Prawa własności: wszystkie postacie należą do J. K Rowling i z tego opowiadania nie są pobierane żadne korzyści. Piszę, ponieważ sprawia mi to przyjemność. Proste.
Na potrzeby opowiadania Severus Snape jest czarodziejem czystej krwi.
Tytuł: Pradawny pakt
Autorka: LiLuAin
Beta: Eldaeryn
Gatunek: romans, dramat, humor
Paring: SS/HP (snarry, więź, soul-mate, bratnie dusze)
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, związek męsko-męski, przemoc
Pełne streszczenie:
Nie jest żadną tajemnicą, że Harry i Severus się nienawidzą. Różną się jak ogień i woda, a pomimo tego nagłe wydarzenia prowadzą do połączenia ich dusz magiczną więzią i teraz za wszelką cenę muszą pokonać dzielące ich różnice. Nie mniej jednak czyż przeciwieństwa się nie przyciągają? Na domiar złego, w obliczu nadciągającej wojny każdy chce wykorzystać Wybrańca do własnych celów, a co więcej jego połączenie z Czarnym Panem się nasilało i pomału przejmowało kontrolę nad Harrym.
Jedynie Snape może go uratować… O ile ich więź będzie wystarczająco silna.
PRADAWNY PAKT
PROLOG:
Czym jest przeznaczenie?
Z góry określoną trasą człowieka, na którą nie ma on żadnego wpływu? Czy jest czymś nieuniknionym?
Wiele tragedii było przeznaczonych od samego początku. Niezależnie jakiego wyboru dokonałeś, wszystko sprowadzało się do jednego - do wypełnienia przeznaczenia.
Zatem… Czy można zmienić czyjś los? Ocalić życie, które ma zostać poświęcone?
Wykiwać fatum tak, aby wyminąć się z okrutnym przeznaczeniem?
Przez tysiące lat człowiek próbował zmienić koleje życia.
Ostatecznie to przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy. *
xxx
Dzisiejszej nocy w Dolinie Godryka był czarodziej, który w przyszłości będzie musiał się zmierzyć z przeklętym fatum. Miał na sobie przybrudzone, czarne szaty, które miejscami były potargane. Rozdarty materiał ujawniał świeże rany, poniesione w stoczonej niedawno walce. W jednej ręce trzymał różdżkę, a w drugiej ściskał zakrwawioną maskę. Jego twarz wyglądała na zmęczoną i bez życia. Na policzku wciąż miał rozmazane ślady czyjeś krwi.
Jednak mężczyzna nie przejmował się swoim wyglądem. Stał wyniośle na wprost siwego czarodzieja w eleganckich, jaskrawych szatach, od którego emanowało stanowczością.
Różnili się od siebie jak noc i dzień. Mimo to w ich spojrzeniach odbijał się podobny smutek.
Severus Snape, z wyrazem pełnym determinacji, upadł na jedno kolano wśród gruzów domu, zniszczonego przez mroczną magię. Mięśnie szczęki i gardła szpiega poruszały się, gdy zaciskał zęby, zgrzytając nimi. Pochylił lekko głowę i powiedział cichym, szorstkim głosem:
— Wypełnię swoje zobowiązanie. Zgodnie z przysięgą.
— Zgodnie z przysięgą — powtórzył uroczystym tonem Albus Dumbledore, dyrektor szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Niespodziewany przepływ magii zaczął oplatać dwóch czarodziejów, wiążąc ich obietnice. Severus poczuł aż do szpiku kości przerażającą siłę tej dzikiej energii. Czuł się, jakby coś dosłownie wyciskało z niego życie. Drastycznie przyśpieszył mu rytm serca, a na skroni pojawiły się krople potu.
Nie zdawali sobie sprawy, iż tej nocy, dokładnie w tym obszarze, magia jest o wiele potężniejsza. W miejscu, w którym wydarzyła się okropna tragedia, lecz również działała potęga miłość i poświęcenia.
