Autor: dracosoftie

Tytuł oryginału: Must Love Quidditch, link na profilu.

Beta: Morwena :*

Tłumaczenie za zgodą autorki.

xxxxx

28 grudnia 2010

Harry był wykończony. Tak niewiarygodnie zmęczony, jak tylko doświadczył tego podczas polowania na horkruksy i po ostatecznej bitwie. Bolały go mięśnie, pulsowała głowa – czuł się tak, jakby bolały go nawet zęby.

Co ja na Merlina sobie myślałem, gdy się na to zgodziłem? zastanawiał się, a jego żołądek zacisnął się na dźwięk nieokiełznanego chichotu dochodzącego zza drzwi. Jego krótka przerwa się skończyła.

- Dlaczego nie jesteście w łóżkach? - krzyknął, zmuszając swoje zmęczone ciało do dźwignięcia się z łóżka i otwarcia drzwi na oścież.

Dwóch hałaśliwych chłopców, jeden z czarnymi włosami, drugi z różowymi, skakało po korytarzu. Dosłownie skakało, bo ich nogi zdawały się być przemienione w żabie nóżki.

- Kum, kuuum! - krzyknął Caleum, dopadając do Harry'ego jednym skokiem.

- Jesteśmy żabami – powiedział Teddy spokojnie, prostując swoją oślizłą, zieloną nogę, jak gdyby wszystko było w jak największym porządku.

- Jesteście żabami – powtórzył Harry płasko, a jego ból głowy jeszcze się nasilił.

- Chcieli być żabami! - zajęczała Victoire ze schodów. Siedziała na najwyższym schodku, a jej srebrzyste włosy ocierały się o podłogę.

Była najstarszą córką Billa i Fleur, tylko o rok młodszą od Teddy'ego – i najwyraźniej bardzo utalentowaną magicznie. Ona i Teddy byli jedynymi dziećmi w rodzinie, które posiadały różdżki. On był na drugim roku, ona na pierwszym. Zatrzymali się na Grimmauld Place – gdzie Harry, Draco i Cal mieszkali, gdy byli w Londynie – na kilka dni przerwy świątecznej.

- Doprawiłaś im żabie nogi specjalnie? - zapytał Harry, zmuszając się, by jego głos nie brzmiał histerycznie.

- Nie tylko nam! - odezwał się Cal, skacząc w głąb korytarza. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc, a zza nich wyskoczyła najstarsza córka Percy'ego, Molly. Siedmiolatka zbliżyła się do Harry'ego w podskokach, a jej ciasne, rude loczki podskakiwały za każdym ruchem.

- A Fred i Roxie? - zapytał Harry, bojąc się odpowiedzi. Bliźniaki George'a i Angeliny były utrapieniem i ciężko mu było uwierzyć, że to nie one grały dużą rolę w tej farsie. To Draco wymyślił, by zaprosić na kilka dni wszystkich starszych kuzynów. Mówił, że to będzie zabawa dla Cala i Teddy'ego.

Harry patrzył wilkiem na grupkę z kwaśną miną. Zabawa. Jasne.

- Nie, nie mają żabich nóg – powiedział Cal poważnie, a Harry odetchnął z ulgą. Ciężko będzie cofnąć zaklęcia transmutujące z tamtych, chociaż jak pierwszo- i drugoklasiście udało się je rzucić, nie miał pojęcia…

- Chcieli żabie języki, więc je dostali.

Harry jęknął, waląc głową we framugę po słowach Cala. Pięknie.

- Draco Potter-Black, przysięgam na Merlina, jeśli jeszcze kiedyś porzucisz mnie w kolejny weekend z Weasleyami, koniec z nami, wieczna więź czy nie – wymamrotał mrocznie, przywołując swoją różdżkę z nocnej szafki i maszerując na korytarz, by naprawić dzieci. Użyje Zaklęcia Przyklejającego, żeby utrzymać je w łóżkach, jeśli będzie musiał.

xxx

14 marca 2011

- Luna, nie wiem, co powiedzieć. Jest...

