Od tłumacza: To opowiadanie jest tłumaczeniem „The Pact" autorstwa Accusatrix, które możecie znaleźć w oryginale na tej stronie. Wszelkie prawa do historii należą do niej, poza prawami do świata HP, które należą oczywiście do JKR.
From translator: This is translation of "The Pact" by Accusatrix, which can be found in English on this website. She has all copyrights for this story, except the HP world, which belongs to JKR.
Od tłumacza: Witam wszystkich! Tak jak obiecywałem, kończąc „To oznacza wojnę", mam dla Was nowe opowiadanie H/G. Tym razem bohaterowie są starsi, kilka lat po ukończeniu szkoły. W związku z tym zachowują się jak osoby dwudziestoparoletnie, łącznie z imprezowaniem i romansami. Co ważne, w świecie opowiadania nie zdarzyły się pewne rzeczy, które miały miejsce w kanonie, co najważniejsze Harry i Ginny nigdy ze sobą nie chodzili.
Tym razem będzie dość krótko (całość to niespełna 40 tys. słów), zabawnie i mocno erotycznie. To opowiadanie przeznaczone jest tylko dla osób pełnoletnich, ale nie bójcie się, nie będzie tu żadnych nadmiernie wyuzdanych scen, jedynie zdrowy seks między dwójką kochających się ludzi.
Opowiadanie dedykuję moim czytelnikom, których recenzje motywują mnie do pracy, a zwłaszcza GinnyLFC, której komentarze zawsze poprawiają mi humor :)
Rozdział 1 – Szlachetny cel
21 października 2000 r.
Harry osunął się na krześle, powoli rozluźniając krawat, który dusił go przez cały dzień. Cieszył się, że Hermiona nalegała na mugolskie ubrania na weselu, ale pętla na szyi nie była mu specjalnie potrzebna.
Sięgnął po szklankę i pociągnął porządny łyk whisky, którą raczył się od zakończenia uroczystego obiadu. Harry odbębnił już swoje obowiązkowe tańce z panną młodą i druhną, a teraz kończył trzecią szklankę trunku i zaczynał upijać się na smutno.
- Wyglądasz, jakbyś był obrażony.
Harry zerknął na kobietę, z którą dzielił stolik. Nie miał pojęcia czemu ukrywa się z nim w tym ciemnym kącie sali, którą rodzice Hermiony wynajęli na wesele. Dołączyła do niego zaraz po rozpoczęciu tańców i piła w równie szybkim tempie jak on. A jednak… ona raczej nie miała powodu, by ukrywać się przed szczęśliwymi parami, wirującymi po tanecznym parkiecie. Ona z reguły miała chłopaka. Ona zawsze miała kogoś ciekawego, z kim mogła się umówić. Ona…
Ona jest wspaniała, do cholery…
Może powinien nalać sobie jeszcze jedną kolejkę. Albo i dwie.
Machnął pustą szklanką w stronę przechodzącego kelnera i zerknął na swoją przyjaciółkę, by sprawdzić, czy ona też potrzebuje dolewki. Widząc jak wychyla resztki własnej whisky, odesłał kelnera, by przyniósł im cała butelkę. Nie ma sensu, żeby przychodził tu co pół godziny.
- Jeśli musisz wiedzieć, panno Weasley, nie jestem obrażony. Cieszę się chwilą spokoju, jednocześnie kontemplując szczęście, które spotkało moich najlepszych przyjaciół.
Harry uznał, że to było całkiem elokwentne z jego strony. Chyba nauczył się czegoś, słuchając niezliczonych kazań prawionych przez Hermionę. Albo jesteś bardziej pijany niż ci się wydaje, Potter.
- Chyba jesteś pijany, Potter – odpowiedziała ze śmiechem Ginny i nalała sobie kolejną szklankę z butelki, którą kelner przed chwilą zostawił na ich stoliku.
- Co? Czyżbym nie mógł cieszyć się szczęściem dwojga moich najlepszych przyjaciół, którzy są w sobie tak wyraźnie zakochani? Czyż nie mogę kontemplować tej radości, która aż z nich promieniuje i… Na Merlina, oni znowu się obściskują na środku parkietu!
Harry patrzył wściekle na Rona i Hermionę splecionych w dość namiętnym uścisku. Jednym łykiem pochłonął resztkę whisky w szklance i chwycił za butelkę, by uzupełnić szkło.
