Dziękuję za pozostawione komentarze oraz zapoznanie się z treścią fanficka.
Powinnam to zrobić na początku, ale wyleciało mi z głowy, więc powiem teraz. Harry w moim opowiadaniu jest postacią niekanoniczną. Będzie się to objawiać przede wszystkim jego pewnością siebie i inteligencją, której w oryginale nie posiadał.
Sorry za wszelkie błędy. Tak właściwie to jest mój pierwszy fanfic związany z Harry'm Potterem i trzeci w ogóle. Proszę o wyrozumiałość ;D
Rozdziały nie będą się pojawiać systematycznie, ale postaram się publikować je w miarę często.
Ciemność daje moc
rozdz.2
Sojusz
Harry Potter zmaterializował się przed wielką, metalową bramą strzegącą wejścia do potężnego dworu. W miejscu, gdzie powinna znajdować się klamka były dwa splecione ze sobą, zielono-srebrne węże. Ich szmaragdowe oczy zdawały się rozświetlać mroczną ścieżkę, która wiła się w kierunku ogrodów.
Harry otworzył usta, z których wydobył się mrożący krew w żyłach syk. Metalowe węże drgnęły, po czym rozdzieliły się i wpełzły po prętach na samą górę. Harry pchnął bramę, która rozstąpiła się przed nim skrzypiąc cicho i wkroczył na prywatny teren.
Szedł wąską ścieżką i podziwiał skąpane w blasku księżyca piękne, magiczne rośliny i idealnie równo przycięty żywopłot, po którym przechadzał się dumny, samotny paw. Musiał przyznać, że ogród był niezaprzeczalnie cudowny. Kryształowa sadzawka obok samotnej wierzby tylko potwierdziła te odczucia. Harry zanotował w pamięci, że koniecznie musi pochwalić gospodarza.
Nagle usłyszał cichy szelest. Przypominało to... pełzanie. Natychmiat obrócił się i omiótł spojrzeniem idealnie zielony trawnik.
- Lumos - szepnął i skierował różdżkę na ziemię, a potem na żywopłot. Spod niego, szeleszcząc wypełzł niewielki wąż.
Harry odetchnął i opuścił różdżkę, po czym podszedł do przybysza bacznie mu się przyglądając. Był cały czarny, nie liczął cienkiego, srebrnego zygzaka wzdłóż grzbietu. Jego oczy lśniły w ciemności niesamowitą zielenią, intensywniejszą od koloru Avady. Intensywniejszą od oczu Pottera. Intensywniejszą od wszystkiego, co ten kiedykolwiek widział.
Harry uśmiechnął się lekko.
- Jesteś mój - syknął.
Wąż chyba go zrozumiał, bo przesunął się w stronę jego wyciągniętej ręki, by po chwili owinąć się wokół przedramienia.
- Jak się nazywasz? - spytał Harry.
- Aideen.
- Witaj Aidy.
Aidy chyba nie miała nic przeciwko towarzystwu Harry'ego, ani nazywaniem jej Aidy, bo owinęła się bardziej wokół jego ramienia wpełzając pod szatę. Aideen była niewielkich rozmiarów, więc jej obecność nie przeszkadzała Harry'emu, wręcz przeciwnie. Od razu polubił swoją wężowatą przyjaciółkę.
Pogłaskał ją lekko po grzbiecie i ruszył w stronę potężnego domu, wykonanego z białego marmuru. Był wspaniały, co można było zauważyć już z daleka.
Potter wskoczył na kamienne schodki prowadzące do drzwi. Pokonał spokojnie czternaście stopni i zapukał lekko. Odpowiedziała mu głucha cisza.
Harry zastanowił się. Nie chciał być niegrzeczny, ale musi się jakoś dostać do środka. Wyciągnął przed siebie rękę, z której wystrzelił turkusowy promień. W chwili, gdy uderzył w drzwi, te rozwarły się z hukiem ukazując wnętrze. Harry używając zaklęcie, poczuł dziwne ciepło wewnątrz ciała, niedaleko serca i rozkoszował się tym uczuciem oraz ogarniającą go magią. Minęły już dwa tygodnie odkąd odkrył prawdę, a wciąż nie mógł przyzwyczaić się do tego uczucia. Było oczywiście przyjemne, ale takie... Dziwne. Używanie bezróżdżkowej magii było samo w sobie nienaturalne, lecz bardzo przydatne i wygodne.
Wszedł do środka rozglądając się ciekawie po bogato zdobionej komnacie. Jeszcze nigdy nie był w tym domu, choć dużo o nim słyszał. Ściany pomieszczenia zdobiły piękne białe freski i gipsowe płaskorzeźby przedstawiające rozmaite zwierzęta. W większości były to węże i łabędzie. Harry pomyślał, że to nieco dziwne połączenie, ale wzruszył ramionami. Któż tam zrozumie Malfoy'ów.
