Za zbetowanie rozdziału wielkie podziękowania składam Himitsu.
Veniti, mnie również trudno w to uwierzyć... I miło mi słyszeć, że spodobał ci się ich plan :). Za gratulacje dziękuję, chociaż nie mnie się one należą - ja tu tylko tłumaczę ;). Evolution, przyznam, że nie zdawałam sobie sprawy, iż oddziałuje na ciebie aż tak mocno... Mam nadzieję, iż tym razem oczekiwanie na ten ostatni rozdział nie dłużył ci się za bardzo... I rzeczywiście zgodzę się z tym, że scena powalenia Dumbledore'a była magiczna :). I taak, śmieć Harry'ego jest dość znacząca w fabule :). Pamiętam, że kiedy pierwszy raz to czytałam, podobnie jak ty uwierzyłam w śmierć Harry'ego. Co do Dumbledore'a - chociaż w dużej części zgadzam się z twoimi słowami, to muszę jednak zauważyć, iż brak emocjonalnego podejścia do Harry'ego przez Dumbledore'a jest właściwie uzasadniony. Facet uważa teraz Pottera za swojego wroga, w końcu chłopiec odstąpił od Jasnej Strony, dość blisko zaprzyjaźnił się z Riddle'em... Co się tyczy ostatniego rozdziału - pozostawiam go twojej interpretacji. Miniaturki ze slashem będą, postaram się je niedługo wrzucić, chociaż na razie skupię się na alternatywnych zakończeniach. To jest koniec, zgadzam się, ale... ale też początek czegoś zupełnie nowego :). Ariano, czyli rozumiem, że ci się podobało ;). Bardzo się z tego powodu cieszę. AliceSz, tak właściwie, to wszyscy chcieli wszystkich w pewnym momencie przenieść :). Harry Voldemorta, Voldemort najpierw siebie i Harry'ego, potem tylko Toma, Tom siebie i Harry'ego... taak, to z pewnością pomieszane :). Mogę powiedzieć jeszcze, że nie mam zamiaru znikać wraz z tym fanfickiem - na razie zajmuję się sequelem i prequelem, istnieje też kilka innych opowiadań, które uważam za warte przetłumaczenia. O ile tylko czas mi pozwoli, będę tłumaczyła :). elain679, mina Voldemorta w tym momencie musiała być bardzo zabawna. Dumbledore po prostu pragną zrealizować swój własny plan, usunąć Toma z obecnej linii czasowej - chociaż jak najbardziej zgadzam się z tym, że sposób, w jaki się z nim rozprawiono, był cudowny :). "Światło" już kiedyś czytałam, rzeczywiście jest to genialne opowiadanie :). Veritaseria, nie obiecuję tego, że nie będę więcej straszyć ;). Luna jako podróżnik w czasie? Ciekawa teoria - jeszcze nigdy się z nią nie spotkałam :). Jeżeli chodzi o Cygnusa - to, co się z nim stało, pozostaje tylko w sferze domysłów. Wiemy, że został złamany. Co się działo z nim później, tego nie wiemy. Odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie mam zamiaru tłumaczyć "Fighting Fate", zatem z wielką radością przyjmę to, iż ty będziesz to tłumaczyła :). Co się tyczy występujących w nim cytatów z "Fate's Favourite", to już teraz mogę powiedzieć, że jeżeli chcesz, to możesz korzystać z mojego ich tłumaczenia w "Ulubieńcu" :). I dziękuję z całego serca, że się mnie o to zapytałaś :). Mahakao, rozłożyło mnie na łopatki "o, Potter ruszył z odsieczą"! :) Także nie przepadam na Dumbledore'em, chociaż przyznam, że w przeciwieństwie do ciebie, w tym opowiadaniu jest dla mnie nawet znośny :). Cygnus został złamany przez Toma i Harry'ego, natomiast nic bardziej konkretnego na temat jego losów nie wiemy... Tiuff, mam nadzieję, że mimo wszystko nie będzie tak źle - skończy się na tym, że będę miała wyrzuty sumienia spowodowane tym, że doprowadziłam kogoś (pośrednio, ale mimo wszystko) do łez... I nie przejmuj się, uważam, że twój komentarz był