- Ratunku! Zabierz mi z głowy tych dwóch małych oprawców! – Wbiegł do domu Lucjusz trzymając na rękach dwójkę około czteroletnich dzieci. Czarnowłosy chłopiec patrzył na niego ze złośliwą miną na swoim bladym licu, jego stalowo-srebrne oczy błyszczały podstępem, gdy próbował zatopić swoje małe ząbki w uchu trzymającego go blondyna.
Na drugim ramieniu wisiała dziewczynka próbując zaplatać warkoczyki na jego włosach. Patrzyła spokojnie z uwagą swymi czarnymi oczami na swojego brata. Jej srebrzyste włosy mieniły się w blasku słońca.
– Salazarze, nie gryź ojca. Czy nie mówiłam ci, że to naprawdę stare mięso? Jeszcze się otrujesz. – szepnęłam konspiracyjnie do jego ucha, gdy ściągałam go z rąk Lucjusza. Stalowooki mężczyzna mrugnął do dziewczynki
– Kochana Sybillo, warkoczyki muszą być równomierne z dwóch stron… Jak ja będę wyglądał z połową uczesanej głowy? - mała uśmiechnęła się promiennie wyciągając swoje ramionka w kierunku ocalałych włosów.
– Ile razy ci mówiłem Minerwo, że nie jeździ się w domu na tygrysie! – usłyszałam krzyk Sev'a i w tym samym momencie wpadł on dosłownie do salonu i potykając się w progu, upadł na brzuch. Tygrys przeskoczył nad nim i stanął posłusznie przede mną. Na jego grzbiecie siedziała 2 letnia dziewczynka. Jej loki niczym farbowane pasma mieniły się srebrem i czernią. Śmiała się do rozpuku.
– Paciaj! Tatuś źłapał guzia na ciole. – jej zielone, wielkie oczy błyszczały z dumy z powodu tego osiągnięcia. Severus klął szpetnie próbując się pozbierać z podłogi.
- Chodź tu, ty mała zielonooka wiedźmo! Nakarmię tobą tego kocura!
– Tinio mnie nie zieść! Ja mam w ziłach siźgoński jad! Mamo! Jeść!