Moi kochani, oto ostatni rozdział nie tylko „Szczeniak II: Gniew Snape'a", ale całej serii „Szczeniak". Autorka wspominała, że chciałaby napisać trzecią, a może i czwartą część, jednak te nigdy się nie pojawiły. Zostawiła nas z wieloma pytaniami, jak i emocjami, które będziemy wciąż przeżywać wspominając to opowiadanie.

Z mojej strony było to dość duże przedsięwzięcie, które zajęło mi wiele lat, ale jestem z siebie dumna, że udało mi się przeprowadzić je od początku do końca. Nie udałoby mi się to bez najwspanialszej bety na świecie PersianWitch, która mimo wielu niespodzianek sprawdzała mi tekst nie tylko pod względem ortograficznym, stylistycznym, ale również poprawności, jeśli chodzi o tłumaczenie. Jej wskazówki były niezastąpione, za co jej bardzo dziękuję.

Co do dalszych planów, na razie pojawi się kilka aktualizacji innych projektów, kilka może miniaturek, a później na główny plan wejdzie seria: „Możemy być radioaktywni". Na razie jednak zapraszam do czytania ostatniego rozdziału Szczeniaka.

Epilog

Sześć miesięcy później

Na schodach prowadzących do głównego wejścia Hogwartu, stał Severus Snape opierając się atakom chłodnego marcowego wiatru, patrząc jak jego syn bawi się na trawie. Wielki pies Hagrida ścigał Harry'ego, a koguchar chłopca – teraz już dorosła – goniła za nimi. Śmiech Harry'ego niósł się w dal, a Severus słysząc go czuł wewnętrzne ciepło. Kilka razy w ciągu tych ostatnich miesięcy nie był pewien, czy kiedykolwiek zobaczy Harry'ego bawiącego się i śmiejącego, jak inne dzieci.

Co jakiś czas Harry spoglądał w jego stronę, pozornie machając do niego lub robiąc głupią minę, nie dając Severusowi szans na to, by się zaśmiał, czy odmachał. Prawdę mówiąc, Snape wiedział, że jego syn po prostu upewnia się, że wciąż tam był. To był największy problem, z którym mieli do czynienia przez zimę. Ze względu na swój niepokój jak i Harry'ego, od czasu porwania chłopca, które odbyło się sześć miesięcy temu, Severus niemalże zawsze był w zasięgu wzroku lub słuchu swojego syna. Żaden z nich nie chciał stracić poczucia, że ten drugi był w pobliżu.

Severus pomachał w odpowiedzi, uważając, by nie zrobić tego ręką, w której trzymał mocno sfatygowany list.

Minutę później rudowłose dzieci minęły biegnąc Severusa, aby bawić się razem z Harry'm na świeżym powietrzu. Molly, o wiele spokojniejszym krokiem, podeszła do Severusa stając razem z nim na dolnym stopniu. W przeciwieństwie do zwykłego czarnego płaszcza i szat mężczyzny, miała na sobie jasnożółtą szatę, przez co wyglądała jak oskubany kanarek. Otuliła się mocniej szatą, aby odpędzić zimno, a potem splotła swoje dłonie odziane w rękawiczki na wysokości talii.

— Dzień dobry, Severusie.

— Jest wpół do pierwszej — odpowiedział zwięźle.

Uśmiechnęła się, przyzwyczajona do jego chłodnych pozdrowień.

— Oczywiście. W końcu czas leci.

— Tylko na skrzydłach zegara — mruknął, ale miała rację.

Zima naprawdę minęła. Harry jak najlepiej sprawował się na swoich lekcjach. Dbał o swojego syna, a zwłaszcza o jego piękną, ale wciąż kruchą ufność. To była chwiejna rzecz, łatwo zraniona i posiniaczona, ale jak dotąd nienaruszona. Severus starał się zachować to w ten sposób.

— Marzec dyszy nam w kark, niczym polujący lew — ciągnęła Molly, ponownie starając się mocniej zacisnąć wokół siebie szatę.

Severus usłyszał już wystarczająco.

