Jest taka bardzo stara piosenka "Night and Day" Franka Sinatry, potem wykonywana także przez U2 i to w jej rytmie pisałam ten rozdział.

Nocą i dniem, jesteś tym jedynym. Tylko ty w blasku Księżyca i świetle Słońca. Czy blisko, czy daleko ode mnie, nieważne, kochany, gdzie jesteś... Myślę o Tobie,

Dniem i nocą - Nocą i dniem

Stojąc samotnie w salonie Harry nie był pewien jak się czuje. Nie miał nawet pojęcia, jak powinien się czuć w tej sytuacji.

Wreszcie udało mu się nawiązać jakiś kontakt z Tomem.

W końcu dowiedział się czegoś konkretnego o ich wspólnej przeszłości i naprawdę poczuł, czym jest - czym powinna być - ich więź. Mężczyzna opuścił swoje bariery.

Oczywiście nie wszystkie. Harry dobrze wiedział, że wciąż się hamował.

Ale zobaczył, może jeszcze nie światełko, może nawet nie poświatę, w tym mrocznym tunelu, jakim dla niego było ich małżeństwo i wspólna przyszłość.

Jednak zdecydowanie poczuł to coś, czekające tuż poza jego zasięgiem.

To mgnienie wyczekiwania, gdy był pewien, że kiedy Tom wpuści go do swojej pamięci to wreszcie zobaczy, zrozumie, poczuje... Będzie sobą.

I zabrano mu to, wyrwano z tej chwili. Mężczyzna jak co dzień przepadł w Ministerstwie a jemu pozostała tylko coraz bardziej bolesna tęsknota i pragnienie.

Nie potrafił nawet cieszyć się z tego kroku, jaki dziś zrobili bo mógł mieć o wiele więcej. Miał to coś... Prawie... Już, tuż tuż... SZLAG!

Jakkolwiek myśl ta w tej chwili mogłaby wydawać się pociągająca siedzenie w fotelu przy kominku - czekając i tęskniąc - byłoby jednak zbyt żałosne. Nawet dla zakochanego nastolatka jakim teraz się czuł a tym bardziej dla dorosłego, pewnego siebie zamężnego czarodzieja jakim powinien - chciał być.

Zatem powoli, posępnie wzdychając i patrząc pod nogi, choć niewiele widząc, dlatego i tak co rusz się potykał, Harry ruszył na górę do swojego pokoju.

Zignorował wołającego go dziadka. Niecelowo, po prostu był zbyt pogrążony w myślach, by cokolwiek zauważyć.

Stanąwszy w drzwiach do swojego pokoju, zatrzymany przez pokrywające jego podłogę stosy "Proroków", uniósł wzrok przyglądając się im.

Machinalnie podniósł jedną gazetę z najbliższego stosu i rzucił okiem na czołówkę: Wielkim drukiem "Harry Potter" i niżej "Chłopiec - Który - Przeżył na ostatnim roku w Hogwarcie. Co zmieniło się w jego życiu?"

Harry skrzywił się, o ile publicystyka społeczna i polityczna była w "Proroku" na poziomie to inne artykuły były zwykle plotkarskim bełkotem. Po dwóch dniach miał już dość czytania przesadnie egzaltowanych opisów swojego życia, jednak tytuł zainteresował go, wbrew sobie poczuł ciekawość.

"Po tym jak intensywnie Złoty Chłopiec spędził wakacje, można by się spodziewać, że także teraz zajmie się głównie nauką - skoro miał w kilka miesięcy nie tylko zrobić siódmy rok nauki, ale zaliczyć też przedmioty z szóstego i jeszcze przygotować się do OWUTEM-ów. A jednak, Harry Potter nie tylko znajduje czas na spotykanie się ze swoim narzeczonym..."

Tutaj artykuł przerwało zdjęcie trybun na meczu Quidditcza: a na nim skoncentrowany, obserwujący uważnie graczy Harry a obok obejmujący go ramieniem i zapatrzony tylko w niego wyraźnie zakochanym wzrokiem jakiś elegancki, przystojny czarodziej, na oko pod trzydziestkę. Tylko... TO NIE BYŁ TOM!

