Może nie każdy oglądał "Casablancę" - 1942 r., ale chyba każdy słyszał:
"Zagraj to, Sam. Zagraj "As Time Goes By" czyli:

"You must remember this, a kiss is still a kiss..."

Albo w tłumaczeniu OVBHazy z Tekstowo. pl:

"Musicie o tym pamiętać
Pocałunek jest wciąż pocałunkiem
A spojrzenie jest tylko spojrzeniem
Stosuj te fundamentalne zasady
Gdy mija czas
A kiedy dwoje kochanków zabiega o siebie
I wciąż mówią "kocham cię"
Możesz na tym polegać
Nie ważne co przynosi przyszłość
Gdy mija czas..."

Musisz o tym pamiętać

Oszołomienie i tępy ból głowy sprawiały, że Harry'emu było trudno skoncentrować się na otoczeniu. Pomimo tego próbował zrozumieć toczącą się w pobliżu rozmowę, właściwie kłótnię.

- ...nie powinieneś jeszcze siadać na miotle. Tylko przez twoją głupotę Harry miał ten wypadek .

- A ja mówiłem ci, że już jestem wyleczony, czułem się normalnie. Uważasz, że tego chciałem? - Harry'emu udało się wreszcie zidentyfikować ten głos jako Rona. - Myślałem, że wszystko ze mną jest w porządku. Zresztą, każdemu może się zakręcić w głowie, gdy próbuje jego dogonić...

- Myślenie nigdy nie było twoją mocną stroną, Weasley, a twoje wymówki nic nie znaczą, Harry rozbił się, dlatego że ciebie ratował. Jesteś idiotą i zawsze byłeś - to twoja wina! - Harry nie mógł zgadnąć z kim Ron mógł się tak o niego kłócić...

Ale powoli zaczął mu się ten głos kojarzyć, tylko...: Nie, to niemożliwe!

Gwałtownie otworzył oczy i zerwał się, od razu przy tym jęknął z bólu. Kłótnia natychmiast ucichła i obaj mężczyźni rzucili się w jego stronę. Ron przegrał w wyścigu ze starszym czarodziejem, który przypadł do Harry'ego, podtrzymując go troskliwie i zasypując pytaniami.
- Na Salazara, Harry, tak się martwiliśmy. Zbyt długo nie odzyskiwałeś przytomności. Dobrze się czujesz, nic ci nie jest?

Chłopak zamrugał, nie mogąc wierzyć własnym oczom i uszom. Próbował uwolnić się z tego uścisku, ale był tak słaby, że mężczyzna chyba nawet tego nie zauważył. Był zbyt slaby nawet na to, by krzyknąć.
- Voldemort... - szepnął cicho, ledwo słyszalnie.

Czarodzieje spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Mężczyzna poprawił jego pozycję, by wygodniej opierał się o jego ramię.
- Tak, Harry. Jestem tutaj. Jak się czujesz, chcesz czegoś? - Zapytał delikatnie, z tą nieprawdopodobną troską i niepokojem wpatrując się w jego twarz, szukając oznak, że wszystko z nim w porządku.

To było zbyt dziwaczne, nawet jak na koszmar. Spróbował jeszcze raz.
- To... jest... Lord... Voldemort...

Znowu ta dziwna wymiana spojrzeń i Ron zbliżył się do niego, poklepując go po nodze.
- Tak, Harry. To twój mąż.

Mąż?! Przed oczami pojawiły mu się czarne plamy i świat zaczął wirować. Harry Potter z ulgą powitał powrót w nieświadomość.


Tom ostrożnie opuścił Harry'ego z powrotem na kanapę. Coraz bardziej się o niego niepokoił: Młodzieniec dzięki niewiarygodnemu przyspieszeniu zdołał złapać Weasleya, kiedy ten spadł z miotły, ale też dzięki niemu sam nie zdążył wyhamować i uderzył w ziemię o wiele mocniej niż przy zwykłym upadku.

Serce niemal mu stanęło, gdy usłyszał trzask pękających kości. Natychmiast rzucił zaklęcie diagnostyczne a po nim lecznicze i zabrał do salonu, gdzie z niepokojem czekał, aż jego ukochany się obudzi.

Jednak to przebudzenie wcale go nie uspokoiło. Z Harrym nie było dobrze.

- Nigdy nie mówił do ciebie Lord Voldemort, poza oficjalnymi okazjami. - Dotarł do niego głos rudzielca, czyli nawet on zauważył, że coś było nie tak.

- Wiem... - Odparł zamyślony. - I patrzył na mnie tak jakoś dziwnie, chyba uderzył się w głowę mocniej niż myśleliśmy.

