CIEŃ CZARNEGO PANA
][ ][ ][ ][
Na początek istotna informacja, dostałam sygnał, że ze względu na ponowną publikację rozdziałów w tekście Światło dwóch Światów osoby które już komentowały, nie są w stanie dodać komentarza ponownie. Proszę chętnych o wrzucenie komentarza do tamtego tekstu, tutaj. Problem w świetle rozwiąże się od rozdziału 9. Niestety na razie nie mogę nic z tym zrobić.
Teraz, w ramach osłody życia po tak długim czekaniu na rozdział, mam dla was rozdział trzydziesty trzeci. Zapraszam.
][ ][ ][ ][
Rozdział 33
Hogsmeade
Niekiedy strach i obawa przed czymś
niszczy nas bardziej niż samo zagrożenie.
xxx
][ ][ ][ ][
Punkt widzenia Avisa
Śniadanie upłynęło w spokoju, choć przez cały posiłek czuł na sobie uważne spojrzenie Kenjego. Wiedział dlaczego ten nie spuszcza z niego wzroku. Wiedział, ale i tak nie był w stanie zmusić się do tego aby zjeść choć trochę więcej. Po ostatniej nocy zupełnie nie miał apetytu.
Mam tylko nadzieję, że Kenji nie doniesie o tym Czarnemu Panu. - z niechęcią pomyślał o takim obrocie sprawy. Jeśli ten się dowie, z pewnością zadręczy mnie swoją cholerną troską. - jęknął, uświadamiając sobie, że znów użył słów Czarny Pan i troska w jednym zdaniu. Co gorsza wiedział, że w przeciwieństwie do tego co miało miejsce dwa miesiące temu, teraz są one znacznie bliższe prawdzie.
Moje życie chyba nigdy nie było i nie będzie normalne.
- Antares idziesz? Pospiesz się, albo zaraz wylądujemy na końcu kolejki! Nie mam najmniejszej ochoty na spędzenie poranka w holu! - przywrócony do rzeczywistości przez okrzyk Anthony'ego, podniósł się i ruszył za kolegami w stronę wyjścia. Wbrew temu czego się obawiali, przy drzwiach czekało zaledwie kilka osób, a Filch który miał ich wypuścić, jeszcze się nie pojawił. Uśmiechnął się widząc to. Jak dobrze pójdzie za dziesięć minut będziemy już w drodze do wioski.- pomyślał. Dziesięć minut później, zaczął w to wątpić.
- Gdzie jest Filch?
- Już powinien tu być! Nie mam całego dnia!
- Ile mamy jeszcze czekać?
- Spieszy mi się!
Kolejka uczniów, która systematycznie się za nimi powiększała stawała się coraz bardziej niecierpliwa. On sam nie przestępował z nogi na nogę, ale nie czuł się zły. Prawdę mówiąc, normalnie byłby już poddenerwowany tak jak inni, ale teraz jakoś go to nie ruszało.
Są większe problemy niż zaczekanie kilka dodatkowych minut.
Nagle zrobiło się cicho. Ciężkie kroki echem odbiły się od ścian. Zaskoczony tak nagłą zmianą wśród uczniów, odwrócił się i zamarł, dostrzegając woźnego. Filch się pojawił, jednak jego wygląd już z daleka krzyczał, że coś jest nie tak. Twarz mężczyzny była posiniaczona, a jeden z rękawów szaty, wściekle czerwony od krwi.
Co się stało? - odwrócił się w stronę Kenjego i ruchem głowy wskazał na Wielką Salę. Tu potrzebny był któryś z profesorów oraz Madame Pomfrey. Na szczęście nie musiał dodawać nic więcej, Kenji zrozumiał.
Nie minęły nawet dwie minuty nim w holu pojawili się profesorowie, a magicznie wzmocniony głos McGonagall uciszył wszystkie szmery które się nagle podniosły.
- Wszyscy uczniowie mają natychmiast wrócić do dormitoriów. Wycieczka do Hogsmeade zostaje odwołana. Proszę prefektów o odprowadzenie uczniów, Gdy dotrzecie do Pokoi Wspólnych, każdy rocznik ma zostać przeliczony.
Wśród protestów i próśb, prefekci zebrali uczniów i w zwartych grupach znikli w zamkowych korytarzach. Tymczasem Pomfrey zajęła się Filchem i w towarzystwie Snape'a znikła za najbliższym zakrętem. W holu został tylko on i Kenji, nie zamierzał jednak ściągać na siebie uwagi dyrektora, ręką dał więc mu znak i podążył tą samą drogą co Pomfrey.
Szli dość szybko, zdążyli więc dogonić zmierzającą w stronę Skrzydła Szpitalnego grupę, nim ta dotarła na miejsce. Widząc ich w oddali, zwolnił, Kenji zrobił to samo. Ostrożnie zbliżył się na tyle by słyszeć rozmowę, nie będąc jednocześnie widzianym i słuchał:
- Argus, słyszysz mnie? Dlaczego jesteś w takim stanie? Czy ktoś cię pobił, Argus?! - Pomfrey zadawała jedno pytanie po drugim, Filch jednak nie odezwał się ani razu. Wkrótce grupka zniknęła w Skrzydle Szpitalnym. On sam bezszelestnie przeszedł ostatni odcinek dzielący go od pokoju i dotknął ściany aby otworzyć wejście. Wciąż analizując to czego właśnie był świadkiem, skrył się w nim razem z Kenjim.