Teraz ruiny domu Potterów były przepełnione sprzeczną magią. Każda wypowiedziana obietnica miała głębsze znaczenie. Związała mężczyznę do jej przestrzegania aż do ostatniego tchu życia. Czy tego chciał, czy nie, jego siła życiowa została nieodwracalnie powiązana z innym istnieniem.
Przysięgą, że bez względu na wszystko, ochroni zielonookie dziecko z blizną na czole.
Gdy potężna moc uspokoiła się i zniknęła, Severus odetchnął z ulgą. Natychmiast wstał, zaciskając mocniej dłoń na różdżce. Jego ciemne jak węgiel oczy zostały utkwione w starym czarodzieju, obserwując go nieufnie.
Niemniej jednak Albus uśmiechnął się do niego ciepło, wyglądając na wdzięcznego. W jego błękitnych oczach migotała iskierka radości, która wzmacniała się z każdą upływającą sekundą.
Niech to szlag!
Nienawidzę tego szalonego światełka radości! Oglądanie tego jest porównywalne do Crucio Czarnego Pana.
Pomyślał wzburzony Mistrz Eliksirów, marszcząc brwi.
A jednak wyglądało na to, że Lord Voldemort naprawdę zniknął.
Nie był na tyle naiwny, jak ci wszyscy głupcy, aby uwierzyć, że czarnoksiężnik umarł. Tak zeźlona istota zawsze pozostawia po sobie jakiś znak. Tymczasem nie było nic. Nie odnaleźli żadnego ciała, jego części lub śladów złowrogiej, duchowej energii Toma Riddle'a.
Cały świat czarodziejów świętował zwycięstwo, lecz Snape czuł głęboko w kościach, że to jeszcze nie koniec.
Nawet ktoś tak potężny, jak Mroczny Pan, nie mógł rozpłynąć się w powietrzu!
Czarnoksiężnik pewnego dnia wróci i całe społeczeństwo ponownie skuli się z lęku przed jego gniewem. Z westchnieniem odwrócił wzrok od dyrektora i schował maskę do szaty.
Póki co skończył ze szpiegowaniem najpotężniejszego czarownika stulecia. Pozostało tylko obserwowanie jego wiernych sługusów. Nigdy nie wiadomo, komu uderzy woda sodowa do głowy i postanowi zająć miejsce Czarnego Pana lub… dokonać zemsty na dzieciaku.
Cóż… raczej na cudownym Chłopcu-Który-Przeżył, pomyślał zirytowany w myślach.
Latami trwała zażarta wojna, setki wybitnych czarodziejów straciło w niej życie. Ministerstwo Magii, Zakon Feniksa, Dumbledore – wszyscy walczyli przeciwko Mrocznemu Czarodziejowi, a pokonał go jednoroczny smarkacz. Co miał w sobie takiego ten bachor?
Czy to naprawdę było zbieżnością losu, czy tylko przypadkiem?
Dla niego wszystko wyglądało jak szczegółowo zaplanowany ciąg wydarzeń. Od powstania najpotężniejszego czarnoksiężnika, wojny między czarodziejami, utworzenia przepowiedni, która mogła dotyczyć co najmniej paru dzieci, aż po dzisiejsze wydarzenia…
Zbyt wiele zbiegów okoliczności układających się w całość.
— Severusie, musimy już iść. Za niedługo odbędzie się spotkanie Zakonu. Niestety twoja obecność jest konieczna — oznajmił Albus, obserwując go znad okularów i przerywając jego myśli.
Snape kiwnął ostro głową i po chwili wahania starszy czarodziej dodał znacznie ciszej:
— Przepraszam, że muszę cię prosić o tak wiele, mój chłopcze.
Cisza.
Oczywiście jego chłopiec nic nie odpowiedział. Pozostał niewzruszony i wpatrywał się twardo z powrotem w dyrektora. Dumbledore analizował jego postać jeszcze przez krótki czas. Po czym smutno westchnął i zniknął, zostawiając go samego.
Do kurwy nędzy! Jeszcze tego potrzebowałem!
Spotkania Świętego Grona, gdzie wszyscy będą mnie obwiniać za śmierć Potterów.
