Przed przeczytaniem zalecam spotkanie z częścią pierwszą, która siedzi na moim profilu.

Zabójca II: Więzień Czarnej Magii

Rozdział Pierwszy: Szósty Rok

—|—

Przy niewielkiej fontannie w mieście Little Hangleton siedział chłopak. Według przechodniów zwykły, szczupły nastolatek, mącący wodę drewnianym patykiem. Ale prawda była inna lub taka sama, zależy, w jaki sposób na to spojrzeć. Harry Potter nigdy nie był normalnym chłopakiem i sam obawiał się, że nigdy nim nie będzie, a rzecz, którą trzymał w dłoni, nie była zwykłym kijkiem – była magiczną różdżką. Chłopak tworzył pierścienie na tafli wody i spoglądał na tłum, chodzący na wszystkie strony. Uśmiechnął się, bo po raz pierwszy od dawna poczuł, że jest wolny w każdym znaczeniu tego słowa. Nic go nie trzymało, nikt go nie kontrolował i nie stawiał nakazów. W tym momencie był tylko on i jego własna wolność.

Dochodziło południe, godzina, w której ekspres Hogwart odjeżdża wraz z uczniami, by powrócić na stację King Cross i tam czekać, aż młodzi czarodzieje ponownie do niego wsiądą i wyruszą na kolejny rok nauki. Harry uśmiechał się pod nosem, teraz mógłby być tam z nimi wszystkimi, ale ścieżka, którą postanowił podążać, różniła się od ich przekonań. Planował wielkie rzeczy, do których realizacji musi zrobić te straszne. A oni nie zrozumieją.

Wyrwał się z zamyślania, kiedy tuż obok przysiadł się widocznie starszy chłopak, również szczupły, ale o szarych oczach, a jego włosy były zgrabnie ułożone, a nie porozrzucane na wszystkie strony. Ten chłopak również, w przeciwieństwie do Harry'ego, siedział z elegancją, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, przypominając obojętną na wszystko maskę.

– Załatwiłeś wszystko? – zapytał Harry, a jego towarzysz dotknął pierścienia na palcu.

– Tak, Harry, załatwiłem wszystko. Mogę ci zagwarantować, że nawet gdyby Albus chciał się dostać do naszego domu, nie uda mu się. A nawet, jeśli jakimś cudem mu się to powiedzie, nie zobaczy nic, prócz ruiny – zakończył i wstał.

– A Voldemort? – zapytał. – On również się nie dostanie? Przecież jest, jeśli mogę tak to ująć, jak ty. Będzie mógł przejść zabezpieczenia?

– Nie. Harry, w tej chwili w całej magicznej Anglii nie ma dla nas żadnej bezpiecznej kryjówki, biorąc pod uwagę to, że Czarny Pan chce nas pozabijać, a cały magiczny świat chce cię odnaleźć. Dodajmy jeszcze to, że nasze cele są zgoła inne i oba te scenariusze nie są na naszą korzyść, więc, póki co, będziemy robić to, co powiem ja.

– Tak, tak, rozumiem – odpowiedział lekceważąco, gestykulując przy tym ręką.

– I nigdy więcej nie mów, że on jest taki jak ja – dodał po dłuższej chwili, bardzo cicho.

– Wybacz, James, ale biorąc pod uwagę to, że byłeś jego horkruksem i prawnie nazywasz się Tom Marvolo Riddle, to ciężko was nie porównywać.

– Umawialiśmy się na James Tom Riddle, jeśli już – powiedział, a przez jego twarz przemknęła irytacja. Harry pochwalił się w myślach, bo James ostatnimi czasy był strasznie powściągliwy, jeśli chodzi o ukazywanie emocji i w ogóle ciężko było je wywołać na jego twarzy.

Po chwili obaj ruszyli w stronę domu Gauntów, gdzie urzędowali cztery ostatnie miesiące, a do stanu używalności doprowadzili dopiero tydzień temu., więc Harry nie chciał się rozstawać z nowym miejscem zamieszkania.

W środku znaleźli już wszystko, co było im potrzebne. Jako, że nie mieli ani kłów bazyliszka, ani nic innego z jego jadem, nie pozostało im nic innego, jak tylko zachować najwyższe środki ostrożności i użyć zaklęcia.

Harry nie lubił zbytnio szatańskiej pożogi, bo choć była bardzo potężnym zaklęciem, to jej użycie bardzo wyczerpywało i niszczyła wszystko, z czym szaleńczy płomień się zetknął. Gryfon pamiętał, jak zeszłego roku próbował tym właśnie zaklęciem pokonać Nagini i o mało co nie zniszczył lochów i nie zabił samego siebie. Od tamtej pory jego entuzjazm w stosunku do tego zaklęcia bardzo osłabł. Teraz zafascynowany był czymś znacznie innym i o wiele trudniejszym. A były to rytuały. Tom Riddle, a raczej James był w nich prawdziwym mistrzem.