- To nie były rany z wypadku. Został zaatakowany. - słysząc beznamiętną ocenę Kenjego, przytaknął i sięgając po notes, naskrobał:
Wiem o tym. Zastanawiam się czemu ktoś zadał sobie tyle trudu by go zaatakować, przecież to charłak. Dla czarodzieja nie jest żadnym zagrożeniem, wystarczy dobry oszałamiacz. Zadanie takich ran jak te jego, wymaga czasu.
- Masz rację, to nie są przypadkowe zranienia. Nie wyglądają też na zadane z czystej złośliwości. Ktoś ewidentnie chciał go zabić.
Tylko dlaczego? Czemu ktoś poświęcił tyle czasu na torturowanie charłaka? Może miało to być jakieś ostrzeżenie?
- To dość prawdopodobne, w końcu przeżył. Być może widział coś czego nie powinien? Możliwe, że ktoś nie chce by ujawnił co wie.
Na razie możemy tylko zgadywać. - napisał i westchnął. Ciekawe czy Voldemort wie coś na ten... - zamarł przypominając sobie nagle o umówionym spotkaniu.
Cholera! Zabije mnie! Poderwał się i wyciągnął z biurka czysty pergamin. Pospiesznie napisał kilka zdań i wezwał Cytrynkę.
Zanieś mu to.
- Oczywiście panie. - Trzasnęło i skrzatka znikła.
Chcesz zagrać w szachy? Najpewniej nie wyjdziemy stąd przed wieczorem. Chyba muszę czymś zająć myśli.
- Znów chcesz przegrać?
Tradycji musi stać się zadość, czyż nie?
][ ][ ][ ][
Punkt widzenia Voldemorta
Ponownie rzucił Tempus i zaklął. Było już piętnaście po dziesiątej, Avis się spóźniał. Jeśli robisz to celowo, bądź pewien, że zapłacisz mi za to. Zaklął ponownie, rzeczą której nienawidził najbardziej było czekanie, zwłaszcza czekanie na kogoś kto miał za nic punktualność.
- Mam nadzieję, że będziesz miał na to dobrą wymówkę... - szepnął i w tej samej chwili zmaterializowała się przed nim skrzatka w ciemnej sukience. Od razu rozpoznał do kogo ona należy. Dlaczego wysłałeś skrzata? Zdecydowałeś się zignorować nasze spotkanie? Odebrał od niej list i machnięciem ręki nakazał jej odejść. Wciąż wściekły rozwinął pergamin, jednak w miarę jak czytał, cała złość z niego ulatywała:
vvv
Wycieczka do Hogsmeade została właśnie odwołana. McGonagall nakazała wszystkim uczniom wrócić do dormitoriów pod opieką prefektów. Tuż przed tym, w holu pojawił się szkolny woźny, Filch. Ledwie stał na nogach. Wyglądał na pobitego i dość mocno krwawił. Powiedz mi, czy miałeś coś z tym wspólnego? Zleciłeś to? Tylko po co właściwie?
W każdym razie nie mogę się dzisiaj z tobą spotkać. Gdybym teraz opuścił zamek, wzbudziłoby to zbyt wiele podejrzeń. Nie chcę zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi dyrektora i profesorów. Nie potrzebne mi to do szczęścia.
AA
vvv
Woźny został pobity? - zamyślił się analizując jakie mogłoby to przynieść komukolwiek korzyści. W końcu wyciągnął z szaty jeden z zakupionych przez Avisa długopisów i na odwrocie listu napisał krótką odpowiedź.
- Cytrynka! - Skrzatka pojawiła się tak szybko, że był pewny iż obserwowała go przez cały czas, najwyraźniej czekając na odpowiedź. Tak, co jak co, Avis potrafił dobrać sobie zaufane sługi.
- Zanieś mu to. Niech od dzisiaj nie wychodzi nigdzie bez opieki Kenjego.
Jak tylko skrzatka znikła, teleportował się. Czekało go dzisiaj kilka istotnych spotkań.
][ ][ ][ ][
Punkt widzenia Avusa
Rozwinął wręczony mu przez skrzatkę pergamin i zaskoczony zorientował się, że to ten sam list który niecałe pół godziny temu, wysłał do Voldemorta. Dlaczego przyniosła mi go z powrotem? Nie znalazła go? - chciał zawołać Cytrynkę i zapytać o co tu chodzi, wtedy jednak dostrzegł na odwrocie słowa zapisane dobrze mu znanym charakterem pisma:
vvv
Gdybym to był ja, to ten bezużyteczny charłak nie postawiłby już żywy nogi w Hogwarcie. W każdym razie to co napisałeś, jest niepokojące. Nie wiem komu taki wrak człowieka mógłby przeszkadzać, ale na pewno coś jest na rzeczy. Uważaj na siebie i bądź czujny. Być może ktoś chciał tylko wprowadzić trochę zamieszania w Hogwarcie, ale może też okazać się, że ta sprawa jest znacznie poważniejsza niż mogłoby się wydawać.
