Od tłumacza: Podziękowania dla Shaunee Altman, mojej szybkiej i niezawodnej redaktorki. Tym razem należą jej się specjalnie wielkie brawa, bo uporała się z tym rozdziałem w kilka godzin, dzięki czemu nie spóźniliśmy się na sobotnią aktualizację ;)

[EDIT]: Serdecznie przepraszam za sobotnie problemy z dostępem do tego rozdziału. Nawalił niestety ff net. Teraz wszystko już jest ok. Zawaliliście mnie wczoraj cała masą wiadomości. Cieszy mnie bardzo, że aż tyle osób czyta to na bieżąco i jest na tyle zaangażowanych :)


Rozdział 12 – Życie moje postawiłem na jedną kartę

Nędzniku!
Życie moje postawiłem na jedną kartę;
nerwy mnie nie zawiodą!

Ryszard III, Akt V, Scena 4, tłum. Jerzy S. Sito

Dostanie się do Dworu Greengrassów było tą łatwą częścią planu. Podczas gdy Wielosokowy, zaklęcia maskujące i inne czary zwodzące mogły zostać łatwo wykryte i odczynione prostym Finite albo antidotum, metmorfomagi, jak Tonks, były niezwykle rzadkie i właściwie niewykrywalne. Niewielu czarodziejów spotykało w życiu kogoś takiego. Najtrudniejsze było ujawnienie lokalizacji znajdującej się pod Fideliusem reszcie ekipy ratunkowej. Mógł to zrobić tylko Strażnik Tajemnicy. Wiedzieli, że uwolnieni Śmierciożercy będą musieli się o niej dowiedzieć od Strażnika, który zdradzi lokalizację werbalnie lub na piśmie. Obie możliwości zostały wzięte pod uwagę.

Wariant werbalny stanowił najgorszą możliwą opcję. Wówczas Tonks musiałaby w jakiś sposób uwolnić Ginny i uzbroić ją w jej różdżkę, którą odnaleziono w pobliżu punktu teleportacyjnego przy Norze. Potem musiałyby jakimś cudem się wyśliznąć lub utorować sobie drogę siłą pośród przeszło dwudziestu Śmierciożerców. Na ich szczęście użyto opcji pisanej. Gdy tylko weszli do posiadłości, Narcyza Malfoy odsłoniła swoją twarz i zażądała zniszczenia pergaminów, które wręczyła każdemu z więźniów. Tonks szybko wyciągnęła wręczoną jej wcześniej różdżkę i podpaliła mały kawałek pergaminu, który wcześniej ukryła właśnie w tym celu. Harry nalegał, by była pierwszą, która zniszczy pergamin. Tak jak przewidywał, pozostali więźniowie poszli w jej ślady, zanim Narcyza Malfoy mogła uznać, że chce to zrobić inaczej. Nie była w stanie zareagować podczas chaosu, który wybuchł w hallu Dworu Malfoyów, gdzie członkowie rodzin witali swoich uwolnionych krewnych. Psychologiczne triki mugoli, których nauczył się Harry, działały równie dobrze z czarodziejami.

Tonks zaskoczyło jak szybko zakończyło się świętowanie, a rozpoczęło planowanie zemsty i zniszczenia. Po krótkiej naradzie z żoną, Lucjusz Malfoy skierował wszystkich do znajdującej się w posiadłości sali balowej. Zadaniem Tonks było zbieranie informacji i zamknięcie Fiuu, więc starała się zanotować w pamięci wszystko co mogła zaobserwować. Poza dwunastką uwolnionych Śmierciożerców Tonks naliczyła sześcioro kolejnych, którzy ukrywali się przed władzami od zakończenia wojny. Ponadto znajdowało się tu około dwadzieścioro członków rodzin, których umiejętności bojowe były nieznane, ale nie można było ich lekceważyć. W sumie naliczyła około czterdzieścioro potencjalnych wrogów. Wystarczająco na niemałą i niebezpieczną bitwę.

- Godzina zemsty wybiła! - oznajmił zgromadzonym Lucjusz Malfoy. - Atak na Ulicę Pokątną będzie gwoździem do trumny rządu Artura Weasleya i jego zdrajców krwi. Ruszamy jutro!

Tłum zaryczał z aprobatą, choć niektórzy wyraźnie robili to nieszczerze, a inni wydawali się zaniepokojeni tą informacją. Malfoy przeszedł do standardowych nonsensów wygłaszanych przy każdej okazji przez fanatyków czystej krwi. Po długiej, emocjonalnej mowie, skrzaty domowe podały kolację. Tonks starała się nie rzucać w oczy i zapamiętać jak najlepiej rozkład pomieszczeń w budynku.

- Crouch! - zawołał Lucjusz Malfoy, zaskakując Tonks. - Jedynym powodem, dla którego włączyliśmy cię w listę uwolnionych mimo twojego braku funduszy, była twoja niezachwiana lojalność wobec Czarnego Pana. Oczekuję, że od tej pory będziesz lojalny wobec Rodu Malfoyów. Jasne?

Tonks spędziła kilka godzin studiując głos i sposób wysławiania się Croucha i zdołała transformować swoją tchawicę i struny głosowe, by być w stanie nienajgorzej naśladować jego głos, ale wiedziała, że nie oprze się dokładniejszemu przesłuchaniu.

- Może pan na mnie liczyć we wszystkim, panie Malfoy. Nie mogę się doczekać naszej jutrzejszej wycieczki na Ulicę Pokątną - odparła z uniżonym ukłonem. Po kilku sekundach powiedziała Bulstrode'owi, który siedział obok niej, że musi iść do toalety. ten jednak ledwo zauważył, że się odezwała. Wokół stołu trwało kilka ożywionych dyskusji i najwyraźniej nikt nie zwracał większej uwagi na Croucha. Największą przewagą podszywania się pod niego było to, że mało prawdopodobne, by komukolwiek go brakowało, jako że nie było tu żadnego członka jego rodziny.

