Rozdział 16
Różdżka
x x x
- Na czym dokładnie polega ten rytuał?
- Oficjalnie nazywa się to Rytuałem Poświęcenia, jednakże wbrew nazwie polega to raczej na zwyczajnym rzuceniu na siebie zaklęcia. Nie ma w tym żadnych skomplikowanych ceremonii. By go przeprowadzić, wystarczy że skierujesz różdźkę na siebie i wypowiesz Sacrifice.
Przytaknął, analizując to co usłyszał. Prawdę mówiąc, ulżyło mu, że to jest tak proste, ale słowo Sacrifice nie brzmiało dla niego jak jakiekolwiek zaklęcie.
Czy to naprawdę zadziała tak jak powiedział Voldemort?Zresztą jak spróbuję, to sam się o tym przekonam. Tak, pozostaje tylko jedno małe ale...
Moja różdżka jest połamana.
- Sądzę, że powinieneś teraz rzucić na siebie to zaklęcie. Jutro mam kilka spraw do załatwienia na ulicy Pokątnej. Nie widzę przeszkód w tym, byś też mógł się na nią udać. Co więcej, uważam to wręcz za konieczność. W tej chwili masz jedynie to, co nosisz na sobie. Zdecydowanie potrzebna ci jest nowa garderoba.
Od kiedy on interesuje się tym, czy mam się w co ubrać? Poza tym, jak niby mam sobie kupić cokolwiek, skoro nie tylko róźdźki, ale pieniędzy również nie posiadam!Nie mam nic poza imieniem, które dopiero co nadał mi Voldemort...
Cholera! Czemu to wszystko się tak strasznie skomplikowało?!
- Jeżeli rzucisz na siebie zaklęcie teraz, to jedną sprawę będziemy już mieli za sobą, dzieciaku. Zrób więc to, albo naprawdę przydzielę ci jakiegoś opiekuna spośród moich podwładnych.
Spoglądając na Voldemorta, który najwyraźniej miał dość czekania na to, aż się zdecyduje, prychnął i odwrócił się od niego. Prawdę mówiąc, ani trochę nie obchodziło go to, że ten może się zdenerwować.
Jak coś pójdzie nie tak, to przecież na mnie spadną konsekwencje, a on mnie pogania! Skoro dla niego cała ta sprawa jest tak prosta, to dlaczego nie pomyślał o tym, że obecnie nie mam nawet jak rzucić tego zaklęcia?! A bez rzucenia jego nie mogę udać się na Pokątną, bo zostanę zdemaskowany?!
Szlag by to!
- Do rzucenia czaru, możesz użyć mojej różdżki.
Zaszokowany nagłą propozycją z jego strony, spojrzał podejrzliwie w czerwone tęczówki i nie zważając na to, do kogo mówi, odparował rozeźlony:
- Przecież nie można używać czyjejś różdżki! Zaklęcia nigdy nie są tak dobre jak z własną! Nie dość, że samo zaklęcie jest niebezpieczne, to chcesz żebym rzucił czar obcą różdżką?! Jeszcze mi życie miłe! Nie dam się zabić w tak idiotyczny sposób! - nawet nie zauważył, w którym momencie podniósł głos, uświadomił sobie to dopiero gdy Voldemort znalazł się tuż przy nim.
Zadrżał, gdy smukłe palce zacisnęły się na jego ramieniu, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Czuł, że tym razem posunął się za daleko. Jednak Voldemor nie nawrzeszczał na niego. Nie użył też żadnej z klątw. Jedynie spojrzał mu w oczy i się odsunął. Zaraz potem też usłyszał jego ciche słowa, zdające się przeszywać powietrze.
- Nasze różdżki mają ten sam rdzeń. W obu pióro pochodzi od jednego feniksa. Nie ma znaczenia czy użyjesz mojej, czy własnej. One są praktycznie takie same.
Wiem od dawna, że nasze różdżki posiadają ten sam rdzeń, ale... czy to naprawdę oznacza, że są takie same? Prawdę mówiąc nigdy się nad tym zbytnio nie zastanawiałem, choć zdawałem sobie sprawę z tego, że wiąże mnie z nim blizna i różdżka.
Tak było do tej pory. Tak było, gdy byłem Harrym Potter'em. Teraz jednak blizna zniknęła, a moja tożsamość pozostaje tajemnicą... Mój wygląd był jedynie skutkiem kilku wymyślnych zaklęć... nawet blizna nie była prawdziwa i... zastanawiam się, czy również w doborze różdżki dyrektor mógł w jakikolwiek sposób maczać palce...