W jednym rogu znajdowała się oszklona gablota z jakimiś odznaczeniami. Obok niej w pięknej srebrnej doniczce stała wspaniała, śnieżnobiała roślina, której Harry z pewnoscią nie znał.
W przeciwległą ścianę wbudowany był potężny, kamienny kominek z wyrzeźbionym dziwnym herbem z wielką literą M pośrodku. Przy nim znajdowała się gustowna, zielona kanapa ze srebrnymi wykończeniami, która z pewnością kosztowała majątek. Harry podszedł i ostrożnie usiadł na niej, opierając głowę o poduszkę.
Zauważył gazetę leżącą obok na niewielkim stoliku z mahoniowego drewna. To napewno Prorok Codzienny, bo cóżby innego.
Spojrzał na pierwszą stronę, gdzie znajdował się rzucający w oczy artykuł z wydrukowanym wielkimi literami czarnym tytułem SZKOŁA W DURMSTRANGU ZNISZCZONA. Harry zaintrygowany odszukał resztę artykułu na 14 stronie i zaczął czytać:
Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy z naszych źródeł szokującą informację. Informatorzy donoszą, że szkoła magii w Durmstrangu, nie ciesząca się zbyt dobrą opinią z powodu rzekomego nauczania czarnej magii, dosłownie zniknęła z powierzchni ziemi. Świadkowie mówią, że nigdy jeszcze nie widzieli tak ogromnych zniszczeń. Z budynku nie zostało praktycznie nic oprócz kamieni i gruzu. Nie wiadomo, co spowodowało wybuch, ale podejrzewamy, że stoi za tym Sami-Wiecie-Kto. Aurorzy rozpoczęli już szczegółowe śledztwo w tej sprawie i obiecują informować nas o postępach. Niestety nie wiemy też, jakie motywy mieli sprawcy. Wszystko pasuje do Sami-Wiecie-Kogo, ale nie mamy pojęcia dlaczego miałby to zrobić. Jeśli wierzyć plotkom, uczono tam potężnej czrnej magii, a to nie powinno mu przeszkadzać. Kto stoi za tymi zniszczeniami? Jakie ma motywy? Na szczęście atak miał miejsce w wakacje i nie ucierpał żaden z uczniów. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek informacje, które mogą okazać się pomocne, prosimy niezwłocznie stawić się w Ministerstwie Magii.
Harry skończył czytać i jeszcze przez chwilę przyglądał się gazecie, jakby szukając ukrytych informacji. Nie znalazł jednak nic ciekawego, bo rzucił ją z powrotem na stolik.
Aideen wysunęła się z rękawa jego szaty i ułożyła wygodnie na kolanach wyciągając głowę w kierunku ciepła bijącego z rozpalonego kominka. Harry pogłakał ją wierzchem dłoni i pogrążył się w myślach. Kto mógł zniszczyć szkołę magii? A przede wszystkim co by mu to dało? Nie wierzył, że jest to robota Voldemorta. Czuł to. Zresztą to się po prostu nie trzyma kupy ... No i co z uczniami? Będą musieli zmienić szkołę. Może przyjdą do Hogwartu...
Nagle Aideen zaczęła się wiercić niespokojnie w jego dłoni.
- Ktoś idzie - usłyszał jej syczący głos.
Harry rozejrzał się wokół, ale nikogo nie zobaczył. Nie wyczuwał też obecności innych ludzi ani żadnych śladów magii.
Rozległ się trzask od strony kominka i z płomieni wynurzył się wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu ze srebrzystymi blond włosami sięgającymi do pasa. Otrzepał się z sadzy i spojrzał na Harry'ego. Uniósł brew, ale nic nie powiedział.
- Witam, panie Malfoy - przywitał się grzecznie Potter. - Przepraszam, że wtargnąłem tu bez zaproszenia, ale...
- Nic nie szkodzi, panie Potter - przerwał mu Lucjusz Malfoy. - Spodziewałem się pana, musimy w końcu porozmawiać. A to co? - zmarszczył czoło wskazując na Aideen.
- To moja mała przyjaciółka. Znalazłem ją w pańskim ogrodzie i cóż ...Przywiązała się do mnie, więc zabrałem ją ze sobą - odpowiedział z uśmiechem. - Nazywa się Aideen.
- Taak - mruknął Malfoy. - Miło mi - zadrwił.
- A tak przy okazji, ma pan piękny ogród - pochwalił Harry, przypominając sobie o swoim małym postanowieniu.
- Ach tak... Czy nie starczy że ogród jest piękny? Czy muszą w nim jeszcze mieszkać wróżki?*- spytał cicho Lucjusz, a przez jego twarz po raz pierwszy przemknął cień uśmiechu. - Dziękuję.
Harry rzucił mu zdziwione spojrzenie, ale Malfoy zdawał się tego nie dostrzegać.
Zbliżył się do młodszego czarodzieja i usiadł obok niego na kanapie przywołując różdżką butelkę Ognistej Whisky i dwa kieliszki. Napełnił je i podał jeden Harry'emu, który wymamrotał podziękowanie i spojrzał na porzuconego Proroka.
