Rozdział 7 – Zamknięty krąg

9 czerwca 2001

Harry osunął się na ławkę ukrytą w cieniu rozłożystego drzewa i patrzył, jak na wieczornym niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Uniósł rękę i niespiesznie poluzował krawat i rozpiął kilka górnych guzików. Wreszcie przestał się czuć, jakby koszula miała go zaraz udusić. Pociągnął duży łyk z trzymanej w dłoni szklanki whisky.

- Podzielisz się tym, panie Potter?

Zerknął na młodą kobietę, które ukrywała się razem z nim w dużym ogrodzie na tyłach Nory. Harry uśmiechnął się do niej i przyciągnął ją do siebie, podając swoją na wpół opróżnioną szklankę.

- Oczywiście, pani Potter. W końcu teraz co moje to i twoje, prawda?

Ginny zachichotała. Pociągnęła mały łyk ze szklanki i oparła głowę na jego ramieniu. Harry owinął sobie wokół palca kosmyk jej jaskraworudych włosów i bawił się nim, rozkoszując jednocześnie relatywnym spokojem, który zdołali tu odnaleźć, z dala od hałaśliwego namiotu weselnego.

Ku jego zaskoczeniu zdołali się wymknąć spośród przybyłego tłumu. Stopy bolały go od kolejnych tańców, które musiał zaliczyć, a na rękach zaczęły pojawiać się pierwsze otarcia od całej masy energicznych uścisków dłoni. Jednak jakimś cudem udało im się obojgu wymknąć zaraz po ceremonii krojenia tortu i dotrzeć do tego małego zagajnika, na samym skraju ogródka Weasleyów. Pod drzewem znajdowała się mała ławka, wytarta od częstego używania, na której znaleźli upragniony moment spokoju, ciesząc się tymi chwilami spędzonymi we dwoje bez hord rudowłosych czarodziejów, którzy zasypywali ich gratulacjami, sugestiami i zupełnie niepotrzebnymi radami.

Harry roześmiał się chicho, wspominając komentarz George'a i reakcję jego kochanej świeżo poślubionej żony.

- Z czego się śmiejesz? – spytała Ginny. Wyciągnęła rękę i ujęła go pod brodą, przekręcając jego twarz na tyle, by mogła pocałować go w policzek.

- Z George'a. Wiesz, niemal żałuję, że nie zobaczę jego twarzy, gdy obudzi się jutro rano – opowiedział Harry.

Uśmiech Ginny zmienił się na bardziej psotny. Westchnęła z zadowoleniem.

- Nie martw się. Namówiłam Angelinę, żeby zrobiła kilka zdjęć. Powiedziała, że schowa odbitki przed Georgem, póki nie wrócimy z podróży poślubnej.

Harry wybuchnął głośnym śmiechem, pełen podziwu dla swojej żony, która spłatała figla zawodowemu psotnikowi.

- Gdzie znalazłaś to zaklęcie?

- To nie było tylko zaklęcie. Poprosiłam Hermionę, żeby dolała pewien eliksir do szklanki George'a, gdy na niego krzyczałam, a zaklęcie jest dwuetapowe. Pierwszą cześć widziałeś wcześniej, druga zaskoczy jakoś w nocy, a eliksir wkrótce po tym. Hermiona znalazła jedno i drugie w jakiejś starej, zakurzonej książce, którą przytargała z Grimmuald Place kilka lat temu – wyjaśniła Ginny.

- Hermiona znalazła to w książce? No co ty nie powiesz? – spytał sarkastycznie Harry. Precyzyjny cios łokciem w żebra przerwał jego wybuch śmiechu, ale czuł jak Ginny trzęsie się i chichocze.

- Bądź grzeczny, Harry. W końcu pomaga nam się odegrać na George'u.

- Po prostu nie mogę uwierzyć, by Hermiona znalazła zaklęcie, które powoduje, że na plecach wyrasta biust, a czoło mruga różnymi kolorami tak zupełnie przypadkiem.

- Któż może to wiedzieć. Znasz Hermionę. Pewnie znalazła jakieś zaklęcie, a potem przerobiła je tak, by pasowało do jej celów. Nie mam pojęcia co oni tam wyrabiają w podziemiach Ministerstwa i nie chcę wiedzieć – powiedziała Ginny. Harry musiał się z nią zgodzić. Odkąd Hermiona zaczęła pracować w Departamencie Tajemnic, zaczęła używać coraz bardziej zróżnicowanych i coraz dziwniejszych zaklęć.

- To jak duże mu urosną? – spytał Harry, sięgając po okulary.

