Harry zawsze wiedział, że to nie on decyduje o swoim życiu; to jego krewni dyktowali rytm jego dni, obowiązków, snu, ucieczek, ukrywania się. To oni decydowali o zamknięciu go w komórce lub podrzuceniu do pani Figg, to oni decydowali o dawaniu mu znoszonych ubrań kuzyna i wyborze szkoły, to oni decydowali o podłości jego życia. Harry wiedział o tym od zawsze i szybko się z tym pogodził, mając cichą nadzieję, że jeśli grzecznie doczeka dorosłości to w końcu wyrwie się na wolność.

Nieoczekiwana wolność zaskoczyła go w dniu jedenastych urodzin pod postacią Hagrida, który zabrał go do Hogwartu, pod postacią magii i szkoły z internatem, pod postacią zupełnie nowego świata, do którego jego krewni nie należeli i od którego nie mieli szansy go odciąć. Przez chwilę Harry łudził się, że oto nadeszła szansa, na którą tak czekał, lata wcześniej niż pozwolił sobie marzyć. Świat szybko jednak wyprowadził go z błędu: wcale nie otrzymał wolności, jedynie zmienił jedną klatkę na inną. Jego życie nadal było poza jego kontrolą. Co rusz ktoś wywracał mu je do góry nogami, nie dając szansy na przywyknięcie do nowej sytuacji i zamiast tego zmuszając go do walki.

Pierwszy rok i prawda o wojnie, o śmierci jego rodziców i jego bliźnie; walka ze Snape'em, z Quirrelem, z Voldemortem. Drugi rok i jego zdolność rozumienia węży, prawda o Hagridzie i Riddle'u; walka z uprzedzeniami całej szkoły, z partactwem Lockharta, z nieudolnością władzy, z Bazyliszkiem i Tomem. Trzeci rok i prawda o tym, kto zdradził jego rodziców, o jego krewnych i o okrucieństwie świata czarodziejów, o tym jak go porzucono; walka z ukrywaniem przed nim prawdy, z niewiedzą i mściwością ludzi, z dementorami i własnym lękiem. Czwarty rok i prawda o Voldemorcie, o jego działaniach ciągle mających miejsce za plecami czarodziejskiego świata, o chwiejności tych, których miał za rodzinę i przyjaciół; walka w Turnieju, walka z plotkami oraz zawiścią szkoły i reszty świata czarodziejów. W końcu piąty rok i Umbridge, prawda o upadającym Ministerstwie, walka z Voldemortem i jego własnym umysłem.

Huśtał się między kolejnymi walkami jak wahadło zegara, przedzierając przez kolejne sekrety i tajemnice niczym przez pajęczyny. Jak zabawka, w tę i we w tę; pewnie był cudowną rozrywką dla losu, fatum czy czegokolwiek innego, co skazało go na takie problemy.

Czekający go szósty rok nauki napawał go tylko przerażeniem, wisząc mu nad głową niczym chmura, z której tylko czekać aż lunie deszcz kolejnych problemów, walk, kłamstw, plotek i wszystkiego, co od lat niszczy jego życie. Posmakował już tego co go czeka w Proroku Codziennym, czytając go zanim wrócił do wujostwa i znów został odcięty od informacji. Nie, żeby gazeta na usługach Ministra dostarczała faktów - w zamian każdy numer artykuły dyskredytujące jego i Dumbledore'a, szerzące kłamstwa o Voldemorcie, ignorujące kolejne problemy zwiastujące terror i wojnę czającą się za drzwiami. Ministerstwo robił co tylko w jego mocy by ukryć prawdę, by nie przyznać się do porażki, by sprawiać wrażenie kompetentnego i zdolnego do sprawowania władzy; by ukryć fakt, że pokój ostatnich lat był jedynie ciszą przed burzą, na którą nikt nie będzie wyposażony choćby w parasol.

By udawać, że Voldemort wcale nie powrócił z martwych.

Harry starał się nie myśleć o tym, co czeka go we wrześniu, po tym jak wsiądzie do pociągu i dotrze do szkoły, po tym jak wróci do świata czarodziejów po wszystkim co zaszło przed wakacjami. Wiedział co go czeka: kolejna walka, o prawdę i własne bezpieczeństwo, o to by ci, którzy będę chcieli słuchać dostaną wszelkie informacje jakie może zapewnić. Na samą myśl Harry czuł jednak ogarniającą go niemoc - w końcu nic się nie zmieni, niezależnie od jego intencji i starań. Nic kompletnie się nie zmieni.

Nie chciał brać w tym udziału. Nie chciał znowu być kozłem ofiarnym dla wszystkich wokół, zbierać obelg i zarzutów kiedy nie było nikogo innego pod ręką, obrywać za czyjeś winy. Nie chciał już walczyć, nie chciał już się poświęcać. Czy nie dał już z siebie dość? Czy nie zapłacił krwią, potem i łzami za każdą chwilę szczęścia, jaką zdołał wyskrobać pomiędzy kolejnymi porcjami terroru zapełniających ostatnie lata jego życia? Czy nie wycierpiał wystarczająco?!

Harry westchnął ciężko, przekręcając się ponownie na łóżku. Zagracony starymi zabawkami, książkami i sprzętami pokój tylko przypomniał mu jednak, że nie ma alternatywy. Jeżeli nie pojedzie do szkoły, jeżeli nie wróci do Hogwartu, jedyne co go czeka to usługiwanie Dursleyom i unikanie ataków Dudleya, tym razem jednak bez ostoi i nadziei na spokój w postaci nadchodzących miesięcy w szkole, w towarzystwie przyjaciół.