Nie chodź nigdzie sam. Niech zawsze towarzyszy ci Kenji. Nie badaj też tej sprawy i nie narażaj się niepotrzebnie! Spotkamy się jutro na "obiedzie" w Hogsmeade. Wyślę informację do twojego opiekuna domu. Przekaż Kenjemu aby przyprowadził cię pod Wrzeszczącą Chatę o godzinie dwunastej.
M
vvv
Wręczył notatkę Kenjemu który i tak przez cały ten czas próbował czytać mu przez ramię. Ten przebiegł list wzrokiem i oddając mu go, rzucił:
- Wierzysz w to? Wierzysz, że to nie on za tym stoi?
Tak.
- Dlaczego jesteś taki pewny?
Nie on zlecił ten atak. Gdyby to była jego robota, powiedziałby mi.
- A jeśli nie? Dlaczego mu tak ufasz? Czy to nie jest trochę zbyt naiwne myślenie? - Kenji zapytał cicho, opadając obok niego na łóżko.
To nie tak. Nie ufam mu, nie w pełni. Wiem jednak, że to nie jego dzieło.
- Ale skąd wiesz? Na potwierdzenie masz tylko jego słowa! Mógł powiedzieć to tylko po to, żebyś się nie niepokoił!
Mylisz się. Powiedział, ponieważ zapytałem. Mógłby zataić informacje o których nie wiem, ale nie skłamie gdy zapytam o coś wprost.
- To brzmi jak pobożne życzenie! - Kenji podniósł głos, ale on zignorował to i wzruszając ramionami dopisał:
To nie życzenie... Po prostu, mam co do tego pewność.
Mnie nie można okłamać. - tego już nie napisał, ale wiedział, że to prawda. Nie, nie dlatego, że Voldemort mu kiedyś tak powiedział. Zaczynał to czuć.
][ ][ ][ ][
Dyrektor dopiero późnym popołudniem zdjął zakaz opuszczania pokoi. Siadając wraz z resztą uczniów do obiadu, pozwolił wciągnąć się Michelowi w dyskusję dotyczącą jutrzejszych naborów do drużyny quiditcha.
Słysząc jak bardzo ten jest podekscytowany, po raz kolejny zaczął żałować, że sam nie będzie miał okazji wziąć w nich udziału. Niestety dobrze wiedział, że to byłoby dla niego samobójstwem. Nie był głupi. Każdy uczeń i profesor w Hogwarcie najpewniej dobrze pamięta jak latał Harry Potter... Jeśli wsiądę na miotłę, to będzie tak jakbym sam podał się Dumbledore'owi na tacy.
- Jak chcesz, po naborach mogę pouczyć cię trochę. Latanie nie jest takie trudne jak mogłoby się wydawać. - słysząc niespodziewaną propozycję Michael'a, pokręcił głową, odmawiając.
Ojciec najpewniej by mnie za to zabił. Nie zobaczyłbyś mnie już w tej szkole. Nie wolno mi latać, mam zbyt słabe ciało. Raz próbowałem. Zemdlałem na piętnastumetrach wysokości, omal karku nie złamałem. Miałem szczęście, że domowy skrzat był w pobliżu, choć i tak spędziłem cudowny tydzień w szpitalu.
Uśmiechnął się do Michael'a i upił łyk herbaty, rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozlewającym się w jego wnętrzu. Na początku tego tygodnia udało mu się w końcu uprosić skrzaty by nie dostawał soku z dyni. Owszem zmusiły go do tego aby zawsze siedział w tym samym miejscu, ale teraz przynajmniej miał pewność, że Kastor nie udusi go gołymi rękoma w czasie następnego badania.
- To może chociaż chciałbyś przyjść popatrzeć jak gram? Nabory zaczynają się o dziewiątej. Wspominałeś, że idziesz na obiad z ojcem dopiero w południe. Zdążysz obejrzeć nabory. - widząc nadzieję we wzroku kolegi, przytaknął i naskrobał:
W porządku, na to mogę się zgodzić. Przyjdę popatrzeć na twoje popisy, ale tylko pod jednym warunkiem. Masz dać jutro z siebie wszystko i zostać nowym ścigającym naszej drużyny.
- Się wie!
][ ][ ][ ][
Resztę dnia wykorzystał na odrobienie pozostałych esejów. Udało mu się uporać ze wszystkim, ale jak się zorientował, przegapił porę kolacji. Rozejrzał się, zastanawiając czemu Kenji go nie upomniał i pokręcił głową dostrzegając go na dywanie w kącie z jakimś opasłym tomiszczem w ręku.
I tyle z mojego ochroniarza.
Zwinął skończone esej i zebrał swoje podręczniki. Wrzucił wszystko do zakupionego jeszcze na Talantis plecaka i zarzucając go na ramię, zbliżył się na palcach do Kenjego i bezceremonialnie kopnął go w kostkę.
Mam cię. - uśmiechnął się niewinnie gdy ten upuścił książkę z zaskoczenia i błyskawicznie schylił się po nią, nim ten miał szansę podnieść ją z powrotem. Refleks szukającego czasem na coś się przydaje. - pomyślał spoglądając na okładkę.