- Podobno do rozmiarów małych arbuzów. Ale ja mam nadzieję, że będą na tyle duże, żeby musiał je ciągnąć za sobą w wózku.

- A to pierwsze zaklęcie, które rzuciłaś?

- A, to będzie wyświetlało na zmianę jakiś tuzin różnych wulgaryzmów. Myślę, że będą ładnie kontrastowały z kolorami migającymi mu na czole.

Ramiona Harry'ego zatrzęsły się w bezgłośnym śmiechu. Przechylił szklankę i wypił resztkę whisky. Odstawił ją na bok i przyciągnął Ginny do siebie, muskając ustami jej szyję.

- Czyżbyś próbował coś zacząć, mój drogi mężu?

- No cóż – wymamrotał Harry, całując jej odsłonięte ramiona. – Zamierzałem zaproponować, żebyśmy wyrwali się stąd trochę wcześniej, zgodnie z naszą tradycją.

Ginny wygięła szyję i jęknęła cicho, a Harry przesunął dłoń na jej pierś. Obserwował jej twarz, gdy przeciągał delikatnie zębami po skórze jej ramion, a kciukiem masował sutek, twardniejący pod materiałem sukni. Dłoń Ginny zacisnęła się na jego udzie. Harry obrócił się w jej kierunku, a jego ręka ześliznęła się niżej. Sięgnął do skraju jej długiej sukni, a potem pod nią, pieszcząc jej udo i przesuwając się ku górze.

Miał właśnie włożyć palec pod jej figi, gdy usłyszał w pobliżu szelest trawy.

- Szlag! – warknęła cicho Ginny, gdy Harry szybko wyjął rękę spod jej sukni, wygładzając materiał, by zakrył jej nogi. Odwróciła się do niego i pociągnęła w dół, żeby porządnie pocałować.

- Już niedługo – wyszeptał Harry.

- Mam nadzieję, że naprawdę niedługo – ostrzegła Ginny i wyprostowała się nieco, gdy objął ją mocniej.

Harry zerknął w stronę nadchodzących intruzów i ujrzał Rona i Hermionę, którzy zmierzali ku nim trzymając się za ręce.

- Hej, mama was szuka – odezwał się Ron. – Obiecaliśmy jej, że upewnimy się, że nie zwialiście nie mówiąc nikomu ani słowa.

Harry zerknął w dół i wymienili z Ginny krzywe uśmiechy. Ech, było miło, ale się skończyło. Harry podniósł się, ujął Ginny za rękę i pomógł jej wstać. Porwała swoje buty na obcasach z ławki i objęła go w pasie. Harry objął jej ramiona i ruszyli z powrotem ku imprezie weselnej. Ron i Hermiona podążali za nimi.

- Czy mama widziała już George'a? – spytała Ginny.

W odpowiedzi rozległ się głośny śmiech Rona, który poniósł się po trawniku.

- O tak, widziała. Była gotowa eksplodować, ale Angelina powtórzyła jej, co powiedział George. Wtedy mama zdzieliła go na odlew po głowie i powiedziała, ze zasłużył sobie na to.

Harry roześmiał się razem z Ronem. Zbliżali się do namiotu rozstawionego w ogrodzie Nory. Powoli zapadała noc i pozostało znacznie mniej rozmawiających i tańczących gości. Harry miał nadzieję, ze może zdołają się wymknąć z Ginny po cichu.

- Tu jesteście! Na wszystkich bogów, nie mogę uwierzyć, że postanowiliście ot tak sobie zniknąć w środku własnego wesela! – zawołała Molly Weasley, spiesząc w ich stronę. Harry usłyszał, jak Ginny ciężko wzdycha. Zerknął na nią i parsknął śmiechem widząc minę pełną niesmaku.

Gdy jego nowa teściowa popędziła ich, by przywitali się z jakimś kolejnym krewnym, Harry zaczął się zastanawiać czy po wszystkim zostanie mu jakaś energia, by skończyć to, co zaczęli wcześniej. Zerknęli na siebie z Ginny. Harry wzruszył ramionami i podążył za Molly.


Ginny schodziła w dół krętych schodów w Norze, przytrzymując dół sukni i marudząc pod nosem. Nie mogła uwierzyć, że ich matka trzyma ich tak długo jako zakładników i zmusza do rozmawiania z krewnymi, których nawet nie kojarzyła. Pozwoliła jej skorzystać z toalety dopiero, gdy Ginny zagroziła, że zachowa się „bardzo niekobieco" i pójdzie w krzaki z kilkoma serwetkami. Ginny było szkoda Harry'ego, którego pozostawiła na pastwę mamy i jednej czy drugiej ciotki, ale naprawdę nie mogła już znieść kolejnych niezbyt subtelnych aluzji na temat rudowłosych wnucząt o zielonych oczach.

