Czując się dość niekomfortowo, Hermiona poprawiła się na krześle i zaczęła głęboko oddychać. Przymknęła oczy, starając się oczyścić umysł i przygotować na atak. Chwilę później wyczuła poruszenie w swoim umyśle - było to bardzo dziwne uczucie, jakby coś tam było i próbowało wejść głębiej. Zaciskając zęby w skupieniu wzniosła barierę i czekała. Ta obecność obracała się wokół bariery, Hermiona czuła jak to coś przesuwa się po ścianach, jakby szukając słabego punktu i wtedy...
Oczy Hermiony otworzyły się, pełne szoku i bólu, ale wszystko było zamazane. Plamy bieli, czerni i szarości. Nie była w stanie się skupić i odruchowo próbowała wzmocnić barierę, jednak ten ostry nóż, jaki ciął jej mózg na paski, nie pozwolił jej na to - jedynie zmienił się w coś większego, ostrzejszego, co mordowało ją na najgorszy z możliwych sposobów. Wiedziała - wiedziała, że nie powinna walczyć - jednak nim się opamiętała z jej gardła wyrywał się okropny wrzask, a ona sama leżała na ziemi, kuląc się i zaciskając dłonie na włosach. Łzy płynęły z jej oczu, a ból był tak przeogromny, że bała się, że jeszcze chwila i oszaleje. Jej myśli wirowały - żeby już przestał, kto, już teraz, nie mogła, naprawdę już nie mogła, zbyt wiele, stop, stop, błagam, stop, dosyć, dosyć... Jej umysł był brutalnie rozrywany na kawałki. Świadomość wymykała się z jej palców, nie wiedziała ile czasu mija, gdzie jest i czy aby na pewno nie stawia oporu - choć po co miałaby się stawiać? To minie szybciej, jeśli się temu podda... Minie szybciej, zabije szybciej - nieważne, byleby ten rozdzierający ból w końcu minął.
Później - nie wiedziała ile, godzinę, dwie, może sto - ocknęła się na czymś w miarę miękkim, zwinięta w kłębek i przykryta kocem. Uniosła rękę, ale była tak ciężka, tak powolna...
- Jak się czujesz?
Nie miała nawet siły drgnąć, gdy usłyszała głęboki, spokojny głos.
- Hng... - Złapał ją kaszel, gdy wysuszone gardło wydało z siebie kilka skrzeków i na tym skończyło. Łzy popłynęły jej z oczu, gdy pojawiło się echo bólu. Ledwie widziała przed sobą Snape'a, który trzymał szklankę wody ze słomką. Pociągnęła kilka łyków i odetchnęła, starając się opanować drżący oddech. - Słabo.
Próbowała mówić głośno, ale nie była w stanie.
- Oczywiście, że słabo - mruknął, odstawiając szklankę gdzieś poza zasięg jej wzroku i siadając na krześle, które stało koło... czy to była kanapa? - Mówiłem ci wyraźnie, żebyś nie walczyła, ale i tak musiałaś próbować utrzymać mnie na zewnątrz, prawda? Masz szczęście, że wziąłem dziś podwójną dawkę eliksirów i nie postanowiłem zniszczyć twojego umysłu, a i tak nie jestem pewien jakich szkód dokonałaś tymi wszystkimi wrzaskami i próbą rzucenia się na mnie z łapami. Za co, tak swoją drogą, gdybyś chciała wiedzieć, odebrałem Gryffindorowi dwadzieścia punktów. Mało jak na napaść na nauczyciela, ale wziąwszy pod uwagę sytuację uznałem, że profesor McGonagall miałaby wątpliwości, gdybym nie był na tyle sprawiedliwy.
Była zbyt zmęczona, żeby otworzyć oczy, ale lekko się uśmiechnęła. Sprawiedliwość, też mi coś!
- Czy znalazł pan coś?
Przez chwilę panowała cisza, ale nie zamierzała jej przerywać, choć zaczynała czuć się błogo. Ciekawe jaką miksturę właśnie wypiła?
- Nie.
Krótka odpowiedź, która jej nie satysfakcjonowała.
- To znaczy?
- To znaczy, Granger, że czeka nas przeprawa z twoim cielskiem, bo umysł masz czysty. Mówiłem, że najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby coś zalęgło się w twoim kurzym móżdżku. - Nie przypominała sobie, by były to dokładnie takie same słowa, ale nie zamierzała się kłócić. - Nie znalazłem tam nic specjalnego, co mogłoby stanowić podporę dla mrocznych zaklęć, więc jeśli jakieś były, to zdechły same z siebie. Stąd przyjdziesz tu jeszcze jutro wieczorem i skończymy z tym, mam nadzieję, na zawsze.
