Tytuł oryginału: Pandora box

Autor oryginału: MaxxieBEYOND

Tytuł tłumaczenia: Puszka Pandory

Autor tłumaczenia: Akolitka

Fandom: Harry Potter

Parring: TMR/HP

Długość: 5 rozdziałów/? WIN*

Zgoda: Jest!

Link do oryginału: s/7564175/1/Pandora-s-Box

Rozdział I

W którym Harry znajduje dziennik

Pewien mądry człowiek powiedział kiedyś, że język serca jest bardziej złożony, niż możemy pojąć; jest on tak głęboki i bezmierny, że można poświęcić całe życie na studiowanie go i zaledwie poznać zarys jego powierzchni. Wtedy wydawało mi się to naprawdę mądre, choć dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że było na odwrót. Miłość jest czymś o wiele, wiele więcej. Jest ponadczasowa. Wszechobecna. Miłość wszystko widzi i wszystko wie. Może uratować życie, i je zabrać. Jest w stanie rozpocząć wojnę, zmusić do popełnienia morderstwa z zimną krwią i krzywdzenia tych, którzy są nam drodzy. Miłość może być najciemniejszą i najbardziej niepokojącą emocją, jaką kiedykolwiek czułeś. Każdy jest w niebezpieczeństwie czując jej gniew, jej brutalność i mściwość. Jest zdolny do wysłania tysiąca okrętów ze Sparty, i to nie przez wzgląd na Helenę. Może wywołać strach i przynieść pokój. Miłość może zjednoczyć dumnych ludzi w sposób, który nigdy wcześniej nie wydawał się możliwy. Miłość jest jak klatka, a czasem jak wolność.

Miłość to ty.

I ja.


Harry Potter nie widział siebie jako osoby szczególnie interesującej. Myślał o sobie jako o mniej niż atrakcyjnym, uważał jedynie, że tylko jego jasne, zielone oczy były w stanie się podobać, niestety były one prawie przez cały czas zasłonięte kotarą jego niesfornych włosów. Harry nie był w stanie tworzyć wspaniałych rzeczy, czy napisać jakichś pięknych słów. Był mniej niż średni w szkole. Nie miał wielu przyjaciół, i nie potrafił dobrze śpiewać czy tańczyć. Jedyną rzeczą, w jakiej wydawał się być dobry było doprowadzanie do szewskiej pasji jego ciotki i wuja, Dursleyów. Ale nawet to przychodziło mu bez żadnego wysiłku.

Dziesięć lat mieszkał z ciotką i wujem w Surrey, w miłej dzielnicy Little Whinging. Mieli całkiem ładny dom, z pięknym ogrodem i dużą oranżerią. Oni z pewnością zasługiwali na wygodne życie – rzecz jasna z wyjątkiem Harry'ego, oczywiście. Był traktowany jak kawałek ziemi, którego Dursley'owie nie mogli się doczekać, by zeskrobać ze swoich butów. Życie z nimi było do wytrzymanie, nigdy go nie bili, czy coś, ale będąc szczerym nigdy nie był za nic chwalonym. Harry zawsze spotykał się z dezaprobatą lub szykanami. Pomimo tego, naprawdę był wdzięczny za to, że zapewniali mu dach nad głową. Nawet nie chciał rozważyć ucieczki, to było wykluczone, ponieważ wiedział, że nie będzie w stanie przetrwać sam nocy. Harry często porównywał się do Jane Eyre, postaci z książki, którą czytał dwa tygodnie temu w szkole. Była to mała, miła kobieta, która była maltretowana przez własną rodzinę jako dziecko.

To był wyjątkowo normalny poranek, można było powiedzieć, że nawet szczególnie normalny. Petunia Dursley kilkakrotnie uderzyła swoimi kościstymi kłykciami w drzwi do jego komórki pod schodami, budząc Harry'ego z dość przyjemnego snu o bieganiu przez ogromny, stary Zamek. Ubrał się tak szybko, jak tylko mógł, uderzając się w trakcie łokciami o spód schodów na spodzie schodów. Harry nawet nie mrugnął. Wyrósł przyzwyczajony do tak małej przestrzeni, że guzy i zadrapania były u niego powszechne. Wybiegł z komórki, aby przygotować śniadanie dla jego ciotki, wuja i kuzyna, zaczął przygotowywać kolejny, zwyczajny posiłek od smażenia bekonu i jajek dla wszystkich, a potem małego kawałka tostu dla siebie. Po szybkim umyciu naczyń i garnków, Harry ruszył do ogrodu do pracy, podczas gdy jego wuj Venom Dursley zabrał Dudleya do szkoły. Harry został zawieszony na dwa tygodnie, w związku z incydentem w sprawie obcięcia włosów nauczycielowi. Rzecz jasna zrobił to Dudley...