Ogromny ból szarpnął jego skamieniałe serce. Rozejrzał się melancholijnie po Dolinie Godryka. Dookoła ruin wciąż dało się wyczuć minimalne ślady magii Lily, która oddała życie za swojego syna.
Na moment zacisnął mocno powieki, a jego brwi zbiegły się w jedną linię. Po chwili twarz Severusa przyjęła znajomą, lodowatą maskę, na której nie było żadnych emocji oprócz szyderstwa.
Jednak gdyby ktokolwiek zwróciłby uwagę na mężczyznę, uświadomiłby sobie, że obecna maska chłodnej arogancji nie jest doskonała tak jak zwykle. Dostrzegłby brak stalowej twardości w oczach, które teraz źle skrywały głębokie cierpienie.
Gdyby tylko komuś by na nim zależało.
Z ostatnim spojrzeniem w gwieździste niebo zniknął, zostawiając wszystko za sobą bez chwili niezdecydowania.
xxx
Kilkanaście lat później...
W lochach Hogwartu było ciemno i mrocznie. Żaden uczeń nie ośmielił się wychodzić z dormitorium po ciszy nocnej, a zwłaszcza dzisiejszej nocy. Cała szkoła sprawiała wrażenie opuszczonej, a nienaturalna cisza wydawała się zalegać w każdym kącie korytarza.
Tylko w prywatnym gabinecie Mistrza Eliksirów było słychać skrobanie pióra po pergaminie oraz równomierny oddech kruczowłosego nastolatka, śpiącego na kanapie przy kominku. Natomiast przy biurku siedział lekko pochylony Severus Snape, piszący coś zawzięcie na eleganckim pergaminie z rodzinną pieczęcią. Koperta została zaadresowana do nikogo innego niż Harry'ego Pottera, Chłopca-Który-Przeżył.
Profesor kontynuował pisanie jeszcze przez parę minut. Skończywszy, zmarszczył brwi w głębokim namyśle i po chwili wahania, podpisał pergamin swoimi inicjałami. Następnie schował notatkę do koperty, machnął różdżką na pozór niedbale, a list zniknął.
Ciężkie westchnienie uciekło z jego zaciśniętych ust i cała postawa zaczęła się stopniowo odprężać. Wstał z ociągnięciem i usiadł przy kominku obok chrapiącego chłopaka.
On już nie jest chłopcem, poprawił się w myślach.
Przed nim był młody mężczyzna, który niebawem będzie musiał stoczyć najważniejszą bitwę w swoim życiu.
Wybraniec, pomyślał gorzko Snape.
Cała społeczność czarodziejów wierzyła, że uratuje ich jeden nastolatek. Nikt nawet nie zastanawiał się, jak mógłby tego dokonać. Ślepo wierzyli w proroctwo wygłoszone przez szaloną nauczycielkę wróżbiarstwa. Wszyscy byli przeklętymi głupcami. Jak jeden człowiek mógłby uratować cały świat, nie poświęcając przy tym wszystkiego?
Na szczęście los dał Harry'emu szanse na przetrwanie. Kiedy żaden z nich jeszcze nie miał o tym pojęcia, połączyło ich przeznaczenie. Niezależnie jak bardzo Severus starał się tego uniknąć, nie był w stanie nienawidzić bratniej duszy.
Nie przepadali za sobą, lecz ich drogi nieustannie się krzyżowały.
Byli jak ogień i woda, lecz w obliczu niebezpieczeństwa, walcząc przy swoim boku, okazali się niezwyciężonym duetem.
Nie istniała więź mocniejsza niż ich.
Severus zamyślił się, dokładniej przyglądając rozwalonemu na kanapie brunetowi. Na pierwszy rzut oka Potter wiele się nie zmienił. Miał te same nieujarzmione, rozczochrane, czarne włosy, a na czole bliznę w kształcie błyskawicy. Zdecydowanie pod jego opieką zyskał zdrowszy wygląd. A jednak on sam całkowicie zmienił sposób spostrzegania Złotego Chłopca.