- To dobrze... - mruknęła i odetchnęła głęboko, otulając się kocem. Było jej chłodno i chciała iść spać, ale szczerze wątpiła, by pozwolił jej tu zostać. Jej ogłupiony umysł podsunął pytanie, które męczyło ją przez cały dzień. - Co z Malfoyem, panie profesorze?
- Jeszcze dokładnie nie wiemy, będzie przechodził poważne testy w ciągu najbliższych kilku dni. - Westchnął i przez chwilę słyszała szelest ubrań. - Na razie jestem pewien jedynie tego, że mocno przedawkował Eliksir Nawracający, uwarzony metodą Fiji, która - na jego nieszczęście - jest najsilniejszą ze wszystkich możliwych.
- Nigdy o tym nie słyszałam... - dodała zmartwionym tonem.
- I nie powinnaś, to wyższy poziom magii. Z tego co się orientuję Dracon był pod jego wpływem od końca czerwca, czyli sporo ponad cztery miesiące.
Skuliła się i nakryła mocniej kocem, starając się nie zasnąć.
- Antidotum?
Ponownie dłuższa chwila ciszy. Była już na skraju snu, gdy Snape się odezwał, powodując, że aż drgnęła.
- Nie istnieje. - Z jego tonu głosu wyraźnie przebijało niezadowolenie pomieszane z czymś, co w innych okolicznościach nazwałaby troską.
- Ale on nie umrze, prawda?
- Nie bądź dramatyczna, Granger! - syknął głosem przypominającym trzaśnięcie bicza. Podejrzewała, że był to bardziej odruch obronny, niż atak. - Nie ma możliwości, by od tego umarł, jeśli wytrzymał już tyle czasu. Co najwyżej straci rozum. I tak cud, że był w stanie opanować się na tyle, na ile był w stanie, gdy Lucjusz potraktował go Imperiusem.
- Wiedząc, że jego syn jest już pod wpływem silnej magii?
Prychnął z pogardą, różdżką gasząc kilka świec. Jego komnaty pogrążyły się w przyjemnym mroku, który rozświetlał jedynie wesoło trzaskający kominek.
- Malfoyowie zasłużenie od wieków mają opinię biegłych z zakresu Eliksirów, wydali na świat więcej Mistrzów, niż każdy dowolnie wybrany ród czystej krwi, niemniej jednak Lucjusz nie byłby w stanie uwarzyć nawet eliksiru na czkawkę - chrząknął, jakby powiedział zbyt wiele. - W każdym razie na pewno nie miał pojęcia o tym, że jego syn był truty. Nie ryzykowałby życia swojego jedynego dziedzica w taki sposób.
Mruknęła coś bliżej nieokreślonego - co chyba miało być czymś w stylu "to okropne" - po czym westchnęła i gdy ponownie otworzyła oczy znalazła się w swojej sypialni, a słońce stało wysoko na niebie. Głowa tylko lekko ją bolała, ale poza tym czuła się tak, jak zwykle.
Pełna energii ruszyła na obiad, z radością myśląc o popołudniu wypełnionym grzebaniem w książkach. Eliksir Nawracania i tajemnica Malfoya na nią czekały.
Dźwięk ciężkich kropli uderzających o okna uspokajał zszargane nerwy Severusa, choć gdyby czuł się nieco bardziej odprężony, to zastanowiłby się poważnie co tak naprawdę znajdowało się w herbacie podanej mu przez Dumbledore'a.
- Oczywiście, że wiedziałem – spokojnie odpowiedział mu starszy mężczyzna, jakby właśnie nie przyznawał się do tego, że omal nie zrujnował życia jednego ze swoich uczniów. – Byłoby to naprawdę nieuważne z mojej strony, gdybym nie wiedział kto i kiedy wychodzi ze szkoły poza wycieczkami do Hogsmeade, nie uważasz?
Usiłując nie wybuchnąć obserwował jak strugi deszczu spływały po oknie, a okazjonalne błyskawice rozświetlały niebo. Idealna pogoda do latania, pomyślał z lekkim smutkiem. Miał zbyt wiele na głowie i zbyt wiele do zrobienia, by ot tak wsiąść na miotłę i bawić się w zbijaka z błyskawicami.
- I nie zauważyłeś w tym nic dziwnego?
- Cóż… Nie ukrywam, że gdy byłem w wieku Dracona to sam wymykałem się ze szkoły, by poflirtować z barmankami w Trzech Kozłach. To był taki pub, o wyjątkowo ciekawej reputacji. – Zachichotał i machnął ręką. – Ale ciebie to i tak pewnie nie zainteresuje, choć gdybym ci opisał jaką furorę w tamtych czasach wzbudzały gołe nogi…
- Chłopak przedawkował jeden z najcięższych eliksirów ingerujących w SMN, a ty myślisz o kieckach?! – syknął, skupiając całe swoje spojrzenie na w ogóle tym nie zmieszanym Dyrektorze. – I nie jestem pewien czy to jest wszystko, co Narcyza mu podała! Będę musiał udać się do Dworu Malfoyów i ją przepytać w miarę dyplomatyczny sposób, żeby przypadkiem nie zabić Draco! Wyniki badania aury i krwi, które mi podała Poppy są bezużyteczne ze względu na Imperius Lucjusza!