całkiem logiczny :). Cieszę się, że podobał ci się sposób, w jaki chłopaki poradzili sobie z Voldemortem :). Nie byłam pewna, czy wszystkim przypadnie do gustu... Nie mam zamiaru przestać tłumaczyć i mam nadzieję, że to, mimo wszystko, dobra wiadomość ;). Och, mam nadzieję, że dzisiejszy dzień był dla ciebie spokojniejszy. Star1012, chyba rzeczywiście masz rację - Tom i Harry tak bardzo się dopełniają, iż większość otaczających ich ludzi podąża za przynajmniej jednym z nich, a co za tym idzie, zmuszona jest podążać również za drugim, gdyż chłopaki raczej nie mają zamiaru się rozdzielić. Cygnus... Cygnus się załamał. Tyle wiemy. Resztę możemy sobie tylko wyobrażać ;). neko246, zgadzam się, dla mnie również to było spore, aczkolwiek pozytywne, zaskoczenie. I oczywiście, że Voldemort też musiał mieć dobry plan - w końcu w większy bądź mniejszy sposób był kiedyś genialnym Tomem... Mangha, zatem cieszę się, że zakończenie ci się podobało - było to coś, czego nie byłam do końca pewna (bałam się, że nie sprosta wymaganiom) ;). I nie masz za co przepraszać - cieszę się po prostu, że wraz ze mną przebrnęłaś przez to opowiadanie :). Publikować jeszcze będę i mam nadzieję, że przypadną ci do gustu moje kolejne przedsięwzięcia. Dziękuję za takie miłe słowa. :) Yay, nic nie szkodzi, każdemu zdarza się pomylić ;). Bardzo miło jest mi ciebie poznać i cieszę się, że mam okazję przeczytać twój komentarz :). Miło mi słyszeć, że podobało ci się to opowiadanie i że przedstawiony w nim Tom przynajmniej po części pozostał Tomem. Dziękować nie ma za co, dla mnie najważniejsze jest, iż istnieją osoby, którym udało mi się sprawić tym tłumaczeniem przyjemność :).
Dziękuję za skomentowanie przez was poprzedniego rozdziału - ciekawość, z jaką czytałam to, co napiliście, jest najzwyczajniej w świecie nie do opisania. Po prostu dziękuję, że daliście mi taką możliwość.
Już nie przedłużam, tylko zapraszam was na ten ostatni rozdział "Ulubieńca".
Słowniczek: wężomowa, listy
Ulubieniec Losu
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Harry zamrugał na wpół przytomnie, świat wokół niego wydawał się jakby taki biały.
- Harry! – Palce zacisnęły się na jego dłoni, ściskając ją. – Uzdrowicielu, on się obudził… Niech ktoś sprowadzi uzdrowiciela!
Wszystko na przemian zamazywało się i odzyskiwało ostrość, twarz Syriusza pojawiała się co jakiś czas w jego polu widzenia.
- Syri… - zaczął, ale ogarnął go kaszel, jego gardło było całkowicie suche. Spróbował usiąść i ramię jego ojca chrzestnego natychmiast owinęło się wokół niego wspierająco, szklanka wody została wciśnięta mu do dłoni.
- Pij powoli – polecił Syriusz. Ostrożnie wziął jeden łyk, po czym odepchnął od siebie szklankę.
- Co się stało? Czy z Tomem wszystko w porządku?
- Spokojnie, dzieciaku…
- Po prostu mi powiedz. – Panikując, zaczął wystawiać nogi poza łóżko, ale po chwili Syriusz szybko zareagował.
- Nic mu nie jest, naprawdę! Tomowi nic nie jest – oświadczył jego ojciec chrzestny, unosząc ręce. – Wszyscy… są w porządku.
- Voldemort?
- Cofnięty w czasie, jego wspomnienia zostały usunięte. Hermiona naprawdę jest genialna.
- Jest. – Harry uśmiechnął się czule. – A Dumbledore? Jakie jest jego ustosunkowanie się do tego wszystkiego?
- Ach… Dumbledore. – Syriusz potarł głowę z pewnym zakłopotaniem, jego oczy stały się nieco chłodniejsze. – Dumbledore jest w tej chwili trochę zbyt zajęty, aby ingerować w cokolwiek, co ma związek z tobą.
