Rozdział 45: Walentynki

Kiedy Greg Lestrade coś robił, to nigdy nie robił tego połowicznie. Było to częścią jego uroku, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Przez lata dzięki temu stale osiągał dobre wyniki, więc po co miałby to teraz zmieniać? Zastanawiał się nad tym, przeglądając w umyśle listę kontrolną, spacerując bez celu po kuchni Mycrofta.

To były ich wspólne pierwsze Walentynki. Chciał, żeby był to wyjątkowy dzień. Jego partner oczywiście nic nie mówił na temat tego dnia, a Greg tak naprawdę tego nie planował. Podejrzewał, że każde Walentynki, które miały miejsce za życia Mycrofta Holmesa, były dla polityka jedynie kolejnym dniem. Właśnie dlatego Greg chciał, aby te były wyjątkowe. Chociaż niekoniecznie popierał to popkulturowe, masowe konsumenckie spojrzenie na to święto, to nadal uważał, że był to dobry dzień, aby sprawić, by twoja druga połówka poczuła się naprawdę kochana.

Mycroft za niedługo miał wrócić z biura do domu, a jeśli Greg wszystko przygotuje w odpowiednim momencie, kolacja będzie prawie gotowa, gdy młodszy mężczyzna przekroczy próg mieszkania. Miał przynajmniej taką nadzieję. Przygotował jedzenie, aranżację kwiatową, którą zamówił, przejrzał potencjalne opcje muzyczne, zapalił świece w jadalni, sypialni oraz wyjął zapasy środków do kąpieli, które kupił wcześniej w tym tygodniu. Przypuszczał, że w większości było to trochę banalne, ale go to nie obchodziło.

Tak jak planował, usłyszał, jak frontowe drzwi otwierają się, gdy minutnik odliczał ostatnie dziesięć minut. Uśmiechając się szeroko, zdjął fartuch, który miał na sobie (głównie po to, by nie dopuścić do tego, aby nie pobrudzić swojego starannie wybranego stroju) i poszedł przywitać Mycrofta przy drzwiach.

— Witaj w domu, Myc.

Greg uśmiechnął się szeroko, obejmując w talii młodszego mężczyznę, przyciągając go do siebie, by go pocałować. Praktycznie czuł, jak brwi Mycrofta uniosły się ze zdziwienia, nawet gdy się całowali, a jego ramiona objęły inspektora.

— Czemu zawdzięczam przyjemność w postaci twojej osoby, po tym jak wróciłem do domu? — zapytał Mycroft, gdy z uśmiechami odsunęli się od siebie. Potem lekko przechylił głowę i pociągnął nosem. — Gotujesz?

— Tak — potwierdził Greg ze skinieniem głowy. Pochylając się, pocałował ponownie partnera. — Dziś wieczorem będę cię rozpieszczał. Chodź.

Chwytając się za ręce, weszli do jadalni, gdzie spojrzenie Mycrofta natychmiast skierowało się na kwiaty stojące pośrodku stołu.

— Co to jest…? — zaczął, przerywając, gdy wpatrywał się w nie uważnie. — Po co to wszystko?

— Dziś są Walentynki, kochanie. — Greg uśmiechnął się. — Stąd to wszystko. A teraz usiądź. Kolacja jest prawie gotowa.

Pocałował Mycrofta w czoło, gdy mężczyzna usiadł, i poszedł przełożyć jedzenie na talerze. Przez większość posiłku siedzieli w komfortowej ciszy, racząc się winem, jedząc swoje porcje, a także deser (przy którym Mycroft zaczął protestować, ale Greg był bardzo przekonywujący, a jęki uznania wydawane przez polityka podczas jedzenia deseru były po prostu grzeszne).

Po obiedzie przenieśli się na kanapę, całowali się, dotykali, a później przytulali. Greg nie pozwolił jednak, aby zostali na niej zbyt długo, ponieważ jeszcze nie zakończył tego wieczoru. W końcu odsunął się i poszedł do łazienki, aby przygotować kąpiel. Z bąbelkami. I świecami. I z większą ilością wina. Gdy wprowadził Mycrofta do łazienki, młodszy mężczyzna spojrzał na to wszystko i nie mógł powstrzymać westchnienia.

— Szczerze mówiąc, najdroższy, nie musiałeś… — Mycroft zaczął protestować, chociaż uśmiechał się.

Greg wyszczerzył się szeroko, rozpinając jego koszulę i całując bladą pierś, która została odkryta.

— Rozpieszczam cię. Wejdź do wanny.

Po rozebraniu się obaj mężczyźni weszli razem do kąpieli, Greg siedział na jednym końcu, a Mycroft przed nim, opierając się o niego z radosnym westchnieniem. Nadszedł czas na więcej przytulania, dotykania i trochę bardziej intensywnej gry wstępnej (bo naprawdę ciężko było tego nie robić, gdy kąpali się razem). Bawili się pianą, tworząc różne kształty na twarzy i ramionach, śmiejąc się z siebie nawzajem radośnie. Trudno było uwierzyć, że mają po czterdzieści lat. Greg, po prostu musiał zatrzymać i spojrzeć z miłością na Mycrofta, który śmiał się z ł to tak cudownie i szczerze, że był to widok zapierający dech w piersiach. Sposób, w jaki jego twarz rozpromieniła się i to jak grzbiet jego nosa zmarszczył się, a w kącikach oczu pojawiły się zmarszczki… Wspaniały. A Greg miał szczęście bycia tego świadkiem.

Powiedzenie, że kochali się tamtej nocy, było ogromnym niedopowiedzeniem. Greg czcił każdy centymetr ciała Mycrofta. Jasne, polityk patrzył na niego z niedowierzaniem na widok kolejnych świec i płatków róż na łóżku (na litość Boską, dobra, Greg trochę przesadził), ale wiedział, że Mycroft potajemnie cieszył się każdą sekundą. Kochali się i był to powolny i wspaniały akt, gdy razem osiągnęli rozkosz i opadli na łóżko, dysząc ciężko i chwytając się nawzajem, jakby ich życie zależało od tego.

Greg był zakochany. Nie, żeby nie wiedział o tym wcześniej, ale wtedy, gdy leżeli obok siebie, trzymając się za ręce i całując się czule, szepcząc do siebie nic znaczącego, śmiejąc się jeszcze bardziej, znów sobie to uświadomił. Miał zamiar spędzić resztę życia z tym mężczyzną. Po prostu to wiedział.

— Szczęśliwych pierwszych wspólnie spędzonych Walentynek — wyszeptał, gdy zaczął zasypiać.

Mycroft zamruczał słodko, odwracając głowę, by otrzeć swoim nosem o jego.

— Pierwszych z wielu — odpowiedział, pochylając się, by pocałować Gregory'ego, gdy powoli zapadał sen w ramionach partnera.