Potter spoglądał na rozrysowane na podłodze dziwaczne runy i mimowolnie się uśmiechał. Nigdy nie sądził, że runy i numerologia do czegoś faktycznie mogą się przydać, a tu proszę!, mają całkiem ciekawe zastosowanie – ochronę.

Jednak nawet runy bywają zawodne, zwłaszcza, że od ostatniego dnia Hogwartu Harry miał pamiątkę w postaci jednej pod skórą. Jednak mroczne runy były czymś całkowicie innym i odmiennym, a wiedza o runie, która go piętnowała, była niezgłębiona. A jej moc niewyobrażalna, zdolna powstrzymać nawet zaklęcie uśmiercające i samą pożogę. Zdolna powstrzymać wszystko.

– Możemy zaczynać – powiedział James, machnięciem różdżki podpalając świece i zasłaniając okna. Harry na chwilę utkwił spojrzenie w jego mrocznym znaku na przedramieniu, ale zaraz zreflektował się, skupiając na zadaniu.

– Nie myśl o niczym – usłyszał aksamitny głos przyjaciela. – Twoja magia ma być czysta, bez skazy. Ma oszałamiać potęgą i mocą, ogień ma być czysty i kontrolowany – tłumaczenia i wskazówki osobistego nauczyciela mrocznych sztuk były coraz mniej słyszalne przez Harry'ego, który zatapiał się w uczuciu rosnącej mocy. Słyszał teraz bardzo cichy szept o tym, że najważniejsze są intencje. Tak, wiedział o tym, czarna magia to głównie złe intencje, ale czarnoksięskie zaklęcia można wykorzystać również w całkowicie innym celu. Bo tylko czarną magią można zniszczyć czarną magię.

James Riddle przyglądał się uważnie Potter'owi, mówiąc jednocześnie o tym, na czym chłopak musi się skupić. Zdziwił się, gdy Harry już po krótkiej chwili dał się pochłonąć aurze pokoju i przystąpił do rytuału, ale to dobrze. Chłopak miał ogromny potencjał, a szatańska pożoga w jego wykonaniu może być zaklęciem, który w przyszłości stanie się dla niego asem w rękawie. Oczywiście jeśli zacznie ją kontrolować.

W końcu uznał, że Harry jest już w wystarczającym transie i położył pierścień Marvolo na środku kręgu. Dziwnie się czuł, chcąc zniszczyć pamiątkę rodową, ale nie miał wyboru. Pokonanie Voldemorta trzeba okupić, a to mała cena. W końcu Harry otworzył oczy – oczy wypełnione ogniem i czystą mocą. James cofnął się o krok, a Harry uniósł różdżkę, z której powoli zaczął wydobywać się szalejący, ale kontrolowany ogień, kierujący się w stronę pierścienia. Tak, chłopak z pewnością ma zadatki na świetnego czarnoksiężnika i miał zamiar go z niego zrobić. Nawet, jeśli nie będzie tego chciał. Taki talent nie może się marnować.

Kiedy szatańska pożoga dotknęła pierścienia, wszystko poszło w diabły. Słychać było tylko przerażający ryk i ogłuszający, powalający trzask. James padł ogłuszony na ziemię, a różdżkę unosił, łowiąc wzrokiem Harry'ego. Zobaczył go, spowitego czerwonym ogniem i czarną mocą, starającą się go bronić. Natychmiast wstał i nakreślił na okręgu odpowiednie runy, tujż po tym chwycił Harry'ego za rękę, czując, jak skóra jego dłoni spala się, i wciągnął go na sam środek.

Wrzasnął skomplikowaną i długą inkantację zaklęcia, cisnął nim w narysowane runy, a następnie niewidzialna siła odepchnęła go z taką siła, że przebił się przez ścianę i wylądował w drugim pokoju, dysząc z wyczerpania. Jednak Harry już nie krzyczał, a on zdołał tylko unieść głowę, żeby zobaczyć go leżącego na wypalonym kręgu. Pozwolił sobie na uśmiech, dawno nie wykonywał żadnego śmiertelnie groźnego rytuału prócz swojego powrotu, a teraz znowu poczuł to uczucie niebezpieczeństwa. Pozwolił sobie na śmiech, a gdy ten wydobył się z jego gardła, brzmiał, jak głos jakiegoś starca z zapaleniem płuc. Po tym cherlawym śmiechu James Riddle stracił przytomność, obiecując sobie, że znajdzie kogoś, kto pomoże mu w rozszyfrowaniu przeklętej mocy, która więzi Harry.

Teraz ważne było, że jeden z Horkruksów został bezpowrotnie zniszczony.