Głowa Harry'ego przechyliła się z ciekowością w cichym geście zachęcającym do tego, by Black udzielił mu większej ilości informacji.
- Ron i Hermiona także mają się dobrze, byli tutaj, ale wysłałem ich do domu. Siedzieli tu przez cały tydzień, byli wyczerpani.
Harry skinął w zrozumieniu głową.
- Dobrze – skomentował. – Syriuszu… co się stało z Dumbledore'em? – naciskał.
- Jest w samym środku procesu, toczy się pełne dochodzenie w sprawie kwestii dotyczących wojny i okresu międzywojennego, a on sam został pozbawiony wszystkich swoich stanowisk.
Szczęka Harry'ego opadła, a następnie znowu się zamknęła. Wypełniło go zadowolone z siebie poczucie satysfakcji, a wraz z nim uczucie smutku. Dumbledore nie był zły, był po prostu… błędnie przekonany w sprawie tego, co uważał za najlepsze. Tom był równie manipulacyjny i nawet mniej troszczył się o dobro swoich zwolenników, po prostu był bardziej… charyzmatyczny i w pewnym sensie bardziej w tej sprawie bezpośredni. Albo coś w tym stylu. Nie wiedział. Jego żołądek ścisnął się.
Nie mógł uwierzyć, że żyje.
On… łał. Spodziewał się, że wszystko potoczy się w zupełnie inny sposób, tak dokładnie planował to, jak to wszystko miało się skończyć, ale nigdy nie oczekiwał, że przeżyje… łał. Żył.
Cichy śmiech uciekł mu przez usta. Było po wszystkim, a wciąż żył!
Syriusz przyglądał się mu, ale tym razem w jego oczach pojawił się mroczny błysk. Harry zmarszczył brwi, spokojnie wypuszczając powietrze.
- Co jest? – zapytał cicho. Syriusz wysłał mu uśmiech.
- Musisz odpocząć…
- Syriuszu. – Natarczywie owinął dłoń o nadgarstek mężczyzny. Syriusz zacisnął szczękę.
- Tom powiedział mi o twoim planie.
Och.
- Syri…
- Nie możesz się przez cały czas poświęcać, Harry! Mogłeś przyjść do mnie, pomógłbym ci znaleźć inne rozwiązanie.
- Nie istniało inne rozwiązanie – oświadczył Potter, marszcząc brwi. – Poza tym, nie chciałem cię martwić…
- Moim zadaniem jest martwienie się o ciebie – oznajmił Syriusz, wzmacniając swój uścisk. – To ja powinienem się o ciebie troszczyć, nie odwrotnie, jesteś dzieckiem…
- Nie jestem – szepnął nagle Harry, niezręcznie. Czy to było właśnie to, czym Syriusz pragnął, by był? Dzieckiem? Dzieckiem, które opuścił w Dolinie Godryka? – Już od dawna nie jestem dzieckiem, nie prawdziwym. N-nigdy nie miałem rodziców, zawsze sam się o siebie troszczyłem, przepraszam, ale nie potrafię zachowywać się w tej całej rodzicielskiej relacji tak, jak chciałbyś, bym się zachowywał.
Jego ojciec chrzestny wyglądał na niesamowicie zranionego. Harry poczuł się okropnie. A w następnej chwili twarz Syriusza wygładziła się nieznacznie, nadal smutna, i mężczyzna ścisnął jego dłonie.
- Rozumiem… Nie jesteś dzieckiem i jesteś… - Syriusz przełknął ślinę. – Nie potrzebujesz tak nagle kogoś, kto mówiłby ci, co powinieneś robić, ale… po prostu pozwól mi być tutaj dla ciebie. Pomóc, gdybyś tego potrzebował, zapewnił miejsce na pobyt, gdybyś nie miał dokąd pójść… Być rodziną. Mógłbyś się na to zgodzić? Po prostu…
- Tak – powiedział natychmiast Harry, uśmiechając się lekko z ulgą. – Tak.
Syriusz uśmiechnął się, a następnie przyciągnął go do uścisku.