- I to mnie martwi, Severusie.
Zacisnął zęby i ucisnął nasadę nosa.
- Miło, że w końcu zacząłeś się martwić.
- Ach, nie stan młodego pana Malfoya. To silny chłopiec, wyjdzie z tego w taki czy inny sposób. Nie sądzę, by wielu miało tak silną wolę, by zachować jasność umysłu przy tak ciężkich czynnikach zewnętrznych. Chodzi mi o cel Lucjusza. Udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Kiedy? Badałem Granger.
- Ale spędziłeś dziś mnóstwo czasu z Draconem.
Westchnął i starał się zachować ton głosu jak najbardziej neutralny, by nie zdradzić się w żaden sposób jak bardzo brzydziło go to, do czego doszło.
- Czarny Pan chciał, by Draco zaczął się wykazywać, jak to ujął. Dotychczas kazano mu robić rzeczy, które nie wymagały od niego większych problemów. Jednak po tym jak chłopak zawiódł go w zeszłym roku…
- Tom lubi się mścić – mruknął Dumbledore, nagle kompletnie poważny, jego błękitne oczy chłodne i nieugięte. Wbrew sobie poczuł zarówno szacunek, jak i lekki dreszcz strachu. Dokładnie taki sam jaki odczuwał w obecności Voldemorta.
- Nie znam pełni tej historii, ale wnioskuję, że Czarny Pan… domyśla się, wielokrotnie penetrował umysł chłopaka, a ten nie jest aż tak dobrym Oklumentą. – Zerknął w bok, starając się utrzymać powagę. W tej chwili ostatnią rzeczą, którą powinien robić było panikowanie. – Lucjusz nie wie. Przypuszczam, że dla Czarnego Pana byłoby świetną zabawą, gdyby wszystko wyszło na jaw przy większej ilości Śmierciożerców, co skończyłoby się w wiadomy sposób. Nie wiem jak Narcyza się o wszystkim dowiedziała, ale jestem więcej, niż pewien, że to ona podała mu Eliksir Nawracający. Pytanie jak utrzymywała odpowiednią dzienną dawkę, gdy chłopak był tutaj.
Dumbledore skinął głową.
- To kapryśna mikstura, jeśli się nie mylę. Trzeba ją podawać gorącą, prawda?
- I to do trzech godzin po uwarzeniu danej dawki. Jest fizycznie niemożliwe, by… - Nagle coś zaskoczyło w jego głowie i uśmiechnął się wbrew sobie. – Słodycze.
- Chcesz jakieś? – Z zadowoleniem Dyrektor podskoczył do swojej tajnej-przed-Minerwą skrytki pełnej mugolskich słodkości.
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi! – warknął.
- Ale każda okazja jest dobra, żeby dać ci… białej czekolady? Tylko to mi zostało.
- Nie, dziękuję.
- Trudno, sam zjem. A chodzi ci o te zmyślne czekoladki objęte zaklęciem podgrzewającym? Zastanawiałem się czemu droga Narcyza tylko takie wysyła Draconowi, biorąc pod uwagę jak gorący mieliśmy wrzesień.
Severus westchnął, starając się opanować.
- I nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby to sprawdzić?
- Nie bardzo. Mam mnóstwo innych rzeczy na głowie i jakoś nie ma pomiędzy nimi przesyłek ze słodyczami. Przynajmniej tych nie dla mnie – zachichotał, ale widząc niezbyt radosną minę Mistrza Eliksirów, przestał choć na chwilę grać idiotę. – Chłopiec przeżyje i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to obejdzie się bez niczego, co zostałoby mu na stałe. Trzeba dać mu czas na ozdrowienie i, oczywiście, trzymać blisko, by przypadkiem nie trafił znów w ręce Śmierciożerców.
- To ostatnie już zostało zaaranżowane. Otoczyłem chłopaka Przybiciem.
Dumbledore zamlaskał i popił czekoladę herbatą. Obrzydliwe połączenie. Severusem aż zatrzęsło.
- Hmmm, to dość ryzykowne posunięcie.
- Jedyne jakie przychodzi mi do głowy, a które uniemożliwi porwanie Dracona. Inne… nieprzyjemności z tego tytułu będzie musiał po prostu znieść. Co? – dodał, wściekłym tonem widząc jak starszy czarodziej kręci głową. – Co znowu?
- Tym sposobem pozbyłeś się jedynej możliwości przyspieszenia powrotu chłopaka do normy.