Ciotka Petunia zajmowała się ściąganiem suchej już bielizny, podczas gdy Harry zaczął podlewać kwiaty. Wzdychając, podniósł wzrok ku niebu błękitnemu niczym kwiaty bzu. Pozwolił by rozgrzewało go poranne słońce i wpatrywał się w kosmate chmury. Zawsze kochał niebo. To był tak zapierający dech w piersiach widok: szeroka, niczym nie ograniczona przestrzeń, tak ogromna, że Harry często zastanawiał się, czy naprawdę były tam jakieś inne planety albo gwiazdy. Dla niego po prostu wydawało się nieskończone. Nieograniczona, niebieska otchłań nieznanego.

Harry łapał się czasem na myśleniu o tym, dlaczego ludzie boją się tego, czego nie rozumieją. Nie był w stanie pojąć, dlaczego Dudley bał się ciemności, ani czemu Petunia spoglądała ze strachem w oczach w każdej chwili ktoś wspomniał o czymś, co było nadnaturalne. Sam Harry kochał myśleć o takich rzeczach. Marzył o tym by stąpać po rozległych, otwartych przestrzeniach, gdzie mógł nic nie robić tak długo ile tylko chciał. Z transu wyrwał go krzyk ciotki.

- Harry! Harry, wejdź do środka!

Zakręcił kurek, zwinął wąż i ruszył w kierunku tej szorstko wyglądającej kobiety, składającej właśnie fartuch i przywdziewającej właśnie swój drogo wyglądający płaszcz. Kiedy zbliżył się do niej, pociągnęła nosem z odrazą i rzuciła mu spojrzenie pełne dezaprobaty.

- Idę na zakupy. Chodź, będziesz w tym czasie u pani Figg.

Pięć minut później, Harry znalazł się w stęchłym, starym domu pani Figg, próbując jakoś zapobiec przywieraniu liniejącego kociego futra do swoich spodni widząc jak duży kot właścicielki zbliża się do niego. Gdy tylko pani Dursley wyszła, gospodyni zaproponowała mu herbatę, której grzecznie odmówił. Jej herbata smakowała kapustą.

- W porządku Harry mój drogi. Możesz wyjść i bawić się w ogrodzie, jeśli chcesz.

Uśmiechnął się z wdzięcznością, ruszając ku tylnym drzwiom. Ogród, zdaniem Harry'ego był jedyną dobrą rzeczą w domu pani Figg. Otaczał go ogromny żywopłot, [rzez który pani Figg nie mogła go zobaczyć z okna. Miał mały otwór w boku, przez który przechodził w szereg wąskich tuneli. Następnie prześlizgnął się przez krzaki, aż dotarł do kolejnej alejki. Podążył nią schylając się jak najniżej, aby uniknąć gałęzi mogących zaplątać się w jego się niesforne włosy. Harry poczuł się bezpieczny, przyczajony w tunelu, o którego istnieniu nikt inny poza nim nie wiedział.

Znalazł miejsce w samym środku przytulonych do siebie gałęzi. Tu było cicho i przytulnie, spomiędzy gęstej roślinności docierała do niego odpowiednia ilość światła by mógł dobrze widzieć, bez męczenia oczu. Harry uśmiechnął się i wsunął dłoń w zasłonę z liści, tak aż większa część jego ramienia zniknęła. Czuł się szczęśliwy kładąc rękę na tym, czego szukał. Jako mały chłopiec zawsze chował tutaj rzeczy, którymi lubił się bawić, były one zawinięte w plastikowym woreczku by nie przemokły. Nie było tu nic specjalnego, po prostu małe kawałki przędzy, żołnierzyki i stare ołówki, z których nie mógł już w żaden sposób korzystać. Jego ręka zatrzymała się nad czymś innym. Harry podskoczył lekko szarpiąc oba przedmioty, tak, że wypadły na trawę. Znajoma torba ukazała się wraz z czymś, co znacznie zaniepokoiło Harry'ego, głównie, dlatego, że zrozumiał, że nie był jedynym, który przyszedł tu by coś ukryć. Spojrzał na torbę, aby upewnić się nic nie zostało skradzione. Na szczęście, niczego nie brakowało i spojrzał na nowy przedmiot.

