Słaby punkt

Rozdział 6

Śni mu się atak.

Nieopodal Hogsmeade, na błotnistym polu z kilkoma zapadającymi się domami, walczy z innymi Śmierciożercami przeciwko aurorom.Jaskrawe wiązki klątw rozświetlają i przecinają czarne powietrze niczym fajerwerki. Na kilka sekund go oślepiają, jednocześnie sprawiając, że przed jego oczami wybuchają plamki bieli.

Unika ich z coraz większym trudem, choć i tak niejednokrotnie zostaje draśnięty. Nie czuje jednak bólu, jedynie przeogarniające zmęczenie i przerażenie. Z każdym oddechem jego klatkę piersiową wypełnia zapach mięsa i mokrej ziemi. Obrzydliwy odór śmierci.

Kilkukrotnie potyka się, upadając wprost w topiące się pod stopami błoto. Rzęsisty deszcz zaczyna przypominać grad.Kap. Kap. Kap. Jego mokre okulary stają się całkowicie bezużyteczne.

Nie wie, w którym momencie zaczęli przegrywać i ginąć jak owady. Kiedy aurorzy przewyższyli ich liczbowo i kiedy trawę wyściełały dziesiątki nieruchomych ciał Śmierciożerców, o nieukrytych pod maskami twarzach zastygłych w grymasie zaskoczenia i strachu.

I wtem potyka się po raz kolejny. Tym razem robi to jednak o martwe ciało.

–––

– Obudź się, Harry – rozległ się głos tuż obok niego. Sprawiał wrażenie stłumionego i dochodzącego zza grubej szyby. Po chwili dołączył do niego dotyk odczuwany gdzieś w okolicach ramion: lekkie potrząśnięcie. – To tylko sen, słyszysz?

Harry otworzył oczy, w pierwszym odruchu mając ochotę sięgnąć po różdżkę. W szarawej ciemności nie rozpoznał pochylającego się nad nim Toma.

– Och, to ty – odparł. Mężczyzna odsunął się od niego. Harry usiadł na łóżku, po czym sięgnął po okulary, znajdujące się na nocnej szafce. Niezgrabnie założył je na nos, jakby miały sprawić, że zobaczy coś więcej niż przeskakujące po ścianach cienie. – Co tu robisz?

– Krzyczałeś. Było cię słychać przez uchylone okno.

Pomyślał, że od dawna nie czuł się równie zmieszany. Tom nienawidził słabości. Gardził nimi i osobami, które się im poddawały, a oto on sam krzyczy przed sen z powodu jednego koszmaru. I to wszystko po zapewnieniach chęci zemsty na Zakonie i przydatności mężczyźnie.

Naciągnął niemal pod samą szyję skłębioną kołdrę. Fakt posiadania na sobie wyłącznie bokserek w żaden sposób nie polepszał całej tej sytuacji, a jedynie sprawiał, że czuł się jeszcze bardziej zażenowany.

– Przepraszam.

Harry miał pewne problemy z określeniem wyrazu jego twarzy w półmroku panującym w pokoju, jednak i tak najwięcej uwagi przyciągała ciemna, satynowa piżama, którą miał na sobie. Pamiętał, że gdy jeszcze jako dziecko zobaczył Toma w podobnej, czuł się wtedy tak, jakby zobaczył ducha samego Salazara Slytherina. Już nawet myśl o tym, że ten sypiał jak „normalni" ludzie wydawała się w jego kilkuletnich oczach dość zatrważająca i absolutnie niewiarygodna.

– W porządku – odpowiedział Tom. – Nie przepraszaj.

– Obudziłem cię.

– Nie spałem. – Harry pomyślał, że mężczyzna kłamał. Jego ciemnobrązowe włosy znajdowały się w lekkim nieładzie, tak zupełnie do niego niepodobnym, a coś w tonie głosu i postawie wydawało się przypominać skrzętnie ukrywane zmęczenie. Poczuł się winny obudzenia go, ale pomimo zażenowania po jego wnętrznościach rozlało się coś przypominającego słodki syrop. Tom mógł po prostu rzucić zaklęcie wyciszające i ponownie położyć się spać, ale pomimo tego postanowił sam do niego przyjść. – Co ci się śniło?

Harry'ego zaskoczyło to pytanie.

– To nic takiego – powiedział. Nie miał najmniejszej ochoty odpowiadać, jednak Tom wydawał się czekać na prawdziwą odpowiedź. Westchnął. Przypomniał sobie swój sen. Jasne włosy martwego Draco odcinające się bielą w błotnistej trawie. Toma zamieniającego się w popiół po przegranej z Albusem Dumbledore'em. Uczucie utraty wszystkiego, co miało jakiekolwiek znaczenie. Przeszedł go zimny dreszcz. – Atak. Był naprawdę potworny. Aurorzy pokonali Śmierciożerców.

