Od tłumacza: To opowiadanie jest tłumaczeniem „Ginny Duty" autorstwa Count Westwest, które możecie znaleźć w oryginale na stronie siye. co. uk (usuńcie spacje). Wszelkie prawa do historii należą do niego, poza prawami do świata HP, które należą oczywiście do JKR.
From translator: This is translation of „Ginny Duty" by Count Westwest, which can be found in English on siye. co. uk (remove space from the web address). He has all copyrights for this story, except the HP world, which belongs to JKR.
Od tłumacza: Witam ponownie moich stałych Czytelników i czytelniczki, a także wszystkich, którzy na tę historię trafili przypadkiem. Przed Wami opowieść AU, w której Harry i Ginny się nie znają, a Harry nigdy nie chodził do Hogwartu. Harry jest aurorem, ale gdy narozrabia na służbie, będzie musiał zająć się opieką nad córką Ministra Magii, Artura Weasleya. Co będzie dalej już pewnie możecie się domyślić ;) Historia będzie stosunkowo krótka i składała się z dwunastu rozdziałów, każdy mniej więcej podobnej długości.
Wersja, którą tłumaczę, pochodzi ze strony SIYE i jest nieco łagodniejszą wersją. Jeśli ktoś chciałby zapoznać się z "Ginny Duty" poszerzonym o elementy porno (choć i nasza wersja nie będzie całkiem niewinna) zapraszam na countwestwest. livejournal. com.
Informacja dla Czytelników, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z moimi tłumaczeniami: w miejscach, które mogą być nie do końca jasne ze względu na kontekst kulturowy albo nieprzetłumaczalność pewnych fraz, stawiam gwiazdkę, a wyjaśniam je w specjalnym słowniczku pod rozdziałem.
Zachęcam do zapoznania się z innymi przetłumaczonymi przeze mnie historiami, których rozszerzone opisy możecie znaleźć w moim profilu autora.
Na koniec tradycyjne podziękowania dla Shaunee Altman, która bohatersko wzięła na siebie zadanie wyłapywania moich błędów i poprawiania ich po mnie.
Od autora: Pomysł na tę historię przyszedł mi nagle do głowy i poczułem nieprzepartą ochotę, by ją napisać. Bez wątpienia mnóstwo zawdzięczam autorom innych fanficów, które czytałem wcześniej. Jeśli są tu jakieś podobieństwa do innych prac, uznajcie je za komplement. W świecie HP wspaniałe jest, że jest tak pojemny. Musiałem samemu przetestować jego pojemność. Specjalne podziękowania dla mojej beta readerki Ginny Guerra, która zawsze znajduje właściwą odpowiedź.
Rozdział 1 - Ukarać jednych, a innym przebaczyć
Idźmy, by sprawy te smętne rozpatrzyć,
Ukarać jednych, a innym przebaczyć
Romeo i Julia, Akt V, Scena III, tłum. Maciej Słomczyński
Kingsley Shacklebolt, dyrektor Biura Aurorów, chodził w tę i z powrotem za swoim ciężkim, mahoniowym biurkiem, niezdolny pohamować wściekłości. Tym razem Harry Potter przesadził. Podczas służby w ochronie mugolskiego premiera nie tylko potraktował zaklęciem ogłuszającym małżonka królowej, ale także rozbroił i uderzył ochroniarza księcia, który usiłował interweniować. Nie trzeba chyba dodawać, że konieczność wymazywania pamięci członkom rodziny królewskiej była potężnym skandalem dyplomatycznym i Minister Weasley, który w normalnych warunkach stanowił uosobienie spokoju, tym razem domagał się stanowczej akcji dyscyplinarnej.
Kingsley Shacklebolt lubił Harry'ego. W końcu chłopak uratował czarodziejski świat. Trzy lata temu pokonał Voldemorta na polanie Zakazanego Lasu pod Hogwartem i kiedy w zeszłym roku zjawił się w Biurze Aurorów prosząc o pracę, zdał egzaminy wstępne z najwyższymi możliwymi ocenami. Shacklebolt był pod wrażeniem jego skromności i powagi, a także skuteczności w walce, której nie był w stanie dorównać nikt w departamencie. Wystarczyło sześć miesięcy treningu, by młody mężczyzna został dopuszczony do służby jako pełnoprawny auror. Wkrótce jednak okazało się, że z Harrym Potterem jest pewien problem. Nie miał za grosz szacunku dla władzy. Zapewne zawdzięczał to wpływowi swojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka, który wychowywał go przez większość życia w konspiracji i ciągłej podróży, mając do pomocy jedynie Remusa Lupina, przyjaciela rodziny.
Służbę w ochronie mugolskiego premiera podczas królewskich uroczystości uważano za wielki honor, więc oczywiście imię Harry'ego Pottera od razu pojawiło się, gdy ogłoszono informację o przyjęciu w Pałacu Buckingham.* Shacklebolt wielokrotnie uczęszczał na podobne przyjęcia i wiedział, że małżonek królowej to dupek, ale nic nie usprawiedliwiało zachowania Harry'ego. Główny Auror zastanawiał się właśnie nad odpowiednią karą, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Usiadł za biurkiem i jeszcze raz rozważył, czy zwolnienie Pottera ze służby stanowiło najlepsze rozwiązanie. Wyobraził sobie konsekwencje polityczne i zadrżał. Tak naprawdę to potrzebował dać Potterowi nauczkę.
