć się swojemu wnukowi, trzeciorocznemu, rzucającemu wyzwanie dwójce ludzi, którzy ukończyli już swoją edukację.
Po dźwięku gwałtownego wciągania powietrza za nim, Harry domyślił się, że Walburga usłyszała jego deklarację.
Odruchowo machnął różdżką i wypisał w powietrzu pełne imię Toma. Harry leniwie obejrzał się przez ramię na najbliższą rodzinę, wzrok kierując głównie na matkę. Litery zmieniły swoje ustawienie, a Walburga wydała z siebie zdławiony dźwięk.
- Chociaż, oczywiście, dla mojej kochanej matki nie jest to szokujące. W końcu byłaś w szkole, kiedy Tom wędrował po jej korytarzach i wesoło uwolnił bazyliszka Salazara Slytherina. Podejrzewałaś oczywiście, ale teraz masz już potwierdzenie. Kłaniacie się półkrwi. Pomyśl o tym, kiedy już wygram ten pojedynek.
Wszyscy znajdowali się teraz w sali balowej, jedynym pomieszczeniu wystarczająco dużym, aby przeprowadzić w nim pojedynek. W porównaniu z niemal całkowicie zrelaksowaną postacią Rudolphusa, Bellatrix wyglądała na niemal ostrożną. I słusznie. Wiedziała, jak silna jest jego magia zdawała sobie sprawę, że był stanie kontrolować ją od najmłodszych lat. Nie mogli go zabić, był przecież spadkobiercą, ale rozbrojenie go wcale nie będzie oznaczało końca pojedynku. Ponieważ równie dobrze mógł rzucać zaklęcia bez różdżki. Tajemnica rodzinna, która na światło dzienne zostawała przywoływana tylko w nagłych wypadkach.
Sekret, o którym wyraźnie nie wiedział Rudolphus.
Stukając opuszkami palców w lite drewno Czarnej Różdżki, Harry czekał, aż Arcturus da sygnał. Najstarszy Black wyglądał na nieco niepewnego, spoglądając raz na niego, raz na jego przeciwników, wzrokiem pytając go, czy na pewno wie, co robi. Stalowy wyraz jego oczu musiał udzielić Arcturusowi odpowiedzi, gdyż ten tylko westchnął i spojrzał na widownię. Trzecia z sióstr Black, Andromeda, która uciekła z mugolakiem w zeszłym roku, siedziała między nachmurzoną Walburgą a Lucjuszem Malfoyem, który najwyraźniej ledwo mógł skryć swoje podniecenie. Było oczywistym, że czekał, aż chłopiec zostanie wgnieciony w ziemię.
Cóż, będzie bardzo rozczarowany.
- Zaczynajcie.
Harry odskoczył na bok, odwracając ciało tak, że dwa zaklęcia ogłuszające minęły go o mil. Rudolphus mruknął zdziwiony a następnie krzyknął, gdy niewerbalny urok Harry'ego uderzył go w policzek, czując się, jakby dostał z liścia. Więc nieznacznie poprawił swoje zaklęcia, tak?
- Czy nie wiesz, że uprzejmie byłoby pozwolić najmłodszemu zacząć?
Bellatrix warknęła na niego, machając różdżką jak biczem, a w stronę Harry'ego poleciało zaklęcie, które rozpoznał jako łamacza kości. Harry złapał je końcem swojej różdżki i posłał w kierunku Rudolphusa. Dobrze, ta poprawa zaklęć nie jest jednak „nieznaczna".
Złapanie zaklęcia na różdżkę było trudne i można to było zrobić tylko wtedy, kiedy osoba łapiąca miała znacznie silniejszą magię niż osoba rzucająca. Prawdopodobnie byłby w stanie to zrobić podczas pojedynku z Voldemortem lub Dumbledorem, nawet jeśli musiałby być przy tym nieco ostrożny. To był silny ruch, który zazwyczaj wykorzystywany był do zastraszenia przeciwnika. Z wyrazu twarzy Belli wyczytał, że całkowicie zrozumiała zamysł.
Nie spojrzała nawet na Rudolphusa, który skomlał z powodu złamanej ręki.
- No dalej Bella, zatańczmy.
Przeciągnął to, coś koło dziewięciu minut dłużej, niż było to tego warte. Bellatrix była dobra, podobnie jak jej mąż, ale nie mieli za sobą dziesięcioleci doświadczenia, które miał Harry, więc ten pojedynek mógł zostać zakończony po minucie. I wszyscy o tym wiedzieli.