Harry wiedział, że nie ma wyboru, nie zmieniało to jednak jego uczuć. Nie chciał ponownie cierpieć; nie bez powodu, a żadnego nie widział. Czemu był w końcu winien - własnym narodzinom? Śmierci rodziców? Stworzeniu w świadomości czarodziejów obrazu Chłopca Który Przeżył? Powrotu Voldemorta? Niekompetencji Ministerstwa? Obarczenia zwykłego nastolatka rolą zbawcy narodu?

Nie był bez winy, wiedział o tym. Ciągle popełniał błędy, ciągle dawał się ponieść emocjom, ciągle powtarzał te same, idiotyczne zachowania. Nie był bez winy, ale czy naprawdę zasługiwał na to, co gotuje mu świat? Niemal korciło go by porzucić to wszystko kompletnie. By odciąć się od wojny i cierpienia, nawet za cenę ucieczki z magicznego świata…

Usiadł nagle na łóżku, zerkając mimowolnie w stronę luźnej deski w podłodze, która skrywała jego najcenniejsze rzeczy; różdżkę, pelerynę-niewidkę, mapę Huncwotów, sakiewkę z pieniędzmi - jedyne co był w stanie ukryć w ubraniach i ocalić przed zamknięciem w komórce na czas wakacji.

Nie dopuszczał do siebie myśli o ucieczce, nie dopuszczał do siebie perspektywy utraty świata czarodziejów i magii w zamian za spokój i bezpieczeństwo. Nie chciał o tym myśleć, ponieważ… ponieważ kiedy już zaczął, tak jak teraz, zbyt łatwo widział tą opcję jako jedyne wyjście.

Harry zsunął się na podłogę i opróżnił skrytkę w podłodze. Zarzucił pelerynę na plecy i wrzucił sakiewkę oraz mapę do kieszeni, a różdżkę złapał w dłonie. Poskładane ciasno numery Proroka pozostały pomiędzy deskami. Czarne słowa ostatniego numeru jaki zdobył były jednak łatwo widoczne w świetle księżyca; nagłówek nawołujący do 'Zachowania spokoju i porzucenia mrzonek zwariowanego chłopaka'. Kolejne, bolesne przypomnienie o tym, co czeka na go w świecie czarodziejów. Walka. Plotki. Kłamstwa. Wrogość, nienawiść, ból - samotność.

Harry wbił wzrok w różdżkę, obracając ją w palcach. Polerowane drewno było w dobrym stanie - czyszczone regularnie (nigdy nie zapomniał żenującej kontroli przed Turniejem), choć z widocznymi śladami użytkowania. Harry przesunął opuszkami palców po ledwie wyczuwalnych wgłębieniach na uchwycie. To od tej różdżki wszystko się zaczęło, od kolorowych iskier rozpryskujących się pod jego dotykiem; to w różdżce czaiła się personifikacja jego więzi z Voldemortem; to różdżka była tym co symbolizowało jego więź ze światem czarodziejów.

Światem, którego miał tak dość, który zupełnie go nie chciał, w którym każdy dzień był walką o przetrwanie.

Światem, z którego mógłby… uciec?

Uciec, odciąć się od wszystkiego i zacząć życie od nowa. Jego skrytka w Gringottcie wciąż była pełna złota: mógłby wyjechać do innego kraju, kupić dom z dala od miasta, może nawet skończyć inną szkołę magii? Może hodować rośliny, może zwierzęta, może napisać książkę, może rzucić to wszystko w diabły i dołączyć do Fata jakiejś drużyny Quidditcha! Mógłby zacząć nowe życie z dala od wojny, od ciężaru tożsamości Harry'ego Pottera, od życia pełnego lawirowania pomiędzy skupianiem na sobie nienawiści a byciem obarczanym oczekiwaniami całego świata czarodziejów!

Harry zerwał się na nogi, zapinając pośpiesznie pelerynę i doskoczył do okna nim zabrakło mu odwagi. Szarpnął nim wściekle, krzywiąc się na metaliczny zgrzyt zamka przypominający mu o tym, że jest tu niechcianym i niechętnie tolerowanym więźniem. Wycelował różdżką w okno nim zdołał się powstrzymać, otwierając nawet usta by rzucić zaklęcie - może Bombardę, by pozostawić po sobie ślad, może Alohamorę, by po prostu uciec, może-

Harry opuścił luźno ręce, wbijając wzrok w zamek w oknie. Ogromna poprawa od czasu przywierconych krat z wakacji przed drugim rokiem, ale nadal symbol kontroli. Kontroli, której nie mógł zerwać - nie z ostrzeżeniem z Ministerstwa na koncie. Nie mógł ryzykować wydalenia ze szkoły. Nawet nie dla miejsca w liście uczniów, a by uniknąć skupiania na sobie uwagi Ministerstwa.

Tylko po ucieczce… Hary potrząsnął głową, próbując pozbyć się negatywnych myśli z głowy. Odwrócił się jednak i schował wszystko na miejsce w bezpiecznym schowku, potem wracając na łóżko.

- Dzisiaj. - Wyszeptał, kiwając do siebie głową dla umocnienia swoich postanowień. - Tyle z ucieczki na dzisiaj. Przygotuję się, znajdę sposób by uciec i zdobędę co trzeba, a potem zniknę. - Odetchnął głęboko i położył się by spróbować zasnąć chociaż na chwilę.

Nie dzisiaj, owszem.

Nie dzisiaj, ale kiedyś.

Wkrótce.


Tak prezentuje się zrewidowany prolog. Kolejne rozdziały będą przypominać swoje poprzednie wersje - znajdzie się sporo kosmetycznych różnic, scen napisanych inaczej lub przeniesionych w inne miejsce, ale zamysł historii jest ten sam co kiedy zaczęłam ją pisać.

Mam nadzieję, że zmiana jest - i będzie - tylko na lepsze.