- Wejść! - zawołał głębokim tonem.
Shacklebolt zauważył, że Harry wszedł do jego gabinetu ze spuszczonymi oczami i skruchą widoczną w każdym ruchu. Młody auror stanął na baczność przed biurkiem.
- Auror Potter melduje się na rozkaz, główny aurorze Shacklebolt!
- Zechcesz mi wyjaśnić, co tam się do cholery stało?
Harry niemal się uśmiechnął. Szybkie przechodzenie do rzeczy to jedna z cech swojego szefa, które bardzo lubił.
- Ten mężczyzna... to Śmierciożerca-charłak. Robiłem co do mnie należy, kiedy podszedł do mnie i zaczął kwestionować moje kwalifikacje do przebywania w tym miejscu. Zaczął gadać o "motłochu" i "hałastrze", których w tych dniach wpuszcza się do pałacu. Potem czynił niestosowne uwagi dotyczące innych gości i usiłował zrobić ze mnie swojego chłoptasia do biegania po drinki. Naturalnie odmówiłem i przypomniałem mu, że jestem tam jako ochrona pana premiera. Zaczął mnie obrażać komentarzami na temat mojego fatalnego pochodzenia i twierdzić, że moje złe maniery i nieznajomość miejsca w szeregu to na pewno wina mojej matki. Nie mam zamiaru pozwalać, by dupek gadał takie rzeczy o mojej mamie, więc go ogłuszyłem. Kiedy jego ochroniarz wyciągnął broń, złamałem mu nadgarstek i uderzyłem go - Harry przerwał na moment i wziął głęboki oddech. - Proszę o pozwolenie na wyrażenie opinii - Shacklebolt skinął głową, więc Harry kontynuował: - Zapisałem się tu, by być aurorem, ścigać i łapać czarnych magów. A nie, by robić za niańkę polityków czy członków rodziny królewskiej cierpiących z powodu zbyt częstego krzyżowania z krewnymi.
Shacklebolt spojrzał na podwładnego ze złością.
- W tym departamencie masz wykonywać rozkazy! - przypomniał mu głośno i ostro. - Jak mam cię uznać za gotowego do dyskretnej, a co dopiero tajnej pracy, kiedy tracisz głowę z powodu głupiego starucha? Rozumiem, że palisz się do ważniejszych zadań, ale najpierw musisz udowodnić, że potrafisz przestrzegać rozkazów. Nie mogę pozwolić, żeby aurorzy biegali po całej Anglii niczym odbezpieczona broń!
Po długiej przerwie kontynuował spokojniej:
- Wiem, że masz wystarczająco dużo pieniędzy, by żyć w spokoju do końca swoich dni. Jesteś młody i sławny. Po co ci ta praca, Potter?
- Nic innego nie umiem robić - odparł chłopak powoli, bo bolało go to wyznanie. - Tylko w tym jestem dobry. Całe moje życie polegało na walce z czarnymi czarodziejami. To w sumie żałosne, jakby się nad tym zastanowić - skonkludował, wbijając wzrok w podłogę.
Po pokonaniu Voldemorta życie Harry'ego straciło sens. Wprowadził się do wypasionego mieszkania w Londynie, choć kolacje jadał z reguły z Remusem i Syriuszem na Grimmauld Place. Umówił się na randki z kilkoma czarodziejkami, ale odkrył, że żadna z nich nie potrafi dojrzeć jego osoby poza fasadą Chłopca, Który Przeżył, więc wycofał się do mugolskiego świata. Podróżował po Europie i miał mnóstwo mugolskich dziewczyn. Niektóre były nawet miłe, ale nie czuł się dobrze, musząc ukrywać przed nimi swoje magiczne dziedzictwo. Rozkraczył się między dwoma światami: mugolskim i magicznym, ale jakoś nie pasował do żadnego z nich. Dwa lata po swoim zwycięstwie, w sędziwym wieku dziewiętnastu lat, czuł jakby najlepsze lata życia miał za sobą. Właśnie wtedy postanowił zostać aurorem.
Shacklebolt spojrzał na niego ze współczuciem, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że kieruje departamentem, a nie programem psychoterapii.
- Słuchaj Harry, wiem, że książę małżonek to palant, ale twoje zachowanie było nie do przyjęcia. Zostajesz zawieszony na tydzień bez prawa do wynagrodzenia. Potem zgłosisz się do auror Tonks po nowy przydział. Znów dostaniesz ochronę osobistą i tym razem masz się spisać lepiej.
- Więcej niańczenia? - zaprotestował.
- To właśnie robią początkujący aurorzy! - przerwał mu ostro dowódca. - Masz wykonać zadanie albo złożyć rezygnację! - przerwał i westchnął. - Jeśli podołasz temu zadaniu przez sześć miesięcy i niczego nie spieprzysz, przesunę cię do ciekawszych rzeczy.