Harry'ego zatkało i gapił się na zdjęcie z opadniętą szczęką. Czyż wszyscy nie mówili mu, że właśnie wtedy zakochał się w Tomie - Voldemorcie? Co więc robił zaręczony z kimś innym?

Nie rozumiał, o co w tym chodzi, jednak chyba gazeta nie kłamała. Zresztą, zdjęcie nie budziło wątpliwości, co do szczerości uczuć, przynajmniej z jednej strony...

Wrócił do artykułu, a tam - im dalej, tym ciekawiej. Tekstu co prawda nie było wiele:
"Złoty Chłopiec, faktycznie wiele czasu musi poświęcać na naukę i ukochanego lecz oprócz powyższego ma też zawsze wolną chwilę na wyjście z przyjaciółmi."

A pod nim cała seria mniejszych zdjęć:

Harry w obcisłej błyszczącej tęczowo koszulce śmiejąc się obejmujący kompletnie nie znanego mu starszego chłopaka, obaj unoszący w toaście butelki z piwem.

Na kolejnym Harry tańczący, jednak już z innym chłopakiem. Dalej, zdjęcia przy barze, przy stolikach, za każdym razem w innym mugolskim klubie i na każdym Harry w kolorowych, przyciągających uwagę ciuchach, radośnie bawił się z jakimś teraz nieznanym mu osobnikiem...

Pięknie. To że miał narzeczonego było zaskakujące, ale jeszcze to?

Harry nigdy nie wyobrażałby sobie siebie w roli imprezowicza... i podrywacza. Do tego najwyraźniej zadawał się tylko z chłopakami.

Na bogów! Co się z nim wtedy działo?

Dziwnie, coraz dziwniej, ale niestety to raczej nie były tylko wymysły. Zdjęcia nie kłamią. Jedno, czy dwa mogłyby być nieporozumieniem, ale nie dziesięć!

Zagryzł wargę. Po tym co już wiedział i co powiedział mu Tom tego się po sobie nie spodziewał.

I po co w ogóle to oglądał? Westchnął odrzucając gazetę z powrotem na jej miejsce. To nie miało sensu.

To kompletnie nie miało sensu.

Kopnął stos "Proroków", potem kolejny i uniósł dłoń ponad nimi rozkładając palce z pełgającymi między nimi płomykami. Przez chwilę tak trwał oddychając ciężko, zanim powoli rozluźnił rękę i opuścił zwieszając ją u boku.

Informacje, jakie mógł znaleźć w czarodziejskiej prasie nic mu nie dadzą. Czyż nie przekonał się już do tej pory, że to jak wyglądało jego życie według reporterów nie miało wiele wspólnego z prawdą o nim?

Zajmowanie się tymi szmatławcami to tylko strata czasu. Chociaż...

Widok siebie wystrojonego, w towarzystwie wyraźnie zainteresowanych nim facetów zwrócił jego uwagę na coś innego. Nigdy dotąd nie czuł potrzeby ubierania się dla kogokolwiek, jednak skoro to działało... To może...

Harry badawczo spojrzał w lustro. Obiektywnie mógł stwierdzić, że jest faktycznie przystojny: jego włosy nie stroszyły się jak zwykle, zamiast tego opadając łagodną falą i kiedy potrząsnął głową, czy przeciągnął je palcami wracały do swobodnie ułożonej fryzury. Bez okularów jego oczy były większe, bardziej błyszczące, nawet skórę miał jakąś świetlistą i gładką, co stwierdził dotykiem.

Za to jego pogniecione dżinsy i koszulka nie wyglądały imponująco.

- Zgredku! - Zawołał skrzata, który zaraz pojawił się obok niego zgięty w ukłonie, czekając na polecenia. - Zabierz te gazety, nie będą mi już potrzebne. - Rzut oka wokół siebie. - I zróbcie porządek w pokoju.

On w tym czasie weźmie prysznic, by oczyścić ciało i myśli, bo rano w pośpiechu tylko się opłukał, a potem... Potem ubierze się w coś bardziej przyciągającego wzrok. Owszem, są teraz z Tomem sami w domu ale to nie znaczy, że nie może się właśnie tylko dla niego postarać.