- Zawołam Hannę. - Ron szedł już w stronę kominka.

- A co nam da twoja żona? - Zdecydowanie na dzisiaj Tom miał już dosyć Weasleyów.

- Jest magomedykiem. - Ron pokręcił głową, czarnoksiężnik nigdy nie był taki nieuważny, nie zapominał o niczym. Ten wypadek musiał nim poważnie wstrząsnąć.

Szybko podszedł do kominka i wywołał swój dom, informując Hannę o sytuacji, a potem wrócił na fotel obok kanapy. Spojrzał na bladego, płytko oddychającego przyjaciela.

Wyglądał strasznie, ale najgorsze było, że Voldemort miał rację, mógł się z nim wykłócać, ale nie mógł zaprzeczyć: to była jego wina.

Po cholerę namawiał Harry'ego na quidditcha, kiedy sam dopiero co wstał z łoża po smoczej ospie? I co z tego, że czuł się dobrze, nie zmieniało to faktów: to on chciał latać, on spadł z miotły i to jego Harry uratował i zamiast niego walnął w ziemię.


Kolejny raz Harry odzyskiwał przytomność już dużo szybciej, chociaż wciąż ból nie pozwalał mu się skupić na otoczeniu. Wiedział jednak, że ktoś ściskał jego dłoń, a nad sobą słyszał szeptane zaklęcia medyczne.

- Chyba się budzi. - Usłyszał kobiecy głos, jakby znajomy. - Harry, słyszysz mnie? Miałeś wypadek, uderzyłeś w ziemię, połamałeś się i rozbiłeś głowę. Słyszysz mnie? Jak się czujesz? Możesz otworzyć oczy?

Harry wciągnął głęboko powietrze, a więc dlatego głowa tak potwornie go bolała, musiał faktycznie się mocno uderzyć. To jednak nie tłumaczyło tego dziwacznego snu... - koszmaru. Ostrożnie otworzył oczy, patrząc na pochylającą się na nim kobietę, rozpoznał ją, ale wyglądała dziwnie.
- Hanna Abott? Bogowie, wyglądasz tak staro... - Wyszeptał i znowu zamknął oczy, w głowie mu szumiało i łomotało.

- Dzięki. - Usłyszał sarkastyczną odpowiedź. - Leciałam do ciebie, żeby zobaczy co się stało i pomóc. Nie miałam czasu się przebrać i umalować. - Słychać było, że próbuje ukryć irytację, w końcu Harry był ciężko ranny, pewno nie kontrolował co mówi.

Chłopak ponownie otworzył oczy.
- Jesteś stara. - Powtórzył z uporem, spojrzał na Rona i zrobił jeszcze większe oczy, od razu wydawało mu się, że z przyjacielem jest coś nie tak, już wiedział co: on też wyglądał na starszego.

Zaczął się denerwować i ciężko oddychać. Hanna patrzyła na niego udając spokojną, ale nie bardzo jej się to udawało: Harry miał rozbitą głowę i krwiaka na mózgu. Co prawda od razu rzucone zaklęcia usunęły go, ale i tak mogły być jakieś konsekwencje i nagle rozszerzyła oczy, kiedy coś przyszło jej do głowy: Hanna Abott? i: Staro wygląda?

- Harry... Ile ty masz lat? - Spytała łagodnie. Podejrzanie łagodnie... Harry zmrużył oczy.

- Tyle co rano. - Odparł niecierpliwie, a ponieważ nie przestawała patrzeć na niego pytająco, przewrócił oczami i odpowiedział. - Czternaście.

Usłyszał głębokie wciągnięcie oddechu przez tę dziwną dorosłą Hannę, stojącego obok niej, równie starego Rona i jeszcze od kogoś, siedzącego obok niego. Spojrzał w bok i tym razem zdołał zareagować, natychmiast automatycznie rzucając Protego. Mężczyznę odepchnęło i z hukiem uderzył w szafkę stojącą pod ścianą.

Chciał rzucić w niego jeszcze jakimś zaklęciem, jednak zatrzymał się, zamiast tego wpatrując się w niego. Czarodziej wcale nie wyglądał na wystraszonego, czy wściekłego na niego, wciąż patrzył na niego z niepokojem, nawet kiedy Harry go odrzucił w jego wzroku pojawił się ból, ale nie zniknęło zmartwienie.

A Ron... Ron podszedł do niego i podał rękę pomagając wstać.
- Cholera, przepraszam. Co ja narobiłem? - Zakończył żałośnie.

To było zbyt dziwaczne, nawet jak na dowcipy bliźniaków, przypomniał sobie to słowo powiedziane przez Rona, wcześniej... ale przecież to nie mogło być prawdą. To nie mógł być jego... mąż?