Przez chwilę Severus nie rozumiał o czym właściwie jest mowa, a gdy do niego dotarło… Zrobiło mu się słabo.
- Cholera jasna… - mruknął, uciskając skronie i starając się z całych sił odepchnąć atak paniki. – To…
- To nie było najmądrzejsze z posunięć, mój drogi, ale myślałeś jedynie o bezpieczeństwie młodego pana Malfoya. Co jest w pełni zrozumiałe, naprawdę. Cóż, w ostateczności sam będziesz musiał mu pomóc.
Na samą myśl o tym zrobiło mu się tak niedobrze, że aż poczuł mdłości.
- No przecież coś gdzieś musi być!
Biblioteka po godzinie dwudziestej była niemal wyludniona i Hermiona z westchnieniem zerknęła na parę Krukonów z szóstego roku, którzy chichocząc ruszyli w kierunku właśnie tego działu, do którego ona sama zamierzała właśnie odnieść bezużyteczne w poszukiwaniach „Eliksiry XX wieku". Trudno, odniesie później.
Była szczerze zdziwiona tym, że spośród piętnastu różnych książek, które przewertowała zarówno przy użyciu własnych oczu, jak i magii, w żadnej nie pojawiła się nawet wzmianka o Eliksirze Nawracającym. W połowie ósmego tomu poważnie zaczęła się zastanawiać, czy profesor Snape sobie nie zadrwił z niej podając fałszywą nazwę mikstury, ale sprawdzona od lat metoda – zacznij wątpić przy pięćdziesiątej książce, miej pewność dopiero po setnej, a na wszelki wypadek sprawdź w jeszcze dwudziestu – przegoniła natrętne myśli, pozwalając skupić się na zadaniu.
Sama nazwa eliksiru podpowiadała jej, że była to mikstura jedynie oddziaływująca na ciało i powłokę magiczną – nawracanie bądź zawracanie było często używane w eliksirach leczniczych – jednak stan Malfoya po potraktowaniu go Imperiusem wskazywał wyraźnie na strefę magiczno-naturalną, a więc angażującą zarówno ciało, jak i umysł. To mogło przysporzyć problemów, bo większość tego typu eliksirów była objęta tajemnicą Mistrzów Eliksirów ze względu zarówno na ich wysoki poziom ryzyka, jak i trudność w warzeniu.
Zwłaszcza jeśli to miała być metoda Fiji, na którą kilkukrotnie już się natknęła. Jeśli Eliksir Nawracający był z natury dość poważną miksturą – a tak bywało w przypadku ingerowania w SMN (termin używany przez Magomedyków do określania Strefy Magiczno-Naturalnej) to nie mogła sobie nawet wyobrazić jakich spustoszeń w organizmie i umyśle Malfoya mógł zrobić ten sam eliksir uwarzony w sposób, który zwiększał siłę mikstury dziesięciokrotnie przez dobór odpowiednio zmodyfikowanych składników i znacznie potężniejsze substytuty. Już samo znalezienie odpowiednich specyfików zastępczych nastręczało trudności i wymagało ogromnej wiedzy zarówno z zakresu Eliksirów, Zielarstwa i Magomedycyny, jak i Czarnej Magii. Metoda Fiji była uważana za kontrowersyjną ze względu na sposób zdobycia niektórych składników i ich pochodzenie – dość często czarnomagiczne i nie tylko kłócące się z etyką Mistrzów Eliksirów, ale i nierzadko będące po prostu nieludzkie, przy czym zamordowanie kogoś dla zdobycia części ciała było w wielu przypadkach uznawane za dość humanitarne, w porównaniu z wieloma innymi „recepturami".
Jednak tym, co napędzało ją najbardziej była sama nazwa mikstury – Nawracający. Tych niewielu, którzy słuchali na Historii Magii (naprawdę wyjątkowo interesujący przedmiot, który mógłby zainteresować Harry'ego i Rona z ich tendencjami do pakowania się w kłopoty – mnóstwo praktycznych, użytecznych wiadomości) wiedziało, że za czasów elżbietańskich – w świecie magii zwanymi oficjalnie Stern'owymi, od nazwiska ówczesnego Ministra, a nieoficjalnie okresem wariactwa mugoli – wszystkie eliksiry uważane za odpowiednio zaawansowane zostały przetłumaczone z języka celtyckiego na angielski i im wyższy był poziom trudności, tym prostsza nazwa. Eliksir Nawracający musiał być naprawdę wyjątkowy i Hermiona zamierzała dokopać się do tajemnicy Malfoya za wszelką cenę.
Przy okazji nie zapominając ani na chwilę, że za kilka godzin czeka ją ostatni etap badania, który miał składać się tylko i wyłącznie z rąk profesora na jej ciele.
