Witam Wszystkich po tak długim czasie! :) Mam nadzieję, że rozdział był długo wyczekiwany ;) ale tak, czy inaczej oddaję go w Wasze ręce.

Dziękuję wszystkim komentującym i życzę miłego czytania! :)


Rozdział 3

Nieoczekiwany Obrót Wydarzeń…

Po skończył zmywać naczynia i powoli podreptał do swojego pokoju. Był w takim nastroju, którego nawet nie potrafił nazwać. Myślał, że ten wieczór, kolacja i w ogóle, to randka, ale nią nie była. Po drugie miał okazję już dwa razy pocałować dziewczynę swoich marzeń, ale dobitnie pokazała mu, że go nie chce. Ale skoro tak, to czemu tyle razy ratowała mu tyłek przed dosłownie wszystkim?

Tygrysica siedziała w swoim pokoju i myślała. Czuła się trochę dziwnie ze względu na to, jak radykalnie odrzuciła Po i przekreśliła wszystkie możliwe scenariusze, jakie wykreowały się w jej głowie, na to, jak mogłaby wyglądać jej relacja z… Po. Ale podjęła decyzję i musi się tego trzymać, ale po raz pierwszy wydaje jej się to trudniejsze, niż kiedykolwiek przypuszczała.

Z ciężkim westchnieniem postanowiła opuścić pokój i chociaż przeprosić Po i wyjaśnić, że… no właśnie, co? Pokręciła głową i poszła korytarzem. Wtedy właśnie Po wracał z kuchni. Ich oczy nagle się spotykały, atmosfera w całym holu uległa zmianie. Powietrze stało się ciężkie i naładowane elektrycznością, tak jakby zaraz nieoczekiwanie miała wybuchnąć jakaś burza. Po zaczynał się czuć w taki sposób, jakby brakowało mu powietrza i z nieznanego powodu znieruchomiał.

Tygrysica zaczęła iść w jego kierunku i kilkoma płynnymi i zwinnymi ruchami, wzięła jego twarz w obie dłonie, przechyliła swoją szyję na bok i mocno pocałowała Pandę, popychając go na pobliską ścianę. Po próbował się ruszyć, ale łokcie Tygrysicy blokowały jego ramiona tak, żeby nie owijał wokół niej swoich rąk. Pocałunek pogłębiał się i nagle Po zdał sobie sprawę, że przegrywa z Tygrysicą w walce o dominację, nie myśląc już o niczym więcej, włączył się w ten pocałunek i walczył swoim językiem, z językiem Tygrysicy.

Kiedy się w końcu po kilku minutach od siebie oderwali, oboje ciężko dyszeli. Po ledwie stał na nogach, więc starał się pozować na luzaka i opierał się o ścianę. Tygrysica trzymała natomiast obie dłonie na jego ramionach i również szybko wciągała powietrze.

– Wow, ach to by-ło nie-samowi-te. – próbował wysapać Po.

– Mi również się podobało. Masz wspaniały smak, Smoczy Wojowniku. – szepnęła, pochylając się nad jego uchem.

Przez chwilę stali tak, patrząc na siebie i odpoczywając po tym iskrzącym pocałunku.

– A więc, co spowodowało, że zmieniłaś zdanie? – zapytał Po, po chwili ciszy.

– Nie wiem. – wzruszyła ramionami. – Po… prostu cię zobaczyłam i… – urwała, znów unosząc ramiona ku górze.

– Cieszę się, że w końcu zrobiłaś coś spontanicznego. – zaśmiał się. – A więc to znaczy, że jesteśmy razem? – zapytał w końcu po jakimś czasie.

Tygrysica spojrzała w górę na jego twarz — jest po prostu od niego odrobinę niższa, dlatego musi na niego patrzeć z dołu, po czym znów zwiesiła ją w dół i puściła się pędem na wprost przez korytarz, zostawiając Po z szeroko otwartymi oczami.

Egh, co jej znowu odbiło? I czemu jej kolejne dziwactwo musi okupywać się akurat moim kosztem? Zapytał sam siebie zmęczony i kompletnie zbity z tropu Po.

Tygrysica tymczasem udała się do Brzoskwiniowego Drzewa Mądrości. Oparła się o nie i z jękiem powoli zniżyła się do poziomu rosnącej trawy, aż w końcu usiadła. Musiała chwilę pomedytować i pohamować się, zanim znów pójdzie o krok za daleko. Wciągnęła głęboko chłodne, wiosenne powietrze.


Następnego dnia rano, zaraz po wschodzie słońca i głośnym Pałacowym gongu, wszyscy uczniowie opuścili swoje kwatery i wyszli na korytarz, żeby powitać Mistrza Shifu swoją stałą mantrą.

– Dzień Dobry Mistrzu Shifu!

– Witajcie drodzy uczniowie. Zgodnie z tym, jak umówiliśmy się kilka dni temu, ten dzień jest dla was wolny. Możecie robić, co chcecie, oczywiście nie wystawiając Pałacu na hańbę, ani straty. W razie jakichkolwiek problemów będę dzisiaj w Smoczej Grocie. – przemówił poważnym głosem stary Mistrz, ruszając powoli korytarzem, ale na chwilę zatrzymał się przy Po. – I nie śpij Smoczy Wojowniku, bo później na pewno zrobisz coś kompromitującego. – zazgrzytał zębami Shifu, po czym kontynuował swoją wędrówkę.