Ginny ponownie się roześmiała i sięgnęła jedną ręką w dół, chwiejąc się nieco na krześle, by rozpiąć pasek szpilek, które miała na stopach od rana. Kopnięciem posłała je pod jedno z krzeseł i westchnęła z ulgą.
- Naprawdę nie wiem co Hermiona sobie myślała, wybierając te buty. Są koszmarnie niewygodne – poskarżyła się Ginny, rozcierając palce prawej stopy.
Nawet jej palce u nóg są wspaniałe. Takie malutkie!
Harry zobaczył, że jej szklanka znów jest pusta, więc nalał tam nieco whisky. Spojrzał z powrotem na trzymaną w rękach butelkę.
Chrzanić szklanki.
Harry odchylił się mocniej na krześle, jego pośladki zjechały do połowy siedzenia i pociągnął solidny łyk, czując płonące ciepło, które spływało do żołądka. Mógł sobie wyobrazić kazanie Hermiony, gdyby zobaczyła jak siedzi w ten sposób i pije prosto z butelki. Ale ona cię nie zobaczy, Potter, bo jest w swoim własnym szczęśliwym świecie, obcałowując ze wszystkie czasy twojego najlepszego kumpla. A potem wyciągnie stąd Rona i będą mogli się bzykać w całym domu i będą szczęśliwi, szczęśliwi, szczęśliwi.
- Hej!
Głowa Harry'ego przetoczyła się na lewo i ujrzał Ginny, wpatrującą się w niego z oburzeniem. Uśmiechnął się do niej z czułością i zorientował się, że zaraz powie coś głupiego, ale ciepło promieniejące z żołądka sprawiło, że miał to gdzieś.
- Gin, wiesz, że jesteś przepiękna, kiedy tak się złościsz?
- ..co? Ja… - przez moment Ginny nie mogła znaleźć słów, ale pozbierała się i wycelowała w niego palec wskazujący. – Ejjjj… bez… bez zmieniania temat. Właśnie miałam na ciebie na krzyczeć, bo zakosiłeś butelkę. Jak to tak, Potter, lejesz mi tylko mały łyczek, a sobie zabierasz butelkę? – spytała, unosząc na wpół opróżnioną szklankę, trzymaną w drugiej ręce.
- Chcesz się podzielić?
- A żebyś kurde wiedział – odparła z emfazą, po czym ku zdumieniu Harry'ego wychyliła pół szklanki whisky jednym łykiem i odstawiła ją energicznie na stół. – No dobra…
- Co dobra?
- Czemu chowasz się tutaj obrażony?
- Już ci mówiłem – powiedział Harry. – Nie jestem obrażony. Po prostu…
Harry westchnął, podciągnął się na krześle i oparł łokciami na stole. Jego głowa przechyliła się w jej stronę, a ona przybrała identyczną pozycję. Harry bezmyślnie przesunął palcami po butelce, starając się zdrapać etykietę.
- Co po prostu? – spytała delikatnie Ginny. Harry poczuł, jak jej dłoń ujmuje jego i odciąga go od darcia na strzępy etykiety, którą właśnie ściągnął z butelki.
- Ginny, popatrz na nich. Ron i Hermiona. Goerge i Angelina. Nawet cholerny Neville Longbottom ma dziewczynę – powiedział zirytowany Harry.
- A co w tym złego.
- Nic złego, tylko…
Ginny spojrzała na niego dziwnie, przechylając głowę na bok, jakby starała się zbadać go dokładnie. Wyjęła mu butelkę z rąk, pociągnęła łyk i odstawiła stanowczo na stół, jakby doszła do jakiejś konkluzji.
- Jesteś zazdrosny.
- Nie… nie jestem zazdrosny o nikogo konkretnego, Gin. Nie o to mi chodzi.
- To o co ci chodzi, Harry? – spytała Ginny. – Dlaczego nie przyszedłeś z żadną dziewczyną, skoro tak ci to przeszkadza?
Harry spojrzał na nią spode łba i zabrał jej butelkę, biorąc kolejny łyk, zanim odpowiedział:
- Nie miałem kogo zaprosić.
A nie mogłem zaprosić ciebie.
Ginny głośno wyraziła niedowierzanie:
- Nie miałeś kogo zaprosić? Harry, połowa czarodziejskiego świata rzuca ci się do stóp. Mógłbyś się przejść po Ulicy Pokątnej, wybrać dowolną dziewczynę, zaprosić ją, a ona z radością by się zgodziła.