A już na pewno takie starania nie zaszkodzą, gdy będzie przekonywał męża do swoich pomysłów.


Osuszywszy się szybkim zaklęciem i owinąwszy biodra ręcznikiem Harry wrócił do pokoju. Gazety zniknęły. Skrzaty odkurzyły też, posłały łóżko i pozbierały i pochowały do szaf jego ubrania.

Poukładały też na stoliku jego przybory i pergaminy, na których notował ważniejsze znalezione dotąd informacje, chociaż i tak bardziej starał się zapisać to wszystko w pamięci.

Miał w niej tyle braków, że desperacko chciał je czymś zapełnić.

W tej chwili jednak to zignorował. Miał inne sprawy na głowie. Podszedł do szafy, czy raczej garderoby i pierwszy raz uważnie zaczął przeglądać jej zawartość, a nie jak dotąd łapać pierwsze z brzegu ciuchy, wyglądające prosto, wygodnie i domowo.

Od razu stwierdził, że szafa podzielona jest na kilka sekcji. W głębi były garnitury, kurtki, płaszcze i wyjściowe szaty, czyli to, co mu teraz nie było potrzebne, a z przodu...

Na pierwszej z lewej grupie wieszaków znajdowały się różnokolorowe błyszczące i obcisłe mugolskie koszulki i równie obcisłe skórzane i dżinsowe spodnie, te na szczęście już głównie czarne i niebieskie. To były stroje na imprezowanie. Nie o to mu chodziło.

Przesunął się szybko do środkowej części, w której znajdowały się proste bawełniane koszule i t-shirty, dżinsy, a także bluzy i dresy. To tutaj dotąd zaglądał. Ale nie dzisiaj.

Sprawdźmy więc, co dalej... I wreszcie: bingo. O to mu chodziło. Jedwabne koszule, kolorowe, błyszczące, ale nie wyzywające tylko eleganckie. Wyciągnął jedną z nich: zieloną i nałożył na próbę.

Wyglądał w niej dobrze, jednak po namyśle odwiesił ją do szafy i wziął inną: purpurową.

Potrzebował gryfońskiej odwagi, bo w tym, co miał w planie miał zerowe doświadczenie. Poza tym, czyż taka czerwień nie kojarzy się z miłością... I pożądaniem?

Nawet nastolatek o tym wiedział. Tyle, że tak szczerze wcale już nie chciał czuć się jak czternastolatek. I nie chciał być tak traktowany - zwłaszcza przez swojego męża.

Przez te... Musiał naprawdę się skupić, by policzyć ile to dni minęło od jego przebudzenia w tym świecie... Dopiero trzy? Niesamowite, chyba to przez tę ilość informacji, jakie musiał nagle poznać, zrozumieć i zaakceptować przez te trzy dni czas wydawał się rozciągać.

I zmieniać go, bardziej niż by się spodziewał.

Tamtego pierwszego wieczora, chciał tylko zamknąć oczy i uznać to za głupi sen, koszmar. W tej chwili już by takiej propozycji nie przyjął - jedyne, czego chciał to być mężczyzną, którego widział w lustrze i odzyskać te stracone lata i odzyskać wszystko, co już było jego.

A skoro o tym mowa, lepiej skoncentrować się na bieżącym zadaniu.

Wiszące poniżej koszul spodnie nie przypadły mu już do gustu. W końcu nie wybierał się na bankiet - miał zamiar oszołomić swojego męża, a jak się uda to go... Uwieść, zdecydowanie żadne inne słowo nie pasowało do tego, czego chciał.

Wrócił więc do pierwszych wieszaków i wyciągnął czarne dżinsowe spodnie. Przez chwilę myślał o skórzanych, ale to jednak nie była jego bajka i na pewno nie czułby się w nich dobrze. Sięgnął do szuflady z bielizną i wybrał ciemno czerwone jedwabne bokserki a z następnej skarpety w tym samym kolorze.

Kręcił przy tym głową zadziwiony tym, jakim facetem się stał, że ma takie rzeczy, że ma tyle takich rzeczy w swojej szafie... I że to chyba dobrze, że tak mu się to podoba. To oznacza, że ma coś wspólnego ze swoim nowym Ja.

