Dedykowane Clio. Wszystkiego najpiękniejszego z okazji urodzin!
A stagnacja nie oznacza jeszcze rezygnacji ;)
Szafa i kiecki stanowią współwłasność.
Współwłaścicielce Stokrot z góry dziękujemy za współudział.
.*.
- Niech żyje bal... Bo to życie to bal jest nad bale... – śpiewała Inoue do dźwięków radia, pląsając pogodnie po kuchni z porem w jednej ręce i opakowaniem kremu waniliowego w drugiej. – Niech żyje bal... Drugi raz nie zaproszą nas wcale...
- I wcale nie powinni – zauważył rozsądnie Ulquiorra, z bezbłędną precyzją umieszczając kolejne listki pietruszki na czubkach wzgórków z bitej śmietany, nałożonej na zielone oliwki. – To bal maturalny. Maturę ma się tylko raz. Chyba, że się jej nie zda. Ale ty, kobieto, zdasz maturę. Jesteś przecież moją kobietą.
Orihime pogroziła mu porem.
- No wiesz, Ulquiorra-kun! Czy gdybym nie zdała matury, przestałbyś mnie kochać?
Ulquiorra stropił się tak bardzo, że aż wetknął dwie pietruszki w jedną oliwkę. Wyciągnął drugą rękę, żeby naprawić szkodę, był jednak tak zaabsorbowany pytaniem Inoue, że tylko pogmerał bezradnie w bitej śmietanie i – niemal bezwiednie – wetknął sobie palec do ust. Widok był nader apetyczny – i zupełnie rozbrajający, toteż Orihime natychmiast rzuciła się naprawiać sytuację i oszczędzić ukochanemu męki myślenia jednocześnie na poziomie intelektualnym i emocjonalnym.
- Oczywiście, że zdam maturę, Ulquiorra-kun! – zapewniła gorąco. – Oczywiście, że zdam.
- Ach.
Spojrzał na nią z dyskretną wdzięcznością, skupił się ponownie na pietruszkach i wetknął sobie w usta tę poprzednią, wadliwie przyrządzoną oliwkę. Inoue okręciła się na pięcie, potrząsając energicznie porem do taktu.
- Drugi raz nie zaproszą nas wcale...
- Już ustaliliśmy, że to się nie zdarzy? – zaniepokoił się Ulquiorra. – Dlaczego ciągle wracasz do tego tematu, kobieto? Jeden bal maturalny. Jedna matura. Czyżbyś w siebie wątpiła? Mogę ci dać korepetycje.
- Kocham twoje korepetycje, Ulquiorra-kun. Dzięki tobie wcale w siebie nie wątpię! – Nachyliła się nad nim i ucałowała go w czoło. – Ale tym razem to tylko piosenka! Wyjaśniałam ci, jak działają piosenki, prawda?
Zastanowił się.
- Mówią nieprawdę – zawyrokował.
- Wcale, że nieprawda! – obruszyła się dziewczyna. – To jest liryka! A w liryce wypowiada się podmiot liryczny, o. I z jego punktu widzenia to wszystko prawda, a nasz punkt widzenia się nie liczy!
- Mój punkt widzenia się liczy, kobieto – stwierdził karcąco Ulquiorra. – Mam znaczenie. Jestem zresocjalizowany. Jestem członkiem społeczności. Nie jestem już pionkiem.
- Ale w liryce liczy się podmiot liryczny. I to też będzie na maturze! – zawołała triumfalnie Orihime. – Nieeeech żyje baaaaal!
Ulquiorra zafrasował się nad swoją pietruszką. Kobieta opowiadała mu oczywiście o tej całej liryce, o poezji, metaforach i przerzutniach. Ogólne koncepty były całkiem jasne i logiczne, ale jako całość – nie podobało mu się to zbytnio. Ta poezja tylko fałszowała rzeczywistość. A ludzie i tak nie postrzegali rzeczywistości jak należy. Więc po co sobie robili jeszcze większy kłopot? Ludzie naprawdę byli dziwni. I poezja też. Były Espada zmierzył wrogim wzrokiem odbiornik radiowy. Po czym natychmiast na jego głowie wylądował por.
- Au!
- Ulquiorra-kun – oznajmiła karcąco Inoue – ty po prostu nie rozumiesz poezji.
Rozumiał, że poezja śpiewana to całkiem inna poezja. Kobieta tłumaczyła mu to na przykładach. I wystarczyło ją śpiewać, a nie trzeba było rozumieć. Więc o co to całe zamieszanie?
- Nie rozumiesz poezji! – Dziewczyna załamała ręce. Ulquiorra zmarszczył brwi. Wolał rozumieć rzeczywistość niż poezję. To było o wiele rozsądniejsze.
Prawda?
- Ulquiorra-kun! – Oczy Orihime rozbłysły entuzjazmem. – Powinieneś pisać dla mnie wiersze! A ty nawet nie rozumiesz poezji! A to też będzie na maturze!
Schylił się nad oliwkami, sięgając po listę składników – następny przypadał kminek. Wiersze? Ulquiorra znał jednego shinigami, który pisał wiersze. Solidne shikai, kidou na najwyższym poziomie, wysoka kultura osobista. Grimmjow mówił o nim czule „ten milusi". Ale bardzo cicho to mówił, bo milusi shinigami miał znacznie mniej miłego, a nader zaborczego towarzysza życia. Nawet Grimmjow wolał uniknąć trzynastokilometrowej dziury w tylnej części ciała. Chociaż, Ulquiorra znał kiedyś Arrankara, który tam właśnie miał swoją wyrwę po łańcuchu duszy. Krótko go znał – ów Arrankar z prawdziwą ulgą rzucił się przy pierwszej okazji na miecz Ulquiorry. Życie z dziurą w takim miejscu naprawdę musiało być kłopotliwe. Cóż, tamten rozwiązał swój problem bardzo prosto. Problem Ulquiorry nie dawał się rozwiązać za pomocą miecza.