- Czytałeś? - spytał Malfoy.
Harry skinął głową, ale nie odpowiedział.
- Więc, co o tym myślisz?
- Nie mam pojęcia kto to zrobił, ale nie wydaje mi się, aby był to Voldemort.
Lucjusz nie zadrżał na dźwięk jego imienia, lecz obrzucił go niezbyt przychylnym spojrzeniem.
- Tak, to z pewnością nie był Czarny Pan. Wiedziałbym o tym. Mogę się jednak upewnić na następnym zebraniu... Ale to nie jest najważniejsze - stwierdził Malfoy i spojrzał wyczekująco na Harry'ego, jakby chciał go zmusić żeby zaczął temat, z którego powodu się tu znajdują.
Harry upił łyk Ognistej i spojrzał na tańczące płomienie w kominku. Przemówił dopiero po chwili.
- Dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego pan do mnie napisał. I dlaczego chce mi pan pomóc pokonać Voldemorta. O co chodzi tak naprawdę? - spytał. - Jakoś nie mogę uwierzyć w nagłą zmianę stron.
- Bo nie zmieniłem stron - rzekł Lucjusz opierając się wygodnie o oparcie sofy i wyciągając nogi na miękkim, zielonym dywanie z wyszytym herbem rodu Malfoy'ów. - Przysięga jest miarą człowieka, który ją składa. On... zmusił mnie abym przysięgł mu posłuszeństwo, a potem rozkazał zrobić coś, z czym do dzisiaj nie mogę się pogodzić - wyznał.
Harry poruszył się niespokojnie i wyraźnie zaciekawiony pochylił się w stronę mężczyzny, spoglądając na niego wyczekująco.
- Ja zrobiłem to, o co mnie pro... Co mi kazał. Skutkiem złożonej przysięgi jest między innymi to, że nie mogę zmienić stron, nawet jakbym chciał.
- A chce pan? - spytał szybko Harry.
- Oczywiście, że nie - oburzył się Malfoy. - Pamiętaj, że zemsta nigdy nie jest prostą drogą - łatwo się zgubić i zapomnieć, którędy się weszło... Otóż chodzi o mroczne znaki. Czarny Pan dziwnym trafem zataił przed nami fakt, iż od czasu ich przyjęcia nasze dusze należą do niego. Nie mam pojęcia, jak tego dokonał, ale wygląda na to, że dopóki żyjemy, on nie umrze. Można go atakować, można go zranić, ale nie można zabić. Swoją energię czerpie z mrocznych znaków. Przypomina to rodzaj więzi. Szukam kogoś, kto by mi pomógł ją usunąć.
- I tym kimś mam być ja?
Lucjusz przytaknął.
- Nie zrozum mnie źle, popieram idee Czarnego Pana, a przynajmniej większość. Akceptuję jego wizję świata, ale nie jego. Chcę obalić jego rządy i wprowadzić nowe. I chcę, żebyś mi w tym pomógł.
- Jest pan nienormalny - stwierdził Potter. - Ale ja chyba jeszcze bardziej, bo się zgadzam - uśmiechnął się lekko.
Nie wiedział właściwie, dlaczego się zgadza, ale coś mu mówiło, że to właściwa decyzja. Zdawał sobie sprawę, że Lucjusz jest niebezpieczny, ale co z tego? Potrafił się przecież bronić. Zdał sobie sprawę, że pomoc tak wpływowego i potężnego czarodzieja może mu się przydać. Nie codziennie dostaje się taką propozycję,
Lucjusz zaśmiał się głośno odchylając głowę do tyłu.
- No, no - wykrztusił w końcu - nie znałem Wybrańca od tej strony.
- Mało ludzi miało tą przyjemność - powiedział Harry z uśmiechem.
- Czuję się zaszczycony.
- Tak szczerze, to myślałem, że nic nie wyjdzie z pańskiego pomysłu - wyznał chłopak.
- Moje plany zawsze są dobre - wtrącił skromnie Malfoy.
- Nie wątpię. Ale skąd pan wiedział o mojej...
- Mocy?
Harry niepewnie pokiwał głową.
- Cóż, dużo czytałem o używaniu magii bezróżdżkowej. W mojej prywatnej bibliotece znajduje się wiele potężnych czarnomagicznych ksiąg...
- Ale to nie jest czarna magia! - oburzył się Harry, prawie zrzucając Aideen z sofy.
- Teoretycznie nie... - powiedział spokojnie Lucjusz. - Ale może się taka stać, gdyby znalazła się w nieodpowiednich rękach. Gdyby twoja moc przypadła komus innemu, mogłoby to mieć straszne skutki. Wierzę jednak, że nie masz zamiaru zniszczyć świata - dodał sarkastycznie.
- Haha - mruknął Harry. - Myślę, że nie.
- Myślę, że możesz zwracać się do mnie po imieniu.
- Dobrze... Lucjuszu - Harry usmiechnął się. - Więc jak się dowiedziałeś? - spytał spoglądając ciekawie na swojego towarzysza.