- Kim jest mój podopieczny? - spytał Harry, pohamowując niechęć.
Shacklebolt cisnął w niego teczką, którą Harry złapał w locie.
- Ginewra Weasley, córka Ministra Weasleya i ścigająca Harpii z Holyhead. Nie daj się zwieść pozorom. To zadanie przetestuje twoją cierpliwość i zimną krew.
Harry otworzył teczkę. Znalazł czarno-białe magiczne zdjęcie ładnej młodej kobiety uśmiechającej się do aparatu. Mrugnęła i obróciła się profilem tak gwałtownie, że jej włosy związane w koński ogon podskoczyły.
- Niech cię nie zwiedzie ładna buzia - kontynuował Kingsley. - Jest weteranem Bitwy o Hogwart i jednym z przywódców ruchu oporu w szkole. Po skończeniu nauki została profesjonalnym graczem w quidditcha i przebiła się do pierwszego składu Harpii w niecały rok. Jest bardzo popularna wśród męskiej części widowni i otrzymywała mnóstwo gróźb od frajerów, z którymi nie chciała się umówić. Lubi też płatać figle swoim ochroniarzom. Słyszałeś o Czarodziejskich Dowcipach Weasleyów?
- Tak, byłem w ich sklepie na Ulicy Pokątnej.
- Właścicielami tego miejsca jest dwóch spośród jej braci, a ona czasami testuje na swoich ochroniarzach ich nowe produkty. Zanim to się skończy, możesz zatęsknić za księciem małżonkiem.
- W tych aktach jest część poufna. Czy otrzymam dostęp?
- Ta informacja udostępniana jest tylko w stanie najwyższej konieczności. Ty nie będziesz potrzebował tej wiedzy do wykonania swojego zadania. Możesz odejść.
Harry spytał tylko dla pozorów. Wiedział co najprawdopodobniej zawiera poufna część akt. Jego szef nie zdawał sobie z tego sprawy, ale on już kiedyś spotkał Ginewrę Weasley. Ocalił ją, wiele lat temu. To ona była dziewczyną od pamiętnika-horkruksa.
Harry siedział na czarnej skórzanej kanapie w swoim salonie i wpatrywał się w uśmiechniętą i mrugającą Ginny Weasley ze zdjęcia. Nie widział jej od niemal dziewięciu lat. Jedynym co pamiętał, i to dość dokładnie, były jej niezwykłe rude włosy. Nawet w ciemnej i ponurej Komnacie jaśniały niemal nieziemsko.
Harry ćwiczył z Syriuszem na Grimmauld Place, gdy Dumbledore pojawił się w Fiuu, prosząc o pomoc. Uczennica została porwana i potrzebował kogoś posługującego się mową węży. Potrzebował Harry'ego. Syriusz odmówił, twierdząc, że Harry nie jest jeszcze gotowy, ale Dumbledore nalegał. Jeśli nic nie zrobią, zginie jedenastoletnia dziewczynka. Pomimo obiekcji Łapy, Harry od razu się zgodził. Udali się do Hogwartu, gdzie Dumbledore, Syriusz, Harry i Gilderoy Lochkhart zeszli tajnym przejściem za umywalkami w łazience dziewcząt na drugim piętrze. Dotarli do jaskini prowadzącej do Komnaty Tajemnic, gdy nauczyciel Obrony kompletnie stracił nad sobą panowanie i zaatakował ich, usiłując uciec. Walka spowodowała zawał i Harry został odcięty za potężną masą skały. Pomimo nawoływań Syriusza, Harry ruszył przed siebie i wszedł do Komnaty. Pobiegł ku drobnej postaci na końcu hallu wejściowego i błagał dziewczynkę z burzą rudych włosów, by nie była martwa...
Harry'ego nigdy nie obchodziły hołdy składane mu jako zbawcy czarodziejskiego świata. Szczerze mówiąc było to niedorzeczne i niezręczne. Zabił Voldemorta, bo musiał. Gdyby go nie zabił, sam by zginął. To była zemsta. To była sprawiedliwość. Nigdy nie chodziło o uratowanie czarodziejskiego świata. Ale tego wieczoru, przeglądając teczkę dorosłej "Ginny" Weasley (w aktach odnalazł informację, że tak do niej mówiono) czuł zadowolenie ze swoich czynów. Po raz pierwszy poczuł, jak dotknął czyjegoś życia. Mała dziewczynka z burzą rudych włosów nie tylko przetrwała traumę opętania przez Voldemorta. Rozkwitła. Przeczytał, jak pomogła Gryffindorowi w zdobyciu Pucharu Quidditcha i została kapitanem drużyny, jak przeprowadzała akcje sabotażowe przeciwko Carrowom, kiedy kierowali Hogwartem, jak, mimo młodego wieku, walczyła z Bellatrix Lestrange wraz z przyjaciółkami Luną Lovegood i Hermioną Granger podczas Bitwy o Hogwart i jak obecnie była najmłodszym podstawowym graczem w Brytyjskiej i Irlandzkiej Lidze Quidditcha. Myśl, że tak niezwykła czarodziejka jak Ginny Weasley niemal zginęła, a on temu zapobiegł, napełniała jego serce dumą.