Syriusz krzyczał pod koniec, widząc Bellatrix unoszącą się pod sufitem z porożem na głowie, robiącą za żywy żyrandol oraz Rudolphusa, który wyglądał jakby okradł jednorożca zarówno z jego rogu, jak i grzywy, po szyję zakopanego w podłodze. Odnieśli różnego rodzaju obrażenia, ale zaklęcia – psikusy Harry dodał tylko dla rozrywki swojego brata. Orion uśmiechał się i nawet Walburga wyglądała na nieco zadowoloną.
Arcturus był jednak bardziej skoncentrowany na tych, którzy wyszli z tego pojedynku z gorszymi obrażeniami, nawet jeśli w pierwszej kolejności spojrzał na zadrapanie na policzku, jedyny uraz, jaki przytrafił się w tym pojedynku Harry'emu.
- Bellatrix, ty i twój mąż, natychmiast zakończycie swój związek z Czarnym Panem, przynajmniej do momentu, aż nie będziemy pewni jego pochodzenia i proklamacji!
- A potem ten bachor uwięził Bellę pod sufitem! To było całkowicie upokarzające, dzieciak nie skończył jeszcze trzeciego roku, a w tym pojedynku wydawał się znudzony!
Zatrzymując się, Voldemort odwrócił się i spojrzał na klęczącego przed nim starszego z braci Lestrange.
Mężczyzna pojawił się u niego z rogiem sterczącym ze środka czoła i długimi, srebrnymi włosami, a po ukaraniu go za ośmielenie się pokazania w ten sposób na zebraniu, próbował usunąć zaklęcie. Złożoność tego zaklęcia naprawdę go zaskoczyła, w szczególności, kiedy próbując je rozproszyć starszy z braci Lestrange skończył z ogonem w tym samym kolorze co jego włosy.
Badając zaklęcie bliżej, Voldemort odkrył wiele szczegółów, odkrywając, że jeśli coś zostanie przez niego pominięte, mężczyzna skończy z kolejnym dodatkiem. Po rozwikłaniu tej imponującej siatki, kiedy w końcu doszedł do tego jak to zrobić, zażądał, aby mężczyzna streścił mu cały przebieg pojedynku. Voldemort niewiele wiedział o nowym dziedzicu Blacków, a jedynie urywki informacji pochodziły z głośnego, nieustającego narzekania na niego przez Bellatrix.
- Nie wiem, czego jeszcze oczekiwałeś. Turais zawsze był w stanie kontrolować swoją magię w dużym stopniu. Wcale nie jest dla mnie zaskoczeniem, że jest taki dobry. – burknęła Bella, składając ramiona na piersi, podczas gdy Voldemort machał różdżką i pozbywał się wystającego z jej głowy poroża. - W końcu jest wężousty.
- Że co?
Cichy syk opuścił usta Voldemorta, a para odwróciła się, aby spojrzeć na niego ze zdziwieniem.
- Mój panie?
- Wężousty?
- Tak, mój panie. Myślałam, że Parkinson ci powiedział. Turais pokazał swoją zdolność po raz pierwszy trzy lata temu, na balu, który zorganizował.
- Co?! Myślałem, że Malfoy zgłosił ci ten fakt, mój panie! Był tam najwyższym rangą Śmierciożercą!
- To był twój bal!
Obserwując, jak dwaj Śmierciożercy zaczynają się kłócić między sobą, Voldemort poczuł, że traci resztki swojej cierpliwości. Z towarzyszącym temu błyskiem zielonego światła, jedna z ozdobnych armat spadła na ziemię.
- Chcę wiedzieć o tym wszystko. A następnie chcę, abyście dowiedzieli się więcej. Natychmiast.
*Zachowałam w tym przypadku oryginalnie brzmiącą nazwę rozdziału, gdyż nie mam zielonego pojęcia jak to przetłumaczyć. I ja i moje „wsparcie" jesteśmy pewne, że jest to jakiś idiom, gdyż nie dość, że tak to brzmi, to jeszcze „śnieżka na wzgórzu" nie pasuje tutaj ani nie oddaje znaczenia tego rozdziału… Chociaż jakby to rozebrać? „Snow" - śnieg/zimowy, „ball" - bal/impreza, „upon" - ponad/ujawnione, „hill" - wzgórze/góra/ wierzch… Nawet na upartego nie „zsensuje" tego, ale mam nadzieję, że rozumiecie ogólny sens. No „ujawnienie prawdy o balu podczas świąt". Jakoś tak. Albo ja zbyt kombinuję i to się po prostu dosłownie tłumaczy.
Więc tak, to jest prawdopodobnie ostatni rozdział przed 15? albo 20 lipca. Nie wiem, czy pojawi się jakiś jutro – albo dziś wieczorem – ale spróbuję. Tymczasem wracam do pakowania się, bo mam tego masakrycznie dużo.
Miłych wakacji!