Czarodziej Arlan i zaginiona księżniczka. Przeczytał tytuł raz, drugi i trzeci nim jego sens w pełni do niego dotarł. Tymczasem Kenji zerwał się by mu ją odebrać, na szczęście w porę się odsunął. Przerzucając kilka kartek zaczął czytać:
Jej długie włosy wyrwały się z wiązania i musnęły jego dłoń gdy schwycił ją w pasie aby pomóc jej zsiąść z wierzchowca. Poczuła jak serce zaczyna łomotać jej w piersi gdy ich oczy znalazły się na tym samym poziomie a on pochylił się i jego gorący oddech owiał jej kark. Zadrżała w jego silnych ramionach i...
Kenji wyrwał mu książkę z ręki i zatrzasnął ją z hukiem. Avis widząc jego minę, po prostu się roześmiał i poprawiając torbę na ramieniu, opuścił bibliotekę.
Romans. Groźny Kenji czyta romanse... Taaak, to będzie wspaniałą kartą przetargową. - uśmiechnięty od ucha do ucha, zignorował wołanie starszego kolegi i jak gdyby nigdy nic, ruszył w stronę swoich pokoi.
][ ][ ][ ][
Kolacja powoli dobiegała końca. Od wyjścia z biblioteki, Kenji kilkukrotnie próbował mu wmówić, że wziął tą książek z nudów, ale zignorował jego tłumaczenia. Zresztą jego zachowanie w bibliotece mówiło samo za siebie.
Tylko się pogrążasz mój drogi Kenji, pogrążasz...
Mieli właśnie odejść od stołu, jednak w tym momencie zza głównego podniósł się Dumbledore i głosem który echem poniósł się po Wielkiej Sali, poprosił wszystkich aby pozostali na swoich miejscach. Gdy szmery które się po tym podniosły, w końcu przycichły, jego spokojne słowa przykuły uwagę wszystkich:
- Dzisiejsza sytuacja pokazała nam, że wróg może nawet znaleźć się w naszych murach. Na chwilę obecną pan Filch przebywa w Skrzydle Szpitalnym gdzie dochodzi do siebie. Proszę go nie zaczepiać i nie nachodzić. Ponadto w związku z zaistniałą sytuacją jestem zmuszony zmienić nieco reguły. Od dzisiaj, po godzinie dziewiętnastej nie wolno wychodzić na dwór, a po dwudziestej opuszczać pokoi wspólnych. To wszystko, idźcie cieszyć się wieczorem.
Po jego ostatnich słowach podniósł się hałas. Z tłumu dało się słyszeć jęki zwłaszcza wśród starszych uczniów. Najgłośniej protestował jego dawny dom, ale i wśród nowych kolegów słyszał głosy niezadowolenia.
- Kiedy właściwie mamy chodzić do biblioteki? Przecież Pince nie wszystkie księgi pozwala wypożyczać!
Pokręcił głową słysząc, że rzeczą o którą najbardziej martwią się krukoni, jest dostęp do biblioteki. W sumie, czego innego oczekiwałem? - uśmiechnął się i wraz z Kenjim ruszył w kierunku swojego pokoju.
][ ][ ][ ][
Dziwnie się czuł, przyglądając się przemykającym w powietrzu miotłom. Gdzieś wewnątrz siebie wiedział, że powinien być jedną ze śmigających plam na niebie, tymczasem przyglądał się wszystkiemu z trybun. Michael tak jak zapowiedział, radził sobie całkiem nieźle i nie miał wątpliwości, że był jednym z lepszych kandydatów na ścigającego.
W sumie cały zespół krukonów radził sobie w tym roku nie najgorzej i był pewien, że mają spore szanse na zwycięstwo. Zresztą miał to być pierwszy rok kiedy nie zagra, więc wiedział, że Gryffindor nie będzie już takim zagrożeniem dla reszty domów. Nie nie zamierzał się przechwalać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że był w Hogwarcie, najlepszym szukającym od kilku lat. Był nim i nic tego nie zmieni.
Spojrzał na szukającego krukonów, który właśnie nurkował po znicz. Sam znalazł go już kilka minut temu, ale nie dał nic po sobie poznać. W tym roku czekało go oglądanie cudzych popisów z trybun i musiał to zaakceptować.
Nie mogę latać. Jeśli chcę żyć, to więcej nie zagram już w szkole. Nie dopóki siedzenie dyrektora zajmował będzie ten Stary Idiota.
- Dostałem się! - Michael zanurkował i krzyknął do niego jak tylko jego stopy dotknęły murawy boiska. Odmachał mu na znak, że słyszy po czym uniósł kciuk do góry, aby pogratulować. Cieszył się, że mu się udało. Naprawdę. Uśmiechnął się, gdy Michael został poklepany przez jednego ze starszych zawodników i dając znać Kenjemu, ruszył w stronę wyjścia z trybun. Robiło się późno, a czekało go jeszcze spotkanie z Czarnym Panem.
Na nie lepiej się nie spóźnić.
][ ][ ][ ][
Pod Wrzeszczącą Chatę dotarli jakieś dwadzieścia minut przed czasem. Czekając oparł się o stary płot i rozejrzał się. Wioska zdawała się nieco przytłaczająca bez roześmianych uczniów wylewających się z każdego zakrętu. Tak, naprawdę wolałby żeby był to jeden z dni w których jest pełna studentów. Teraz miał wrażenie, że każdy czarodziej którego mijali po drodze, uważnie ich obserwował. Nie bardzo mu się to podobało.
