Tytuł oryginalny: Vínculo (/s/2262536/1/ - również w Moich ulubionych)
Autor: Doiha-Chan OP
Rating: T
Gatunek: angst, romans
Zgoda: jest
Podsumowanie: Jak Chłopiec-Który-Przeżył może pomóc? Będąc tam, gdzie rozwija się zło. W ten sposób, dzięki nieoczekiwanej pomocy, Harry'emu udaje się infiltracja.
T/N: Kolejne drarry dla fanów wiadomego paringu. Tłumaczone pod wpływem dużego sentymentu do tego tekstu. Póki co fick nie ma bety, więc gdyby ktoś był chętny do współpracy, to się ucieszę :)


OGNIWO

ROZDZIAŁ 1

Siedzieli w dużej sali, z uwagą przysłuchując się słowom dyrektora. Profesor przekazywał im informacje o tym, co działo się na zewnątrz, w środku ideologicznej wojny, jaką prowadzili przeciwko Voldemortowi. Niełatwo było tego słuchać, szczególnie, że najczęściej pojawiały się słowa o sukcesach Voldemorta i jego wojska potworów, które niszczyło wszystko na swojej drodze, pozbawiając czarodziejskie społeczeństwo jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa. Młodzi, którzy nie potrafili się bronić, zostali w szkole, mając nadzieję, że dyrektor zapewni im ochronę. Negatywną tego stroną był fakt, że szkoła istniała teraz właśnie po to, by zapewnić bezpieczeństwo uczniom, jako że wiele domów zostało zniszczonych, a ci, którzy ocaleli, schronili się tu, w Hogwarcie.

Harry Potter spojrzał kątem oka na siedzącą obok przyjaciółkę. Hermiona była zmartwiona i bardzo zaniepokojona całą tą sytuacją. Przed chwilą Lupin, ich nauczyciel obrony przed czarną magią, wspomniał o ataku na jakichś mugoli. Niestety chłopak nie usłyszał żadnych nazwisk, będąc zbyt skupionym na kwestii możliwej formy pomocy z jego strony. Nie znaczyło to jednak, że nie poczuł nagłego napięcia ciała dziewczyny, kiedy nazwisko mugoli wyszło z ust ich ulubionego profesora.

Dzień za dniem, noc za nocą śmierć przechadzała się korytarzami zamku i nikt nie mógł być pewnym, czy ocaleje, a coraz to nowsze wieści o kolejnych włamaniach do Ministerstwa bynajmniej nie czyniły Hogwartu bardziej bezpiecznym. Czy Ministerstwo Magii nie było otoczone przez chroniących je aurorów? Czy ci nie wykonywali odpowiednio swojej pracy, czy też to Voldemort za każdym razem coraz bardziej kpił sobie z zabezpieczeń starożytnej magii?

Ron też wydawał się być przerażony, biorąc pod uwagę fakt, że jego rodzice, jako członkowie nieaktywnej w tej chwili części Zakonu, tylko czekali na znak, by wkroczyć do akcji i stawić czoło wrogowi. Sam Harry poza swoimi przyjaciółmi nie miał się o kogo martwić. Dursleyowie byli dobrze chronieni, podobnie jak i dom, w którym Harry dotychczas spędzał wakacje. W końcu lepszy powód nawet nie był potrzebny. Gdy chłopak poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu dyrektora, podniósł wzrok i czerwieniąc się, ponownie skupił się na tej ważnej dyskusji na temat ochrony, jaką każdy powinien stosować. Misje, jakie wykonywali członkowie Zakonu Feniksa, powodowały, że uczniowie mieli coraz więcej czasu wolnego. Dlatego też Harry zaczynał powątpiewać w słuszność bywania na lekcjach, skoro i tak mieli w Hogwarcie wakacje. Ostatnia lekcja, jaką mieli w całości, odbyła się trzy dni temu z McGonagall. Aktualnie kobieta znajdowała się w grupie chroniącej Ministerstwo, razem z Szalonookim Moodym.