Malfoy zawiesił wzrok w jakimś punkcie na drugim końcu komnaty, który tylko on mógł dostrzec.
- Tak jak mówiłem, - odezwał się po chwili - dużo czytałem na ten temat i umiem rozpoznać oznaki mocy, takiej jak twoja. Po raz pierwszy zorientowałem się pod koniec roku, w Ministerstwie. Odrzuciłeś mnie do tyłu i rozbiłeś przepowiednię o ścianę bez użycia różdżki. Trudno dokładnie określić, co wtedy czułem, ale w powietrzu rozchodziły się fale potężnej magii. Potem nikomu o tym nie wspominałem, lecz zacząłem szukać informacji na ten temat. Dwa tygodnie temu byłem już pewny, że moja teoria jest prawdziwa.
- I wtedy do mnie napisałeś? - upewnił się Potter.
- Dokładnie. Doszedłem do wniosku, że możesz mi pomóc i przedstawiłem ci mój plan. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że tak łatwo się zgodzisz.
Harry podniósł się powoli odstawiając szklankę na stolik obok gazety. Okrążył sofę i stanął naprzeciwko kominka. Tańczące płomienie odbijały się w jego tęczówkach i stwarzały w nich iluzję płonącego lasu.
Skrzyżował ręce i zamyślił się. Czuł na sobie palący wzrok starszego mężczyzny, ale nie odwrócił się. Ciekawe, co skłoniło Malfoya do takiej decyzji... Przecież on, tak samo jak Draco z całych sił nienawidził Harry'ego. Na drugim roku nawet chciał rzucić na niego Avadę. Całe szczęście, że pomógł mu Zgredek. Inaczej nie wiadomo, jak by się to skończyło. No i ta przepowiednia w Ministerstwie ... Malfoy wtedy wyglądał tak, jakby chciał go udusić gołymi rękami. I pewnie by to zrobił, gdyby nie interwencja Zakonu. Taak, zdecydowanie był wtedy przerażający.
Zawsze byli wrogami, więc dlaczego teraz miałoby się to zmienić? Czy chodziło tylko o jego moc? I czy może mu ufać?
No cóż, w końcu to Malfoy pomógł mu odkryć jego nową magię.
Harry, dwa tygodnie temu, siedząc w ogrodzie, w domu wujostwa przy Privet Drive 4 ukrył się wśród zarośli przed Dudleyem. Nie chodzi o to, że bał się kuzyna, ale po prostu chciał mieć trochę spokoju. Potrzebował jakiegoś cichego miejsca, w którym mógłby przmysleć wszystkie sprawy, które nie dawały mu spokoju od powrotu z Hogwartu. A przede wszystkim śmierć Syriusza. Harry nie mógł się z tym pogodzić i chyba nigdy mu się to nie uda. A gdy jeszcze doda, że to wszystko przez jego głupotę ... Nie, STOP! Miał o tym nie myśleć.
Więc gdy siedział w zaciszu ogrodu, ukryty za krzakiem z malinami, zauważył krążącą nad domem najczarniejszą sowę, jaką kiedykolwiek widział. Ptak wylądował przed nim, kłapnął dumnie dziobem i wyciągnął nóżkę, do której przywiązany był list z wściekle zieloną pieczęcią w kształcie litery M.
Harry sięgnął ostrożnie po list i rozerwał kopertę. Po przeczytaniu pierwszysch linijek tekstu jego mina wyrażała szczere zdumienie. Nie mógł uwierzyć, że napisał do niego wróg, człowiek, który go nienawidzi i do tego śmierciożerca!
Lucjusz pisał o swoim odkryciu i wyjaśnił, na czym polega rzekoma moc Harry'ego. Zaproponował też dziwny plan majacy na celu zaatakowanie Voldemorta. Żeby Harry'ego zainteresować wliczył w to pozbycie się człowieka, który zdradził rodziców chopaka i wydał ich Czarnemu Panu.
Harry nie wiedział, co o tym myśleć. Rzeczywście zauważył ostatnio przypływ nowej, silnej magii i od pewnego czasu mógł rzucać niektóre zaklęcia bez posługiwania się różdżką. Uznał, że Lucjusz może mieć rację. W końcu, po dokładnym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, przesłał odpowiedź, w której zgodził się na jego warunki.
Cała operacja, a przynajmniej większość przebiegła zgodnie z planem. Harry dał się złapać i dostał do kryjówki śmierciożerców. Potem Malfoy rzucił Imperius na Glizdogona, który miał odwrócić uwagę Lorda. Nie do końca tak to miało wyglądać, ale wyszło nawet lepiej, niż się spodziewali. Harry, dopiero gdy się deportował, zdał sobie sprawę, że dobrze rzucone zaklęcie to przede wszystkim zasługa Glizdogona.
Gdyby nie dezorientacja Voldemorta, nigdy nie udałoby mu się zaatakować. Czyli wychodzi na to, że miał szczęście. Znowu.