Czy to nie chodziło tylko o to, bym jako Potter miał taką samą różdżkę jak Voldemort?
A może to jednak była moja różdżka? Nie wiem czy za pomocą magii w jakikolwiek sposób można wpłynąć na to, komu jaka różdżka pasuje?
Nie jestem również pewien, jaką odpowiedź bym wolał. Czy taką, że teraz tamta różdżka by do mnie nie pasowała... Czy też taką, że moja magia ma takie same preferencje jak magia cholernego Voldemorta.
Nie wiem co mnie bardziej przeraża.
- Możesz spokojnie rzucić to zaklęcie. Z pewnością zadziała właściwie. - Gdy Voldemort wyciągnął w jego stronę rękę z różdżka, wziął ją od niego, nerwowo zaciskając palce na drewnie. Uderzenie gorąca, które owiało go, gdy tylko właściwie schwycił trzonek, przypomniało mu dawne zakupy u Olivandera.
Voldemort miał rację. Z tą różdżką, czuł się tak samo jak z własną. Starając się zbytnio nie zastanawiać nad tym, co to tak właściwie oznacza, powoli skierował ją na siebie, wziął uspokajający oddech i wypowiedział zaklęcie:
- Sacrifice.
Na kilka sekund owiało go ciepłe powietrze, zaraz jednak wszystko ustało. Mimowolnie poruszył ogonem który wciąż był na swoim miejscu.
- Nie zadziałało.
- Zamknij oczy i wyobraź sobie, że twoje uszy i ogon znikają.
Przez chwilę krytycznie spoglądał na Voldemorta, zastanawiając się, czy ten przypadkiem sobie z niego nie żartuje, wreszcie jednak spełnił jego polecenie. Czując się nieco głupio, zaczął w myślach przywoływać swój dawny wygląd. Nie wiedział jak długo tak stał. Był jednak pewien, że to nie przyniosło żadnych rezultatów, nagle jednak Riddle odezwał się ponownie.
- Już po wszystkim.
Zaskoczony otworzył oczy, mimowolnie przesuwając ręką po włosach. Kocich uszu nie było. Obejrzał się z każdej strony, ale ogon również zniknął.
To naprawdę zadziało!
- Kiedy pojawią się ponownie? Czy nie stanie się to przypadkiem, w jakimś najmniej odpowiednim momencie? Co będzie jak o nich mimowolnie pomyślę w tłumie ludzi, co będzie jak się zdemaskuję?
- Nie dzieciaku. To nie działa w ten sposób. Jeśli chcesz by znikły, to rzeczywiście wystarczy, że o nich pomyślisz, jednakże z ich przywróceniem sprawa wygląda nieco inaczej. Aby je ujawnić musisz ponownie skierować na siebie różdżkę i wypowiedzieć zaklęcie. Inkantacja to Resnica. I ubiegając twoje kolejne pytanie, nikt cię w ten sposób nie zdemaskuje, z tego względu, że zaklęcie zadziała tylko w przypadku, gdy rzucisz je sam na siebie, chcąc by cechy kota się pojawiły. Twoja wola jest tu bardzo istotna. Jeżeli rzucisz na siebie czar, nie pragnąc przy tym ujawnienia, nie zadziała.
Przytaknął, w myślach analizując to co właśnie usłyszał. Prawdę mówiąc to zaklęcie coraz bardziej mu się podobało. A dokładniej nawet nie samo zaklęcie, lecz świadomość tego, że nikt go nie zdemaskuje.
Z nowa twarzą... bez ogona i uszu... będę całkowicie anonimowy... Po raz pierwszy w życiu... - mimowolnie uśmiechnął się, wiedząc jakie obecna sytuacja daje mu możliwości.
Masz przechlapane Dumbledore... Skoro odebrałeś mi wszystko co miałem... skoro przez tyle lat bawiłeś się moim życiem, to teraz za to zapłacisz... i ty i tamten chłopak... Tak. Dowiem się kim naprawdę jestem i odzyskam przyjaciół. Odzyskam i wraz z nimi zrobię wszystko by uprzykrzyć życie tobie i Potter'owi.
- Jutro udasz się ze mną na Pokątną. Musisz jak najszybciej dostać własną różdżkę. Poza tym, powinieneś także zaopatrzyć się w inne niezbędne rzeczy, wszak w tej chwili masz tylko to co na sobie, prawda?
