To taki drobiażdżek napisany dość niedawno przez Hellę, poniekąd epizod Nieoficjalnie. Miłego czytania, jak zawsze!
…
Budzenie się było czymś, co Tony robił zawsze w pośpiechu. Powracanie nagle do rzeczywistości, wciąż trzymając jakiś niemożliwy, nowy pomysł za metaforyczny koniec ogona, wyrywanie się ze szponów koszmaru o pustyni, wystrzeliwanie z łóżka jak pocisk na dźwięk rozlegającego się w pobliżu alarmu, podczas gdy Fury ryczał z głośnika najświeższe informacje, zanim JARVIS zdążyłby chociażby odkaszlnąć — przerobił już to wszystko. Tony był świetny w budzeniu się, pracując na najwyższych obrotach, i z odrobiną szaleństwa, z jedną nogą w nogawce dżinsów i zamówieniem kawy na języku.
To, że po powolnym, luksusowym powrocie z ciepłego, przyjemnego snu do świata żywych był mniej rozgarnięty niż po czymkolwiek innym, co obudziło go w ciągu zeszłego roku, miało sens.
Wciąż było wcześnie; świt ledwo zaczął się przebijać przez nocne chmury. Blade światło wpadało do pokoju akurat na tyle, że Tony widział cienie zamiast ciemności. Otaczająca go kokonem kołdra była ciepła, w sypialni panowała cisza, a miarowy odgłos kogoś oddychającego obok niego był jak tykanie metronomu pełne komfortu i spokoju.
Tylko że nikt nie powinien leżeć w łóżku obok niego.
Tony powinien być sam.
Wspomnienia wróciły w wolnym, pluskającym sobie wesoło przypływie. Zeszła noc. Warsztat. Wysoki, spięty i nieco poobijany na brzegach kształt. Naprawiona tarcza; wymówka. Argumenty o prawdzie i kłamstwach, i pożądaniu. Splątane prześcieradła i naga skóra, usta wysysające siniaki wzdłuż jego obojczyka. Jęk w jego uchu. Palce zaciskające się wokół jego ramion — za mocno, zdeterminowane, żeby zatrzymać go dokładnie tam, gdzie był. Zielone oczy, płonące jak nienaturalny ogień.
Loki.
To Loki oddychał obok niego.
Tony przekręcił głowę, zamrugał sennie w przygaszonym świetle pokoju, szukając leżącego obok siebie ciała o luźnych kończynach. Loki był wysokim i zaskakująco masywnym kształtem w jego łóżku; składał się w większości z nóg, ramion i rozłożonych rąk, zaplątanych w egipską wełnę, zagrzebanych w wybaczających kształtach poduszek Tony'ego. Spał na brzuchu; niezależnie, czy było to spowodowane wygodą, czy potrzebą ochrony, pozostawił mocne mięśnie na plecach odsłonięte tylko wobec kołdry i powietrza o uważnie kontrolowanej temperaturze. Powierzchnia szczupłego brzucha, jego drgające mięśnie i miękka skóra były przyciśnięte do materaca. Najprawdopodobniej stary problem z zaufaniem. Tony rozumiał to wystarczająco dobrze — przez pierwszy miesiąc po śmierci Obadiaha spał w dokładnie tej samej pozycji. Wszystko jedno, reaktor łukowy czy niezbędne dla życia organy.
Przetaczając się powoli na stronę łóżka, po której spał Loki, Tony zaczął się zastanawiać, jak bardzo może się zbliżyć do tego długiego, szczupłego kawałka gumy z krwi i kości, zanim ten się obudzi i zacznie go piorunować wzrokiem za bawienie się w podglądacza tak wcześnie rano. Ostatecznie nigdy jeszcze nie przerobili tego tańca pod tytułem „ranek po". Przerywający im ludzie, ucieczki i fałszywe zdrady już się tym zajęły.
To dziwne, jak dużo się wydarzyło, ale gdzieś po drodze, pomiędzy brzemienną w skutki bliskością, dziką lojalnością i zdradą, przegapili niewymagające pośpiechu momenty, które dwójka zakocha…
O, cholera jasna, nie, pomyślał nagle Tony, odcinając się od tej myśli. Tego rodzaju przemyślenia należy zostawić w spokoju przynajmniej do przyszłego roku.
Mimo wszystko było to kuszące. Wyobrażenie sobie prześlizgiwania się pod kołdrą, poprzez dzielący ich chłodny fragment łóżka, żeby dzielić poduszkę i delikatnie szorstką, nagrzaną od kontaktu ze skórą kołdrę; bladego i giętkiego ciała przyciśniętego do jego własnego w wyniku wygodnej bliskości.