A była to stara książka. Spojrzał w obie strony po swoich bokach, upewniając się, nikt ukryty gdzieś w krzakach na niego nie patrzy. Ktoś mógł celowo to tu schować, pomyślał Harry, więc jedno, co mógł przynajmniej zrobić, to sprawdzić, czy nie było w środku nazwiska właściciela. Starannie książkę w dłoniach, niemal przerażony samym jej dotykaniem, w końcu doszło do niego, że książka to dość nietrwały przedmiot do przechowywania w krzakach. Jej okładki wykonane były z ciemnej skóry, wytartej nieco z używania i lekko mokre od wilgoci porannej rosy. Harry otworzył ją delikatnie, aby sprawdzić jej wnętrze na wszystko, co mogłoby naprowadzić go na jej właściciela. Był zaskoczony, kiedy to zobaczył. Faktycznie, nie mógł znaleźć niczego. Każda z jej stron strona była zupełnie pusta...

Nic. Nawet imienia wypisanego gdziekolwiek, lub notatki, gdzie została wyprodukowana, nic tylko strona po stronie grubego, lekko pożółkłego papieru. To było oczywiste, że nigdy nie była używana, więc teraz wszystko zależało od Harry'ego, co ma z nią zrobić. Czy powinien zostawić ją tu na wypadek, gdyby jej właściciel wrócił? Czy może powinien ją wziąć? Było coś pociągającego w tej miękkiej, popękanej skórzanej oprawie, tak jak gdyby była dla kogoś najdroższą rzeczą na świecie Usiadł trzymając ją delikatnie w dłoniach, poczuł, że jest to tak naturalnie niczym słońce wędrujące codziennie po niebie. Widocznie poprzedni właściciel uważał, że nie ma w niej nic ważnego do napisania... Harry był pewien, że nie można przegapić takiej okazji. Zawsze chciał mieć notatnik.

Chłopak starał się nie myśleć więcej na ten temat i odstawił książkę na bok, by zacząć bawić się swoimi żołnierzykami.


- Harry! Harry, mój drogi! Twoja ciocia jest tutaj!

Na dźwięk głosu pani Figg, Harry szybko wrzucił swoje zabawki z powrotem do torby. Najpierw żołnierzyki, dwadzieścia plus pięć bez głowy, trzy ołówki: dwa kolorowe i jeden grafitowy. Zanim wrzucił ostatni ołówek, przestał ignorować książkę. Pisanie w niej byłoby na pewno miłym zajęciem gdyby Dursley'owie znowu chcieliby zamknąć go w jego komórce. Wepchnął niewielką książkę do jednej skarpety, ołówek grafitowy do drugiej, i wygramolił się z tunelu.

Reszta dnia Harry'ego była wypełniona na zwyczajnych dla niego pracach. No, może nie całkiem... Dudley wpadł do domu zaraz za panem Dursley'em niosąc w ręce tabliczkę czekolady i zapukał do komórki Harry'ego. Chłopiec podniósł się, podczas gdy Dudley parsknął na niego głośno i uciekł, a Harry przeniósł się do kuchni, aby przygotować kolację. Po tym jak Dursley'owie zjedli, on dostał małą kanapkę z szynką i został zamknięty w swojej komórce. Jego opiekunowie nie byli w stanie zdać sobie sprawy, że to nie była już dla niego kara, zwłaszcza teraz, gdy Harry miał coś do zrobienia. Kiedy Dursley'owie poszli spać, Harry wyciągnął spod łóżka wcześniej już ukrytą książkę i ołówek ze skarpetki i uśmiechnął się.

W świetle jego słabej lampki, papier książki wydawał się nieco błyszczeć. Podniósł ją nosa i westchnął. Pachniała wodą, żywopłotem i świeżym powietrzem, jednak coś w jej zapachu wydawało się być lekko nieświeże. Harry podniósł ołówek i zaczął pisać swoje imię, nazwisko i wiek na pierwszej stronie.