Nie wyglądał już jak mały klon Jamesa, zwłaszcza od kiedy przestał nosić okulary. I choć można było odszukać w nim podobieństwo do matki, to cechy Harry'ego były bardziej indywidualne. Oczy, które kiedyś uważał za Lily, w rzeczywistości miały żywszy odcień zieleni, odzwierciedlając nadmiar emocji, których nie potrafiły schować. A włosy…
Cóż temu się nie da zaprzeczyć, są dziedzictwem Jamesa Pottera.
Podczas tych myśli, profesor delikatnie odgarnął nastolatkowi włosy opadające na oczy. Reakcja bruneta była natychmiastowa. Zadowolone westchnienie uciekło mu z zaciśniętych ust, a całe ciało wydawało się stopić z poczucia komfortu. Przez sen jego ręce szybko chwyciły dłoń Mistrza Eliksirów w obawie, że ktoś mógłby mu ją odebrać i wtulił w nią twarz jak w poduszkę. Jeszcze raz westchnął zadowolony, mamrocząc niewyraźne imię mężczyzny, a usta wykrzywił w delikatnym uśmiechu.
Snape, rozbawiony jego zachowaniem, cicho parsknął, a jego spojrzenie złagodniało. W bardzo krótkim czasie wszystko uległo zmianie.
Zaczęło się od katastrofy w Ministerstwie i zamordowania Blacka.
Zapchlony kundel wybrał najgorszy moment na bohaterską śmierć.
Potem było coraz gorzej. Voldemort przestał ukrywać się przed światem.
Zaczął śmiało i agresywnie atakował czarodziejskie rody, które stawały przeciwko niemu. Każdy, kto mu się oparł bądź miał przeciwną ideologię i odważył się wyrazić to publicznie, nie pożył długo. Nie okazywał żadnej litości. Stał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny i żądny rozlewu krwi.
Oczywiście bliskie otoczenie Chłopca-Który-Przeżył było w największym ryzyku. Świadomość, że jego przyjaciele, rodzina, znajomi są ranni i napadani z powodu znajomości z nim powoli niszczyła Harry'ego. Voldemort miał wtedy konkretny cel, do którego dążył. Pragnął zabrać mu wszystko, na czym mu zależało. Chciał go zostawić osamotnionego i podatnego na inwazje umysłu.
Prasa i Ministerstwo nieustannie głosili o niepoczytalności Harry'ego i jego rzekomemu praktykowaniu mrocznej magii. Społeczeństwo zostało przekonane, że ich bohater oszalał bądź dołączył do oprawcy. Szkalowany z każdej strony, co noc broniąc się przed natarciem na swój umysł i okropnymi wizjami tortur – Harry Potter pękł. Lord Voldemort pogłębił ich przeklętą więź.
Początkowo walka była wyrównana, żadna ze stron nie była na straconej pozycji. Bitwa toczyła się łeb w łeb.
Jednakże nie trzeba było długo czekać, aż ulicami magicznego świata polała się krew.
Zapanował strach, nieufność i chaos.
Wtedy wszystkie oczy ponownie zwróciły się na ich Wybrańca. Złotego Chłopca, który miał moc pokonania Czarnego Pana.
Nagle myśli profesora zostały brutalnie przerwane przez pulsujący ból. Po komnacie rozległy się dwa syki pełne cierpienia. Severus spojrzał w dół z okropnym grymasem na twarzy, ale jego rysy szybko zmiękły na widok wpatrzonych w niego zaniepokojonych, zielonych oczu.
Nadszedł już czas.
Rozpoczyna się ostateczna bitwa o Hogwart.
xxx
W samym środku pola bitwy siedział zdewastowany brunet. Jego gęsta czupryna była w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Był cały brudny, a na ciele miał kilka poważnych ran ciętych zadanych klątwami. Twarz miał śmiertelnie bladą, a zielone oczy ciągle wpatrywały się z niedowierzaniem w ten sam punkt.
