Dziękuję wszystkim za komentarze. Naprawdę, sporo dla mnie znaczą:
Fraszka –miło mi, że udało mi się wywołać u ciebie uśmiech, a co do twoich uwag...niestety nie nazywam się Rowlling i mogą się u mnie pojawić błędy, a jeśli chodzi o Lily...to przecież fanfiction i to ja steruję postaciami ;) A poza tym ona się nie rzuciła mu w ramiona, co zresztą wyjaśnia ten rozdział.
Gosia- jednym słowem...dzięki ;) Dedykuję ci ten rozdział
Silver Mayflower – no cóż, polskie fanfici też mogą być niezłe ;)
Ja – no przecież jestem znaną pisarką (hym hym...taki żart)
Marta-no wiesz, może być tylko lepiej ;)
Na początku rozdziału przedstawię wam moją wersję przeszłości Lily. A potem wrócimy do teraźniejszości (u nich of course). Mam nadzieję, że będzie wam się miło czytać.
Nic, co rozpoznacie nie należy do mnie :(On with the show:
Lily Evans nigdy tak do końca nie pasowała do otoczenia. Tak po prostu.
Od początku swojej edukacji w szkole w Little Whining była nazywana dziwakiem. I może rzeczywiście nim była, skoro się tym zbytnio nie przejmowała.
Często bywała sama, ale nigdy tak naprawdę nie była samotna. Nie było to możliwe, przy takiej wspaniałej siostrze.
Petunia Evans była dosyć wysoką na swój wiek blondynką. Nie była cudem piękna, ale w oczach swojej małej, rudowłosej siostrzyczki była ideałem.
Siostry Evans były prawdziwym okazem siostrzanej miłości. Zawsze wszystko robiły razem. Gdy rodzice kupili jednej z nich lalkę, druga też od razu musiała taką dostać.
Mimo, że Petunia była starsza, Lily gdy tylko wiek jej na to pozwolił jak najszybciej mogła poszła do szkoły swojej siostry. Przerwy przeważnie spędzały razem.
Ich rodzice, Rose i Mark Evans byli uważani przez sąsiadów za szczęściarzy, za to, że ich córki żyją w takiej zgodzie.
Nic co idealne nie trwa jednak wiecznie.
W 11 urodziny Lily, zdarzyło się coś dziwnego. Do jej domu przyfrunęła sowa (najprawdziwsza!) i zostawiła dziewczynce kopertę, na której zielonym atramentem, aż nazbyt dokładnie był opisany jej adres:
Pana L. EvansDuży pokój
Flowery Road 13
Little Whining
Surrey
Koperta była gruba i ciężka, z żółtawego pergaminu. Nie było żadnego znaczka.
Lily i Petunia wpatrywały się w nią dobre parę minut, nim ją otworzyły. Lily wyjęła list i przeczytała na głos:
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALUBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Panno Evans,
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później, niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunki,
Minerva McGonagall
Zastępca Dyrektora
Gdy Lily zakończyła ostatni wers listu, na chwilę zapadła cisza, jeszcze większa niż przedtem, bo teraz słuchali także rodzice. Wkrótce jednak Lily wybuchnęła śmiechem, a za nią Petunia. Śmiały się tak mocno, że omal nie pospadały z krzeseł. Rodzice jednak nadal milczeli.
„Mamo, tato..." wyjąkała Lily, dusząc się ze śmiechu „Świetny kawał, naprawdę, dziękuję wam, to wspaniały prezent. Pokażę go w szkole"
„Lily...Musimy porozmawiać" pani Evans położyła dłoń, na ramieniu córki.
Dziewczynka w mgnieniu oka się uspokoiła. Teraz słychać było tylko śmiech Petunii.
„Powiedz mi to tutaj. Wiesz, że nie mamy z Petty żadnych tajemnic przed sobą"
Państwo Evans wymienili spojrzenia i powoli usiedli do stołu razem z córkami.
