Hej! :)
Tłumaczenie "To the Waters and the Wild" skończyło się na jednym rozdziale, a potem całkiem zniknęło pomyślałam więc, że je zaadoptuje. :)
Autor: Paimpont
Tytuł oryginału: To the Waters and the Wild
Link do oryginału: s/7985679/1/To-the-Waters-and-the-Wild
Podąż z nami, dziecię ludzi
Do wód dzikich i odludzi
Ręka w rękę, wróżki śladem,
Bo świat więcej da ci bólu, niźli pojąć dałbyś radę
(Źródło: "The Stolen Child" ("Wykradzione dziecko") W. B. Yasta)*
Motocykl przeciął ciemniejące, nocne niebo niczym kometa ze stali i ognia. Ciągnął się za nim szlak płomieni i dymu, ale ryk silnika tonął w głośnym łkaniu.
- Nie wierze w to! Lily i James Potter, zamordowani... - Na wpół zdławione mamrotania kierowcy przeszły w jęk, a on sam zerwał z twarzy gogle, zaparowane od łez. - Och, do 'iabła, nic nie widzę 'szez te pieruńskie gogle.
Przez moment motocykl toczył się wściekle po niebie bez kontroli, zanim kierowa nie zdołał zepchnął zamglonych gogli na szerokie czoło.
- Od razu lepiej. 'rzynajmiej widze to cudne niebo... Och, ale tyko pomyśleć o biednych Lily i Jamesie, padłych trupem 'szez tego potwora! I biedny Harruś, sierotek, sam jeden na świecie, bez nikogo kto by się nim zajoł, tyko z parą mugoli! - Kierowca wydmuchał hałaśliwie nos w w rękaw włochatego płaszcza i przetarł oczy wielką dłonią. Zamrugał, zaskoczony widokiem ziemi, która nagle była niebezpiecznie blisko i zbliżała się do niego pod dziwnym kątem, i szybko wyprostował latający motocykl.
Odleciał w ciemne, nocne niebo ku swej dalekiej podróży, najwyraźniej zupełnie nieświadom, że małe zawiniątko wyślizgnęło się z kosza motocykla, opadając ku ziemi, bardzo daleko w dole.
- Wreszcie są! - Stary mężczyzną z długimi, biały włosami i brodą uniósł twarz ku ciemniejącemu niebu z wyczekiwaniem. Powitał przyjaznym skinieniem głowy kierowcę, który wyłonił się z mroku na zaczarowanym motocyklu. - Ufam, że wszystko się udało, Hagridzie?
Ogromny kierowca wylądował motocyklem na cichej podmiejskiej uliczce z lekkim łupnięciem i zatrzymał się z piskiem przed starcem.
- Och, 'szysko się udało, psorze Dumbledore! Żadnych k'opotów. To dobre dziecko, mały Harruś. Cichy, jak ta mysza. Nie słyszał żem ani pisku od k'edyśmy lecieli na Waliom. Cichać, lepij go nie budzić. Myśle, że dalej dżemie. - Spojrzał czule do kosza. Chwilę później jego wielką, przyjazną twarz wykrzywił horror. - Och, nie. Och, nie!
- Co się stało, Hagridzie? - zapytał ostro starzec.
Jego towarzyszka, starszawa już kobieta w zielonych szatach, podeszło do motocykla.
- Czy małemu Harry'emu coś się stało?
- Och, nie! - Olbrzym opadł na chodnik, szlochając spazmatycznie. - Nie ma go tu! Zniknoł! Ja... Musiał żem go upuścić w jeździe... Mały Harruś Potter zniknoł!
- Co ty wygadujesz, Hagridzie? - Twarz odzianej w zieleń kobiety zbladła. - Na Merlina! Upiściłeś go podczas lotu? Nie masz tu pasów? Och, nie, to motocykl Syriusza Blacka, prawda? Nie przypuszczam, że uznałby pasy za niezbędne... Och, Merlinie! To biedne dziecko pewnie leży gdzieś martwe, wbite w ziemię... - Ukryła twarz w dłoniach, pozwalając sobie na cichy szloch. - Zniknął, jak jego nieszczęsna matka i ojciec.
- Zniknął? - Starzec stał przez moment nieruchomo, wpatrując się w pusty kosz. Westchnął głęboko i opadł na chodnik obok olbrzyma. - Zniknął. A my wierzyliśmy, przez szaloną chwilę, że był Chłopcem, Który Przeżył... Och, nie obwiniaj się, Hagrodzie! To był wypadek, jestem pewien, kolejna pozbawiona znaczenia tragedia tego pełnego tragedii wieczoru.
- Zniknął. - Powtórzyła beznamiętnie kobieta. - Och, biedne dziecko! - Odwróciła się do starca. - Profesorze Dumbledore musimy zdobyć jakieś miotły i o poszukać. Hagridzie, mógłbyś powiedzieć nam cokolwiek o tym, gdzie miała miejsca ta tragedia?
Olbrzym potrząsnął głową, oszołomiony.
- Nie umiem p'wiedzieć, pani psor. - Po jego twarzy spłynęły łzy. - On jes' martwy, nie? Biedny mały Harruś!