Luna uśmiechnęła się miękko, ocierając twarz o ciepłe zawiniątko w swoich ramionach, zanim oddała je Harry'emu. Draco stał za nim z wyrazem całkowitego zachwytu na twarzy.

- Jest idealna. Absolutnie idealna i w stu procentach wasza – powiedziała Luna, a jej oczy błyszczały od dumy i łez. - Jesteście cudownymi ojcami i wiem, że będzie kochana i uwielbiana.

- Nie mam słów na to, co dla nas zrobiłaś – powiedział Draco miękko. Harry czuł jego frustrację, że nie mógł odpowiednio podziękować tej kobiecie. Wysłał mężowi impuls miłości i podekscytowania, chcąc go uspokoić. - To więcej, niż kiedykolwiek śmiałbym prosić. Dziękuję.

Luna obserwowała małą rodzinę, wiedząc, że dokonała właściwego wyboru. Ciężko będzie oddać małą dziewczynkę, ale weszła w to, wiedząc, że nie będzie matką dziecka. Harry był oszołomiony, gdy rok temu zaproponowała mu, że urodzi jego dziecko, by kontynuować linię Potterów. Z jej jasnymi włosami i oczami istniała duża szansa, że dziecko będzie wyglądało jak Harry i Draco, tak jak Cal.

Harry zanurzył nos w blond kosmykach swojej córki, wdychając słodki zapach dziecka, bardziej odurzający niż cokolwiek, co wcześniej czuł. Kochał Cala i jego córka nie zmniejszy tej miłości ani trochę. Spojrzał blondynowi w oczy, widząc jedynie odbitą w nich miłość. Gdy Luna zwróciła się do niego z tą propozycją, martwił się, że Draco i Cal będą źli, jeśli zdecydowałby się na dziecko. Ich reakcja go powaliła – i ojciec, i syn od początku byli zachwyceni.

Są cudowni, ci Malfoyowie, pomyślał Harry, uśmiechając się, gdy jego syn wszedł z Narcyzą do pokoju. Podszedł prosto do nich, składając delikatny pocałunek na główce swojej siostrzyczki, zanim obdarzył swoich ojców podobnym gestem.

Luna zaskoczyła wszystkich, gdy odchrząknęła, wyraźnie powstrzymując łzy. Jej mąż, Rolph, siedział u jej boku, gładząc ją lekko po włosach.

- Wybraliście już imię? - zapytała, ocierając wierzchem dłoni zbłąkaną łzę.

- Pomyśleliśmy, że pozwolimy Calowi podjąć decyzję – powiedział Harry głosem ochrypłym od emocji. - Był przy wszystkich naszych dyskusjach o tym, jak ją nazwać.

Cal uśmiechał się promiennie, głaszcząc palcem policzek siostry. Spojrzał na nią krytycznie, marszcząc brwi i myśląc.

- Nie wygląda jak Lyra – powiedział cicho, obserwując uważnie twarz nowo narodzonej dziewczynki. - Vela też nie pasuje.

Spojrzał na swoich ojców, wahając się przez chwilę. W ciągu ostatnich tygodni bardzo przykładał się do lekcji astronomii ze swoją mamie, pragnąc dowiedzieć się więcej o konstelacjach, których jego ojciec był imiennikiem. Gdy dowiedział się, że będzie miał siostrę, skupił się jeszcze bardziej na uczeniu się tych mniej znanych. Podobały mu się imiona wybrane przez rodziców, Lyra i Vela, zanim spotkał siostrę, ale żadne z tych imion nie pasowało do zielonookiego, blondwłosego dziecka spoczywającego w ramionach jego taty.

- A może Carina? - zaproponował, znowu patrząc na dziecko.