Przytaknął niechętnie, gdy ten przypomniał mu tą bolesną prawdę. W tej chwili nie miał nic, ani różdżki, ani ubrań, ani nawet głupiego kawałka pergaminu.
Nie mam niczego ale jak mam sobie kupić cokolwiek, skoro pieniędzy też nie posiadam? Czy skoro mówi, że mam tam pójść z nim, znaczy to, że on mi to wszystko kupi?
Ale dlaczego? Nawet jeśli zależy mu na tym, by mieć nade mną kontrolę, to przecież nie zobowiązuje go to do ubierania mnie!
- Dlaczego chcesz mi to wszystko kupić? - zapytał wreszcie, nie spuszczając wzroku z obecnego w pomieszczeniu mężczyzny.
- Bo tego potrzebujesz.
- Ale... - zaczął, jednak Riddle mu przerwał.
- Robi się późno, zaraz każę przysłać ci kolację. Jak zjesz, idź spać, jutro wstajemy wczesnym rankiem.
Gdy po tych słowach Voldemort zostawił go samego, opadł na łóżko, wciąż nie wiedząc, jak ma rozumieć tą chęć pomocy ze strony niedawnego wroga.
- Coś mi w jego zachowaniu nie pasuje. Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że on chce ode mnie czegoś konkretnego...
Wciąż jednak nie mam pojęcia co to może być.
Wpatrując się w sufit, uniósł ręce na wysokość oczu, zastanawiając się jeszcze nad jedną rzeczą, zaklęciem które dziś na siebie rzucił.
Voldemort wspominał że czar ten opiera się na poświęceniu... poświęcenie czegoś co mam a do czego nie przywiązuję wagi. Co to może być? Nie czuję się jakoś inaczej... Nie oślepłem, nie ogłuchłem, nie sparaliżowało mnie, więc? Co zostało mi odebrane?
Nie mam pojęcia co to może być, ale mam nadzieję, że nie odkryję tego w najmniej odpowiednim momencie.
x x x
Rozglądając się po dobrze znanej ulicy, nie był w stanie powstrzymać uśmiechu wkradającego się na usta. Spoglądając na zabiegany tłum pełen czarodziejów i czarownic w kolorowych szatach, na krótką chwilę poczuł się tak, jak wtedy gdy Hagrid zabrał go w to miejsce po raz pierwszy. Wszystko go zachwycało i nie wiedział od czego właściwie ma zacząć.
Spoglądając na zegar umieszczony na banku Gringota który obecnie wskazywał dziesiątą, przypomniał sobie słowa Voldemorta wspominającego, że mają ponownie spotkać się w tym miejscu o pierwszej. Miał więc trzy godziny dla siebie i sakiewkę pełną złotych galeonów które powinien w tym czasie odpowiednio wykorzystać.
Przez kilka minut stał zupełnie niezdecydowany, w końcu jednak ruszył wzdłuż ulicy uznając, że w pierwszej kolejności musi zadbać o własną garderobę. Nie chodziło wcale o to, że Voldemort mu to insynuował. Po prostu nie miał ochoty na ciągłe chodzenie w jednej i tej samej bluzie, która nie dość że była przetarta w kilku miejscach to w dodatku spokojnie pasowałaby na osobę dwa razy tęższą od niego.
Zamierzał udać się do Madame Malkin, jednak w drodze do jej sklepu jego uwagę przykuł niewielki sklepik.
Różdżka.
Spoglądając na szyld "W różdżkach tkwi największa magia" odetchnął i po raz kolejny w życiu przekroczył próg sklepu Olivandera. Rozglądając się po półkach pełnych wąziutkich pudełeczek, zastanawiał się ile czasu tym razem zajmie mu znalezienie właściwej różdżki. Miał jedynie nadzieję, że ją znajdzie. Nie chciał by skończyło się na tym, że żadna z różdżek nie będzie dla niego odpowiednia. Nie miał pojęcia co miałby w takiej sytuacji zrobić.
- Witam młody człowieku, co cię do mnie sprowadza?
Dziwnie się czuł wiedząc że chociaż to nie jest jego pierwsze spotkanie z Olivanderem, ten go nie rozpoznaje. Dobrze wiedział, że dla wytwórcy różdżek jest teraz po prostu jednym z nastolatków. Mimo wszystko miał nadzieję że tak pozostanie i przypadkiem nie zdemaskuje się, gdy ten będzie dla niego wybierał nowa różdżkę.