— Oszczędź mi swoich mądrości starej, mądrej kobiety. Jeśli masz coś konstruktywnego do powiedzenia, i mam właśnie to na myśli, to po prostu to powiedz. Proszę.

Iskra czegoś rozświetliła oczy Molly, ale Severus nie sądził, że był to gniew. Nie do końca.

— Jak się czuje Harry w tym tygodniu? — zapytała w końcu.

To było pytanie, którego się spodziewał, ale wciąż nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć. Ten tydzień był pierwszym od jesieni, kiedy Severus aktywnie zachęcał Harry'ego do robienia rzeczy bez niego. Chociaż Syriusz Black wciąż był „uwięziony" w Świętym Mungo, to niemalże zniszczył poczucie bezpieczeństwa Harry'ego w Hogwarcie lub Spinner's End. Chłopiec martwił się przez cały czas, że zostanie ponownie zabrany siłą, a co najgorsze, że wróci do Dursley'ów. Dzisiaj po raz pierwszy Harry dobrowolnie zszedł w dół zbocza, aby się bawić, zamiast kurczowo trzymać się boku Severusa.

— Cały czas sprawdza, czy jestem w pobliżu.

Molly pokiwała głową.

— Wkrótce przestanie to robić. Wiem, że jest do ciebie przywiązany…

Severus wydał z siebie dźwięk, który u kogokolwiek innego można byłoby nazwać parsknięciem.

— Nie masz pojęcia.

Molly natychmiast go poprawiła.

— Mam siedmioro dzieci, Severusie. Siedmioro. Rzadko udaje mi się bez towarzystwa skorzystać z toalety. Nie wspominając o tym, czy mam czas czytać lub tworzyć mikstury. Jeśli jedna z moich pociech mnie potrzebuje, to warto zakładać, że robi to również jedno lub więcej z pozostałej szóstki. Nie wiedziałabym, co ze sobą zrobić, gdybym ich nie miała przy sobie przez cały ten czas.

— Może ci to odpowiada — warknął Severus — ale jestem samotnym człowiekiem. Prowadzę samotne życie…

— Już nie.

Spojrzał na dzieci i jakby na zawołanie, cztery rudowłose głowy i jedna czarnowłosa odwróciły się w ich kierunku. Wszystkie dzieci pomachały im.

Cała chęć do protestu zniknęła u Severusa. Molly miała rację.

— Tak. Nie prowadzę już samotnego życia.

— Chciałbyś, żeby było inaczej?

Zamiast spojrzeć na nią znacząco, Severus pomyślał o tych ostatnich sześciu miesiącach, od czasu kiedy uratował Harry'ego od Dursley'ów. O tym jak odkrył (po raz drugi), że jego syn był wężousty i jak widział go latającego na miotle. O incydencie z wielką kałamarnicą, do ostatnich wydarzeń, takich jak pierwsze prawdziwe Święta Bożego Narodzenia Harry'ego i do tysiąca chwil, kiedy chciał mieć odrobinę prywatności, ale wiedział, że Harry potrzebuje go bardziej. Myślał o pytaniach siedmiolatka dotyczących Syriusza Blacka (na niektóre z nich musiał odpowiedzieć Dumbledore, ponieważ nie był w stanie nie obrzucić Blacka zasłużonymi wyzwiskami i jadem) i o tym, co dla nich teraz znaczyło to, że Black został oczyszczony z wszelkich zarzutów dotyczących śmierci Jamesa i Lily Potter.

Severus zaczynał doświadczać tego, jak ciekawskim dzieckiem był Harry, który dopiero niedawno zaczął zadawać pytania, na co nigdy nie uzyskał pozwolenia u Dursley'ów. Był także bardzo bystry. Szybko się uczył słuchając wykładów Severusa, a teraz, gdy miał lepszą umiejętność czytania, wydawało się, że czerpie ogromną przyjemność z książek. I jeśli dano mu chociaż najmniejszą szansę, to Harry mógł być także chętny do inicjatywy kontaktu. Od czasu do czasu dotykał dłoni ojca lub oddawał uścisk, a jego uśmiech mógł rozjaśnić cały pokój.