– Heh… – zachichotał nerwowo Po, gdy oczy wszystkich skierowały się w jego stronę. Miał wrażenie, że ma wypisane na twarzy, że kilka dni temu upił się w barze, no i wczoraj uganiał się za Tygrysicą, która raz nie chce, żeby ją całował, zaraz później sama się na niego rzuca, a później ucieka. Jego twarz powoli zaczęła nabierać lekko różowawy kolor, a on nie wiedział jak ma z tego wybrnąć. – Zrobię… śniadanie. – w końcu wymyślił.

Wszyscy skierowali się do kuchni, tylko Tygrysica po raz ostatni podejrzliwie spojrzała na Po, zanim ostatecznie udała się za pozostałymi do kuchni. Wszyscy usiedli przy stoliku, a Po stanął przy kredensie i zaczął przygotowywać swoje bułeczki z fasolką. Dla Tygrysicy specjalnie wyjął talerzyk i kostkę tofu, po czym usiadł się na miejscu obok niej.

– A więc o której wczoraj wróciliście? – zaczął Po, żeby trochę rozluźnić pomiędzy nimi atmosferę.

– Jakoś tak po drugiej w nocy. – odparł zmęczonym głosem Małpa.

– Och, em, co robiliście? – drążył.

– Jakieś prosiaki rozwaliły główną oczyszczalnię wody w pobliskiej wiosce, musieliśmy najpierw ich znaleźć, ale potem posprzątać bałagan. – wyjaśnił tym razem z oburzeniem Modliszka.

– No tak. Co planujecie na dzisiejszy dzień? – Po znów zadał wszystkim kolejne pytanie.

– Udamy się do wioski i znajdziemy jakąś rozrywkę z Modliszką, chyba że on nie będzie chciał, to wtedy sam się udam. – opowiedział pokrótce Małpa.

– Ja tam zechcę. – wtrącił owad, wskakując człekokształtnemu na ramię.

– My z Żurawiem zaplanowaliśmy sobie wycieczkę po galeriach sztuki w okolicy. – powiedziała gładko Żmija.

– Znowu? Czy wy trochę nie przesadzacie? – zapytał poważnie Modliszka, na co Żmija z jakiegoś powodu zarumieniła się.

– Może wieczorem pójdziemy do miejscowego baru. – zaczął Małpa. – Może się do nas przyłączysz Po? – zaproponował.

– Eee, lepiej nie, po ostatnim mam już dosyć na bardzo długi okres czasu. – zachichotał nerwowo Po, na co wszyscy oprócz Tygrysicy się roześmieli, ta cały czas dłubała pałeczkami w swoim talerzu.

– Co tam się wydarzyło? – zapytał nagle Żuraw.

– Cóż, Po się trochę upił, ale co było dalej to wie tylko nasza Tygryska, która zapewne się nim „bardzo dobrze opiekowała." – wyjaśnił z rozbawieniem Małpa, robiąc palcami cudzysłów, mówiąc o opiece.

Tygrysica w żaden sposób nie reagowała na te komentarze. Po się lekko zarumienił z zawstydzającej i krępującej sytuacji.

– A ty Po? Co masz zamiar dzisiaj robić? – Żmija wyszła mu na pomoc z kołem ratunkowym.

Tygrysica na to pytanie nagle podniosła głowę znad talerza z zainteresowaniem.

– Jeszcze nie wiem, może wpadnę do Taty. – wzruszył ramionami, a uwaga Tygrysicy z powrotem skupiła się na talerzu.

– A ty Tygrysico? – zapytała się jej Żmija.

– Ym, zostanę tutaj i potrenuję. – stwierdziła wspomniana kocica, patrząc ciągle na tofu.

– W sumie dobry pomysł. – zgodził się z nią Po.

Tygrysica podniosła na niego wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Po wiedział, że musi w końcu wyjaśnić z Tygrysicą tę całą sprawę z pocałunkiem i w ogóle. Pomyślał, że Tatę jeszcze zdąży odwiedzić, a na spokojną rozmowę z Tygrysicą nie będzie miał wielu okazji.

Po skończonym śniadaniu od razu udał się na salę treningową, gdzie Tygrysica z całej siły, chyba nawet większej niż zazwyczaj, torturowała drewniane manekiny.

– Nie sądziłam, że mówisz poważnie. – rzuciła do niego, kiedy zauważyła, że wchodzi on przez drewniane drzwi.

– Przyszedłem po rewanż. – powiedział odważnie, unosząc rękę do góry.

– Och, w takim razie zapraszam. – uśmiechnęła się chytrze.

– Okej, a więc najpierw sparing i jeśli wygram, to powiesz mi, o co ci tak właściwie chodzi przez ostatni czas, kiedy no sama wiesz, raz sprawiasz, że mam w głowie dość poważny mętlik, a zaraz całujesz mnie i uciekasz. – zażądał, czując że to właściwy sposób.