- Co się, kurwa dzieje? Gdzie ja jestem? Co... co on tu robi? - Krzyczał coraz głośniej, zaczynając hiperwentylować, aż w końcu stracił przytomność, po raz trzeci tego dnia.

- O, cholera. - Pozostała trójka tylko tak potrafiła skomentować to, co się właśnie stało.

Tym razem Hanna nie czekała, aż przyjaciel się obudzi, tylko sama rzuciła zaklęcie cucące. Ocknąwszy się Harry spojrzał w bok i w wiszącym na ścianie wielkim lustrze szybie zobaczył siebie. Zachłysnął się oddechem. Wyglądał tak samo staro jak oni.

- Ile... ile ja mam lat? - Zapytał. Mężczyźni spojrzeli na czarownicę i ta przewróciła oczami, jednak z westchnieniem odpowiedziała.

- Dwadzieścia cztery. - Harry spojrzał na znowu siedzącego na fotelu obok kanapy i wpatrzonego w niego, ale już nie próbującego go trzymać za rękę, wciąż tak przerażająco zatroskanego i niespokojnego Lorda Voldemorta.

- I on... - Przełknął ślinę. - On jest... - Nie mógł tego wypowiedzieć.

- To twój mąż. - Powiedziała Hanna.

- Ale ja przecież nie jestem gejem! - Zaprotestował słabo, jakby to mogło coś zmienić. Sprawić, by wszyscy przyznali mu rację i przestali to głupio powtarzać. - I nie z nim... - Próbował dalej. - Przecież on zabił moich rodziców, to morderca, to... Ja nie rozumiem... Jak?

Czarnoksiężnik się wzdrygnął z bólem krzywiąc twarz i Harry poczuł się nieswojo. No bo jeżeli to prawda... Ale to nie mogła być prawda...? Zakrył dłonią twarz. Chciałby obudzić się z tego koszmaru - tylko jak dotąd każda pobudka była gorsza od poprzedniej.

- Co ostatnie pamiętasz? - Znowu to Hanna odezwała się, postanawiając uporządkować sprawy.

- Turniej Trójmagiczny. Jak On... - Dreszcz i spojrzenie na Voldemorta. - ...jak on powrócił, - Przełknął ślinę i wziął głęboki oddech da uspokojenia się. - ...A potem normalnie zaczęły się wakacje i wróciłem do Dursleyów.


I właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Kurczę, Harry zapomniał kluczowe rzeczy.

- Dobra: to w skrótowym skrócie: potem zginął Dumbledore. - Ron wziął na siebie tłumaczenie, powoli, robiąc przerwe po każdym zdaniu, sprawdzając spojrzeniem, czy go słucha i słyszy. - Okazało się, że jeszcze zanim pojawiła się Ta Przepowiednia rzucał na Voldemorta jakieś zaklęcia przymusu. To przez nie zachowywał się jak szaleniec, szkodząc sobie samemu i przez nie zaatakował twoich rodziców i ciebie. Wszystko zostało udowodnione i Wizengamot go uniewinnił. Po tym procesie się spotkaliście i pogodziliście, a na wakacje pojechałeś do domu Draco i Voldemort też tam był, - Ron zaczerwienił się, nie bardzo mu szło opowiadanie akurat o tych sprawach. - No i zaczęliście się spotykać i tak jakoś poszło... Lord Voldemort, ale ty na niego mówisz Tom, Tom Riddle został Ministrem Magii, ty jesteś jego Wice- i Szefem Biura Aurorów. Od lat jesteście razem a w zeszłym roku wzięliście ślub.


Wszyscy potwierdzająco kiwali głową patrząc na niego i Harry czuł się coraz bardziej zdezorientowany. To było zbyt dziwaczne, powtórzył sobie po raz kolejny, zbyt dziwaczne, by... nie być prawdą. Nikt by tego nie wymyślił.

- Ja... Ja muszę to... Muszę odpocząć. - Zamknął oczy, próbując znowu odpaść w omdlenie, ale to nie przychodzi na żądanie, w głowie mu wirowało od tego co właśnie usłyszał, a gdzieś na krawędzi zmysłów słyszał kolejną kłótnię.

- Nie ma mowy Weasley, nigdzie z tobą nie pójdzie. Jeżeli ma sobie przypomnieć, to właśnie w swoim domu.

- Ale on uważa cię za wroga, nie będzie się tu czuł spokojnie i bezpiecznie. - Rudzielec protestował, mimo że Hanna szeptała:
- Daj spokój, on ma rację, w znajomym otoczeniu łatwiej i szybciej sobie przypomni.