„Lily, skarbie my..."zaczął zakłopotany pan Evans, szukając pomocy żony, która jednak postanowiła milczeć „Ten list to nie kawał. Wszystko, co w nim napisane jest prawdą..."
Teraz nawet Petunia usiadła cicho i spojrzała na tatę ze zdziwieniem.
„Nie rozumiem..."
„Twoja ciotka, Dejanira Smith, też jest czarownicą."
„Dlaczego dopiero teraz mi to mówicie?" spytała Lily z miną, oczekującą, że nagle zza zasłon wyskoczą krewni i znajomi i krzykną „Niespodzianka!". Tak się jednak nie stało.
„Nie byliśmy pewni, że to odziedziczyłaś, a nie chcieliśmy ci robić nadziei"
„Lily, wiem, że to może być dla Ciebie wstrząs..."
Dzieci w tym wieku, są jeszcze na tyle niewinne, że łatwiej im uwierzyć cuda, niż starszym ludziom. Ku zdumieniu Rose i Marka, ich córki nagle wstały i zaczęły tańczyć dookoła stołu, wykrzykując wesoło: „Jesteśmy czarownicami! Jesteśmy czarownicami!"
Państwo Evans znów spojrzeli po sobie niepewnie.
„Rzecz w tym" pan Evans próbował przekrzyczeć córki „Że nie wiemy, czy Petunia jest czarownicą...!"
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dziewczynki przestały tańczyć.
„Jak to...?" Petty patrzyła to na mamę to na tatę.
„Kochanie, z tego co wiemy, to taki list dostaje się zazwyczaj w wieku 11 lat. Ty masz już prawie 13, więc..."
„Nieprawda!" krzyknęła Petunia, tupiąc nogami.
„Nie pójdę nigdzie bez siostry!" dodała Lily.
„Petunio, ty prawdopodobnie nie jesteś czarowni..." Rose nie zdążyła dokończyć, bo starsza córka wybiegła z pokoju. Następnie usłyszeli kroki na schodach i potężne trzaśnięcie drzwiami.
Lily wstała i pobiegła za siostrą.
„Petty! To na pewno pomyłka! Wyjaśnimy to i ty też pójdziesz do tej szkoły i obie dostaniemy różdżki!" krzyknęła, stojąc pod drzwiami, lecz Petunia nie odpowiedziała.
Następnego dnia, podczas śniadania Lily starała się zacząć rozmowę z siostrą, lecz ta nie odpowiadała.
„...mówię, ci, to na pewno pomyłka!" powtórzyła po raz wtóry mała rudowłosa czarownica.
Petunia nagle wstała, cała czerwona na twarzy.
„A teraz ja ci coś powiem, mały dziwolągu! Wcale mi nie zależy, na pójściu do tej twojej głupiej szkoły! Pewnie i tak będziesz tam najgorsza! Nie chcę cię znać!" wybiegła z domu.
Lily została sama. Po raz pierwszy, w pełnym znaczeniu tego słowa.
Mnóstwo razy próbowała się pogodzić z siostrą, lecz ta za każdym razem reagowała tak samo. W końcu Lily, zdenerwowała się i odpowiedziała atakiem. Tak zaczęły się odwieczne kłótnie sióstr Evans.
Było słoneczne popołudnie. James Potter, razem ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi, Syriuszem, Remusem i Peterem siedzieli pod rozłożystym drzewem, rozkoszując się letnim słońcem.
„Dzisiaj wieczorem będzie niezła zabawa" powiedział Syriusz, uśmiechając się nikczemnie.
„Jak dla kogo" mruknął Remus, przekładając stronę w książce, którą czytał.
„A co, Luniaczku, chyba mi nie powiesz, że jest ci źle włóczyć się z nami po Hogsmade?" Syriusz przybliżył się do niego, robiąc słodkie oczy.