Przypominała jego ojca w takim stopniu, w jakim on był podobny do swojego taty. Caleum uśmiechnął się, szczęśliwy, że ich rodzina w końcu była w komplecie. On i jego ojciec czekali na ten moment od lat, choć najwyraźniej tato nie zdawał sobie z tego sprawy. Uśmiechnął się złośliwie, wspominając, jak tato martwił się, że nie będą chcieli zaakceptować oferty cioci Luny – jak mógł nie wiedzieć, że brakuje im kogoś w rodzinie?

- Carina Luna Potter-Black – powiedział Draco, jego głos brzmiał wyraźnie w cichym pokoju. - Dziedziczka rodziny Potterów. Myślę, że to do niej pasuje.

Harry czuł gorące pieczenie łez, ale nie powstrzymywał ich. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnął, było w tym pokoju.

- Jest idealne – wymruczał, składając kolejny pocałunek na główce córki, zanim podał ją mężowi, by móc przytulić swojego prawie zbyt dużego syna.

xxx

- Mógłbyś poczekać jeszcze rok. Nie masz jeszcze jedenastu lat – powiedział Harry, przekładając Cari na drugie ramię, gdy zaczęła kopać, błagając, by ją postawił.

- Tato – syknął Caleum, ze złością zaciskając szczęki. Już o tym dyskutowali kilka razy i było mu tak wstyd, że jego tato znowu zaczynał – tym razem publicznie.

Harry uśmiechnął się szeroko, stawiając Carinę na ziemi, by mogła pobiec przez peron do Teddy'ego, który zmierzał w ich kierunku. Był na piątym roku, do tego został prefektem Slytherinu. Cal obserwował go ostrożnie, bojąc się, że starszy kuzyn poprze tatę.

- Harry – powiedział Teddy. Jego pogłębiający się głos zaskoczył Harry'ego – kiedy ten chudy chłopiec zaczął stawać się mężczyzną? Pochylił się, zwracając Cari Harry'emu i całując go w policzek.

- Cal – dodał, zaskarbiając sobie jego wieczną wdzięczność za to, że wyciągnął dłoń do męskiego uścisku, zamiast również go całować. W końcu Cal musiał troszczyć się o swoją reputację.

- Ciocia Hermiona kazała ci powiedzieć, że wszyscy będą czekać na twój powrót na Grimmauld Place – powiedział Teddy, nerwowo przestępując z jednej nogi na drugą. Zgadzał się z ich planem, ale martwił się, jaki to wywrze skutek na Caleuma. Wiedział, że to on najbardziej ucierpi.

Harry pokiwał głową, sadzając sobie Cari na biodrze. Rozejrzał się po peronie, zastanawiając się, czy Draco spełni swoją obietnicę, że nie przyjdzie, czy nie. Nie mógł sobie wyobrazić nie przybycia tu i nie pożegnania Cala, ale wiedział, że dziś rano pożegnali się prywatnie.

- Nie przyjdzie, tato – powiedział Cal. Brzmiał na tak zniecierpliwionego, jak tylko chłopiec „będę-miał-jedenaście-lat-za-dwa-dni-tato-nie-jestem-dzieckiem" mógł.

- Po prostu pomyślałem, że może przyjdzie – odpowiedział Harry gładko, spoglądając na syna. Już był ubrany w szkole szaty, zbyt podekscytowany, by czekać, aż znajdzie się w pociągu. Miał małą klatkę z brązową sową, duży kufer wypełniony książkami - nie mógł doczekać się, kiedy zacznie się z nich uczyć - i wszystkie zapasy, jakie tylko mogłyby być mu potrzebne.

- Ciocia powiedziała, że wy dwaj i tak przyjdziecie dziś na ceremonię przydziału – powiedział Cal, przewracając oczami.

Inni rodzice nie mogli oglądać ceremonii. Westchnął, dobrze wiedząc, dlaczego mieli przyjść. Mógł sobie tylko wyobrazić zszokowane szepty i pomruki, rozbrzmiewające, gdy jego imię zostanie wywołane. Jego ojcom udało się utrzymać ślub i adopcję w sekrecie, ale on zdecydował, że chce iść do Hogwartu bez tajemnicy otaczającej jego rodzinę. Był dumny z nich obu i chciał, żeby świat wiedział, kim są.