Wiersze?
Ludzie to robili. Shinigami to robili. Gdyby zechciał, na pewno potrafiłby to robić. Problem w tym, że każda jedna cząstka byłego Espady krzyczała w głos, że tego nie chce. Nie chciał pisać wierszy.
Po drugiej stronnie stołu Inoue potrząsnęła porem.
Nie zrobisz tego dla mnie? Więc mnie już nie kochasz?
Ulquiorra wzdrygnął się. Ten głos w podświadomości na pewno nie należał do niego. To zły wpływ ludzkiej telewizji. Za dużo oglądali seriali obyczajowych. Od dawna przekonywał kobietę, że powinni włączyć do harmonogramu więcej Criminal Minds. Następnym razem po prostu przełączy kanał. Te niepojęte sceny z telenoweli przypominały mu się w najmniej odpowiednich momentach.
Nie zrobisz tego dla mnie? Więc mnie już nie kochasz?
Zamarł z ziarnem kminku w palcach. Inoue pochylała się nad nim z błyskiem w oku. Jej spinki połyskiwały w świetle kuchennej lampy.
- Ulquiorra-kun.
Cisza.
- Wcale nie musisz dla mnie pisać wierszy – rzekła serdecznie dziewczyna. – I tak cię kocham.
Cisza.
Ulquiorra bardzo ostrożnie i powoli umieścił kminek na bitej śmietanie. Orihime Inoue... Jak on sam, jak ktokolwiek mógłby się jej oprzeć?
Oliwki z bitą śmietaną i przyprawami, sałatka z pomidorem, karmelem i śliwkami na occie, tosty z kaszanką posypywane cynamonem i całe morze herbaty czekało w salonie na czwartkowych gości. W kuchni zaś – Ulquiorra i Orihime stanęli nad rondelkiem z resztką bitej śmietany. Kusiło.
- Przyjdą najwcześniej za dwie godziny – stwierdził rzeczowo Ulquiorra.
- Muszę mieć pół godziny na umycie włosów... – wahała się bez przekonania dziewczyna.
- Skwaśnieje – ostrzegł niedawny Cuarta Espada. – Będzie trzeba ją wyrzucić. A to będzie marnotrawstwo. Nie mogę ci pozwolić na marnotrawstwo w kuchni, kobieto.
No chyba, że nie mógł...
Inoue wsadziła palec do bitej śmietany.
- Mniam.
.*.
Inoue z żalem spojrzała na pusty rondelek. Bita śmietana naprawdę się udała.
- Bita śmietana naprawdę się udała – orzekł kategorycznie Ulquiorra. Dziewczyna spojrzała na niego z rozrzewnieniem. Odgadywał jej myśli, podzielał je – jak tu go nie kochać? Mężczyzna jej życia dziwnie się jednak zmieszał pod tym roznamiętnionym spojrzeniem. Opuścił głowę, schował ręce głęboko w kieszeniach. Inoue zmarszczyła brwi. Czyżby wstydził się swojego zachowania? Być może jeszcze nie wiedział, że uwalnianie z siebie bestii na widok bitej śmietany jest ogólnie przyjętą normą społeczną. Na terapii resocjalizacyjnej z pewnością będzie to w swoim czasie omówione. Terapeuta zajęciowy Ulquiorry znał się na bitej śmietanie – w różnych jej aspektach. Orihime podeszła do swojego ukochanego i ucałowała go serdecznie w czubek nosa.
- Nie martw się, Ulquiorra-kun! Bardzo się cieszę, że ci smakowało. I ty też się powinieneś cieszyć! Trzeba się cieszyć z drobnych przyjemności! – pouczyła go czule. Łypnął spod grzywki zielonym okiem, zerknął zezem na pozostałości deseru.
- To – orzekł obiektywnie – była duża przyjemność.
- Więc powinieneś się duuuużo cieszyć! – rozpromieniła się Inoue. – Byle szybko, bo zaraz przyjdą goście!
Oj?
Zgarbił się jeszcze bardziej, skulił się w sobie. Grzywka opadła mu prawie na nos.
- Uu-ulquiorra-kun...? – zaniepokoiła się Orihime. – Dobrze się czujesz...? Nie połknąłeś czasem kminku...?
Cisza.
Patrzył na nią spomiędzy rzęs. Oto jego kobieta, kochająca i troskliwa. Obawiała się o jego zdrowie. Wytarzała go w bitej śmietanie. Wikipedia wskazywała, że bita śmietana powoduje podwyższenie się poziomu cukru, przyrastanie tkanki tłuszczowej i próchnicę zębów. Wrażenia zmysłowe wskazywały, że bita śmietana powoduje reakcje pozytywne, pożyteczne i pożądane. Dysonans poznawczy wibrował pod czaszką byłego Espady jak obrotowe Cero – gdy nagle rozsypał się w nieszkodliwy brokat olśnienia.
Kobieta dała mu bitą śmietanę.
Kobieta kochała go. Było to zachowanie nieracjonalne, a wręcz irracjonalne, jednak miesiące terapii nauczyły już Ulquiorrę, że irracjonalność jest iskrą bożą w rozwoju świata.
Lekcji z definicji iskry bożej jeszcze nie było, wyczekiwał jej z nadzieją.
Kobieta kochała go. Gwarantowało to mu z jej strony czułość, troskliwość, opiekuńczość. Kobieta nie skrzywdziłaby go z rozmysłem, skazując go na próchnicę i protezy. W Klinice Kurosakiego przeczytał wszystko o protezach. Życie w świecie ludzi bywało torturą nie do zniesienia. Kobieta nie naraziłaby Ulquiorry na takie rzeczy. Kochała go. Dała mu bitą śmietanę.
Bita śmietana musiała być w porządku.