—|—

Wraz z końcem czerwca zakończył się rok szkolny nauki w Hogwarcie. Pogoda dopisywała, słońce grzało szczęśliwych uczniów, a na niebie nie pojawiła się nawet jedna chmurka, więc uczniowie, w lepszych lub gorszych nastrojach, kierowali się w stronę pociągu, stacjonującego przy wiosce Hogsmeade. W tym roku z tłumu najbardziej wyróżniali się puchoni, którzy z uśmiechami na twarzach i wesołych nastrojach szli, nieprzerwanie gawędząc ze wszystkimi wokół. Najbardziej przygaszeni byli Gryfoni, wielu członków domu lwa szło z ponurymi minami, z których można było wywnioskować, że ich myśli nie zaprzątają nadchodzące wakacje, a koniec szkoły nie cieszy. Było to coś całkowicie innego.

Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu, doskonale wiedział, z jakiej przyczyny jego ulubiony dom, jest w takim, a nie innym nastroju. Cóż, była to wiedza powszechnie znana, bo wieść o tym, jakoby to Harry James Potter opuścił Hogwart, rozniosła się na magiczny świat z prędkością światła. Gazety pisały o tym nieprzerwanie, a ludzie plotkowali, wymyślając coraz to nowsze teorie dotyczące całego zajścia. Niektórzy uważali, że Harry Potter przeszedł na mroczną stronę, inni mówili, że odkrył pewną tajemnicę i wyruszył w podróż, szukając odpowiedzi. A jeszcze inni opowiadali, i ci chyba byli najbliżej prawdy, że Złoty Chłopiec odszedł, żeby samotnie walczyć przeciw śmierciożercom i Czarnemu Panu.

Jednak Harry nie wyruszył samotnie, a z towarzyszem, którego Albus Persiwal Wufrik Brian Dumbledore w całym swoim długim życiu nie spodziewał się już spotkać – z samym Tomem Riddle'm, który jednak nie był Lordem Voldemortem. Przez te miesiące, od kiedy Harry odszedł, zastanawiał się nad tym zjawiskiem, jednak nadal nie potrafił go pojąć. Tom Riddle, mistrz mrocznych sztuk, stworzył nowe ciało tuż pod jego nosem, korzystając z energii życiowej dwójki ludzi i części duszy Voldemorta umieszczonej w Harrym. I to nie zważając na to, że prawdziwy Voldemort wrócił do życia już wcześniej. Była to rzecz tak niesamowita, jak zmiana, która w te kilka miesięcy zaszła w Harrym. Była straszna… I nieprzewidywalna.

Odepchnął jednak te myśli, kiedy usłyszał, jak pociąg zaczyna odjeżdżać. Uniósł wzrok, żeby w następnej chwili poczuć ostry ból w okolicach skroni. Potrząsnął głową i ucisnął tam palcami. Od czasu jego pojedynku z przywróconym Riddle'm, czuł się starzej niż wyglądał, a ciężar nadchodzącej wojny dawał mu się we znaki. Wiele razy rozmyślał, czy nie dać komuś innemu pieczy nad Zakonem Feniksa, ale nie ważne, ile myślał, w tej chwili nie potrafił znaleźć nikogo odpowiedniego na to miejsce.

Nagle w gabinecie rozbrzmiał cichy, lecz wesoły śpiew Fawkesa.

– Wiem, Fawkes, nie powinienem pozwalać mu odchodzić – powiedział cicho, pocierając skronie i miał wrażenie, że jego głos brzmi na bardziej zmęczony niż zwykle.

Ale miał rację, nie powinien pozwalać odejść Harry'emu razem z Riddle'm, którego chłopak nazywał Jamesem. Było to w pewnym stopniu dziwne, a w pewnym stopniu zrozumiałe, bo przecież Riddle przez pewien czas dla Harry'ego ojcem, który pokazywał mu drogę. Nie dziwne było więc to, że Harry nadał mu to, a nie inne imię. Nie wiedział też, kim tak na prawdę był jego towarzysz.

Nagle, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, rozległo się pukanie do drzwi. Odwrócił się od okna, ruszył w stronę biurka i wysilił się na najbardziej spokojny i opanowany ton.

– Wejść.

Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy do gabinetu wszedł nie kto inny, jak jego brat Aberforth. Młodszy Dumbledore przez chwilę wyglądał na wielce niezadowolonego z powodu spotkania z bratem, ale zaraz na jego twarz wpłynęła obojętność.

– Albusie – przywitał się skinieniem głowy, a dyrektor powtórzył gest, zapraszając go również do środka. – Wybacz, nie przyszedłem tutaj z towarzyskiej wizycie – sarknął. – Miałem ci tylko to przekazać, od jednego z twoich uczniów.

