Przebaczyć sobie"

Autor: Zilidya D. Ragon

cz. 5

A sam Harry potrzebował chwili wytchnienia. Natłok wrażeń oraz myśli przytłaczał go niczym zwalone drzewo. Czuł się jakby od ostatnich dwóch dni nie robił nic innego tylko łamał jedno boskie prawo za drugim. Chciał tu zostać. Być w pobliżu Draco, jego ciągle dotykających go szerokich dłoni. Jednakoż, co jeśli znów nad sobą straci kontrolę i zrobi mu dużo większą krzywdę niż wcześniej? Albo, gdy ucierpi dużo więcej przybyszów?

Nie rozumiał też, co go tak przyciągało do mężczyzny z gwiazd. Czym był tak zauroczony? Dlaczego bez przerwy myślał o tych ustach, dotykających tak śmiało jego? Dlaczego umysł pokazywał mu obrazy, gdy te usta są w całkiem innych miejscach na jego ciele? Czemu czuje się wtedy taki niespokojny? Pragnący czegoś więcej? Mocniej? Intensywniej?

Ciche pukanie do drzwi oderwało go o tych myśli i obrazów. Cicho jęknął, czując się odrobinę niekomfortowo w swoim własnym ubraniu. Spodnie uciskały go, ale poszedł otworzyć. Po drugiej stronie stał wyraźnie zmartwiony Draco.

― Wszystko w porządku? Od trzech godzin nie wyszedłeś i zacząłem się martwić.

Harry zamrugał i spojrzał w stronę okna. Zrobiło się ciemno, a nawet tego nie zauważył, pogrążony w myślach.

Odsunął się od drzwi, wpuszczając do środka Malfoya. Nadal milcząc, usiadł na brzegu łóżka, poprawiając się przez moment, gdy spodnie znów mu przeszkodziły. Jego problem nadal nie znikł, jakby jeszcze intensywniej zareagował na obecność Draco.

Mężczyzna w międzyczasie zamknął za sobą drzwi i zajął miejsce przed Harrym na krześle.

― Co cię trapi? Wiem, że masz swoje własne zdanie na temat pobytu tutaj, ale zaufaj mi. To najlepsze wyjście. Może początkowo będzie trochę problemów, ale jak cię poznają, to zrozumieją, że to wszystko, to jedna, wielka pomyłka. Będę zawsze w pobliżu, więc nie martw się na zapas.

Harry milczał, wiercąc się niespokojnie. Draco widział to, ale przypuszczał, że rozmowa nie jest teraz zbyt mile widziana dla chłopaka.

― Nie wiem, co się ze mną dzieje ― usłyszał jednak cichą odpowiedź. ― Nigdy dotąd tak się nie czułem.

― Źle się czujesz? ― zaniepokoił się Draco, dotykając jego czoła. ― Jesteś lekko rozpalony i szybko oddychasz. Mam iść po magowiedźmę? To nie to samo, co wasz kapłan, ale powinna pomóc.

Rozognione oczy patrzyły na niego takim pragnącym spojrzeniem, że sapnął, uświadamiając sobie coś innego. Chłopak nie był chory.

― Harry…

― Co się ze mną dzieje? Co mam zrobić? Pomóż mi, Draco. Nie chcę popełnić kolejnego grzechu.

Delikatny uśmiech zagościł na twarzy mężczyzny, gdy musnął opuszkami palców gładki policzek lgnącego do niego Harry'ego. On wręcz sam pchał się w jego ramiona.

― Harry… Nie dzieje się nic strasznego. To normalne. Może i jesteś czarodziejem, ale w tych sprawach nie różnisz się do nas, Ziemian.

― Co mi jest? ― zachlipał na granicy płaczu.

Ta naiwna niewinność Harry przebijała serce Draco na wskroś. Jak ktoś mógłby pomyśleć, że ktoś taki sam chciałby kogoś zamordować, nie będąc pchnięty do ostateczności? Przecież to chodzący anioł. Reagował na najmniejszy dotyk jego dłoni niczym spragniony pieszczot pufek. Pochylał głowę tak, by policzkiem ocierać się o wnętrze dłoni.