Ale duma zniknęła po chwili. Jak wiele niezwykłych czarodziejek, takich jak Ginny Weasley, zginęło w czasie wojny i nigdy nie zrealizowało swojego potencjału? Gdyby zdołał znaleźć horkruksy wcześniej, gdyby trenował mocniej, tak wielu innych ludzi zdołałby ocalić. Dumę zastąpiło bardziej znajome uczucie. Wina.
... Harry siedział w biurze dyrektora obok Syriusza. Jego szaty cuchnęły zaschniętą krwią i błotem. W dłoni wciąż mocno ściskał miecz. Broń jakoś mu pasowała. Spytał Dumbledore'a jak się czuje dziewczynka i usłyszał, że jest ze swoją rodziną w szpitalu. Dumbledore powiedział im też, że rzucił na nią lekkie zaklęcie pamięci, więc dziewczyna nie będzie go pamiętać. Harry zamarł na te słowa. Wymazywanie go z czyjejś pamięci brzmiało, jakby wymazywano jakąś część jego egzystencji.
- Czemu? - spytał.
- Harry, to była trudna decyzja i nie podjąłem jej z lekkim sercem. Zaklęcia pamięci to okropne naruszenie prywatności, więc użyłem najsłabszej możliwej wersji. Wspomnienie jej wybawcy będzie zamazane i niewyraźne, ale wszystko pozostałe będzie pamiętać, nieważne jakie to traumatyczne. Dzisiejszy dzień albo ją zniszczy albo uczyni silniejszą. Mam nadzieję, że to drugie. W końcu została do tego wybrana.
- Co pan ma na myśli? - spytał Syriusz.
- Panna Weasley nie została celem przypadkiem. Ktokolwiek dał jej ten dziennik - rzekł, wskazując na przemoczoną skarpetkę na biurku - wręczył go pannie Weasley, gdyż jest niezwykle potężną czarodziejką. Jest siódmym dzieckiem i pierwszą kobietą urodzoną w swojej rodzinie od siedmiu pokoleń. Niezwykła kombinacja. Ten dziennik to bardzo mroczny i złośliwy artefakt. Zawierał część duszy Voldemorta i potrzebował potężnej siły życiowej i ogromnego potencjału magicznego, by skutecznie sprowadzić go z powrotem...
- Jak to możliwe? - przerwał Syriusz.
Dumbledore wyjaśnił obszernie czym jest horkruks i jak się go sporządza. Potem spojrzał z namysłem na Harry'ego.
- Harry, dlaczego przebiłeś dziennik kłem bazyliszka?
Harry wzruszył ramionami.
- Czułem to... zło... jak ją zabija... kieł po prostu miałem pod ręką.
- Twoja intuicja dobrze ci służy. Zawierz jej. Zdaję sobie sprawę, że wymazując wspomnienie panny Weasley czynię krzywdę nie tylko jej, ale także tobie. Pozytywne wspomnienia innych o naszej osobie to coś, co czyni nas nieśmiertelnymi. Jednak zanim nadejdzie chwila, gdy wypełnisz swoje przeznaczenie, musisz pozostać w cieniu. Musisz być duchem. Im mniej ludzi wie o tobie, tym bezpieczniejszy będziesz ty i inni - Dumbledore przerwał na moment, a Harry skinął głową na znak, że zrozumiał. - Mogę zobaczyć ten miecz? - spytał w końcu siwowłosy czarodziej.
Gdy Harry podał mu miecz, badał go przez chwilę, po czym spojrzał na chłopca.
- Tylko prawdziwy Gryfon mógłby przywołać ten miecz.
- Jak to? - spytał Harry.
- Ten miecz należał do Godryka Gryffindora, jednego z założycieli tej szkoły. Panna Weasley i ty bylibyście w tym samym domu, gdybyś uczęszczał do Hogwartu.
- Jak ma na imię?
- Ginewra. Ginewra Weasley.
Ginny wyszła z szatni w kompleksie treningowym Harpii i zauważyła Tonks rozmawiającą z jej ochroniarzem, młodym aurorem nazywającym się Brad Collins. Nienawidziła łazić z ochroniarzami i błagała swojego tatę, Ministra Magii, by Biuro Aurorów przestało przysyłać nowych. Odpowiedział jej, że ktoś na wyższym stanowisku niż on zażądał, by zawsze miała ze sobą ochroniarza w miejscach publicznych... innymi słowy jej matka, Molly Weasley. Wtedy Ginny pojęła, że jak długo jej tato sprawuje urząd, tak długo nie pozbędzie się ochrony. Zamiast tego postanowiła zabawić się, płatając im figle i wynajdując coraz to nowe sposoby, by wymknąć się spod ich opieki. Co ciekawe Tonks podziękowała jej za realistyczne warunki treningowe, które zapewnia młodym aurorom.
