Oryginalny Tytuł: Time to Put Your Galleons Where Your Mouth Is

Autorka: Tsume Yuki

Zgoda: Jest

Tłumaczenie: Mineya

Beta: Mediwal

Raiting: T

Fandom: Harry Potter

Link: s/10610076/1/Time-to-Put-Your-Galleons-Where-Your-Mouth-Is

I przyszedłeś na ten świat, krzycząc i kopiąc

Harry James Potter, chłopiec, który przeżył, Mistrz Śmierci odrodził się więcej razy niż mógł zliczyć. Z tym drugim tytułem przychodziła jednak pewna praca. Mistrz Śmierci. Co w praktyce oznaczało tyle, że natychmiast po każdej śmierci rzucony zostawał w kolejną wielką przygodę.

A raczej, jeśli tak zdecydował. Miał pewien swój niezapomniany moment, kiedy odrodził się jako cesarz Rzymu, a następnie przypadkowo wybrał powrót do czasu po swojej śmierci jak zrobił to kiedyś po oberwaniu klątwą zabijającą Voldemorta. Bardzo podobało mu się to życie, ale w tamtym momencie odrodził się jako piskliwy stosik różowego czegoś, zamiast rządzić na powrót Rzymianami.

To z pewnością był nieprzyjemny moment, nie mogąc przeżyć w pełni swojego życia.

Co prawda, następnie zaczął się bawić w półboga w Grecji, przynosząc ludziom radość i zdrowie, ale to było raczej spowodowane jego wewnętrznymi zasadami. Dużo się uczył, a po piątym życiu zaakceptował, że nie zobaczy swoich przyjaciół ani rodziny jeszcze przez bardzo długi czas.

Oh, jako Mistrz Śmierci mógł przywołać ich dusze w dowolnym momencie, aby porozmawiać, ale nie chciał im za bardzo przeszkadzać.

Kiedy to wszystko wciąż trwało, kiedy przeżywał każde życie pod innym imieniem, wewnętrznie przyznał sobie, że to nie było takie złe. Był nieustannie poddawany różnym próbom we wszystkich życiach i nigdy mu się to nie nudziło. Zawsze miał również umiejętności zachowane z poprzednich żyć wraz z tymi, które przychodziły wraz z jego tytułem. Oboma z nich.

Moc niewidzialności, teraz również bez peleryny niewidki to umiejętność Mistrza Śmierci. Wężoustość pochodziła z czasów bycia Chłopcem, który przeżył.

Była też inne rzeczy. Zawsze odradzał się w swoje pierwsze urodziny, zaś w czasie swojego drugiego Halloween w "życiu" kończył z blizną w kształcie pioruna. Czy to przez potknięcie się na schodach, przewrócenie w pobliżu ostrego obiektu czy też niezapomnianego momentu, w którym uderzył go piorun.

Blizna zawsze powracała, zawsze była w tym samym miejscu. Nigdy się jej nie pozbędzie.

Gdy zapytał o to Śmierć, wieczna istota tylko wzruszyła ramionami, mrucząc coś o tym, że to jego znak charakterystyczny. Tylko Mistrz Śmierci mógł przetrwać klątwę zabijającą, a nawet gdyby po raz pierwszy nie odbiłaby się od jego czaszki, stałoby się to prędzej czy później, bo tak było zapisane w jego przeznaczeniu.

Jako takiemu, który został wybrany przez Insygnia, Śmierć pozwoliła mu żyć.

I Harry tak żył do tej pory.

To było takie proste.

Jego poprzednie życie, które miało miejsce zaraz przed tymi wydarzeniami, miało miejsce zaledwie sto lat po wybudowaniu Hogwartu. I chociaż w tym momencie założyciele byli już martwi, było to najbliższe miejsce na ich linii czasowej w jakim kiedykolwiek się znalazł. Jedną z rzeczy na jakie Harry wyczekiwał z niecierpliwością było w końcu spotkanie z tą czwórką. Kiedyś z pewnością to nadejdzie.