Harry spojrzał krzywo na siedzącą przy nim kobietę.
- Nie zamierzam umawiać się z żadną fanką ani kimś, kogo obchodzi tylko moja tak zwana sława lub kasa. A poza tym gdzie jest twój partner na dzisiejszy wieczór, skoro tak bardzo wypominasz mi brak dziewczyny?
Rudowłosa czarodziejka spojrzała na niego ze złością i ponownie chwyciła butelkę.
- To ty wypominasz sobie jej brak. A ja nie potrzebuję partnera, dziękuję bardzo.
- Co? Nie ma żadnego chłopaka miesiąca?
Ginny wywróciła oczami w jego stronę i parsknęła.
- Proszę cię. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na randce.
Słysząc to Harry usiadł nieco prościej.
- Chwilunia. Przecież byłaś z tym, jak mu tam… Boredly? Gordly?
Ginny wybuchnęła śmiechem i odpowiedziała:
- Jordly? Harry, nigdy z nim nie chodziłam. On jest masażystą Harpii i do tego gejem. Właściwie to on chyba chodzi z Erniem Macmillanem.
Serce Harry'ego zabiło mocniej. Co jest, kurde?
- Co jest, kurde? Ron powiedział mi, że masz z tym gościem jakiś szalony romans i strasznie się o to rzucał. Pamiętam, bo łaził mi w te i z powrotem po mieszkaniu, aż Hermiona musiała go uspokajać. Eeee, przypomniałem sobie. Muszę zmienić pościel w sypialni dla gości. I nauczyć Rona lepszego zaklęcia ciszy.
Ginny zaśmiała się jeszcze mocniej i znów wzięła ich butelkę, pociągając kolejny łyk.
- Harry, nie wiem skąd Ron bierze swoje informacje, ale nie chodziłam z nikim od dawna. Dokładniej od Hogwartu. A co do szalonych romansów… eee…
Harry patrzył, jak Ginny odchyla się na krześle, zakładając ramiona na piersi i przyciskając do siebie butelkę. Na jej twarz wypłynął rumieniec i Harry pomyślał, ze Ginny musi być prawie tak pijana jak on.
- Co takiego?
- Nic, Harry.
Słysząc to, Harry uniósł brew. Wiedział, że coś ją poirytowało, ale był wystarczająco pijany, by nie obchodził go jej ewentualny wybuch złości, a poza tym był w dość masochistycznym nastroju.
Poza tym jest prześliczna, kiedy tak się złości. Szlag. Napij się jeszcze, kretynie.
Sięgnął, by zabrać jej na wpół opróżnioną butelkę. Jego palce musnęły w przelocie jej skórę. Gdy poczuł jej delikatną skórę na swojej, dreszcz przeszedł mu po kręgosłupie i pospiesznie uniósł butelkę do ust, by ukryć drżenie rąk.
Gdy poczuł, że nabrał wystarczająco odwagi, by kontować, odstawił butelkę i trącił jej ramię jednym palcem.
- No, Gin… mi możesz powiedzieć. Wspominałaś coś o „szalonych romansach".
Puknął ją palcem jeszcze kilka razy, głównie dlatego, że dawało mu to wymówkę, by dotknąć jej skóry, ale wiedział też, że jeśli ją tym wkurzy, to ona może się wygadać. Nie mógł się powstrzymać przed taką formą masochizmu. To było zupełnie jak przyciskanie sińca, by sprawdzić czy zaboli.
Ginny usiłowała złapać jego denerwującą rękę, ale alkohol spowolnił jej refleks i spudłowała. Zachichotał i ponownie ją trącił.
- Dobrze, dobrze! Dobrze, powiem… Nie było żadnych „szalonych romansów", Potter. Tak jak mówiłam, nie chodziłam z nikim od czasów szkoły, a nawet wtedy moim ostatnim chłopakiem był Dean na moim piątym roku – Ginny sapnęła sfrustrowana, wciąż nie mogąc złapać jego ręki. – Jestem żałosną dziewicą – wymamrotała wreszcie. – Dawaj mi to!
Oszołomiony Harry bezmyślnie podał jej butelkę. Ginny chwyciła ją za szyjkę i przechyliła. Wzięła potężny łyk i otarła usta wierzchem dłoni, potrząsając głową, by dojść do siebie. Harry patrzył, jak jej włosy błyszczą w świetle tych kliku słabych lampek, rozjaśniających nieco ich kąt. Starał się dojść do ładu z myślami, które przebiegały przez jego głowę jak stado szalonych zniczów.