Starsi aurorzy, którzy podpadli w jakiś sposób Shackleboltowi, nienawidzili pełnić "Misji: Ginny", jak ją nazwali. Najczęściej jednak miała do czynienia z młodszymi i niedoświadczonymi aurorami. Ci czasami, tak jak Brad, zakochiwali się w niej, co stwarzało mnóstwo niezręcznych sytuacji. Na szczęście kilka jej starszych koleżanek z zespołu, łącznie z jej współlokatorkę, Gabrielą Gasparini, transferem z Włoch, uznało za swój obowiązek przespać się z każdym względnie atrakcyjnym aurorem, którego Ginny odrzuciła. Gdy powiedziała Bradowi, że nie jest nim zainteresowana, biedny chłopiec wyglądał, jakby miał się popłakać. Jednak później Gabriela ujeżdżała go tak skutecznie, że kompletnie zapomniał o swojej nieśmiertelnej miłości do Ginny. Ech ci mężczyźni...
Kiedy jej matka odkryła, że Ginny ma podpisać kontrakt z Harpiami, zrobiła wszystko co w jej mocy, by jej córka przeniosła się do innej drużyny. Bała się, że ludzie uznają ją za "kobietę w czerwieni" (cokolwiek do cholery miało to znaczyć), jeśli podpisze z nimi kontrakt. Ginny wyjaśniła jej, że reputacja drużyny była niezasłużona i wynikała głownie z męskiego szowinizmu, jednak jej matka upierała się, że reputacja skądś się brała. A poza tym jak cię widzą, tak cię piszą. Szczerze mówiąc z dwunastu dziewcząt w drużynie tylko dwie, w tym Gabrielę, można by nazwać puszczalskimi, a dwie inne ocierały się o to miano, co znaczyło, że miały romanse na jedną noc, ale starannie dobierały facetów. Ale nie miało to większego znaczenia. Zawsze gdy była w miejscach publicznych z koleżankami z drużyny lub też sama, ale ludzie rozpoznawali w niej Harpię, część facetów uznawała, że będzie łatwą zdobyczą i lecieli do niej jak muchy do miodu. Kiedy kilku wylądowało w Świętym Mungu z ciężkimi uszkodzeniami klejnotów rodowych, jej matka wymusiła na jej ojcu przydzielenie jej osobistego ochroniarza we wszystkich miejscach publicznych.
- Hej Ginny! - tym razem Tonks miała krótkie jaskrawoniebieskie włosy. Uśmiechnęła się i pomachała wesoło do Ginny, kiedy zobaczyła, że młodsza kobieta już wyszła.
- Siemasz Tonks, co u ciebie?
- Nic nowego. Przyszłam, żeby dać Bradowi nowy przydział. Jutro będzie jego ostatni dzień - powiedziała, gdy zmierzali do punktu teleportacyjnego. Obróciła się do Brada, który szedł za nimi i patrzył z poczuciem winy na Ginny. - Brad, możesz lecieć, ja zostanę z Ginny, póki nie wróci do domu. Muszę opowiedzieć jej o nowym ochroniarzu.
- Cześć, Brad. Do jutra - powiedziała Ginny, unosząc rękę w stronę młodego aurora. Potem zwróciła się do Tonks: - Może pójdziesz ze mną na obiad do Dziurawego Kotła i tam o tym pogadamy?
- Z chęcią.
Aportowały się za Dziurawy Kocioł i weszły do środka. Wymieniły kilka uprzejmości z Hanną Abbot, aktualnym zarządcą tego lokalu, Ginny rozdała kilka autografów i zasiadły w loży na tyłach, którą Hanna zawsze miała zarezerwowaną dla przyjaciół i specjalnych gości. Zamówiły posiłek i zaczęły rozmawiać.
Tonks przemówiła pierwsza:
- To jak, Brad próbował cie poderwać?
Ginny spojrzała na nią z przyganą.
- Próbował.
- Świetnie. Wiedziałam, że ma potencjał. Właśnie zarobiłam dzięki niemu pięć galeonów.
- Ej! Dalej zakładacie się o moje życie prywatne? - zawołała Ginny, usiłując nieskutecznie udać oburzenie.
- Nie ty jesteś obiektem zakładu, tylko oni. Albo będą się ciebie bali, albo się w tobie zakochają. Ci, którzy zbiorą się na odwagę i zaproszą cię na randkę, sprawują się w polu lepiej niż ci, którzy tego nie zrobią, więc to dla nas bardzo istotna informacja.
- To mogę się dorzucić do następnego zakładu?
- Oczywiście, że nie. To byłoby niewłaściwe. Mogłoby wypaczyć wynik, a tym razem w grę będzie wchodzić naprawdę duża kasa. Słyszałam, że nawet Shacklebolt dorzucił do puli.
Ginny gapiła się na Tonks z niedowierzaniem.
- Więc właściwe jest, jeśli to wy stawiacie galeony, ale niewłaściwe, gdybym ja to robiła?