Kiedy dwie godziny później, w przypływie nagłej inspiracji, postanowiła zajść do działu Historii Magii i w jednej z ksiąg znalazła pośród eliksirów objętych zakazem w latach 1900-1950 Eliksir Nawracający, sapnęła z satysfakcją. Więc nie eliksiry współczesne, ale te, których w żadnym oficjalnym wykazie nie istniały. Wyrzucając sobie głupotę – w końcu od kręgów, w jakich obracali się Malfoyowie, nie należało wymagać poszanowania prawa i powinna z góry założyć, że mikstura była nielegalna – rzuciła się na wszelkie teksty historyczne o eliksirach, jakie tylko mogła znaleźć.
Złapała trop i nie zamierzała go porzucić.
Słoik aż po brzegi był wypełniony gęstą, srebrnawą cieczą, której słodko-kwaśny zapach drażnił nozdrza. Zerkając po raz setny do kajetu Severus wziął głęboki wdech i ponownie skupił się na miksturze. Jeden błąd, jeden mały błąd i może dojść do tragedii. Czując jak kropla potu spływa mu po czole szybko starł ją rękawem i dopiero wtedy pewną ręką nabrał równe pół łyżeczki oddanej dobrowolnie krwi jednorożca i odliczając w umyśle sekundy spuszczał kroplę po kropli do kociołka, na którego dnie pływała niewielka ilość bulgoczącej substancji.
- Będzie obrzydliwe – mruknął, jednocześnie dodając ostatnią kroplę i z ulgą pomieszaną z satysfakcją obserwował srebrny obłoczek który spiralnie uniósł się z kociołka, by przybrać kształt czterolistnej koniczyny. Idiotyzm, ale ważne, że działało. Następny krok był najtrudniejszy, ale absolutnie niezbędny.
Rozprostował palce, czując jak dwa z nich zdrętwiały od ciągłego ucisku na drążku chochli wyciętej z jesionu elfiego, której krzywe krawędzie raniły mu palce, a krew swobodnie spływała do kociołka po żłobieniach potraktowanych magią wróżek. To powinno wystarczyć na oczyszczenie wszystkiego, co czarna magia pozostawiła w jego organizmie. Jednak gdy zerknął na równo odcięte kosmyki kruczoczarnych włosów leżących na stoliku miał wielką ochotę na potraktowanie ich całą resztą pyłu ze skrzydeł wróżek, jaką posiadał. Na nieszczęście eliksir wymagał włosów nietkniętych żadną magią oczyszczającą. Jeśli krew jednorożca źle zareaguje z jego własnymi pragnieniami i myślami zawartymi we włosach… Cóż, będzie musiał przełożyć badanie Granger. Bez najsilniejszego eliksiru czystości jaki był w stanie wyprodukować nie zawierzał sobie na tyle, by korzystać z tak mrocznego zaklęcia w jej towarzystwie. W czyimkolwiek towarzystwie, jeśli miałby być ze sobą szczery. Ostatnim razem, gdy użył tej klątwy…
Potrząsnął głową, pozbywając się okropnych wspomnień i z westchnieniem sięgnął po pierwszy z włosów. Mrucząc pod nosem inkantację, którą wbijał sobie do głowy przez ostatnie trzy godziny, upuścił kosmyk do kociołka i patrzył jak zanika w srebrnawej cieczy. Zabulgotało i zawrzało, nieznośny odór podniósł się z kociołka, a sama mikstura zmieniła kolor na krwistoczerwony. Klnąc pod nosem Severus szybko machając różdżką ustawił barierę wokół kociołka i rzucił się do swojego stanowiska, obliczając w pamięci stosunek krwi jednorożca do źródlanej wody i płatków irysa złocistego. Jego ręce pracowały szybko i pewnie, choć czuł coraz większą panikę.
Jakby z przyzwyczajenia, mając wielką nadzieję, że nie wysadzi się w powietrze, wrzucił kolejny kosmyk, równo minuta po pierwszym. Nie patrzył nawet na efekt, bo w tej chwili nie to było ważne. Ciął, miażdżył i mieszał w zawrotnym tempie, jedną dłonią mieszając eliksir, drugą przygotowując składniki. Sempire Nilitisic nie powinno się traktować żadnymi dodatkowymi składnikami, ale musiał mieć nadzieję, że dryg do tworzenia mikstur i tym razem uratuje jego kościsty tyłek.
Ledwo zauważył, że drzwi do jego laboratorium zostały otwarte.
- Severusie, chciałem zapytać czy… - zaczął Dumbledore, ale Mistrz Eliksirów nie miał na to czasu.
- Nie teraz – warknął, starając się jednocześnie dorzucić kolejny kosmyk i rozetrzeć skrzydła motyla.
- Ja to zrobię.
Dumbledore odsunął go na bok i sprawnie zaczął ruszać moździerzem. Czasami bywały momenty, w których zapominał, że starszy czarodziej potrafił warzyć eliksiry, których on sam jeszcze nie opanował.