Zaciekawiony i zaintrygowany Albus przejął list, a kiedy go otwierał, jego brat wychodził z pomieszczenia. Cóż, pomyślał beztrosko Albus, widać Aberforth jest czymś zmartwiony. Po chwili przemyśleń na temat zachowania brata postanowił otworzyć list, który opatrzony był nieznaną mu pieczęcią. Zerwał ją jednak i wyjął list ze starannym, nieskazitelnym pismem.

Profesorze Dumbledore,

Przepraszam, że odszedłem wtedy bez słów pożegnania, ale sądzę, że rozumie pan, że musiałem tak postąpić. Minęły cztery miesiące od mojego odejścia ze szkoły, ale to nie znaczy, że zaniedbałem swoją edukację, wręcz przeciwnie, profesorze – wiele się nauczyłem. W związku z tym, że nadal figuruję w kartach Hogwartu, jako uczeń, zwracam się do pana, panie dyrektorze, z prośbą o pozwolenie mi na zdanie SUMÓW. Rozumiem jednak, że sprowadzenie egzaminatorów w wakacje może być problemem, więc poczekam na początek szóstej klasy i wtedy przybędę.

Dziękuję i proszę o rozpatrzenie mojej prośby.

Z wyrazami najwyższego szacunku,

Harry James Potter.

ps. Proszę nie próbować odpisywać na mój list, osobiście zostawiłem go dzisiaj w Hogsmeade, więc i namierzenie mnie będzie niezwykle trudne, jeśli nie niemożliwe.

Albus stanął jak wryty, czytając list raz za razem i starając się to pojąć. Myślał… Już tracił nadzieję, że Harry kiedykolwiek powróci do szkoły, aż tu nagle dostaje taki list! W jego oczach na powrót zagościły wesołe iskierki i odetchnął z ulgą, czując, jak olbrzymi ciężar spada mu z ramiom. W tym samym czasie do Gabinetu wkroczyła Minerwa McGonagall, trzymając w dłoniach podobny list.

—|—

W tym roku nadeszło wiele zmian. Siedząc w przedziale i patrząc się przez okno, Hermiona Granger układała sobie wszystko w głowie. Już od początku roku, kiedy jeszcze Harry z nimi był, wszystko było dziwne, jak zwykle. Ale po jego odejściu wszystko zmieniło się jeszcze bardziej. A największą zmianą było to, co stało się z Ronem, któremu Harry usunął wszystkie wspomnienia związane z nim, więc jej przyjaciel nie miał pojęcia, kim jest Złoty Chłopiec Gryffindoru. Nie pamiętał też ich przyjaźni i z tego, co mówił, miejsce Harry'ego zajęło coś na wzór ciemnej plamy, z braku, w przypadku Rona, innego określenia. Hermiona nazwałaby to szczątkami osobowości przyjaciela, które zakorzeniły się głęboko w pamięci gryfona.

Spojrzała na niego, grającego w szachy z Nevillem i pomyślała, że teraz pewnością wykłócałby się z Harrym o jakieś nieistotne rzeczy w tym ich całym quidditchu. Przeczytała wiele książek traktujących o pamięci oraz użyciu i samej strukturze zaklęcia ,,obliviate", ale, mimo całego wysiłku, jaki w to włożyła, nie znalazła odpowiedzi w jaki sposób przywrócić Ronowi pamięć. Gdy tylko o tym myślała, doznawała uczucia bezsilności.

– Słyszałem, że o GD gadają nawet szósto i siódmoklasiści, podobno chcą dołączyć – doszedł ją głos Nevilla i wyrwała się z pętli myśli, która ją ogarnęła. Spojrzała na przyjaciela i uniosła brwi.

– Przecież GD było tajemnicą – zauważyła. – Ktoś się wypaplał?

– Można tak powiedzieć – odparł, szczerząc zęby. – Ale po ,,odejściu" Umbridge, zaczął nas uczyć Snape, no nie? Pomyślałem więc, że jeśli nadal chcemy prowadzić GD, to powinniśmy mieć więcej osób, bo młodsze roczniki odpuściły po tym, jak Harry odszedł ze szkoły – wyjaśnił na jednym tchu, patrząc bezmyślnie w przegraną już partię szachów.

Wraz z tematem Harry'ego, Ron obruszył się, parsknął i pokręcił głową. Temat Pottera był dla niego bardzo niewygodny, bo jak sam to ujął, jest dla niego tylko imieniem. Kiedy powiedział to dwa dni po straceniu pamięci, Hermionę osobiście to dotknęło. Kiedyś wyobrażała sobie, że żadne z nich nie zapomni o drugim, a jednak wystarczyło jedno, dokładnie rzucone zaklęcie.

Jednak były dobre tego strony. Ron stał się bardziej… gryfoński, jeśli można nazwać to w ten sposób. Zyskał dużo większą pewność siebie i coś na wzór charyzmy, którą cechują się potężniejsi czarodzieje. Po prostu, po odejściu Harry'ego, zaczął przyciągać innych do siebie i stał się kimś na wzór lidera piątoklasistów. No i przede wszystkim zmężniał.