Ubrał się i przeszedł do półek z butami, decydując się na trzewiki na lekkim obcasie. To doda mu wzrostu i pewności siebie.

Przejrzawszy się w lustrze stwierdził, że osiągnął taki efekt, jaki zamierzał i zadowolony z siebie chciał rzucić Tempus. Uprzedziło go jednak stukanie do drzwi i pojawiający się w nich Zgrzytek.

- Czy podać lunch, panie Potter, sir? - Po tradycyjnym ukłonie zapytał skrzat. Nie skomentował jego zmiany wyglądu ale wyraźnie się nim zaniepokoił. Pewno obawiał się nie wiedząc, czy oznacza to powrót ich Pana do normalności, czy też kolejny wybryk jak to wczorajsze zniknięcie bez uprzedzenia kogokolwiek.

Harry uśmiechnął się uspokajająco i rozważył pytanie, po czym potrząsnął głową.

- Nie. - Odparł krótko i... - Jeszcze nie. - Doprecyzował. - Zejdę do salonu i poczekam. Może... - Może Tom będzie miał przerwę i wróci do niego, choćby na chwilę. - Jeszcze nie. - Powtórzył i skinieniem odprawił skrzata.


Najpierw Harry siedział na fotelu obok kominka, jak na szpilkach, podskakując na każdy szelest. Potem zerwał się i krążył nerwowo po salonie. Wreszcie zrezygnowany opadł znowu na miejsce.

Dalsze czekanie nie miało sensu - dzisiaj jego mąż nie zrobił sobie przerwy na lunch. Rozczarowany przeszedł do jadalni, wezwał Zgrzytka i zjadł lunch, nie patrząc na to co je i nie czując smaku.

Całą uwagę kierował na zastanawianie się, co powinien teraz zrobić?

Kiedy skrzaty uprzątnęły stół, miał już pomysł na popołudnie. Draco mówił, że jego matka i ciotka przeglądają księgi o sztukach umysłu. Dlaczego więc i Harry nie miałby także tego zrobić? Przecież to o jego życie tu chodziło.

Przygotowując się z Syriuszem do zatrzymania Toma zauważył, że jego biblioteka też jest dobrze wyposażona, a skoro jego nowa rodzina koncentruje się na mrocznych sztukach to może warto spojrzeć na to z drugiej strony, Potterowie mogą mieć dzieła, o których Malfoyowie ani Blackowie nie słyszeli.

Z własnego doświadczenia Harry dobrze wiedział, że przy nauce lepiej nie mieć zbytniej wygody, bo jak mówiła Hermiona: leniwe ciało rozleniwia umysł. Nie zawsze przyznawał przyjaciółce rację, ale tu akurat się z nią zgadzał.

Zignorował zatem wygodne fotele przy stoliczkach kawowych i przygotował sobie miejsce do pracy przy stole, z którego wcześniej korzystał z Syriuszem. Rozłożył pergaminy, sprawdził pióra i atrament, a potem zaczął przeglądać kolejne regały.

Począwszy od stojących w najdalszym kącie zmierzał do tych tuż obok stołu. Znalezienie odpowiedniej półki nie było trudne, ale pomimo tego, że wyciągał księgę za księgą i uważnie je studiował, po trzech godzinach wciąż nie znalazł nic przydatnego.

No, może nie całkiem. Już wcześniej miał ochotę samemu wejść do swojej pamięci i jeszcze raz na spokojnie się przyjrzeć jej zawartości. Niestety nie bardzo załapał, jak Draco to zrobił i pomimo, że zarówno jego brat i Tom mówili, że miał do tego talent i że już raz bez problemów instynktownie to opanował...

Harry obawiał się próbować czegokolwiek sam, bez pomocy.

Teraz za to miał przez sobą "Podstawowe techniki panowania nad umysłem" a w nich zestawy różnych ćwiczeń i techniki pracy w i nad umysłem, począwszy od absolutnych podstaw, czyli dokładnie to, czego potrzebował.

Dokładnie przestudiował opis, powtórzył go w myślach upewniając się, że dobrze go zrozumiał i dla pewności wziął księgę ze sobą, ruszając na górę. Zdecydował, że najlepiej będzie wypróbować te ćwiczenia w swoim pokoju.