Tonks naciągnęła pożyczoną jej przez Harry'ego pelerynę niewidkę i dyskretnie zniknęła cały proszek Fiuu z półki nad kominkiem w hallu i salonie. Szybko zbadała pierwsze piętro i pozbyła się tamtejszego proszku, po czym zeszła pospiesznie po schodach, by zlokalizować wejście do lochów. Jak w większości czarodziejskich dworów, umieszczono je w pobliżu kuchni. Zeszła ostrożnie po słabo oświetlonych schodach. W jednej z cel ujrzała panią Greengrass i jej córkę Daphne przykute do ściany. Schodziła dalej w dół, aż dotarła do potężnych drewnianych drzwi. Zajrzała przez kraty. Cela była bardzo duża, a pilnował jej siedzący na krześle czarodziej z długimi czarnymi włosami, odziany w bardzo brudny ubiór. Ku zaskoczeniu Tonks trzymał różdżkę w gotowości, mimo że Ginny leżała nieprzytomna i przykuta łańcuchami do ściany po drugiej stronie pomieszczenia. Nagle Tonks zaskoczył dźwięk z góry. Ledwo zdążyła odsunąć się z drogi schodzącemu czarodziejowi. Mężczyzna wewnątrz otworzył drzwi i wpuścił drugiego Śmierciożercę.

- Spóźniłeś się, Pucey - powiedział ten ze środka ze złością.

- Wyluzuj, Baddock, dopiero co skończyłem kolację - odpowiedział Pucey. - Kiedy po raz ostatni dostała ogłuszaczem?

Tonks nie mogła uwierzyć własnym uszom.

- Jakieś dwie godziny temu - odparł Baddock. - Może odzyskać przytomność lada moment, więc bądź gotowy. Ten bachor Malfoyów powiedział, że ma potężne zdolności bezróżdżkowe. Rozkazy mówią, by ogłuszać ją, jak tylko się poruszy, póki nie postanowią co dalej.

- Dobra, przejmuję to. Chyba poradzę sobie z mała dziewczynką. Idź zjeść kolację i na miłość Merlina umyj się. Cuchniesz - powiedział Pucey ze śmiechem.

- Odwal się, lalusiu - powiedział śmierdzący Śmierciożerca i ruszył w górę.

Jednym z celem misji Tonks było uzbrojenie Ginny. Ale biorąc pod uwagę, że dziewczyna była nieprzytomna i miano ją ogłuszać przy najmniejszym ruchu, Tonks uznała to za zbyt ryzykowne. Pospieszyła w górę po schodach, nie zdając sobie sprawy, że Ginny odzyskała przytomność chwilę wcześniej i jedynie udaje ogłuszoną.


Ginny obudziła się i zmusiła się, by leżeć maksymalnie nieruchomo. Jednocześnie słuchała rozmowy jej dwóch strażników. Nie miała pojęcia ile razy już ją ogłuszano przy najdrobniejszym poruszeniu. Całe ciało promieniowało bólem i poczuła ukłucie paniki na myśl, że może Draco wykorzystał ją, gdy była nieprzytomna. Skoncentrowała się na swoim organizmie i poczuła jak przepływa przez nią magia, dając jej niezbędne informacje. Jej twarz stanowiła jeden wielki siniec, miała kilka stłuczonych żeber i odbitą wątrobę. Magia wykryła też pierwsze skurcze przedmenstruacyjne, ale nic ponad to. Nie została wykorzystana seksualnie. Przepłynęła przez nią tak wielka fala ulgi, że ledwo powstrzymała się przed jej okazaniem.

Ulgę zastąpiła wściekłość na siebie. Straciła koncentrację tego ranka, gapiąc się na jej jaśniejący palec, podczas gdy Draco wciąż stanowił zagrożenie. Spróbowała odnaleźć w sobie magię Harry'ego i natychmiast ją poczuła. To było jednocześnie uspokajające i ekscytujące uczucie. Nie znała wcześniej tej mocy i musiała ją świadomie kontrolować Nie wątpiła, że jeśli się skupi, zdoła rzucić zaklęcia bezróżdżkowo. Potrzebowała tylko odrobiny ćwiczeń, by upewnić się, że osiągnie efekt za pierwszą próbą przeciwko jej strażnikowi. Upewniła się, że palec wskazujący jej prawej ręki znajduje się poza polem widzenia Śmierciożercy i skupiła się. Palec zajaśniał światłem i mimo powagi sytuacji Ginny uśmiechnęła się.


Tonks aportowała się przy Gospodzie Pod Świńskim Łbem, gdzie Shacklebolt zorganizował polowy sztab kryzysowy przy współpracy Aberfortha Dumbledore'a. Gdy tylko weszła do środka, została zarzucona pytaniami przez Weasleyów.

- Cisza! - wrzasnął Harry. - Niech złoży raport. Pamiętajcie, że powodzenie planu zależy od zaskoczenia Śmierciożerców, nim zorientują się, że Crouch zniknął!

Tonks podeszła do Shacklebolta i poczekała, aż wszyscy zgromadzą się wokół nich.