Draco przełknął i pochylił się w jego stronę, czarodziej zareagował samoczynnie, nawet nie wiedząc co robi. Uniósł twarz, przymykając powieki. I jak tu nie skorzystać z takiej zachęty?

Pocałunek był delikatny i krótki. Mężczyzna odsunął się prawie natychmiast, gromiąc się w myślach. Widział zawód w tych zielonych oczach, ale nie potrafił w ten sposób wykorzystać sytuacji. Ujął jego dłonie, przez chwilę myśląc, jak ma ująć w słowa to, co miał przekazać.

― Harry… Jestem tobą zafascynowany, ale nie zmusiłbym cię przenigdy do tego, do czego nieświadomie dążysz. To nie jest dobry pomysł, nawet jeśli sam tego bardzo pragnę.

― Draco, co chcesz powiedzieć?― Czarodziej nie zamierzał mu tego za żadne skarby ułatwiać.

― Widzę po twoim zachowaniu, że nikt nie rozmawiał z tobą o tych sprawach.

― Tych?

― O seksie, Harry. Miłości cielesnej.

― Masz na myśli zbliżenie?

Iskierka nadziei zatliła się w Draco. Może nie był na do końca straconej pozycji.

― Tak.

― Nie przeszedłem inicjacji. Nie ukończyłem dwudziestu jeden lat.

I iskierka zgasła tak samo szybko jak rozbłysła.

Przestał nagle się dziwić, czemu ta rasa jest na granicy wymarcia naturalnego. Skoro unikali nawet rozmów na tematy biologiczne do osiągnięcia wieku, w którym ludzie zwykle posiadali już przynajmniej jedno dziecko. Jak on ma teraz nadrobić ten czas?

― Draco… ― Jęk ze strony Harry nakazał mu wrócić do tu i teraz. ― Co się ze mną dzieje? Proszę, powiedz mi.

― Jesteś podniecony. Nie wiem dlaczego, ale pragniesz rozładowania cielesnych emocji. Myślałeś pewnie o kimś ci bliskim i twoje ciało pragnie tej osoby, okazując to w ten sposób ― tłumaczył spokojnie, choć jednocześnie zazdrościł niemiłosiernie tej osobie, że potrafiła doprowadzić do takiego stanu Harry'ego, nawet tu nie będąc.

― Czy to będzie działo się zawsze, gdy tylko o niej pomyślę?

Coś zakuło w piersi Draco. Harry kogoś jednak miał w swoim świecie. Może to był jeden z powodów, dla których nie chciał tu zostać?

― Tak, Harry. Prawie zawsze tak będzie ― odparł szczerze.

Kim on był, żeby motać temu nieszczęśnikowi jeszcze bardziej w życiu, które już dosyć go ukarało?

― I tylko ta osoba może mi pomóc?

Mężczyzna prawie załkał, gdy widział tę niemą prośbę na rozpalonej pragnieniem twarzy. Zarumienione policzki, przygryzanie tych delikatnych warg o smaku miodu, te migoczące oczy tak błagająco patrzące na niego. Jedno jego zdanie i Harry byłby cały jego.

― Tak. Tylko ona ― rzekł jednak, zamykając oczy, by nie widzieć tych wszystkich ekspresji.

To za bardzo bolało, co jednocześnie uświadomiło mu, że ma dużo głębsze uczucia do tego czarodzieja niż powinien.

Usłyszał ciche skrzypnięcie łóżka i już wiedział, że Harry zaraz odejdzie. Nic go tu nie zatrzymywało. Był dla niego tylko nieznajomym przybyszem z gwiazd, przypadkowo spotkanym w lesie.

Harry stał przed Draco, zaciskając dłonie. Jego umysł znów szalał. Słowa Draco powodowały, że zaczynał wreszcie rozumieć. Jego ciało dawało mu cały czas znaki, upewniając tej decyzji. Tylko jedna osoba mogła mu pomóc i dotąd cały czas tę pomoc otrzymywał w każdej postaci. Jedna, jedyna na tej planecie, na której jego własna rasa się go wyrzekła, nie przekazując nawet tak ważnej informacji, jak dokonać zbliżenia. Zabrali mu nawet to.