- Zbyt wiele… - zaczął tłumaczyć, ale Dyrektor jedynie przytaknął, zarzucając brodę na plecy, by nie przeszkadzała.
- Powinieneś najpierw przeprowadzić próbę.
- Brak czasu.
- Więcej źródlanej, siedem kropli w odstępach… - Albus zajrzał do kociołka i skrzywił się, widząc czarną jak węgiel bryłę, która powoli pękała. – Nieważne. Chluśnij cały kubek. Nie możemy pozwolić, żeby wybuchła.
- Przecież wiem – warknął Severus, nie miał jednak czasu na odpowiednie spojrzenie, bo już po dodaniu wody musiał włożyć całą siłę, jaką posiadał w rozdrobnienie mikstury, przy okazji dodając kolejny włos.
- To nie pomoże.
- Ale muszę wrzucić dwanaście.
- Może zacznij myśleć pozytywnie?
- Jak tylko to przeżyję, to zacznę – sarknął, jednocześnie sapiąc i napinając się, by rozprowadzić nieznośnie gęstą i zbitą ciecz po dnie. – To i tak… uch… twoja wina, kurwa. Trzeba było samemu to zrobić.
- Trzeba było nie nadużywać eliksiru czystości.
- W następnym życiu zamienimy się miejscami – sapał, dłonie i ramiona paliły go żywym ogniem, nogi drżały z wysiłku. Koszula była przepocona, grube krople spływały mu z czoła na oczy. – Ja będę podżerał ciasteczka i chlał herbatę, a ty będziesz starał się trzymać w karbach podczas rzucania mrocznych klątw.
- Pamiętaj, że dostałbyś Minerwę w pakiecie.
Tym razem znalazł czas na skrzywienie się.
- Dobra, wolę przedawkowywać eliksiry. Podaj mi…
- Już.
Pracowali szybko i eliksir powoli jaśniał, jego kolor powoli zbliżający się do bieli przecinanej srebrem, która według notatek miała oznaczać pełny sukces.
- Mam tylko nadzieję, że się nie otruję – mruknął Severus, starając się nie okazać, jak bardzo irytowała go pomoc starszego czarodzieja. Był przyzwyczajony do pracy w pojedynkę i nie znosił, gdy ktoś kręcił się w jego pobliżu gdy warzył, o pomocy nie wspominając.
Dumbledore uśmiechnął się i rozmasował sobie ramię.
- Dawno tego nie robiłem, być może powinienem tu schodzić częściej.
- A po co zszedłeś w pierwszej kolejności?
- Ach, właśnie. Chodzi mi o przyszłe Hogsmeade.
- Nie idę – rzucił ostro, nie odrywając wzroku od bulgoczącej cieczy.
- Wiem, nie o to mi chodzi. Jak silne jest Przywiązanie, które rzuciłeś na pana Malfoya?
Westchnął i ucisnął nasadę nosa, czując zmęczenie tak wielkie, że teraz najchętniej walnąłby się do łóżka i spał przez najbliższy miesiąc, nie poświęcając nawet sekundy myśli Draconowi. Co oczywiście nie było możliwe.
- Bardzo silne. Nie wyjdzie poza teren szkoły, a jeśli ktoś będzie go próbował zabrać świstoklikiem, to rozbije się o niewidzialną ścianę nie dalej jak krok za bramą. Dlaczego pytasz?
- Ponieważ dostałem list od Lucjusza Malfoya, w którym wyraża żądanie, by zobaczyć się ze swoim synem w tę sobotę. W innym przypadku wspominał coś o podjęciu odpowiednich kroków, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Co oznaczało, że Lucjusz musiał poczuć moment, w którym jego Imperius został zdjęty z chłopaka i chce dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
- Jestem zdziwiony, że jeszcze do mnie nie napisał.
- Zapewne to zrobi.
- Cóż, przyjmiemy wersję, że powiedział coś tobie, co spowodowało, że zrobiłeś się podejrzliwy i ot tak, dla zabawy, poddałeś go kilku testom. A potem go Przykułeś.
Dumbledore westchnął i usiadł na krzesełku, które stało w pracowni jedynie po to, by móc na nim położyć cięższe skrzynki.
- Draco nie będzie chciał się z nim skontaktować? Ma możliwość wydania ciebie. Jeśli trzeba… mogę kontrolować jego pocztę.
- Nie musisz używać tak zdegustowanego tonu. Jeśli chodzi o młodego Malfoya, to jestem bezpieczny.
Nie dodawał, że gdy chłopak zrozumiał co się z nim działo przez ostatnie pół roku, a zapewne i przez dłuższy czas, tak nim to wstrząsnęło, że przez bardzo długi czas nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa, a kiedy w końcu się odezwał było to dalekie od zapewnienia go o ciepłych uczuciach do ojca. Na miejscu Lucjusza trzymałby różdżkę w pogotowiu ilekroć ten natknie się na swojego syna.
