Autor: The Fictionist

Tytuł oryginału: Butterfly Heart

Link do oryginału: s/9172646/1/Butterfly-Heart

Tłumacz: Panna Mi

Tytuł tłumaczenia: Motyle serce

Zgoda: jest

Beta: Himitsu (rozdziały 1-16), Felly (rozdziały 26-30), Disharmonie (rozdziały 30-40)

Długość: 40 rozdziałów

Rating: M

Opis: Slash HP/TMR. Inspirowane Milczeniem owiec/Hannibalem. AU: Po ostatnich wydarzeniach w życiu Harry'ego, Hermiona kieruje go do renomowanego psychiatry, doktora 'a. Ten okazuje się zupełnie inny, niż Harry się spodziewał i szybko udowadnia, że jest bardzo pomocny w odpędzaniu nawiedzających go na jawie cieni. Gdyby tylko wszystko pozostało takie proste...

Ostrzeżenia ogólne: SLASH HP/TMR, AU, przemoc, morderstwa, manipulacje


Witam was wszystkich bardzo serdecznie z obiecanym nowym tłumaczeniem. Tak jak już mówiłam, wskoczy ono na miejsce „Osądu ich fantazji" – całą sytuację wyjaśniłam już tam w notce od tłumacza, więc pozwólcie, że nie będę się znowu powtarzała :). I tak jestem zbyt gadatliwa. W każdym razie, kolejne rozdziały „Motylego serca" będą pojawiały się regularnie w każdy czwartek.

To tłumaczenie już od naprawdę dawna chodziło mi po głowie – kiedyś wspomniałam o nim w jednej z notek przed którąś z miniaturek. Od razu mówię też, że przy jego czytaniu nie jest konieczna ani znajomość „Milczenia owiec", ani „Hannibala" – one są tylko bardzo ogólną inspiracją i nie mają tak właściwie żadnego związku z fabułą. To nie jest crossover. I – jak zwykle u The Fictionist – fic skupia się głównie na relacjach między bohaterami. I, um, SLASH HP/TMR! Mniej więcej.

Na koniec pragnę podziękować jeszcze Szmaragdowemu Kotowi za pomoc w poprawnym opisaniu przypisów. A także kochanej Himitsu za tak wspaniałą betę, dzięki której ten tekst jest zdecydowanie lepszy niż mógłby być.

Miłego czytania! Mam wielką nadzieję, że wam się spodoba…


Motyle serce

Część pierwsza

Rozdział pierwszy

Poczekalnia była urządzona drogo i elegancko. Siedział na ciemnej, skórzanej kanapie, próbując się nie wiercić, co rusz zaciskając i rozwijając dłonie spoczywające na jego kolanach.

Harry nie mógł uwierzyć, że Hermionie udało się go do tego namówić.

Zmobilizował wszystkie pokłady swoich sił, każdy posiadany skrawek woli, aby po prostu nie czmychnąć jak najdalej od tego pokoju, od tych drzwi – a przede wszystkim od człowieka, który się za nimi znajdował i tego, co sobą reprezentował.

W czarodziejskim świecie nie było zbyt wielu psychiatrów, a jeżeli już się jacyś znaleźli, zwykle nazywano się ich „uzdrowicielami umysłów" i pracowali w Świętym Mungu.

Tom Riddle był niespotykanym przypadkiem.

Był znany na cały kraj ze swojej wiedzy o ludzkich umysłach i wszystkich dziedzin psychiatrii, w tym kryminalistyki, co pozwalało aurorom na konsultowanie się z nim w niemal mugolski sposób odnośnie niektórych prowadzonych spraw.

Być może dlatego właśnie tutaj siedział. Sam nie wiedział.

Wiedział tylko, że zaczynał kruszyć się na krawędziach jak palony papier, a jego zdrowie psychiczne powoli usychało w przypaloną kupkę popiołu.

Zwilżył wargi, zerkając w dół na tykający zegarek.

Nigdy za bardzo nie podobała mu się myśl znajdowania się pod opieką psychiatryczną, mugolską czy magiczną. Hermiona jednak zapewniała go, że Riddle nie był kimś wpychającym pigułki w swoich pacjentów. Twierdziła, że był po prostu kimś, z kim można było porozmawiać. Kimś, kto pomagał innym rozprawić się z ich myślami, nieosądzającym słuchaczem.

Osobiście myślał, że to stek bzdur, jakby był jakąś złamaną zabawką, którą trzeba było z powrotem poskładać w jedną całość i naprawić.