Draco był tą jedyną osobą, która mu pomoże. Może chociaż jego ciało i dusza zazna ukojenia.

Przysunął się bliżej krzesła, na którym siedział Malfoy z zamkniętymi oczami. Przez moment Harry zwątpił. Dlaczego Draco nie patrzy na niego? Potem inne myśli wypłynęły na wierzch i kącik ust czarodziej delikatnie drgnął. Draco zawsze pozwalał mu decydować sam, chyba że widział jego niepewność, to kierował go w odpowiednią stronę. Nigdy do niczego go nie zmuszał. Pozwalał mu mieć własny wybór. Teraz sam musiał tego wyboru dokonać. Dokonał go więc. Oparł ręce na podłokietnikach i zrobił to, co w pierwszej chwili przyszło mu do głowy.

Dotknął swoimi wargami ust Draco.

Zaskoczone sapnięcie Malfoya przestraszyło go i cofnął się. Draco złapał go jednak za rękę i przytrzymał w miejscu.

― Dlaczego to zrobiłeś? ― W jego głosie słyszał dziwną udrękę i jakiś rodzaj wyrzutu.

Czyżby znów coś zrobił źle? Teraz, gdy jednak dokonał jedynego wyboru, nie zamierzał się cofnąć.

― Ty jesteś tą osoba, która może mi pomóc. To o tobie ciągle myślę. To ciebie widzę, gdy tylko zamknę powieki. To za tobą patrzę, gdy tylko je otworzę. ― Nie wiedział, co go popchnęło do takiego działania, ale zbliżył się ponownie do Draco, stając pomiędzy jego nogami i przyciągając jego twarz do swego brzucha. ― Tylko na ciebie tak reaguję. Proszę, pomóż mi, Draco.

Jęk, stłumiony przez ubranie, odrobinę przestraszył chłopaka, ale objęcie bardzo zachłanne w pasie przez Malfoya było jednocześnie uspokajające. Odetchnął, uzmysławiając sobie, że przestał oddychać i zanurzył palce w jego włosach.

― Bałem się, że odejdziesz. ― Mężczyzna uniósł twarz i emocje, widoczne na niej, szarpnęły wnętrzem Harry. ― Byłem przerażony. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś teraz wyszedł, szukając pomocy tej osoby, o której myślisz.

― Ty nim jesteś ― zapewniał Harry. ― To twoje usta widzę na swoim ciele, gdy zamykam oczy.

Poczuł jak palce mężczyzny zaciskają się boleśnie na jego biodrach. Nagle znalazł się na łóżku, leżąc pod Draco.

― Harry. Milcz. Proszę, przestań. To się źle skończy.

Tylko, że Harry nie wiedział, co miało się źle skończyć. Jemu nie przeszkadzało, że dłoń Draco spleciona była z jego. Nie przeszkadzało, że druga dotyka jego torsu, powodując dreszcze. Że kolano dotyka krocza, przez co chciał się o niego ocierać.

― Harry…

― Tak, Draco?

― Nie chcę wykorzystywać sytuacji dlatego, że nagle odkryłeś pożądanie. To reakcja ciała.

― Ale reaguję tak tylko na ciebie. Sam powiedziałeś, że pomoże mi osoba, o której myślę. Pomóż mi, Draco.

Jak można się powstrzymać, słysząc to błaganie.

― Harry… Ty mnie przecież nie kochasz. To tylko…

Draco oparł głowę na ramieniu Harry, zrezygnowany i załamany tak słabą wolą. Nawet jeśli on się w nim zakochał, to nie mógł tego oczekiwać po Harry.

― Lubię cię, Draco. ― Poczuł jak obejmują go ramiona. ― Jesteś pierwszą osoba, która widzi mnie, a nie mój grzech. Jedyna osoba, nawet jeśli nie z tego świata, która rozświetla ciemność otaczającego mnie mroku zapomnienia. Chcę być blisko ciebie. Tak blisko, że za chwilę eksploduje, jeśli nie będę bliżej. Chciałbym, byśmy byli jednym.