Zerknął spod grzywki na rondelek, promieniujący wspomnieniem śmietanowej uczty. Kobieta pozwoliła mu zjeść większą połowę. Terapeuta wspomniał kiedyś, że nie istnieją mniejsze i większe połowy, ale widocznie nie miał takiej Kobiety. On miał zupełnie zwykłą kobietę, która wolała mleko i nieubijaną śmietanę. Dziwne stworzenie. Kobieta Ulquiorry była prawdziwą Kobietą, umiała podzielić bitą śmietanę na większą i mniejszą połowę i oddać większą połowę swojemu ukochanemu.
Nie mógł jej okłamywać.
Okłamywanie podkopywało fundamenty związku. Na rozróżniano różne stopnie kłamstwa w relacji romantycznej i różną jego szkodliwość, jednak jedno było pewne – kłamstwo w poważnej sprawie nigdy nie wychodziło na dobre. A Ulquiorra Cifer z całą determinacją Czwartego (byłego) Espady i praworządnego członka ludzkiego społeczeństwa pragnął wyjść na dobre swojej Kobiecie.
Nie mógł jej okłamywać.
- Kobieto. – Uniósł wysoko podbródek, napiął ramiona. Gotów był przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny. Hueco Mundo nauczyło go, że płaci się za błędy.
Na terapii wspomniano, że
Nie będzie się migał. Nie będzie okłamywał swojej kobiety.
- Kobieto... Ja...
- Tak, tak. – Ucałowała go raz jeszcze, tym razem bynajmniej nie w czubek nosa. Zamilkł na dłuższą chwilę, a Orihime zabrała się do posypywania kanapek papryką.
- Musisz mi pomóc, Ulquiorra-kun! Zaraz przyjdą goście!
- Kobieto... – odchrząknął, usiłując zebrać myśli. Nie było to łatwe, gdy Inoue tańcowała dookoła niego, rozsypując przyprawy i powiewając króciutką spódniczką.
- Goście, goście! Zaraz będą goście!
- Nie będą.
Ach. Nareszcie to powiedział. Prawda was wyzwoli, pisano na .org. Jednak Ulquiorra nie poczuł się lepiej. Nadal czuł się podle. A w kuchni zapanowała niezręczna cisza.
- Aaa... Skąd ten pomysł? – zdziwiła się Inoue. – Przecież zaraz przyjdą!
- Nie przyjdą.
- Cooo? Dzwonili i nic mi nie powiedziałeś? – przejęła się bardzo. – Odwołali wizytę? Wszyscy?
- Nie. – Odwrócił głowę, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. – Po prostu nie przyjdą... tutaj.
- Hm. – Zmarszczyła brwi, w zamyśleniu pogmerała palcem w półmisku i wsadziła go sobie do buzi. Ulquiorra zamknął oczy. Jej, onej, tej swojej Kobiecie zrobił coś takiego... Spojrzał spod rzęs. Zlizywała majonez z paznokcia.
Oszukał ją. I wcale tego nie żałował.
- No, to już mi powiedz, o co chodzi, Ulquiorra-kun – ponagliła Inoue. – Bo widzę, że o coś chodzi. Goście muszą przyjść, inaczej kanapki się zmarnują! Nie pozwoliłbyś przecież, żeby się zmarnowały?
Zmarnują się. Ulquiorra prawie jęknął. Oto kolejna kropla do bezmiaru jego winy. A nawet i tego nie potrafił się wstydzić.
- Czemu nie przyjdą goście? – wrzasnęła Inoue.
- Bo dzisiaj czwartek! – wyznał wreszcie Ulquiorra.
Cisza.
- I co z tego...?
- We czwartki spotykamy się u Honshou-san.
Cisza.
- Och, jej – powiedziała bezradnie Inoue. – Zupełnie zapomniałam!
Przytaknął.
- A ty mi nie przypomniałeś!
Przytaknął.
- Robiliśmy kanapki! Bałagan! Bitą śmietanę! Cały czas myślałam, że przyjdą goście! A oni wszyscy na pewno poszli do Chizuru-kun! Wszystko to na marne! A ty mi nic nie powiedziałeś!
Przytaknął.
- Jak mogłeś?
Cisza.
Powiódł wzrokiem po kanapkach i po resztkach bitej śmietany, i po Inoue, i po resztkach bitej śmietany, i po ich rozbebeszonej, gotowej do gruntownego wysprzątania kuchni, i po resztkach bitej śmietany, i po Inoue. Spojrzał prosto w oczy swojej kobiecie. Nic nie powiedział na swoją obronę. Przygotował się na najgorsze.
- Ty, ty...!
Rzuciła się na niego. Złapał.
- Ty podssssstępny essssspado, ty mój...
- Następnym razem – pouczyła go Inoue przed wyjściem – powiedz wprost, jak będziesz miał ochotę na bitą śmietanę, czy coś. Po prostu mi powiedz.
- Mam ochotę na bitą śmietanę czy coś. – Ulquiorra natychmiast przetestował nową technikę.
- Och – jęknęła Inoue. Naprawdę byli już bardzo, bardzo spóźnieni do Chizuru. Ulquiorra spoglądał wyczekująco swoimi wielkimi, zielonymi oczyma.
- Och. – Potarmosiła bezradnie grzywkę. – No, to może serek waniliowy. Ale potem zaraz wychodzimy!
Ulquiorra przed końcem serka zdążył gruntownie przemyśleć sprawy. Szczerość rzeczywiście przynosiła wymierne efekty. Ale wcześniejsza nieszczerość przyniosła efekty nawet bardziej wymierne - i kilka zupełnie niemierzalnych. Należało to jeszcze przeanalizować w przyszłości. Ale na razie trzeba iść do Honshou-san. Życie w świecie ludzi bywało torturą nie do zniesienia.
Orihime Inoue wzięła swojego Espadę za rękę.
- No chodź już, Ulquiorra-kun.
Oczywiście, poszedł.
Dzwonek do drzwi Honshou Chizuru zabrzmiał dokładnie o piątej popołudniu.