- Mam pergamin, który dał mi Strażnik Tajemnicy, dotyczący lokalizacji Dworu Grenngrassów - wokół rozbrzmiały okrzyki ulgi, a Tonks kontynuowała tak jasno i spokojnie jak mogła: - Znajduję się tam przynajmniej osiemnaścioro znanych Śmierciożerców i około dwadzieściorga innych czarodziejów o nieznanych zdolnościach bojowych. Ginny przetrzymywana jest w najniższej celi lochów, do których można się dostać przez drzwi zlokalizowane tuż przed wejściem do kuchni. Widziałam również dwie inne kobiety więzione w innej celi. Jeden Śmierciożerca pilnuje nieustannie Ginny. Otrzymali instrukcje, by ogłuszać ją, gdy tylko się poruszy. Najwyraźniej wykazała się potężną magią bezróżdżkową. Nie zdołałam przekazać jej różdżki. Cały proszek Fiuu został zniknięty, a posiadłość zabezpieczona jest przed teleportacją. Punkt teleportacyjny znajduje się zapewne kilka metrów od drzwi wejściowych, ale nie wiem czy dysponują świstoklikami.

- Mogą zabrać stamtąd Ginny świstoklikiem i dalej będą nas trzymać za jaja - wtrącił sfrustrowany Artur Weasley.

- O'Callaghan z Departamentu Osłon i Obrony Pasywnej może rozstawić antyświstoklikowe osłony nim ruszymy do akcji - zaproponował Kingsley.

- Pomogę mu - zaoferował się Bill Weasley. - W ten sposób zrobimy to szybciej.

- O'Callaghan, jak myślisz, ile zajmie ci dyskretne rozstawienie osłony? - spytał Shacklebolt.

- Z pomocą... jakieś piętnaście minut - odparł z tyłu pomieszczenia jakiś głos z mocnym irlandzkim akcentem.

- Damy radę w dziesięć - powiedział z determinacją Bill.

- To ruszajcie i zaczynajcie natychmiast - polecił Harry.

Obaj mężczyźni wystąpili naprzód i Tonks pokazała pergamin najpierw Billowi, a potem O'Callaghanowi, który oddał jej go z powrotem. W międzyczasie wpadła Hermiona z rysunkami architektonicznymi, pochodzącymi z pozwolenia na budowę Dworu Greengrassów. Dla większości zgromadzonych wyglądały one jak bezsensowny labirynt kresek, ale Bill pewnie wskazał wśród nich odpowiednie do teleportacji miejsce, a Irlandczyk potwierdził słuszność jego obserwacji kiwając głową.

- Cokolwiek robicie, nie dajcie się złapać - zawołał za wychodzącym bratem Ron Weasley.

- Jest ich więcej niż oczekiwałem - odezwał się Shacklebolt. - Będą mieli liczebną przewagę. Mam tylko trzydziestu pięciu aurorów, a będziemy musieli zabezpieczyć obszar wokół posiadłości, by nikt nie uciekł. Misja będzie niebezpieczna i nie spodziewam się, by wszyscy z niej wrócili. Nie mogą wziąć odpowiedzialności za ochotników.

- Skoro mnie wezwano to idę - odparł stanowczo Neville.

Dołączyły do niego głosy Hermiony, bliźniaków, Charliego, Lupina i Syriusza, którzy mniej lub bardziej dosadnie zapowiedzieli, że nie dadzą się pominąć. Luna nie odezwała się słowem i patrzyła w sufit, ale nikt nie wątpił, że ma zamiar ruszyć do akcji. Ron patrzył na Hermionę, jakby miał zamiar zaprotestować, ale uciszyło go jej stanowcze spojrzenie.

- Biorę za nich pełną odpowiedzialność - zapewnił Artur Weasley. - Wszyscy odznaczyli się w Bitwie o Hogwart i mają doświadczenie bojowe.

Shacklebolt się tego spodziewał, niemniej jednak musiał im w pełni uświadomić niebezpieczeństwo misji.

- Jeśli użyją zaklęć mogących zabić... a jestem pewien, że to zrobią... autoryzuję użycie śmiercionośnej siły - powiedział, podczas gdy pergamin z lokalizacją celu krążył między zebranymi.

Shacklebolt zaczął rozdzielać poszczególnym aurorom konkretne cele, na zewnątrz i wewnątrz posiadłości. Jedni mieli zabezpieczyć konkretne pomieszczenia, inni otoczyć budynek. Jednym z kluczowych zadań było zniszczenie wszystkich kominków tak szybko, jak to tylko możliwe. Mimo że Tonks była pewna, że zniknęła cały proszek Fiuu, nie mogli ryzykować, że ktoś będzie miał prywatny zapas na czarną godzinę.

- Idę po Ginny - oznajmił Harry tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Idę z tobą - rzekła Luna swoim rozmarzonym głosem.

- Nie! - zaoponował stanowczo Harry.

- Harry, nie jesteś niezwyciężony - wtrącił się ostro Syriusz.

- Gdy tylko wejdziemy, ruszę po Ginny pod peleryną niewidką - wyjaśnił Harry, by uspokoić Syriusza. - W drodze powrotnej nie będzie pod nią miejsca dla trzech osób.

Syriusz nie wydawał się przekonany, ale w końcu się poddał.

- Uważaj na siebie.

Luna spojrzała na Harry'ego nieco niezadowolona. Tonks wręczyła mu pergamin, jego pelerynę i różdżkę Ginny. Wszyscy zebrali się przed planem posiadłości, na którym Shacklebolt oznaczył punkt teleportacyjny i wejścia. Uzgodniono również lokalizację szpitala polowego, gdzie miano opatrywać prowizorycznie więźniów i grupa uzdrowicieli ruszyła natychmiast, by wszystko przygotować.

- Słuchajcie wszyscy! - zawołał Shacklebolt. - Nie wiemy czy Śmierciożercy i ich towarzysze są w jednym pomieszczeniu czy rozproszeni po całej posiadłości. Będziemy walczyć w zwarciu i nie muszę wam chyba przypominać, że to najniebezpieczniejszy rodzaj walki. Uderzajcie szybko i uderzajcie mocno. Ruszamy!


