Tłumaczenie
Tytuł oryginału: The Hug that Saved the World
Autor(ka): Janey Weasley
Uwagi: Moje pierwsze tłumaczenie fanfika potterowskiego. Niezbyt udane, przyznaję. Tekst w sumie też taki sobie, ale wrzucam razem z innymi tłumaczeniami, a co tam.
UŚCISK, KTÓRY OCALIŁ ŚWIAT
- Dalibyście już spokój. Chyba naprawdę nie wierzycie, że my moglibyśmy pokonać Sami-Wiecie-Kogo? No bo niby jak? - Zachariasz Smith tradycyjnie głośno wyraził swoje powątpiewanie.
Fred i George przyglądali mu się w zamyśleniu.
- Wiesz Zacharek, tak w sumie tym, czego Sam-Wiesz-Kto naprawdę potrzebuje jest naprawdę duży uścisk.
Zachariasz obdarzył ich sceptycznym spojrzeniem.
- To prawda! A myślisz, że jak Harry dał radę wywijać mu się przez te wszystkie lata? Dzięki uściskom!!
Z gardła Harry'ego wydobyło się pełne irytacji prychnięcie.
- Ej, chłopaki, mieliście tego nie rozpowiadać. Nie możemy pozwolić na to, żeby wszyscy dowiedzieli się jak można go pokonać.
Bliźniacy potrząsnęli głowami w udawanym zawstydzeniu.
- Sorki... Tak jakoś się nam... wypsnęło...
Zachariasz nie był pewien, czy ma w to wszystko wierzyć czy nie.
- Moglibyście to jakoś...rozwinąć? zapytał.
Fred i George usilnie starali się zachować twarze pokerzystów.
- No cóż, - zaczął Harry - na początek dobrze jest zwrócić się do niego jego ulubionym zdrobnieniem.
- Które brzmi...?
- NIE PRZERYWAJ!! Jak już mówiłem, to pomaga, jeśli zwrócisz się do niego jego ulubionym zdrobnieniem. Wyciągasz ręce i mówisz: 'Voldie, skarrrbie!' A potem mocno go przytulasz.
Oczy Zachariasza zrobiły się wielkie jak spodki a brwi powędrowały do góry. Szczerze powiedziawszy, nie wyglądało to najpiękniej. Przypominał cokolwiek wystraszoną sowę.
- Naprawdę? - wydusił.
Bliźniacy musieli zagryzać wargi, żeby powstrzymać się od śmiechu.
- O tak - odpowiedział Harry. - Oczywiście. Ale nie rozpowiadaj tego na prawo i lewo...
Zachariasz pokiwał głową.
xxxxxx
Miesiąc później, w porze obiadowej, kiedy uczniowie opychali się w Wielkiej Sali, Voldemort znienacka wparadował do środka jak gdyby nigdy nic. Było to bardzo dziwne i zupełnie nieoczekiwane, można by rzec: spontaniczne...
Voldemort uśmiechnął się i już- już miał poinformować ucztujących nastolatków, że są otoczeni, kiedy nagle, nie wiadomo skąd wyskoczył wysoki Puchon, ryknął - Voldie! - i rzucił się w jego stronę.
Zanim Voldemort zdołał powiedzieć 'Avada Kedavra', czyjeś ramiona otoczyły go w ciepłym uścisku.
Harry uderzył się dłonią w czoło.
- Głupek, głupek, głupek. Nie powinienem był zabawiać się kosztem jego naiwności! Teraz, przez idiotyczny dowcip, zginie!
Jednakże w tym momencie Voldemort nie wyglądał jakoś szczególnie morderczo. Kiedy szok w końcu go opuścił, jego miejsce zajęła świadomość, że oto właśnie otrzymuje swój pierwszy w życiu uścisk.
Coś w jego wnętrzu drgnęło; poczuł się dziwnie. Ku jego przerażeniu po policzku stoczyła mu się łza. Zauważając to, Zachariasz odsunął się- z różdżką Voldemorta w garści.
- Oj Voldie, Voldie, ty stary sentymentalisto! - zakpił, a kilkoro nauczycieli natychmiast posłało w Voldemorta porcję zaklęć ogłuszających- teraz, kiedy już mogli być pewni, że nie trafią Zachariasza.
Zachariasz odwrócił się do zdumionego Harry'ego Pottera.
- Łau, Harry! - wykrzyknął. - Ty, Fred i George mieliście rację!
W kilka chwil później przybyli przedstawiciele Ministerstwa. Śmierciożercy otaczający szkołę zostali wzięci z zaskoczenia a dementorzy rozprawili się z nimi w mgnieniu oka.
Ministerstwo nie chciało podejmować ryzyka, że Voldemort mógłby w jakiś sposób odzyskać swoją duszę ze szponów dementorów (co byłoby akurat czymś w jego stylu).
Zamiast tego został ścięty. Żadnej magii, żadnych klątw. Wątpliwe, że zdołałby wrócić bez głowy.
Tymczasem Zachariasz wrócił spokojnie na swoje miejsce, otrzepał szatę i, pozornie ignorując wlepione w siebie dziesiątki oczu, sięgnął po nóż i widelec. Nim jeszcze zdążył unieść je do ust, rozpoczęło się świętowanie.
Zachariasz zauważył, z pewną dozą zasłużonej satysfakcji, że wznoszono okrzyki na cześć jego, Zachariasza Smitha, zbawcy świata czarodziejów.
--