Zimne powietrze owiało jego małe ciało, a on wzdrygnął się, nie odczuwając już potrzeby by wydać z siebie przeszywający krzyk, który wydawało każde zdrowe dziecko po przyjściu na świat. Wokół niego jak zwykle słychać było różne głosy, choć do jego uszu nie dobiegały żadne odgłosy wojny. To było dobre, w tamtych czasach zawsze czekało go dużo bólu. Przez chwilę popadł w zadumę, czy narodził się mugolakiem, jak przed swoją ostatnią śmiercią, po czym mentalnie wzruszył ramionami. Nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak zamierzał wyczerpać z tego życia tak dużo, jak tylko mógł.

- … nie krzyczy, to bardzo nietypowe...

- Nie ma w tym nic złego, prawda?

- Oh nie, bez obaw. Jest naprawdę zdrowym dzieckiem, prawdopodobnie najzdrowszym jakie dane mi było oglądać.

Harry poczuł, że ktoś go podnosi, a wszystkie już niewyraźne obrazy wokół niego zaczęły się poruszać, nie pozwalając mu zorientować się w otoczeniu wokół niego. Został położony na czymś ciepłym i miękkim, co szybko okazało się ramieniem poruszającej się osoby.

- Spójrz na niego, już otworzył oczy.

Chwila moment, Harry znał ten głos.

Powoli mrugając oczkami, mały Harry podniósł wzrok z punktu tuż przy szyi osoby go trzymającej. Walburga Black odwzajemniła jego spojrzenie. Drogi Boże, powinien rozpoznać ją o wiele wcześnie, nawet jeśli nie skrzeczała już jak harpia.

Harry wrzasnął.

Magia, jego magia, która podróżowała z nim przez wszystkie jego dotychczasowe życia, wyrwała się spod jego kontroli, a okna wyleciały z framug w symfonii z jego krzykiem. Męski głos, prawdopodobnie jego ojciec Orion, zaklął siarczyście, podczas gdy pielęgniarka i jego matka - drogi Boże, jego matka - wydały z siebie odgłosy zaskoczenia. Harry warknął wewnętrznie i chwytając swoją dziką magię próbował na powrót ją opanować, zanim zdąży wysadzić również ściany. I po namyśle przestał także krzyczeć. To z pewnością nie pomagało.

- Merlinie, to była przypadkowa magia.

Może i Harry nie mógł zobaczyć Oriona, ale z pewnością usłyszał w jego głosie zdumienie i podziw.

- A-ale, to jest… On jest o wiele za młody na...

- Sugerujesz, że to my wysadziliśmy ten pokój? - Walburga naskoczyła na pielęgniarkę, a Harry wydał z siebie jęk protestu, mając nadzieję, że kobieta nie przeklnie swojej położnej.

- N-nie, ale to niesłychane!

- Cóż, tylko to co najlepsze spotyka nowego spadkobiercę domu Blacków!

Nowego spadkobiercę? Czy w tej roli nie miał urodzić się Syriusz?

Tym razem został podniesiony i umieszczony w kocu z pewnością wykonanym z drogiego materiału, nim znalazł się twarzą w twarz z Orionem. Mężczyzna wydawał się zaskakująco podobny do Syriusza, a Harry wyciągnął rękę, aby delikatnie uderzyć go w nos. Tak, to był ojciec Syriusza, wszystko jasne.

- Mały Turais Rigel Black, najnowszy spadkobierca domu Blacków oraz najmłodszy zarejestrowany przypadek przypadkowej magii. On będzie z nas wszystkich najsilniejszy, ja to czuję.

Harry zapłakał.

Nie tłumaczyłam tytułu – Time to Put Your Galleons Where Your Mouth Is – z jednego prostego powodu. Jest to (tylko zamiast „galleons" jest „money") wyrażenie w języku angielskim znaczące po prostu „popierać słowa czynami" i po prostu nie brzmi dla mnie dobrze… Więc został angielski.

Nowe imię Harry'ego – Turais (wymowa to Two-Raise) jest małą gwiazdą w konstelacji Kila (ang. Carina). Oznacza „małą tarczę", gdyż Harry planuje stać się tarczą pomiędzy swoimi małymi braćmi a rodzicami. Autorka wybrała również to imię ze względu, że kończy się ono na literę „s", czyli tak jak imiona pozostałych braci. (ang. Regulus, Sirius). Rigel jest po prostu gwiazdą w konstelacji Oriona, dlatego ojciec nadał mu to imię.