Ostatni raz Harry przeczytał instrukcje i odłożył księgę na szafce siadając po turecku na łożu i kładąc dłonie na kolanach wnętrzem do góry tworząc z nich miseczki pobierające moc z otoczenia. Wziął kilka uspokajających oddechów i zamknął oczy.

Przez chwilę lekko przesuwał się, dostosowując do minimalnych skurczów, ukłuć mięśni, by znaleźć najwygodniejszą pozycję. Głębokie równe oddechy dostosowały się do bicia jego serca i tętna tak, że już po chwili czuł je jak jeden równy rytm poruszający wszystkie cząstki jego ciała.

Teraz przywołał obraz miejsca w jakim był z Draco i wyobraził sobie każdy element, jaki mógł sobie przypomnieć. Ostatni głęboki wdech i otworzył oczy.

Udało się, był na dziedzińcu Hogwartu, takiego jakim był w jego głowie. Podszedł do zakrytej pnączami bramy i uniósł rękę, od razu wyczuwając, widząc ostrzegawcze drgania roślin.

Z westchnieniem odwrócił się i wszedł do Zamku. Na ścianach szerokiego korytarza wisiały portrety osób i miejsc z jego przeszłości. Nie wszystkie i jak wiedział niepełne.

Uznał, że mając wgląd we wspomnienia swoich spotkań z Draco, jakie ten mu pokazał, może spróbować dostać się do tych, których sam już w tej chwili nie posiadał.

Najpierw zaczął od tego, które jak wiedział zadecydowało o ich relacji, by upewnić się, że obraz pokazany mu przez brata był taki sam jak ten, który on zapamiętał.

Dotknął dłonią obrazu Draco i portret zmienił się na widok wielkich schodów z blondynem stojącym kilka stopni wyżej, wyciągającym ku niemu rękę. Uczucia, jakie przy tej scenie wyczuwał u Draco tutaj były całkiem inne. Zamiast bólu i straty czuł złość i nutę pogardy.

Zabolało go to, ale nie tak jak spojrzenie w twarz Draco. Kiedy młodszy Harry odwrócił się i ruszył z Ronem w kierunku Wielkiej Sali on sam obserwował brata, widząc w nim przez mgnienie to, co wtedy mu umknęło.

Obraz zastygł i po chwili rozmazał się i zastygł w zbliżenie samej zranionej twarzy. Harry żałował, że wtedy nie wiedział tego, co teraz było dla niego oczywiste. Ale czy wtedy to by coś zmieniło? Czy potrafiłby zrozumieć Malfoya, którego Ron nienawidził i tą nienawiścią zdążył już zarazić Harry'ego?

Wyruszył w dalszą podróż, wywołując kolejne chwile, które oglądał z całkiem nowej perspektywy coraz lepiej poznając i brata i siebie. I wreszcie dotarł do miejsca, gdzie obraz stał się mglistą, żółtawą poświatą, nie pozwalającą spojrzeć w głąb pamięci.

Nie wiedział, czy to dobry sposób i pewno nie powinien sam tego robić, bez przygotowania, lecz nie chciał teraz się wycofać.

Skoncentrował się na przypomnieniu sobie sali Eliksirów w trakcie zajęć, na których Malfoy pierwszy raz stanął po jego stronie, wyciągając dłoń, by mu pomóc. I tym razem w przeciwieństwie do tego spotkania na schodach, Harry tej oferty nie odrzucił.

Naciskał na zasłonę, próbując nałożyć na nią wspomnienie Draco, wkładał w to coraz większą moc. Czuł jak oba obrazy drgają, migocząc na przemian i nie mogąc się połączyć.

Wszystko wokół przestało mieć znaczenie, widział tylko tę zasłonę i twarz Draco, coraz ciemniejsze, wiedział, że osuwa się na podłogę ale nie czuł tego, aż cały jego świat stał się ciemnością, bez dźwięku, światła i dotyku. I bez czasu.