Właśnie dotarła do piętra, na którym znajdowała się jej dawna sypialnia, gdy nagle jakaś ręka chwyciła ją za ramię, wciągnęła do pokoju i zamknęła drzwi, które jedynie o centymetry minęły jej głowę.

- Jasna cholera!

- Ciiii… usłyszą cię!

Ginny ujrzała głowę Harry'ego wiszącą w powietrzu. Całą reszta była ukryta pod peleryną-niewidką.

- Przyniosłeś swoją pelerynę? Na nasze wesele? – spytała Ginny z niedowierzaniem.

- Eeee, no tak. Pomyślałem, że może się przydać.

- I korzystasz z niej, żeby chować się przed moją mamą i ciotkami w ciemnościach w mojej starej sypialni? – Ginny z całych sił starała się, by na jej twarz nie wpłynął szeroki uśmiech.

- Eee… tak? – Harry uśmiechnął się niepewnie. Ten uśmiech i włosy zmierzwione od peleryny sprawiły, że jej serce przyspieszyło. No naprawdę, czasami jest bardziej uroczy niż ustawa przewiduje.

W końcu Ginny uśmiechnęła się szeroko, podeszła bliżej i wyciągnęła rękę, by znaleźć brzeg peleryny.

- Jesteś genialny, kochanie. Wpuść mnie.

Harry rozchylił pelerynę i przyciągnął ją mocno do piersi, otaczając ich lśniącym materiałem, aż wreszcie stali się niewidzialni dla reszty świata. Ginny objęła go w pasie i wtuliła się w niego, rozpinając kilka guzików, by móc poczuć jego skórę.

- Mmmm… Tak więc ukrywamy się na naszym własnym weselu przed naszymi własnymi gośćmi. To jak stąd uciekniemy? – spytała Ginny.

- Hermiona i Ron przeprowadzą dywersję. Powiedzieli, że zbiorą prezenty i podrzucą nam jutro do naszego mieszkania – powiedział Harry, głaszcząc jej plecy. Dreszcze przebiegły jej po nogach, spływając w stronę krocza. Musieli stąd zwiać naprawdę, naprawdę szybko. Jak najszybciej.

Ginny odchyliła się nieco i spojrzała na jego skrytą w cieniu twarz. Peleryna naciskała mu z góry na włosy, wpychając grzywkę do oczu. Ginny odgarnęła mu włosy i położyła rękę na policzku, czując pod palcami całodzienny zarost. Harry zamknął oczy, odwrócił głowę, by pocałować jej dłoń, a potem nachylił się i pocałował w taki sposób, że zaczęła ciężko oddychać i szarpać za jego koszulę, usiłując wyciągnąć mu ją ze spodni.

- Spieprzamy stąd, Harry. Już – powiedziała Ginny, łapiąc oddech.

Harry potaknął i odchrząknął.

- Tak… ale najpierw musimy się wydostać z zasięgu osłon antyteleportacyjnych i antyświstoklikowych.

- Pieprzone osłony – burknęła Ginny.

- Lepsze pieprzone osłony niż pieprzeni dziennikarze, którzy zlecieli by się, gdybyśmy ich nie wyczarowali. Chodź – polecił Harry i obrócił ją w taki sposób, że jej plecy oparły się o jego pierś. – Przytrzymaj suknię, wymkniemy się przez drzwi frontowe.

Ruszyli niepewnie w stronę drzwi, mając spore problemu by jednocześnie utrzymać pod peleryną ich oboje i obszerną suknię Ginny. Gdy zdołali dotrzeć do kuchni, chichocząc i szepcząc jak para nastolatków, usłyszeli skrzypienie tylnych drzwi.

Harry mocno objął ją w pasie, a Ginny niespokojnie spojrzała w dół, by upewnić się, że ich stopy są zakryte.

- Ginny? Harry? Jesteście tu? Na Merlina, byłam pewna, że słyszałam ich głosy – rozległ się głos Molly Weasley, która weszła do kuchni i spojrzała w górę schodów.

Ginny zacisnęła zęby, starając się powstrzymać wybuch szaleńczego śmiechu. To było śmieszne, żeby ona i jej mąż musieli się tu ukrywać pod peleryną-niewidką, żeby nawiać z własnego wesela. Czuła, jak Harry śmieje się za nią bezgłośnie.

- Mamo? Hermiona chce wiedzieć, gdzie jest reszta prezentów – powiedział Ron wchodząc do domu. Rozejrzał się wokół dyskretnie, a Ginny obiecała sobie, że później mu za to podziękuje.