Ginny robiła szybkie postępy. Zdołała wylewitować kilka okruchów, ale nie robiła nic, co mogłoby zaalarmować jej strażnika. Nie miała pojęcia gdzie jest. Nawet gdyby ogłuszyła strażnika, nie wiedziała jak się stąd wydostać. Poobijana rudowłosa czarodziejka postanowiła jednak postawić wszystko na jedną kartę i spróbować ucieczki. Jeśli Malfoyowie zrealizują swój plan zapewne nie pozwolą jej przeżyć, a ona bardzo chciała żyć. Będzie musiała zaryzykować. Wszystko jest możliwe, jeśli masz wystarczająco pewności siebie, pomyślała, zbierając się na odwagę.

Raz... Możesz to zrobić, Ginny... Dwa... Pomyśl jak mama, tato i Harry muszą się martwić... Trz...

Głośna eksplozja zakołysała budynkiem. Potem usłyszała kilka mniejszych. Ginny poczuła zarówno ulgę, jak niepokój. Była pewna, że jej rodzina i Harry będą brali udział w każdej próbie jej uratowania. Nadeszła właściwa chwila!


- Budynek jest otoczony. Rzućcie różdżki! – zagrzmiał Shacklebolt, wchodząc razem z frontowymi drzwiami. Za nimi podążali Tonks, Syriusz, Lupin, Neville, Luna, Hermiona i Weasleyowie.

Dobrze, że Głównego Aurora chroniło kilka tarcz, bo rozbłysło kilka klątw, które zostały zaabsorbowane lub odbite przez tarcze.

Syriusz i Lupin wymienili drapieżne uśmiechy.

- Zupełnie jak za dawnych, dobrych czasów – zauważył Syriusz, nim rozpętało się pandemonium.

W innym pokoju posiadłości pierwszą reakcją Draco Malfoya było sięgnięcie do kieszeni spodni po świstoklik. Zaklął na głos, gdy ten się nie uaktywnił, czym przyciągnął uwagę matki i ojca. Zamiast tego wyciągnął różdżkę drżącą ręką.

Narcyza również wydobyła różdżkę i zakreśliła nią skomplikowany wzór.

- Wznieśli osłony antyświstoklikowe! – powiedziała zaniepokojona. – Nie rozumiem! Zaklęcie Fideliusa wciąż działa.

- Musimy dorwać dziewczynę Weasleyów – powiedział do nich Lucjusz. – Jest naszą polisą ubezpieczeniową.

Trójka Malfoyów ruszyła do lochów, unikając całej masy indywidualnych pojedynków toczonych na terenie posiadłości, zażartych zwłaszcza w okolicach hallu wejściowego. Śmierciożercy zorientowali się, że znaleźli się w pułapce i ich jedyną szansą na ratunek jest przebicie się na zewnątrz Dworu Greengrassów i deportowanie się. Kolejne ciężkie starcia toczyły się na balkonie na pierwszym piętrze, do którego Śmierciożercy kierowali się jako do alternatywnego wyjścia.

Luna i Hermiona walczyły ramię przy ramieniu, ale rozdzieliły się, gdy Luna dostrzegła przemykających się Malfoyów.

- Frendo! – zawołała, idąc za nimi.

Potężne zaklęcie tłukące minęło o centymetry głowę Draco i strzaskało kawałek kamiennego muru. W stronę Luny pomknęły jednocześnie trzy klątwy. Zablokowała jedną i spokojnie usunęła się z drogi dwóm pozostałym. Właśnie wtedy z pierwszego piętra zbiegł Gregory Goyle.

- Goyle, zabij ją! – polecił dawnemu koledze z klasy Draco.

Goyle nie wyglądał na zbyt pewnego siebie, ale nigdy nie potrafił sprzeciwić się rozkazom Draco Malfoya. Pomylona suka i tak blokowała jego drogę do wyjścia, więc ją zaatakował. Malfoyowie ruszyli dalej do lochów, a Goyle zasypał Lunę lawiną niebezpiecznych i mrocznych zaklęć, które zmusiły blondynkę do cofnięcia się o kilka kroków. Kilku innych Śmierciożerców, w tym Marcus Flint, ex-kapitan ślizgońskiej drużyny quidditcha, zbiegło z wyższego piętra i przyłączyło się do ataku na Lunę. Nie mogła zrobić nic innego jak wycofać się, choć wiedziała, że Malfoyowie idą po Ginny. W chwili, gdy pokrwawiona lecz nieugięta Luna miała zostać pokonana, do walki przyłączyli się Hermiona, Ron, Tonks i Neville.


Śmierciożerca strzegący Ginny drgnął zaskoczony, gdy eksplozje zakołysały posiadłością, ale jeszcze bardziej zaskoczyła go Ginny, która wstała i wypaliła potężny ogłuszacz z czubka palca. Zaklęcie strzaskało tarczę, którą ledwo zdołał wznieść. W ostatniej chwili wykonał unik. Pucey wypalił zaklęcie tłukące i szeroko otwartymi ze strachu oczami patrzył, jak dziewczyna odbija je, kreśląc przed sobą krąg jaśniejącą dłonią. Ginny odpowiedziała trzema ogłuszaczami z rzędu. Jeden przebił tarczę i Pucey nie miał już gdzie uciekać. Uniknął drugiego, ale trzecim dostał idealnie. Nieprzytomny uderzył w kamienny mur.