- Martwy? Obawiam się, że tak, Hagridzie. - Głos starca drżał. - Upadek musiał zabić go natychmiast. Nie ma nawet sensu go szukać, Minerwo: może być wszędzie. - Przez moment jego wiekowa, poorana zmarszczkami twarz wydawała się jeszcze starsza. - Harry Potter, chłopiec, który przetrwał klątwę Lorda Voldemorta, odszed na zawsze.
- Skąd wziąłeś to coś? - Rózg uniósł latarnię i spojrzał podejrzliwie na niewielkie zawiniątko w ramionach swego przyjaciela, Liścia.
- Znalazłem go. - Liść opuścił wzrok na małe stworzenie które trzymał i wypowiedział kojace słowa powitania w języka ptaków. Niemowlę uśmiechnęło się we śnie.
- Ludzkie dziecko? Nie możesz go zatrzymać - powiedział delikatnie Rózg. - Wiesz o tym, prawda?
- Oczywiście, że mogę go zatrzymać. znalazłem go, wiec go wychowa. - Liść nie spuszczał wzroku z dziecka w swych ramionach.
Rózg pokręcił stanowczo głową.
- Tobie nie wolno go zatrzymać, Liściu. To wbrew Dawnym Prawom. Wiesz przecież, że nie przeszkadza mi złamanie kilku Reguł - im więcej tym zabawniej; upojona Królowa Wróżek i tak je zmienia - ale Dawne Prawa to coś zupełnie innego. Jeśli zabierasz ludzkie dziecko musisz oddać im własne zanim zauważą; w innym wypadku ludzcy rodzice będą smutni. Jednak ty nie masz własnych dzieci, a to znaczy, że nie możesz zatrzymać ich. Musisz oddać to dziecko jego rodzicom.
- Nie. - Liść musnął czoło niemowlęcia drobnym, bladym palce. - Ludzie nie chcieli tego dziecko. Wyrzucili je. Pojawił się z powietrza i złapałem go w ostatniej chwili. To sprawia, że jest mój, tak mi się wydaje.
Rózg pochylił się nad dzieckiem i oświetlił latarnią jego drobną twarz.
- To nie ma najmniejszego sensu, Liściu. To piękne dziecko - czemu chcieliby je wyrzucać? Poza tym ludzie pozbywali się dzieci wieki temu, nie wydaje mi się, by wciąż to robili. Naprawdę musisz go oddać.
- Nawet nie wiem kim są jego rodzice ani gdzie ich szukać. Po prostu spadł z nieba, zupełnie jak gwiazda. Nie widziałem nikogo, tylko smugę ognia na niebie nim spadł. Poza tym, jest połamany! - W dużych, ciemnych oczach Liścia pojawił się błysk triumfu, gdy wyrzucił z siebie: - to pewnie dlatego go nie chcieli. Wiesz, że wolno nam zatrzymywać zranione leśne zwierzęta porzucone przez ich rodziców; w ten sposób znalazłem Wilka. - Poklepał czule wielkie, srebrzystoszare zwierze przy swoim boku. - To samo Prawo mogłoby dotyczyć ludzkiego dziecka, nie uważasz?
Rózg spojrzał z powątpiewaniem na niemowlę.
- Przecież on nie wygląda na połamanego. Znalazłeś Wilka, gdy stracił łapę, ale to małe wygląda mi na zupełnie całe. Ma małe zadrapanie na czole, ale ona nawet nie krwawi. Jestem pewny, że można to łatwo wyleczyć. Ludzie nie wyrzuciliby niemal idealnie porządnego dziecka przez coś tak małego jak to.
- Dotknij blizny, wtedy zobaczysz! - Rzucił Liść niecierpliwie. - To o wiele więcej niż zadrapanie.
Drugi wróżek dotknął delikatnie czoła dziecko. Wyraz zdziwienia przemknął przez jego bladą, drobna twarz.
- Ale... ale coś jest w środku! To drzazga, jakby odprysk z czegoś, odłamek... Wygląda to na fragment połamanej duszy! - Jego głos zniżył się do szeptu. - Jak to w ogóle możliwe?
- Właśnie! Wiedziałem, że tez to poczujesz! - Liść uśmiechnął się. - Nie rozumiesz, Rózg? To musi być powód, dla którego ludzie go wyrzucili. Przez odłamek. - Jego oczy lśniły.
Jego przyjaciel powoli kiwnął głową.
- Możesz mieć rację. Cóż za ciekawostka! Przede wszystkim, zastanawiam się jak odłamany fragment duszy skończył w nim? Nigdy nie słyszałem o czymś takim.
Liść wzruszył ramionami.
- Och, kto wie? Pewnie jakiś ludzki czarodziej zabawiał się z magią, nad które nie miał kontroli. Ludzie okropnie radzą sobie z magią - każdy to wie. Przez połowę czasu wymachują tymi śmiesznymi kijkami - cud, że nikt nie traci przy tym oczu. - Spojrzał na niemowlę z czułym uśmiechem. - Ale mały Wiatr będzie dobry w magi; wytrenuję go odpowiednio.