– Siema, szlamy! – usłyszeli gruby głos Gregory'ego Goyle'a i Ron natychmiast zerwał się na równe nogi, sięgając przy tym po różdżkę, którą, pod koniec lutego, przysłali mu rodzice(ponieważ wcześniejszą złamał podczas pojedynku z Harrym).

Hermionę nie dotknęły słowa ślizgona, zwłaszcza, że były skierowane głównie do niej. Goyle i Crabbe, obaj w tym roku stracili ojców i obaj często odreagowywali w różne sposoby: tu komuś dopiekli, tu na kogoś rzucili nieszkodliwą klątwę, a teraz prowokowali. Ale Hermiona starała się to ignorować, w końcu na własne oczy widziała śmierć ojca jednego z nich, zabitego przez samego Harry'ego. Wiedziała też, że nie jednemu ślizgonowi odebrał rodziciela.

– Powtórz to! – warknął Ron.

– Nie! Nie będę nic powtarzał takim zdrajcom krwi, jak ty! – krzyknął mocno i zrobił groźną minę. W następnej chwili obok niego pojawił się, nieco niższy Crabbe, który, jak zwykle, towarzyszył Draco Malfoy'owi. Ten drugi zatrzymał wzrok na Ronie.

– Goyle, zostaw ich – powiedział na pozór spokojnie, ale w jego głosie zabrzmiała rozkazująca nutka, której chłopak nie mógł lub nie potrafił się sprzeciwić. Crabbe spojrzał na Draco niezbyt mądrym wzrokiem, a sam dziedzic rodu Malfoyów podszedł do ich przedziału.

– Wybaczcie mu jego zachowanie – powiedział, patrząc bardziej na Rona i Neville'a niż na Hermionę. – Jest… rozgoryczony – dodał.

– Myślisz, że uwierzymy w twoje miłe słówka, Malfoy? – warknął Ron. – Pewnie znowu coś knujesz.

– Wierz lub nie, Weasley, ale, od kiedy zniknął Potter, moja nienawiść do was znacznie się zmniejszyła – powiedział, podchodząc bliżej niego. – Jednak nadal uważam was za zdrajców i gdyby zależało to ode mnie, nigdy nie znaleźlibyście się w Hogwarcie – kończąc spojrzał na Hermionę. – A zwłaszcza dzieci mugoli.

Skończywszy, odwrócił się na pięcie i razem ze swoimi ochroniarzami ruszył w swoją stronę, zostawiając całą trójkę w osłupieniu. Sam Ron wyglądał, jakby chciał za nim pobiec i przekląć go, bo jego twarz pokrywała lekka purpura, ale po dłuższej chwili uspokoił się na tyle, by chociaż nie stukać palcami o blat stołu.

Do końca podróży nie poruszali trzech tematów: Harry'ego Pottera, Draco Malfoy'a i oczywiście masy zadanych zadań domowych. Rozmawiali za to o szkole, o GD, treningach Hipogryfów i nadchodzącej wojnie. Ale jeden temat wybijał się ponad wszystkie, chociaż był zgrabnie prowadzonym przez Rona monologiem, na który Neville odpowiadał ,,tak" lub ,,no, wiem", a tym tematem oczywiście był quidditch.

Gdy podróż się zakończyła, nastał czas pożegnań. Ron i Hermiona żegnali się ze swoimi przyjaciółmi, ściskając ich i życząc udanych wakacji. W tym roku Hermiona została zaproszona przez Rona na dwa tygodnie do nory, ale była to też propozycja jego rodziców, którzy dowiedzieli się o jego ,,urazie" i byli zdania, że obecność Hermiony przyspieszy powrót pamięci.

Tak więc Hermiona rozpoczęła swoje wakacje w Norze, razem z całą familią Weasley.

Podczas pierwszego tygodnia, Hermiona uparła się, że póki tutaj jest, pomoże Ronowi z pracami domowymi. I jak powiedziała, tak zrobili. Przez pierwsze siedem dni Ronald Weasley żył w natłoku zajęć, zaczynając od prac domowych, poprzez walkę na figle z braćmi, kończąc na wspólnej nauce z Hermioną.

Jednak, kiedy pierwszy tydzień się skończył, nadszedł drugi – a ten już nie był taki szczęśliwy. Pewnego dnia jego ojciec przyniósł do domu, jego zdaniem, wspaniałe wieści.

– Albus twierdzi, że Harry w następnym roku powróci do Hogwartu, żeby zdać SUMY. Prosił żeby, jeśli to możliwe, przekonać Harry'ego, kiedy przybędzie, żeby został w szkole – zakończył, opowiadając im wpierw o tym, jak dyrektor poinformował go o liście, a później próbowali namierzyć, skąd owy list przyszedł. Jednak nie udało im się to.