Dziennik Harry'ego Pottera

Mam 10 lat

Chłopiec promieniał z dumy przyprawiającej o gęsią skórkę, widząc swoje nierówne pismo na swojej nowej własności. Szybko zadecydował, że będzie pisał w nim codziennie. O czym by napisać najpierw? Rozejrzał się wokół po swojej komórce, ale kiedy jego oczy na nowo powróciły na stronę przed nim, był więcej niż zaskoczony. Miejsce, w której właśnie napisał swoje nazwisko było puste. Potrząsając głową, zganił się w myślach za uwierzenie w to, co przed chwilą zobaczył, to musiało być złudzenie optyczne. Pewnie nie docisnął wystarczająco ołówka.

W chwilę później o mało nie upuścił dziennika, gdy coś zaczęło tworzyć się na stronie, na której właśnie pisał. To było wyraźne, nieco pochyłe pismo, które w żadnym wypadku nie wyszło spod ręki Harry'ego.

Witaj Harry Potterze. Nazywam się Tom Riddle.

Harry oniemiał. Jego usta zaczęły się otwierać i zamykać w niemym zachwycie. Odwrócił swój dziennik, upewniając się, że nie było w nim jakiegoś urządzenia, które wyświetliłoby te dwa zdania. Kiedy nie znalazł czegoś takiego, Harry położył sobie rękę na czole, chcąc zbadać swoją temperaturę, aby upewnić się, czy aby nie majaczy. Wiedział, że ciotka Petunia powiedziałaby mu, że jak zwykle nie wygląda dobrze. Dziennik zdawał się wyczuwać jego wahanie - nowe zdanie zaczęło formować się na stronie.

Powiedz mi, Harry, jak trafiłeś na ten dziennik?

Chłopak chwycił ołówek i postanowił szybko notować odpowiedź. Jak każde dziecko, był dociekliwy, zwłaszcza, gdy w jego ręce wpadł tak fascynujący obiekt.

Jesteś odpisującą książką? Jak to działa?

Jestem osobą. Zostałem tu uwięziony dawno temu... Jak ten dziennik trafił w twoje posiadanie?

Umysł Harry'ego wypełnił obraz małego starca biegającego poprzez strony. Zachichotał.

Znalazłem go. Kim jesteś?

Harry był zaintrygowany. Jak to było możliwe? Jak ktoś może być w środku książki?

Wierzę, że już ci to mówiłem. Jestem Tom Riddle. Proszę cię, Harry, powiedz gdzie się znalazłeś mój dziennik?

Kimkolwiek był, brzmiał inteligentne. Chłopiec chętnie nabazgrał poniżej odpowiedź.

Przepraszam, Tom. Nigdy przedtem nie spotkałem rozmawiającej książki.

Czy to właściwy sposób by opisać to, co się stało? Harry zamyślił się na chwilę, zanim znowu odpisał.

Znalazłem cię w czyimś ogrodzie, w żywopłocie.

Dziennik przez chwilę nie odpisywał, jak gdyby zastanawiając się nad tym, co dopiero napisał. Harry'emu nie mieściło się w głowie jak ktoś mógł wyrzucić coś tak wspaniałego.

Dziękuję za znalezienie mnie, Harry. Jestem pewien, że umarłbym z nudów, gdybym pozostał tam dłużej.

Chłopiec siedział przez chwilę, zastanawiając się nad tym, co przeczytał. Nie mógł wymyślić żadnego logicznego wyjaśnienia, dlaczego jego dziennik odpowiadał za każdym razem, gdy do niego napisał. Prawdę mówiąc, był przerażony. Przerażało go to prawie tak samo jak wtedy, gdy skoczył na dach po jednej z sesji zastraszania Dudleya, nie mając pojęcia, jak się tam dostał. Z tych wszystkich rzeczy, jakie się dookoła niego działy, tej Harry nie był w stanie sobie wytłumaczyć. Zastanawiał się czy to, co go spotykało nie było tak naprawdę częścią czegoś większego, niż mógł to pojąć. Szybko zamknął książkę i umieścił ją pod pościelą, spychając wszystkie myśli Toma Riddle'a i jego pamiętnik ze swojego umysłu.