W tłumie przynajmniej byłbym anonimowy, a tak czuję się jak cholerny okaz w zoo. Nie co dzień samotni uczniowie wędrują po wiosce, więc każdy się mną interesuje... Żałuję że zdecydowałem się wyjść w szkolnym mundurku.
Głośny trzask aportacji przerwał jego rozmyślania. Dostrzegając zbliżającego się do nich Voldemorta, wbrew sobie, odetchnął z ulgą.
- Chodź. - schwycony za ramię, pozwolił poprowadzić się do wnętrza opuszczonej chaty. Kątem oka zauważył, że Kenji w milczeniu podążył za nimi. Gdy skryły ich drewniane ściany przez które wdzierało się zimne powietrze, Voldemort puścił go i oczyściwszy stare krzesła z kurzu, wskazał mu jedno z nich, by usiadł. Jak tylko zajął miejsce, Czarny Pan odwrócił się do Kenjego i rozkazał:
- Zostaw nas.
Kenji najpierw zerknął na niego, a gdy skinął na potwierdzenie głową, skłonił się im obu i znikł za drzwiami. Voldemort rzucił kolejne zaklęcie, w którym Avis rozpoznał czar wyciszający i dopiero po tym przerwał ciszę.
- Przyniosłeś bransoletę? - przytaknął i na potwierdzenie sięgnął do kieszeni szaty skąd wydobył wspominany przedmiot. Znalezienie jej zajęło mu ponad godzinę, ale o tym szczególe wolał nie wspominać.
- Dobrze. Jak pamiętasz te korale wykonane są z Turmalinu który wzmacnia umysł i pozwala uporządkować myśli. Chroni on także pole energetyczne noszącego i ułatwia zachowanie w nim stabilności.
Gdy potwierdził skinieniem głowy, Czarny Pan wyjął z kieszeni niewielki koralik, tym razem w kolorze brązowym. Avis mimowolnie zafascynowany patrzył jak po kilku jego zaklęciach kamień wkomponował się w bransoletkę, zupełnie tak jakby był tam od zawsze.
- Bronzyt jest kamieniem ochronnym. Sam w sobie posiada silną energię, dzięki czemu przysłoni twoją własną. Dopóki będziesz go nosił, nikt więcej nie rozpozna cię w taki sposób jak zrobiła to twoja przyjaciółka. Daj rękę.
Wyciągnął przed siebie lewą dłoń, pozwalając by Voldemort zapiął mu bransoletkę na nadgarstku. Gdy zimny metal dotknął jego skóry, ponownie przyjrzał się dołożonemu przez Marvolo kamieniowi. Teraz, gdy patrzył na niego z bliska zauważył, że nie jest on jednolicie brązowy, lecz przetykają go delikatne, czarne żyłki.
- Nigdy jej nie zdejmuj, nawet do snu.
Nie zdejmę. - zgodził się, tym razem zamierzając dotrzymać danego słowa. Nie, bransoletka ani trochę nie wydawała mu się mniej dziewczęca, ale nie miał ochoty został ponownie zdemaskowany bez własnej wiedzy. Tak, bał się, że następnym razem mógłby nakryć go ktoś kto miałby do niego znacznie mniej pozytywne uczucia niż Luna.
Będę ją nosił.
- Dobrze, w takim razie chodźmy. Nie warto zostawać tu dłużej niż to niezbędne, zresztą mamy jeszcze do zjedzenia obiad.
][ ][ ][ ][
Resztę popołudnia spędzili w trzech miotłach, rozmawiając o tak przyziemnych sprawach jak lekcje i pierwsze dni w szkole. Avis był pewny, że dla postronnych wyglądali jak ojciec z synem. Podejrzewał, że Voldemort robi to celowo, nie zapytał jednak o to. Jeśli robi to bo podejrzewa, że ktoś nas obserwuje, takim pytaniem wywołałbym tylko niepotrzebne zamieszanie... - uznając, że zapyta o to w drodze powrotnej do zamku, pozwolił wciągnąć się w rozmowę o naborach do drużyny, które oglądał rankiem.
Pogrążony w rozmowie, nie zauważył, że czas przecieka mu pomiędzy palcami. W końcu zrobiło się dosyć późno i Voldemort zarządził powrót. Idąc opustoszałą drogą, szedł kilka kroków za Czarnym Panem. Kenji podążał z tyłu. Szli w milczeniu. Stawiając kolejne kroki po raz kolejny przyjrzał się kamieniowi podarowanemu mu dziś przez Czarnego Pana. Czy on naprawdę mnie ochroni? Co będzie jeśli pomimo tego, że go noszę, ktoś rozpozna, że to ja byłem Harrym Potterem? Dumbledore potrafi przejrzeć przez pelerynę niewidkę, czy więc zwykły kamyk może powstrzymać go przed zdemaskowaniem mnie? Co jeśli znów mnie uderzy? Jeśli zamknie mnie tak jak wtedy to ja... nie chcę tam siedzieć... nie tym razem.. ja... - zadrżał, czując, że zaczyna brakować mu tchu. Niespodziewany uścisk na ramieniu, wyrwał go z rozmyślań, przywracając do rzeczywistości. Zamrugał spoglądając wprost w tęczówki stojącego teraz tuż obok mężczyzny.