- Wiem, jak zadbać o mojego męża, panie Weasley. - Czarnoksiężnik mówił twardo, ostatecznie ucinając te dyskusję. Harry uśmiechnął się leciutko, znał ten ton i szeroko otworzył oczy: znał? O cholera: znał... A więc to była, kurwa, prawda.

I wtedy dopiero skojarzył coś innego, wynikającego z tej rozmowy: zostanie tu sam z Voldemortem. Niestety gdy to zrozumiał było już za późno, ujrzał tylko gasnące płomienie w kominku.

Mężczyzna westchnął opuszczając ramiona a potem wziął głęboki oddech i okręcił się w jego stronę. Harry szybko zamknął oczy, może i gdzieś głęboko wiedział, ale i tak nie mógł uwierzyć - Harry Potter z Lordem Voldemortem - przecież to, kurwa niemożliwe...

Słyszał zbliżające się ostrożne ciche kroki a potem ręka odgarnęła jego włosy i dotknęła czoła. Przeszedł go dreszcz, jak iskra budzący wszystkie jego zmysły i rozpoznał go: jak coś co znał najlepiej, jak część siebie.

To było niewłaściwe - powinien się zerwać i znowu go odrzucić.. ale było tak przyjemnie. Ten chłodny dotyk sprawiał ulgę, łagodząc jego bolącą głowę i równie obolałe myśli. Po chwili dłoń zniknęła, ale za to został otulony miękkim kocem. Usłyszał jak czarodziej po cichu odchodzi.

Harry miał zamiar teraz odpocząć, jednak natłok wrażeń nie pozwalał na to. Postanowił się rozejrzeć: może oglądając swój dom faktycznie coś sobie przypomni? Otworzył oczy i wrzasnął widząc ogromne ślepia tuż przy swojej twarzy.

Od razu rozległ się twarz aportacji i w pokoju zjawił się Voldemort z wyciągniętą różdżką, rozglądając się za niebezpieczeństwem. Skrzat, który przed chwilą nachylał się nad Harrym odskoczył i zaczął bić się po głowie, za to że go przestraszył.
- Zły Zgrzytek, Zły Zgrzytek... - Powtarzał zawodząc.

Chłopak poczuł się jak idiota, że spowodował takie zamieszanie. Odchrząknął.
- Przepraszam, ja otworzyłem oczy i on był tak blisko... Zaskoczył mnie. - Tłumaczył się nerwowo.

Mężczyzna skinął głowa i schował różdżkę, a potem zwrócił się stanowczo do kontynuującego karanie się skrzata.
- Przestań, już wszystko w porządku. - I znowu do Harry'ego, całkiem innym tonem. - Prosiłem go, żeby miał cię na oku i pilnował, czy dobrze się czujesz. - Pokręcił głową z uśmieszkiem. - Chyba wziął to za bardzo dosłownie, że aż pilnował, czy oddychasz.

Harry zamrugał jak sowa: Czarny Pan prosił skrzata? Tego jeszcze nie grali.

Czarodziej bezbłędnie odczytał powód jego zdziwienia i wytłumaczył.
- To skrzat Potterów, ciebie uwielbia ale mnie wprost przeciwnie. Z reguły zapomina, że kazałeś mu mnie słuchać, jeżeli nie chodzi o coś dla ciebie. - Widząc, że zdumione spojrzenie nie znika, kolejny raz odgadł jego problem i uzupełnił.

- Po śmierci Dumbledore'a dostałeś cały spadek po rodzicach, który on wcześniej zatrzymał u siebie, a w jego skład wchodził także dom w Londynie i mieszkający w nim ten skrzat.

- Jesteśmy w Londynie? - Chłopak zmarszczył czoło. - Ale słyszałem, jak mówiliście, że lataliśmy z Ronem na miotłach... - Coś tu było nie tak.

Czarnoksiężnik uśmiechnął się i naprawdę dobrze z tym wyglądał, zarejestrował Harry, ale zignorował tę myśl, koncentrując się na jego słowach.
- To jest twój inny dom - teraz jesteśmy w domku w górach, uwielbiasz go i chcesz tu przyjeżdżać w prawie każdy weekend.

- Inny dom? To ile ja ich mam? - Chłopak zapomniał o swojej obecnej sytuacji, koncentrując się na szczegółach ich rozmowy.

- Po Potterach dostałeś ten w Londynie i drugi w Dolinie Godryka, poza tym jest jeszcze posiadłość we Francji. Ten domek, w którym jesteśmy sam wybrałeś. - Znowu uśmiechnął się, trochę kpiąco. - Mi się nie bardzo podobał, ale ty się uparłeś, bo jest niedaleko Weasleyów, więc kupiłem ci go na urodziny.