Remus odepchnął go, mrucząc coś w stylu „Zamknij się"
„O cholera!" jęknął nagle James, siadając wyprostowany „Zapomniałem, że dzisiaj pełnia!"
„No to już teraz pamiętasz. I po kłopocie!"
„Nie, nie rozumiesz. Umówiłem się z Lily na dzisiaj." powiedział, nerwowo przeczesując włosy palcami.
Po wielu latach robienia tego na pokaz, mierzwienie włosów weszło mu w nawyk.
Nagle nastała cisza. Nawet Remus zamknął książkę.
„Lily...? Lily, że niby Evans...?"Syriusz też usiadł wyprostowany, wpatrując się w przyjaciela z największym zdziwieniem.
„Tak."
„Jak mogłeś!" Syriusz nagle rzucił się na Jamesa, przewracając go na trawę.
„Hej! Łapa! Leżeć!" Remus jednym susem znalazł się przy dwójce walczących kretynów.
Syriusz posłusznie przetoczył się na plecy, z miną zadowolonego psa.
Peter, James i Remus wybuchnęli śmiechem.
Nagle w oczach Blacka pojawiło się zrozumienie i usiadł normalnie „Zawsze się daje na to złapać" mruknął „Ale jednak...Rogacz, jak mogłeś nam nie powiedzieć!"
„Po prostu...Sam w to jeszcze nie wierzę"
„Ale teraz się nie wywiniesz. Mów. Wszystko!"
„No jejku, ona znalazła mój notatnik...Przyszła do mnie wczoraj i kiedy już myślałem, że mi oderwie głowę i napoi nią wampiry..."Remus dyskretnie przewrócił oczami „Ona mi nagle powiedziała, że pójdzie ze mną na randkę"
„I co...To wszystko?" Syriusz wyglądał na rozczarowanego „Żadnej akcji? Nic...? Co z ciebie za facet?"
Gdyby spojrzenie Jamesa mogły zabijać, to Syriusz byłby pierwszą osobą, która leżałaby martwa na szkolnych błoniach. No, może jednak nie. Najpierw zginałby Smarkerus.
„A co niby miałem zrobić? Rzucić się na nią?"
„Brzmi rozsądnie"
Remus trzepnął Łapę książką w głowę „Twoja dorosłość emocjonalna mnie powala. Moje pytanie jednak brzmi...Więc nie pójdziesz z nami dzisiaj do Hogsmade?"
Nastała naprawdę niezręczna cisza. James wyglądał, jakby był bliski łez.
„Ja...Wiecie, że chętnie bym z wami poszedł...Ale Lily..."
„Jest ważniejsza, tak? Rozumiem." Syriusz obrócił się do niego plecami. „Wiesz co Peter, zgłodniałem. Chodź ze mną do kuchni"
Pulchny, blond - włosy chłopiec rzucił Jamesowi przepraszające spojrzenie i poszedł za Łapą.
James spuścił głowę, wkładając ręce do kieszeni.
„Hej, Rogacz. Nie martw się. Ja cię rozumie. Idź na tą randkę i baw się dobrze." Lunatyk ponownie sięgnął po swoją książkę.
„A może...wiem. Pójdę z wami i wrócę punktualnie na randkę z Lily. Wszystko będzie OK."
„Serio?" Syriusz Black wyjrzał zza drzewa.
James i Remus zmarszczyli brwi.
„Nie powinieneś być w kuchni?"
„Peter powiedział, że mi coś przyniesie. A teraz słuchaj James. Jako twój doświadczony przyjaciel podzielę się z tobą wiadomościami, które zebrałem na temat bycia mężczyzną"
„Nie...Tylko nie to!" jęknął James.
„Po pierwsze. Niezależność!"
„Jak długo zajęło ci dojście do tego?" spytał Lunatyk, niewinnym tonem.
Osobom, które znały go krócej czasem trudno było odróżnić, kiedy z nich kpi, a kiedy mówi prawdę.