- Wszystko w porządku? Drżysz.
Ja... nie wiem... - zadrżał ponownie przypominając sobie to o czym przed chwilą myślał. Chyba wspomnienia znów dały o sobie znać.
- Przypomniałeś sobie coś?
Nie wiem. To tylko dziwna myśl.
- Dziwna myśl? Jaka?
Myślałem o tym kamieniu który mi dałeś i... - ponownie powiódł wzrokiem po otoczeniu i zachwiał się. Uderzyło w niego gorąco i nagle wszystko stało się czarne.
][ ][ ][ ][
Punkt widzenia Voldemorta
Schwycił osuwające się ciało, w ostatniej chwili chroniąc go przed zderzeniem z ziemią. Gdy go podniósł, zaklął orientując się, że Avis wciąż jest stanowczo zbyt lekki. Czy ty w ogóle coś jesz? - zapytał w myślach, przyglądając się jego pobladłej twarzy. Poprawił go sobie w ramionach i odwracając się w stronę drugiego z chłopców, rzucił:
- Zabieram go do posiadłości. W tym stanie nie może wrócić do szkoły. - Kenji przytaknął na zgodę. Chwilę później rozległy się dwa trzaski.
Ulica opustoszała.
][ ][ ][ ][
Zaniósł go do własnej sypialni, by móc mieć na niego oko i uwolniwszy go od ciężkich szat i swetra, ostrożnie ułożył na poduszkach. Przykrywając go po samą szyję, przysiadł na brzegu łóżka i odgarnął z jego twarzy wilgotne kosmyki. Avis nie zareagował na dotyk.
- O czym śnisz? - zapytał cicho, żałując, że nie może przez to wszystko przejść za niego. Miał go z powrotem zaledwie od dwóch miesięcy, ale nie wyobrażał sobie już dnia bez niego. Teraz, gdy był świadomy, że Avis żyje, chciał go przy sobie. Chciał by znów uśmiechał się do niego i patrzył na niego tak, jak kiedyś. - przesunął dłoń, obrysowując kontur jego warg.
- Z każdym dniem pamiętasz więcej i wkrótce zaakceptujesz w pełni to kim jesteś, mój mały. Wtedy wszystko się zmieni...
Tak, chciał by pamiętał. Chciał w jego oczach znów stać się tym kim kiedyś. Nie obcym, nie wrogiem. Chciał tego, zarazem jednak miał nadzieję, że pewne wspomnienia na zawsze pozostaną zatarte. Wspomnienia które sprawiły, że z oczu Avisa bezpowrotnie zniknęła radość. Miał nadzieję, że tym razem jej nie zatraci.
W swoim życiu wycierpiałeś już wystarczająco.
][ ][ ][ ][
Punkt widzenia Avisa
Zacisnął pięści na rancie blatu. Nie chciał dać po sobie poznać jak bardzo go to boli, ale i tak zatrząsł się, gdy spadł kolejny cios. Magiczny bat uderzał bezszelestnie. Nie było charakterystycznego świstu który mógłby dać mu ostrzeżenie. Razy spadały nieoczekiwanie.
Kolejne uderzenie. Kolana zdradliwie się pod nim ugięły, zdołał jednak odzyskać równowagę. Mocniej zacisnął palce na blacie.
Jeszcze tylko dwa...
Zamknął oczy, aby nie widzieć nieruchomych twarzy, zwykle obserwujących wszystko portretów. Wiedział, że zaklęcie zastoju będzie działało przynajmniej jeszcze przez pół godziny.
Wystarczająco długo, aby on zrobił wszystko co zaplanował.
Agh. - tym razem nie zdołał powstrzymać jęku. Pod powiekami zaszkliły mu się łzy. Poczuł łaskotanie gdy strużka krwi spłynęła mu w dół pleców.
Jeszcze tylko dwa lata...
vvv
- Znów zajmujesz się tymi śmieciami, zamiast skupić się na czymś pożytecznym! - krzyk, ciche zaklęcie i pergaminy zawierające miesiąc jego pracy zajęły się ogniem.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę widzieć w tym domu takich dziwactw?! - silne uderzenie w policzek zwaliło go z nóg. Upadł, boleśnie uderzając kolanami o kamienną posadzkę.
- Gdyby mój ojciec tu był, zapłaciłbyś za to... - syknął, spoglądając na niego z nienawiścią. Wiedział, że tymi słowami najpewniej sprowadzi na siebie kłopoty, ale nie obchodziło go już to.
I tak zrobi co chce...
- Twój ojciec? Twój ojciec okazał się głupcem który nie wiedział jak należało postąpić! Ty jesteś taki sam! Na szczęście twoi rodzice odeszli, a ja wiem jak właściwie zająć się takim popaprańcem jak ty! Sprawię, że zrozumiesz co powinieneś zrobić! Pod moją opieką nigdy więcej nie będziesz marnował czasu na te swoje bzdurne eksperymenty! Nauczę cię jak właściwie powinieneś wykorzystywać swoją moc! Zrozumiesz w końcu komu powinieneś ofiarować swoje zdolności!
- Nigdy tego nie zrobię... - szepnął ale jego słowa zagłuszyło zaklęcie. Zamknął oczy gdy świetlisty bat pojawił się na końcu jego różdżki.