- Aaaaa! – Dziewczyna skoczyła na równe nogi, złożyła dłonie i westchnęła ze wzruszenia. – Moja 'Hime, zawsze taka punktualna, tak się do mnie spieszy!
Popędziła do drzwi i z rozmachem otworzyła je na oścież.
- !
Łłłłłłłłup.
Grrrrrruch.
Cisza.
- Aa...aa? – jęknęła słabo Chizuru.
Cisza.
Zamknęła oczy. Otworzyła oczy. Zamknęła oczy. Otworzyła oczy.
Nie znikło.
Honshou Chizuru zajrzała w oczy najgorszemu koszmarowi.
- Tttto... Tto jest... Maltretowanie! – Wrzask oburzenia wydobył się z jej gardła w postaci żałosnego skrzeczenia. Cóż. Została w jednym błyskawicznym geście pchnięta na kanapę, wbita w jej róg i dociśnięta porządnie biodrem i połową pośladka.
Męskiego.
Objęło ją i unieruchomiło tuż przy oparciu kanapy harmonijnie umięśnione ramię.
Męskie.
W jej podbródek wbijał się szorstki policzek, a w szyję łaskotał oddech. Żeby nie rzec – dyszenie.
Męskie.
Nad zamarłą w szoku i trwodze Chizuru pochylał się dorodny okaz młodego mężczyzny, szczerząc się do niej zawadiacko i błyskając cyrankowoniebieskim okiem.
- Chizuuuuuruuuu-chaaaan! – Grimmjow Jaggerjacquez przytulił dziewczynę z siłą miażdżącą widmowe żebra menosów. A potem ścisnął jeszcze bardziej.
- Chizurrrrrru-chan... – zamruczał z obłudną czułością. – Jak to miło, że nas zaprosiłaś na herbatę!
Wepchnął ją jeszcze bardziej w róg kanapy, unieruchamiając tak, że prawie siedział jej na biodrze. Ramieniem objął ją tuż poniżej szyi. Gardła śmiertelników były tak wrażliwe na pieszczoty... Niechże teraz spróbuje molestować cudze kobiety, kugucharzyca jedna.
- Chizurrrrru-chan...
Ichigo wsadził głowę przez próg, rzucił okiem na sytuację zastaną i poczochrał bezradnie rudą czuprynę. Cóż. I tak było za późno, żeby wyprzeć się tego durnia. Co mu do głowy strzeliło, panterzysku niebieskiemu, molestować słabą kobietę?
- Ymmm... Cześć, Chizuru-kun. – Pomachał niezobowiązująco ręką, szerokim łukiem obchodząc kanapę, gdzie mężczyzna jego życia miażdżył jego szkolną koleżankę. Z powodzeniem, jak się zdawało.
- Wpadliśmy... Hmmm...
- Przyprowadziłem Kurosakiego na herbatkę! – Grimmjow wyprężył się dumnie, wbijając krzyże w udo gospodyni.
- Aaaau... – zaszemrało gdzieś spod spadowego łokcia.
- Przyprowadziłem Kurosakiego! Pamiętałem, że go zapraszałaś. Ha. On beze mnie o niczym nie pamięta, mazgaj jeden.
- To ci na pewno zapamiętam! – zaprzysiągł solennie Kurosaki. Grimmjow błysnął na niego uśmiechem, który z pewnością nie był przeznaczony dla Chizuru.
- Przypomnę ci – zapewnił namiętnie. – Przypomnę.
Podduszona bardzo męskim łokciem oraz, mówiąc bez ogródek, kościstym zadkiem, równie męskim, Chizuru cierpiała. Grimmjow powiercił się w miejscu, Ichigo fuknął na niego, błysnęły zęby, musnęły się palce… Nad kanapą odbyła się błyskawiczna wymiana spojrzeń i gestów. Zapomniana gdzieś pod spodem Chizuru czuła się jak jasiek treningowy, a na domiar złego - jak intruz. Na własnej kanapie! We własnym mieszkaniu! Na własnym podwieczorku z Inoue 'Hime!
GDZIE INOUE?
- 'uuuuuuszczaj meee... – wydyszała spod Grimmjowa nieszczęsna ofiara, spłaszczona na placek.
- Chodź, Kurosaki, Chizuru-chan mówi, że możesz usiąść. – Grimmjow przesunął się bezczelnie, robiąc Ichigo więcej miejsca obok siebie – i zgniatając gospodynię jeszcze bardziej. Milcz, bezwstydna kugucharzyco. Ichigo bez przekonania przysiadł na kanapie, grzecznie składając dłonie na kolanach, a kolana razem.
- Wspominałaś, że mogę wpaść na herbatę... – bąknął niepewnie. Chizuru miała ochotę walnąć głową w ścianę. Albo w ten niebieski łeb, z pewnością twardy jak mur. Wcześniej, w szkole, uszczęśliwiona i rozgadana, każdemu opowiadała, jak to jej Inoue 'Hime przyjdzie do niej na podwieczorek – i owszem, zachęcała, żeby przyjaciele wpadli i ujrzeli na własne oczy, jak Inoue 'Hime kocha swoją Chizuru.
No to wpadli.
A INOUE NIE BYŁO!
- Masz dla nas ciasteczka! – radował się Grimmjow. – Kurosaki musi więcej jeść, żeby mieć siłę do nauki. Kurosaki, zjedz ciasteczko.
- Bo co? – obruszył się Ichigo.
- Bo cię prrrrrroszę...
Cisza.
Chizuru nie była pewna, czy to koszmar, czy piekło.
A Ichigo chrupał ciasteczko.
- Więc – przerwał milczenie Grimmjow – może zaczniemy imprezę? Tamci i tak nieprędko tu dotrą.
- Kchchchto? – Chizuru usiłowała wypełznąć spod Espady. – Cssso nieprędko?