Nie miał pojęcia, jak długo trwało, zanim poczuł przebijające się przez zasłonę otulającą jego zmysły ciepło i światło i dotarło do niego ponaglające, natarczywe wołanie. Wpierw wyczuł je duszą, a potem, gdy rzeczywiście zaczął je słyszeć, otworzył oczy i zachłysnął się, gwałtownie łapiąc powietrze.

Wystraszył się panującej wokół ciemności, ale szybko uspokoił się rozumiejąc, że to nie ta przestrzeń, w której się zagubił, ale naturalny mrok nocy. Spędził w umyśle wiele godzin, a otaczające go ciepłe ramiona i powtarzane nieustannie jego imię uświadomiły mu, że to Tom go odnalazł.


Rzadko kiedy Tom Riddle, a też Lord Voldemort był tak przerażony jak w tej chwili, gdy znalazł Harry'ego pogrążonego w transie w jego pokoju.

To co na pierwszy rzut oka wydawało się zwykłą medytacją i zapewne dlatego nie zaniepokoiło skrzatów już po pierwszej próbie kontaktu rozpoznał jako trans, zbyt głęboki, by Harry zdołał sam się z niego wydostać.

Jego umysł całkowicie się zamknął, odcinając wszelkie bodźce nie tylko z zewnątrz, ale także od niego samego. Chłodna wilgotna skóra, ledwo wyczuwalny puls i zbyt płytki, zbyt powolny oddech świadczyły o tym, że fizyczne i magiczne moce jego ciała były na wyczerpaniu, dozując tylko niezbędne do przetrwania dawki energii.

Gdyby pojawił się chwilę później...

Ostrożnie dotknął rąk Harry'ego kładąc swoje dłonie na jego przesyłając mu swoją moc z ciała i umysłu, by wzmocnić go i wyciągnąć z tego mrocznego, martwego nieruchomego jądra jaźni, w jakie się zapuścił.

Koncentrując się na chłopaku, nie potrafił uciszyć samopotępiających głosów wołających z jego własnej głębi, że to jego wina, że powinien nad Harrym czuwać, nie zostawiać go samego na całe dnie.

Strach nie opuszczał go nawet wtedy, gdy wreszcie Harry jednym desperackim wyrzutem wydostał się z transu, ciężko dysząc zwijając się w kłębek w jego objęciach. Wciąż połączony z jego umysłem Tom wiedział, co chłopak próbował zrobić.

- Harry... - Wciąż zbyt przestraszony i zbyt szczęśliwy tym, że udało mu się go odnaleźć i przyprowadzić z powrotem nie potrafił go nawet porządnie zbesztać. Mógł tylko prosić. - Harry, nie rób tego więcej. Obiecaj mi, że nigdy tego nie spróbujesz. Nie sam. - Wziął głęboki wdech, bo jego głos był równie drżący i niepewny jak oddech chłopaka. - To dopiero kilka dni, wszyscy szukamy rozwiązania. Nie musisz się spieszyć i tak ryzykować.

- Muszę. - Harry przekręcił się, unosząc twarz, by spojrzeć w jego oczy. - Muszę. - Powtórzył z naciskiem, próbując wzrokiem przekazać mu swoją desperacką determinację.

Tom doskonale go rozumiał, sam czuł to samo. Z westchnieniem zagryzł usta, ta sytuacja szybko mogła stać się zbyt intymna, zbyt niezręczna, coraz trudniej było mu wmawiać sobie, że jego partner to teraz jeszcze wciąż dziecko.

- Lepiej pójdę. - Powiedział. - Powinieneś odpocząć. - Tłumaczył im obu, nie czyniąc jednak najmniejszego ruchu, by odsunąć się od chłopaka i rzeczywiście wyjść.

- Zostań. - Harry wyszeptał nieśmiało, z błaganiem w głosie, - Zostań ze mną. - Powtórzył, obejmując go mocno, najmocniej. - Nie chcę być sam. Nie teraz.

Tom zastygł, zapewne nie powinien a jednak... Nie mógł go nie usłuchać.

Odsunął się, otrzymując zranione spojrzenie, które szybko zmieniło się w ulgę, gdy po zdjęciu szaty, usiadł na łóżku, półleżąco opierając się o ramę i otworzył ramiona zapraszająco. Chłopak szybko niemal rzucił się do przodu, kładąc na nim i oplatając nogi wokół jego, rękoma objął go w pasie, a głowę docisnął do piersi.