Tygrysica przez chwilę się zawahała, ale ostatecznie wywnioskowała, że on i tak nie da rady jej pokonać. – No dobra. – odpowiedziała stając naprzeciwko niego w swojej pełnej gracji pozie z wyciągniętymi na wprost, uniesionymi rękami i rozszerzonymi nogami.

Po wykonał kilka Smoczowojackich wygibasów, po czym stanął w takiej jakby bojowej pozycji.

Ruszył w jej kierunku, ale zamiast zaatakować, tak jak ona się spodziewała, przeskoczył nad nią i gdy ona wykonywała już unik, stanął za nią i użył ataku otwartych dłoni, popychając na pobliską ścianę. Ona jednak całkowicie zachowała równowagę i się tylko o tą ścianę otarła, opierając się. Panda zaczął biec w jej kierunku i ona odskakując od ściany rzuciła się prosto na niego.

Jednak wszystko odbyło się z marnym skutkiem, ponieważ oboje odbili się od siebie i ostatecznie, żeby nie przegrać swojej gry, zrobili salta w powietrzu i wylądowali jedno przed drugim.

Podbiegli do siebie i zaczęli walczyć na pięści wymierzając i równocześnie blokując swoje ciosy. W końcu Po nadepnął na stopę Tygrysicy, a później na ogon, przez co na chwilę zastygła. Wziął jej ogonek do góry, tak jak z Tai Lungiem, przez co ona także się ugryzła. Jęknęła, a Po najpierw użył swojego grubego tyłka, a potem odbił ją brzuchem, przez co w końcu wylądowała na środku toru treningowego, gdzie odbiła się od całego sprzętu, a na koniec lekko się przypaliła.

Gdy wróciła z powrotem do Po, była wykończona i przegrana.

– Ach, ah…ach… dobra, wygrałeś. – powiedziała lekko wściekle, zdyszana Tygrysica.

– No to teraz opowiesz, o co chodzi? – zasugerował, patrząc na jej uparcie zirytowaną kocią twarz.

– Umowa, to umowa, a ja umów dotrzymuję. – zgodziła się gorzko z westchnieniem. – Ale chodźmy lepiej w jakieś bardziej ustronne miejsce.

– Okej, no to gdzie? – Po spojrzał na nią pytająco.

– Do Drzewa Brzoskwiniowego. – zaproponowała, kierując się w stronę podwójnych, drewnianych drzwi.

Po patrząc jak znika wyszedł z transu i ruszył tuż za nią. Przeszli przez dziedziniec, później na ścieżce skierowali się na prowadzące na wzgórze schody. Gdy znaleźli się już na szczycie i przysiedli pod drzewem, Po spojrzał na nią wyczekująco.

– A więc, co chcesz wiedzieć, Smoczy Wojowniku? – zaczęła, uważnie go lustrując.

– Czemu wczoraj najpierw nie chciałaś, żebym cię pocałował, później sama no... rzuciłaś się na mnie, a gdy cię zapytałem, czy to oznacza, że jesteśmy razem, nagle niespodziewanie uciekłaś? – zaczął, zadając podstawowe pytanie, które nurtowało go cały wieczór i całą noc.

– Może po prostu dlatego, że ja nie wdaję się w romanse i miłostki. – westchnęła z rozdrażnieniem.

– Aha, okej, no to w porządku. – skwitował sobie Po. – Ale chyba jednak musisz coś do mnie czuć skoro... – urwał.

– Nie, to był tylko jeden głupi wyskok i koniec tematu. – odpowiedziała bardzo poważnie. – Zresztą to nie jest zbyt odpowiedni czas na związki. – burknęła.

– Och, – westchnął Po, nie wiedząc, co powiedzieć. – ale czemu teraz nie jest dobry czas? No znaczy, ja rozumiem, że dopiero co wróciliśmy z Gongmen i uporaliśmy się z Pawiem, no i mamy masę roboty we wiosce, ale to chyba jakoś specjalnie nie koliduje z tym, żeby być razem. – stwierdził w końcu.

– Ale teraz zaczyna się wiosna, a to nie jest dobry czas na to, żeby wdawać się w jakiekolwiek relacje. – oponowała.

– A co jest nie tak z wiosną? – zapytał zdziwiony Po z głębokim westchnieniem, czując, że to jakaś kolejna wymówka.

– Wiosna po prostu ogłupia. – wzruszyła ramionami.

– A ja tak nie uważam. Nie czuję się jakoś specjalnie ogłupiony. No może ty ostatnio zachowujesz się dziwnie, ale to chyba nic takiego. – wywnioskował.

– Ach, skończmy z tym. – westchnęła ostentacyjnie.

– Cóż, świetna wymówka, nie chcesz ze mną być, wystarczyło powiedzieć, a nie zganiać winę na wiosnę, trzęsienia ziemi, tornada, głód, choroby i cokolwiek tylko wymyślisz. – mruknął.

Już miał wstać, gdy Tygrysica dodała.

– Ale taka jest prawda. Wiosną zaczyna się sezon godowy. I nawet jeśli robię coś dziwnego, jak to określasz, to tak naprawdę nie jest to oznaka zakochiwania się, czy innych bzdur, tylko właśnie jest to objawem mojego ogłupienia.

– Cóż, nie wiem, co powiedzieć, bo nie mam pojęcia, czym jest ten cały sezon godowy. – uśmiechnął się przepraszająco.