Harry nie przejmował się toczącą dookoła zażartą walką, nie zwracał uwagi na nieustannie przelatujące obok niego przekleństwa. Był nieruchomy jak posąg. Oczy miał smętne, niewyraźne i bez blasku, zupełnie jakby za nimi nie było nikogo. Po chwili powoli zaczęła pojawiać się w nich rozpacz.
A tuż obok niego, na ziemi, która wsiąkała w siebie coraz więcej krwi, leżało ciało. Ciało, które kurczowo trzymał za szatę. Ciemne włosy przykrywały częściowo rysy twarzy czarodzieja. Oczy patrzyły do góry bez życia, zamarłe w jednej pozycji, a z kącika ust ciekł strumyk krwi.
Dlaczego?
Harry nie spuszczał wzroku z martwego ciała mężczyzny.
Czemu to zrobiłeś?
Ból szarpał jego serce. Zaczął mieć problemy z oddychaniem, jakby potworny ciężar przygniatał mu płuca.
Po jakiego diabła… oddałeś swoje życie za mnie, co Severusie!?
Nastolatek poczuł makabryczny żal ogarniający duszę, a jego umysł zaczął od nowa pokazywać przerażającą scenę.
xxx
— Harry!
Nastolatek odwrócił się szybko, w samą porę, aby zobaczyć pędzące ku niemu zabójcze przekleństwo. Wiedział, że nie zdąży go uniknąć. Nie miał również żadnej możliwość, aby to zablokować.
Mimo wszystko czuł, że musi spróbować. Zaczął pochylać się do tyłu, próbując uniknąć pędzącej klątwy. Lata refleksu, wyćwiczone podczas grania w Quidditcha, nie raz uratowały mu życie…
Niestety nie tym razem.
Zielony promyk energii był już tuż, tuż.
Usłyszał pośpiesznie wypowiedziane zaklęcie i nagle pojawiła się przed nim znajoma postać mężczyzny, osłaniając go przed nadciągającym zaklęciem.
Nie… nie, zatrzymaj się!
Poczuł wokół siebie znajomą magię. Ogarnęło go poczucie bezpieczeństwa i…
NIE! PRZESTAŃ!
Widział, jak w zwolnionym tempie, jak Severus pomału spada. Bez zastanowienia wyciągnął do niego ręce, aby go złapać. Poczuł, jak uderza w niego bezwładne, chłodne ciało. Upadli razem na mokrą trawę.
Nie żyje!
Nastolatek cały się trząsł, a serce tłukło mu się w piersi z taką siłą, jakby chciało połamać mu żebra.
Tak jak każdy...
Zginął tak jak inni.
xxx
Okrutny śmiech wyrwał Harry'ego z ponurych wspomnień z powrotem do rzeczywistości. Szkarłatne oczy obserwowały go z niewyobrażalną satysfakcją, rozkoszując się jego cierpieniem. W spojrzeniu czarnoksiężnika błysnęło coś złowieszczego, zanim warknął, cedząc każde słowo:
— No, no, taka gryfońska postawa… Chyba nasz Mistrz Eliksirów spędził z tobą zbyt dużo czasu, nie uważasz, Potter?
— Nie masz o niczym bladego pojęcia! — krzyknął agresywnie brunet, podnosząc gniewny wzrok na dziedzica Slytherina.
Jednak słysząc te słowa, gorycz wkradła się do jego serca. Mocno zacisnął dłonie w pięści, gniotąc ciemny materiał na torsie Mistrza Eliksirów.
— Obawiasz się usłyszeć prawdę — odparł przeciągle zimnym głosem Voldemort. — Nie możesz znieść myśli-
— Znam prawdę, więc możesz się zamknąć! — warknął Harry głosem przepełnionym gniewem.
Gdzieś wśród bitwy dało się usłyszeć czyjeś rozpaczliwe wołanie. Młody czarodziej nie zwrócił na nie uwagi. Był pochłonięty nienawiścią płonącą w sercu i stojącym przed nim mordercą z drwiącą miną.
— Harry… nie widzisz tego? — kontynuował bezlitośnie czarnoksiężnik, bawiąc się jego emocjami. — Ponownie ktoś musiał oddać za ciebie życie, abyś ty mógł przetrwać.