Zaraz… co ona powiedziała?
- Ty też? – wyrzucił w końcu z siebie i przycisnął dłonie do ust, zszokowany.
Głowa Ginny wystrzeliła do góry na dźwięk tego dość głośnego wyznania i szczęka jej opadła.
- Jak to „ty też"? – spytała.
Harry otworzył szeroko oczy, niepewny co powinien odpowiedzieć.
Tak, Ginny, ja też jestem żałosnym dwudziestoletnim prawiczkiem. Może założymy Stowarzyszenie Dziewic i Prawiczków? Ja będę prezesem, a ty skarbnikiem.
Na Merlina, naprawdę powinien przestać pić.
Ginny zdołała dojść do siebie szybciej niż on.
- To znaczy… ty nigdy? Ale ja myślałam…
Popatrzyła mu w oczy i w końcu zaczęła chichotać, najpierw lekko, ale wkrótce wybuchnęła pełnym śmiechem, chwiejąc się na krześle i przyciskając do siebie butelkę. Harry czuł mieszaninę pożądania i oburzenia, gdy patrzył, jak Ginny śmieje się, odchylając głowę do tyłu i eksponując długą, jasną szyję.
- Dobra. W porządku. Rechocz sobie, Weasley. Nie krępuj się. Możesz się ponabijać z Prawiczka, Który Przeżył.
Ginny, która zaczęła się uspokajać, przechyliła się do przodu i znów wybuchnęła śmiechem, aż łzy popłynęły jej po policzkach. Harry nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się. Była piękna, gdy się śmiała.
- Och, Harry – wydusiła z siebie Ginny w przerwie między kolejnymi atakami wesołości, starając się jednocześnie otrzeć łzy i nie upuścić butelki whisky. – Po prostu… nie mogę uwierzyć… Normalnie szaleństwo.
Ginny w końcu spojrzała na niego z szerokim uśmiechem na zarumienionej twarzy i rozwichrzonymi włosami.
- Harry, sam przyznaj, to naprawdę śmieszne.
Harry roześmiał się i odchylił na krześle, sięgając po butelkę i biorąc kolejny łyk. Potter, to jest zabawne. Przyznaj.
- A więc – mruknął. – Nigdy nie uprawiałaś seksu.
- Ano nie – potwierdziła wesoło, wciąż rozbawiona podobieństwem ich statusu w tej dziedzinie.
- Ja też nie. Oto siedzimy w rogu, pijąc samotnie. Otoczeni przez naszych przyjaciół, którzy są szczęśliwi i mogą sobie pobzykać.
- Ano.
- Gin, jesteśmy żałośni – podsumował Harry, siląc się na najsmutniejszy głos, jaki zdołał z siebie wydobyć.
- Ano – westchnęła.
Zamilkli, patrząc na parkiet taneczny. Niespiesznie podawali sobie butelkę, powoli ją opróżniając i patrzyli, jak ich rodzina i przyjaciele dobrze się bawią. Harry dostrzegł Rona i Hermionę, kołyszących się na skraju. Dotykali się czołami i szeptali coś do siebie. Harry uśmiechnął się. Naprawdę nie żałował im szczęścia. Ta dwójka była dla siebie stworzona i nie mógł się nacieszyć, że wreszcie (wreszcie!) są razem.
Na parkiecie szaleli też George z Angeliną, wirując wokół pozostałych par i śmiejąc się jak szaleńcy. Neville i Hanna Abbott stali razem w pobliżu stołu, przy którym siedzieli inni ich koleżanki i koledzy z Hogwartu. Obejmowali się, a Neville spokojnie gładził ją po włosach.
Po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się otoczony kolumnami mały obszar wypoczynkowy, wypakowany miękkimi kanapami i krzesłami. Zmrużył oczy, by dostrzec coś w słabym świetle i nagle zorientował się co widzi. Lunę Lovegood! Nie mógł w to uwierzyć. Luna Lovegood obcałowywała tam jakiegoś gościa, którego Harry nie kojarzył.
Dosyć tego!
DOSYĆ! TEGO!
Harry energicznie odstawił butelkę na stół. Hałas zaskoczył Ginny i wytrącił ja z zamyślenia. Harry obrócił się, by spojrzeć na towarzyszkę w celibacie.