– To sezon, który nie sprzyja miłostkom i tym podobnym nonsensom. – żachnęła się. – I zmusza niektórych do „tworzenia" i wydawania na świat potomstwa. – wytłumaczyła mu z gorzkim westchnieniem.

– Em, a więc ty jesteś pod wpływem tego? – upewniał się.

– Tak, od jakiegoś czasu tak. I tak jest co roku. – odpowiedziała.

– A to ma jakieś objawy, czy tylko tak sobie wmawiasz, no wiesz, ty i inni, którzy przeżywają ten cały sezon? – dopytywał się.

– Tak, ma objawy. Nie wierzyłabym w coś, co nie jest czysto fizyczną dolegliwością, nie tak, jak miłość. – odburknęła mu.

– A więc nie wierzysz w miłość? – zapytał z westchnieniem.

– Nie. – powiedziała zirytowana.

– Heh, no tak. Tego można się było spodziewać. – przyuważył. – W końcu to jest słabość i w ogóle. No to ten, jak się czujesz? No wiesz, jakie są te całe objawy. Opowiedz mi coś o tych godach. – poprosił.

– Naprawdę chcesz o tym słuchać? – zapytała zdziwiona.

– Tak, a czemu by nie? – stwierdził.

– Cóż, trwa to od początku marca, aż czasami nawet do początku lipca. W tym czasie muszę albo założyć rodzinę, albo się męczyć i cierpieć przez te miesiące z powodu braku partnera. – wyjaśniła nieco ściszonym szeptem.

– Och, a więc wtedy w barze szukałaś jakiegoś faceta, żeby zakończyć te męki? – zapytał trochę zawiedziony.

– Nie, mówiłam ci, że za pijakami się nie uganiam. – odpowiedziała oschle i twardo. – A tak przy okazji. Jeśli komukolwiek powiesz, co się teraz ze mną dzieje, to postaram się o to, żebyś nie mógł chodzić bez użycia kul przez co najmniej miesiąc, rozumiemy się? – zapytała poważnie z wyraźną groźbą.

– No j-jasne, będę o tym pamiętał. – odrzekł nerwowo Po.

Oboje wstali i udali się w stronę koszar.

Po tak spojrzał na Tygrysicę i pomyślał na głos. – Można ci jakoś pomóc?

– Wydaje mi się, że ty nadal nie wiesz, co tak właściwie się dzieje. – pokręciła głową.

– Ja miałem na myśli jakąś rozrywkę, no wiesz, mamy wolny dzień, skorzystajmy z niego. Możemy sobie gdzieś pójść, co ty na to? – zasugerował, lekko się czerwieniąc.

– A nie jestem zbyt hard-core, żeby poddawać się wiejskim rozrywkom? – zapytała z uśmieszkiem.

– Jesteś, ale ten jeden raz się chyba przemęczysz. – stwierdził z rozbawieniem.

– No to w takim razie możemy pójść. Tylko się trochę odświeżę. – mrugnęła do niego, udając się do swojego pokoju.

Przebrała swoją przepoconą czerwoną kamizelkę na czerwoną, krótką, jedwabną szatę z długimi, szerokimi rękawami, zaznaczoną na czarno przy dekolcie i rękawach oraz ze złotymi wzorami winorośli i kwiatów oraz do tego przebrała spodnie na takie same, czarne, jak miała.

Gdy wyszła na korytarz i zaprezentowała się wyczekującemu na nią Smoczemu Wojownikowi, Po jedynie roztworzył szeroko oczy i usta, z których tak jakby zaczęła mu płynąć ślinka.

– Och wow, w-wyglądasz… wyglądasz zjawiskowo i ten no… niesamowicie mocarnie… heh, no wiesz. – wydukał oszołomiony.

– Dzięki. No to idziemy? – upewniła się, machając mu ręką przed oczami.

– J-jasne, jasne. – pokręcił głową. – No to w drogę!

Powoli ruszyli w kierunku wyjścia z baraku, skąd skierowali się na dziedziniec, a stamtąd dotarli do głównej bramy i pierwszych pałacowych schodów, przez które dotrą do głównej części Pałacu oraz do tysiąca kroków.

– A więc… – tak zaczął sobie Po, gdy szli schodkami w dół.

– Tak? – Tygrysica spojrzała na niego z zainteresowaniem.

– Chodziłaś kiedyś do miejscowej szkoły? – zapytał ni stąd, ni zowąd.

– Tylko kilka dni, ale miałam em… drobne problemy z agresją i po pobiciu trzech prosiaków i chyba jednej kaczki, wyrzucili mnie, a Shifu zaczął przysyłać mi prywatnych nauczycieli. – opowiedziała. – A ty? Czy nie bardzo wiesz, jak pisać i czytać? – zapytała lekko zjadliwie, nawiązując też do jego lenistwa.

– Chodziłem. No wiesz, czasami było ciężko, bo byłem grubym, niezdarnym pandą i te wszystkie dzieciaki czasami się ze mnie śmiały, ale no wiesz, w końcu im pokazałem jaki to ze mnie twardziel i w ogóle… no Smoczy Wojak nie? – opowiedział z nutką akcji w głosie.

