Jane poprawiła okulary przeciwsłoneczne, które miała na nosie. Były duże i ciężkie, zostawiały bolesne siniaki, ale skutecznie chroniły przed promieniami popołudniowego słońca. Poza tym, kobieta lubiła ten ból. Jak każdy inny, przypominał jej o tym, że żyje.
Uśmiechnęła się, unosząc w górę tylko jeden kącik ust. Mocniej zacisnęła palce na kierownicy i z przyzwyczajenia spojrzała w lusterko wsteczne. Czuła podniecenie potęgowane dodatkowo przez świadomość, że już niedługo znów GO zobaczy. Mimo wszystko, skupiła się na jeździe.
-Możemy zrobić postój?
Z zamyślenia wyrwał ją głos LJa. Spojrzała na niego kątem oka. Dzieciak zrobił zbolałą minę.
-Znowu? – zapytała drwiąco.
-To z nerwów. – Wzruszył ramionami w bezsilnym geście, jeszcze bardziej przypominając biednego, małego chłopczyka.
-A nie z choroby pęcherza?
-Nie. Z moim pęcherzem jest wszystko ok. Po prostu… Nie mogę doczekać się, kiedy zobaczę tatę.
Kobieta westchnęła. Nie tylko ty nie możesz, pomyślała z lekkim zażenowaniem.
Od chwili, kiedy Lincoln wymierzył jej potężny cios w szczękę, nie mogła go zapomnieć. Mężczyzna zrobił na niej wrażenie. Jego siła, prawdziwa męska siła, której nie wahał się użyć nawet przeciwko kobiecie, aby ratować własne dziecko. Imponował jej. Pragnęła znowu go zobaczyć. Przed oczami nadal miała jego potężną, dobrze zbudowaną, umięśnioną sylwetkę, szerokie ramiona, kilkudniowy zarost, który nadawał jego twarzy groźnego wyrazu i powagi, wreszcie ciemne oczy, którymi patrzył na nią spode łba tylko przez kilkadziesiąt sekund. To jednak wystarczyło, aby wciąż i wciąż wracał do niej w snach. Marzyła o tym, aby zostać z tym brutalem sam na sam, a jednocześnie bała się tego.
Zrezygnowana i poirytowana zjechała na pobocze. Zgasiła silnik i zaciągnęła ręczny. Ściągnęła okulary i spojrzała na LJa. Uniosła brwi.
-No? Chciałeś postój i masz postój.
Chłopak wyjrzał przez okno.
-Tutaj? – zapytał rozczarowany.
Jane spojrzała nad jego ramieniem na równinę ciągnącą się aż po horyzont łagodną, żółtawą płaszczyzną. Jak sięgała wzrokiem, roślinność składała się tylko z niskiej, uschłej trawy i niewielkich krzaczków.
-Miejsce jak każde inne – mruknęła rozdrażniona. – Twój pęcherz nie będzie wybrzydzał, jestem tego pewna.
-Jesteś potworem – rzucił i wysiadając z auta, trzasnął mocno drzwiami.
W odpowiedzi tylko roześmiała się złośliwie.
Podróż z dzieciakiem Lincolna była naprawdę nieznośna. Nastolatek bardzo przypominał swojego ojca, co ją drażniło, ale zaciskała usta i jechała dalej. Wiedziała, że już niedługo będą na miejscu.
Burrows zadzwonił do niej dwa dni wcześniej, podając miejsce i czas spotkania. Znalazła wskazany przez mężczyznę hotelik na mapie, wyliczyła, ile czasu zajmie jej dotarcie tam, zapakowała bagaże i wreszcie wyruszyła w drogę z LJem na miejscu pasażera. Teraz, po sześciu godzinach jazdy w upale i duchocie, miała naprawdę dość. Pocieszała ją jednak myśl zobaczenia się z NIM.
Po kilku minutach LJ wrócił do samochodu. Naburmuszony, zapiął się pasem i odwrócił do niej plecami, wpatrując się w krajobraz za oknem.
Nie przejęła się zbytnio złym humorem dzieciaka. Założyła okulary i wjechała na drogę. Przed nimi była jeszcze najwyżej godzina jazdy.
Nie minęło jednak półgodziny, kiedy LJ zmienił pozycję i przez chwilę wpatrywał się w nią uważnym wzrokiem. Potem uśmiechnął się pod nosem i zaczął nucić jakąś melodię.
-Co? – rzuciła poirytowana jego zmianą zachowania.
-A co ma być? – zakpił. – Nico.
-Nico mogłoby być, gdybyś ty siedział za kierownicą. To ja jednak jestem kierowcą i mogę cię w każdej chwili wysadzić i zostawić na tym bezludziu. A więc? Nadal jest nico?
-Zawsze jesteś taka bezpośrednia? – zapytał, a kiedy kiwnęła głową, powiedział złośliwym tonem: - Tak sobie myślałem, jaki facet by cię chciał.
-Dla twojej informacji: znalazłoby się kilku takich, ale to nie twoja sprawa.
-Nie wątpię… w to drugie. Ale jeśli chodzi o facetów. Widzisz, my lubimy kobiety, którymi trzeba się zaopiekować, a nie takie, które rzucają się na nas z pięściami. Jak ty.
-Ciekawa teoria, LJ. Kto ci ją wpoił? A może sam na to wpadłeś?
-Mój tato. On mi tak powiedział.
Poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu, ale nie dała po sobie nic poznać.
-Skoro twój tata lubi słodziutkie, malutkie, różowe laleczki, jego sprawa. A teraz, jeśli pozwolisz, chcę skupić się na jeździe.
Poczuła ulgę, kiedy kwadrans później dojrzała neon hotelu Sunset. Wrzuciła kierunkowskaz i wjechała na niewielki, wysypany żwirem parking przed parterowym, pomalowanym na niebiesko budynkiem. Zatrzymała samochód w strategicznie najlepszym miejscu do szybkiej ucieczki, jakby coś poszło nie tak i wysiadła, przeciągając się. LJ zrobił to samo.
Parę minut później, oboje siedzieli w wynajętym pokoju z numerem 13 i z niecierpliwością czekali na jedną i tą samą osobę, która miała się za chwilę zjawić, co do czego byli niemal pewni. Mimo wszystko, czuli także strach.