- Dosyć tego, Gin! Już starczy. Koniec lamerskiego użalania się na temat naszej sytuacji. Starczy, starczy, starczy – powiedział stanowczo.
Ginny uniosła brew i odchyliła się od niego.
- Harry, zwariowałeś? Czy kompletnie się upiłeś?
- Nie, Ginny, mówię poważnie. Tak, jestem troszkę pijany, ale mam rację. Musimy skończyć użalać się na ten temat i zacząć coś z tym ROBIĆ – wyjaśnił.
- Z czym? – spytała go zmieszana.
- Z tym wszystkim, no wiesz… dziewictwem i takimi tam – odparł Harry.
Na Merlina, czy ona go nie słuchała? Nagle poczuł ożywienie. Myśli migotały jak szalone i zalewało go niewzruszone przekonanie, że ma rację. WIEDZIAŁ, że ma rację. Poczuł gorąco na całym ciele, a jego uszy zapłonęły. Harry uznał, że to musi być płomień Szlachetnego Celu, który płonie w jego żyłach. Albo ten garnitur jest wełniany. Zdjął marynarkę i cisnął ją na pobliskie krzesło.
Ginny nieprzytomnie popatrzyła na marynarkę, po czym spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.
- Ale…
- No, Ginny, przecież wiesz, że mam rację.
Jej spojrzenie się rozjechało, gdy usiłowała przemyśleć to, co on powiedział. Harry zachwiał się nieco na swoim krześle, ale czekał cierpliwie. Jego myśli skierowały się na te oczy, w które uwielbiał się wpatrywać. Są bursztynowe pomyślał idiotycznie. Jak dobra whisky. Ta myśl natchnęła go, by wziąć ze stołu butelkę i wychylić kilka pozostałych w niej kropel. Zastanawiał się, gdzie podziała się reszta. Może ktoś przyszedł i ukradł ją, gdy Harry się nie patrzył. Ostrożnie odstawił pustą butelkę na stół, upewniając się, że spoczywa dokładnie na jego środku. Przesunął ją delikatnie w lewo samym opuszkiem palca.
Nagle Ginny wyprostowała się na krześle i gwałtownie złapała go za rękę. Spojrzał w jej brązowe oczy i ujrzał w nich to samo poczucie misji. Patrząc na nią zrozumiał, że odnalazła to samo przekonanie co on.
- Harry, masz zupełną, całkowitą rację! – uznała.
- Tak! Mam rację! – uśmiechnął się do niej szeroko, przeszczęśliwy, że ona się z nim zgadza. To był Szlachetny Cel. To było właściwe To było…
- To co dokładnie zrobimy? – spytała nagle Ginny.
Oszołomiony Harry mrugnął dwukrotnie.
- Eeee… to znaczy… tak dokładnie tego nie przemyślałem – wyznał powoli Harry.
Nie! Ich Szlachetny Cel został zrujnowany! Harry zwiesił głowę. Jego tors oparł się o stół, wywracając pustą butelkę po whisky.
- Poczekaj, już mam! – Ginny złapała go mocno za rękę i pociągnęła go mocno w swoją stronę, starając się oderwać go od stołu. Zachwiała się nieco, próbując utrzymać ich oboje w pionie. Złapał jej nagie ramię i zakołysali się wspólnie. Kiedy wreszcie udało im się uzyskać względnie stabilną pozycję, Harry odkrył, że gładzi delikatnie kciukiem jej biceps. O ja… jej skóra jest jak… jedwab. Ciepły jedwab. Ciężko mu się myślało. Uniósł głowę (kiedy zrobiła się taka ciężka) i spojrzał na nią.
- Harry, jesteś prawiczkiem!
To już chyba ustaliliśmy pomyślał.
- Eee… no tak – odpowiedział powoli. Może ona jest naprawdę mocno pijana.
- A ja jestem dziewicą.
- Tak, ponownie.
Na twarz Ginny wpłynął olśniewający uśmiech i Harry zrozumiał, że doszła do jakiś wniosków związanych z tymi dwoma faktami, których on nie był świadom.
- Nie wiśśisz? Ideeealnie! – stwierdziła, lekko bełkocząc.
- Co?
- Pakt! – zawołała Ginny, zakładając z dumą ramiona na piersi i energicznie odchylając się do tyłu.
Tyle tylko, że siedziała bokiem, a krzesło nie miało podłokietników.