― Możemy, Harry. Ale nie sądzę, czy jesteś na to gotowy. To jest powód, dla którego się waham.

Błądził po jego twarzy palcami, opierając się na łokciu, by jego ciężar nie przygniatał tak chętnego mu Harry'ego. Zataczał kręgi wokół napuchniętych od ciągłego przygryzania warg. Chciał się w nich zatopić, ale to oznaczałoby, że nie potrafiłby się już powstrzymać. To była granica, która jeśli przekroczy, nie będzie mógł zawrócić.

― Chcę tego, Draco. Boję się, ale jednocześnie chcę. I chcę byś to był ty. Ty, nikt inny.

― Harry, nie mogę. Nie jesteś świadomy tego, o co mnie prosisz. Tego nie da się potem odwrócić, wymazać.

Twarz czarodziej stężała i na czole pojawił się mars.

― Nawet jeśli to kolejny grzech, który chcę popełnić, nie robi mi to różnicy, jeśli to z tobą go popełnię.

― A jeśli to ja zostanę za niego ukarany? ― próbował nadal Draco, choć czuł się już jak przegrany i zwycięzca jednocześnie.

Jego pierś rozpierała radość tak wielka, że w każdej chwili mogło go rozerwać i nie zauważyłby tego.

Harry milczał przez chwilę, potem zapytał:

― A zostaniesz ukarany? Czy złamiesz jakieś boskie prawo, jeśli mi pomożesz?

Wiedział w tej chwili, gdy usłyszał pytanie, że nic więcej już go nie powstrzyma.

― Złamię, jeśli odmówię udzielenia ci pomocy.

Pocałował zachłannie Harry'ego, który jęknął przyzwalająco w jego usta, łapiąc za koszulę na plecach. Całował każdy skrawek dostępnej skóry.

czerń włosów rozrzuconych na metalicznej barwie pościeli wydawał się Draco najcudowniejszym obrazem. Odsunął się na tyle od Harry'ego, by rozwiązać paski przy jego szacie i dostać się bliżej reszty ciała. Nie wystarczyło mu to jednak. Sam pozbył się koszuli w ciągu sekund i znów przywarł do Harry'ego.

Mniejsze ciało przywierało do niego tak zachłannie. Było takie chętne każdemu najmniejszego dotykowi, muśnięciu, pocałunkowi. Gdy językiem trącił sutek, Harry krzyknął wyginając biodra do góry. Draco jęknął, wyobrażając sobie całkiem inny moment, gdy Harry wyginałby się w uniesieniu. Ciągle gdzieś na skraju umysłu tliła się uwaga, że nie powinien, ale teraz już nic nie mogło go zatrzymać. A może mogło?

Harry był jego. Nic innego nie miało teraz znaczeni, tylko zaspokojenie Harry'ego. Widział jak bardzo jest podniecony, prawie tak samo jak on sam. Ale on teraz był mniej ważny, skoro to chłopak wymagał szczególnej uwagi. Draco postara się, by był on niezapomniany. Nawet jeśli Harry potem oprzytomnieje i stwierdzi, że to był błąd, nie chciał, aby to były złe wspomnienia.

Całując, wijącego się pod nim Harry'ego, pozbawiał go odzieży z tego nieskalanego niczym ciała. Wyjaśnił własne zagadnienie na temat owłosienia u czarodziei. Nie posiadali włosów nigdzie indziej poza głową. Najmniejsza kępka nie zasłaniała widoku Draco na sterczący dumnie penis.

― Draco…

Jęk Harry'ego spowodował, że mężczyzna spojrzał do góry. Zmrużone, zamglone oczy, wargi nabrzmiałe i oblizywane przez cudowny język. Harry był taki doskonały. Jego rozrzucone włosy przypominały skrzydła jakiejś nieziemskiej istoty. Był taki czysty, nawet jeśli jego świat twierdził inaczej.