Zacisnął pięści z trudem powstrzymując krzyk, gdy spadł pierwszy cios.
Nie będę zabijał
vvv
Skulił się na łóżku, chcąc choć trochę zmniejszyć paraliżujący całe ciało, ból. Plecy paliły żywym ogniem, choć poza lekkim zaczerwienieniem nie było na nich żadnego śladu po tym co się wydarzyło w czasie tego popołudnia.
Zamknął oczy, próbując odciąć się od rzeczywistości. Pozwalając na to aby kilka zbłąkanych łez spłynęło mu po policzkach, zacisnął palce na poduszce.
Na szczęście twoi rodzice odeszli, a ja wiem jak właściwie zająć się takim popaprańcem jak ty! Sprawię, że zrozumiesz co powinieneś zrobić! Nauczę cię jak właściwie powinieneś wykorzystywać swoją moc! Zrozumiesz w końcu komu powinieneś ofiarować swoje zdolności! - zadrżał gdy echo usłyszanych niedawno słów, odbiło mu się w myślach.
Nie chcę zabijać... nie mogę... Nigdy nie będę mu służył...
Chciał zniknąć.
Jeszcze kilka miesięcy temu jego życie było normalne i z radością myślał o nadchodzącej przyszłości. Tak, wtedy cieszył się każdym dniem, a teraz... teraz chciał tylko żeby to wszystko się skończyło.
Raz na zawsze.
][ ][ ][ ][
Świadomość powracała do niego powoli. Poruszył się i syknął zwijając w kłębek gdy plecy zapłonęły. Zganił sam siebie za zbyt gwałtowny ruch. Ślady po razach wciąż były zbyt świeże, nawet jeśli niewidoczne dla postronnego obserwatora. Starając się skupić na własnym oddechu, ponownie się poruszył, tym razem jednak znacznie ostrożniej.
W końcu mnie zabijesz, prawda? - pomyślał z goryczą, ukrywając twarz głębiej w poduszce. Zrobisz to i nikt za mną nawet nie zapłacze...
- Avis, słyszysz mnie? - ciche pytanie które przebiło się do jego świadomości, uzmysłowiło mu, że nie jest w pomieszczeniu sam. Głos wydał mu się znajomy, ale jego otumaniony umysł nie potrafił dopasować do niego twarzy.
- Avis, otwórz oczy. - polecenie wydane tym samym, choć nieco bardziej stanowczym tonem sprawiło, że poczuł, iż nie może go z ignorować. Poruszył się i znów jęknął, przeklinając się za nieostrożność.
- Otwórz oczy. - ponowne polecenie i mocny uściska na bolącym ramieniu, sprawiły że w końcu zmusił się do rozchylenia powiek. Zamrugał, gdy jego wzrok spotkał się z krwisto czerwonymi tęczówkami. Jak tylko rozpoznał siedzącego na brzegu łóżka mężczyznę, odetchnął zamykając ponownie oczy. To był tylko sen.
- Avis, dobrze się czujesz?
- Tak. To tylko kolejne zbyt realistyczne wspomnienie. - szepnął, rejestrując przy tym, że Voldemort ponownie przywrócił mu głos. - Co się stało? - dodał po chwili, spoglądając na mężczyznę.
- Straciłeś przytomność w drodze powrotnej z Hogsmeade. Byłeś nieprzytomny przez osiem godzin.
Osiem?
- To nigdy nie trwało tak długo. - poruszył się by usiąść i syknął, kuląc się, gdy plecy znów zapłonęły. - Dlaczego to wciąż boli... - Voldemort poruszył się i zaraz po tym Avis poczuł zimne szkło przy wargach.
- Wypij. - Przełknął, nie pytając o zawartość. Eliksir pomógł natychmiast. Ból choć wciąż wyczuwalny, nie paraliżował go już dłużej. Przyjmując to z ulgą, usiadł przy pomocy Czarnego Pana, ostrożnie wspierając obolałe plecy na poduszkach.
- O czym śniłeś? - pytanie sprawiło, że zmieszał się. Wcale nie chciał opowiadać o tym, o czym śnił, ale poważne spojrzenie Czarnego Pana mówiło mu, że nie ma wyboru. W końcu westchnął i unikając patrzenia mu w oczy, zaczął opowiadać.
- To nie było jedno wspomnienie, ale wszystkie dotyczyły tego samego... Ukarano mnie... batem... mężczyzna, nie wiem kim on był, ale powiedział... powiedział że to szczęście że moi rodzice odeszli i że on odpowiednio zajmie się takim popaprańcem jakim ja jestem... powiedział, nauczy mnie jak mam wykorzystywać moją moc... wydaje mi się... że on... chciał żebym dla kogoś zabijał... - urwał, nie będąc w stanie dokończyć, zaraz jednak wziął głęboki oddech i zmuszając się do ponownego spojrzenia na Czarnego Pana, zapytał:
- Czy ten mężczyzna był jakimś moim krewnym? Wydaje mi się, że trafiłem pod jego opiekę po tym jak coś stało się z moimi rodzicami.