Harry westchnął, znudzony i zmęczony. Miał dość tego wszystkiego. Czy musiał być chroniony przez cały czas? Nawet w sytuacji, kiedy jego przeznaczenie naznaczyło go jako bohatera? Czuł się, jakby wszyscy związali mu ręce i nogi, nie pozwalając przeszkadzać im w jego własnej wojnie. Ciągle słyszał, że Dumbledore robi to, bo się o niego martwi, ale z każdym upływającym dniem Harry coraz częściej dochodził do wniosku, że dyrektor już nie wierzy w niego tak ślepo, jak to robiła reszta świata. Może nie był żadnym Mesjaszem, ale wiedział, że jest w stanie walczyć i że dzięki całej tej złości, która się w nim kłębiła, pokona Voldemorta. Wierzył w swoją własną siłę i wiedział, że to wcale nie jest takie głupie.

Spojrzał na Lupina i uśmiechnął się.

— Najważniejsza jest wola. Poplecznicy Voldemorta — wszystkich przeszły dreszcze — sądzą, że nie posiadamy wolnej woli, a mu musimy im udowodnić, że się mylą.

Tak jak Harry myślał, Lupin mówił o tym, jak zwalczyć Imperiusa, aby żaden uczeń, który znalazł się w szkole, nie dostał się pod kontrolę Voldemorta. On sam zwalczył klątwę po raz pierwszy na swoim czwartym roku, kiedy to uczył ich fałszywy Moody, który postanowił pokazać im skutki tej klątwy… rzucając ją na nich. Harry'emu jako jedynemu udało się odeprzeć ją za pierwszym razem.

— Ważne też, aby walczyć, być cały czas czujnym, ponieważ nawet najmniejsze niedopatrzenie może spowodować tragedię. Jesteście silni, ale w potyczce przeciwko śmierciożercom waszą jedyną bronią będzie różdżka i wasza inteligencja.

Profesor spojrzał po obecnych w sali siódmorocznych. Wszystkie cztery domy były tu razem, słuchając uwag o możliwych sposobach obrony, choć Ślizgoni głośno twierdzili, że ani jedna z tych metod nie będzie im potrzebna, bo żadnego z nich nigdy nie zaatakuje członek ich własnej rodziny.

Dyrektor podniósł się ze swojego miejsca, jednym ruchem dłoni uciszając rozmowy, i odezwał się:

— Moi drodzy, to było drugie spotkanie w tym tygodniu. Usłyszeliście, jak ma się sytuacja, a profesor Lupin powiedział wam, jak możecie się chronić. Teraz proszę, aby liderzy domów zostali jeszcze na moment… Musimy porozmawiać.

Liderzy każdego z czterech domów zostali zobowiązani do przekazywania wszystkich informacji reszcie uczniów swoich domów, członkom swoich grup i tym wszystkim, którzy nie brali udziału w spotkaniach.

A lista była następująca:
Gryffindor: Harry Potter
Ravenclaw: Padma Patil
Hufflepuff: Justin Finch-Fletchley
Slytherin: Draco Malfoy

Stosując się do prośby dyrektora, czwórka uczniów została na swoich miejscach, czekając na informacje, które mogliby przekazać reszcie, lub też na jakikolwiek rozkaz, który powinni wypełnić.

— O co chodzi? — zaczął Malfoy, niecierpliwie krzyżując ramiona na piersi, nie mając ochoty czekać ani sekundy dłużej.

Gdy Potter skrzywił się na jego słowa, chłopak uniósł jedynie brew, jakby zachęcając go do podjęcia pałeczki. Bawiło go dręczenie ludzi lub przynajmniej próbowanie tego przy Harrym, szczególnie kiedy tyczyło się to dyrektora. Gryfon zawsze wtedy z trudem przełykał swoją wściekłość i próbował się opanować.

— Jest coś jeszcze. Coś, o czym nie mówiliśmy na spotkaniu — odparł Dumbledore, widząc, jak Harry się podnosi. Jego ulubiony uczeń był tak przewidywalny. — Usiądź, Harry. Ten atak na mugoli w Londynie dotyczył rodziców naszych uczniów.