- Byłem tak przerażony, myślałem, że cię straciłem…
Byli w Świętym Mungu przez około tydzień, a Tom dopiero teraz znalazł i przypomniał sobie o liście znajdującym się w jego kieszeni. Patrzył na niego przez chwilę, po czym rozciął kopertę i przeczytał beznamiętnie jej zawartość, nie zwracając uwagi na to, jak koperta powoli coraz bardziej zgniatana zostawała w jego ręku. Jego szczęka zacisnęła się, a całe ciało się napięło.
- Tom. – Harry zbliżył się do jego oddziału (ich uzdrowiciele początkowo próbowali powstrzymać ich od odwiedzania siebie nawzajem, ale skończyło się to tym, że wymykali się ze swoich pokoi w samym środku nocy i bez względu na wszystko przemykali do siebie nawzajem, tak więc teraz pielęgniarki już po prostu zrezygnowały i starały się upewnić, że ich wycieczki były zezwolone i kontrolowane) po chwili zamarzając w miejscu. Nie spojrzał w górę.
- Tom… co to jest? – Głos drugiego chłopca brzmiał dziwnie słabo.
- Twój mały, samobójczy list pożegnalny – odpowiedział.
Harry podszedł do niego ostrożnie, wbijając wzrok w jego twarz, jak gdyby starając się ocenić, jak daleko już dotarł.
- Errr… Czy, um, przeczytałeś go?
- Jak wierzę, właśnie po to są listy – oparł, a jego głos brzmiał na dziwnie wytarty z wszelkich emocji.
- Racja. Tia. Um. Na temat tego, co napisałem… - zaczął Harry.
- Której dokładnie części? – Spojrzał w górę. Policzki jego przyjaciela płonęły czerwienią. – Tej o tym, jak to jestem najbardziej genialną, najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałeś czy…
- Hej, kiedy to pisałem, myślałem, że skończę z umysłem jednorocznego dziecka! – warknął Harry, czerwieniąc się. – Daj mi spokój w sprawie tego, jak… errr…
- Sentymentalne i bzdurne to było? – Uśmiechnął się złośliwie. Harry jęknął, chowając głowę w dłoniach.
- Czy możesz po prostu udawać, że to się nigdy nie wydarzyło i zapomnieć o tym, co napisałem?
- Nie myślałeś tak? – zapytał niewinnie, doskonale wiedząc, że Potter pisał z głębi swojego serca. – Zazwyczaj ludzie są bardzo prawdomówni, kiedy myślą, że konsekwencje ich uczciwości się na nich nie odbiją.
No dalej, przyznaj to głośno.
- Zamknij się, Tom.
- Jestem wzruszony, że tak wysoko mnie cenisz, kochanie.
- Nie zamkniesz się…
- Nie, ale to słodkie, naprawdę.
- Nienawidzę cię.
- Nie według tego, co napisałeś, tylko nie pozwól zdobyć tego naszym fanom, wzięliby to jako dowód naszych romantycznych relacji.
- Jeśli zamierzasz właśnie mnie za to wyśmiać… - pękł Harry, zaczynając przybierać już bardziej defensywną i wściekłą postawę niż zakłopotaną. Potrząsnął głową, chwytając w uścisku ramię Harry'ego, zanim ten mógłby wypaść z pokoju jak burza i wrócić na swój oddział.
- Usiądź. Czekaj. Jedna chwila.
Nie będąc do końca pewnym, dlaczego właściwie to robi, ale wiedząc, że było to dziwacznie łatwiejsze niż spróbowanie przekazania tego poprzez rozmowę, biorąc pod uwagę, że Harry bez przerwy by mu przerywał, odwrócił kartkę i chwytając pióro znajdujące się na kupce wielu darowanych mu przedmiotów (był tutaj tak niesamowicie znudzony!), znajdującej się na stoliku.
Harry przyglądał mu się ostrożnie, rumieniec zaczynał powoli znikać z jego skóry.
Zaczął pisać.
Harry spojrzał na swoje dłonie, cichy pokój wypełnił się dźwiękiem skrobiącego pióra.
Przypominajka paliła w jego kieszeni. To ona była powodem, dla którego przyszedł zobaczyć się z Tomem. Otworzył ją i… to był ten rok.