Ron słuchał, jak ojciec zaczyna mówić o Potterze w taki sposób, jakby był jakimś bóstwem, które trzeba czcić, albo przynajmniej raz na dzień wspomnieć jego dokonania. Kiedy nie mógł już znieść opowieści o jego domniemanym przyjacielu, wyszedł przed dom.

Patrząc na rozgwieżdżone niebo, czuł coraz bardziej ogarniającą go frustracje, która powoli potęgowała się i przybierała formę gniewu i bezsilności. Przyznając przed samym sobą, nie rozumiał tego, jak jego najlepszy przyjaciel mógł pozbawić go wspomnień o sobie. Czy najlepsi przyjaciele to robią? I… kto teraz jest jego najlepszym kumplem? Denerwował się na samą myśl tymi pytaniami, które dręczą go od pamiętnego czternastego lutego, kiedy to pierwszy, a raczej pierwszy raz po usunięciu pamięci, usłyszał o Harrym Potterze. Szczerze to od tamtego czasu czuł, że stracił coś bardzo cennego.

– Ron?

Chłopak wzdrygnął się i odwrócił gwałtownie. Tuż przy nim stała Hermiona, której z pewnością nie zauważył, będąc pochłoniętym przez myśli. Chwile też zajęło mu domyślenie się, dlaczego przyjaciółka spoglądała na niego tak zmartwionym wzrokiem – w jego oczach kręciły się łzy. Szybko otarł je rękawem i odwrócił.

– Ron – szepnęła z uczuciem i położyła dłoń na jego ramieniu, po czym dodała. – Twoja pamięć z czasem wróci. Czytałam, że…

– Nie rozumiesz – przerwał jej sucho. – Nie ważne czy moja pamięć wróci, czy nie. Teraz mamy inne zmartwienia na głowie. Zbliża się wojna, którą musimy wygrać, prawda? – zapytał, zmuszając się na leciutki uśmiech. Hermiona go odwzajemniła i widocznie idealnie go też odczytała, bo nie powiedziała już nic więcej, za co był jej wdzięczny. Uśmiechnął się szerzej i zapatrzył w gwiazdy.

Chcąc nie chcąc, jego myśli powędrowały w kierunku Harry'ego Pottera. Hermiona powiedziała mu, że odszedł z Tomem Riddlem, więc myślał, że nie spotka go prędko. A teraz dowiedział się, że może nastąpić to szybciej, niż się spodziewał. Serce zabiło mu szybciej na samą tę myśl i westchnął ciężko, przymykając oczy.

Dwa tygodnie później Ron otrzymał list z listą podręczników i w tym roku postanowił wyruszyć z przyjaciółmi, zamiast jak zwykle z rodzicami. Kiedy wszystkie Hipogryfy spotkały się na pokątnej, Ron uznał, że była to najlepsza rzecz, na jaką wpadł w ciągu ostatnich miesięcy. Przez trzy godziny wszyscy śmiali się, rozmawiali i żartowali ze wszystkiego. Do tego nareszcie odwiedził sklep Fred i Georga!, który był niesamowity i magiczny. Tego też dnia Ron zrozumiał, że w życiu nie czuł się tak dobrze. I wiedział też, dlaczego tak jest – bo już nie żył w cieniu Złotego Chłopca.

– Nigdy więcej – obiecał sobie, rozsiadając się w knajpie z przyjaciółmi, wśród których była nawet zwariowana Luna Lovegood.

– Coś mówiłeś? – zapytała jak zwykle czujna Hermiona.

Ron zaśmiał się lekko i musnął jej dłoń.

– Nic – powiedział. – Wszystko jest w porządku.

—|—

Albus Dumbledore przemierzał niespiesznym krokiem ulicę w jednym z magicznych miast. Wraz z końcem pierwszego miesiąca wakacji pomyślał, że najwyższy czas znaleźć nauczyciela eliksirów. I to najlepiej mistrza! Już wcześniej się nad tym zastanawiał, ale z wielu powodów nie mógł opuścić szkoły(głownie bezpieczeństwa). Tak więc teraz, w wakacje, poszukiwał chętnego na tę posadę. I naprawdę miał solidnego kandydata, musi go tylko przekonać.

Po kilku długich minutach marszu i przemyśleń, zapukał w drzwi jednego z mniejszych domków.

– Och, Albus! – krzyknął ucieszony Horacy Slughorn, trzymając się za swój wielki brzuch. – Jak miło cię widzieć! Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie – dodał i dyrektor Hogwartu usłyszał dziwną nutkę w jego głosie, coś, jakby zaskoczenie, gdy zwykle był zachwycony wcześniejszym wpadnięciem w jego progi. Na czole Horacego pojawiły się również zmarszczki, widocznie intensywnie nad czymś rozmyślał.