Ginny przywołała różdżkę i klucze, po czym związała wroga wyczarowanymi linami. Kiedy pozbywała się okowów, drzwi od jej celi rozleciały się w drzazgi. Ginny stanęła, gotowa rzucić zaklęcie, gdy ktoś wejdzie, ale nikt się nie pojawił.

- Ginny, to ja – powiedział Harry, zdejmując pelerynę i pędząc w jej stronę.

- Harry! – zawołała, otwierając ramiona, by go objąć.

Harry wiedział, że biorąc pod uwagę sytuację, przytulali się stanowczo zbyt długo. Odsunął się, by na nią spojrzeć. Delikatnie pogładził jej zapuchniętą twarz, tłumiąc w sobie żądzę krwawej zemsty. Nie widział głębokich ran ani złamanych kości.

- Możesz iść? – spytał.

- Tak, wszystko w porządku – zapewniła go.

- Dobrze. Plan jest taki – spojrzał jej w oczy. – Nałożymy pelerynę niewidkę i zabieram cię do polowego szpitala poza posiadłością, gdzie będą mogli obejrzeć twoje obrażenia.

- Nie ma mowy! – zaprotestowała Ginny. – Nie wyjdę stąd, póki jest tu moja rodzina… Muszę też znaleźć Draco Malfoya i jego matkę – dodała przez zaciśnięte zęby. – Ten skurwiel znowu próbował mnie zgwałcić.

Harry poczuł taką wściekłość, że dosłownie nim zatelepało. Wziął kilka głębokich wdechów, by się uspokoić. Wręczył Ginny jej różdżkę i objął jej ramiona lewą dłonią, by pokazać, że ma trzymać się blisko, ale wciąż był zbyt wstrząśnięty, by mówić na głos. Magiczna moc Ginny przepływała pod jego ręką i ku swemu zaskoczeniu wykrył w niej znajomą magiczną sygnaturę. Spojrzał na nią zdumiony.

- Wiem – przyznała Ginny, podkreślając, że jest nie mniej zaskoczona. – Jakimś cudem moja i twoja magia się połączyły – zmarszczyła brwi. – Nie poczułeś nic?

Harry nie miał czasu analizować własnej magii, bo właśnie przez próg wpadła trójka Malfoyów, ciskając klątwami. Para zablokowała nawałę bliźniaczymi tarczami.

- Zabiję cię, Potter! – wrzasnął Lucjusz Malfoy z obłąkańczym błyskiem w oku. – Potnę cię na kawałki! – ryknął, unosząc jedyną pozostałą mu rękę.

- Skoro ci je Pan, Bóg twój, odda w ręce, wszystkich mężczyzn wytniesz ostrzem miecza!* - zacytował ze złością Harry. Nachylił się w stronę Ginny, nie spuszczając oczu z Malfoyów. – Narcyza jest twoja – oznajmił jej.

Ginny uśmiechnęła się i skinęła głową, a potem przyjęła pozycję bojową kilka metrów od Harry'ego.

Harry przełożył różdżkę do lewej ręki, a do prawej przywołał Miecz Gryffindora. Na ten widok Draco Malfoy zapiszczał żałośnie i schował się za plecami ojca.

- AVADA KEDAVRA!


Pozostali Śmierciożercy i ich towarzysze zostali szybko odepchnięci od hallu wejściowego i balkonu na pierwszym piętrze. Walka toczyła się teraz na głównej klatce schodowej. Remus Lupin z przerażeniem dostrzegł Tonks leżącą na podłodze w kałuży krwi. Członkowie Gwardii Dumbledore'a rozstawili się przed nią, chroniąc ją. Ron i Hermiona wydawali się nietknięci, ale Neville miał złamaną lewą rękę, a Luna krwawiła z kilku ran. Kilkanaście martwych i nieprzytomnych osób przed nimi świadczyło, że rozdawali ciosy hojniej niż przyjmowali. Lupin podbiegł do Tonks, a ta uśmiechnęła się słabo na jego widok.

- Dzieciaki są świetne, nie? – spytała na skraju omdlenia.

- Zabieraj ją stąd! – wrzasnął na niego Syriusz, ciskając zaklęciami jak szalony.

Gdy Lupin wynosił Tonks, Shacklebolt i tuzin jego aurorów dołączyli się do walki, która szybko zmieniała się w pogrom.


W lochach trwała inna walka. Harry oczekiwał, że Malfoy użyje swojego ulubionego Niewybaczalnego, więc odskoczył w porę. Zablokował zaklęcie tnące Draco, a potem tłukące Lucjusza, jednocześnie skracając dystans miedzy nimi.

- CRUCIO! – to było ostatnie słowo, jakie Lucjusz Malfoy kiedykolwiek wypowiedział. Harry wykonał unik, a następnie machnął mieczem, przecinając gardło nieprzygotowanego Śmierciożercy. Potem ostrze zmieniło kierunek, rozcinając podbrzusze. Jednooki blondyn upuścił różdżkę i usiłował przytrzymać wypływające wnętrzności. Udało mu się o tyle, że najpierw osunął się na ziemię i leżał w powiększającej się błyskawicznie kałuży czerwieni.

Draco Malfoy patrzył w szoku, jak jego ojciec pada martwy. Wyciągnął różdżkę w stronę Harry'ego, ale opuściła go zdolność wydawania dźwięków. Bez chwili zwłoki Harry odwrócił się ku młodemu niedoszłemu Śmierciożercy.