Tom był pewien, że zrobił to, by go zatrzymać w miejscu, Z tej pozycji nie miał szans, by się wymknąć nie budząc Harry'ego.


Wyczerpany Harry błyskawicznie zasnął, ale w nocy obudził się, słysząc równy oddech i czując bicie serca zgodne z jego, przenikające całe jego jestestwo. Przez chwilę tak leżał ciesząc się tą niespodziewaną chwilą odprężenia, chłonąc spokój i bezpieczeństwo.

Szybko jednak wewnętrzne pragnienie zmusiło go do ruchu. Ostrożnie uniósł się, odsunął zagubiony kosmyk z twarzy Toma. Rzadko w tych dniach miał szansę widzieć go tak spokojnego, poza tą pierwszą nocą, kiedy mężczyzna też zasnął pilnując go.

Co mu przypomniało - delikatnie przesunął dłonią wzdłuż jego rękawa, aż do nadgarstków i odchylił materiał. Wzdrygnął się widząc znajome cienie na jasnej skórze. Przyłożył palce do nich i ponownie podniósł wzrok.

Tom miał otwarte oczy, czujne i skoncentrowane na nim.

Pewno zastanawiał się, czy Harry znowu go nie odepchnie. Nie miał takiego zamiaru. Delikatnie przyłożył palce, okrywając cały odcisk i szepnął bezróżdżkowe zaklęcie lecznicze, usuwając te ślady, tak jak chciałby usunąć wspomnienie chwili, gdy je zrobił. To samo zrobił drugą ręką.

Wtedy wyprostował palce i przesunął je w górę jego przedramion całymi dłońmi chłonąc ten kontakt. Ale to wciąż było mało.

Puścił jego ręce i pod nie opuszczającym go nawet na mgnienie płonącym wzrokiem przesunął je na brzuch, najpierw błądząc po koszuli a potem wciskając je pod nią, by poczuć nagą skórę.

Przysunął się bliżej, nieświadomie oblizując wargi. Nie był pewien co robi, nigdy w życiu się nie całował, bał się czy Tom pozwoli mu na to. Zastygł jak przysłowiowy jeleń uchwycony w świetle reflektorów.

I wtedy mężczyzna otworzył usta wzdychając. Gdy ten ciepły oddech dotknął jego skóry Harry przestał myśleć, instynktownie i bez wahania płynnie poruszył się do przodu, przyciskając swoje usta do Toma.

Harry przesuwał wargi po suchej, gorącej skórze, czując jak fale energetycznych impulsów zalewają jego ciało. Chciał więcej, jednak usta Toma pozostały nieruchome pod jego dotykiem. Nieśmiało przesunął językiem po złączonych wargach, prosząc o wejście, raz, drugi, trzeci... Zanim się poddał.

Z westchnieniem niechętnie rozłączył ich wargi i nie mogąc, bojąc się spojrzeć w oczy Toma, pochyloną głowę schował na jego piersi. To odrzucenie bolało. Czuł się upokorzony i wtedy poczuł, jak ramiona mężczyzny obejmują go, mocno przyciskając do siebie, a potem jego usta delikatnie muskają włosy.

I wreszcie usłyszał najcichszy szept.
- Harry... - Oddech owinął go, a żar i pragnienie w tym jednym słowie sprawiły, że zadrżał. Teraz on nie odważył się poruszyć, nagle zrozumiawszy jak bardzo mężczyzna musiał się hamować. - Zbytnio wyczerpałeś się magicznie... i fizycznie. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Nie jesteś dzisiaj na to gotowy.

Chciałby się z nim kłócić, sapnął rozczarowany, lecz powstrzymały go kolejne słowa.

- Kiedy będziemy razem... Nie chcę, nie będę się powstrzymywał.

I Harry poczuł przeszywający go dreszcz, usłyszawszy tę obietnicę. Znowu sapnął i rozluźnił mięśnie opadając i przesuwając lekko, by wygodniej ułożyć się na Tomie.

Mężczyzna miał rację, był tej nocy zbyt wyczerpany, może poczekać.

To była obietnica, więc może poczekać.