Lepiej żeby nikt nie kojarzył mnie z Harry'm Potterem, tak dla wszystkich będzie bezpieczniej.
- Dzień dobry. Potrzebuję nowej różdżki.
- Ach, rozumiem młody człowieku. Z pewnością znajdziemy dla ciebie coś odpowiedniego, zdradź mi jednak najpierw, jaki rdzeń posiadała twoja stara różdżka? Włos jednorożca? Serce smoka?
To pytania sprawiły że Harry zmieszał się, niepewny czy odpowiedzieć. Obawiał się, że znając rdzeń jego różdżki, Olivander będzie mógł bez trudu odkryć jaka była jego poprzednia różdżka... Z drugiej jednak strony wiedział, że znajomość rdzenia ma mu pomóc w dopasowaniu dla niego nowej. Z pewnością też nie wyjawienie rdzenia różdżki wyda się staremu czarodziejowi jeszcze bardziej podejrzane.
- Pióro feniksa.
- Och rzadki, doprawdy rzadki rdzeń. Musisz być potężnym czarodziejem młodzieńcze, skoro taki specyficzny rdzeń odpowiedział na twoją magię. Jeśli zawierała pióro feniksa to z pewnością użyto do niej drewna z cisu, ostrokrzewu lub wiązu. Te gatunki najlepiej współgrają z tak niestabilnym rdzeniem.
Tym razem jedynie przytaknął, nie chcąc wdawać się w szczegóły, zresztą Olivander zdawał się nie oczekiwać jego odpowiedzi.
- W porządku młodzieńcze, która ręka ma moc? - gdy z ust czarodzieja padło to samo zdanie które usłyszał gdy po raz pierwszy przekroczył próg tego sklepu, mimowolnie uśmiechnął się.
- Prawa. - Harry odpowiedział Olivanderowi patrząc jak ten kieruje się ku półkom pełnym różdżek i stale szepcząc coś do siebie, wyjmuje wybrane z nich. Podejrzewał, że swoje wybory opiera na tym co mu powiedział. Skoro raz wybrała go różdżka z piórem feniksa, to być może jego nowa także będzie je zawierać.
- Na początek wypróbuj tę.
Gdy w jego ręku znalazła się pierwsza z różdżek, jeszcze zanim nią machnął, wiedział, że nie jest ona dla niego. Nie czuł tego charakterystycznego ciepła które ogarniało go gdy chwytał własną różdżkę. Mimo wszystko wyciągnął ją przed siebie i machnął, jednak nic się nie stało.
- W porządku, więc może ta.
Jednak zarówno różdżka którą otrzymał teraz jak i dziesięć kolejnych nie były dla niego. Jego magia nie zaakceptowała ich. Zastanawiało go jednak jedno, dlaczego żadna z nich nie wywołuje jakiejkolwiek reakcji. Dobrze pamiętał jak zdemolował sklep przy pierwszym wyborze różdżki, tymczasem teraz nie wywołał nawet lekkiego wietrzyku. Zastanawiał się czy to normalne, czy ma jakiś związek z tym że jest starszy i lepiej panuje nad własną magią?
・ Dziwne, żadna z różdżek nie reaguje na twoją magię młodzieńcze. Mówisz że korzystałeś już z różdżki?
・ Tak. - odpowiedział Harry, po czym dodał, decydując się podzielić ze starszym czarodziejem, swoimi obserwacjami. - Ale tym razem jest inaczej, te różdżki są dla mnie jak zwykłe kawałki drewna... zupełnie jakby...
- Jakby twoja magia do nich nie docierała?
- Tak.
- Cóż z pewnością masz w sobie olbrzymie pokłady magii, nawet z daleka jestem w stanie to zauważyć. Jednak z jakiegoś powodu różdżki na ciebie nie reagują. A może... choć ze mną, sprawdzimy coś.
Gdy Olivander skierował się na zaplecze, Harry'emu pozostało jedynie podążyć za nim. Znalazł się w zaskakująco przestronnej sali pełnej najróżniejszych przyrządów, kawałków drewna i słoiczków z nieciekawie wyglądającymi substancjami.
- Podejdź tu chłopcze i daj rękę.
Zawołany zbliżył się do niewielkiego stoliczka i spełnił polecenie. Olivander złapał jego dłoń po czym sięgnął po pudełeczko z jakimś proszkiem i posypał mu nim rękę od łokcia po koniuszki palców.