Prawa ręka Draco… ręka, która uderzyła Ginny… ręka, która ośmieliła się ją tknąć, czekała, by ją odebrać. Z mrożącym krew w żyłach okrzykiem bojowym Harry zadał cios mieczem, odcinając ją powyżej łokcia. Draco był już bezbronny, więc Harry zniknął miecz. Młody Malfoy wył z bólu, ale Harry uciszył go brutalnym ciosem przedramienia w gardło. Gdy Draco w panice próbował złapać oddech, Harry huknął go z całej siły w wątrobę, sprawiając, że Draco osunął się na ziemię w nieopisanym bólu. Ostatnią rzeczą, którą Malfoy zobaczył w ciągu kilku następnych godziny była pięść Harry'ego, zmierzająca ku jego twarzy.

Po drugiej stronie celi wszystko poszło równie sprawnie. Narcyza Malfoy była równie potężna i brutalna jak jej siostra Bella, ale Ginny już dawno przestała być dzieckiem. Jej tarcza z łatwością blokowała kolejne mroczne klątwy: Klątwę Rozrywania Wnętrzności, Klątwę Eksplodujących Jelit, Sectusemprę czy Morfujące Zaklęcie Tortury. Mroczny repertuar Narcyza Malfoy miała zaiste imponujący.

- CRUCIO! – wrzasnęła w desperacji.

Ginny ledwo zdołała uniknąć Niewybaczalnego. Miała dość tej zabawy.

- Quasco! Frendo! Diffindo! – wrzasnęła rudowłosa czarodziejka, wypalając zaklęcia błyskawicznie jedno po drugim.

Narcyza Malfoy wzniosła potężną tarczę. Zatrzymałaby normalne zaklęcie, ale Ginny nie była zwykłą czarodziejką. Zaklęcie łamiące weszło w tarczę jak nóż w masło. Zachowało przy tym wystarczająco energii, by obie nogi pani Malfoy trzasnęły jak zapałki. Zanim zdążyła paść, zaklęcie tłukące wylądowało na jej tułowiu, wywołując ciężkie, choć nie śmiertelne urazy organów wewnętrznych. Jednak jej szczęście skończyło się, gdy zaklęcie tnące trafiło jej w szyję, przecinając aortę. Była martwa w niecałą minutę.

Harry związał Draco na tyle ciasno, by powstrzymać upływ krwi z odciętej ręki. Młoda para rozejrzała się po makabrycznym wnętrzu pomieszczenia.

- Ginny, pamiętaj zawsze, że oni sami to wybrali – powiedział Harry, obracając ją tak, by móc jej spojrzeć w oczy. – Kiedy cię porwali, postawili na tę kartę swoje życie. Przegrali.

- Nic mi nie jest, Harry – zapewniła go stanowczo. – To okropne, ale poradzę sobie. Chcę żyć, a jeśli to była cena, nich tak będzie.

Ginny i Harry wyszli z lochów w ponurym nastroju. Uwolnili Daphne i Helenę, które oszołomione podążały za nimi. Na parterze znaleźli aurorów ogarniających pole bitwy. Zewsząd dobiegały jęki rannych. Operacja okazała się całkowitym sukcesem. W niecałe dwadzieścia minut, w dużej mierze dzięki przewadze zaskoczenia, Śmierciożercy zostali pokonani, a Dwór Greengrassów zabezpieczony.

Syriusz, Hermiona i Weasleyowie właśnie mieli ruszać do lochów, więc wpadli na Harry'ego i Ginny. Po uściskach i podziękowaniach Ginny dla braci, Harry nalegał na zabranie jej do polowego szpitala Wszyscy go poparli, mimo że Ginny protestowała, twierdząc, że mnóstwo ludzi zostało ciężej rannych niż ona.

Na miejscu Ginny zatrzymała się przy Lunie i Neville'u, by upewnić się, że nie stało im się nic poważnego. Dowiedziała się, że ich rany okazały się powierzchowne i zostaną wypuszczeni za kilka minut. Ginny została zabrana na stanowisko ratownicze, gdzie rzucono na nią serię zaklęć diagnostycznych.

- Gdzie Lupin i Tonks? – spytał Harry Syriusza.

- Tonks została paskudnie ranna i straciła mnóstwo krwi – odparł Syriusz. – Uzdrowiciel powiedział, że dotarła do nich w ostatniej chwili. Ustabilizowali ją i podali Eliksir Uzupełniania Krwi, a potem odesłali do Świętego Munga.

Podszedł do nich Neville. Jego dopiero co wyleczone ramię wciąż spowijały bandaże.

- Słyszałem, że jedna z pielęgniarek mówiła, że dziecku nic się nie stało – powiedział.

- DZIECKU? – krzyknęło kilka osób.

Zaskoczony Neville zorientował się, że wszyscy na niego patrzą.

- Tak. Chyba nawet ona sama nie wiedziała.

Usłyszeli panią Weasley, nim ją jeszcze zobaczyli. Żona Ministra domagała się natychmiastowego zabrania jej do rodziny. Ginny poczuła ulgę, wiedząc, że jej twarz była niemal całkowicie wyleczona i pozostały na niej tylko drobne ślady opuchlizny. Pani Weasley wyściskała męża, synów i jedyną córkę z tradycyjnym entuzjazmem.

- Moje dziecko, jak się czujesz? – spytała pani Weasley.

- Zmęczona. I potrzebuję się wykąpać… jak najszybciej – odpowiedziała wyraźnie wyczerpana Ginny. – Potem chcę się wyspać we własnym łóżku. Po prostu chcę do domu.

- Oczywiście, kochanie – zgodziła się pani Weasley. – Przygotuję ci gorącą kąpiel i szklankę ciepłego mleka i ciasteczka, tylko dla ciebie.

Ginny spojrzała zaskoczona na mamę.

- Mamo, nie miałam na myśli Nory. Mówiłam o moim domu – wyjaśniła, biorąc stanowczo Harry'ego za rękę.