Rozległ się ostry gwizd. Teddy chwycił rączkę kufra Cala, wskazując młodszemu chłopcu, by szedł za nim. Cal mocno złapał klatkę sowy, uścisnął niezręcznie swojego ojca i siostrę jednym ramieniem i pobiegł za kuzynem.

Harry patrzył za nim, aż pociąg odjechał ze stacji, pełen dumy i niepokoju. Gdy ciężki dym zniknął, Harry zauważył, że większość rodziców odeszła. Nikt go nie rozpoznał dzięki lekkiemu zaklęciu maskującemu, które ukryło jego łatwe do rozpoznania rysy. Cari śmiała się, gdy je rzucał, wypełniając sypialnię rozradowanym chichotem i okrzykami „głupi tatuś, głupi!"

Czekał jeszcze kilka sekund, już bardzo tęskniąc za synem. Nie był zaskoczony, gdy Draco zmaterializował się obok niego. Jego jasne włosy były zaczarowane na brązowo, a wyraziste oczy ukryte za ciemnymi okularami. Podał mu ich córkę bez słowa, wiedząc, że mąż potrzebował komfortu, którego jej małe, ciepłe ciało mogło mu dać.

- Wiedziałem, że tu będziesz – wymruczał, owijając ręce wokół pasa Draco, gdy skierowali się przez barierkę na stację King's Cross.

xxx

Harry kręcił się nerwowo w małym pomieszczeniu za stołem nauczycielskim. Słyszał, że na Wielkiej Sali rozpoczął się przydział i jego ciało było sztywne z niepokoju, gdy czekał, aż imię jego syna zostanie wywołane – i na poruszenie, które prawdopodobnie nastąpi.

- Doprowadzasz mnie do szału – wysyczał Draco, patrząc na niego wilkiem z kąta pokoju. Odsunął aksamitną kurtynę oddzielającą pokój od Wielkiej Sali, obserwując uczniów z niepokojem.

- Nic na to nie poradzę – wymamrotał Harry, marszcząc brwi. - Jest taki mały. Powinniśmy byli przetrzymać go o rok. Ma tylko dziesięć lat!

Draco jęknął, pozwalając zasłonie opaść na miejsce. Tiara właśnie umieściła Elphiasa Abotta w Hufflepuffie, więc pomyślał, że mają czas, by przerobić tę starą kłótnię po raz ostatni.

- Za dwa dni będzie miał jedenaście – powiedział zniecierpliwiony.

Wiedział, że Harry chciał zatrzymać Cala przy sobie najdłużej, jak mógł. On też chciał mieć go blisko. Ale nie mogli go ukrywać, zwłaszcza że Cal chciał, by świat wiedział, kim jest on i kim są jego ojcowie. Trzymanie go z dala od Hogwartu z powodu małego szczegółu przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Cal był zbyt mądry, by czekać kolejny rok, zanim zacznie swoją oficjalną edukację i nadszedł już czas, by poznał przyjaciół w swoim wieku. Miał Teddy'ego i Victoire, którzy byli starsi, i mnóstwo młodszych kuzynów, ale nikogo, kto byłby w jego wieku.

- Wiem – szepnął Harry, a jego ramiona opadły.

Nie chodziło o wyjazd Cala do Hogwartu, nie do końca. Po prostu tak się martwił o to, co zrobi prasa, gdy dowiedzą się kim jest Cal i tym samym, że Harry i Draco są małżeństwem. Rozkoszowali się kilkoma cudownymi latami bez bycia w centrum zainteresowania mediów, ale to zmieni się już za kilka minut.

- Da sobie radę – zapewnił go Draco, kładąc swoją dłoń na ramionach męża, dodając mu otuchy. - My damy sobie radę.

xxx

Harry stał na podwyższeniu na zewnątrz Grimmauld Place. Miał trudności z widzeniem przez niezliczone, jaskrawe błyski światła przed sobą. Unikał publicznych wystąpień – przynajmniej jako Harry Potter – przez pięć lat i czarodziejski świat desperacko chciał jego nowych zdjęć.