– A Dumbledore mnie – domyślił się lekko Tom.

– Mhm – przytaknął niechętnie Harry.

Tom westchnął, po czym podszedł do Harry'ego. Nachylił się nad nim, a ten mimowolnie zadrżał od jego zapachu i dotyku śliskiej tkaniny na ramieniu.

– Żyję – powiedział Tom tuż przy jego twarzy. – I będę żyć jeszcze bardzo długo. Przestań się tym zadręczać, a tym bardziej próbować mnie chronić. – Pocałował go w usta. – Dumbledore będzie za moment martwy. A nawet gdybym miał teraz z nim walczyć, pokonałbym go w ciągu kilku minut.

– Nie ignoruj go. Zresztą zawsze znajdzie się jego następca – odparł z rozdrażnieniem Harry.

Tom odsunął się od niego.

Harry poczuł przypływ irytacji. Jeszcze tego samego wieczoru był wściekły na mężczyznę, nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z nim i poczuł wobec niego coś pokrewnego obrzydzeniu, a teraz był rozczarowany, bo ten przerwał pocałunek. Świadomość tego, jak łatwo przebaczał wszystko Tomowi, niejednokrotnie go przerażała. Być może naprawdę nie istniała żadna okrutna, wiążącą się z nim prawda, z którą – wcześniej czy później – nie byłby w stanie się pogodzić.

– Tak, ale jego też pokonam. Nie musisz we mnie wątpić.

– Nie wątpię – odpowiedział Harry, posyłając mu ponure spojrzenie. – Nigdy nie wątpiłem. Jednak może cię zgubić twoja megalomania i ignorancja. – Ziewnął, zasłaniając usta dłonią. – Gdyby nie one, byłbyś niepokonany.

– Nic mnie już nie zgubi. – Harry'ego przerażała jego niezachwiana pewność siebie. Po chwili Tom powiedział: – Idź już spać, Harry. Dobranoc.

– Jeżeli chcesz, możesz tutaj zostać. Łóżko jest wystarczająco duże dla nas dwóch.

Miał nadzieję, że Tom nie odbierze tej propozycji w żaden dwuznaczny sposób. Łóżko naprawdę było wystarczające, by pomieścić dwie lub nawet trzy szczupłe osoby. Na dodatek Harry, pomimo dającego o sobie znać zmęczenia, nieco bał się myśli o ponownym zaśnięciu. W jego głowie wciąż gnieździły się niechciane obrazy z koszmaru, a – choć nigdy i nikomu by się do tego nie przyznał – jedynie przy mężczyźnie czuł się równie bezpieczny.

– Przestałeś się obrażać? – spytał Tom.

– Dlaczego pytasz o to dopiero teraz? Nie powinieneś zrobić tego przed tym, jak mnie pocałowałeś? – sarknął Harry. Zaraz po tym dodał, znacznie mniej złośliwym tonem: – Przestałem. – Wbił wzrok w uchylone okno i skrawek granatowego, bezchmurnego nieba. – Miałeś rację. Mogłem nie zadawać ci podobnych pytań, skoro nie chciałem poznać prawdy. – Spojrzał na Toma. – Zresztą to nie ma już żadnego znaczenia. Naprawdę. Po prostu bądź w porządku względem mnie. Tylko o to cię proszę, Tom.

– Jestem i będę w porządku względem ciebie.

Tom westchnął i obszedł łóżko, po czym wsunął się pod kołdrę tuż obok Harry'ego. Wsparł się łokciem o poduszkę i sięgnął po jego okulary, odkładając je na szafkę. Harry wiedział, że ten musiał dostrzec mugolskiego Moby Dicka, zakupionego w księgarni Barnesa i znajdującego się na dwóch innych książkach, na dodatek zaznaczonego zakładką gdzieś w połowie, choć nie skomentował tego widoku w żaden sposób.

– Nie masz zamiaru tego skomentować?

– A czy komentowanie tego w jakikolwiek sposób cokolwiek zmieni?

– Nie – przyznał szczerze.

Odwrócił się do Toma i uświadomił sobie, że nigdy wcześniej nie znajdowali się w równie intymnej sytuacji. Leżeli w jednym łóżku, pod jedną kołdrą, Tom miał na sobie piżamę, a on sam mógł dostrzec w szarawej ciemności jego zmęczoną twarz.

– Więc tego nie zrobię – odpowiedział Tom. – Sądzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nie zamierzam wybić co do nogi wszystkich mugolskich pisarzy, a jedynie odseparować ich świat od naszego.