– No tak, Smoczy Wojak, który bawi się zabawkami. Lalki, Pandy Przytulanki, ile ty masz lat, Po? – zapytała zaciekawiona, bo w sumie to sama nie wiedziała w jakim on jest wieku.

– Teraz będzie dwadzieścia pięć. I albo to będzie wiosną, albo jesienią. To znaczy u Taty mam urodziny jesienią, ale pewnie naprawdę to mam je tak z pół roku wcześniej. – stwierdził. – A ty ile masz? Znaczy lat. No wiesz, kiedyś gadałem z Shifu o Piątce, no i nie wiem, czy czterdzieści to za mało, czy za dużo. Sam Shifu ma pewnie ze sto lat, jak nie więcej.

– Prawdopodobnie to mój trzydziesty drugi rok życia. Wiesz, nie jestem pewna, co do swojego wieku, ale tak jakoś to sobie wyliczyłam. – wyjaśnił a mu.

– Och, no jasne. – skinął głową, rozumiejąc czemu ma takie wątpliwości. – Cóż, czyli jednak mniej niż czterdzieści. – zaśmiał się, gdy dotarli do podnóża schodów.

– Tak, ja też sądziłam, że może jesteś takim szalonym nastolatkiem. – Tygrysica również się roześmiała.

– No to gdzie idziemy? Zjeść coś? Jakieś przedstawienie? Naprawdę Czarne Pantery mają świetny wokal. A może pochodzimy po straganach? – pytał ją.

– Cóż, najpierw chodźmy na te stragany. Później możemy pójść na te…

– Czarne Pantery. – dopowiedział za nią.

– No właśnie, a na koniec zjemy coś w jakiejś restauracji, choć wolałabym pójść do jakiegoś kameralnego miejsca na herbatę. – zdecydowała.

– Okej, no to świetnie! – niemal wrzasnął na całą wioskę.

Tygrysica przycisnęła otwartą dłoń do czoła. Jednak zanim zdążyła coś powiedzieć, Po chwycił za jej lewą rękę i zaczął ją ciągnąć w jakimś niewiadomym kierunku.

Gdy w końcu znaleźli się w samym środku targu, gdzie było pełno garnków, patelni, materiałów, kadzideł, strojów, narzędzi i miłych osób, które co chwilę witały się z Po.

– Dzień dobry Pani Yoon… Witam Panie Cheng… Miłego dnia Pani Hao… Witam Panią, Pani Yan Fan… Dzień dobry Panie Tao…

– Po! – warknęła na niego Tygrysica w ostateczności.

– No i cześć Tygrysko, heh. – zachichotał zakłopotany Po.

– Czy my przyszliśmy tutaj tylko po to, żeby przywitać każdego mijanego przechodnia? – zapytała zirytowana.

– Oczywiście, że nie. Choć, może coś sobie kupimy. – zasugerował, kierując się w stronę stoiska z kolorowymi ozdobami. Po przeglądał jakieś bransoletki i wisiorki, później świece zapachowe. – Wolisz taki wisiorek, czy świeczkę? – zapytał pokazując.

– Chyba wezmę świecę. – skwitowała.

Zaczęła je przeglądać i wąchać, aż w końcu zdecydowała się trzy duże lawendowe i dwie waniliowe. Wyciągnęła sakiewkę, gdy nagle Po pojawił się przed nią. Miał już w ręku jakiś wok i garnek.

– Ja zapłacę. Te świece to… niech to będzie prezent ode mnie. – Po wzruszył ramionami i wysypał na ladę naprzeciw starej kozy całą górę drobniaków.

Kobieta zaczęła liczyć monetę po monecie, a Tygrysica jęknęła.

– Nie mogłeś dać mi zapłacić, przecież to zajmie jej całe wieki, zanim odliczy z tego odpowiednią należność.

– Nie, po prostu chciałem ci zrobić przyjemność. Niektórzy moi przyjaciele lubią dostawać prezenty i tak dalej. – wytłumaczył jej, czując, że może słowo przyjaciele to za mało. – Ech. – westchnął sam do siebie.

Stara koza w końcu odliczyła pięćdziesiąt yuanów i zapakowała im do materiałowej torebki zakupione przedmioty. Po chwycił torbę i postanowił nosić ich zakupy, kierując się w stronę niskiego, kamiennego budynku z czerwonym dachem. W środku było dość ciemno, jakby nastrojowo. Podeszli do budki, w której siedział prosiak w granatowej szacie z wzorami, jakby był jakimś wróżbitą.

– Dzień dobry, prosimy dwa bilety na występ Czarnych Panter. – powiedział uprzejmie Po.

– Należy się czterdzieści yuanów. – zaskrzypiał starzec.

Po powoli zaczął liczyć drobne, aż w końcu doszedł do wymaganej sumy.

– Proszę. – podał pieniądze, otrzymując w zamian dwie, małe, czarne karteczki.

Oboje powoli ruszyli w kierunku dużej sali, zrobionej praktycznie z drewna. Znaleźli sobie wolną ławkę i zaczęli podziwiać występ.

Tygrysica oparła się tak jakby o Po, lekko się o niego ocierając.

– Myślałam, że będą trochę bardziej interesujący. – stwierdziła znudzona.