Minęły trzy tygodnie zanim Harry na nowo zbliżył się do dziennika. Znów chodził do szkoły, ku rozgoryczeniu Dursleyów i jego nauczycieli. Był to czerwiec, czas zdawania ostatnich egzaminów w szkole podstawowej, prawie koniec ostatniego roku nauki i urodziny Dudleya. Harry bał się urodzin Dudleya bardziej niż innych dni w roku. Przez cały dzień był zmuszony być osobistym niewolnikiem Dudleya, robiąc wszystko na jego skinienie. Ostatnim razem jego kuzyn kazał mu lizać ziemię. A jeśli to nie wystarczy, Harry będzie musiał znosić jego piski dezaprobaty, jeśli otrzyma prezent, który się mu nie spodoba, gotować mu posiłki i przygotować dom dla gości. Po tym wszystkim zostanie wysłany do pani Figg na resztę wieczoru. Dobrze że przynajmiej będzie mógł uciec od swojego kuzyna na kilka godzin.

Ale nie. Ktoś, gdzieś tam na górze miał dla niego niemiłą niespodziankę. Pani Figg potknęła się, złamała nogę i nie była w stanie zaopiekować się Harry'm. Chłopiec musiał patrzeć, jak Dudley krzyczał i płakał, że nie chce Harry'ego na swoich urodzinach, podczas gdy ciotka Petunia użalała się nad nim i zapewniała, że nie pozwoli mu zrujnować specjalnego dnia "Dudziaczka".

To wszystko miało mieć swój finał tutaj.

Dziesięciolatek westchnął i przycisnął czoło do chłodnej szyby terrarium. Jego otyły kuzyn walił rękami w szklaną obudowę, chcąc pobudzić węża do poruszenia się, po jakimś czasie stwierdził, że zwierzę jest nudna i stuknął jeszcze raz ręką w ściankę terrarium, przechodząc do kolejnego okazu. Harry zachichotał do na widok świńskiego noska Dudleya, podczas gdy ten przyciskał twarz do kolejnego zbiornika Zastanawiał się mgliście, czy wąż mógłby zobaczyć maleńki mózg jego kuzyna przez jedną z dziurek jego nosa. Przynajmniej zwierzęta tutaj powinny mieć dzisiaj, choć trochę rozrywki.

Wąż aktualnie śpiący przed nim był długim, zielonym boa, zwiniętym wygodnie w kłębek. Biedne stworzenie. Harry dobrze wiedział, jak to jest, gdy trzeba siedzieć w małym pomieszczeniu przez cały czas.

Przepraszam za niego. On nie wie jak to jest; leżeć dzień za dniem, patrząc na ludzi próbujących wcisnąć swoje brzydkie twarze bliżej ciebie.

Harry wiedział, że trzeba było trzymać gębę na kłódkę. Powinien był wiedzieć, że mówienie do zwierząt jest oznaką szaleństwa. Wąż uniósł głowę ze skały, na której spoczywał i mrugnął do niego.

Cz... Czy ty... Słyszysz mnie?

Wąż skinął głową, tak jak gdyby to było najbardziej normalną rzeczą w świecie. Harry przełknął ślinę, decydując, że ta mała rozmowa nie pójdzie nie tak.

Prawdopodobnie powinien również wiedzieć, że Dudley by chciał zobaczyć ruch węża. Mały chłopiec został brutalnie odepchnięty przez Dudley'a który natychmiast przywarł do szyby, krzycząc do rodziców by i oni przyszli zobaczyć. W porządku. Otyły chłopak docisnął twarzą do szkła. Harry poczuł dziwne wibrowanie przechodzące przez jego ciało, lekko pulsujące palce i mocne łomotanie wewnątrz głowy. Nagle, szkła już tam nie było. Zniknęło, sprawiając, że opasłe cielsko Dudley'a zaczęło opadać do przodu prosto w zbiornik na dnie terrarium. Wąż prześlizgnął się po gałęzi nad nim i opadł na podłogę, zatrzymując się przed Harrym.

Dzięki. Syknął przeciągle.

O mój Boże.

- Za każdym razem?