„Mniej więcej trzy lata"
Jak widać najbliższe otoczenie też miewało z tym problemy.
James z trudem powstrzymał śmiech.
„Rzecz w tym, żeby się nie poddać żadnej babie! One są podstępne! Znają wszystkie sztuczki!" niezrażony Syriusz, mówił dalej tonem urodzonego stratega „Jak już jakaś tylko poczuje, że masz do niej słabość...koniec z tobą"
„Ta ta ta dam!" zaintonował cicho Remus.
James zakaszlał.
Syriusz tylko rzucił im uciszające spojrzenie i ciągnął dalej.
„Zapamiętaj to sobie, młody Potterze."
Nastała cisza, którą po chwili przerwał Remus.
„I co, tylko tyle się dowiedziałeś po trzech latach?"
„Ha. Rzecz w tym, że niektórzy..."spojrzał znacząco na Jamesa" ...do tej pory sobie tego nie uświadomili i robią z siebie głupków, spędzając całe dnie na obserwowaniu pewnych rudowłosych panienek, które mają ich w..." urwał na widok min przyjaciół.
„Możesz podać konkretne miejsce, Black?" spytała Lily Evans, stojąca od jakiegoś czasu za Syriuszem.
Remus zasłonił się książką, a James momentalnie oblał rumieńcem.
„W swojej pięknej główce" dokończył, z szelmowskim uśmiechem Black.
„Rozumiem" odpowiedziała niezmiernie poważnie, siadając na trawie koło nich.
Wszyscy trzej spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
„A teraz pozwól, że ja ci coś powiem o byciu mężczyzną" oczy Lily zabłyszczały wesoło, czego nie dało się odczytać z jej twarzy „Grasz macho Black, a nawet skarpet nie potrafisz uprać. Robi to jedna z twoich dziewczyn. Oto męska niezależność. "
Syriusz miał minę osoby rażonej piorunem.
Nagle równocześnie Remus, James i Lily zanieśli się śmiechem.
„Bardzo sprytnie, Evans"
„Naprawdę dziewczyna pierze ci skarpety, Łapo?" spytał James, po czym od razu się schylił, przed nadlatującym w jego stronę patykiem- pierwszą rzeczą, którą zezłoszczony przyjaciel miał pod ręką.
„Oczywiście, że nie! Nigdy nie ufaj rudzielcowi!"
Oczy Lily znów zabłyszczały, ale tym razem złością.
„Peggy Higgins, z Ravenclawu" powiedziała chłodno „A co do mojego koloru włosów...Powinieneś też wiedzieć, Łapo, że szybko się złoszczę"
„Zdążyłem się tego nauczyć, obserwując Jamesa i ciebie" mruknął Syriusz.
„Szkoda tylko, że nie wykorzystujesz tej wiedzy" Lily wstała „Do zobaczenia" powiedziała w stronę Jamesa i Remusa i odeszła.
„Ale z ciebie idiota" powiedzieli równocześnie Rogacz i Lunatyk.
„Dziękuję wam, przyjaciele"
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. James zdążył ułożyć plan, który pozwoliłby mu na uczestniczenie w spacerze z przyjaciółmi, a potem również randce z Lily.
„Chyba już czas" powiedział Remus, nagle wyglądający znacznie starzej „Bądźcie za piętnaście minut."
Wyszedł z pokoju.
Nikt w szkole, poza oczywiście trójką przyjaciół, nie wiedział o przypadłości Remusa.
Wręcz komiczne było zestawienie jego dwóch osobowości: tego cichego Remusa, zawsze gotowego pomóc osobom, które tego potrzebują oraz Remusa bestii, w jaką zmieniał się podczas pełni księżyca.
Chłopcy tak naprawdę nigdy nie mogli być pewni swojego bezpieczeństwa. Co prawda, wilkołak stawał się łagodniejszy w towarzystwie zwierząt, ale i tak bywały naprawdę groźne momenty, gdy James, jako największy z nich musiał go czasem przytrzymać rogami.