Na scenie tańczyli i wirowali czterej mężczyźni z pokaźną muskulaturą, byli oni kotami o bardzo czarnym futrze, a każdy miał spodnie innego koloru, odrobinę luźniejsze, niż zazwyczaj noszą faceci, których zna ona, a prawdopodobnie miały być większe dlatego, żeby ukryć wiosenne wpływy u tych akrobatycznych śpiewaków.

– Jak dla mnie są całkiem spoko. – stwierdził Po, niemal śpiewając nagłos każdą wykonywaną przez Pantery piosenkę.

– Są piekielnie nudni. – szepnęła do Po, muskając ręką jego lewe ramię, jakby je masowała.

– Ech, czy tobie kiedykolwiek, ktokolwiek dogodzi? – zapytał z westchnieniem.

– Już nie martw się, mnie też da się dogodzić, ale to… to są jacyś pozerzy. – zadrwiła.

– Mają fajne piosenki. – oponował Po.

– Same miłosne ballady. – prychnęła.

A Po zaczął nucić.

Twoja piękna twarz i usta Twe

Mówiły mi, że kochasz mnie

Szeptałaś mi, że ja i Ty

Kochamy się jak dotąd nikt.

Wierzyłem Ci, że kochasz mnie

A przecież Ty zdradziłaś mnie

Na próżno więc kochałem Cię

Bo miłość Twa zawiodła mnie.

Tygrysica po prostu ziewnęła na znak niezadowolenia, wywracając oczami na wokalne popisy Po.

W końcu jakąś godzinę później pokaz się skończył, a nad doliną zaczął iskrzyć się złotem i pomarańczami zachód słońca. Po i Tygrysica opuścili budynek z areną i powoli ruszyli ulicami wioski.

– A więc, gdzie teraz? – ziewnęła Tygrysica.

– Przydałoby nam się coś zjeść, ale ty mówiłaś coś o herbacie, więc pozwolę ci wybrać. – uśmiechnął się do niej, widząc, jak wymęczył ją ten występ.

– Chociaż coś. – skwitowała posępnie.

Powoli zaczęła skręcać w jakieś ciemne uliczki, które Po kojarzyły się tylko z bezdomnymi i pijakami. Cóż, jest Smoczym, ale nadal boi się takich zakamarków. Tygrysica w końcu podeszła do niewielkiego budynku, pomalowanego na brązowo z zielonym daszkiem i lampionami. Przez proste drewniane drzwi z witrażową szybką weszli do środka. Było tam odrobinę ciemno. Bordowe ściany, ciemna, drewniana podłoga i ciemne drewniane stoły oraz kontuar. Światło rozpraszały jedynie pomarańczowe lampiony, wiszące nad stolikami.

– Wow, co za nastrój! – zachwycił się Po, po wejściu do środka, wybierając jeden ze stolików.

– Można tu spokojnie posiedzieć i pomyśleć, nie tak jak w innych placówkach. – spojrzała znacząco na niego i od razu zrozumiał, że chodzi jej o restaurację jego taty, gdzie ciągle ktoś przychodzi na kluski.

Podszedł do nich prosiak i uparcie czekał na zamówienie.

– Co mogę podać? – zapytał kelner.

– Herbatę jaśminową z miodem. – powiedziała cicho Tygrysica.

– A dla mnie zieloną herbatę… też z miodem. – Po wzruszył ramionami.

– Oczywiście, wasze zamówienie niedługo przyniosę. Życzę miłego dnia, czcigodni Mistrzowie. – uśmiechnął się, po czym całkowicie oddalił.

– Heh, fajna miejscówka. – stwierdził Po rozglądając się na boki.

– Tak, lubię takie ciche miejsca. – wyznała.

– No tak. Naprawdę nie podobały ci się występy Czarnych Panter? – zapytał z zawiedzionym westchnieniem.

– Nie, nie przepadam za zawodzącymi kotami, śpiewającymi smętne ballady, nie wierzącymi nawet w to, o czym śpiewają. – odparła z wyrzutem.

– A jakbym to ja tak ci śpiewał takie piosenki? – dopytywał z uśmiechem.

– To wtedy powiedziałbym, żebyś przestał wyć i zajął się czymś poważnym, bo Smoczemu Wojownikowi nie przystoi takie zachowanie. – odpowiedziała teatralnie.

– Haha, no tak. – zaśmiał się.

– Zastanawiałam się, czy wróciły ci jakieś wspomnienia z tego wieczoru w Gongmen. – wypowiedziała na głos, na chwilę robiąc pauzę.

– Eee, nie wiele, to znaczy wiem, że mocno mnie poobijałaś przez drogę, no i tyle. – zachichotał nerwowo.

– Musiałam cię jakoś przenieść, skacząc z dachu na dach, a później jeszcze udawać przed recepcjonistką, że tylko śpisz i nie jesteś pijany, żeby nie wzbudzać sensacji, a później rozebrać, co było najciekawszą i najzabawniejszą częścią tego wieczoru. – mrugnęła do niego z uśmiechem.

– Heh, tak. – zachichotał zażenowany.

Prosiak postawił przed nimi dwie porcelanowe, zdobione filiżanki herbaty, mówiąc:

– Proszę.