Jednak nie miał tu nic do gadania. W świetle ostatnich wydarzeń musiał wziąć w tym udział i przynajmniej spróbować.

Był jedyną osobą w drobiazgowo wysprzątanej i uporządkowanej poczekalni. Według niego była zbyt sterylnie czysta, ale był pewien, że dla niektórych ta biała przestrzeń mogła wydawać się kojąca i uspokajająca.

Wbił paznokcie w swoją dłoń, niemal tworząc na niej krwistoczerwone, malutkie półksiężyce.

Zaschło mu w gardle.

Zegar tykał.

Nieosądzający słuchacz czy nie, wciąż mu się to nie podobało. A jednak musiał wytrwać sześć miesięcy tych spotkań, jeśli chciał utrzymać swoją posadę aurora – a z całą pewnością chciał złapać Voldemorta. Od czasu swojego ostatniego morderstwa i ataku, mężczyzna zapadł się pod ziemię, ale Harry po prostu wiedział, że wciąż czai się w pobliżu. Gdzieś tam.

Sześć miesięcy to i tak za dużo – cholera, jeśli o niego chodziło, wystarczyłoby mu jedno spotkanie. Zresztą Riddle i tak pobierał za nie absurdalnie niebotyczne ceny.

Był całkowicie pewien, że równie dobrze mógłby rozwodzić się nad wszystkim jakiemuś napotkanemu na ulicy pijakowi i odniosłoby to taki sam pieprzony efekt, a też miałby nieosądzającego go słuchacza.

Jego wnętrzności ścisnęły się.

Poderwał się na nogi w chwili, gdy otworzyły się drzwi, czując suchość w ustach.

Tom Riddle był dokładnie taki, jak wyobrażał go sobie po zobaczeniu zdjęć i usłyszeniu o nim różnych rzeczy. Był oczywiście wysoce rekomendowany i miał znakomity życiorys zawodowy – ale to w żaden sposób nie uspokajało oporów i wątpliwości Harry'ego. Być może jedynie je wzmacniało.

Nie podobało mu się to, że ktoś miał go psychoanalizować, próbować dostać się do jego głowy. Do diabła, w obecnych czasach nie był nawet gotowy do introspekcji*. Był całkowicie świadomy, że pod pewnymi względami było z nim coś nie tak i możliwe, że to był właśnie kolejny powód, dla którego nie chciał tego ruszać. Nie wiedział, co odnajdzie, co być może obudzi z ciemności tylnich części swojego umysłu.

Był jednak Harrym Potterem; nie mógł po cicho sobie pękać i rozpadać się na kawałki.

Riddle był irytująco dobrze ubrany i uporządkowany, zupełnie jak poczekalnia. To wszystko zdawało mu się pułapką, ten wyraźny wysiłek włożony w to, aby przedstawiać sobą starannie wybrany obraz. Poczekalnia została zaprojektowana, aby uspokoić klientów, ale Riddle… nie wiedział, co było celem Riddle'a, ale nie podobała mu się myśl, że ten mężczyzna prawdopodobnie jakiś ten cel miał.

Był jednak młodszy niż oczekiwał.

Harry gapił się niezręcznie w podłogę, kiedy poprzedni pacjent przed wyjściem kilkakrotnie jeszcze podziękował Riddle'owi i gorliwie potrząsnął jego dłonią.

— Panie Potter, wejdź proszę i zajmij miejsce.

Głos Riddle'a był niczym płynny aksamit. Nie ufał mu.

Nadszedł czas. Jeśli chciał zwiać, zdecydowanie powinien zrobić to właśnie teraz.

Hermiona byłaby taka rozczarowana. Ron też. Może dlatego właśnie, że na samą myśl o zawiedzeniu ich poczuł gorycz, wszedł do drugiego pokoju, przypominając przy tym trochę człowieka idącego na bitwę lub, co bardziej teraz pasowało, egzekucję. Potrząsnął rękę Riddle'a, zacisnął szczękę i spojrzał na…

Kanapę. To musiał być chyba jakiś żart.

Natychmiast ruszył, aby zająć jedyne znajdujące się w pomieszczeniu krzesło – które bez wątpienia należało do Riddle'a – ale mężczyzna spokojnie, choć zdecydowanie chwycił jego ramię i pokierował nim w stronę kanapy.

Jego oczy rozbłysły.