Ale co...?
Harry obrócił się w stronę sofy marszcząc brwi, jakby próbował sobie przypomnieć coś ważnego.
- Co się stało po moim odejściu? Co z Glizdo...
Przerwał mu głośny huk dochodzący od strony ogrodu. Dziwaczny srebrny medalion na ścianie zaczął świecić i błyskac się na czerwono wydając świszczące odgłosy.
Lucjusz zerwał się na równe nogi i spojrzał na Harry'ego, a jego twarz wyrażała tylko lekkie zdziwienie, a nie przerażenie, które ten spodziewał się ujrzeć. Tego człowieka chyba nie da się przestraszyć.
- Co to było? - spytał Harry.
- Cii - mruknął Malfoy przykładając palec wskazujący do ust.
Wyciągnął różdżkę i ruszył w stronę drzwi. Jego czarna szata falowała jak skrzydła, a w połączeniu z długimi, srebrzystymi włosami nieświadomie upodabniała właściciela do anioła śmierci. Oczywiście Harry nie miał pojęcia, jak taki anioł wygląda, ale mógł sobie łatwo wyobrazić. W jego głowie wyglądał dokładnie tak, jak Malfoy senior.
Harry sięgnął odruchowo po różdżkę, zanim uswiadomił sobie, że przecież już jej nie potrzebuje. Wyszedł za Lucjuszem rozglądając się czujnie po ogrodzie. Niemal słyszał w uszach donośny głos Szalonookiego : "STAŁA CZUJNOŚĆ!"
Malfoy zatrzymał sie nagle i wyszeptał coś, co brzmiał jak "fowa sie".
Harry chciał spytać "Co?", ale nie zdążył, bo usłyszeli głośny szelest i trzask gałęzi. Po chwili rozległ się drugi huk, jeszcze głośniejszy od poprzedniego, a Harry aż podskoczył do góry.
Malfoy znowu coś mruknął, a Harry tym razem dosłyszał:
- Schowaj się!
Nie trzeba było mu powtarzać. Szybko wyjął spod szaty swoją pelerynę niewidkę, którą zawsze miał przy sobie na takie okazje i narzucił na siebie, akurat w momencie, gdy z mroku wyłoniła się wysoka sylwetka mężczyzny odzianego w czerń. Harry'emu wydawała się ona dziwnie znajoma, ale nie mógł rozpoznać przybysza z tej odległości. Wyglądało na to, że nie może on przejść przez zaklęcia obronne wokół domu. A więc stąd te huki i alarm. Dziwne. Harry nie miał z tym żadnego problemu. Pomyśłał, że spyta potem Lucjusza.
Malfoy chyba rozpoznał intruza, bo opuścił różdżkę i wyraźnie się rozluźnił. Mruknął coś, celując w bariery ochronne, a te rozstąpiły się i przepuściły mężczyznę.
Harry wstrzymał oddech. Już wiedział skąd go zna. To był jego wredny, tłustowłosy mistrz eliksirów z Hogwartu. Severus Snape we własnej osobie. Harry zdenerwował się, ale jednocześnie poczuł ulgę, że nic nie zagraża jego życiu ( a przynajmniej miał taką nadzieję, bo z nietoperzem nigdy nic nie wiadomo).
Chciał ściągnąć pelerynę niewidkę, ale Lucjusz jakby czytając w jego myślach odezwał sie półgębkiem:
- Nie zdejmuj. Zaczekaj - mruknął. - Będzie śmieszniej.
Harry prychnął cicho, śmiejąc się w duchu z wątpliwego poczucia humoru ślizgonów.
Malfoy tymczasem obrócił się do Mistrza Eliksirów z grymasem na twarzy, który w jego mniemaniu miał chyba wyglądać na uśmiech.
- Miło cię widzieć, Severusie - powiedział zimnym, jedwabistym tonem, takim jak tylko on potrafi. - Co cię do mnie sprowadza?
Snape skinął sztywno głową, nieodzywając się.
Malfoy uniósł brwi w zniecierpliwieniu i spojrzał na niego wyczekująco.
- Mam do ciebie pewną sprawę, która chciałbym omówić, ee... w środku? - odezwał się w końcu mężczyzna.
- Oczywiście - odpowiedział chłodno Malfoy, a jego mina wyrażała głebokie oburzenie, spowodowane próbą wytknięcia mu złych manier. - Zapraszam - odsunął się robiąc miejsce swojemu gościowi i wskazując ręką w stronę domu.