- Masz rację. - to mówiąc Voldemort schwycił jedną z jego dłoni i zamknął ją w swoim uścisku. - Tuż po swoich czternastych urodzinach, zostałeś sierotą. Oficjalnie było podane, że był to wypadek, ale ty nigdy w to nie uwierzyłeś. Zawsze powtarzałeś, że było zbyt wiele zbiegów okoliczności, aby ich odejście można było nazwać wypadkiem.
- Jak zginęli? - zapytał. Wciąż bardziej czuł się dzieckiem Potterów, ale i tak chciał poznać prawdę.
- Wracali z podróży zagranicznej. Doszło do wadliwego działania świstoklika. Podobno spadli z urwiska.
- Z urwiska? Przecież wystarczyłoby zwykłe zaklęcie lewitacji żeby utrzymać się powietrzu.
- To prawda. Dlatego między innymi ciężko było ci uznać to za przypadek. Niestety brakowało dowodów i sprawa nigdy nie została rozwiązana.
- Dlaczego ktoś miałby chcieć ich zabić?
- Dla ciebie.
- Dla mnie? Przecież ja nigdy nie mógłbym chcieć, żeby oni... - urwał, nie mogąc dokończyć. Sama myśl o tym wydawała mu się zbyt absurdalna.
- Nie Avis. Źle mnie zrozumiałeś. Nie zabito ich dlatego, że ty tego chciałeś. Zginęli ponieważ ktoś chciał dostać się do ciebie.
- Dlaczego akurat do mnie?
- Ze względu na twoją moc. Jak już wspominałem ci, rozwinęła się ona w pełni po twoich piętnastych urodzinach, lecz już wcześniej potrafiłeś więcej niż przeciętny czarodziej. Dumbledore interesował się tobą od chwili gdy jeszcze jako jedenastolatek pierwszy raz wykorzystałeś swoje zdolności w murach szkoły. Nie tylko on.
- Ty również, prawda?
- Tak, choć jeszcze nie wtedy. My spotkaliśmy się pierwszy raz gdy twoja moc była już w pełni rozwinięta. Potrąciłeś mnie na Pokątnej, to wystarczyło. Twoja moc śpiewała do mnie.
- Śpiewała?
- Kiedyś zrozumiesz. - widząc, że na ten temat nie dowie się w tej chwili nic więcej, wrócił do przerwanego wątku.
- Do kogo trafiłem? Gdy moi rodzice odeszli, kto się mną zajął?
- Garlic Arawn, jedyny kuzyn twojego ojca. Nie miałeś innych krewnych.
- To on mnie bił, prawda? Chciał zmusić mnie bym zabijał...
- To prawda.
- Czy on mówił o tobie? Chciał żebym zabijał dla ciebie? - zapytał, mając nadzieję, że się myli. Chciał się mylić.
- Nie. Nie dla mnie. Mówiłem ci to już Avis. Ty nigdy nikogo nie zabiłeś. To prawda, że twoja moc by ci na to pozwoliła. Zabiłbyś nie pozostawiając śladów. Mógłbyś zabić na odległość, nawet nie wyciągając różdżki. Mógłbyś ale nigdy nie stałeś się mordercą. Nie pozwoliłem na to.
- Dlaczego więc on... Garlic chciał zmusić mnie bym zabijał? Czemu miałem być mordercą skoro ty tego nie chciałeś?
- To nie dla mnie pracował.
- Jeśli nie dla ciebie to dla kogo? Dumbledore chyba by nie... - urwał, wiedział już jaki jest Dumbledore, ale nie wydawało mu się by on chciał zabijać w ten sposób.
- Nie, Dumbledore również nie miał z tym nic wspólnego. Owszem interesował się tobą ale z zupełnie innych powodów. Garlic Arawn chciał byś zabijał dla jego pana. Miałeś stać się prezentem dla Czarnego Pana któremu służył.
- Czarnego Pana?
- Interesował się tobą sam Gellert Grindelwald, Avis.
][ ][ ][ ][
Pozwoliłam sobie porzucić już imię Harry i stosować w zamian imię Avis, sądzę że po tylu rozdziałach każdy już wie o kogo chodzi ;)
Poza tym przy dłuższych rozmowach nie zawsze piszę że Avis, "napisał" coś, jak jest pogrubiony napis to chyba jest to oczywiste. Przypominam też że pochyła czcionka przy rozmowach z Voldemortem lub ze skrzatem oznacza, że Avis odpowiada w myślach.
Bronzyt - silny kamień ochronny, działa jak tarcza ochronna. Neutralizuje złorzeczenia, uroki, przekleństwa czy magiczne rytuały skierowane ku nam. Kamień siły. Przywraca harmonię. Posiada silną energie męską. Pomaga w naszym rozwoju. Zapewnia nam pewność siebie i kontrole naszych działań. Kamień uziemienia. Stosowany kiedy trzeba stawić czoło trudnym wyzwaniom czy decyzjom.
Tempus - zaklęcie pokazujące aktualną godzinę.
Garlic - czosnek z angielskiego, dla tych co jeszcze nie zaskoczyli ;)
Gellert Grindelwald (ur. 1883, zm. 1998) — wielki czarnoksiężnik nieznanego statusu krwi, działający w pierwszej połowie XX wieku. Dawny przyjaciel Albusa Dumbledore'a, którego poznał podczas pobytu u swojej ciotki Bathildy Bagshot w Dolinie Godryka.
][ ][ ][ ][
Koniec rozdziału 33