Odchrząknął, rzucając Sonorus, by tłum reporterów zgromadzonych przed wejśćiem mógł go z łatwością słyszeć. Hermiona zwołała konferencję prasową po wczorajszej ceremonii przydziału, by Draco i Harry mogli kontrolować wyciekające informacje. Byli na Grimmauld Place, bo ani Harry, ani Draco nie planowali ujawnić, gdzie mieszkali przez ostatnie pięć lat, chcąc zatrzymać zamek jako bezpieczne miejsce dla rodziny, by mogli się schronić przed publiką.

- Dziękuję wam za przybycie – zaczął Harry, patrząc wściekle na kilku reporterów, którzy zaczęli wykrzykiwać pytania o Cala. - Mam dla was oświadczenie, a potem będę gotów na odpowiedzenie na kilka pytań. Odpowiem jedynie na sensowne pytania i będzie to wasza jedyna szansa.

Tłum ucichł, przygotowując aparaty i samonotujące pióra.

- Jak większość z was prawdopodobnie już wie, mój syn wczoraj rozpoczął swój pierwszy rok nauki w Hogwarcie – powiedział Harry, milknąc, aż krzyki ucichły. - Pytania później. Mój syn, Caleum Potter-Black, został przydzielony do Slytherinu razem z dziewiątką innych uczniów. Jego ojciec i ja jesteśmy zadowoleni, zwłaszcza że to znaczy, że jego starszy kuzyn, prefekt Slytherinu, będzie mógł na niego uważać.

Harry popatrzył groźnie na reporterów, którzy znowu zaczęli wykrzykiwać pytania, i czekał, aż przestaną, zanim kontynuował. Wymruczał coś co ucha Hermiony, a ona zniknęła w środku, powracając z Draco i Cariną.

Reporterzy znowu oszaleli, wykrzykując pytania do małej rodziny. Hermiona uniosła różdżkę i rzuciła na tłum silne zaklęcie uciszające.

- Przykro mi, że to było konieczne – powiedział Harry, a jego zadowolony głos zapewnił ich, że nie było mu przykro w najmniejszym stopniu. - To jest Draco Potter-Black, mój mąż, i Carina Potter-Black, nasza córka. Ma dwa lata.

Zauważył, że kilkoro reporterów, w tym Rita Skeeter, desperacko starało się krzyknąć pytanie. Zaklęcie uciszające dalej działało i Harry uśmiechnął się złośliwie.

- Draco i ja chcemy, by nasz syn i córka wiedli normalne życie. Prosimy, byście uszanowali naszą prywatność. Mury obronne Hogwartu zostały wzmocnione, a Rada Miasta Hogsmeade ustaliła, że wszyscy członkowie prasy muszą mieć pozwolenie na przeprowadzanie wywiadów czy robienie zdjęć w mieście.

Uśmieszek Harry'ego urósł, gdy mężczyzna zauważył oburzone twarze w tłumie. Luna, stojąca w środku tłumu, była wyjątkiem. Uśmiechała się szeroko, co jakiś czas mrugając do swojej chrześnicy.

- Mogę wam powiedzieć, że nie dostaniecie pozwolenia na robienie zdjęć czy rozmowę z Caleumem, to samo będzie obowiązywać kontaktów z Cariną, gdy pójdzie do Hogwartu.

Odwrócił się do Draco, który pokiwał głową. Krótki czas na pytania i odpowiedzi był konieczny, albo zaryzykują, że poirytowana prasa będzie ich nękać w najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości. Z pewnością tłum będzie oblegał ich, gdziekolwiek nie pójdą, ale mieli nadzieję, że dzięki zwołaniu tej konferencji zapewnią sobie pozory spokoju od prasy.