Harry ledwo powstrzymał się od śmiechu. Ruszył ostrożnie za dwójką mężczyzn, starając się nie robić hałasu. Studiował wzrokiem swojego nauczyciela eliksirów. Snape miał na sobie to co zwykle, czyli czarne coś, czego Harry nie potrafił nazwać z mnóstwem guzików, czarne spodnie, czarne buty, czarną szatę i czarną pelerynę powiewającą na wietrze, tak bardzo upodabniającą swojego właściciela do ogromnego nietoperza. Wszystko sztywne i schludne. I może odrobinkę czerniejsze niż zwykle. Harry uznał, że to prawdopodobnie złudzenie optyczne wywołane ciemnościami panującymi w ogrodzie o zmroku. Zauważył, że Snape idzie powoli, ostrożnie rozglądając się dookoła. Zresztą on wszystko robi ostrożnie, pomyślał Harry. Pewnie na śniadaniu za każdym razem rzuca anty-czarnomagiczne zaklęcie na swoją owsiankę, żeby się upewnić, że go nie pożre na oczach całej szkoły. To byłoby bardzo zabawne. Ale i tak nie zmienia faktu, że ten człowiek ma paranoję!
Wszedł za Malfoyem i Snape'em do budynku. Severus zdjął pelerynę i podążył za gospodarzem siadając obok niego na sofie, przy kominku. A raczej chcąc usiąść, bo zatrzymał się w połowię zauważając Aideen.
- Nie wiedziałem, że chodujesz miłe zwierzątka domowe - powiedział drwiąco przekręcając głowę w kierunku Lucjusza.
- Kto mnie odwiedza, wyświadcza mi zaszczyt, kto mnie nie odwiedza, robi mi przyjemność** - Malfoy wzruszył ramionami.
Harry spojrzał na niego z takim samym zaskoczeniem na twarzy jak Severus.
Aideen chyba nie polubiła Snape'a, bo gdy do niej podszedł zasyczała i cofnęła się do tyłu, szykując do ataku.
- Głupie zwierzęta - warknął Snape, ale nie próbował już zbliżać się do Aidy.
- SSsss... Idiota... - Harry usłyszał cichy syk Aidy i ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Brawo, Aidy! Moja dziewczynka, pochwalił ją w myślach. Przyjemnie jest widzieć, że ktoś również nie trawi tego dupka.
Severus tymczasem znalazł wyjście z sytuacji i przysunął sobie krzesło, siadając na nim i zwracając się do drugiego mężczyzny, oglądającego całą scenę z ukrywanym rozbawieniem:
- Wybacz, ale nie przyszedłem tu z zamiarem słuchania twoich szalonych wywodów - zaczął. - Może mi coś wyjaśnisz.
- To znaczy? - spytał Malfoy, arystokratycznie marszcząc przy tym nos i wyraźnie nic nie rozumiejąc.
- Potter - wycedził Snape, a na jego twarzy pojawił się złośliwy grymas. Harry spojrzał na niego wytrzeszczając oczy. Skąd on wiedział? Popatrzył na Malfoya, który poruszył się niespokojnie, ale nie spuszczał wzroku z Mistrza Eliksirów. - Och, mówię o dzisiejszym spotkaniu. Zauważyłem bardzo... ciekawą rzecz. Nie jest chyba rozsądnie wymieniać dziwne spojrzenia z Chłopcem Który Przeżył pod samym nosem Czarnego Pana, nie uważasz? - wyjaśnił Snape, wyraźnie zadowolony ze zszokowanego wyrazu twarzy towarzysza.
Malfoy odprężył się, przyjmując swoją idealną, doskonale wyćwiczoną, lekceważącą pozę i uśmiechnął się obojętnie.
- Och, Severusie... Pro-oszę cię-ę... Jesteś paranoikiem, wiesz? - powiedział siląc się na beztroski ton.
- Nie sądzę - Severus uśmiechnął się szatańsko. - Wiem, co widziałem. A wyglądało to na... spisek. A więc?
- Być może... - Malfoy udał, że się nad czymś zastanawia - jesteś jednak tak wścibskim idiotą jak wszyscy mówią - powiedział miękko, a jego ton kontrastował z niezbyt przyjemnym sensem wypowiedzianych słów.
Harry zastanawiał się, czy on naprawdę chce wszystko ukryć przed Snape'm, czy tylko się z nim drażni. W końcu doszedł do wniosku, że pewnie jest poirytowany, iż ktoś go przejrzał i teraz odwraca kota ogonem żeby wyjść z tego z twarzą. Taak, cały Lucjusz.
W tym momencie Malfoy spojrzał na Harry'ego i lekko, niemalże niezauważalnie pokręcił głową. Harry od razu zrozumiał. To był wyraźny znak, że ma się nie wtrącać. Nieszczególnie mu się to podobało i bardzo gryzło się z jego ciekawskim i porywczym charakterem, ale starał się być posłuszny. Uznał jednak, że mały dowcip nie zaszkodzi i podszedł do Aideen. Wysyczał kilka słow tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć, po czym ostrożnie, uważając żeby się nie zdradzić powrócił na swoje miejsce przy kominku, skąd obserwował całą scenę.
Snape tymczasem poczerwieniał z gniewu słysząc zniewagę i spiorunował Malfoya wzrokiem. Harry cieszył się, że ON nie został obdarzony mrocznym spojrzeniem Mistrza Eliksirów, które z całą pewnością zmusiło by do samobójstwa 99% ludzi na świecie.