Zapadła długa, niezręczna cisza. Oczy pani Weasley wypełniły się łzami.

- Oczywiście, kochanie – odpowiedziała, a głos jej się łamał. Spojrzała na Harry'ego. – Miałbyś coś przeciwko, żebym przygotowała Ginny gorącą kąpiel, ciepłe mleko i ciasteczka? Wyjdę, jak tylko skończę – zapewniła.

- Będę zaszczycony, pani Weasley – odpowiedział Harry i pytająco spojrzał na Ginny.

- Dziękuję, mamo – powiedziała Ginny z promiennym uśmiechem.


Po „Bitwie o Posiadłość Greengrassów", jak nazwał to wydarzenie Prorok Codzienny, Artur Weasley był chwalony wszem i wobec za sprawne poradzenie sobie z kryzysem i został powtórnie wybrany na Ministra Magii. Dwie trzecie pozostałości fortuny Malfoyów zostały przyznane rodzinie Greengrassów, a jedna trzecia Ginny Weasley w charakterze odszkodowań. Draco Malfoya skazano na dożywocie w Azkabanie, gdzie stał się bardzo… hmmm… popularny wśród męskich więźniów. Jak to mówią, kto mieczem wojuje…


Epilog – Osiem miesięcy później

Harry i Ginny siedzieli nad brzegiem Jeziora Czterech Kantonów w Vitznau czekając na herbatę. Chłodna kwietniowa bryza znad jeziora uprzyjemniała ciepły, wiosenny dzień. Półwysep Bürgenstock wcisnął się majestatycznie w wodę na południowym brzegu. Wcześniej tego dnia wjechali koleją zębatą* na sam szczyt góry Rigi. Widok był spektakularny. Ośnieżone, zamglone szczyty rozpościerały się jak okiem sięgnąć.

W końcu pojawił się kelner z dwoma tacami i crumpetami.*

- Wann fährt das nächste Dampfschiff nach Luzern?* - spytał Harry.

- In ungefähr vierzig Minuten, mein Herr* – odparł kelner, spoglądając na zegarek.

- Merci Vielmal* – podziękował Harry i zwrócił się do Ginny: - Wciąż mamy czterdzieści minut do parowca.

- Tu jest tak pięknie, że mogłabym zostać dłużej.

- Możemy zostać w hotelu tu w miasteczku, jeśli chcesz.

Ginny zastanowiła się, ale potrząsnęła głową.

- Nasz hotel w Lucernie jest wspaniały – zamyśliła się i zachichotała. – Ma też adekwatną nazwę… dziki mężczyzno – spojrzała na niego spode łba i uniosła brew.

- Uznam to za komplement, panno Weasley – zaśmiał się Harry. Siedzieli przez moment w ciszy, pogryzając ciasteczka i podziwiając widok. – Podoba ci się ta lokalizacja skrytki? – spytał Harry.

- Zdecydowanie moja ulubiona. Podobał mi się ten lokal z kanapkami nad brzegiem rzeki w Bernie, ale tu jest jeszcze lepiej. Jak się nazywało tamto miejsce? Szewel… jak ty to mówisz?

- Schwellenmätteli. Po prostu samo spływa z języka. To jedyny powód, dla którego umieściłem tam skrytkę… żebym mógł mówić Schwellenmätteli.

- Wiesz, że cenię twój utalentowany języczek, ale nie mogę uwierzyć, by ta nazwa sama spływała z języka, tak jak mówisz – rzekła dwuznacznie Ginny.

- Czyżbyś miała na coś ochotę, kochanie?

- Wiesz, że tak – odpowiedziała Ginny, unosząc brwi.

Pomimo chłodnego wiatru Harry mógłby przysiąc, że temperatura gwałtownie wzrosła.

- W porządku, pokażę ci samą skrytką.

- To nieistotne, Harry. Przecież we wszystkich jest to samo, prawda?

- Akurat ta zawiera coś specjalnego. Musisz to zobaczyć – nalegał.

Trzymając się za ręce poszli w stronę mugolskiego kościoła. Zatrzymali się obok średniej wielkości kamienia w ogrodzie koło kościoła. Wyciągnął różdżkę i rzucił Zaklęcie Niezauważajki i wylewitował kamień. Nachylił się, wyciągnął odporne na wilgoć pudełko z kryjówki i otworzył je. Pokazał zawartość Ginny. Pudełko zawierało to, co zwykle: mugolskie pieniądze, Talary czyli europejską walutę czarodziejów, mugolskie dokumenty Harry'ego, a teraz także Ginny, niezarejestrowane różdżki oraz…

Ginny zrobiła wielkie oczy.

- Weź to – wyszeptał Harry z rozszerzonymi źrenicami.

Ginny powoli wyciągnęła malutkie, aksamitne pudełeczko. Zaskoczona przycisnęła dłoń do ust, gdy Harry uklęknął przed nią.

- Otwórz… - wyszeptał.

Jednokaratowy diament wznosił się wśród mniejszych diamentów, osadzony w platynie i złocie. Ginny spojrzała na Harry'ego i w oczach zabłysły jej łzy.

- Ginewro Molly Weasley… Nie znałem szczęścia, nie znałem piękna, nie znałem miłości, póki cię nie poznałem. Jesteśmy jedną duszą, jednym sercem, jedną magią… Chcę być twój na wieki… Wyjdziesz za mnie, Ginny?

Harry ciężko przełknął ślinę i czekał na jej decyzję. Wiedział, że jego lęk był irracjonalny, ale jednak był. Lęk przed odrzucenie.

- Chcę być twoja na wieki. Tak, Harry Jamesie Potterze, wyjdę za ciebie – odpowiedziała Ginny z szerokim uśmiechem, a łzy szczęścia spływały jej po policzkach.

