Zawody Dziewięciu Szkół. Pojedynek między Ichijou a Tatsuyą trwał w najlepsze.

Tatsuya biegł na niego nieprzerwanie, dlatego Ichijou instynktownie załadował CAD i wystrzelił zaklęcie.

Niech to! – Pomyślał, zamierając z przerażenia. – Nie wyregulowałem go!

Jego ciało oblało się zimnym potem, a bicie serca przyśpieszyło do momentu, w którym nie słyszał już dźwięków otoczenia.

To może... – Nie chciał nawet o tym myśleć. Bał się tego, co ma nastąpić. - ... Go zabić!

Proszę, niech przeżyje. - Ichijou nigdy nie był szczególnie wierzący, w czasach magii nikt nie był, ale w tej chwili błagał kogokolwiek, kto mógłby słuchać o cud. Patrzył jak Tatsuya lawiruje, by zestrzelić pułapkowe zaklęcie. - Proszę, niech przeżyje.

Nie zdążył. Oberwał z dwóch stron i przekoziołkował po ziemi.

Taka siła naruszyła regulamin! Co ja zrobiłem?! – Szok był widoczny na całej twarzy Karmazynowego Księcia. – Jestem mordercą.

Już, kiedy po raz pierwszy powrócił z frontu w wieku trzynastu lat, wielu ludzi nazywało go bohaterem w twarz a za plecami potworem. Tytuł Karmazynowy Książę przyjął się trochę później za jego sugestią. Jakże ironiczna nazwa idealnie oddawała jego zawodowe kwalifikacje jako zabójcy.

Zabijał na froncie, co prawda więcej niż przeciętny żołnierz, bo za pomocą magii, ale to byli ludzie w dokładnie takiej samej sytuacji. Walczyli o obronę swoich bliskich do momentu, gdy jedna ze stron nie była martwa. Wypełniali jedynie rozkazy.

Ichijou jednak nigdy nie skrzywdził cywila. Nigdy nie walczył nawet w bójce.

Nigdy nie powinien użyć takiej siły. Dlaczego użył tak niszczycielskiego zaklęcia.

Pojedynek jednak nadal trwał. Tatsuyi udało się zatrzymać w niewiarygodny sposób.

Pstrykną palcami przy uchu przeciwnika, wzmacniając falę dźwiękową do potężnych rozmiarów. Pokryła ich fala pyłu.

On żyje. Ichijou osuną się na kolana, nie wiedział, czy było to spowodowane szokiem, czy ulgą, która go przepełniła. Opadł całkowicie na trawę, opuszczając swój CAD.

Tatsuya gwałtownie usiadł obok niego. Sapał, a z jego ust spłynęła kropla krwi.

Walka trwała nadal, ale obaj ledwo zwracali na nią uwagę.

- Przeprasza. – Zaczął Karmazynowy Książę. ciągle leżąc twarzą na ziemi. – Nigdy nie powinienem wystrzelić tego zaklęcia w pojedynku. Nie kontrolowałem go, przepraszam. – Tatsuya nie zareagował nawet spojrzeniem w jego stronę. – Mogło skończyć się tragedią, nie wiem, jak ci się udało i nie zamierzam dociekać. Jeżeli mogę ci to jakoś wynagrodzić, powiedz. – Ten nadal nie reagował, czy go słyszy, westchną. -Od razu po zejściu z areny zgłoszę nadużycie.

- Nie. – Ciche, ale stanowcze. Dla Ichijou jego nagły głos po ataku dźwiękowym był jak uderzenie kamienia. – Jeżeli chcesz mi wynagrodzić, to zapomnij o całym zajściu.

- Nigdy nie wspomnę słowem.

Chwilę później pojedynek się zakończył, Tatsuya wstał i podszedł do swoich towarzyszy.

George podszedł do niego. Ichijou podniósł się na kucki. Widząc to George, wyciągną do niego pomocną rękę.

- Masaki? – Przyjął wsparcie i już stojąc, skiną mu głową z wdzięcznością.

George słyszał całą rozmowę i rozumiał. Nie miałby mu za złe, nawet gdyby zdyskwalifikowali całą ich szkołę z powodu jego nadużycia. A w jego spojrzeniu widział, że zamierzał mu towarzyszyć nawet wbrew jego woli.