- No, Inoue i wybranek jej serca... – wyjaśnił obrazowo Grimmjow. Na wzmiankę o posiadaniu przez Inoue wybrańca z odpowietrzonych płuc gospodyni uszło jeszcze więcej powietrza. Grimmjow patrzył na to z zadowoleniem. Honshou Chizuru szybko jednak odzyskała ducha. Wiedziała przecież, że ten nędzny, blady, chudy, podejrzany i ewidentnie cudzoziemski przybłęda, który włóczy się za Orihime, nie ma żadnego znaczenia. Nic a nic się nie liczył ten... Ten... Mężczyzna. Inoue 'Hime należała do swojej Chizuru. Należały do siebie. I na pewno...
- Spóźnią się, spóźnią... – z nieszczerym żalem Sexta Espada wbił kolejną szpilę, przyduszając zmartchwychwstającą wiarę Chizuru kolanem i sarkazmem. Zwykle wolał improwizować w starciu z przeciwnikiem, używać bezpośrednich metod przemocowych, czysta, najszczersza agresja. Tym razem jednak postanowił zniszczyć przeciwnika jego własną bronią. W atakowaniu biustem nie mógł się równać z Chizuru – ale, na wszystkie diabły ludzkiego piekła, potrafił posługiwać się podstępem.
Zrobił sobie ściągę. Malutką.
Przed przybyciem na podwieczorek dokładnie skonsultował zastosowania strategiczne podtekstów werbalnych w zwalczaniu kugcharzyc. Doktor Kurosaki dał mu kilka cennych wskazówek. Podtekstów werbalnych Grimmjow do końca nie pojmował, ale doktora zrozumiał świetnie. Ten człowiek przemawiał jego językiem.
W końcu to też Kurosaki.
– Rozmawiałem z Ulquiorrą wczoraj. Hmmm... Dał do zrozumienia, że... Będą zajęci...
Chizuru jęknęła słabo.
Jak przystało na espadopanterę, Grimmjow potrafił jednocześnie mruczeć słodko i kapać jadem, jeśli się odpowiednio postarał. Rzadko mu się chciało, w starciu wolał bowiem rozstrzygać sprawy bezpośrednio i po męsku, a mruczeć – równie męsko – zaraz potem. Jednak czasem – warto było użyć metod niesportowych. Kici, kici, kugucharzyco. Grimmjow Jaggerjacquez potrafi drapać lepiej, niż taka żałosna… Hm… Baba? Spod przymrużonych rzęs obserwował bacznie, jak Chizuru powoli omdlewa, na samą myśl o Inoue i Ulquiorrze, zajmujących się, hmmm, sobą nawzajem. A udław się, kugucharzyco. Kobieta Ulquiorry to kobieta Ulquiorry. Nie kradnie się cudzych kobiet. Po prawdzie, Grimmjow w ogóle nie do końca rozumiał sens podkradania kobiet – komukolwiek i jakichkolwiek. Wiedział jednak i odczuwał całym sercem, że jest to czyn moralnie naganny i zbrodniczy. Bić zmorę! Bić! Dziś ta podstępna kugucharowężyca próbuje molestować osobistą kobietę twojego współbyłegoespady. Jutro – może ośmielić się zmolestować twojego osobistego Kurosakiego! Niby Ichigo nie był w jej typie, nie ten rodzaj atrybutów. Atrybuty Ichigo były w pełni w typie Grimmjowa, niekoniecznie Chizuru- ale takie wężyce były zdolne do wszystkiego. A Kurosaki odmawiał bicia dziewczyn w swojej szkole. Trzeba było zniszczyć kugucharzycę tu i teraz.
Wgniótł ją pośladkiem w poduszkę. O czym by tu jeszcze powiedzieć? Ściąga została w tylnej kieszeni, psiamać.
- Wybieraliśmy z Kurosakim ubranie na bal... – Kolanem przydusił wroga, a lewym łokciem szturchnął Ichigo – mniej więcej tak, jak to całkiem niedawno czynił w jednoosobowej rzekomo przymierzalni. Ichigo, spłoszony, odsunął się na drugi koniec kanapy. Były rzeczy, których nie należało robić w przymierzalniach sklepowych. Przerobili większość z nich już w pierwszym butiku. Ale żadnej z tych rzeczy nie zamierzał robić z Grimmjowem na podwieczorku u Chizuru.
Nie, nie, nie.
Grimmjow, na szczęście, nie kontynuował zaczepek.
- Wybraliśmy dla mnie marynarkę – pochwalił się. Zadowolony, oparł się wygodnie i rozrzucił ramiona, udaremniając kolejny dziki podskok Chizuru. – Wybraliśmy też koszulę dla Kurosakiego. Inoue i Ulquiorra też już pewnie mają kiecki. Znaczy, ona ma kieckę. On ma krawat podobno.
Powiercił się i przeciągnął. Chizuru jęczała słabo.
- Taka jesteś kochanaaa, że nas tu gościsz, Chizuru-chan! – Espada bez wahania uścisnął ją jeszcze mocniej. – A ty, idziesz na bal maturalny?
Błyskawicznie dodał do listy zadań niedopuszczenie kugucharzycy do imprezy. A przynajmniej odseparowanie jej od jego stada. Żadnych kugucharzyc w jego stadzie na balu maturalnym. Dał słowo Ulquiorrze – i dotrzyma go.
Hehehe.
Chizuru usiłowała oddychać, nie upaść na duchu do reszty i utrzymać resztki kobiecej godności. Nie było to łatwe wobec łokci tego durnowatego łapserdaka i – innych rzeczy.
Krawat!
Inoue wybrała krawat temu swojemu... Mężczyźnie!
Mieli krawat!
Inoue powinna była wybierać krawaty tylko ze swoją Chizuru. Tak powinno być. Jak mogła tak ją zdradzić?
- To jak, idziesz na bal? Hę?
- Oczywiście!
Dziewczyna nabrała tchu. Z trudem. Nie podda się. Pójdzie na ten bal i pokaże temu nędznemu mężczyźnie, kto naprawdę zasługuje na 'Hime Inoue.
- Saaama? – zdziwił się obłudnie Grimmjow.