Harry wstał. Nastąpił długi, czuły pocałunek, po którym podążyły następne. Po pewnym czasie ruszyli ulicą w stronę doków. Ginny ciągle patrzyła na jej dłoń przyozdobioną pierścionkiem z niegasnącym uśmiechem. Harry uśmiechał się jeszcze szerzej. Ludzie zaczęli wsiadać na pokład parowca.

- Jak długo płynie się do Lucerny? – spytała Ginny

- Pięćdziesiąt minut – odpowiedział Harry.

- Strasznie długo – poskarżyła się Ginny. Spojrzała na Harry'ego kątem oka i uśmiechnęła się figlarnie. – Możemy teleportować się do naszego pokoju w hotelu, dziki mężczyzno?

Harry uśmiechnął się drapieżnie.

- Jesteś czarodziejką, panno Weasley?

- Jesteś czarodziejem, panie Potter? – spytała, unosząc brew.

Dwa głośne pyknięcie i pary nie było.

KONIEC


Słowniczek

Skoro ci je Pan, Bóg twój, odda w ręce wszystkich mężczyzn wytniesz ostrzem miecza – Księga Powtórzonego Prawa 20,13; cytat za Biblią Tysiąclecia

Kolej zębata – używana jest na stromych podjazdach, gdzie do torów dochodzi specjalny tor, o który zahacza się wystające z pociągu koło zębate, które uniemożliwia zsuwanie się wagonów. Zobaczcie hasło na Wikipedii, tam jest fajnie pokazane o co w tym chodzi.

Crumpety (za Wikipedią) - okrągłe ciastko, najczęściej serwowane z masłem. Tradycyjnie podawane w Wielkiej Brytanii podczas tzw. tea time

Wann fährt das nächste Dampfschiff nach Luzern? (niem.) – Kiedy odchodzi następny parowiec do Lucerny? W oryginale autor zrobił literówkę (przez co zdanie brzmi „Kiedy odchodzi nocny parowiec do Lucerny"?)

In ungefähr vierzig Minuten, mein Herr (niem.) – Za niecałe czterdzieści minut, szanowny panie

Merci Vielmal – Merci to „dziękuję" po francusku a vielmal to „bardzo" po niemiecku. Nie wiem czy autor świadomie połączył te dwa języki czy zrobił tu błąd. W każdym razie niemiecki i francuski są w Szwajcarii językami urzędowymi (razem z retoromańskim, czyli tym co mniej zorientowani nazywają językiem szwajcarskim)


Od autora: Ginny i Harry zatrzymali się w hotelu Wilden Mann w Lucernie. Ma prawie 500 lat i jest uznawany za hotel „romantyczny". Jego nazwa znaczy dosłownie „dziki człowiek".

Kiedy byłem w Schwellenmätteli nad rzeczką Aar w Bernie, wiele lat temu, był tam tylko sklep z kanapkami. Wygląda na to, że w międzyczasie rozwinął się do eleganckiej restauracji


Od tłumacza: Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki! Dotarliśmy do końca tej podróży. Teraz wezmę się za tłumaczenie „Need". Ostrzegam jednak, że aktualizacje nie będą tak regularne. „Misję Ginny" mogłem wrzucać dwa razy w tygodniu, bo przez święta miałem dużo wolnego czasu i naszykowałem sobie zapas rozdziałów ;) Teraz wrócimy do nieregularnych aktualizacji. Postaram się, by było to minimum raz w tygodniu, ale nie mogę Wam tego obiecać, bo luty i marzec są dla mnie w pracy dość ciężkimi miesiącami, łącznie z długim wyjazdem służbowym.

Teraz odpowiedzi na kilka pytań, które zadawaliście w komentarzach:

Ile masz lat? Już jakiś czas temu skończyłem studia ;)

Czemu nie tłumaczysz scen erotycznych, przecież tłumaczyłeś w Pakcie? Staram się, żeby moje tłumaczenia były dostępne szerokiemu gronu czytelników, a niektórym przeszkadzają mocne sceny erotyczne. „Pakt" miał tylko jedną wersję, więc tłumaczyłem z dobrodziejstwem inwentarza, jako że nie będę autorowi zmieniał treści jego historii. W tym przypadku miałem do wyboru dwie wersje, które zamieścił sam autor, więc wybrałem tą bardziej pruderyjną.

Czy Ginny „wykastrowała" Malfoya? Nie. Po prostu w tej historii Malfoy jest zboczeńcem, którego nie podnieca erotyka, ale przemoc i poniżenie. Seks jest tylko narzędziem tego poniżenia. Nieprzytomna Ginny nie zostałaby poniżona, więc Malfoy nie „stanął" na wysokości zadania.

Tłumaczenie „Razem z Danger". Muszę przyznać, że nie znałem tego wcześniej, dzięki za podrzucenie mi tej serii, w wolnych chwilach ją czytam. Może wezmę się za jej tłumaczenie po „Need", ale to jeszcze nic pewnego, najpierw muszę skończyć i zobaczyć, czy całość trzyma poziom. Swoją drogą trylogia autorstwa Mutt N. Feathers, którą wcześniej proponowałem, jest w podobnym stylu co seria o Danger.

Tak więc dzięki jeszcze raz za wszystkie Wasze komentarze, dodawanie do ulubionych etc. Wierzcie mi, że każdy alert e-mailowy z ff net sprawia mi dużo radości. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to zapiszcie się na e-mailowe alerty dotyczące moich historii (dodajecie mnie do „Author alert list", można to zrobić pod tym rozdziałem), bo to niestety ostatnia z serii środowo-sobotnich aktualizacji.