Kolejny jęk i niekontrolowane drgnięcie bioder oderwało Draco od podziwiania, choć nie na długo. Oblizał usta i pochylił się nad wcześniej obranym celem, przytrzymując biodra Harry'ego. Nie chciał zrobić mu krzywdy, gdyby ten przypadkowo się szarpnął, a wiedział, że tak się stanie.

Pierwsza kropla już lśniła na czubku główki. Harry był już na granicy.

Ten cudowny krzyk, którym obdarował go, gdy członek otarł się o tylną ściankę jego gardła, zostanie na zawsze zapamiętany przez mężczyznę. Dwa mocne pchnięcia później Harry krzyczał jeszcze głośniej, dochodząc w ustach mężczyzny.

OOO

Harry znowu rozmyślał. Zastanawiał się, czy swoim zachowaniem nie zranił czasem Draco. Zmusił go wręcz do udzielenia mu pomocy. Przeżycie czegoś takiego było dla czarodzieja czymś na granicy boskiego cudu, ale późniejsza reakcja Malfoya zbiła go z pantałyku.

W chwili opamiętania chciał podziękować całkiem szczerze, ale Draco zwyczajnie wstał i wyszedł z pokoju bez słowa, pozostawiając go jeszcze bardziej zdezorientowanego niż był.

Czuł się teraz trochę dziwnie. Zabolała go ta reakcja. Chciał zrobić to, co zwykle robił dotychczas mężczyzna, czyli przytulić go, ale taka ucieczka uniemożliwiła mu to. Chciał wypróbować jeszcze parę nowo poznanych gestów, z którymi tak otwarcie dzielił się z nim Draco. Zastanawiał się, jaka byłaby reakcja przybysza, gdyby to on złączył z nim wargi i wsunął język do środka. Czy gdyby dotknął go tam na dole, podobałoby mu się, czy jednak by go odtrącił?

Chciał o tylu rzeczach porozmawiać i nie było go tu teraz.

Westchnął ciężko i opadł na poduszkę, zawijając się w koc. Pachniała Draco, jak cały dom zresztą. Jego zapach był wszędzie. Wyczerpanego czarodzieja sen szybko objął w swoich ramionach. Sam sen jednak nie dał mu dużo odpoczynku. Ciche, bardzo sugestywne jęki, rozbrzmiewały w ciszy sypialni tuż przed świtem.

Słońce jeszcze nie wychyliło za widnokręgu, gdy Harry otworzył oczy, ciężko dysząc.

Usiadł z jękiem czując, że problem pojawił się ponownie. Czy od teraz za każdym razem, gdy tylko pomyśli o Draco będzie przechodził te katusze? Przecież nie ma najmniejszej kontroli nad swoimi snami, a tam ciągle widział przybysza, gdy robi z nim te cudowne rzeczy.

Nie miał wyboru. Musiał znów poprosić go o pomoc.

Uchylił drzwi na korytarz i ostrożnie wyszedł z pokoju. Wiedział, że pokój Malfoya jest tuż naprzeciwko, bo wcześniej mu go wskazał. Drzwi nie były zamknięte. Lekko uchylone zapraszały, z czego skorzystał. Nie potrafił pozostawić ich jednak otwartych za sobą.

Draco spał, a cicho rzucone imię mężczyzny nie obudziło go.

Harry jęknął, gdy jego problem zareagował na widok obnażonego Malfoya. Mógł go teraz podziwiać w całej okazałości, bo Draco do snu pozbył się całej odzieży. Harry uklęknął na skraju łóżka, dotykając uda mężczyzny jak zafascynowany.

Maleńkie włoski łaskotały wnętrze dłoni. Przesunął ją w górę, przygryzając wargę, gdy Draco drgnął, ale nadal się nie obudził.

Harry nie odważył się dotknąć członka, leżącego w załomie pachwiny, przesunął dłoń wyżej. Mięśnie na brzuchu drgnęły i mężczyzna zajęczał przez sen.

― Harry, co ty ze mną robisz?

Czarodziej uniósł głowę, ale Malfoy spał. Mówił przez sen. O nim. Czyli nie tylko on miał sny o tej drugiej osobie?