Ale nie Lucjusza. Ten siedział spokojnie na swojej miękkiej zielonej sofie z przyklejonym do twarzy zbyt, jak na gust Harry'ego, zadowolym uśmiechem na twarzy.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? - wybuchnął Snape. - Kto jak kto Lucjuszu, ale myślałem, że TY nie kierujesz się wykreowanymi przez nieuków i baranów idiotycznymi stereotypami! - wykrzyczał trzęsąc się z gniewu.
- Spokojnie, przyjacielu. Nie musisz się unosić - odpowiedział Lucjusz leniwie i jakby od niechcenia, bawiąc się przy tym kieliszkiem. Przesuwał go między swoimi długimi, bladymi palcami i uśmiechał się spokojnie. - Ja tylko ŻARTOWAŁEM. - dodał z naciskiem na ostatnie słowo.
Nie no, ten człowiek jest niewiarygodny! Harry zastanawiał się, czy istnieje coś takiego na tym świecie, co zdołałoby wyprowadzić go z równowagi. Prawdopodobnie nie. Gdyby dostał wyjca od Ministra Magii z informacją, że Syriusz Black zmartwychwstał i przetransmutował Azkaban w ogromną kupę jamajskiego wielbłąda, wytknąłby mu z niewzruszoną miną (przy okazji dając do zrozumienia, że marnują jego cenny czas), że na Jamajce nie ma wielbładów. Harry zaśmiał się w duchu.
Snape zaczerwienił się, co było bardzo niecodziennym i osobliwym widokiem. Na jego ziemistej cerze pojawiły się szkarłatne, niekształtne plamy nadając twarzy komiczny wygląd. Poprawił swoją szatę, strząsając szybkim ruchem dłoni niewidzialne pyłki, a gdy przemówił jego głos był tak zimny, że zamroziłby nawet płomienie w Czarze Ognia.
- Ach, tak. Twoje poczucie humoru jest wyborne - wycedził, a jego głos ociekał sarkazmem. - Wracając do Pottera... Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem jego wyczynu. Deportował się, a o ile pamiętam nie zdał jeszcze egzaminu, a nawet nie miał możliwości się tego nauczyć. Wiesz coś o tym?
Harry poczuł się bardzo dziwnie słysząc komplement z ust swojego znienawidzonego nauczyciela. Snape na pewno by tego nie powiedział, gdyby wiedział, że Harry to słyszy.
- A niby skąd mam wiedzieć? - spytał chłodno Lucjusz z niewinną miną.
Severus westchnął.
- No to jeszcze zostaje sprawa zaklęcia. Potter rzucił je BEZ różdżki. Nie zastanawia cię to? - spytał z triumfalnym uśmieszkiem. Wiedział, że teraz Malfoy się nie wymiga - ten dziwny epizod MUSIAŁ zwrócić jego uwagę.
Harry patrzył rozbawiony, jak Aidy, zgodnie z jego poleceniem, wpełza powoli na krzesło zajmowane przez niczego nie podejrzewającego Snape'a.
- Owszem, myślałem nad tym - powiedział Lucjusz. Aidy tymczasem oplotła oparcie krzesła i zaczęła powoli opadać na ramię Mistrza Eliksirów wysuwając język. Harry obserwował tą scenę wstrzymując oddech. - Udało mi się znaleźć pewne informacje na temat formuły Hexium Inkante. Jest to potężne starożytne zaklęcie niwe...
Dalsze słowa Malfoya skutecznie zagłuszył głośny wrzask Snape'a , który zerwał się z krzesła szybciej, niż Harry zdążył powiedzieć "Brawo" do wyraźnie zadowolonej z siebie Aideen.
Chłopak spojrzał na Malfoya, który z wielkim trudem ukrywał rozbawienie. W końcu sprawę przesądziła zdezorientowana, a zarazem wściekła mina profesora, na widok której zarówno Harry, jak i Lucjusz wybuchli głośnym śmiechem. Potter złapał się za brzuch i osunął na podłogę, zapominając o pelerynie niewidce, która odkrywając go spadła obok.
Snape spojrzał na niego niewierząc własnym oczom, z głebokim szokiem wyrytym na twarzy.
Malfoy i Harry wymienili szybkie spojrzenia, po czym ponownie ryknęli śmiechem. Szok na twarzy Mistrza Eliksirów ustąpił miejsca wściekłości. Jego twarz wykrzywiła się w ochydnym grymasie.
- POTTER! - krzyknął wbijając w chłopkaka nienawistne spojrzenie czarnych oczu. Harry'emu momentalnie przypomniały się wszystkie lekcje eliksirów. Snape pochylający się nad jego kociołkiem i krytykujący jego bulgoczącą zawartość. Snape rzucający na niego Leglliments. Snape krytykujący jego mierne zdolności oklumencji . Snape miotający się z furią po swoim gabinecie wrzeszczący na Harry'ego za wtykanie nosa w nieswoje sprawy... - Byłeś tutaj... przez cały czas? - poczerwieniał nagle, zapewne na wspomnienie małego komplementu wypowiedzianego pod adresem Złotego Chłopca.