Słowa Rona sprawiła, że jej mama wybiegła na zewnątrz. Ron przytrzymał drzwi chwilę dłużej, zerkając na wydawałoby się puste pomieszczenie.

Ginny wyjrzała szybko spod peleryny i rzuciła:

- Dzięki.

Ron pokazał im na migi, żeby uciekali.

Wypadli przez frontowe drzwi i popędzili przed siebie tak szybko, na ile mogli pod peleryną i w takim ubraniu. W końcu dotarli do granicy osłon.

- Dobra – wydyszał Harry. – Przytrzymaj się mnie, ja nas stąd deportuję.

Ginny złapała się go mocno i trzymała podczas gdy teleportacja ściskała jej ciało. Pojawili się z cichym pyknięciem. Otworzyła oczy, czując lekką bryzę, która podwiewała jej suknię. Ujrzała zielone wybrzeże morza, w którym odbijało się światło księżyca.

- Tu jest pięknie, Harry. Gdzie jesteśmy? – spytała Ginny robiąc mały krok w tył i ściągając z nich pelerynę.

- Jesteśmy na wybrzeżu Irlandii trochę na północ od Cork – odpowiedział Harry, łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą. Ginny ujrzała małą chatkę wzniesioną u stóp niewysokiego wzgórza.

Po krótkim spacerze dotarli do celu i Harry otworzył drzwi zaklęciem, zapraszając ją do środka. Machnął różdżką w stronę ciemnego wnętrza i wkrótce w kominku trzaskał wesoło ogień. W jego drżącym świetle Ginny ujrzała mały, ale przytulny salon z dużą kanapą i czymś, co wyglądało na niedźwiedzią skórę rozłożoną na podłodze. Po drugiej stronie znajdowała się kuchnia z prostym stołem i drzwi, które, jak założyła, prowadziły do sypialni i łazienki.

Chatka była idealna.

Ginny uśmiechnęła się, widząc jak Harry przygryza nerwowo wargę w oczekiwaniu na jej aprobatę.

- Jest cudowna, Harry.

Uśmiechnął się i wziął ją w ramiona.

- Wiem, że jest dość mała, ale jest tu cicho, a osłony utrzymają z daleka wszystkich poza nami dwojgiem. Nikt nie wie gdzie jesteśmy poza Kingsleyem. Lodówka jest pełna jedzenia, a nasze torby znajdują się w drugim pokoju.

- Tylko my dwoje, zupełnie sami, przez cały tydzień. Cudownie – powiedziała Ginny, używając różdżki, by rozproszyć magię, która utrzymywała jej fryzurę. Włosy opadły jej na ramiona i potrząsnęła głową, szczęśliwa, że może się uwolnić od francuskiego koka, który Hermiona zafundowała jej rano.

- Uwielbiam twoje włosy – wymamrotał Harry, przeczesując je palcami i wtulając się w jej szyję.

Ginny nadstawiła mu szyję i szybko skończyła rozpinać jego koszulę, zdarła ją z niego i odrzuciła na bok, podczas gdy on całował i podgryzał jej nagie ramiona. Sięgnęła do jego paska i rozpięła rozporek jego spodni, czując jak on niezgrabnie próbuje rozpiąć całe mnóstwo guzików, na które była zapięta jej suknia. Ginny szybko wyśliznęła się z butów i kopnięciem odrzuciła je na bok, a następnie wspięła się na palce, przyciskając łono do napierającej na nią twardej wypukłości.

Zanim zupełnie straciła głowę, użyła różdżki trzymanej w ręce, by rzucić zaklęcie antykoncepcyjne, po czym odrzuciła ją na kanapę. Potem będzie jej szukać, teraz inne kwestie wymagały jej uwagi.

Ginny przełożyła palce przez szlufki jego spodni i zaczęła iść w tył, ciągnąc go za sobą, podczas gdy jego pocałunki przesunęły się ku jej uchu. Oddychała ciężko, ale wyczuła pod plecami chłodne drewno drzwi, więc wyciągnęła rękę do tyłu, by je otworzyć. Wpadli do pokoju, ich ręce i usta wędrowały po nagich ciałach, aż dotarli do brzegu łóżka. Ginny sięgnęła za plecy, by rozpiąć kilka guzików, które Harry przegapił, a potem szarpnęła jego spodnie, które opadły mu na kostki.

Odsunęła się od Harry'ego na tyle, by pozwolić sukni opaść na podłogę. Ginny dojrzałą, jak oczy mu się rozszerzają i zerknęła na jego męskość, która nabrzmiałą tak, że niemal rozrywała bokserki. Uśmiechnęła się, usiadła na łóżku i przesunęła się do tyłu, aż oparła się o poduszki. Harry wciąż się w nią wpatrywał, więc rozpięła swój koronkowy stanik i rzuciła nim w jego głowę.