„Myślę, że możemy już iść" powiedział nagle Syriusz, przerywając milczenie.
Trójka przyjaciół nakryła się peleryną niewidką, wzięli swoja cudowną mapę zamku do ręki i ruszyli cicho przez pokój wspólny, w którym siedziało jeszcze sporo osób.
„Na którą jesteś umówiony z Evans?" spytał Syriusz, gdy mijali Wielką Salę.
„Koło 23. Mamy sporo czasu."
Nagle ktoś ich minął. Nie zauważył ich oczywiście, bo byli niewidzialni, ale zatrzymał się i rozejrzał.
Była to osoba najmniej mile widziana.
Severus Snape zapalił światło na swojej różdżce.
„Kto tam jest?" spytał, obracając się wokół własnej osi.
Nim James zdążył zatrzymać przyjaciela, Syriusz wyszedł spod peleryny.
Peter zaczął się trząść ze strachu.
„Smarkerus!" powiedział Syriusz, udając miłe zaskoczenie, ale jego szare oczy miały groźny wyraz.
„Black" mruknął Snape, kierując swoją różdżkę w jego stronę.
„Co jest, Snapik nie umie zasnąć? Mali chłopcy już dawno grzecznie leżą w łóżeczkach" Syriusz udał głos dziecka.
„Zamknij się!" prawie krzyknął Snape, a z jego różdżki popłynęło parę iskier.
Przez chwilę stali i mierzyli się wzrokiem, jak dwa koty, gotowe zaraz skoczyć na siebie.
Nagle na mrocznej twarzy Snapea pojawił się paskudny uśmiech.
„Tak właściwie, to szedłem za waszym przyjacielem. Nie wiesz może, gdzie wymyka się tak późno w nocy?"
Syriusz zacisnął pięści i gdy już Jamesowi wydawało się, że rzuci się na wroga, uśmiechnął się równie paskudnie i spokojnie odparł: „Naprawdę chcesz wiedzieć? Więc powiem ci co masz zrobić. Musisz tylko dojść do Bijącej Wierzby, poruszyć zwęgloną korę na jej pniu, żeby się uspokoiła i wejść w tunel, który znajdziesz między korzeniami. Na końcu tunelu znajdziesz rozwiązanie."
Jamesowi opadła szczęka, złapał tył szaty Syriusza i nieznacznie szarpnął.
Snape przez chwilę stał w bezruchu, jakby ważąc, czy to, co usłyszał przed chwilą jest prawdą.
Skinął głową i odszedł.
Gdy tylko zniknął za zakrętem James wyskoczył spod peleryny i przygwoździł zadowolonego Syriusza do ściany, łapiąc go za kołnierz.
„Co ty najlepszego wyprawiasz, co?"
„Przecież widziałeś, że aż się prosił, żeby mu to powiedzieć..."
James puścił go, spojrzał z niedowierzaniem i obracając się na pięcie pobiegł w kierunku, w którym zniknął Snape.
Nie mógł uwierzyć, że Syriusz to zrobił. Teraz liczyła się każda sekunda. Jak tylko Snape dojdzie do końca tunelu, zginie!
Przyspieszył.
„Snape!" krzyknął, zapalając w biegu różdżkę.
Po chwili go zobaczył, przy samej wierzbie, ale sekundę później Snape znów zniknął, tym razem w tunelu, do którego wskoczył.
James zaklął i pobiegł w tamtym kierunku.
Chwilę później również był w tunelu.
„Snape, co ty wyprawiasz!" spytał, próbując złapać oddech i zatrzymując chudego chłopaka.
„Zamierzam o wszystkim powiedzieć dyrektorowi, Potter. Rozumiesz? Zostaniecie wyrzuceni i skończą się moje problemy z wami..."
„Ty idioto...Nie rozumiesz, że tu chodzi o twoje życie! Uciekaj stąd natychmiast!"
