Jak każdego wieczora przechadzał się po pokładzie swojego statku. Delikatnie gładził dłonią reling. Był dumny ze swojej własności. Życie było by o niebo lepsze gdyby nie musiał wciąż kotwiczyć tu, u brzegów Neverlandii. Czasem patrząc w to piękne niebo nad swoją głową, zastanawiał się jak to możliwe, że w ogóle się tu znalazł. Próbował sobie to przypomnieć już od dłuższego czasu. A jednak wciąż umykało mu to wspomnienie. Wrócił do swojej kajuty pod pokładem. Siedział przy biurku rozbijając kolejne tykające paskudztwo, jak on nie cierpi zegarów. Po co je stworzono skoro czas tu nie upływa? Rozmyślając nad tym uderzał w kolejną tarczę czasomierza gdy dopadł go sen.
#
Biegł między drzewami śmiejąc się. Śmiejąc się? Zatrzymał się jak wryty. Spojrzał na siebie. Luźne poszarpane spodnie i koszulka, która zupełnie nie przypominała jego wytwornego stroju. Jego czarne loki lepiły mu się do twarzy. Poprawił je odruchowo, zagarniając do tyłu. I wtedy spojrzał na swoje ręce. obie ręce! Obejrzał dokładnie prawą dłoń. Poruszał palcami. Ma obie dłonie. Przyłożył je do twarzy, żeby sprawdzić czy nie śni. Zorientował się że jego kozia bródka zniknęła, a rysy twarzy się wygładziły. usłyszał śmiechy zapleczami. Grupka chłopców biegła w jego stronę. Ruszył znów biegiem do przodu. miał przy pasie tylko krótki miecz. Czy to wystarczy, żeby się przed nimi obronić? Przyspieszył kroku, lecz po chwili dobiegł do rzeki i zatrzymał się słysząc – James! Czekaj! Czekaj! – Wołają go? Po imieniu? Jak oni w ogóle śm… - pomyślał i zachwiał się z wrażenia, i runął w wodę. rwący nurt porwał go .przez chwilę walczył z falą, po kilku próbach opanowania swego położenia w wodzie strumień w końcu wyrzucił go na brzeg kilkadziesiąt metrów niżej od miejsca w którym przed chwilą stał. Był mokry i wściekły. Widział stąd morze. Dobrze. Do statku! Tam jest mój miecz, pomyślał wstając . a potem spojrzał w swoje odbicie w wodzie i wciągnął z sykiem powietrze ujrzawszy siebie. Przystojna opalona twarz z której wyzierały przytomne błękitne oczy przyglądała mu się uważnie. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Był młody. Miał może 15 lat.
#
Niepewny co zobaczy ruszył w stronę plaży i szumiącej wody. Po kilku minutach czuł się pewnie. Lekkimi krokami zmierzał do siebie. Ma całą młodość tego świata, może jeszcze tyle zdziałać! Lecz gdy dotarł na plażę jego entuzjazm osłabł w jednym momencie. Stał na znajomej tak dobrze od tylu lat plaży patrząc na morze przed sobą. Bezkresne morze. Ale po statku nie było śladu.
#
Obudził się przerażony. Serce waliło mu jak młot. Dotknął biurka przed sobą. Jest u siebie. U siebie. W swoim domu. Spojrzał na hak przyczepiony do swego prawego ramienia i natychmiast poczuł ból. A jednak nie wszystko było takie idealne. Wstał energicznie zrzucając wszystko co leżało przed nim na podłogę. Tak dobrze było choć przez chwilę czuć swoją rękę. Wspomnienie snu było realne. Sprawiając mu w ten sposób większy ból. Poczuł jak wiele stracił od czasu gdy był… kim właściwie? Chłopcem. Zacisnął szczęki z wściekłością. Zęby zazgrzytały. Nic nie pamiętał ze swojej młodości. Czemu nic nie pamiętał? Nie mógł przecież być tutaj aż tak długo…