To było jakieś ostatnie pięćdziesiąt lat życia Voldemorta, jak zresztą przewidywał rzucony przez niego czar Obliviate… ale Hermiona powiedziała mu, że przypominajka przetrzymuje wszystkie umieszczone w niej wspomnienia.
Nie było w niej innych wspomnień.
Przypominajka była wcześniej pusta, czy co? Zaczął bardziej zastanawiać się nad tym tematem w momencie, w którym Tom z nieczytelnym wyrazem twarzy podał mu kartkę papieru.
Lekko zdenerwowany, Harry wziął ją i przeczytał.
Harry,
Jesteś niesamowity.
Jedną z najbardziej niesamowitych rzeczy w tobie jest fakt, że udało ci się przeżyć tak długo, będąc tak kolosalnym idiotą!
Cytuję: „Pewnego dnia mnie zapomnisz, będziesz tylko mgliście wspominał chłopca, którego znałeś, i to będzie okej." Jakim cudem ten niedorzeczny pomysł wciąż siedzi w twojej głowie, bohaterze? Nikt nigdy nie mógłby mi ciebie zastąpić, jest to swego rodzaju jeden z powodów, dla których przeniosłem się za tobą w czasie.
Ponadto, twoje twierdzenie, jakobym miał cię kiedyś zapomnieć? Logicznie błędne.
Mam Obręcz Monachijską, zatem nie może mi zostać wymazana pamięć, a nie widzę żadnego innego powodu, który mógłby ewentualnie sprawić, że w jakikolwiek sposób, w jakiejkolwiek formie lub jakimkolwiek znaczeniu o tobie zapomnę, biorąc pod uwagę, że jesteś jedyną osobą, do jakiej kiedykolwiek się zbliżyłem i jedyną osobą, którą interesuję się na tyle, aby się do niej zbliżyć… nie mówiąc już o fakcie, że w ogóle jesteś nie do zapomnienia.
Włożyłem naprawdę wiele starań – zmieniając nawet samą historię – w to, aby ciebie nie zapomnieć, więc takie stwierdzenie jest absurdalne i powinieneś wybić je sobie z głowy, a potem wskazać mi miejsce, w którym przebywają Dursleyowie, dzięki czemu mógłbym okaleczyć ich za to, iż spowodowali, że uważasz, że nie jesteś tego wart.
Jeśli nie byłbyś, w jednej chwili zostawiłbym cię w spokoju. Mam wysokie wymagania, które powszechnie nazywa się perfekcjonizmem. Wywnioskuj z tego stwierdzenia to, jaki jesteś w mojej opinii.
Po drugie: „to dobrze. Chciałbym, byś znalazł kogoś innego, albo co tam preferujesz, nikt nie zasługuje na to, aby być sam, w szczególności ty. Zasługujesz na wszystko, Tom".
Nawiązuje to do poprzedniego punktu… Skoro zasługuję na wszystko, w takim razie co sprawia, że myślisz, iż masz prawo do usunięcia siebie z mojego życia, zanim sam będę tego chciał? (co, tylko w przypadku, gdybyś miał jeszcze jakieś wątpliwości, oznacza nigdy).
Jeśli zasługuję na wszystko, zasługuję na to, aby cię zatrzymać.
Co preferuję? To znowu byłbyś ty. Nikt inny nie może się z tobą równać i nie, nie znaczy to, że mi się podobasz. Preferencja – osoba, obiekt lub sposób działania, który jest bardziej pożądany niż inne albo stan rzeczy, który jest pożądany. Coś pożądane jest czymś wartym posiadania i niekoniecznie czymś, co pragniesz seksualnie. To sprawia, że ty jesteś moją preferencją, tak więc przestań próbować dodawać do tego wszystkiego emocjonalny sentymentalizm, nastoletnie hormony, oczekiwania społeczne i interpretację każdej rzeczy.
Powinieneś już wiedzieć, że społeczeństwo tak naprawdę nie za bardzo działa w odniesieniu do naszej dwójki, a słownik ledwo posiada opisujące nas leksyki.