Każde słowo cięło jak ostrze noża.
Brunet przymknął na chwilę oczy. Nie mógł pozwolić Riddle'owi, aby namieszał mu w głowie. Jednak ku swojemu przerażeniu poczuł, jak pod mocno zaciśniętymi powiekami zebrały się łzy.
Cholerka!
— Jak możesz uratować innych? Nie potrafisz ochronić nawet samego siebie... Jesteś zbyt słaby.
Voldemort przybliżał się stopniowo się Złotego Chłopca. Stawiał kroki bez najmniejszego dźwięku. Skradał się jak wąż polujący na swoją ofiarę.
— Nie pokonasz mnie. Już nie ma kto się poświęcić dla twojego dobra. Wszyscy twoi bliscy umarli — wypowiedziane słowa krążyły chłopakowi w żyłach jak jad.
Myśl…!
Czarnoksiężnik zaczął okrążać bruneta, nie spuszczając z niego wzroku. W ręce trzymał różdżkę, obracając ją na pozór niedbale i od niechcenia.
Zielone oczy śledziły każdy jego ruch. Chwiejnie podniósł się do przysiadu, lecz nie puścił ciała Severusa. W głowie czuł coraz większy mętlik.
Nie przestawaj myśleć!
— Zabiłeś ich wszystkich... Gdyby cię nie znali, żyliby nadal. To przez ciebie umarł Severus — wycedził Czarny Pan niezwykle cichym i groźnym głosem, mocniej zaciskając palce wokół różdżki.
Wybraniec poczuł, jak jego serce zamarło na tę myśl.
— Zamknij się Tom! Nic nie rozumiesz…! Nigdy tego nie pojmiesz. — Usta Pottera poruczyły się automatycznie, zanim zdążył pomyśleć. — Umarł? Przeze mnie… ? Nie kpij ze mnie! To TY go zabiłeś!
Krwiste oczy zwęziły się groźnie i, jak grom z jasnego nieba, Czarny Pan pojawił tuż przed nim. Jeden z jego długich, bladych palców dotknął twarzy Harry'ego, a szkarłatne oczy zalśniły chorobliwym blaskiem.
Wybraniec wzdrygnął się, a przez bliznę na czole przemknął przenikliwy ból. Jednak dzięki temu odzyskał klarowność umysłu.
— Nie oszukasz mnie... — warknął mroczny czarodziej prosto w twarz bruneta. — Widziałem twoje serce, należy do mnie.
Potter czuł, jak żołądek wywinął mu koziołka, a potem się zacisnął. Bez zastanowienia skierował różdżkę w stronę wroga i wykrzyczał pierwszą lepszą klątwę, którą miał na końcu języka.
Tom z łatwością uniknął zaklęcia, wyglądając na rozbawionego jego marną próbą ataku.
W nastolatku z furii zagotowała się krew. Zmarszczył brwi i stanął ochronnie przed ciałem profesora, nie spuszczając wzroku z czarnoksiężnika.
— Zakończmy już to wszystko, Harry — oznajmił Czarny Pan znużonym tonem. — Nie pokonasz mnie, nie jesteś wystarczająco potężny.
To jedno stwierdzenie wywołało u Gryfona lawinę sprzecznych emocji. Z jednej strony czuł rozpacz i rezygnację, lecz z drugiej… zawładnął nim niepohamowany gniew oraz nienawiść do stojącej przed nim kreatury. Harry warknął rozeźlony, a na ustach Voldemorta pojawił się mroczny uśmiech.
— Proponuję układ, który wszystkich uszczęśliwi — oznajmił mu swoim najbardziej władczym tonem, zanim chłopak zdążył coś powiedzieć. — Poddaj się tu i teraz.
— Co to za oferta? I tak mnie zabijesz — odparł gwałtownie nastolatek. — Mnie oraz wszystkich innych. Dlaczego mam ci cokolwiek ułatwiać?