Kilka ciepłych emocji zadrgało we wnętrzu Harry. Pochylił się nad Draco i złożył pocałunek tuż nad jego sercem. Otoczył go intensywny zapach tego mężczyzny. Z wrażenia musiał oprzeć głowę, gdy spowodowało to następny skurcz w kroczu.

― Draco, pomóż mi…

Jego głos nadal nie budził mężczyzny. Musiał jakoś go obudzić. Cicho prosząc o to, składał pocałunki na jego piersi, kierując się coraz wyżej. Złożył pocałunek na obojczyku, podbródku i zatrzymał się tuż nad ustami. Ustami, które nie tak dawno obejmowały jego ciało, by uwolnić i pomóc mu. Chciał znów poczuć ten smak.

Muśnięcie dolnej wargi językiem wywołało reakcję Draco. Jęknął wprost w usta Harry, poruszając się i nieświadomie obejmując go. Przyciągnięcie tak nagłe spowodowało, że ich usta połączyły się, a Harry zamruczał, czując nacisk biodra na swoim problemie. Niebieskie oczy otworzyły się szeroko. Harry nie zamierzał uciekać, nawet jeśli dostrzegł w tych oczach szok. Pocałował Draco bardziej zachłannie, przekładając nogę na drugą stronę ciała Malfoya, by być jeszcze bliżej.

Mężczyzna znów jęknął, zsuwając ręce na biodra leżącego teraz na nim Harry. Nie widział skąd wziął się w jego łóżku. Nie interesowało go to. Ważne, że był. Sam zdecydował. Wybrał go.

― Harry, zabijasz mnie ― jęknął, gdy oderwali się od siebie. ― Czarodziej natychmiast zamarł niczym głaz i Draco zrozumiał swój zły dobór słów. ― Nie to miałem na myśli, Harry. Wybacz. ― Dotknął jego policzka, na którym nawet w tak słabym świetle lśnił ślad grzechu. ― To, co chciałbym dostać od ciebie, a wiem, że nie mogę, doprowadza mnie do szaleństwa.

Harry milczał. Patrzył tylko na Draco tymi zielonymi oczami, w których on tonął.

― Harry…

― Dam ci wszystko, czego chcesz, Draco. Tylko nie umieraj. Nie przeze mnie… Nie zniosę tego ponownie…

― Harry…

Draco nie potrafił w tej chwili powiedzieć nic, co przełamałoby nagłe przerażenie wu czarodzieja. Rozumiał, że ten cofnął się po jego słowach do momentu morderstwa swego ojca. Musiał jakoś go uratować, zanim całkiem zatonie w tych makabrycznych wspomnieniach. Pocałował go, starając się przekazać całe swoje uczucie do niego. Nowo narodzoną miłość, której tak starał się sam umknąć i nie przyznać się do niej, by tylko nie zranić Harry.

― Harry, nie zostawię cię. Przysięgam. Nie myśl już o tamtym dniu. Wybacz sobie. Błagam cię. To nie była twoja wina. Spełniłeś życzenie i tak już umierającego ojca. Harry, proszę. Wróć do mnie ― błagał, całując go nadal.

Nagle poczuł coś gorącego na swoich policzkach. Otworzył oczy i ujrzał łzy, skapujące na jego twarz. Harry płakał, ciągle patrząc na niego.

― Draco… To tak boli…

― Wiem. Zawsze będzie. ― Obrócił go na plecy, sam będąc teraz na nim. ― Tylko czas uleczy ten ból. I ty. Jeśli sobie nie przebaczysz, to to cierpienie będzie narastać i zżerać cię od środka. Nie chcę patrzeć jak cierpisz, Harry ― mówiąc, nie przestawał całować chłopaka nawet na chwilę.

Pragnął, aby ten zapomniał.

― Draco, pomóż mi.

― Zawsze ci pomogę.

Jego dłonie gładziły nieskazitelną skórę, a Harry wyginał się pod każdym najdelikatniejszym dotykiem, cicho pojękując. Tym razem Draco nie zamierzał wyjść i zostawiać chłopaka.