Chizuru zamarła.
- Jaaaa...
- Dzień dobry?
Szczęknęła klamka.
- Zostawiliście otwarte drzwi... Oj?
Tatsuki obciągnęła rękawy i krytycznie zmierzyła wzrokiem kanapę.
- Wpadłam tylko na chwilę, żeby nie przeszkadzać... – odchrząknęła dyskretnie – ale widzę, że sobie świetnie radzisz z przeszkodami, Grimmjow-san.
Grimmjow wymienił z dziewczyną porozumiewawcze, rozbawione spojrzenie. Jakże lubił to urocze stworzenie o żelaznych pięściach i łokciach. Czemu wszystkie koleżanki Inoue nie mogły być takie... Takie fajowe? Arisawa-san nie molestowała, nie kugucharzyła, nie kradła cudzej własności. Arisawa-san była... Była w porządku.
- Idę na bal z Tatsuki! – obwieściła triumfalnie Chizuru.
Zapadła cisza.
Ichigo i tak nie miał nadziei, że uda mu się dość do głosu. A Grimmjow i Tatsuki zgodnie zaniemówili ze zdumienia. Szybko jednak udało się obojgu otrząsnąć z szoku.
- Mowy nie ma! – zakrzyknęli zgodnie.
- Nie idę na ten durny bal! – warknęła Tatsuki.
- Pójdziesz, pójdziesz. Ze mną – obwieściła złowieszczo Chizuru. I stęknęła, gdy z jednej strony dosięgło ją kolano Grimmjowa, a z drugiej – pięść Arisawy.
- Nigdzie z tobą nie idę, durna. I w ogóle nie idę na żaden bal – oznajmiła kategorycznie Tatsuki.
- Nigdzie z tobą nie pójdzie! – potwierdził Grimmjow. Na samą myśl o czymś takim włosy stanęły mu dęba. – Ale na bal musisz iść, Arisawa-san. My idziemy.
Na myśl o nieobecności kochanej, fajowej Tatsuki w jego stadzie na balu maturalnym natychmiast zrobiło mu się przykro. No bo jak to tak?
- Na trzecią mam iść z wami? – prychnęła Tatsuki, uśmiechnęła się jednak ciepło do Ichigo i jego Espady. – Dzięki. Ale ja nie lubię takich rzeczy. Bale, też mi. To dla Inoue i jej wymarzonego. Albo dla takich gołąbków jak wy dwaj.
- Pójdziesz ze mną! – wrzasnęła Chizuru.
- Idź z Keigo – odparowała zimno Tatsuki. – A ja pójdę sobie w tym czasie na bieżnię, wreszcie nie będzie tłoku.
Grimmjow tak się przejął, że aż wstał.
- Nie pójdziesz z nami na bal...?
Przewróciła oczami. Lubiła tego obłąkańca, naprawdę. Bezpośredni, szczery jak wyrwa po sierpowym, mocne knykcie, potężne bary. Dobry kumpel. I taki z niego dzieciak, naprawdę...
- Na bal idziecie ze sobą – wyjaśniła, wskazując palcem kolejno na Grimmjowa i Ichigo. – Razem ze sobą idziecie. Nie potrzeba wam więcej towarzystwa.
- Idziemy na bal całym stadem. Naszym stadem. To impreza stadna. A ty musisz iść z nami na bal – upierał się Grimmjow.
- Nie idę na żaden głupi bal!
- Nawet ja idę na ten głupi bal! A ty nie pójdziesz? – obruszył się Espada.
- Mam to w nosie!
- Tchórzysz?
- Ja tchórzę? Ja tchórzę? Chodź, to ci pokażę, kto jest tchórzem!
- A pokaż mi, pokaż! Nie mogę się doczekać!
- Heeej!
Orihime Inoue wbiegła do mieszkania promienna i radosna.
- Spóźniliśmy się. Trochę... Straciliśmy poczucie czasu, hihiiiii...
Ulquiorra wkroczył za nią do salonu.
- Hi. Hi. – potwierdził poważnie.
- Coś przegapiliśmy? – dopytywała się Inoue. Na Chizuru, dogorywającą na kanapie, niemal nie zwróciła uwagi – za to jej Espada z lubością ogarnął nędzny stan zmory swego życia.
- Sexta. – Skinął głową z niewyrażonym na głos podziękowaniem.
- Cuarta. – Grimmjow buńczucznie zadarł brodę. Nie ma za co. Wymienili po jednym spojrzeniu – i nic nie trzeba było mówić.
Udław się, kugucharzyco.
- Tatsuki-chan! Tatsuki-chan! Co się stało? Czemu płaczesz? – dopytywała się Orihime.
- PŁACZĘ? – Arisawa ze wzburzenia aż pobladła. – Ja nigdy nie płaczę! Ja... Ja się wściekam!
- A, to przez ten bal – wyjaśnił szybko Grimmjow. – Mnie też to wkurza. Ale iść trzeba. Garnitury były nawet zabawne, a Kurosaki obiecał mi, że dostanę szarfę. Chcesz, Arisawa-san, znajdziemy szarfę i dla ciebie?
- Ona nie może mieć szarfy, jest damą – zganił go Ulquiorra.
- E? – zdziwił się Grimmjow. – W czym to przeszkadza?
- NIE JESTEM DAMĄ! – wrzasnęła Tatsuki. – I nie idę na bal!
- Ależ musisz! – Inoue ze zgrozą załamała ręce. – Jak my bez ciebie pójdziemy na bal?
Dziewczyna jęknęła i w niemocy usiadła Chizuru na głowie. Co tu się działo?
- Ze sobą idźcie na bal! Co wam wszystkim odbija? – Zerwała się na nogi. – Ja nie chcę!
- Idziesz na bal – oznajmiła kategorycznie Orihime.
Ulquiorra znał tę kategoryczność, której bezwzględnie należało przytakiwać.
- Oczywiście – przytaknął bezwzględnie.