Nie. Severus nie wymieniłby przeżytych doświadczeń ze swoim synem na żadną chwilę samotnego życia. Nigdy.

Molly musiała dostrzec determinację co do tego w jego wyrazie twarzy, ponieważ po prostu uśmiechnęła się i nadal obserwowała dzieci bawiące się w misternie wymyślną grę w berka. Wtedy coś – lub ktoś – przykuło jej uwagę.

— Dlaczego ten okropny człowiek szpieguje nasze dzieci? — Wskazała palcem kogo miała na myśli, a Severus podążył wzrokiem w dane miejsce, by ujrzeć Argusa Filcha stojącego niecałe pięćdziesiąt metrów dalej.

— Ach. — Severus przyjął ogarniające go ciepło wynikające z poczucia słusznie wymierzonej kary. — Podjęliśmy działania — którym był Eliskir Wierności — aby zapewnić ochronę mojemu synowi i upewnić się, że nigdy nie skrzywdzi go w żaden sposób.

A kiedy po sześciu miesiącach mikstura przestanie działać, ponownie oceni potrzebę jej zastosowania. Harry wciąż czuł się niekomfortowo w stosunku do tego obrzydliwego, nikczemnego człowieka, ale teraz, gdy wiedział, że magia go obroni, nie był przynajmniej przerażony charłakiem.

— A czy te środki działają?

— Wczoraj Filch praktycznie rzucił się na Kła, zamiast pozwolić, by pies powalił Harry'ego na ziemię. — Severus uśmiechnął się na to wspomnienie. — Tak. Wierzę, że działają.

Kilka minut później Molly znów się odezwała, przerywając ciszę, która zapadła między nimi. Harry nigdy tak nie robił. Była to kolejna rzecz, którą lubił w chłopcu – wiedział, kiedy być cicho.

— Słyszałam — bez wątpienia od swoich wścibskich dzieci — że będziesz na Wielkanoc gościł tutaj syna Lucjusza Malfoy'a.

Nie zadała mu pytania, więc Severus postanowił nie odpowiadać. Niestety, zdała sobie sprawę ze swego błędu i minutę później dodała:

— Czy opiekowanie się dwoma chłopcami naraz nie będzie za trudne? Jeśli opieka tylko nad jednym przeszkadza w takim życiu, jakie prowadziłeś, gdy byłeś sam…

Niezbyt umiejętnie szukała sposobu, by znów zabrać Harry'ego do Nory i być może zatrzymać go tam na jeden dzień, albo chociaż na całe popołudnie z powodu edukacji chłopca, swojego spokoju ducha lub czegoś innego. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ani Harry, ani on nie chcieli tego zrobić i zadręczała go tym przez całą zimę. Za każdym razem odrzucał zaproszenie, by przyjść z synem do Nory.

Mimo to, przypominając sobie ostatni raz, kiedy Draco spędził z nimi weekend – było to podczas Świąt Bożego Narodzenia – i późniejsze ogarnięcie wszystkiego, w sensie dosłownym jak i przenośnym, które musiało zostać zrobione zarówno przez niego i jak resztę personelu szkolonego, ponuro skinął głową:

— Ale Harry to lubi.

I miał nadzieję, że zachęci to Harry'ego do spania we własnej sypialni, gdy będzie tam z nim Draco.

Molly zaśmiała się cicho.

— Przekonasz się, że będzie się to działo częściej i częściej, wraz z jego dorastaniem.

— Co? Posiadanie przyjaciół?

— To też. Ale ogólnie rzecz biorąc, robienie rzeczy, na które twoje dzieci mają ochotę, a których ty sam nie zrobiłbyś.

To już było prawdą – pomyślał Severus. Od pozwolenia Harry'emu na zatrzymanie koguchara, po kupienie nowej miotły, po tym jak pierwszą zjadła kałamarnica, zakończywszy na tym, żeby DracoMalfoy spadł pod jego dachem, czy jedzenie lodów o smaku krówki. Było wiele rzeczy, na które się zgodził, tylko dlatego, że wiedział, iż Harry'emu by się to spodobało.