„Bądź szczęśliwy" – w jakim wszechświecie myślisz, że byłbym szczęśliwy, gdybyś miał umysł jednorocznego dziecka? Jestem pewien, że doskonale ukazałem swoje zniesmaczenie tym pomysłem, a podczas gdy możesz mieć jakieś pojęcie o „przeboleniu tego" w związku z twoim staniem, to raczej ciężkie komentarze na temat preferencji i nie bycia samemu, zapewniam, nie byłyby trafne.
Spędziłbym następny jakkolwiek-by-był-to-długi czas na znajdywaniu lekarstwa, ponieważ rządzenie światem bez ciebie wcale nie byłoby takie zabawne. Kto podzielałby ze mną cierpienie tego, że trzeba udawać kogoś miłego przed politykami?
Jedynym przyjemnym aspektem twojego listu była twoja propozycja „równouprawnienia", więc później porozmawiamy o tym więcej.
Myślę, że zawarłem tutaj wszystkie największe błędy, jakie popełniłeś i, szczerze mówiąc, zaczyna mi brakować miejsca…
Z miłością, obsesyjną na twoim punkcie, naprawdę nie obchodzi mnie, co powinniśmy tutaj umieścić,
Tom.
PS „tak wiele rzeczy, o których nigdy ci nie powiedziałem"? Zaintrygowałeś mnie.
Harry przełknął ślinę, emocje mocno ściskały jego klatkę piersiową, a kiedy czytał, czuł skierowany na siebie wzrok Toma. Kiedy tylko upewnił się, że wyraz jego twarzy jest całkowicie spokojny, w końcu spojrzał w górę.
Tom uniósł brew.
- Zapomniałem o czymś?
- Nie… nie sądzę. – Ponownie zerknął na pergamin, linijki wykaligrafowane schludnym pismem Toma, i na swoje własne, niechlujne bazgroły, znajdujące się po drugiej jego stronie. Zaschło mu w ustach. Tom nigdy wcześniej nie był tak otwarty w sprawie swoich emocji, nie w taki sposób, i fakt, że naśladował jego własny list, w gruncie rzeczy swobodnie umieszczając na papierze swoje własne myśli (a był całkowicie pewny, że Tom tym gardził!), był… wzruszający.
- Wiesz, większość ludzi mogłoby uznać tą odpowiedź za sentymentalną albo coś w tym stylu – mruknął.
- Już doszliśmy do tego, że większość ludzi zazwyczaj się myli – odparł Tom, patrząc mu w oczy. – Wszystko, co ci napisałem, jest faktem.
Harry ukrył uśmiech. To była po prostu taka… Tomowata odpowiedź.
- Przypuszczam, że chciałeś ze mną o czymś porozmawiać – zauważył po chwili Tom i chwilę zajęło Harry'emu zrozumienie, o czym on mówi.
No tak. Przypominajka.
Wyciągnął ją z kieszeni i oczy Toma natychmiast się na nią skierowały, po czym jego wzrok wrócił na jego twarz.
- Otworzyłeś ją.
To nie było stwierdzenie.
- Zawierała w sobie ostatnie pięćdziesiąt lat życia Voldemorta… i to nie tylko z powodu Obliviate, nie było w niej żadnych innych wspomnień, nie rozumiem tego, była pusta?
Wyraz twarzy Toma zamarł.
- Tom?
- Cholera jasna.
- Co? – zapytał Harry, teraz już zmartwiony. Czy coś poszło nie tak?
- Przypominajki nie duplikują wspomnień.
Harry zmarszczył brwi. Duplikują…?
- Dokładnie – potwierdził cicho Tom, przyglądając mu się uważnie, czekając, aż sam zrozumie, o co chodzi.
Po chwili oczy Harry'ego rozszerzyły się.
Cholera jasna.
- Pętla czasu istniała zawsze. To zawsze miało skończyć się w taki sposób!? – krzyknął.
Oni nie… pokonali Losu. To zawsze było ich losem, a przynajmniej na to wyglądało. Wspomnienia Voldemorta już wcześniej były w przypominajce, ponieważ na Voldemorta już wcześniej, w poprzedniej pętli czasu, zostało przez niego rzucone Obliviate.