- Pozwolę na sześć pytań – powiedział Harry, ostrożnie obserwując tłum. Każdy obecny reporter uniósł rękę, machając nią gorliwie, by zwrócić jego uwagę.

- Ty, w zielonym płaszczu – powiedział, wskazując na niskiego mężczyznę w pierwszym rzędzie. Hermiona cofnęła zaklęcie, pozwalając mu mówić, mimo że reszta wciąż była uciszona.

- D-dziękuję, panie Potter – wyjąkał mężczyzna, był wyraźnie skrępowany.

Harry uśmiechnął się, litując się nad nim.

- Właściwie to Potter-Black. Z jakiej gazety pan jest?

Mężczyzna zarumienił się i nawet jego samonotujące pióro drżało, wisząc w powietrzu obok niego.

- „Wiadomości z Czarodziejskiego Świata", s-sir.

- W porządku – powiedział Harry, kiwając głową. - Twoje pytanie?

Mężczyzna wyprostował się, biorąc skądś odwagę, by odezwać się do Chłopca, Który Przeżył.

- Sir, czy naprawdę jest pan mężem pana M-Malfoya?

Draco uśmiechnął się do wszystkich drapieżnie, mrugając do Hermiony. Rzuciła na niego Sonorus, jako że on miał ramiona pełne wiercącego się dziecka.

- Ja również nazywam się Potter-Black – powiedział, uśmiechając się złośliwie, gdy mężczyzna wzdrygnął się, gdy na niego spojrzał. - Harry i ja nie tylko wzięliśmy ślub, jesteśmy związani więzią wieczności.

Rozkoszował się zszokowanymi twarzami wszystkich zebranych, przewidując już, co przyniosą jutrzejsze nagłówki. Najbardziej obstawiał na tytuł: „Chłopiec, Który Przeżył, by spędzić wieczność ze Śmierciożercą".

Harry uśmiechnął się szeroko, szybko całując Draco w usta, zanim odwrócił się do tłumu.

- Pani Skeeter, może pani? - powiedział Harry, czekając, aż Hermiona zdejmie zaklęcie z kobiety.

- Harry, wielu mówiło, że opuściłeś czarodziejski świat pięć lat temu, bo nie mogłeś znieść presji bycia Chłopcem, Który Przeżył. Czy to dlatego związałeś się ze Śmierciożercą? Czy buntujesz się przeciwko społeczeństwu, które uczyniło cię symbolem dumy narodowej?

Harry roześmiał się, kręcąc głową.

- Nigdy się nie zmienisz, prawda, Rita?

Wzruszyła tylko ramionami, w ogóle nie wyglądając na zawstydzoną.

- Nie jestem już Chłopcem, Który Przeżył – powiedział Harry mocnym i czystym głosem. - Spełniłem swój obowiązek wobec czarodziejów Wielkiej Brytanii podczas Bitwy o Hogwart. Dziś stoję przed wami jako mąż Draco i ojciec Cala i Cari. Przyjaciel Hermiony. Nic więcej.

Skeeter wyglądała, jakby miała zamiar zadać kolejne pytanie, ale szybkie zaklęcie uciszające Hermiony ją powstrzymało.

- Przykro mi, ale mamy czas jedynie na jedno pytanie na reportera. Nie będziemy mogli dać szansy wszystkim. Jestem pewien, że to zrozumiecie – powiedział Harry, uśmiechając się do kobiety szelmowsko. - Ty, w czarnej pelerynie. Pani pytanie?

Postawna kobieta podeszła bliżej, chcąc być wystarczająco blisko, by Harry ją usłyszał.

- Jestem Nellie Ireson z tygodnika „Czarownica" - powiedziała, kiwając uprzejmie głową Harry'emu i Draco. - Nasi czytelnicy chcieliby wiedzieć, co robiłeś od czasu wojny, Harry. Czy po prostu żyłeś z pieniędzy pana Malfoya… ee, pana Potter-Blacka?