– Wiem – powiedział Harry. Nie wiedzieć czemu, jego głos zabrzmiał nagle wyjątkowo smutno. Tom również musiał zdać sobie z tego sprawę, bowiem dotknął jego biodra i lekko do siebie przyciągnął. Kawałek skóry, której dotknęły jego palce, wydawał się mrowić ciepłem.

– Co to za ton głosu? – spytał Tom. Objął nieznacznie Harry'ego, kładąc dłoń na jego plecach.

– Przypomniałem sobie Carolyn Fletcher. – Ręka mężczyzny, dotąd gładząca jego skórę, na moment przestała się poruszać. – To dziwne, ale tylko jej wspomnienie wydaje mi się tak żywe. Często o niej myślę.

– Minęło wiele lat.

– Ale niektóre rzeczy wciąż nie dają mi spokoju. Sądzę, że o nich zapomniałem, po czym wracają i uderzają ze zdwojoną siłą – mruknął.

– Jakie rzeczy? – spytał Tom.

Harry wbił wzrok w jego bladą szyję, zastanawiając się, czy powinien poruszać ten temat. Z drugiej strony czy kiedykolwiek miał równie dobrą okazję, by ostatecznie przekonać się, co było prawdziwe, a co nie?

– Naprawdę nie wiedziałeś, że jestem nieświadomy tego, jak wyglądają spotkania Śmierciożerców?

Sam nie wiedział, dlaczego odpowiedzi na to pytanie wydaje mu się aż tak kluczowe. Rozmowa z Blackiem jedynie pogłębiła jego natarczywość. Powiedział ojcu chrzestnemu, że Tom nigdy by go nie skrzywdził, a jednak – nawet pomimo wszystkich tych sprzecznych uczuć i przebaczenia – nie mógł zignorować krzywdy, którą sprawiła mu śmierć nauczycielki.

Tom przyciągnął go jeszcze bliżej siebie. Harry mógł oprzeć brodę o jego klatkę piersiową, jednak tego nie zrobił. Jedynie tkwił w jego ciepłym objęciu, starając się nie drzeć, gdy ten pocałował go w szczękę.

– Moje przeprosiny były szczere – powiedział wreszcie Tom. – Przeliczyłem się ze wszystkim. Z tym, że już cię zmieniłem i z tym, że kiedykolwiek udałoby mi się to zrobić. Nie sądziłem, że aż tak polubiłeś tę kobietę, by płakać po jej śmierci.

Harry odsunął się od niego nieznacznie, by spojrzeć mu w oczy.

– Żałujesz, że ci się nie udało?

– Początkowo żałowałem – odpowiedział Tom. – Może, gdybym nie przestał próbować, kiedyś zostałbyś złamany i zepsuty. Stałbyś się narzędziem, o którym tyle myślałem, ale to zrobiłem. Przestałem, bo zacząłem się martwić – wymówił to słowo takim tonem, jakby sam jego dźwięk pozostawiał na języku nieprzyjemny posmak – że naprawdę mnie znienawidzisz. Wszystkie moje plany wobec ciebie zostały zaprzepaszczone jedynie dlatego, że się martwiłem. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Wolałem, byś był bezużyteczny dla moich działań, ale po prostu był sobą. Nawet zuchwały i nieposłuszny.

Harry oparł dłoń tuż za bokiem Toma i pochylił się nad mężczyzną, by go pocałować.

– To najmilsza, najbardziej szczera i rozczulająca rzecz, jaka kiedykolwiek padła z twoich ust, Tom – powiedział. – Naprawdę, gdyby nie było po trzeciej w nocy i nie czułbym się tak wykończony, zaczęlibyśmy uprawiać teraz seks.

– Jesteś półnagi i leżymy w tym samym łóżku. Uważaj na słowa. Moja cierpliwość także ma swoje granice.


08/08/2017 - Po ponad roku od zakończenia opowiadania postanowiłam poprawić je pod względem przecinków etc. W ogóle nie sądziłam, że to będzie taka syzyfowa praca; gdzieś w połowie drugiego rozdziału myślałam tylko o tym, żeby je usunąć i wysłać w daleki eter. Naprawdę. Czasem strona techniczna była dla mnie najmniejszym kłopotem. (A to już coś znaczy, nie raz kompletnie nie rozumiałam jakiegoś zdania). Ale, choć nawet po ugładzeniu nadaje się jedynie jako plan do czegoś zupełnie nowego, niech już tutaj wisi. To moje pierwsze skończone i najdłuższe jak na tamten czas opowiadanie, więc mam do niego spory sentyment.

Poza tym wygląda na to, że ktoś wciąż i tak je czyta... i jeszcze docenia jego (niewidoczne dla mojego oka) walory artystyczne. Dzięki!