- Ma się rozumieć, że idziesz na bal! – zawtórował Grimmjow, rzucając Ichigo wymowne spojrzenie.
- Oczywiście. – Kurosaki bez zapału chrupnął jeszcze jedno ciasteczko. – Oczywiście.
- Ze mną... – jęknęła z kanapy Chizuru. Sexta obejrzał się na nią i bezlitośnie przykrył jej twarz poduchą.
- Chizuru-chan się źle czuje, nie powinniśmy jej męczyć – mruknął Ulquiorra, pławiąc się w upadku swego wroga.
- Och, jej! – Inoue rzuciła się do Chizruru i troskliwie narzuciła na nią kolejną poduchę. – Już sobie idziemy. Już uciekamy. Pójdziemy z Tatsuki na zakupy. Pa, paaa!
- Nie idę na żadne zakupy! – broniła się Tatsuki, znienacka otoczona przez przewagę liczebną przeciwnika. Ichigo parł do przodu, byleby tylko się stąd wynieść. Gdzie indziej mogło już być tylko lepiej. Chyba. Grimmjow manewrował całą grupą, by jak najprędzej odciąć się od dogorywającej kugucharzycy. Ulquiorra wychodził tyłem, napawając się widokiem. A Inoue podskakiwała beztrosko, ciągnąc Tatsuki za łokieć.
- Wybierzemy ci piękną suknię... Wybierzemy ci kolczyki, o, takie długie... Albo takie krótkie... Albo takie inne krótkie... Będziemy się świetnie bawić. Ja też coś chętnie przymierzę...
- Pewnie, pewnie! – przytakiwał Grimmjow.
- Ja niczego nie będę przymierzał – zastrzegł Ulquiorra. – Chyba, że tobie.
Orihime posłała mu gorące spojrzenie.
- Może później... Na razie znajdziemy coś dla Tatsuki.
- NIC NIE BĘDZIEMY SZUKAĆ DLA TATSUKI! – Arisawa straciła nad sobą panowanie dopiero na samym dole schodów. Walnęła na odlew Bogu ducha winnego Ichigo, odepchnęła Inoue, odskoczyła pod ścianę.
- Nie chcę iść na ten głupi bal, wszystko to bez sensu! Nie chcę sukienki, nie chcę tańczyć, nie chcę iść, nie pójdę! Wolę iść na mecz! Nie będę kupować żadnej durnej biżuterii! To się tylko zaczepia o siatkę! Nie pójdę na bal! Nie chcę iść na bal! Żadnych sukienek, żadnych bali! Ja nie umiem!
Urwała raptownie. Ostatnie zdanie wyrwało jej się spod serca zupełnie wbrew woli. By je zatuszować, zadarła brodę wysoko i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie. Idę. Na. Bal.
Tuż obok zmaterializował się znienacka Grimmjow. Spojrzał jej w oczy swoim cyrankowym błękitem i po przyjacielsku szturchnął ją w bok.
- Też tak mówiłem. Ale pójdę, co mam nie iść. – Łypnął przez ramię. – Kurosaki mówi, że wyglądam nieźle w tym całym garniturze. On też wygląda nieźle w swoim.
- Gratuluję – mruknęła Tatsuki. – Też bym wolała garnitur. Ale kobietom rzekomo nie wolno. Więc mam w nosie głupi bal! Nie idę!
- Daj spokój, Arisawa-san. Będzie fajnie! – kusił Grimmjow. Zupełnie nie uśmiechała mu się perspektywa grupowej imprezy, gdzie ich radosne stadko miałoby być pozbawione wsparcia Tatsuki. A nuż kugucharzyca zechce uderzyć znienacka? Potrzebowali więcej sprzymierzeńców.
- Pójdź z nami, Arisawa-san. – Ulquiorra także odczuwał potrzebę posiadania sprzymierzeńców. A towarzystwo Tatsuki było szczególnie pożądane, na poziomie intelektualnym, społecznym i bitewnym. Arisawa-san była wspaniałą damą. – Musisz z nami iść.
- Jak jakieś piąte koło u wozu? Aż tak źle ze mną nie jest! A z Chizuru nie pójdę – oznajmiła Tatsuki.
- Nie, z Chizuru nie! – zgorszył się Grimmjow. – Znajdziemy ci coś lepszego. I sukienkę, i wszystko.
- Tak ot, na parę dni przed balem? – prychnęła Tatsuki. – Zresztą, ja nie chcę! Ja wcale nie chcę! – wyparła się szybko.
- Oj tam, to nie takie trudne.
- Ooo, naprawdę? – Lubiła Grimmjowa, ale w tej chwili najbardziej lubiłaby go znokautowanego. Espada jednak nie uląkł się jej groźnych spojrzeń.
- Znam miejsce, gdzie możemy ci znaleźć taką sukienkę, że można o niej będzie napisać rozprawkę maturalną na najwyższą notę – oznajmił poetycznie. Ichigo aż się zachłysnął z wrażenia.
- Wyrabiasz się, Sexta – mruknął z uznaniem Ulquiorra. – Ośmiofrazowe porównanie…
Tatsuki zamrugała.
- Taką ci kieckę znajdziemy, że nawet ja bym ją włożył! Tobie też się spodoba – zapewniał Grimmjow. – Wiem, że nie lubisz, nie dziwię się. Nogi się obcierają od tych całych sukienek. Ale dla nas się chyba poświęcisz? Znajdziemy ci sukienkę z szarfą, o. Z taką samą jak moja. To będzie taka kiecka, że hoooooooo!
- Co? Gdzie? Jak?
- Na bal!
- Pójdziesz z nami, prawda? – Ulquiorra patrzył z niepokojem. Inoue patrzyła z niepokojem. Grimmjow patrzył z niepokojem. Ichigo patrzył męskim wzrokiem. Tatsuki rozglądała się po nich, oszołomiona. Nienawidziła bali. Nienawidziła kiecek. Nienawidziła całego tego… Zamieszania. Pacykowania oczu. Tańczenia! O, nie, nie.