Taak, nie było mowy, aby to zadziałało; ten mężczyzna był jak zły dowcip.

Z pewnością nie zamierzał się na niej położyć, to by było po prostu śmieszne, nie widział również, jak miało mu to w czymkolwiek pomóc.

Zamiast tego usiadł na samym jej skraju, w każdej chwili gotów z niej zeskoczyć. Riddle spokojnie przyciągnął swoje krzesło i usiadł naprzeciwko niego, składając ręce na kolanach. Nie miał żadnego notatnika i przynajmniej to był jakiś plus.

Nastała długa, niewygodna cisza, w czasie której Riddle tylko patrzył się na niego – i Harry był całkowicie cholernie pewien, że to nie tak to wszystko powinno wyglądać! Poza tym, gapienie się było niegrzeczne.

Odwzajemnił beznamiętnie jego spojrzenie, nie godząc się być tym, który pierwszy złamie kontakt wzrokowy, który pierwszy się wycofa.

Riddle odezwał się w końcu. Odkąd tak siedzieli i tylko patrzyli się na siebie musiało minąć dobre pięć minut.

— Dlaczego tutaj jesteś, Harry?

— Och, więc teraz jesteśmy już ze sobą po imieniu? To nie jest zbyt profesjonalne – odwarknął Potter. Ku jego zdumieniu, mały uśmieszek wykrzywił usta Riddle'a.

— Wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę charakter mojej pracy, nie widzę potrzeby trzymania się takich krępujących formalności we wnętrzu tego pokoju.

— Myślisz, że nazywanie mnie Harrym sprawi, że się na ciebie otworzę? Masz moje akta, dlaczego po prostu nie wyczytasz z nich odpowiedzi na swoje pytanie? Ty… ty doskonale wiesz, dlaczego tutaj jestem.

Voldemort. Morderstwa. Atak. To wszystko.

— Nie spoglądałem w akta. – Riddle machnął niemal lekceważąco ręką. – Wolę dochodzić do swoich własnych wniosków i obserwacji oraz, jakkolwiek może ci się to wydawać dziwne, rozmawiać z moimi klientami, a nie opierać się na osądach innych ludzi.

Harry prychnął, wbrew sobie, w reakcji na jego suchy ton, a następnie nabrał podejrzeń, że Riddle mógł tak szybko sprawić, iż zapragnął uśmiechnąć się blado. Nie był to wprawdzie nie-mam-nic-przeciwko-tej-sytuacji uśmiech, ale mimo wszystko uśmiech.

— Klientami? Nie pacjentami?

— Tak, klientami – powiedział spokojnie Riddle. – Słowo pacjent sugerowałoby, że zamierzam cię leczyć.

Harry uniósł brew i tym razem przyjrzał się psychiatrze ze sceptyczną ciekawością. To było… nie coś, czego się spodziewał. Hermiona mówiła, że ten mężczyzna różnił się od wszystkich innych w tym zawodzie, ale nie do końca jej wierzył. Myślał, że po prostu próbowała upewnić się, że pójdzie na to spotkanie.

— A nie zamierzasz? – zapytał.

— Nie. Moim celem jest zainspirowanie cię do uleczenia samego siebie. To całkowicie jasne, że masz w swoim umyśle wiele obaw, inaczej nie zwróciłbyś się do mnie, jednak z punktu widzenia zaburzeń psychicznych nie są one kliniczne, a zatem należy traktować je inaczej niż taką schizofrenię czy chorobę afektywną**, które są częściowo spowodowane przez brak równowagi chemicznej w mózgu – oznajmił Riddle. – Co za tym idzie, jesteś najlepszą osobą, która może cię uleczyć, o ile trochę ci się w tym pomoże. Twój problem nie ma również podłoża genetycznego. Dlaczego tutaj jesteś? – zapytał ponownie.

— Twoja praca musi być bardzo interesująca – odparł po chwili Harry. – To jeden z tych niewielu zawodów, w którym ludzie już przy pierwszym spotkaniu tak swobodnie wylewają ci swoje tajemnice. – Tak jakby. Czy ludzie naprawdę zwierzają się nieznajomemu? Może i było to terapeutyczne, właściwie pewnie tak, ale jakoś nie mógł się do tego zmusić.

