DIANE'S STORY

- Hej, Di, pośpiesz się! – Riley wychyliła się z samochodu.

- Wiem, wiem – mruknęła Diane Bradley posyłając koleżance uśmiech. Szybko wbiegła na schody, żeby po chwili z powrotem znaleźć się w centrum handlowym. Justine szła sztywno obok niej. – Co mamy kupić?

- Wodę mineralną, masło orzechowe, plastry, płyn do szyb – zaczęła wymieniać terminatorka.

- Ale co mamy kupić teraz?

- Wodę mineralną i masło orzechowe plus świeże pieczywo.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła, Just?

- Nie wiem, panienko Bradley.

Weszły do sklepu i Diane wzięła koszyk, uśmiechając się pod nosem.

- Weź masło, ja pójdę po bagietki – powiedziała do terminatorki.

- Oczywiście, panienko Bradley.

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i weszła w alejkę ze słodyczami. Przez chwilę spacerowała między półkami z czekoladami, żeby wreszcie znaleźć stoisko z pieczywem. Sięgnęła po bułkę, kiedy nagle obok niej zjawiła się Justine.

- Musimy iść, panienko Bradley. – Chwyciła ją za nadgarstek i pociągnęła w stronę kas.

- Dlaczego, Just? Co się dzieje?

Nie dostała jednak żadnej odpowiedzi. Terminatorka odepchnęła jakąś kobietę, a potem dziewczynę i chłopaka. Kasjerka obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem.

- Tędy się nie wychodzi!

- Wiem, przepraszam – rzuciła szybko Diane. – Bardzo się śpieszymy.

- Ta dzisiejsza młodzież – mruknęła starsza pani, stojąca nieco dalej.

Justine pociągnęła córkę Eddiego do wyjścia, a potem skręciła w lewo, w zaułek między budynkami.

- Just, co z tobą?! Puść mnie, to boli!

Puściła ją.

- Panienko Bradley, proszę biec najszybciej, jak panienka może, zrozumiano?

- Ale...

- Już! – Terminatorka odwróciła się do niej plecami i Diane zobaczyła, jak jej mechaniczne koniczyny zaczęły się rozkładać. Justine w tryb bojowy nigdy nie przechodziła tak szybko! Dziewczyna niewiele myśląc, puściła się biegiem przed siebie. Po chwili zobaczyła zejście na stację metra. Pobiegła w tamtym kierunku, żeby po chwili zbiec pod ziemię. Pociąg akurat odjechał. Rozejrzała się spanikowana. Była sama. Nagle na ekranie pod sufitem dostrzegła zdjęcie Eriki Williams. POSZUKIWANA. Wpatrywała się poruszona w telewizor, kiedy światła nagle zamigotały, żeby wreszcie przygasnąć. Poczuła strach. Just nie zbroiła się nigdy bez powodu.

- Koteczku. – Usłyszała niespodziewanie. Głos poznała od razu, chociaż zabrzmiał nieco dziwnie.

- Tata? – Uśmiech zagościł na jej twarzy tylko na chwilę. Radość zamieniła się w strach.

- Tata.

Usłyszała zgrzyt metalu i po chwili zza filaru wyłoniło się Ostrze. Za nim pojawił się Eddie Bradley. Ale nie jej tata. Dużo starszy mężczyzna uśmiechał się szeroko i drapieżnie. Zaczęła się cofać.

- Diane, koteczku, nie bój się. Chodź do taty.

- Nie jesteś moim tatą! – krzyknęła.

- Jestem, ale nie z tej linii czasowej. – Migające jarzeniówki odbijały się w Ostrzu.

- Pewnie z tej, w której mnie nie upilnowałeś – syknęła, rozglądając się.

- Uważaj – mruknął, zbliżając się do niej coraz bardziej. Nagle za plecami poczuła ścianę. Eddie znalazł się tuż przed nią i wyciągnął rękę do jej twarzy. Coś zgrzytnęło za jego plecami i Diane już wiedziała.

- Justine! – krzyknęła z ulgą w głosie. Mężczyzna odwrócił się, unosząc Ostrze.

- Ale wytrwałe macie tutaj blaszaki, cholera jasna!

Dopiero teraz zauważyła, że jej terminatorce brakuje pół ciała. Jedno oko patrzyło na nią uważnie jak zwykle. Sztuczne usta rozciągnął uśmiech, zanim zaatakowała Bradleya. Nie miała z nim szans i Diane wiedziała to. Mężczyzna pchnął cyborga na filar. Ostrze świsnęło tuż nad jego głową. Justine zaatakowała znowu. Nagle znalazła się między swoim przeciwnikiem a Diane.

- Niech panienka ucieka! – Usłyszała. Kiwnęła głową.

- Nigdzie nie uciekniesz, kotku! – krzyknął Eddie. Gdzieś w tunelu rozległo się głuche dudnienie nadjeżdżającego metra. Światła zbliżały się do stacji. Mężczyzna zignorował Justine, wyciągając ramię po swoją córkę. Już prawie ją miał, kiedy terminatorka rzuciła się na niego. Oboje spadli na tory i cyborg przygwoździł go do ziemi. Przeklinając, próbował go z siebie zrzucić.

- Just! – krzyknęła Diane.

- Niech panienka ucieka! Niech panienka ucieka! – Uszkodzony chip kazał w kółko powtarzać jej ostatnie wypowiedziane zdanie. – Niech panienka ucieka! Niech panienka ucieka!

- Just!!! – wrzasnęła dziewczyna.

- O blaszaka bardziej dba niż własnego ojca. – Usłyszała głos Eddiego.

- Na pewno nie. Ty nie jesteś moim ojcem! Jesteś złym człowiekiem! Już raz przez ciebie zginęłam!

- Nieprawda, to nieprawda! – Ledwo go usłyszała przez stukot kół.

- Ten wypadek! Ty siedziałeś za kierownicą! Wiem, bo powiedziała mi Erica! Okłamałeś Orlando z przyszłości! Byłeś pijany i wjechałeś w inne auto! Nie kochałeś nas! A mój tata kocha nas najbardziej na świecie! Słyszysz?! Nie jesteś moim ojcem!

- Nie jestem. – Usłyszała jego zniekształcony płaczem głos, zanim metro wjechało na stację.

Ze łzami w oczach wbiegła na schody, zanim pociąg zaczął hamować ze zgrzytem kół.

KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ DRUGIEJ