– Ja również nie spodziewałem się, ale wiesz, że jak zwykle przychodzę do ciebie wcześniej – odpowiedział i uśmiechnął się porozumiewawczo, wyciągając z kieszeni butelkę znakomitego miodu pitnego. – Może skusisz się na szklaneczkę? Czas znakomicie mija przy rozmowach i dobrym trunku.

– Zaiste, zaiste – rzekł zamyślony. – Ale nie stój w przejściu – rzucił nagle i całe szczęcie, bo Albus podejrzewał, że ten nigdy go nie zaprosi. Wszedł do środka i jak zwykle zrzucił buty, zakładając jasnoniebieskie kapcie zarezerwowane tylko dla niego.

– Och, poczekaj, Albusie! – odezwał się nagle Horacy, zatrzymując go przed wejściem do salonu. – Poczekaj tu na mnie, muszę po coś skoczyć do kuchni – powiedział niepewnie i pospiesznym krokiem ruszył w stronę wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Albus, tak jak prosił Horacy, nie wszedł do salonu, a spojrzał tylko przez szparę między uchylonymi drzwiami.

Widocznie jego przyjaciel kogoś gościł, bo przy stole siedziały dwie osoby, dość młode, jak mógł poznać. I obaj byli mężczyznami. Przez chwilę zastanawiał się, kim oni mogą być, ale dociekanie i odgadnięcie, kogo Horacy zaprasza i kim te osobistości są, graniczy z cudem. Tak więc, tylko czekał.

– Już jestem, jestem – powiedział widocznie podenerwowany mistrz eliksirów, niosąc dwie szklanki na miód i jakieś czasopisma. A kiedy otworzył drzwi salonu, nikogo nie zastali, co niezmiernie Albusa zdziwiło, ale nie dopytywał. Skoro Horacy chce utrzymać wizytę wcześniejszych gości w tajemnicy, niech tak będzie.

Dopiero kilka dni później, myśląc nad tym w swoim gabinecie, żałował, że nie wszedł do tego salonu albo przynajmniej nie zapytał. Zamiast tego, do białego rana rozmawiali, pili i śmiali się, a na koniec Horacy bez wahania zgodził się przyjąć posadę nauczyciela. Teraz Albus widział w tym wszystkich jakąś dziwną zbieżność. Kiedy ostatnio rozmawiał z przyjacielem o posadzie, ten odpowiedział, że jej nie przyjmie, choćby miała to być ostatnia rzecz w jego życiu. A teraz bez wahania, bez przekonywania go i bez wspomnienia nazwiska ,,Potter", zgodził się.

Albus mógł tylko podejrzewać, kogo Horacy gościł wcześniej, ale gdzieś w duchu był pewny swoich podejrzeń. Pytanie tylko, dlaczego? Czyżby Tom Riddle i Harry Potter snuli w sekrecie jakiś plan? Dyrektor westchnął ciężko i obiecał sobie, że przy najbliżej okazji wypyta o wszystko swojego przyjaciela.

—|—

Kiedy nadszedł pierwszy września wszyscy uczniowie powrócili do Hogwartu na kolejny rok nauki. W tym roku przedział Rona był tak wypełniony, że ledwo z niego wysiedli, ale sam rudzielec był zadowolony z tego, jaką popularnością zaczął się cieszyć przez ostatnie miesiące. Przy stole Gryffindoru, po jego lewej stronie usiadła Hermiona, a po prawej Neville, naprzeciwko usiedli Ginny, Dean i Seamus. Spojrzał też za Luną, która siedziała przy stole krukonów i wtedy zrozumiał jedną palącą kwestię.

– Ej, ej, słuchajcie – wyszeptał gwałtownie, gestem nakazując, żeby się zbliżyli. Jako, że był w centrum, nie było to większym problemem. Kiedy wszyscy się zbliżyli, zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. – Wiecie, że Fred i George skończyli szkołę, no nie?

– No wiemy – potwierdził Neville – co z tego?

– A to, że teraz Hipogryfy są na minusie. Była nas dziewiątka, więc musimy teraz naleźć dwie osoby do grupy.

– Do mojej grupy – szepnął kąśliwie Dean. – I to może ja mam ich szukać, co?

– Nie! – zaprzeczył. – Zawsze możesz wybrać kogoś z GD albo wybierzemy wspólnie. Jak wolisz, tak zrobimy. Ale ja grupy nie zmienię – dodał na koniec z wrednym, ale jednocześnie przyjacielskim uśmieszkiem.

– No dobra, podpatrzymy GD – zdecydował ponuro Dean, niezadowolony, że jego grupa się rozpadła i teraz to na niego w większości spada odpowiedzialność, żeby ją odbudować, wyszkolić i przysposobić do działania. W końcu muszą być w ciągłej gotowości, jak tamtego dnia, kiedy odszedł Harry.