— Źle zrozumiałeś moje pytanie, Harry – powiedział mężczyzna. – W tej chwili nie jestem zainteresowany konkretnymi szczegółami dotyczącymi tego, dlaczego potrzebujesz lub chcesz mojej pomocy. Jestem bardziej zaabsorbowany faktem, że odwiedzasz mnie, chociaż jasne jest, że nie masz na to ochoty. Dlaczego tutaj jesteś? Z powodu przyjaciół?

Harry wprawdzie nie gapił się na Riddle'a, ale jego oczy mogły być lekko rozszerzone.

— Taa – przyznał po chwili. – Z powodu przyjaciół. Nie lubię psychiatrów.

— Dlaczego?

— Ty mi powiedz, jesteś psychiatrą.

— Nie lubisz czuć się psychoanalizowany i rozkładany na czynniki pierwsze, nie chcesz też wiedzieć, co znajduje się w twojej głowie, bo jesteś świadomy, że odkrywanie tego będzie bolesnym procesem zmuszającym cię do zmierzenia się z problemami, które wolisz ignorować. Nie chcesz również, by ktoś pomyślał sobie, że potrzebujesz pomocy, a co za tym idzie, że coś w twojej głowie, słabego lub uszkodzonego, potrzebuje naprawy.

— Niezły strzał. – Harry uśmiechnął się szyderczo.

— To nie był strzał. To właściwie dość powszechna reakcja.

— Nie powinieneś mówić mi, że jestem unikalnym płatkiem śniegu***? – odgryzł się, zirytowany. – A nie trywializować moje problemy z udaniem się po pomoc do psychiatry?

— Tylko dlatego, że coś jest powszechne nie znaczy, że jest trywialne. Śmierć to najbardziej pospolita rzecz w całej naszej egzystencji, jedyna, którą dzieli ze sobą każde istniejące stworzenie, a jednak trudno powiedzieć, że jest trywialna, skoro rządzi naszym życiem z powodu samych swoich skutków i naszego odczuwanego przed nią strachu – zripostował natychmiast Riddle. Harry zamarł na te słowa, a następnie w końcu odwrócił wzrok i rozejrzał się po pokoju.

Podobnie jak poczekalnia, był on czysty i schludny. Stała w nim kanapa, krzesło, biurko i duża szafa. W ścianie były jeszcze jedne drzwi.

— Do czego to zmierza? – zapytał.

— Jestem pewien, że dowiesz się w trakcie naszych spotkań.

— Wydajesz się cholernie pewien, że tu wrócę, chociaż właśnie powiedziałem, że nie lubię psychiatrów.

Riddle roześmiał się.

— Nie jestem przeciętnym uzdrowicielem umysłu.

— To jasne – mruknął Harry. – Twój profesjonalizm pozostawia sobie wiele do życzenia.

— Do czego doprowadziłby mnie profesjonalizm, skoro sprawa jest tak osobista? Jak najbardziej zamierzam wypchnąć cię poza strefę komfortu, Harry. Zamierzam dostać się do twojej głowy i zamierzam zamęczać cię również w niej, bez względu na to, jak bardzo pragnąłbyś po prostu uciec od swoich problemów.

— Nie zrobisz tego, jeśli tu nie wrócę.

— No cóż, jeszcze stąd nie wyszedłeś, prawda? – Na twarzy Riddle'a pojawił się uśmieszek. Harry skrzywił się, natychmiast podnosząc się na nogi, i jego towarzysz uniósł ręce pojednawczym geście. – Jedno spotkanie. Czy nie to obiecałeś swojej przyjaciółce? Hermionie?

— Skąd…

— Nie muszę czytać akt, aby rozpoznać Złotego Chłopca Ministerstwa i aby wiedzieć, z kim utrzymuje kontakty. A stąd wystarczy już tylko wydedukować logicznie, kto cię tutaj wysłał, jako że oczywiste jest, że nie był to twój pomysł. Poza tym, miałem wrażenie, że ktoś prędzej czy później cię do mnie sprowadzi. To była tylko kwestia czasu.

Grymas Harry'ego powiększył się i zacisnął on szczęki. Riddle natomiast tylko dalej przyglądał mu się spokojnie, wykonując jedynie uprzejmy gest zachęcający go do ponownego zajęcia miejsca. Spojrzenie w jego oczy przedstawiło go jednak w zupełnie innym świetle – była w nich prowokacja, wyzwanie, by tylko spróbował uciec jak tchórz. I właśnie to go powstrzymało, bo w tym spojrzeniu kryło się coś jeszcze, coś, czego nie był w stanie nazwać. No i, oczywiście, wyzywanie go, by postąpił jak tchórz.