- Dokładnie - odrzekła starsza kobieta, jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- To kim jest nowe chłopię-cud? - spytała Ginny, z rezygnacją potrząsając głową.
- Zabawne, że to mówisz, Ginny, bo tym razem to naprawdę chłopię-cud - Tonks zrobiła efektowną pauzę i uśmiechnęła się chytrze. - To pieprzony Harry Potter!
- Jaja sobie robisz? Chcesz mi powiedzieć, że Harry "Patrzcie, właśnie urwałem łeb Voldemortowi" Potter będzie moim ochroniarzem?
- Tak.
- CZEMU?
- Oczywiście za karę.
- Więc Harry Potter coś spieprzył i za karę przydzielili go do mnie? - gdy Tonks skinęła głową, Ginny kontynuowała: - Bliźniacy będą ze mnie dumni - uznała z szerokim, zadowolonym z siebie uśmiechem. - Będę musiała załatwić mu coś specjalnego z ich produktów. Nie chciałabym zawieść nikogo w Biurze Aurorów.
Zaczęły jeść i Ginny zamyśliła się. Niewielu ludzi słyszało o Harrym Potterze nim zabił Voldemorta. Jej rodzina była członkami Zakonu Feniksa, organizacji, która przez lata go ochraniała, więc Ginny wiedziała nieco więcej. Dzięki szerokiemu wykorzystaniu Uszu Dalekiego Zasięgu podczas spotkań Zakonu i rozmowom z ojcem i starszymi braćmi, wiedziała sporo o niesamowitych wyczynach Pottera.
- Co takiego zrobił? - spytała wreszcie.
- Ogłuszył członka rodziny królewskiej i zranił jednego z jego mugolskich ochroniarzy. Nawet królowej trzeba było zmodyfikować pamięć. Jak możesz sobie wyobrazić, wywołało to potężną awanturę z mugolskim rządem - Tonks spojrzała na Ginny, która z niedowierzaniem zakryła dłonią usta. - Ginny, nie wiem ile słyszałaś o Potterze, ale radzę, żebyś była ostrożna z płataniem mu figli. Ludzie próbowali go zabić odkąd miał rok, więc przy ataku jego pierwszym odruchem jest bronić się wszystkimi dostępnymi środkami. Nie rób czegoś nagłego i głośnego, w stylu fajerwerków twoich braci.
- Zapamiętam to sobie. Dzięki za ostrzeżenie.
- Słuchaj, nie chcę też, żebyś się go bała. To naprawdę miły gość, co jest dość niesamowite, jeśli pomyślisz o tym wszystkim, przez co przeszedł.
Przez kilka kolejnych minut jadły w milczeniu, nagle Ginny gwałtownie uniosła głowę i spojrzała ostro na Tonks:
- Na co stawiasz tym razem?
Tonks posłała jej oceniające spojrzenie.
- Mamy kumulację 400 galeonów na opcję, że umówisz się z aurorem. Ja stawiam, że to będzie ten.
- Lepiej zmień zakład, Tonks. Nigdy nie umówię się z żadnym z moich ochroniarzy. Dla mnie są wrogami.
Tonks parsknęła śmiechem.
- Niezależnie od tego co myślisz, nie jesteśmy twoimi wrogami. Nieważne jak okropnie ich traktowałaś, większość aurorów, z którymi pracowałaś naprawdę cię polubiło. Harry to niezłe ciacho. Nie zmienię zakładu.
Wieczorem Ginny leżała w łóżku myśląc o wydarzeniach poprzedniego dnia. Wcześniej widziała, że Brad przyszedł z Gabrielą i teraz jej rozmyślania przerywały okazjonalne przekleństwa i jęki rozkoszy dochodzące z pokoju współlokatorki. Gabriela była głośna w łóżku, ale przyjęła za punkt honoru nieużywanie zaklęć prywatności ani ciszy. Poza tym puszczała się z godnością. Nigdy nie próbowała poderwać faceta, z którym Ginny się umawiała. Jednak za tymi, których odrzuciła, uganiała się z zapałem. Na początku Ginny myślała, że może Gabriela czuje się samotna tak daleko od domu, ale potem zrozumiała prawdę. Gabriela była nimfomanką. Po prostu. Ginny wzięła różdżkę, otoczyła pokój zaklęciem prywatności i jej myśli powróciły do Ostatniej Bitwy.