- Chodź tu, Potter! Wyskakuj z tych ciuchów i właź do łóżka. Obiecałeś mi, że to będzie niedługo, a czekam już zdecydowanie zbyt długo – poleciła ze śmiechem.

Buty skarpetki, spodnie i bokserki pofrunęły we wszystkich kierunkach, gdy Harry pospiesznie zdzierał je z siebie. Wczołgał się do łóżka, a jego usta i ręce wędrowały w górę jej nóg, wywołując dreszcze. Harry klęknął nad nią, okrakiem nad jedną nogę i rozpiął pas trzymający jej pończochy.

- Na Merlina, ależ to jest seksowne – westchnął Harry, zsuwając jej pończochę z nóg.

Ginny uniosła się na łokciach, patrząc jak Harry zdejmuje drugą pończochę, a potem wraca w górę, całując po drodze jej łydki i uda. Zanim dotarł do brzucha, zaczęła oddychać szybko i urywanie, a jej figi były mokre z pożądania. Uniosła w górę biodra, by pomóc mu zsunąć figi. Jego gorący oddech muskający jej włosy łonowe sprawił, że zamknęła oczy i zamruczała.

- Boże, jak ja uwielbiam to robić – powiedział Harry i były to ostatnie słowa jakie usłyszała zanim jego język zanurzył się w jej kobiecości.

To nie trwało długo. Wkrótce Ginny zadrżała, powtarzając jego imię gdy dochodziła. Zacisnęła mu ręce we włosach i uniosła biodra na spotkanie jego ustom. Nie miała czasu by dojść do siebie, gdy Harry uniósł się i wszedł w nią.

Oparł swoje czoło o jej czoło, powoli poruszając biodrami i splótł z nią dłonie, ułożone na poduszce nad jej głową.

- Ginny, popatrz na mnie – usłyszała pomruk przy uchu.

Ginny otworzyła oczy, spoglądając na niego, podczas gdy on wchodził w nią energicznie. Każde pchnięcie wywoływało dreszcze rozkoszy w jej nadwrażliwym ciele.

- Obiecaj mi coś – poprosił.

- Co zechcesz.

Harry uśmiechnął się.

- Obiecaj mi, że zawsze będzie tak dobrze.

Ginny roześmiała się, a jej serce zabiło szybciej, gdy poczuła pierwsze oznaki ekstazy w żołądku i kroczu. Zaplotła nogi na jego biodrach i uniosła się na spotkanie jego pchnięciom, które przyspieszały tempa, posyłając ją na szczyt.

- Obiecuję, Harry – jęknęła. Jej oczy zamknęły się wbrew jej woli, zacisnęła palce na jego dłoni, a jego zęby przygryzły lekko jej dolną wargę. Ginny pocałowała go namiętnie, czując jak eksploduje i jęknęła, gdy jego nasienie zalało jej wnętrze. Harry ponownie pchnął i po kolejnym pchnięciu doszła na szczyt z głośnym okrzykiem, ledwo rejestrując wagę jego wyczerpanego ciała, które na niej spoczęło.

Harry obrócił ich na bok i przełożył jej nogę przez swoje biodro, tak że byli owinięci wokół siebie. jego ręce przesuwały się powoli w dół jej pleców, lekki dotyk powodował dreszcze spływające po kręgosłupie, niemal łaskotał.

- Kocham cię – wyszeptał Harry, przyciskając usta do jej włosów.

- Mmm… ja ciebie też – wymruczała Ginny w jego klatkę piersiową.

- Na zawsze?

- Na zawsze – zapewniła z uśmiechem.

- Będziemy musieli podpisać na to jakiś pakt.

Ginny roześmiała się lekko i wtuliła w niego jeszcze mocniej. Jego oddech stawał się coraz głębszy. Westchnęła szczęśliwa i pozwoliła, by bicie jego serca ukołysało ją do snu.


Od tłumacza: Moi drodzy, to już koniec tej krótkiej historii. Dzięki wszystkim, którzy przeczytali, a zwłaszcza tym, którzy zostawili recenzje. Specjalne podziękowania dla GinnyLFC i Sentansji, które znalazły chwilę na napisanie recenzji po każdym rozdziale:)

Dopiszcie się do alertów e-mailowych, bo już wkrótce ruszam z kolejnym tłumaczeniem. Tym razem będzie to „Armia Dmbledore'a" autorstwa Bombina356.