Tony nie był z natury wielkim fanem spania w czyichś objęciach. Budzenie się otoczonym poprzez czyjeś ciepło i przyklejonym do kogoś nie było jego wyobrażeniem dobrej zabawy. Ta wiedza wcale go nie powstrzymała, kiedy przyturlał się jeszcze bliżej Lokiego, szukając kontaktu choćby w postaci dotyku łydki na nodze, odprężonej ręki na poduszce obok jego policzka. Czegoś, co powiedziałoby mu, że Loki nie zamierzał obudzić się i zniszczyć świata, zniszczyć Thora, uciec bez śladu w kosmos i zimno, i ciemność i przekręcić klepsydrę raz jeszcze, niszcząc w ten sposób całe zaufanie i wiarę Tony'ego.
To mogło się wydarzyć. Jasna sprawa, że to mogło się wydarzyć. Ostatecznie już kiedyś przeszli przez coś podobnego. Tony Stark nie wystarczyłby, żeby przytrzymać Lokiego na uwięzi, gdyby ten doszedł do wniosku, że nadszedł czas na kolejną asgardzką krucjatę. Gdyby Amora przeżyła. Lub gdyby Thor wpadł do pokoju, rycząc słowa pełne dezaprobaty i zawodu, co, biorąc pod uwagę naprawdę paskudną sztuczkę, której Loki dopuścił się zeszłej nocy, było naprawdę cholernie prawdopodobne.
Mimo wszystko, w tym słabym świetle, otwierając z trudem jedno zaspane oko, Tony prześledził wzrokiem półprofil twarzy Lokiego i doszedł do wniosku, że i tak chciał tego wszystkiego. Wszystkiego, czego Loki mógł mu dać; wszystkiego, z czym się to wiązało. A ludzie nazywali Tony'ego autodestrukcyjnym już lata temu, dziwne.
Kiedy leżał już na tyle blisko Lokiego, że oddychali tym samym powietrzem i dzieliły ich tylko cale, Tony przesunął nogę pod kołdrą i ostrożnie, delikatnie położył swoją łydkę na łydce Lokiego.
Wymknij się bliżej świtu.
Świt był już blisko, ale sentyment musiał usprawiedliwić zamiary Tony'ego. Kotwica. Kontakt. On sam, blisko i z zaufaniem leżący obok Lokiego.
Naprawdę za dużo myślał o tym całym budzeniu się. Właśnie dlatego alarm od Fury'ego, który prawie przyprawiał go o zawał serca, był o wiele lepszy od budzenia się w normalny sposób. Tony nie potrafił niczego robić naturalnie. Naturalność zmuszała go do spoglądania w głąb siebie i, szczerze mówiąc, zachowywania się w uczuciowy, dziwny sposób.
Uderzenie serca dzieliło Tony'ego od przeturlania się po łóżku w przeciwną stronę, kiedy Loki wciągnął powietrze z głębokim, wyginającym żebra westchnieniem i otworzył jedno oko, żeby mu się przyjrzeć; w jego spojrzeniu błyszczało senne ciepło.
— Co? — zamruczał, przeciągając się tak mocno, że Tony niemal słyszał, jak jego mięśnie się napinają i wibrują jak u kota. — Wydajesz się zaniepokojony, widząc mnie tutaj. — Spojrzał na Tony'ego ostrzej. — Czy wolałbyś, żebym wycofał się do mojej własnej komnaty?
I tam właśnie, pod warstwą tego zaborczego kociego przeciągania się, znajdowała się sugestia powściągliwej niepewności. Nowe terytorium, nowe zasady. Ten sam problem, z którym borykał się Tony. Poranki po powinny być łatwiejsze, no nie?
— Kocham cię — powiedział Tony, tak à propos niczego. — To jest… um. Twój widok w moim łóżku znaczy się. Oczywiście. — Kiedy Loki spojrzał na niego ze zdecydowanie zbyt małej odległości, z oczami błyszczącymi ciemnym szmaragdem w słabym świetle, Tony dodał: — I wszędzie indziej też, w gruncie rzeczy. Tak myślę. Proszę, po prostu przyjmij do wiadomości, że to mój nie dający się wyleczyć nawyk gadania przez sen, i nigdy więcej o tym nie wspominaj. — Tony obrócił się plecami do Lokiego, przerażony swoim kompletnym brakiem umiejętności niemówienia wszystkiego, co przyjdzie mu na myśl, i powrócił najszybciej, jak mógł, do swojej poprzedniej pozycji, intensywnie wlepiając oczy w ścianę.