- A jak jego stan?
- Nienajlepszy. Obawiam się, że nigdy tak naprawdę nie wyzdrowieje.
Dyrektor ze smutkiem pokiwał głową.
- Bywa i tak… A jak panna Granger?
- Bez zmian. – O czym pewnie wiesz, bo w końcu zdaję ci raport po każdym badaniu, dodał w myślach. – O ile ten eliksir nie okaże się porażką zamierzam ją zbadać za kilka godzin. Miejmy nadzieję, że nic nie znajdziemy.
- Oczywiście! To będzie oznaczało, że jest zdrowa.
Severus pokręcił głową i ponownie zamieszał eliksir.
- Nie o tym mówię. Jeśli jest w niej jakiś element czarnej magii, to może rezonować z moją klątwą, a nie wiem jak wtedy zareaguję, nawet przy użyciu eliksiru czystości. Naprawdę… - Odchrząknął i spróbował jeszcze raz. Tego typu rzeczy nie przychodziły mu łatwo. – Naprawdę uważam, że akurat przy tym badaniu powinieneś być obecny.
Przez chwilę panowała cisza przerywana jedynie bulgotaniem mikstury i sykiem ognia. Severus powoli zdawał sobie sprawę z tego, że w lochach naprawdę jest chłodno, a jego przemoczona koszula nie najlepiej reagowała na zimno. Nie chciał jednak używać żadnych zaklęć poza tymi absolutnie niezbędnymi tak blisko wciąż niestabilnego eliksiru, a rzeczy na zmianę miał w innym pomieszczeniu. W przyszłości powinien przynieść kilka do laboratorium, tak na wszelki wypadek.
- Muszę odmówić, choć jestem wdzięczny, że wziąłeś mnie pod uwagę. – Severus rzucił okiem na Dyrektora, ale ten był całkowicie poważny. – Obawiam się jednak, że moja obecność nie tylko mogłaby co najmniej speszyć pannę Granger, ale również mogłaby wpłynąć w jakiś sposób na cokolwiek, co może w niej siedzieć.
Niechętnie skinął głową, choć miał ochotę pluć jadem na prawo i lewo, że jeśli coś się stanie, to wina pewnie i tak na niego spadnie.
- Wiesz jak wysokie jest ryzyko.
- Nie bardzo. O tej konkretnej formie czarnej magii niewiele wiem. – Dumbledore podrapał się po brodzie i uśmiechnął. – Z tego co słyszałem to jedna z tych, które trzeba użyć, by w pełni pojąć. Nigdy nie miałem takich ciągotów.
Przez chwilę zastanawiał się jak to ująć. Wyjaśnianie pewnych aspektów czarnej magii przychodziło mu łatwo, jednak niektóre z nich były dość skomplikowane i sam nie do końca wiedział jak działają. Czym nie zamierzał dzielić się z Dyrektorem.
- To bardzo… nieprzyjemne zaklęcie, wymagające nie tyle okrucieństwa, ile wyrachowania i żelaznych nerwów, przez co naprawdę niewielu jest w stanie je wykonać. W trakcie poprzedniej wojny Czarny Pan używał go do siłowego przeciągania czarodziejów na swoją stronę. Osobiście twierdzę, że jest to bardziej skomplikowana wersja Imperiusa, w pewnych kwestiach zdecydowanie ją prześcigająca, lecz w niektórych gorsza. To tylko jedno z zastosowań, oczywiście. Można go używać w celach leczniczych, tak jak będzie to z Granger, jednak warunki jakie należy spełniać kwalifikują ją na głęboko czarną magię, jedną z jej najgorszych form. Można powiedzieć, że to sonda, ale dwukierunkowa, jeśli się tego chce. W przypadku zwykłego działania, stricte poznającego, wyczuwa się każdą komórkę powłoki magicznej, która znajduje się tuż pod skórą. Uprościłem Granger opis do zwykłego badania skóry, choć to już wykonałem przy pierwszym badaniu.
- To byłoby bardzo, bardzo źle, gdyby Voldemort odbił swoje piętno na magii dziewczyny – mruknął starszy czarodziej i Severus prawie westchnął z irytacją. Jakby to nie było oczywiste. – Mówiłeś jednak o dwukierunkowości? Chodzi o manipulację jak przy Imperiusie?