Harry zamrugał. Widział pustą przestrzeń, gdzie jeszcze przed chwilą była Ginny. Teraz widział tylko dwa szczupłe, choć muskularne uda.
- Ginny?
Cisza. Potem z drugiej strony krzesła napłynęło słabo:
- Ała.
Harry rzucił się naprzód. Zdołał powstrzymać się od upadku, opierając się o jej krzesło po obu stronach jej kształtnych nóg. Wyjrzał za krawędź. Ginny leżała na podłodze, jej błękitna suknia druhny podwinęła się niebezpiecznie wysoko, a rękoma ściskała tył głowy.
- Wszystko w porządku? – spytał jej nóg.
- Ała.
- Choźźź. Pommmoge ci – powiedział Harry, obchodząc chwiejnie krzesło, robiąc znacznie więcej kroków, niż było to konieczne. Sięgnął w dół i gdy ona ściągnęła nogi z krzesła i zaparła się o podłogę, pociągnął ją mocno w górę.
Ginny wyskoczyła w górę jak korek z butelki, ale straciła równowagę. Poleciała wprost na jego pierś. Harry objął ją szybko ramionami, by utrzymać w jednym miejscu. Musiał przy tym rozstawić nogi nieco szerzej, bo podłoga przesuwała się pod nim. Mugole musieli mieć tu jakiś problem z cementem. Podłoga jest strasznie nierówna.
Stali, chwiejąc się w miejscu. Ginny objęła go w pasie, a jej dłonie złapały za tył jego czarnej koszuli. Harry oparł policzek na jej burzy rudych włosów. Zapach polnych kwiatów sprawiał, że kręciło mu się w głowie. Uśmiechnął się, gdy poczuł jak przytula się do niego, a jego uszu dobiegło ciche nucenie.
- Ginny – powiedział cicho.
- Noooo?
Harry odchylił się lekko, by ujrzeć jej twarz. Miała zamknięte oczy, a na jej twarz wpłynął uśmiech.
- Powiesiałaś soś o pakcie?
Ginny otworzyła oczy, a jej dłonie przesunęły się na jego biodra, gdy odsunęła się lekko.
- Tak! Pakt. Harry, to jest idealne. Zrobimy taki pakt, sze jeśli nie bzykniemy kogoś do ustalonego dnia, to bzykniemy sie nasfajem. Wizisz? Obje jesteśmy nierozsiewiczeni i możemy soś z tym srobić razem! – Ginny roześmiała się gardłowo, a Harry'emu na ten dźwięk zmiękły nogi. – Esem zaebista, so?
Harry patrzył jej w oczy, a ona jemu. Powoli zaczęli się uśmiechać.
- To Szlachetny Cel. Pakt, by wspólnie stracić dziewictwo – powiedział Harry, pusząc się nieco. Ginny pokiwała głową z mądrą miną, po czym wyplątała się z jego uścisku i ujęła go za rękę.
- Chodźźź Harry – powiedziała, ciągnąc go chwiejnie za rękę wzdłuż korytarza w stronę drzwi oznaczonych znakiem „Wyjście".
- Dzie iziemy? – spytał Harry, stąpając ciężko za nią.
- Musimy spisaś paht – wyjaśniła Ginny. Nagle zamarła i Harry niemal wszedł jej na plecy.
- Szzzekaj. Masz w domu pergamin, pióra, atrament i takie tam, sso? – spytała Ginny, patrząc na niego nad swoim ramieniem.
Harry pokiwał głową. Było mu ciężko zatrzymać ten ruch, ale zdołał odpowiedzieć:
- Ta. Pergamin, pióra, atrament i takie tam. Duszo takie tam.
- Super. Iziemy!
Przepchnęli się do tylnych drzwi nie oglądając się w tył, potoczyli się do głównej ulicy i zatrzymali przejeżdżającą taksówkę.
- Ale gdzie oni mogli zniknąć? – spytała Hermiona Weasley, mocno już zaniepokojona. Gdzieś w trakcie wieczornych tańców jej druhna i drużba Rona zniknęli z małej mugolskiej sali. – Sprawdziliśmy toalety, sprawdziliśmy bar, sprawdziliśmy nawet alejkę na tyłach.
Jej mąż wzruszył ramionami i chwycił ją uspokajająco za ramiona.
- Nie wiem, Hermionko. Czy ktoś widział, gdzie siedzieli?