Harry zagryzł wargę, powstrzymując okrzyk złości.

— Kolejni zabici? — zapytał Malfoy, odsuwając jasne włosy ze swojej pociągłej twarzy,

Dyrektor skinął głową. Justin zakrył dłonią usta i spuścił wzrok, martwiąc się o swoich współdomowników, którzy pochodzili z rodzin mugolskich. Padma zrobiła ręką jakiś ruch, ale szybko wróciła do poprzedniej pozycji, oparta o ścianę, z rękoma ukrytymi za plecami.

— Czyi rodzice?

Dumbledore pokręcił głową.

— To nie jest informacja, którą mogę wam przekazać, ale proszę was, abyście nikomu o tym fakcie nie wspominali.

— Po co więc nam pan to mówi? — spytał Malfoy, wstając.

Był już znudzony, chciał więcej akcji, więcej walki… i o wiele mniej rozmów.

— Jesteście liderami swoich domów. Chciałem, żebyście wiedzieli. — Dyrektor spojrzał na swojego podopiecznego z Gryffindoru. — Panie Malfoy, panie Finch-Fletchey, panno Patil, możecie odejść. Harry, z tobą chciałbym jeszcze porozmawiać.

Malfoy spojrzał na Harry'ego z ukosa i posłał mu drwiący uśmiech.

— Stało się coś złego, profesorze. — Głos Harry'ego nie brzmiał zbyt pewnie, drżał, bo chłopak domyślał się, o czym dyrektor chciał z nim porozmawiać, i wcale nie miał ochoty być tym, kto będzie zmuszony przekazać wiadomość dalej.

— Obaj dobrze wiemy, Harry, że Hermiona jest bardzo silna — zaczął Dumbledore, a chłopak skinął głową. Podobnie jak jego ojciec i matka, Harry był silny, zarówno na duchu jak i na ciele. — Jestem pewien, że od początku mnie rozumiałeś i dlatego też wiem, że teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek czujesz, że musisz wziąć udział w tej walce. — Chłopak nie wykonał żadnego gestu, jedynie spuścił wzrok i wpatrzył się w jakiś punkt na podłodze. — Ta wojna nie oczekuje tego od ciebie. Voldemort jest coraz silniejszy… A ty jesteś dzieckiem.

— Już nie jestem dzieckiem! — krzyknął Harry. — Dwa lata temu, kiedy zginął Syriusz, byłem dzieckiem, naiwnym, niedojrzałym i głupim. A teraz wiem, że muszę coś zrobić, by zapobiec kolejnym niepotrzebnym śmierciom.

— I robisz to.

— Siedząc i patrząc, jak umierają najbliżsi moich przyjaciół. To nie jest sposób, w jaki powinienem pomagać, profesorze — zaprzeczył Harry, poprawiając okulary. Jego ręka zadrżała nieznacznie. — Jak zginęli rodzice Hermiony?

Dumbledore westchnął. Chłopak od razu przechodził do sedna, nie owijając w bawełnę ani nie krążąc wokół tematu. Ważna dla niego była tylko okrutna prawda.

— Jedno od klątwy uśmiercającej, drugie z utraty krwi.

Harry zmartwiał, słysząc odpowiedź.

— Powiem jej.

Wstał i skierował się do wyjścia.

— Tylko liderzy powinni o tym wiedzieć, Harry — powiedział Dumbledore i zobaczył, jak Harry zatrzymuje się w pół kroku.

— Byłbym bardzo złym liderem, gdybym jej nie powiedział, profesorze. Dobranoc.

Dumbledore nie odpowiedział, skłaniając tylko głowę. Jego uczeń dorastał, ale w głębi duszy wciąż był tym samym dzieckiem, które tak bardzo potrzebowało miłości. A w swoich rękach dzierżył odpowiedzialność, której dzierżyć nie powinien. Bycie sierotą dało mu pewne doświadczenie, tylko że w przeciwieństwie do Hermiony, Harry nigdy nie miał rodziców.