— Co to jest? — zapytała kilka minut później, wskazując na list miażdżony w jego dłoni.

— List.

— Och. Od kogo?

— Od kogoś z odrobiną właściwych manier.

Molly uśmiechnęła się ze samoświadomością.

— Słyszałam, że niedawno otrzymałeś coś od Syriusza Blacka.

— To nie twój interes — warknął, miażdżąc list jeszcze bardziej, gdy zacisnął dłoń w pięść — ale nie jest od Blacka.

— Ach. Myślałam, że może być, ze względu na sposób, w jaki go zgniatasz.

Złapany na tym, Severus poluźnił swój uścisk. Nadawca był prawie tak samo nieznośny jak Black, ale nie przeniosłoby to nic dobrego, gdyby powiedział jej o…

— Czy jest od Remusa Lupina? Dowiedziałam się, że wrócił w te okolice.

Było trochę tak, że Severus nie znosił plotkarek, a Molly Weasley była jedną największych, jakie istniały. Ale pomogła mu z Harrym, tak dużo, jak tylko była w stanie i był jej na tyle wdzięczny, że nie udusił jej tu i teraz przed jej dziećmi. Ale „słyszała" lub „dowiadywała" się zbyt cholernie dużo! Wiedział, że wciąż by go trącała i popychała, dopóki by się nie poddał i nie ujawnił wszystkiego.

— Tak — powiedział w końcu. Zaciskając zęby, kontynuował: — Chciałby zobaczyć Harry'ego.

— A ty tego nie chcesz.

— Oczywiście, że nie chcę!

Posłała mu przeszywające spojrzenie i jeśli Severus nie byłby stu procentowo pewny, że nie mogła tego zrobić, to przysiągłby, że próbuje użyć na niego Legilimencji. Ale nawet z jej „słyszałam", „dowiadywała się", nie podważyłaby sprzeciwu Severusa… chyba, że Albus był ostatnio bardziej skłonny do ujawniania sekretów kogoś innego niż to miało miejsce dziesięć lat temu, kiedy to Lupin, z pomocą Blacka, niemal zamordował Snape'a podczas pełni księżyca. Tylko on, Albus, James Potter i inni Huncwoci oraz kilku wybranych członków rodziny Lupina wiedzieli, że Remus był wilkołakiem i chociaż Severus chętnie wykrzyczałby to z najwyższej wieży w Hogwarcie, to był ograniczony obietnicą, którą złożył Albusowi.

— Ponieważ był przyjacielem Blacka? — zagadnęła Molly.

— W rzeczy samej. — Z pewnością był to główny powód.

— Oczywiście, masz rację. Nawet jeśli Black byłby wolnym człowiekiem…

— Nadal jest w Świętym Mungo!

I będzie w dającej się daleko przewidzieć przyszłości, chyba że zacznie zachowywać się znacznie zdrowiej na umyśle. Azkaban odcisnął na nim przerażające piętno, bez względu na to, jak dobrze potrafił unikać Dementorów.

— Miałam na myśli, że jest wolnym człowiekiem, bo wyszedł z Azkabanu i że nie będzie winny zamordowania Lily i Jamesa. Mimo to, Harry jest twoim synem i możesz decydować, kogo może widywać.

— Tak. Wiem to.

Wydawało, że każdy w Anglii o tym wiedział. Molly i reszta dowiedzieli się, że Severus jest biologicznym ojcem Harry'ego, gdy Black nalegał na test na potwierdzenie ojcostwa, zanim zrezygnuje z prawa do odwiedzin Harry'ego i wypowiadania się w sprawie jego edukacji. Wieści rozeszły się jak świeże bułeczki, a Prorok napisał wszelkiego rodzaju tandetne historie o Severusie i jego związku z Lily. Snape nie pozwolił, żeby Harry zobaczył jakąkolwiek z nich.