Loki nie skomentował tego w żaden sposób. To, czy zastosował się do prośby Tony'ego, czy też nie miał nic do powiedzenia, stanowiło tajemnicę, ale zdaniem Tony'ego milczenie było darem niebios, kiedy tak leżał z sercem bijącym nieuzasadnienie dziwnie szybko w jego otwartej na oścież piersi. Zastanawiał się, kiedy, u jasnej cholery, zaczął się tak bardzo bać przyznania tego wszystkiego, z czego zawsze zdawał sobie sprawę — że nigdy nie było zbyt wielu osób, o które choć odrobinę, kurwa, się troszczył. Dodanie Lokiego do tej listy nie powinno być przerażające, biorąc pod uwagę wszystko, co zrobili razem i przez co przeszli. Wydarzyła się apokalipsa. Dowiedli swojej lojalności. Wiara się opłaciła…
— Dokładnie jak mocno się teraz nad wszystkim zastanawiasz? — wymamrotał Loki zza jego pleców, a jego słowa skończyły się rozrywającym szczęki ziewnięciem. — Wydaje mi się, że czuję zapach spalenizny. — Ciepła ściana zrelaksowanych po śnie mięśni przycisnęła się do jego pleców — brzuch i klatka piersiowa, dla których stanowił naturalną tarczę, zdał sobie nagle sprawę Tony, czując, jak długie ramię przesuwa się po jego boku, aż ostatecznie otwarta dłoń i ostrożne palce przycisnęły się do jego serca. Nie do reaktora łukowego. Prawdziwego, bijącego miarowo serca.
— To nie ja się palę — oznajmił Tony ścianie, wstrzymując oddech, kiedy usta przycisnęły się do jego karku. — Czy ty mnie myziasz? Nie chcę być twoim misiem do przytulania przez cały czas.
— Wobec tego dzisiaj w nocy zamienimy się miejscami, pod warunkiem, że pokażesz mi nagranie, na którym Thor otrzymuje swój prezent. — W głosie Lokiego zdecydowanie zabrzmiał ślad czystego zła. — Życzę sobie zobaczyć, jak cierpi.
— Jesteś taki koszmarny — odparł Tony, ale jego usta same wygięły się w uśmiechu i nie mógł zrobić nic, żeby to powstrzymać. — Umowa stoi.
— Dobrze — powiedział Loki. — Skoro tym się już zajęliśmy, bardzo pragnąłbym dowiedzieć się pewnej rzeczy.
— Wal.
— Według słów Thora…
— A kiedy ty niby rozmawiałeś z Thorem?
— Zanim cię odwiedziłem — stwierdził lekceważąco Loki, jakby nie była to żadna wielka nowość dla Tony'ego. — Przekazał mi, że Wszechojciec jest zdeterminowany, żeby spotkać się ze mną raz jeszcze. — Dłoń na sercu Tony'ego przycisnęła się do niego mocno, a paznokcie nieco nerwowo ukłuły jego klatkę piersiową. — Udaj się tam ze mną?
Tony zamrugał, starając się przetworzyć pytanie.
— Czy… czy mogę mieć na sobie zbroję?
— Nie.
— A zostanę zamordowany przez opiekuńczą ojcowską postać?
— Zdecydowanie nie.
— Mogę spać w twoim pokoju?
— Nie zgodziłbym się na nic innego.
Tony zastanawiał się nad tym przez przyzwoite pół minuty.
— Wydawało mi się, że w Asgardzie mogą przebywać tylko bogowie.
Loki zamruczał do jego ucha.
— Bo tak jest. — Zęby zaczęły lekko drażnić jego płatek ucha w, jak Tony dobrze wiedział, ewidentnej próbie manipulacji. — Pójdź ze mną.
Mimo to, zaproszenie, żeby pójść do Asgardu i spotkać bogów ze starożytnej tradycji i mitów? Kim niby był, żeby odrzucić taką prośbę?
Tony zrobił przedstawienie z wzruszania ramionami plecami do Lokiego.
— Jasne.
Usatysfakcjonowany Loki nic nie powiedział przez długi czas. Tony ostatecznie poczuł, jak jego powieki zamykają się z powodu takiej ilości ciepła, które się do niego przyciskało — nie można go było za to winić, naprawdę, była ledwo szósta rano, a on siedział do późnej nocy. Nie miało to nic wspólnego z przesuwającą się po jego piersi i brzuchu dłoni ani z kolanami przyciskającymi się do jego kolan. To był tylko bonus, serio.
Tony zdążył już niemal zasnąć, kiedy zęby ponownie znalazły wrażliwą skórę na jego szyi, drażniąc się z nim nieco i przerywając jego zapadanie w sen.
— Hngg? — wymamrotał w miejsce pytania, od razu zaczynając odpływać.
— Powiedz mi, Stark: lubisz jabłka?
Tony był całkiem przekonany, że jakoś odpowiedział na to pytanie, zanim znowu zasnął, ale prędzej by go cholera wzięła, niż przypomniałby sobie, co tak właściwie powiedział.