Była na Błoniach Hogwartu, walcząc ramię w ramię z Luną. Wspólnie stanowiły niebezpieczną siłę i rzucały klątwy z szaleńczą prędkością. U ich stóp padł Śmierciożerca, brocząc krwią z licznych ran. Ginny przywołała jego różdżkę, złamała ją i dziewczyny ruszyły dalej. Luna skanowała Błonia w poszukiwaniu celów i zagrożeń niemal od niechcenia, ale Ginny czuła się bezpieczna u jej boku. Krukonka miała niezwykłą zdolność podnoszenia tarczy dokładnie we właściwej chwili. Luna była jej najlepszą przyjaciółką. Przez cały rok szkolny po Komnacie czuła się jak wyrzutek. Ludzie unikali jej jakby roznosiła jakąś zarazę, a wielu uważało, że wypuściła bazyliszka z własnej woli. Jej bracia, Neville Longbottom i Hermiona Granger ją wspierali, ale wszyscy byli starsi i nie mieli z nią lekcji. Jedyną rówieśniczką, która wstawiła się za nią i broniła jej, okazała się Luna Lovegood. Był dziwną osobą i również wyrzutkiem, ale jednocześnie kochaną dziewczyną, która chodziła z nią na lekcje. Często zaskakiwała Ginny, zadając najbardziej nieoczekiwane pytania. Któregoś dnia zapytała ją o chłopca w Komnacie, kogoś, kogo Ginny ledwo sobie przypominała. O tym szczególe nikt nie wiedział i Ginny długo myślała, że Luna jest wieszczką. Później jednak zrozumiała, że to nie dar wieszczenia, a wyjątkowa przenikliwość.
Pierwsze promienie słońca oświetliły pole bitwy, a niebo przybrało odcień krwi. Walka trwała od wielu godzin i Ginny czuła śmiertelne zmęczenie. Nagle walka zaczęła zamierać w kolejnych miejscach, aż dało się słyszeć jedynie jęki rannych i umierających. Uwagę wszystkich przykuł szczupły chłopak, który, utykając ciężko, wychodził z Zakazanego Lasu. W prawej ręce trzymał miecz, a w lewej obiekt dziwnego kształtu. Od jego postaci promieniowała moc i, choć może to tylko wschód słońca spowodował złudzenie, Ginny mogłaby przysiąc, że spowijała go poświata. Jego głos zagrzmiał na całym polu bitwy:
- ŚMIERCIOŻERCY! OTO WASZ CZARNY PAN!
Uniósł lewą rękę i dopiero wtedy Ginny zorientowała się, że trzyma w niej uciętą głowę Voldemorta.
- PODDAJCIE SIĘ LUB DO NIEGO DOŁACZYCIE! - krzyknął, odrzucając szczątek na bok.
Aż do tej chwili Śmierciożercy dominowali na polu bitwy. Jednak potem nastąpiła panika. Średniowieczna masakra. Z ust obrońców Hogwartu wyrwał się wrzask triumfu i runęli do przodu. Śmierciożercy zaczęli w panice zmykać ku bramom Hogwartu, licząc na deportację poza zasięgiem osłon, ale wówczas profesor Slughorn poprowadził stamtąd atak kilku lojalnych Ślizgonów i garstki ochotników z Hogsmeade. Ginny zatrzymała się na moment i dojrzała, że chłopak ruszył do bitwy, prawą ręką wymachiwał mieczem, a lewą ciskał zaklęcia. Błysk klątwy, zatrzymanej przez tarczę Luny, przywołał ją do rzeczywistości. Wraz z Luną ruszyły do przodu za resztą obrońców. Napotkały Draco Malfoya, którego szeroko otwarte oczy wypełniało przerażenie. Rozpoznał Ginny i padł przed nią na kolana.
- Weasley, poddaję się! Błagam cię, nie zabijaj mnie!
Ginny natychmiast ogłuszyła go, a Luna spętała tak ciasno, że Ginny miała wrażenie, że blondyn za moment się udusi. Ale nie obchodziło jej to. Ledwo na niego zerknęły i ruszyły dalej. Wtedy wpadły na Bellatrix Lestrange.
Ginny i Luna stanowiły wspólnie trudny orzech do zgryzienia, ale Bellatrix Lestrange była niebezpieczna sama w sobie. Walczyły kilka minut i żadna ze stron nie zyskała przewagi. W Bellatrix rosła frustracja, a z jej twarzy zniknął złośliwy uśmieszek. Kiedy dołączyła do nich Hermiona, zaczęły spychać Bellatrix do tyłu. Na twarzy starszej kobiety pojawił się strach, gdy zrozumiała, że jest odcięta od pomocy czy drogi ucieczki. Klątwy i tarcze błyskały w imponującym pokazie mocy. Zaklęcie śmierci minęło o centymetry Ginny, która padła na ziemię w uniku. Wściekłe Luna i Hermiona wypaliły swoje najpotężniejsze zaklęcia tnące i tłukące, zmuszając Bellatrix do użycia najmocniejszej tarczy w jej repertuarze. Ginny wiedziała, że nie da się jej utrzymać za długo. Wstała i idealnie zgrała swoją klątwę w czasie.
- REDUCTO! - wrzasnęła, akurat w chwili, gdy tarcza Bellatrix opadała.
Jasnoniebieska klątwa uderzyła Bellatrix w pierś i Śmierciożerczyni wydawała się zapadać do środka. Runęła bezwładnie na ziemię, wciąż patrząc w dal niewidzącymi czarnymi oczami.