Harry, lekko przekonany, że wąż nie zechce go zaatakować podniósł głowę chcąc mu odpowiedzieć, ale węża już nie było przy nim. Patrzył ze swojego miejsca na podłodze, jak boa wypełznął z domu gadów przy akompaniamencie krzyków innych odwiedzających. Jego uwagę wróciła do Dudley'a, który starał się, by wyjść z terrarium. Jednak jakimś trafem losu szkło ponownie uformowało się na swoim miejscem, zostawiając krzyczącego Dudley'a wciąż uwięzionego w środku.

Harry wiedział, że już jest winny. Zawsze był.


- Nie ma czegoś takiego jak magia!

Drzwi do jego komórki zostały donośnie zamknięte, a w chwilę po tym rozległo się donośne kliknięcie. Harry milczał, a odgłos okrzyków Vernona dzwonił mu w uszach. Pojawia się na szczycie budynku, jego włosy ponownie odrastają przez noc, kiedy jego ciotka próbowała je obciąć, szyby znikają i pojawiają się na nowo... Jego szczęście naprawdę zaczyna go zawodzić. I ten wąż! Nigdy nie podejrzewał, że węże mogą mówić. Harry gwałtownie potrząsnął głową, przypominając sobie gniew wuja. Nie ma czegoś takiego, jak magia. Nie ma czegoś takiego, jak magia...

Westchnął ciężko zanim opadł na swój cienki materac. Tylko w ten sposób był w stanie przetrwać swoją karę. Harry wyciągnął postrzępiony koc na ramiona, wyciągnął nogi tak daleko, jak tylko mógł, i zamknął oczy. Być może jego szczęście poprawi się jutro.

Jakiś czas później, Harry ocknął ze swego snu. Dom był jeszcze cichy, ale odgłosy skrzypienia schodów sprawiały, że był w stanie uwierzyć, że ktoś już nie śpi. Leżał zwinięty w sobie, słuchając. Nie było żadnych oznak ruchu, ani na dole, ani na górze. To oznaczało, że wszyscy śpią. Harry rzucał się na łóżku próbując jakoś rozruszać skurczone w czasie snu nogi. Wyginając plecy, podniósł swoje smukłe biodra z łóżka i poczuł, że jego kręgosłup lekko trzasnął**, z przyjemnością mogąc się wreszcie rozprostować. Skrzywił się czując coś wbijającego się boleśnie w jego ramię. Odsunął się od tego miejsca i starał się przetoczyć na drugą stronę materaca. To coś jednak tym razem zaczęło boleśnie uwierać Harry'ego w klatkę piersiową. Nie było innego sposobu, nie mógł spać z tym, cokolwiek to było. Mruknął, wpychając rękę pod materac, aby zobaczyć, czy coś tam jest.

Palce Harry'ego delikatnie musnęły płaszczyznę z miękkiej skóry.

Dziennik.

Nie mógł zaprzeczyć, że był bardzo ciekawy, zwłaszcza po tym, co się dzisiaj stało. Harry złapał go do ręki i skulił się w kącie, otwierając go z pewną trudnością. Dziennik wyglądał niewinnie w jego rękach. Kto by pomyślał? Może Harry wyobraził sobie to wszystko. Ostrożnie otworzył pierwszą stronę. Była pusta. Chłopak westchnął z ulgą, drżącym głosem uśmiechając się do siebie.

Witaj Harry.

Piękne, eleganckie pismo pojawiło się na pożółkłej stronie, ku przerażeniu Harry'ego. Więc to było prawdziwe. Pogrzebał dookoła w poszukiwaniu ołówka.

Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

Zapytał z niedowierzaniem. Pamiętnik po prostu kulturalnie odpowiedział.

Mogę wyczuć Twoją obecność, mój drogi. Przez chwilę, mogę tylko poczuć ciepło mojego otoczenia, jednak nie mogłem poczuć Ciebie. Przestraszyłam cię?

Tak.

Nastąpiła krótka pauza. Jego oczy zatrzymały się na dłużej „mój drogi". Tom musi naprawdę być stary. Tylko pani Figg nazywała go per „mój drogi", a ona była zbyt stara. Harry oddychał głośno, wyrzucając gorące powietrze z ust. Zastanawiał się mgliście, czy Tom czuł jego oddech. Czuł ręce Harry'ego lekko rozłożone na okładce? Lub nacisk nadgarstka na stronach, ucisk rysika i samo pisanie?