— Zabiję cię szybko i bezboleśnie, Harry. Nie będziesz cierpiał. Oszczędzę również pozostałych — powiedział łaskawie, po czym dodał zimnym głosem. — Oni mnie nie obchodzą. To po ciebie przyszedłem, a ci głupcy postanowili narazić własne życie. Poddasz się i wszyscy będą bezpieczni. Jedno życie za setki innych. To chyba wspaniałomyślne, nie uważasz?
Musi być jakieś inne wyjście!
Harry rozejrzał się po otaczającym go polu bitwy. Członkowie Zakonu, Aurorzy, nauczyciele, uczniowie i wiele nieznanych mu czarodziejów, zaciekle walczyło przeciw poplecznikom Czarnego Pana. Powietrze wypełniały wykrzykiwane przekleństwa i jęki zranionych ludzi.
Wszędzie było mnóstwo krwi. Na ziemi leżało pełno zakrwawionych ciała.
Patrząc na toczącą się walkę, podjął decyzje. Polegali na nim wszyscy czarodzieje.
Z każdą chwilą, w której się wahał, coraz więcej trupów padało na ziemię.
Spojrzał prosto w przeszywające szkarłatne oczy Voldemorta.
Nie mam innego wyboru.
Chłopiec-Którzy-Przeżył opuścił różdżkę.
— Bardzo dobrze, Harry. — Twarz czarnoksiężnika wykrzywiła się w wyrazie triumfu. — Świat zapamięta cię jako bohatera, który poświęcił się dla innych. Tylko w ten sposób uratujesz bliskich — pochwalił go wyrachowanym tonem, kierując na niego różdżkę.
Nastolatek zmarszczył niespodziewanie brwi.
Tylko w ten sposób uratujesz bliskich.
Te słowa przypomniały mu o czymś bardzo istotnym.
xxx
— Twoja ofiara zadowoli tylko ciebie. Myślisz, że możesz w ten sposób kogoś ocalić? Tak ochronisz tylko siebie! — wycedził Snape, a w jego oczach płonęła wściekłość. — Nie masz pojęcia o cierpieniu ludzi, którzy będą żyć dalej. Przez twoje dziecinne zachowanie sprawiasz innym więcej bólu! Ci, dla których jesteś ważny, chcą cię chronić. To oni poniosą konsekwencje twojego czynu.
Harry wyrywał się z jego uścisku, nie chcąc tego słuchać.
— Dosyć! Puszczaj mnie!
Severus warknął, umocniwszy chwyt.
— Posłuchaj mnie uważnie, Potter! Jeśli z tym nie skończysz, nie ochronisz nikogo. Ktoś, kto w ogóle nie ceni własnego życia, nie ma prawa bronić innych!
xxx
Harry parsknął pod nosem i zirytowany zmierzwił dłonią włosy.
Czy naprawdę chcę tak umrzeć?
Zacisnął mocno pięści, a dłoń, w której trzymał różdżkę, zadrżała. Czy naprawdę chciał się podać bez walki z własnego wyboru? Porzucić wiarę we wszystko, o co do tej pory walczył?
W zielonych oczach pojawiła się determinacja, zanim spojrzał na martwe ciało leżące tuż za nim.
Przepraszam.
Zapomniałem, Severusie.
Poczuł, jak duszą go łzy, jednak nie pozwolił spaść ani jednej kropli. Wziął głęboki oddech.
— Muszę ci podziękować, Tom — oznajmił nagle Wybraniec, widząc, jak czarnoksiężnik pomału traci opanowanie. — Przypomniałeś mi o czymś bardzo ważnym.
— Jesteś głupcem, Potter. — Czerwone oczy wpatrywały się w niego ze wstrętem. — Umrzesz i twoi wierni ludzie razem z tobą.
— Możliwe — odparł lekceważąco brunet, po czym dodał silnym głosem, pełnym przekonania. — Chociaż… Spróbuję zabrać cię ze sobą.
Voldemort wrzasnął rozeźlony, jak smok, który dostał patykiem w oko. Rozłożył energicznym ruchem ręce i znienacka rzucił w stronę Wybrańca mroczną klątwę.