– Dziękuję. – odpowiedziała z uśmiechem Tygrysica, Prosiak skinął głową, po czym znów się oddalił.

– Ach, fajnie jest mieć takie dni wolne, prawda? – zapytał Po, żeby sprawdzić, czy dziś tęskni za treningiem, choć i tak już zdążyła to zrobić.

– Czasami tak. – zgodziła się z nim, uśmiechając się sardonicznie.

– Zdaje się, że za tym nie przepadasz. – zauważył.

– Nie jestem przyzwyczajona do dni bez chwili treningu. – wyjaśniła.

– Cóż, nie musisz być zawsze tak spięta. Trochę luzu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. – stwierdził z lekkim uśmieszkiem.

– Skąd wiesz, że teraz nie jestem wyluzowana? – zapytała, biorąc łyk herbaty.

– Bo tak mocno napinasz mięśnie ramion i w ogóle na plecach. Cóż, w tej szacie i tak tak bardzo nie widać, ale ja to wiem. – wyjaśnił.

– Naprawdę chcesz, żebym się rozluźniła? – zapytała z jakimś dziwnym uśmieszkiem.

– No tak, stres w końcu zabija. – uśmiechnął się lekko.

– Ale ty także musisz się trochę odprężyć. – stwierdziła z przekonaniem, obniżając się na siedzeniu, tak żeby mogła sięgnąć nogą jego uda, zaczęła powolny i dziwny w oczach Po, masaż.

Po przez chwilę czuł się nerwowo, ale w końcu się rozluźnił, gdy Tygrysica poruszała w górę i w dół jego nogi. Poczuł się tak jakby dziwnie, ale w sumie w dobry sposób, oddech mu przyspieszył i wszystko byłoby dobrze gdyby nie poczuł, że jego do tej pory luźne spodnie, tak jakby zrobiły się jakieś takie ciasne.

– Eeeem, muszę iść do łazienki. – zerwał się nagle z krzesła i szybko pobiegł na tyły.

Tygrysica odczekała aż zniknie i zaczęła się głośno śmiać.

Hmm, to było dość interesujące. Po ucieka, kiedy się go trochę pobudzi." Pomyślała z rozbawieniem.

Kilka minut później Panda powrócił do stolika i nawet po wzięciu wielu uspokajających oddechów, nadal czuł jakiś swego rodzaju dyskomfort i coś dziwnego w sposób emocjonalny? Sam nawet nie wiedział.

– I jak się czujesz? – zapytała słodko z diabelskim uśmiechem.

– W porządku, tylko… – zaczął. – mam taką jakby… prośbę? Tak, prośbę. Mogłabyś już więcej tak nie robić, to znaczy… No wiesz, po każdym takim spotkaniu z tobą, em w głowie mam później kompletny mętlik no i uszczerbki na zdrowiu fizycznym i psychicznym. No wiesz, obolałe nadgarstki po skuciu kajdankami przez krokodyle, ból głowy po ataku złego ducha, którego uwolniłaś z zazdrości, no i jeszcze inne dziwne frakcje, jak dzisiaj. – westchnął.

– Oczywiście, masz załatwione. – uśmiechnęła się kpiąco, popijając herbatę.

Po wywrócił oczami i również dopił swoją. Gdy przyszedł Prosiak w postaci kelnera, oboje zapłacili i opuścili herbaciarnię.

– No to, gdzie teraz? – zapytał Po, gdy tak szli ulicami.

– Cóż, jest już późno. Gdybyś nie był taki chętny do picia alkoholu, to moglibyśmy się przejść do baru, ale skoro jednak nie radzisz sobie w takich miejscach, to lepiej wróćmy do Pałacu. – stwierdziła z uśmieszkiem.

– Haha, bardzo śmieszne. To był tylko konkurs. – burknął urażony, wiedział, że ona będzie mu to wypominać do późnej starości.

– Ty wiesz, że Małpa tak naprawdę wylewa za siebie? – zapytała przyglądając się jego wyrazowi twarzy.

– Co?! Ale… skąd wiesz? – wysapał zszokowany.

– Po prostu wiem, widziałam to już nie raz, a poza tym wypił tyle samo, co ty, a nic mu nie było… no od czasu do czasu udawał, że bełkocze, żeby ci się wydawało, że dajesz mu radę. – wyjaśniła mu.

– Jak widziałaś, skoro cię tam nigdzie nie było? – pokręcił głową.

– Cóż, tym razem rzeczywiście mnie przy was nie było, ale to nie był mój pierwszy raz, jak byłam w barze z chłopakami. Wiem, że oni zawsze to robią, też z nimi rywalizowałam, tylko ja też udawałam i tkwiliśmy tak do zamknięcia baru. – zaśmiała się.

– Tak, a ja dałem się wkręcić. – westchnął smutno Po. – Chyba jutro dorwę Małpę na treningu i zmuszę, żeby mi wyśpiewał całą prawdę, bo inaczej spotka go gniew wściekłych pięści Smoka. – stwierdził z zawziętością.

– A więc powodzenia twardzielu. – poklepała go po plecach. – Mi przynajmniej musiał przyznać zwycięstwo. – mrugnęła. – Tobie też powinien.

– Jasne, dzięki. Ale będzie awantura, przynajmniej przez tydzień pewnie będziemy się z Małpą tłuc. – wywnioskował smętnie.