„Nie!" krzyknął Snape, opluwając go śliną.
„Wynoś się stąd!"
„Nie ma mowy, Potter! Teraz, kiedy jestem tak blisk..."
Nie zdążył dokończyć, bo zachwiał się pod wpływem uderzenia.
James jęknął, masując sobie rękę. Dużo bardziej wolał walkę na różdżki.
Gdy tylko Snape otrzeźwiał, z dzikim okrzykiem skoczył na Jamesa.
Nagle usłyszeli warczenie, dochodzące z niedaleka.
Zastygli obydwaj. Światło różdżki Jamesa padło na postać koło nich. Oczy Snapea rozszerzyły się z przerażenia.
„James! James..!" Syriusz Black, również stanął jak wryty, na widok sceny przed nim.
„Zajmij się Snapem" szepnął James, nie poruszając się „Wyprowadź go stąd. Ja zatrzymam wilkołaka"
Nagle usłyszał cichy trzask i poczuł, że Snape osuwa się na ziemię, pod wpływem zaklecia, które na niego rzucił Syriusz.
To przelało szalę. Wilkołak zawył i rzucił się na nich.
James szybko złapał swoją różdżkę i już po chwili zamiast niego stał wielki i majestatyczny jeleń. Skoczył do przodu i przygwoździł bestię do ściany.
Syriusz spojrzał na Petera, bladego jak ściana.
„Weź stąd Snapea, ja pomogę Jamesowi"
Peter, który wyglądał, jakby mu ulżyło, na wieść, że nie musi brać udziału w walce złapał Snapea pod pachy i powlókł w stronę wyjścia.
„Jak krzyknę „już" to się odsuń od niego" Syriusz wycelował różdżką w wilkołaka „Już!"
W jednej chwili Rogacz odskoczył, a Syriusz wyczarował kraty, które zatrzasnęły się przed pyskiem bestii.
„Uciekajmy stąd. Te kraty za chwilę znikną!"
„Przypomnij mi, że mam cię porządnie poturbować!" mruknął James, znowu w swojej ludzkiej postaci i rzucili się pędem do wyjścia.
Gdy zmęczony i obdarty, z krwią płynącą mu z dolnej wargi James Potter wrócił do pokoju wspólnego, nagle nogi się pod nim zatrzęsły. Przed nim, z ogniem w oczach stała Lily. Zadziwiające, jak ta urocza dziewczyna mogła w tej chwili tak bardzo przypominać krwiożerczego potwora.
Spojrzał szybko na zegarek. Była dwunasta.
Przełknął głośno ślinkę.
„Wytłumacz mi to." Zakomenderowała.
„Ja..."nagle do pokoju wspólnego wszedł Syriusz, cały umorusany.
Potrząsnął głową „Evans, daruj sobie. To nie jego wina."
Lily spojrzała na niego.
„Co wam się stało?" spytała, przyglądając się obszarpańcom, stojącym przed nią.
„To długa historia" powiedział James, siadając ciężko na kanapie.
„Może pójdziecie do skrzydła szpitalnego...?" spytała Lily, również siadając.
„Nie!" krzyknął wyraźnie przerażony pomysłem Syriusz.
Lily spojrzała na niego zdziwiona.
„Jak chcecie" pokiwała głową i ruszyła w stronę swojego dormitorium.
James uderzył głową w stolik.
„Jestem skończony."
Syriusz usiadł koło niego.
„Masz rację...jesteś skończony."
Powoli udali się do swojego dormitorium.
Nie, żeby wasze komentarze pomagały mi szybciej pisać, czy coś :P ;) , ale każdy, komu się ta opowieść spodoba jest proszony o podzielenie się swoją opinią na jej temat. Komu się nie spodoba, też, bo błędy pomagają nam osiągnąć perfekcję ;) Chętnie podyskutuję.
Papa
Jarzembinka