W końcu zaczęła się ceremonia przydziału, a tiara zaśpiewała pieśń. Uczniowie zostali przydzieleni i ku niezadowoleniu większości, a wszystkich gryfonów, większa część noworocznych trafiła do Slytherinu. Ron zaczął się zastanawiać, dlaczego tak się stało, ale jego przemyślania przerwała uczta.

Kiedy uczta się kończyła, był tak napchany, że nie wcisnąłby w siebie już nawet cukierka zaoferowanego przez samego dyrektora, oczywiście zakładając, że pierwszy raz w życiu by go przyjął. Spojrzał na Hermionę i uznał, że miała rację, kiedy powstrzymywała go od nachalnego jedzenia, ale ono było po prostu zbyt dobre, żeby ot tak przestać je pochłaniać. Przecież starał się robić to subtelnie, jak poradziła mu Ginny, to, że nie używał widelca, nie miało nic do rzeczy.

– Mówiłam – szepnęła Hermiona, patrząc na niego z odrazą.

– No co? – zapytał ze złością. – Coś nie tak?

– Wytrzyj sobie usta, Ronaldzie – poradziła mu, a on szybko dostosował się do tej rady.

Kiedy on wycierał usta, w całej sali nastała głucha cisza, podczas której mógł usłyszeć dźwięk ocierania chusteczki o jego wargi. Zdziwił się, bo przecież cała sala nie zamilkłaby dla niego, i podniósł głowę. Zamarł, gdy zobaczył szczupłego chłopaka w długiej czarnej szacie, płomiennie zielonych oczach i blizną w kształcie błyskawicy na czole. W to ostatnie przyglądał się z niedowierzaniem, to był Harry Potter! Powstrzymał chęć, żeby wstać, podejść do niego i wymierzyć najmocniejszy cios, jaki w życiu wykonał, zamiast tego zacisnął dłonie i obserwował.

Harry Potter z dziwną gracją i lekkim, dostojnym krokiem ruszył w kierunku stołu nauczycielskiego, a wszyscy spoglądali na niego zaskoczeni, a tylko na twarzy dyrektora malował się szeroki uśmiech. W całej sali słychać było tylko jego rytmiczny krok. Potter zatrzymał się przed dyrektorem, który wyszedł mu naprzeciw i pochylił lekko czoło. Dumbledore o dziwo powtórzył pozdrowienie, a później chwycił Harry'ego za ramię i poprowadził w stronę drzwi prowadzących do bocznych kwater.

Ronowi w ostatnim momencie udało się wyłowić spojrzenie tych zielonych oczu, które spoglądały na niego z wyższością. I to był jego przyjaciel?! Chłopak, który patrzy na niego z góry?! Niedoczekanie! W jednej chwili zapomniał o nasilającym się bólu brzucha i wstał gwałtownie.

– O, uwaga! Weasley ma natłok wspomnień! Zaraz wybuchnie! – usłyszał docinki i śmiechy Ślizgonów, które poniosły się na połowę sali, ale całkowicie je zignorował. W tej chwili nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o odpowiedzi, których może udzielić mu Potter, gdy tylko staną twarzą w twarz.

– Ron – szepnęła czule Hermiona, ściskając jego dłoń. Ten gest był tak niespodziewany, że Ron wyrwał się z jej uścisku i spojrzał na nią zdezorientowany. Zrozumiał, że przez dłuższą chwilę gapił się na zamknięte drzwi jak zahipnotyzowany, a na jego twarzy malowała się wściekłość.

– Ron, czy ty… – zaczęła Ginny, ale przerwała, gdy potrząsnął przecząco głową.

– Nie – powiedział cicho. – Ale chcę z nim porozmawiać. I dowiedzieć się, dlaczego mi to zrobił.

A/N

Nie mam pojęcia, co znaczy T/N, ale gdzieś to widziałem, więc też tak będę robił, a co - sprawa się wyjaśniła, zmieniam na A/N xD ! W każdym razie pragnę co nieco powiedzieć o tekście. Harry w poprzedniej części nie był czarnym czarodziejem, ale nie był też białym, raczej się wahał, ale nie i tak zabijał. W tej części już przez pół roku mieszka z Jamesem, więc trochę mu się udzieliło( w końcu to Tom Riddle, Czarny Pan!), ale z pewnością jeszcze mu brakuje. W każdym razie planuję zrobić z tego zamierzone z początku dark harry, ale takie bardzo dark. Postaram się, żeby nie zabrakło spisków i tym podobnych.

Postanowiłem, że rozdziały Więźnia Czarnej Magii będę wstawiał w poniedziałki, więc w te dni możecie sprawdzać aktualizację. Do następnego!

No i oczywiście czekam na wasze komentarze, gdyż jestem ciekaw, czy wam się spodobało ;)