- Co to jest?
・ Ten proszek pokaże nam w jaki sposób magia przepływa w twoim organizmie. Może to da nam odpowiedź, dlaczego żadna z różdżek na ciebie nie reaguje. Po tych słowach Olivander sięgnął po własną różdżkę i wykonując nad jego ręką półokrąg szepnął – Ostende.
Harry zafascynowany patrzył jak proszek rozchodzi się po ręce okrywając go niczym rękawiczka i powoli zmienia barwę ze śnieżnobiałej na granatową. W ciągu kilku minut niemal cała jego ręka była już jednolicie granatowa, jedynie na dłoniach pozostało kilka białych plam.
・ I mamy naszego winowajcę.
・ Słucham?
- Spójrz na swoje ręce. Widzisz te jasne plamy? U czarodzieja zawsze jedna ręka ma moc i jest w stanie wykorzystać różdżkę jako przekaźnik dla zaklęć. Jak wspomniałeś, dotychczas czarowałeś prawą ręką, więc to ona jest tą dominującą. Gdybyś spróbował rzucić zaklęcie lewą ręką także by zadziałało, jednak byłoby słabsze. Dzieje się tak z tego powodu, że magia kumuluje się w obu dłoniach. Gdybym posypał tym proszkiem obie twoje ręce, to w normalnym przypadku aż po koniuszki palców miałbyś je granatowe. Ręka dominująca miałaby ciemniejszą barwę ale magia rozświetliłaby obie. Jednak jak wspomniałem, te jasne plamy nie są normalne. Oznaczają one że magia choć jest obecna w twoich dłoniach, to nie przepływa przez nie prawidłowo. To dlatego różdżka nie działa.
- Ale jeszcze wczoraj miałem w ręku różdżkę i zadziałała, dlaczego więc teraz...
- Na to pytanie nie znam odpowiedzi, jednak z pewnością różdżka będzie dla ciebie bezużyteczna. Czy nie miałeś żadnego wypadku? Chociaż jeśli rzeczywiście jeszcze wczoraj normalnie czarowałeś... nie, nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie mój chłopcze.
- Czy to znaczy że nie będę mógł czarować? Czy da się coś zrobić żebym znów mógł korzystać z różdżki? - to pytanie z trudem przeszło mu przez gardło, jednak musiał je zadać.
- To nie jest tak że magia znikła z twojego ciała. Masz jej olbrzymie pokłady jednak coś musiało sprawić że jej przepływ się zmienił. Słyszałem jedynie o kilku takich przypadkach jednak w żadnym z nich przepływ nie wrócił do dawnego stanu. Ale nie martw się, różdżka nie jest jedynym przewodnikiem. Z twoją mocą więc z pewnością znów będziesz czarować.
Różdżka nie jest jedynym przewodnikiem?
- W jaki sposób mógłbym czarować?
- Zapewne słyszałeś o tym że dawniej czarodzieje korzystali z amuletów. Możesz jednak nie wiedzieć że wiele z nich działało jak dzisiejsze różdżki. Jestem pewien że z takim amuletem będziesz mógł korzystać z własnej magii. Mam kilka w swoim posiadaniu, a i jeśli nie będą odpowiednie, to na ich podstawie jestem w stanie stworzyć dla ciebie indywidualny. Jednak nie mam ich tu w tym momencie. Musielibyśmy spotkać się ponownie.
- Kiedy miałbym przyjść?
- Może być pojutrze? Do tego czasu zdołam sprowadzić wszystkie.
Harry przytaknął i po krótkim pożegnaniu ze sprzedawcą opuścił duszny sklepik. Gdy ponownie znalazł się na świeżym powietrzu, odetchnął i ruszając w dół ulicy, na spokojnie starał się przeanalizować rewelacje które dopiero co usłyszał.
Magia nie przepływa prawidłowo przez moje ręce? Ale dlaczego? Przecież jeszcze wczoraj... wczoraj... - zatrzymał się nagle niczym sparaliżowany.
Poświęcenie czegoś co mam a do czego nie przywiązuję wagi...
Nie. To nie może być prawda. Niczym zahipnotyzowany wszedł w jedną z bocznych uliczek i osunął się na kolana czując że nogi odmawiają mu posłuszeństwa.
x x x
Ostende – łac. pokaz.
Sacrifice łac. ofiara
Koniec rozdziału 16