Wybraniec obserwował zbliżające się przekleństwo z dziwnym spokojem. Czuł się bezpieczny. Jego ciało ogarnęło przyjemne ciepło, rozpoznałby tę magię wszędzie.
Severus.
„Pamiętaj, Harry…"
Wiedział, że musiał wygrać. Nie mógł pozwolić sobie na przegraną.
„Jeśli umrę… Nie przerywaj mi, głupi dzieciaku! Gdy to się stanie, moja magia będzie należała do ciebie, ochroni cię..."
Ze wszystkich sił skupił się na otaczającej go magii Severusa. Energii, która przeniknęła głęboko do jego rdzenia. W ostatniej chwili wyciągnął ręce przed siebie i wymruczał cicho pod nosem przeciwzaklęcie, a z różdżki wystrzelił srebrny promień, tworząc przed nim tarczę.
Przez twarz Voldemorta przemknął grymas i z warknięciem posłał w stronę Gryfona grad różnych przekleństw. Jedne za drugimi. Brunet zwinnie omijał część klątw, a przed resztą skutecznie się bronił.
Rzucali w sobie coraz mocniejsze klątwy i czarnoksięskie zaklęcia. Rozpoczęli wokół siebie śmiercionośny taniec. Bitwę na śmierć i życie.
Zaklęcia odbijały się na wszystkie strony. Z każdą upływającą minutą była coraz bardziej wyczuwalna krwiożercza aura czarnoksiężnika. Otaczała go magia czarno-czerwonych pasów, a szkarłatne oczy drapieżnie śledziły każdy ruch Złotego Chłopca.
Harry miał problemy ze złapaniem oddechu. Był wykończony toczącą się walką. Popełniał coraz więcej błędów, a pot lał mu się ciurkiem po plecach. Biorąc głęboki oddech, resztkami sił zebrał w sobie energię.
Sławna blizna na czole była czerwona i spływał z niej strumyczek krwi. Jednak zignorował ból. Skupił się tylko na otaczającej go mocy.
Przez chwilę wydawało się, że cały świat stanął w miejscu. Nic się nie liczyło.
Tylko on i Voldemort.
I wtedy bez ostrzenia równocześnie wyciągając ręce, dwaj czarodzieje skierowali na siebie przekleństwa. Dwa potężne, płomienie magii leciały przeciwko sobie.
Cholera jasna!
Nie...
Harry'emu z wysiłku drżały dłonie.
Nie przegram!
W momencie zderzenia nastąpił potężny wybuch oślepiający wszystkich czarodziejów. Siła zderzenia była ogromna. Ziemia zatrzęsła się, drzewa skłoniły się w pół, a powietrze wypełniły krzyki bólu zaskoczonych czarodziejów. A potem...
Cisza.
xxx
Legenda głosi, że żaden z nich nie przetrwał tego pojedynku.
Zniekształcona przez bieg czasu była przekazywana z pokolenia na pokolenie, aż każdy człowiek i dziecko w czarodziejskim świecie znało tę opowieść.
Historię o Lordzie Voldemorcie, chcącym zniszczyć świat i dwóch czarodziejach, którzy za każdym razem stawali mu na drodze, nie ulegając jego potędze i walcząc przeciwko niemu do samego końca.
Jednakże kiedy dodatkowe wsparcie Ministerstwa dotarło na pole bitwy, wśród gruzów i opadającego pyłu znaleźli masę nieprzytomnych, rannych i martwych czarodziejów. Po dokładnym przeszukaniu obszaru walki okazało się, iż brakuje dwóch ciał.
Po dwudziestu latach poszukiwań bez żadnego śladu Ministerstwo oficjalnie uznało Harry Pottera oraz Severusa Snape'a za poległych w bitwie przeciwko Czarnemu Panu.
A co jeśli... Dostali od Losu drugą szansę?
Możliwość przeżycia wszystkiego od początku.
Czy udałoby im się zmienić przeznaczenie?
KONIEC PROLOGU
CDN…
* „Przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy" - Arthur Schopenhauer
Ostatnia edycja rozdziału:29.05.2020 r.