- Nie do końca tak to działa. To bardziej jak ustosunkowanie kogoś w konkretnym kierunku, a im więcej takich… piętn, jak to określiłeś, tym łatwiej jest kogoś kontrolować. Ofiara nie traci swojej osobowości, jest w pełni świadoma tego, co się z nią dzieje, a wszelkie nietypowe zachowania przyjmuje z szokiem i przerażeniem, co samego Czarnego Pana mocno bawi. Największą zaletą – zwłaszcza w porównaniu z Imperiusem – jest to, że nie musisz ciągle kontrolować ofiary. Raz nałożone zaklęcie jest praktycznie nie do wykrycia i nie do zniesienia, choć oczywiście w pewnych warunkach jest to możliwe. Wadą, i to ogromną, jest to, że każde piętno musi być dopracowane do perfekcji. Prosta komenda: „zabij każdego czarodzieja na swojej drodze" spowoduje, że ofiara nie będzie zabijała tylko w jednym konkretnym pojedynku wszystkiego, co ma różdżkę, ale również i po tym będzie zabijał tak długo, aż w końcu ktoś zabije jego, uznając za niebezpiecznego szaleńca. Nie można też użyć komend bardziej sprecyzowanych, jak „podsłuchuj interesujące nas osoby, donoś o każdej ważnej informacji", bo idiota będzie dosłownie wciskał się wszędzie gdzie się da, ignorując wszystko inne, a potem będzie leciał na złamanie karku, by wysłać wiadomość. W przypadku donosicieli właściwa komenda powinna brzmieć: „w sytuacji, gdy osoby wskazane przez osobę rzucającą zaklęcie są razem i o czymś rozmawiają, staraj się ich podsłuchać, jeśli będzie to bezpieczne i możliwe, bez ryzyka wykrycia, a gdy dowiesz się czegoś interesującego w najmniej podejrzany sposób powiadom nas o tym tak, byś sam nie stał się podejrzanym, następnie kontynuuj do momentu, w którym rozkaz zostanie słownie odwołany przez osobę rzucającą to zaklęcie, gdy jednak znów zostaniesz poproszony o to przez osobę rzucającą to zaklęcie ponownie wrócisz do podsłuchiwania na tych samych warunkach". Oczywiście to nie zadziała na skończonych idiotów, bo w grę chodzi tu spryt i intelekt ofiary, jednak rozumiesz mniej więcej na czym to polega.
- Jednak Tom nie miał dostępu do panny Granger, a z tego co rozumiem to zaklęcie wymaga długotrwałej pracy.
Severus skinął głową i dolał dwie krople wody z podziemnego źródła, zebranej w trakcie trzeciej fazy księżyca pod rozstajem dróg. Eliksir zawirował i rozjaśnił się.
- Bo tak jest. Nad jedną komendą spędza się do kwadransu, a gdy ma to być bardziej skomplikowane zaklęcie… Cóż, dość powiedzieć, że czasami trzeba dni, by ukończyć dzieło. Jednak zauważ, że nigdy nie powiedziałem, że tym właśnie została potraktowana Granger. W sumie jestem pewien, że akurat nie to jest przyczyną jej dziwnego zachowania. Jedynym sposobem na znalezienie poprzedniej komendy i odczytanie jej, jest ponowne użycie tej samej klątwy. Co oznacza, że sonda jest tak skonstruowana, by wyłapać wszelkie pozostałości obcej magii, a w tym konkretnym przypadku to idealne rozwiązanie. Problemem pozostaje ewentualny rezonans. Jeśli będzie to wyjątkowa mroczna klątwa może… mogę… - Odchrząknął i kontynuował, w pełni skupiając się na miksturze, nie czując się na tyle komfortowo, by spojrzeć Dumbledore'owi w oczy. – Mogę stracić panowanie nad sobą, tę niezbędną żelazną kontrolę i zrobić coś… niewłaściwego.
Starszy mężczyzna zakręcił brodą i uśmiechnął się anielsko.
- W takim razie musisz dopilnować, żeby nie stracić kontroli.
Severus zaczął czuć ciśnienie uderzające mu do głowy.
A/N: Nad tym rozdziałem ślęczałam dłużej, niż by wypadało... Za co przepraszam, ale postaram się zwiększyć teraz tempo, choć nie będzie łatwo. Rozdział również nie był u żadnej bety, bo namiary do Szamana zgubiłam :( Mam jednak nadzieję, że nie popełniłam żadnych kolosalnych błędów.
Historia w mojej głowie nieco się rozwinęła i obawiam się, że będzie o wiele dłuższa, niż to planowałam i po kilku więcej scenach erotycznych (porno - dla wrażliwszych ;)) przejdę do fabuły i popchnę wszystko trochę do przodu.
Aaaa, i lojalnie ostrzegam - od przyszłego rozdziału powoli będę kroczyła ku drarry jako drugiemu pairingowi, choć wciąż w tle. Przykro mi, jeśli komuś nie będzie to odpowiadało i przestanie czytać Zabawę.
Proszę również o komentarze - ciekawi mnie czy mój styl po tak długim zastoju się zmienił. I życzę wszystkim miłego dnia :)