Dawno, dawno temu, Tom Riddle naprawdę stał się Voldemortem, a następnie Voldemort został wysłany z powrotem w czasie w celu ponownego stania się Tomem, i ta część historii powtarzała się w kółko, podczas gdy Tom, wolny element, uzyskał możliwość życia w taki sposób, jaki tylko mu się zapragnie, natomiast Voldemort utknął w wiecznej pętli, powtarzającej się jak zacięta płyta, w nieskończoność przeżywając te same pięćdziesiąt lat, za każdym razem zapominając o tym, że robił to już wcześniej.
Przełknął ślinę.
- Jak dawno na to wpadłeś?
- Kiedy Voldemort powiedział mi o swoim planie. Ale nie, to wciąż jest ta sama pętla czasu, po prostu to wszystko łączy się w tym punkcie, zatem wszystkie pętle czasu złączyły się w jedną całość, chociaż my pozostaliśmy na linii, nie utykając w nich. To wciąż dzieje się dla nas po raz pierwszy, ale nie dla Voldemorta, czy to ma sens?
- Nie za bardzo – przyznał Harry. Tom przewrócił oczami.
Nadchodził spokój.
Zevi nie wiedział, kiedy dokładnie podjęli tę decyzję, być może wiedzieli to już od bardzo dawna.
Zostawali. Ze względu na Toma Riddle'a i Harry'ego Pottera Evansa zostawiali za sobą swoje rodziny i życia. Było to z ich strony niemal obrzydliwie Puchońskie.
Z drugiej strony jednak, Harry powiedział im wszystkim, jakie śmiertelne losy czekają na nich, jeżeli zdecydują się wrócić do domu… był Ślizgonem, miał instynkt samozachowawczy.
Nie odważył się myśleć o tym, jak proste było to dla reszty albo, jakie były ich motywacje, znał wyłącznie swoje własne. Studiował historie, ludzi i była to najwspanialsza istniejąca opowieść.
Ta dwójka była centrum wszystkiego.
Nie mógł… tak po prostu zostawić tego wszystkiego, skoro wszystko, o czym marzył i co przewidywał, stawało się prawdą. Przełknął ślinę. Aż do samego końca będzie niesamowicie tęsknił za swoją rodziną, w pewnym sensie zawsze zakładał, że ten wyjazd był tymczasowy.
On, pomimo swoich zastrzeżeń na temat korzystnego wpływu, pod jakim znajdował się Harry, zawsze uważał za pewne, że to Tom wygra. Powinien wiedzieć, że podłamią się nawzajem i skończą na jakimś innym kompromisie.
Oczywiście całkowicie nie wykluczał myśli powrócenia do swojego własnego czasu – Tom nadal miał zaklęcie i Zevi był pewny, że gdyby tylko tego chciał, bez względu na wszystko przeciągnąłby Harry'ego z powrotem w czasie i po prostu zamordował niczego się nie spodziewającego, śpiącego Voldemorta i zajął jego miejsce.
To nie było wykluczone. Nie wiedział, co się stanie.
Podejrzewał, że wcześniej nigdy nie pozostałby z Tomem w taki sposób, bez względu na lojalność i swoją fascynację… ale widział, jak toczyła się ta historia i, jakimś cudem, okazało się, że wpłynęła ona nawet i na niego.
Harry i Tom mieli taki wpływ na ludzi; wszyscy, z którymi mieli kontakt, w jakiś sposób zmienili się pod wpływem tego doświadczenia.
Wysłał z powrotem sobowtóra, który będzie żył jego życiem i obserwował, jak rosną jego własne dzieci.
To było… dobre. Inne, ale dobre.
Zajmie mu trochę czasu przyzwyczajenie się do tego, ale…
Cóż, mieli teraz mnóstwo czasu na przeżycie swojego życia…
Obserwował jak Harry i Tom cierpliwie znosili zaaferowanie uzdrowicieli (był to dzień, w którym wychodzili ze szpitala) i przypatrywali się prasie, tłoczącej u magicznego wyjścia ze Szpitala Świętego Munga.
Gazety były pełne wymyślnych historii na temat ich dwójki, klęski Mrocznej Armii i Czarnego Pana.