Bitwa trwała jeszcze kilka minut i nagle znów zapadła cisza. Krzyki rannych rozlegały się wszędzie wokół nich. Ginny rozglądała się za chłopcem, który, jak wiedziała, nazywa się Harry Potter i dojrzała go jakieś dwadzieścia metrów od siebie. Pokrywała go krew i błoto i Ginny doznała dziwnego uczucia déjà vu. Uniósł swe skąpane w czerwieni prawe ramię. Miecz zalśnił w promieniach słońca, a z łokcia skapywała mu krew. Koniec. Wybuchły okrzyki radości, a ci którzy przeżyli, zaczęli się obejmować. Ginny odwróciła się do Luny, która patrzyła na nią z nieobecnym uśmiechem i uściskała ją mocno. Potem zaczęła szukać swojej rodziny. Odnalazła Freda i George'a zajętych komicznym tańcem zwycięstwa i uściskała obu. Potem wpadła na Rona, który obcałowywał Hermionę za wszystkie czasy. Objęła oboje, ale ledwo ją zauważyli. Szukała rudych włosów i znalazła wszystkich, jedno po drugim. Percy, Charlie, Bill i jego żona Fleur, jej tato, wreszcie jej mama. Bała się trochę jej reakcji, w końcu mama kazała jej zostać w zamku, ale gdy ta otworzyła ramiona, Ginny zatonęła w potężnym uścisku.
Po raz kolejny rozejrzała się w poszukiwaniu Harry'ego Pottera. Klęczał na jednym kolanie, czubek miecza wbił w ziemię i opierał się na nim ciężko. Ponownie wypełniło ją déjà vu. Przy nim znajdowało się dwóch mężczyzn. Ginny rozpoznała ich z konspiracyjnego spotkania w Norze. Syriusz Black i Remus Lupin. Jego ramiona trzęsły się gwałtownie. Płakał. Ginny poczuła dziwną potrzebę podejścia i pocieszenia go, ale nim zdążyła zrobić dwa kroki, chłopak podniósł się i deportował.
- Nie można tego robić! - zawołała oburzona Hermiona. - Nie można teleportować się w Hogwarcie.
Ron i Hermiona zaczęli kłócić się o teleportację wewnątrz osłon Hogwartu, więc Ginny ruszyła poszukać reszty przyjaciół. Straty okazały się ciężkie. Nauczycielki Aurora Sinistra i Rolanda Hooch zginęły. Znalazła Dennisa Creeveya, przytulającego martwe ciało brata Colina. Ginny uklękła przy nich i ucałowała zimne policzki Colina. Seamus Finnegan i Lavender Brown zginęli ramię przy ramieniu. Michael Corner, jej były chłopak, pobiegł do niej i przytulił ją, podczas gdy Cho Chang, jego aktualna dziewczyna patrzyła na to z aprobatą. Ginny podeszła do Cho i objęła ją. Starsza dziewczyna odwzajemniła uścisk i Ginny ruszyła dalej. Odnalazła ciężko rannego Neville'a Longbottoma, opatrywanego przez Madam Pomfrey. Hanna Abbot klęczała przy nim, trzymając go za rękę. Ginny ruszyła dalej, gdy tylko upewnił się, że jej przyjaciel przeżyje. Terry Boot, martwy, Zachariasz Smith, martwy, Pamda Patil, ranna, Antoni Goldstein, w stanie krytycznym, Justin Finch-Fletchey, martwy. Wielu najlepszych z młodego pokolenia oddało życie. Wiedział, że to niewłaściwe, ale odwróciła wzrok, gdy wściekli rodzice dokonywali linczu na schwytanych Śmierciożercach. Udała, że tego nie widzi.
To jej ojciec, Artur Weasley, który zawsze robił to co słuszne i mugolak Hermiona Granger, której rodzajem tak pogardzali zwolennicy Czarnego Pana, położyli temu kres. Grupa uczniów niemal pobiła Draco Malfoya na śmierć. Płakał i wył na kolanach, a na jego ciele widniały siniaki od niezwykle ciasnych więzów nałożonych przez Lunę. Hermiona stała przed Malfoyem z wyciągniętą różdżką odpierając wściekłą tłuszczę. Ginny poczuła nagły wstyd. Dobyła różdżkę i ruszyła ku Hermionie. Stanęła u jej boku i wrzasnęła:
- NIE RUSZAĆ SIĘ!
Wydobyła się z niej fala gorąca i tłum cofnął się o krok. Znikąd pojawiła się Luna, jakby jedynie przechodziła. Draco Malfoy, niewiarygodnie szczęśliwa fretka, został ocalony.
Ginny zasypiała i czuła, jak ogarnia ją znajome uczucie. Wina.
Słowniczek:
"Ginny Duty" w oryginale ma nieco inne znaczenie niż w moim tłumaczeniu. "Duty" oznacza "zadanie, obowiązek, misja" ale ma nieco pejoratywne znacznie i sugeruje nie do końca chcianą pracę. Dosłownym tłumaczeniem byłby zapewne nasz "obowiązek", ale "Misja: Ginny" brzmi znacznie lepiej niż "Obowiązek: Ginny" ;)
Pałac Buckingham w Londynie to główna rezydencja królowej brytyjskiej
W następnym rozdziale:
- Harry poznaje Ginny
- Fred i George mają coś ekstra na powitanie nowego ochroniarza siostry