Przepraszam. Nie było moim zamiarem cię przestraszyć.

Harry uśmiechnął się.

Nie martw się, dziwniejsze rzeczy się dzisiaj działy.

Dziwne rzeczy? Proszę powiedz mi więcej.

Dziesięciolatek potwierdził, chętnie zapisując wszystkie szczegóły wydarzeń z całego dnia, ominął jedynie epizod z wężem, ponieważ pomyślał, że to jest dziwniejsze niż wszystko. To może sprawić, że Tom uzna, że Harry jest dziwny. Po prostu miło było by w końcu wreszcie mieć z kimś o tym porozmawiać. Odkrył, że chce wiedzieć więcej o Tomie -, jaki ma kolor włosów, oczu, skóry, chciał posłuchać jego głosu, dowiedzieć się, jak bardzo jest wysoki, w jakim jest wieku, cokolwiek... Harry nigdy nie myślał, że będzie siedział wlewając wszystko, co miał na sercu komuś obcemu. Zastanawiał się, czy włosy, Toma były siwe jak u starego człowieka. Tom wydawał się szczególnie zainteresowany, ku zaskoczeniu Harry'ego, tym, w jaki sposób traktuje go jego rodzina.

Harry, czy wierzysz w magię?

Mój wujek powiedział mi, że nie istnieje.

Nagle, dziennik stał się bardzo gorący, parząc dłonie Harry'ego i zmuszając go by upuścił go na kolana. Chłopiec zapłakał, zaskoczony bólem rozchodzącym się po jego palcach. Schody nad jego głową zaskrzypiały nagle. Harry zamarł, bezgłośnie błagając by jego wuj się nie obudził. Siedział cicho, nie ośmielając się nawet zbyt głośno odetchnąć. Kiedy był pewien, że nikt wstał, wziął pamiętnik z powrotem w ręce i wrócił do rozmowy.

Tom, co się stało? Twój dziennik mnie poparzył!

Harry sprawdził obolałe palce, pieszcząc zaczerwienioną skórę. Nadal rozchodziło się po nich mrowienie.

Proszę, wybacz mi. Byłem zły. Muszę nauczyć się kontrolować.

Jest w porządku. Na co byłeś zły?

Harry podświadomie stąpał po ostrzu miecza, jak gdyby nie mogąc się nacieszyć swoim nowo odnalezionym przyjacielem. Cokolwiek by to nie było, Tom musiał być naprawdę wściekły.

Na twojego wuja. Brzmi jak typowy, ograniczony mugol.

Czym jest mugoli?

Niemagiczną istotą.

Chłopak zbladł. Niemagiczą... Nie magiczną... Nie magi... – Boże, czy Tom sugeruje, że magia istnieje? Harry przypuszczał, że to jedyne logiczne wytłumaczenie dzisiejszej sytuacji w terrarium. Całe życie, dziwne rzeczy działy się obok niego, a on nie miał pojęcia, dlaczego. Harry zawsze uważał, że po prostu miał pecha. Tom musi czytać w jego myślach, bo na pewno to było powodem, że inny komunikat pojawił się na stronie.

Zgadza się. Magia jest bardziej niż realna, mój drogi Harry.

Wiedział to! Chłopiec z trudem powstrzymywał się od płaczu w triumfie, rozkoszując się tym, że jego wujek był w błędzie.

Czy to dlatego mogę rozmawiać z wężami? Czy to też sprawa magii?

Zaraz też coś poczuł coś dziwnego. Słowa zapisane w dzienniku rozmyły się, tak, jak gdyby ktoś roztarł świeży atrament, tym, czym go nałożył. Tylko dlaczego czuł, że powiedział coś niewiarygodnie głupiego...

Rozmawiasz z wężami?

Tak. Wąż, którego wypuściłem z terrarium rozmawiał ze mną.

Harry'emu nie udało się uzyskać kolejnej odpowiedzi od Toma tej nocy, jakkolwiek by nie próbował. W końcu zdecydował się schować dziennik i zasnąć by mieć siłę na kolejny dzień swojej kary.


* WIN - Writing In Progress.

** felt his spine give a satisfying crack – Chodzi o trzask taki jak np. przy zginaniu nóg po śnie.