― Harry, czy mogę stać się z tobą jednością? ― zapytał jak najbardziej zrozumiale dla czarodziej.

― Czy to będzie zbliżenie? ― To niewinne na wskroś pytanie powodowało, że Draco już nic by w tej chwili nie zatrzymało.

― Tak, Harry. Będziesz mój, a ja twój.

Dotknął jego członka, który ocierał się przez cały ten czas bardzo chętnie o jego penis, domagając się uwagi.

― To na początku będzie boleć. Przepraszam.

― Dobrze. Ufam ci, Draco.

Harry naprawdę ufał Draco. Oddałby mu teraz wszystko, byle tylko nie odszedł. Jego usta i dłonie robiły z nim dziwne rzeczy, ale to słowa działały najwięcej. Nigdy nie myślał o przebaczeniu sobie, a on tak po prostu poprosił go o to, aby to zrobił. Teraz wydawało się to najprostszym rozwiązaniem. Spełniał tylko prośbę ojca.

Krzyknął, gdy poczuł palec przy swoim wejściu i jednocześnie cudowne gorąco wokół penisa. Jedno powodowało dyskomfort, drugie wymazanie wszystkich myśli z jego umysłu.

Draco cierpliwie czekał aż Harry się rozluźni. Powoli lizał jego naprężony penis wzdłuż całego trzonu, odwracając uwagę od niedogodności. Zamierzał sprawić mu jak najmniej bólu, ale musiał go przygotować. Rozciągał go ostrożnie i pomału.

Harry wyginał się, pojękując. Dyskomfort zanikał, a przyjemność narastała. Po kilku minutach niewygoda znów powróciła, gdy Draco wszedł w niego kolejnym palcem. Wiedział już, że rozluźnienie się pomoże. Tak też zrobił.

I wtedy Draco trafił w jakiś punkt w ciele Harry. Chłopak zakwilił, wyprężając się i ściskając pościel w dłoniach. To było jeszcze bardziej nieziemskie niż to, co robił z nim Draco wieczorem.

― Proszę… ― błagał. ― Jeszcze raz, Draco. Proszę.

I Draco usłuchał, jednocześnie wchodząc trzecim palcem i wkładając sobie do ust całego penisa Harry. Drugą ręką ścisnął nasadę członka, by chłopak nie doszedł z nadmiaru wrażeń. Chciał dojść razem, będąc w nim głęboko.

Krzyk Harry odbił się od ścian, gdy po chwili opadł na pościel. Draco zostawił go na moment, by odzyskał oddech i sięgnął do szafki przy łóżku. Pierś Harry unosiła się szybko. Obserwował Draco, gdy ten nakładał na palce trochę czegoś bezbarwnego i błyszczącego, zanim wrócił znów pomiędzy uda czarodziej.

― Odpręż się, Harry. Będę starał się być bardzo delikatny.

Rozsmarował krem na swoim członku, przymykając oczy. Resztę wtarł u wejścia Harry. Następnie uniósł jego stopy i oparł je o swoje barki.

Pot perlił się na czole leżącego pod nim chłopaka. Nie uciekał, czekał cierpliwie na każdy ruch Draco, poddając mu się bezsprzecznie. Zamglone i pełne pożądania oczy nie spuszczały go nawet na sekundę.

Gdy główka penisa Draco przecisnęła się przez wąski pierścień mięśni, zaskomlił cicho. Draco natychmiast zastygł w miejscu.

― Przepraszam.

Jedyną odpowiedzią Harry było opuszczenie stóp na bok i przyciągnięcie do pocałunku.

― Nie przestawaj. Błagam. Tylko nie przestawaj ― prosił pomiędzy natarczywymi pocałunkami.

Jego biodra drgały niekontrolowane, żyjąc własnym życiem, nabijając się coraz bardziej na Draco. Ten pozwalał na to, chłonąc przyjemność wsuwania się niemiłosiernie wolno w ciasne wnętrze Harry'ego.