Ale to, że Harry był teraz oficjalnie jego synem, było być może jedyną korzyścią wynikającą z całego tego bałaganu, który zaczął się od ucieczki Blacka zakończywszy na umieszczeniu go w świętym Mungo. Nawet Ministerstwo wiedziało teraz, że był biologicznym ojcem Harry'ego. Korneliusz Knot nie mógł położyć łapy na siedmiolatku, podobnie jak Black, nawet jeśli był jego legalnym ojcem chrzestnym. Nie mógł zmusić Severusa, by przyprowadził Harry'ego, aby móc się z nim spotkać.

Severus obiecał, że jeśli Harry będzie chciał, pozwoli chłopcu zobaczyć Blacka. Jak dotąd Harry nie wykazał najmniejszej skłonności, by to zrobić, co bardzo pasowało Snape'owi.

A teraz był ten list od Lupina. Zastanawiał się, czego chciał wilkołak. W co się bawił, aby nagle pojawić się nie wiadomo skąd, po sześciu latach swojej odczuwalnej nieobecności? Jaki był jego zamiar?

Severusa denerwowało, że nie mógł powiedzieć z listu, czego naprawdę chciał Lupin. Bardzo wątpił, żeby chodziło tylko o odnowienie relacji z synem Lily – przynajmniej z uprzejmości nie pisał, że Harry jest synem Pottera. Tak, to było irytujące, kiedy otrzymywał tego typu listy, na które odpowiadał zaczynając od „Ty przeklęty…"

Westchnął.

— Powiedziałeś Harry'emu, że może zdecydować, czy chce spotkać Blacka czy nie.

Słowa Molly były tak bliskie temu, co zarzucał sobie w myślach, że sprawiły, iż drgnął.

— Tak zrobiłem.

— Czy poprosił?

— Czy poprosił o spotkanie ze swoim porywaczem? Z człowiekiem, który go terroryzował i porwał z domu?

Na policzkach Molly pojawił się rumieniec.

— Poprosił o to?

— Gdyby to zrobił, to zabrałbym go, aby spotkał się z tym okropnym kundlem.

Czarownica uśmiechnęła się lekko.

— Nie próbowałbyś odciągnąć go od tego pomysłu? Być może zasugerowałbyś, żeby odłożył taką wizytę na tydzień lub rok?

Znała go zbyt dobrze. Dokładnie to planował zrobić, gdyby Harry poprosił go o spotkanie z Blackiem.

— Ten temat nigdy się nie pojawił w naszych rozmowach.

— Na szczęście dla ciebie.

Uniósł brew na jej uwagę.

Harry miał tak wielką traumę przez Blacka, że przez ostatnie sześć miesięcy przylgnął do mnie jak rzep do psiego ogona. Uważam, ze szczęście nie ma nic tu do rzeczy.

Kolor na policzkach Molly stał się intensywniejszy.

— Nie. Oczywiście, że nie.

— Zrobię wszystko, aby uszczęśliwić Harry'ego. Aby upewnić się, że jest pod opieką i nie dopuścić, aby został ponownie zraniony. Będę go chronić i upewniać się, że nic ponownie nie stanie między nami, że nigdy już się to nie stanie.

Harry, z czerwoną twarzą i dysząc z wysiłku, wybrał właśnie ten moment, aby do niego podbiec. Rzucił swoje ramiona w górę obejmując ojca i chowając twarz w ciepłych szatach Severusa, chroniąc ją przez chłodnym wiatrem. Trzymając dłonie pod pachami chłopca, Severus uniósł go w górę, a potem przytulił go, gdy Harry uśmiechał się do niego szeroko.

— Widziałeś mnie, tatusiu? Widziałeś, jak przeskoczyłem przez Kła, kiedy zaczął wstawać?

— Oczywiście, mój mały poszukiwaczu. Jesteś wysportowany, może powinieneś wybrać pozycję pałkarza?

Harry roześmiał się i pokręcił głową. Szczęśliwy, gdy Severus pocałował go szybko w czoło, zaczął się wiercić, aż Snape nie postawił go na ziemi, by mógł dołączyć ponownie do swoich przyjaciół.

Harry był światem dla Severusa. Był dla niego wszystkim. Niech świat spłonie, jeśli ktokolwiek odważy się ponownie z nim zadzierać.

Koniec