Harry podniósł się z podłogi i stanął wyprostowany przed swoim nauczycielem. Bez lęku spojrzał mu w oczy i pokiwał głową.
- A ty przestań się śmiać! - Snape warknął na Lucjusza, którego wyraźnie bawiła cała ta sytuacja. I nie był zły na Harry'ego! A więc wszystko to sobie zaplanował! Harry pokręcił głową z niedowierzaniem.
Malfoy opanował się i odchrząknął lekko.
- Usiądź, Potter - zwrócił się do chłopca. - I ty również, Severusie.
Gdy goście zajęli swoje miejsca: Harry na krześle, a Snape na sofie (nie chciał siadać ponownie na krześle, za którym czają się węże). Lucjusz przemówił:
- Wróćmy do tematu. Mówiłem, że zaklęcie, którego użył Harry, Hexium Inkante to potężny, starożytny urok niwelujący wszelkiego rodzaju więzi. Mam na myśli, że Harry nie jest teraz połączony z Czarnym Panem żadnym zaklęciem, ani urokiem. To wiąże się również z zaniknięciem wizji - powiedział i spojrzał na ich twarze, w oczekiwaniu na reakcję.
- Ale ja nie miałem pojęcia, co to za zaklęcie.
- To akurat nic nowego, Potter - wtrącił Snape z drwiącym uśmieszkiem. Harry obrzucił go swoim swoim najbardziej nienawistnym spojrzeniem, ale Severus tylko uniósł brwi z rozbawieniem.
- To znaczy akurat te słowa pojawiły się wtedy w mojej głowie. Nie wiem skąd. Ale czułem, że coś oznaczają i wypowiedziałem je na głos - dokończył chłopak.
- Ciekawe... - mruknął Lucjusz w zamyśleniu.
Harry rozejrzał się po komnacie, jakby czegoś szukał.
- Lucjuszu, gdzie jest Malfo... Draco? - spytał. Prawie powiedział Malfoy! Nie był przyzwyczajony do nazywania tego chłopaka Draco. W szkole zawsze był dla niego Malfoyem. To bardzo dziwne uczucie mówić mu po imieniu, nawet jeśli on tego nie słyszy.
- Ach, Draco jest u ciotki w Hogsmeade - rzekł Lucjusz wymijająco i machnął ręką.
- U Danielle? - zainteresował się Snape, pochylając do przodu tak, że jego tłuste włosy zasłoniły połowę twarzy.
Malfoy przytaknął, po czym spojrzał na srebrny, okazały zegar na ścianie.
- Już późno - oswiadczył, dając gościom do zrozumienia, że mają opuścić jego rezydencję.
Severus wstał automatycznie odwracając się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi. Harry nie poruszył się. Nie miał dokąd pójść. Uciekł z domu ciotki i wuja,a nie zamierzał w najbliższym czasie pokazywać się na Griumland Place. To przypomniało mu o Dumbledorze. Czy już zauważyli jego zniknięcie? Czy go szukają? Czy im zależy? Czy tylko chcą się upewnić, że ich Złota Tarcza do walki z Voldemortem nie jest w niebezpieczeństwie...?
Lucjusz spojrzał na niego unosząc brwi. Harry już wiedział, co zrobi. Postanowił dorzucić jeden warunek do ich umowy.
- Zdajesz sobie sprawę, że moja potężna moc i twój wspaniały plan moga ucierpieć, gdy będę spać pod mostem? - spytał Harry uśmiechając się lekko.
Malfoy pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie powinieneś byc przypadkiem ślizgonem? - spytał uśmiechając się.
Usłyszeli ciche prychnięcie dochodzące od strony drzwi.
- Prawdę mówiąc to Tiara Przydziału chciała mnie umieścić w Slytherinie, ale poprosiłem ją żeby tego nie robiła - wyznał Harry. - Między innymi z tego powodu, ze nie chciałem być w jednym domu z twoim synem - dodał z uśmiechem.
Lucjusz westchnął tylko.
- No dobrze, możesz zostać - zgodził się łaskawie. - Jakiś czas - dodał.
Ktoś odchrząknął. Obrócili się i ujrzeli Snape'a w jego czarnej pelerynie przy drzwiach.
- Czy ktoś mógłby otworzyć te cholerne drzwi? - warknął poirytowany.
- Ups - mruknął Harry. Przypomniał sobie, że zamknął drzwi zaklęciem, gdy wchodzili. Ale to nawet dobrze się składa...
- A więc? - Snape był już wyraźnie wkurzony. Malfoy stał z boku i delikatnie mówiąc dusił się ze śmiechu.
- A powiesz proszę? - spytał grzecznie Harry z niewinnym uśmieszkiem. Wiedział, że bardzo irytuje swojego profesora, ale nie mógł się powstrzymać.
- POTTER!
* Richard Dawkins
** Charles Gounod