Poczuł intensywny skurcz mięśni, gdy jego penis trafił w prostatę. Był w nim prawie cały i teraz sam zaczął nadawać tempo. Chłopak poddawał mu się tak bezsprzecznie i otwarcie. Sam ten widok mógłby spowodować dojście Draco. Tylko silna wola i obrócenie się wraz z Harrym, osadzonym ciągle na nim, na plecy, powstrzymało go. Harry spojrzał na niego zaskoczony i zarumieniony, gdy dotknął jego członka.

Mężczyzna przypuszczał, że to jest ta chwila, w której wpada w nałóg. Nie mogąc napatrzeć się na wyginającego do tyłu temu cudowi. Muśnięcia jego włosów na całym ciele powodowały przyjemne dreszcze. Jakby otulała ich ciemna zasłona, kryjąc przed wszystkim co złe. Pojękiwania brzmiały dla niego niczym muzyka.

Harry był w tej chwili na granicy. Robił to, co nakazywała mu natura. Dążył do spełnienia. Unosił się na członku Draco i opadał w swoim własnym rytmie. Dłoń mężczyzny w tym samym tempie poruszała się na jego penisie, powoli już ociekającym.

Draco czuł, że sam dłużej już nie wytrzyma. Ta ciasnota, kurcząca się wokół niego, mogła oznaczać to samo. Harry zaraz dojdzie. Przyśpieszył ruchy dłonią, a także mocniej naparł biodrami.

Gorąco rozlało się na jego brzuch w tej samej chwili, w której głęboko zanurzony penis został ściśnięty przez dochodzącego Harry. Emocje, wrażenia, wszystko to opływało go tak potężną falą, że potrafił tylko przycisnąć do siebie chłopaka i wbić się w niego po raz kolejny, zalewając go własnym nasieniem. Pierwszy raz w życiu zdarzyło się Draco nie powstrzymać krzyku, gdy sam doszedł.

Opadł z sił, ale nie na tyle, by nie przestać patrzeć na twarz Harry. Przymrużone oczy patrzyły i na niego.

― To było niesamowite ― rzekł Malfoy, odgarniając z czoła Harry'ego kosmyki włosów.

A Harry się roześmiał. Tak po prostu. Teraz Draco już całkowicie był pewien, że wpadł w nałóg. Że zrobi wszystko, by usłyszeć ten dźwięczny śmiech jak najczęściej, nawet jeśli Harry będzie się śmiał z niego.

― Mam nadzieję, że w tej chwili nie nabijasz się ze mnie? ― udał obruszonego.

Harry zmarszczył czoło i poruszył się odrobinę.

― Sądząc po pozycji, w której jestem, mogę to pytanie uznać za dwuznaczne.

Uniósł biodra i penis wysunął się z niego z plaśnięciem. Jęk chłopaka uzmysłowił Draco, że obiecanej delikatności w tym zbliżeniu nie było tyle ile obiecał.

― Wybacz. Miałem być ostrożniejszy. ― Dotknął czule policzka Harry'ego.

Ten złapał dłoń i złożył w jej wnętrzu pocałunek.

― Wybaczam. I sądzę, że w większości wina leży po mojej stronie. Nie potrafiłem nad sobą zapanować. Czy to będzie musiało dziać się za każdym razem, gdy pomyślę o tobie?

Draco zaśmiał się rozbawiony i przetoczył na Harrym, blokując go pod sobą.

― Jak dla mnie może zawsze.

Zatopił się ponownie w tych cudownych ustach, chętnych ramionach i obejmujących go udach.

Wszystkie kłopoty czarodzieja przestały być od teraz przerażające. Może to właśnie dom, który opisywał mu tamtego dnia Draco? To miejsce, w którym poczuje się dobrze? Czy przebaczenie sobie może zdziałać cuda? Dla niego tak. A cud właśnie powodował, że znów będzie musiał błagać go o pomoc.

Śmiech Harry'ego rozbrzmiewał jeszcze przez chwilę, by zamienić się w stłumiony jęk przyjemności, przy wtórze szelmowskiego chichotu Draco.

Koniec.