- Nie. Harry zatańczył ze mną i z Ginny, a potem chyba gdzieś sobie poszedł, gdy tańczyłam z moim ojcem. Ale Ginny tańczyła dłużej, z twoim tatą i kilkoma twoimi braćmi. Od tego czasu nikt jej nie widział – mówiła Hermiona, przyciskając mocno bukiet do piersi.
Hermiona dojrzała przechodzącego kelnera i przywołała go. Opisała mu Harry'ego i Ginny, a on uśmiechnął się i skinął głową.
- Tak, proszę pani, widziałem ich. Zamówili butelkę whisky i siedzieli przed dłuższy czas w tamtym rogu. Ale wyszli, zdaje się jakąś godzinę temu.
Młody mężczyzna skinął młodej parze głową i pospieszył z powrotem do baru.
Hermiona ujęła dół sukni jedną rękę, drugą cisnęła bukiet w pierś Rona. Jej zdumiony mąż złapał kwiaty, zanim zdążyły spaść na podłogę, a ona pomaszerowała w stronę wskazaną przez kelnera, jej kręcone włosy podskakiwały wokół jej głowy. Ron podążył za nią, z nadzieją, że znajdą jakieś wskazówki. Chciał już rzucić ten bukiet i zabrać żonę do przygotowanego dla nowożeńców apartamentu. Ron chciał Hermiony tylko dla siebie.
Gdy dotarł do stołu, ujrzał, że Hermiona ściska parę misternych butów na obcasie i czarną marynarkę.
- Byli tu, na pewno. Poza tym na stole jest pusta butelka najlepszej whisky. Naprawdę, nie wiem co oni sobie myśleli. Żeby wypić całą butelkę tylko we dwoje. Będą mieli jutro koszmarnego kaca i Merlin jeden wie w jakie tarapaty się jeszcze dzisiaj wpakują. Pewnie zrobią coś nieodpowiedzialnego – Hermiona prychnęła zdenerwowana. Ron uśmiechnął się do żony. Na Merlina, kocham tę kobietę!
- Hermiono, przestań się martwić. Pewnie się zmęczyli i leżą już jak zabici w mieszkaniu Harry'ego. Słuchaj, może ustalmy, że jeśli nie pokażą się jutro zanim zaczniemy otwierać w Norze nasze prezenty, udamy się tam przez Fiuu i sprawdzimy co się z nimi stało. Dobrze?
Hermiona dalej wyglądała na zmartwioną, ale niechętnie skinęła głową.
Ron otoczył ją ramieniem i poprowadził żonę w stronę czekającej grupki niezamężnych kobiet.
- Hermionko, przecież to Harry i Ginny. To rozsądni ludzie. Przynajmniej Harry. On na pewno nie ucieknie, żeby zrobić coś szalonego.
Roześmiał się na samą myśl, by jego kumpel, który stał się dość spokojnym i opanowanym aurorem, mógł zrobić coś nieprzemyślanego.
Grupka kobiet powitała ich radosnymi okrzykami i Hermiona rzuciła bukiet. Ron roześmiał się, widząc jak Luna Lovegood spokojnie wyciąga dłoń, by chwycić bukiet, który spadł jej wprost do ręki, podczas gdy pozostałe kobiety poprzewracały się podczas przepychanki o najlepsze miejsca. To na pewno była najbardziej szalona rzecz, jaka się dzisiaj zdarzy pomyślał Ron.
- Gootofe! Pakt gotofy – westchnęła zadowolona Ginny. Była zmęczona i coraz trudniej jej się myślało. – Oć Harry. Spaś.
Harry spojrzał na Ginny ponad swoim kuchennym stołem Uśmiechnął się do niej i uniósł z krzesła swoje zmęczone ciało.
- Sostaw go tu, żeby wysech. Isiemy do óżka.
Ramię przy ramieniu ruszyli korytarzem do jego sypialni, od czasu do czasu obijając się o ściany. Gdy dotarli do łóżka, Harry zrzucił buty i odłożył okulary na nocny stolik. Potem zwalił się twarzą na materac i odpłynął.
Ginny parsknęła na ten widok i wydobyła różdżkę zza podwiązki, gdzie trzymała ją cały wieczór. Odłożyła ją koło okularów Harry'ego i wczołgała się do łóżka nad Harrym, odsuwając zawadzającą jej prawą rękę. Zwinęła się kłębek koło niego, oparła głowę na jego wyciągniętej ręce i zasnęła.