Wiedział, że prawdziwa historia była znacznie bardziej wspaniała i o wiele bardziej skomplikowana niż cokolwiek, co znajdowało się w gazetach albo co, nawet on, ze swoim marginalnym zrozumieniem tego wszystkiego, mógłby sobie wyobrazić.
A to był dopiero początek… to były dwa lata.
Mógł się tylko domyślać, co ta dwójka dokona w czasie swojego życia.
Z niecierpliwością tego oczekiwał.
Jeden rozdział został zamknięty, kolejny się zaczął.
Nie mógł się doczekać.
Harry był zdenerwowany.
Stwierdził, że do opuszczenia Świętego Munga mogą użyć po prostu mugolskiego wejścia, ale Tom przypomniał mu z pewnym rozbawieniem, że o ile nie wybiorą drogi stania się Mrocznymi Lordami, zamiast tej całej kampanii politycznej, to będzie musiał przyzwyczaić się do prasy.
Nie sprawiło to, że poczuł się chociaż trochę lepiej. Czuł mdłości.
Tom spoglądał na niego przez chwilę, po czym poklepał go po ramieniu, ściskając je uspokajająco.
- Gotowy?
- Zdobądźmy panowanie nad światem – odpowiedział sucho.
Tom uśmiechnął się.
Zatrzymali się na kolejną minutę, tylko po to, by jeszcze na chwilę zachować ten moment, granicę i początek wszystkiego.
Ich spojrzenia się spotkały. Skinął głową.
I ruszyli razem w oślepiające morze fotograficznych błysków.
Koniec.
Czuję się tak niesamowicie dziwnie kończąc tłumaczenie tego opowiadania… Pracowałam nad nim przez dobrych parę miesięcy i włożyłam w nie wiele pracy oraz uczuć. Czuję, że zakończyło się w moim życiu coś, co wspominać będę z wielkim sentymentem i uśmiechem na ustach.
Dziękuję z całego serca wszystkim czytelnikom i komentatorom za to, że wraz ze mną przebrnęli przez to tłumaczenie i dali mi powód do tego, aby je kontynuować. Ilość komentarzy przerosła moje najśmielsze marzenia, zatem jestem wam naprawdę wdzięczna za to, że podzieliliście się (lub być może nawet jeszcze podzielicie?) swoimi opiniami na temat tego, co przeczytaliście. Dziękuję również wszystkim osobom, które wspierały mnie w tłumaczeniu jako bety, a zatem 100-ki. Yakou. no. Ou, Jayseen, cheroine oraz Himitsu – bez was z pewnością nigdy bym tego nie dokończyła!
Pojawią się pewnie pytania „co dalej", zatem i na nie szybko odpowiem – trzy tygodnie. Trzy tygodnie to czas, który poświęcę na chwilowe odpoczęcie od tłumaczenia. A zatem pierwszego czerwca opublikowane zostanie kolejne moje tłumaczenie. Ankieta na moim profilu (osoby niezarejestrowane zachęcam do udzielenia odpowiedzi w komentarzu) wisieć będzie jeszcze do środy, do tej pory zatem możliwe jest jeszcze zagłosowanie w niej.
Jeżeli ktoś ma jakieś pytania dotyczące „Ulubieńca" i któregoś z jego wątków, to zachęcam do ich zadania – postaram się w jakiś sposób odpowiedzieć.
Zapomniałabym - na moim profilu znajdziecie niedługo link do chomika, na którym możliwe jest ściągnięcie całego "Ulubieńca Losu". W przypadku, gdyby ktoś chciał plik w innej wersji (na przykład z większą czcionką) to proszę tylko dać znać, a taki plik się pojawi.
Żegnam wszystkich i jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia przy następnym tłumaczeniu! :)
/EDIT: Na moim profilu dostępny jest już prequel - "Gracz Przeszłości". Wkrótce pojawi się również sequel - "Triumf Jutra". Ze swojej strony zachęcam jeszcze tylko wszystkich do komentowania "Ulubieńca" i nie zniechęcania się jego statusem "Complete". Bez względu na czas, jaki minie od zakończenia jego tłumaczenia, z pewnością zawsze ucieszy mnie, że ktoś jeszcze do niego zagląda i że komuś się jeszcze podoba :).