– Tylko obyście się ogarnęli do końca tygodnia, przed przybyciem Cesarza, bo Shifu was obu ostro ukarze. – ostrzegła go.

– Och, jakim przybyciem Cesarza? Skąd o tym wiesz? – zapytał zaciekawiony z szerokim uśmiechem.

– Od Shifu. Nie wiedziałeś? Wszystkim już o tym mówił i to jeszcze jak byliśmy w Gongmen. – odparła zdziwiona jego niewiedzą.

– Mnie nie. – wzruszył ramionami.

– Jest jakiś konkretny powód, dla którego przybywa? Znaczy Cesarz. – zapytał wyraźnie skołowany.

– Naprawdę nie wiesz? Ma wręczać medale za zasługi w Gongmen. A mi Mistrz kazał napisać przemowę na jego cześć i o tym jak to jest być Mistrzem i Wojownikiem. – wytłumaczyła mu.

– Och, no to gratulacje. Będziesz miała się okazję zaprezentować przed wielkim… eee nie wiem jakiego gatunku jest Cesarz, zresztą, wiesz o co mi chodzi. – postukał się palcem po brodzie.

– To nie moja pierwsza taka mowa. Już kilka razy spotkałam Cesarza, poza tym to Smoczy Wojownik będzie tym razem główną atrakcją i ukrytym powodem, dla którego przybywa Cesarz. – mrugnęła do niego.

– Och, naprawdę? Ojej… – był taki szczęśliwy. Jego szczęka opadła, miał ochotę skakać. – To takie mocarne!

– Tak i też się cieszę, że w końcu ktoś doceni twoją ciężką pracę. – szepnęła do niego, gdy dotarli na szczyt schodów i stanęli w głównej bramie.

– Dzięki. – odparł lekko się rumieniąc, gdy przeszli przez dziedziniec. – Cóż, czasami zapominam, że wy już mieliście okazję zabłyszczeć, mieć te wszystkie fankluby i inne.

– To nie jest wcale ważne. – Tygrysica stwierdziła wzruszając ramionami.

– Tak, ale Wściekły Ryż jest mocarny, mimo wszystko. – zauważył, gdy znaleźli się przed swoimi pokojami.

– Może, ale takie rzeczy to nie wszystko. – uśmiechnęła się. – Dziękuję za to wspaniałe popołudnie i wieczór. – szepnęła, po czym pocałowała go delikatnie w policzek.

– Och, heh, nie trzeba było, zresztą pewnie przez ten pocałunek przemawia ta twoja… chwilowa przypadłość, której nazwy nie pamiętam. – stwierdził, smutnawo się uśmiechając.

– Tym razem nie. – zapewniła go kładąc rękę na jego ramieniu.

– Och… a więc jak się czujesz? W sensie, no wiesz z tym całym procesem… czy czymś tam. – zapytał zainteresowany jej samopoczuciem.

– W porządku, dziś na cały dzień odwróciłeś moją uwagę od tych wszystkich instynktów. – uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

– A więc instynkty? – zapytał.

– Tak, instynkt odpowiadający za przetrwanie gatunku, instynkt drapieżcy, który pomaga mi w walce, no i instynkt samozachowawczy, który sprawia, że ostrożnie zachowuję się w sytuacjach zagrażających życiu. Wszystkie koty je mają. – wyjaśniła.

– Och, no tak. Pandy też mają takie jakby swoje instynkty. – uśmiechnął się.

– Na przykład instynkt podpowiada ci, jak wykraść ciastka Małpy z górnej szafki w kuchni? – zażartowała.

– Możliwe. – wzruszył ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć.

– A więc dobrej nocy, Smoczy Wojowniku. – szepnęła z uśmiechem, kierując się w stronę drzwi swojego pokoju.

– Taak, to znaczy czekaj jeszcze chwilę. – zatrzymał ją. – Co do tych twoich dolegliwości, czy można ci jakoś… pomóc?

– Cóż, sądzę, że nie powinieneś się w to zagłębiać. – odparła z przekonaniem.

– Szkoda, ale jakby co możesz na mnie liczyć. – oświadczył.

– Dzięki. – odparła chowając się w swoim pokoju. – Cóż, mógłbyś mi pomóc, gdybyś był do tego odpowiednim partnerem. – powiedziała sama do siebie, podchodząc do łóżka, nie wiedząc, że Po to wszystko słyszał.


Odpowiednim partnerem? Jak…hm. Może zrobię jej kolację?" pomyślał sobie, udając się do kuchni.

Sam zjadł trochę pierogów, a dla Tygrysicy zaczął gotować swoją zupę z tajnym składnikiem. Gdy skończył, nalał zupę do miski, ustawił ją na drewnianej tacy, wziął łyżkę, chrupkie bułki i serwetki, i postanowił to wszystko zanieść do jej pokoju.


I to na razie tyle! Zapraszam też jeszcze do mnie na Wattpada na opowiadanie Burzliwy Romans oraz na stronę Discord. Linku Wam tu nie podam, bo się nie da, ale znajdziecie go na Wattpadzie u TrueJackoba i tam dowiecie się więcej. ;)

A teraz proszę o opinie!