Harry zachichotał, usłyszał też obok siebie niski śmiech Draco. Poważnie, pomyślał Harry ponuro, z trudem powstrzymując się przed przewracaniem oczami. Wszyscy wiedzą, że Draco i ja zaczęliśmy się spotykać tylko kilka lat temu – nie mogła chyba już zapomnieć o Delibero Pergo, prawda?

- Mam swój własny spadek, pani Ireson – odpowiedział Harry, uśmiechając się bezczelnie. - Ale mam też pracę.

On i Draco zgodzili się, że może ujawnić swoją tożsamość jako James Evans, jeśli taka możliwość się pojawi. Jego książki stały się bardzo popularne w ciągu kilku ostatnich lat, nie mógł nigdzie wyjść bez bycia obleganym przez tłum. Było prawie tak źle, jak pokazywanie się jako Harry Potter.

- Jestem pisarzem. Prawdopodobnie o mnie słyszeliście – używam pseudonimu James Evans.

Więcej zszokowanych twarzy i gorączkowe pisanie. Prawie było mu ich żal. On i Draco zarzucali ich naraz tyloma informacjami zasługującymi na nagłówki, że prawdopodobnie będzie im ciężko zdecydować, od czego zacząć.

- Jako że ta konferencja jest o naszej rodzinie, a nie o mojej karierze, muszę poprosić, by jakiekolwiek pytania o moje książki były skierowane do mojego rzecznika – powiedział, kiwając w stronę Hermiony. - Hermiona Granger-Weasley odpowie na jakiekolwiek wasze pytania.

Hermiona skinęła głową, w środku kuląc się na myśl o liczbie sów, którymi jej biuro zostanie zalane w następnych tygodniach.

- Dobra, kto następny? - Rozejrzał się i wskazał Lunę. Uśmiechnęła się szeroko, zadając swoje pytanie, zanim Hermiona miała szansę udać, że cofa zaklęcie. Luna od początku nie znajdowała się pod jego wpływem.

- Harry, czy jest choć ziarnko prawdy w plotkach, że ty i Draco planujecie więcej dzieci?

Draco roześmiał się, kręcąc głową. Nie mógł uwierzyć, że o to zapytała. No, ale w końcu to była Luna. Rzadko robiła takie rzeczy bez dobrego powodu i myślał, że musiała przewidzieć, że to był dobry czas, by podzielić się ich wieściami. Wzruszył ramionami, patrząc na Harry'ego. Dlaczego nie? W końcu co mieli do stracenia?

- Tak, to prawda – odpowiedział. Jego oczy migotały, gdy patrzył na kobietę, która właśnie nosiła dziecko Draco.

Luna pokiwała głową poważnie, pisząc w swoim notesie. Był pewien, że to albo rysunek jednego z jej mitycznych stworzeń, albo przypomnienie, by kupić coś w sklepie – w końcu już wiedziała, że jest w ciąży z ich następnym dzieckiem. Nie miała powodu, by notować gorączkowo jak wszyscy inni.

Dłoń Draco odnalazła dłoń Harry'ego pod blatem i ścisnęła mocno. Jeszcze tylko kilka pytań i będą mogli wrócić do Francji. Żaden z nich nie tęsknił za mieszkaniem w Londynie, choć upewniali się, by zatrzymać się w jednym z mieszkań Draco kilka razy w roku. Nigdy na Grimmauld Place; to dlatego Harry tak chętnie zgodził się, by konferencja odbyła się tutaj. Z odrobiną szczęścia media będą tu koczować, mając nadzieję na zobaczenie skrawka rodziny, nigdy nie zdając sobie sprawy, że oni tu naprawdę nie mieszkali.

- Ty, w purpurowym kapeluszu. Masz pytanie?

xxxxx

Koniec.

To był ostatni rozdział MKQ, kochani. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, motywujące mnie do pracy :) Bardzo dziękuję też Morwenie, bez której nie udałoby mi się dokończyć tłumaczenia, za pomoc i cierpliwość. :*