Rózg stał przez chwilę zamyślony, wreszcie mówiąc:
- Słuchaj, Liściu, nie sądzę, ze możesz nazwać go "Wiatr". To śliczne imię, oczywiście, ale to człowiek, a to nie jest ludzkie imię. Ludzie uwielbiają dziwne, długie imiona, nie te krótki i proste. Musisz mu znaleźć długie imię. - Zajrzał z zaciekawieniem na zawiniątko. - Czekaj, tu są litery na jego kocu. - Wskazał kilka pokręconych liter wyszytych na materiale. - To mówi Harry. To może być jego imię, jak myślisz?
- Harry? - Liść rozważał to przez moment, szepcząc nieznajome imię raz po raz. W końcu kiwnął głową. - Tak. Wydaje mi się, że to jest jego imię. Pasuje mu. Jest trochę długi, jasne, ale skoro jest człowiekiem pewnie nie będzie się tym przejmował.
Dwaj wróżkowie stali przez moment w ciszy, wpatrując się w dziecko, zanim Rózg nie zapytał:
- Więc co powinniśmy zrobić z odłamkiem? Mógłbyś spróbować go wydostać? Ten fragment odłamanej duszy może zrobić mu krzywdę jeśli tak się go zostawi, ja zostawiony cierń wbity w pale.
Liść zastanowił się krótko.
- Oczywiście, że mógłbym wyjąć odłamek; to dość proste. Po prostu nie wiem czy powinienem To teraz część Harry'ego, wiesz, nawet jeśli to inna dusza? To jest dość .. - Urwał, szukając odpowiedniego słowa. - Sutne. Tak, o to chodzi. To jest trochę smutne. Harry zdecyduje co zrobić z odłamkiem. Jak podrośnie. No wiesz, to jego odłamek prawda? Może zechce go zatrzymać?
Dziecko poruszyło się we śnie, trąc piąstką czoło.
- Wydaje mi się, ze to możliwe. - Rózg spojrzał na niemowlę, zaskoczony, i westchnął. - Cóż, jeśli chcesz zatrzymać dziecko, podejrzewam, że będziesz po prostu wychować oboje z nich, Harry'ego i Odłamka.
Liść kiwnął głową i pogładził bliznę na czole dziecka.
- Dziwna, prawda? Wygląda niemal jak błyskawica.
- Jak błyskawica? - Rózg spojrzał w zamyśleniu na wykrzywiony, czerwony kształt. - Dla mnie wygląda jakby uderzył w drzewo, gdy spadał z niego.
- To błyskawica - stwierdził Liść stanowczo. - Jak już podrośnie, opowiem mu piękne historie o czarnych nocach i srebrzystych błyskawicach i zaczarowanych dzieciach spadających z niebios.
Rózg uśmiechnął się.
- Snujesz niesamowite opowieści, Liściu. Królowa Wróżek nigdy tego nie negowała, nawet jeśli krytykuje wszystko innego co ma związek z tobą Harry'emu też się spodobają, jestem pewny. - Po chwili ciszy, wyszeptał: - Myślisz, że Odłamek też będzie słuchał? Czy jest zbyt połamany, by słyszeć?
Liść ucałował poszarpaną bliznę na czole niemowlęcia.
- Przekonamy się...
*Co do fragmentu na początku to przełożyłam go sama i będę wdzięczna jeśli nikt nie przywłaszczy sobie marnych czterech linijek. Oto oryginał:
Come away, O human child!
To the waters and the wild
With a faery hand in hand,
For the world's more full of weeping than you can understand.
(From W. B. Yeats: "The Stolen Child")
Swoją droga to polecam "Stolen Child" w wykonaniu Loreeny McKennitt - sama wolę wersję koncertową niż studyjną.
Miałam mały problem z tłumaczeniem imion wróżków (to słowo też jest lekko leniwym spolszczeniem, ale jako jedyne brzmi). Leaf oznacza liścia, listka, płatek, więc nie było problemów, ale Twig oznacza zarówno gałązkę lub patyk, jak rózgę, różdżkę, wić i w sumie wszystkie możliwe rodzaje gałęzi. Potrzebował czegoś jednosylabowego, bo wróżki okazały się lubować w jak najkrótszych imionach. Ten wróżek jest jednak uparcie przywiązany do ich Praw, trzeźwo myślący i krytyczny, więc zdecydowałam się na właśnie Rózga, by imię pasowało odrobinę do charakterku.
Miałam też problem z Odłamkiem. Użyte słowo Shard (które oznacza pancerz, skorupę) nawiązuje prawdopodobnie do staroangielskiego, w który słowo to znaczyło mały fragment skorupy lub fragment glinianych naczyń ceramicznych, w których ich właściciele chowali rożne rzeczy.
Zdecydowałam se na odłamka, bo zarówno wpasowuje się w etymologię słowa, jak i podpina się w to naprawdę zaszło: Voldemort miał tak pokaleczone dusze, że gdy kogoś zabijał jej kawałek odłamał się nawet bez jego woli.