- No dajże już spokój… - burknął Kurosaki. Reszta stada kiwała głowami z nadzieją. Tatsuki złapała się za głowę. Co ona robi w tym stadzie obłąkańców?
- Bal – podszepnął Grimmjow.
Cisza.
Ciężkie westchnienie.
- No dobra, doooobra… - Arisawa podrapała się w policzek, zafrasowana. W tym temacie od początku nie miała szans. Mieli przewagę liczebną – i moralną. No bo uwielbiała przecież to durne stado. Jak miałaby ich zostawić samych sobie?
- Ale sukienka...?
Grimmjow prychnął.
- Taka, że sam bym w niej chodził, gdyby była ciut dłuższa. Komforcik! – zapewnił po raz kolejny. Ichigo spojrzał na niego z zastanowieniem.
- W sukience byś chodził?
Ten koncept wyraźnie dał mu do myślenia. Grimmjow poróżowiał.
- Cicho tam. Chodźcie, pogrzebiemy za tą sukienką.
- W komisieee…? – zapytała słabo Tatsuki.
- E tam. W szafie, oczywiście. Gdzieżby indziej.
- Trzymacie sukienki w szafie? – Tatsuki spojrzała nieufnie na Ichigo. Ten w przestrachu zamachał rękami.
- W mojej szafie nie ma żadnych sukienek!
- Oczywiście, że w naszej szafie nie ma sukienek. Pójdziemy do innej szafy – oznajmił Espada.
- Ty zupełnie powariowałeś. Nie chcę iść na bal, a już na pewno nie będę nosić cudzych sukienek! Co ty masz zamiar, włamywać się do babskich szaf i szukać mi kiecki? Co wyście się tak na mnie uwzięli?
- Kochamy cię, Tatsuki-chan! – oświeciła ją Inoue.
Nikt nie zaprzeczył.
Tatsuki zacisnęła pięści. Nienawidziła niesportowych ciosów.
- I mam wleźć jakiejś obcej babie do szafy, żeby...
- Ani się waż! – zgorszył się Grimmjow. – Babskie szafy, też coś. One są niebezpieczne. Mają szpilki. Pójdziemy do męskiej szafy.
- Po sukienkę...? – jęknęła słabo Tatsuki. I pomyśleć, że jeszcze pół godziny temu wierzyła, że uda jej się spędzić ten utrapiony balowy wieczór na bieżni! W trampkach i szortach! I pomyśleć...
Pomyśleć, że nawet najbliżsi przyjaciele uważali, że stroju na bal maturalny dla Tatsuki Arisawy można szukać tylko w męskiej szafie.
Zacisnęła mocno usta.
- To jest głupi pomysł i ja się nie zgadzam.
- To jest dobry pomysł, ale nie wiem, czy on się zgodzi – zafrasował się Grimmjow. – Cóż, zapytamy go. Ma tyle tych kiecek, chyba się podzieli? To fajny facet.
- Nie chcę się dzielić cudzymi kieckami! W dodatku... Z FACETEM?
- Ćśśśś... – Grimmjow spojrzał za siebie z niepokojem. – On na to nie mówi „kiecki". Lepiej na to nie mówić „kiecki", kiedy mowa o jego kieckach.
- Bo co mi zrobi?
- Oj, ojjjjj... – Grimmjow zrobił minę jednocześnie rozmarzoną i podekscytowaną. – Jakie rzeczy on potrafi robić... Zresztą, zobaczysz.
- Nie chcę...? – jęknęła Tatsuki. Espada poklepał ją ciepło po głowie.
- On się zna. Zapytamy go.
- Nie muszę nikogo pytać o radę! Nie muszę iść na żaden idiotyczny bal!
Urwała.
Cztery pary oczu wpatrywały się w nią z natężeniem. Oczy Inoue, już pełne łez i smutku. Ulquiorry, chłodne jak jezioro, spod którego demony krzyczały: nie opuszczaj nas! Grimmjowa, szalone i rozpromienione, przysięgały: będzie super! A z tobą będzie hiper-super! Tatsuki spojrzała w bok. Ichigo stał pod ścianą, patrzył na dziewczynę bez zmrużenia powiek.
Niech na tym balu będzie chociaż jedna normalna osoba... – błagał bezgłośnie spod rudej grzywki
Poddała się. Częściowo.
- Mogę iść na bal, zjem kanapkę, pokręcę się. Ale do żadnego kieckokonsultanta nie idę! Wybijcie to sobie z głowy! Co to za facet, co zna się na babskich ciuchach?
Tatsuki przygryzła wargę. Była kobietą i zupełnie się na kieckach nie znała. Miał prawo istnieć mężczyzna, który by się z kolei na tym znał. Ale tacy mężczyźni... To w ogóle nie byli mężczyźni. To byli jacyś kieckoodmieńcy. Porażka.
- Ja go zapytam. I przyprowadzę. A wtedy się zobaczy – stwierdził Grimmjow.
- Nikt mnie nie wsadzi w żadną głupią kieckę – ostrzegła Tatsuki. – Sprowadzaj sobie kogo chcesz. Ja się nie bawię w takie rzeczy.
- Z nim będziesz się chciała bawić – zapewnił Espada. Dziewczyna omal nie zatchnęła się ze zdumienia.
- Ja? Z facetem, który ma sukienki w szafie?
- Nawet ja uwielbiam się z nim bawić... Ty też go pokochasz.
- Za to, że nosi sukienki? – ryknęła Tatsuki. Chyba zaczynali sobie z niej kpić. A to było... Niefajne. Grimmjow pokręcił jednak głową całkiem poważnie.
- Jak zobaczysz, jak on te szmatki potrafi nosić...
- To co?
- To też ci się zachce.
- Chciałabym to zobaczyć! – prychnęła. Błysnął obłąkany uśmiech pustynnej pantery.
- Zobaczysz...