Czasem nienawidził być Gryfonem.

Usiadł.


Wiele osób stawało się psychiatrami, uzdrowicielami umysłów czy innymi przedstawicielami tych dziedzin medycyny, aby pomagać ludziom, sprawiać, że będą lepsi.

Tom mógł śmiało powiedzieć, że ani trochę się do takich nie zaliczał i być może to właśnie sprawiało, że był taki dobry w swoim zawodzie. Nie zwracał uwagi na konwencjonalne normy swojego fachu, nie zgadzał się na stosowanie tradycyjnych metod, a jego motywacje były czysto egoistyczne.

Najprościej mówiąc, lubił sekrety, uwielbiał też zagadki i bez problemu był w stanie przybierać różne twarze w zależności od tego, czego wymagał jego obecny projekt – ten oficjalny, ale także ten prywatny. Mógł udawać łagodnego słuchacza, był w stanie dawać ludziom dokładnie to, czego chcieli lub oczekiwali.

Harry nie był wyjątkiem, jego zdanie na ten temat nie zmieniło się, i nie skłamał na temat swojej metodologii.

Większość przychodzących do niego osób była nudna – ciekawa na swój własny sposób, z powodu złożoności ich emocji, których po prostu nie był w stanie zrozumieć, ale które pochłaniał gorliwie, aby zaspokoić swój apetyt władzy i kontroli, chęć zdobycia trofeów, zgarnięcia ludzkich sec i dusz, które następnie wykorzystywał do własnych celów – ale tym razem był podekscytowany.

On był… idealny. Naprawdę miał wielką nadzieję, że ktoś skieruje do niego „Chłopca, Który Przeżył".

Harry Potter. Po prostu idealny.

Oczywiście chłopiec go nie pamiętał, nie wiedział o tym wszystkim, czego dokonał i czym zajmował się po pracy, ale to tylko sprawiało, że cała ta sytuacja była przecudnie ironiczna.

A już zwłaszcza, że z pewnością będą rozmawiać o Voldemorcie. Jego oczy zalśniły nieco, tylko na sekundę, kiedy Harry ponownie usiadł na kanapie.

Nieco pomagało w tym wszystkim to, że Harry był taką znaną osobistością, dzięki czemu miał przykrywkę dla tego, czemu tyle o nim wiedział, ale tak naprawdę historia między nimi była znacznie bardziej osobista. To naprawdę będzie wspaniała zabawa. Harry będzie zwieńczeniem jego kolekcji, bo wszyscy zawsze ostatecznie stawali się jej elementem. Wszyscy oni do niego należeli, byli jego skarbem i własnością.

Zawsze był bardzo wybredny w wyborze swoich klientów, kiedy już miał wystarczającą sławę, by móc sobie na to pozwolić.

Naprawi Harry'ego, z całą pewnością – nigdy nie pozwoliłby, aby ktokolwiek mu powiedział, że nie jest dobry w swoim fachu. Interesujące jednak było to, w co ten się zamieni, kiedy już złoży się go w całość, co wtedy odkryje i jak będzie mógł wykorzystać swoją wiedzę, aby lepiej uchronić się przed wyjawieniem swoich planów i sekretów, jak będzie mógł ukształtować Harry'ego i sprawić, by i on wraz z czasem stał się jego własnością.

Harry był tym, który już raz mu kiedyś uciekł. Nigdy więcej.

Posłał młodszemu mężczyźnie promienny uśmiech.

Niech rozpocznie się gra.

Zawsze dokładnie wiedział, czego chce.


* introspekcja – obserwowanie i analizowanie własnych stanów psychicznych, myśli, uczuć i motywów.

**choroba afektywna dwubiegunowa, cyklofrenia, choroba maniakalno-depresyjna – zaburzenie psychiczne polegające na huśtawce nastroju, pojawianiu się nawracających patologicznych zmian nastroju: depresji i manii/euforii wynikających z nieprawidłowego wydzielania się chemii w mózgu. W przebiegu choroby mogą wystąpić objawy wytwórcze – halucynacje i urojenia.

*** syndrom unikalnego płatka śniegu (ang. special snowflake syndrome) – nieistniejący w rzeczywistej oficjalnej terminologii syndrom silenia się na indywidualizm; przekonanie, że jest się lepszym i bardziej wyjątkowym niż inni, z powodu czego zasługuje się na wyjątkowe traktowanie.