- Kupiłeś mi dom na urodziny? - Harry nagle sobie przypomniał, że czarodziej z którym tak dobrze mu się rozmawia to Lord Voldemort, którego nienawidzi i powinien zabić przy pierwszej okazji, a nie poznawać i się zaprzyjaźniać.

Zagryzł wargę i ściągnął twarz, zesztywniały - czarnoksiężnik chyba musiał go naprawdę dobrze znać, bo znowu od razu zgadł o co chodzi i zakończył rozmowę, mówiąc, że Harry powinien odpocząć. Przez chwilę patrzył na niego, jakby nie wiedząc jak się pożegnać, ale w końcu bez słowa i gestu wyszedł z pokoju.

Patrząc za nim Harry czuł się rozdarty między tym czego się dowiadywał, a tym co czuł.

To nie był Czarny Pan jakiego znał, nie potrafił go dalej tak po prostu nienawidzić, ale nie mógł też tak po prostu zapomnieć, co o nim wiedział i przyjąć, że teraz się kochają i razem żyją: długo i szczęśliwie. Mdliło go na samą myśl o czymś takim.


Korzystając z tego, że wreszcie został sam, ze skrzatem, Harry uznał, że najwyższy czas rozejrzeć się dookoła. Wstał i pierwsze ostrożne, niepewne kroki skierował do lustra - dokładnie, szczegółowo obejrzał i ocenił swoje odbicie. Rzucił też zaklęcia wykrywające.

Niestety, nie miał wątpliwości: nie rzucono na niego zaklęcia postarzającego, ani glamour, ani nic innego - naprawdę miał dwadzieścia cztery lata. Nawet się sobie w tym wieku podobał: jego twarz stała się bardziej stanowcza, rysy ostrzejsze, miał o wiele gładszą skórę, uporządkowane włosy i wyraziste spojrzenie.

Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że nie ma okularów, a widzi lepiej niż kiedykolwiek przedtem.. Odwrócił wzrok, nie chcąc myśleć. Postanowił po prostu obserwować, nie analizować i nie oceniać.

Komnata w której się znajdował była niższa niż pomieszczenia w Hogwarcie, chociaż i tak wyższa niż w domu Dursleyów, miała może ze dwa i pół metra wysokości i siedem na siedem metrów szerokości. Domek był drewniany, ściany i sufit, tak jak i podłogi, tylko wyrównane i lakierowane.

Dom był z ciemnego drewna a meble, chyba dla kontrastu jasne, kanapa i fotele tapicerowane jasną kremową tkaniną pokrytą wzorem z zielonych pnączy i liści - na szczęście żadnych kwiatów. Trochę się obawiał, że skoro niby jest gejem, to może ma gust jak dziewczyna, dzięki bogom - nie.

Na ścianach nie było obrazów, tylko lustro na ścianie obok kanapy, a na półce nad znajdującym się naprzeciwko kamiennym kominkiem stało kilka zdjęć w antyramkach. Podszedł bliżej, by je obejrzeć.

Na pierwszym był on sam wyglądający normalnie, prawie tak jak powinien tylko z gładszymi włosami, lepszą cerą i już bez okularów, ubrany był w gryfoński strój do quidditcha a obok niego stał Lord Voldemort - w takim samym stroju.

To już było nierzeczywiste a jeszcze otaczała ich grupa uśmiechniętych osób, głównie dzieci, głośno i wylewnie dziękujących za pomoc. Zdjęcie było wycięte z gazety i miało podpis: "Bohaterowie, którzy ocalili szkocką wioskę przed grupą górskich trolli w otoczeniu wdzięcznych mieszkańców."

Szczęka mu opadła i tylko gapił się osłupiały. Bo przecież nie mógł na nim mieć dużo więcej niż piętnaście lat - faktycznie odkąd, a raczej dokąd pamiętał, wszystko szybko się zmieniło.

Obok stało jego zdjęcie z rozdania dyplomów, dalej Voldemort w oficjalnym stroju Ministra,

Zdjęcia ich obu, stojących obok siebie na jakiejś oficjalnej gali, i prywatne, w tańcu gdy obejmowali się i całowali. Harry wyglądał na nim mniej więcej tak jak teraz - według lustra - a stroje mieli bardzo eleganckie, więc podejrzewał, że pewno będzie ono z tego ślubu, o którym wcześniej była mowa.

Hmm... Zdjęcia z Proroka? Ta gazeta często wiedziała o jego życiu więcej niż on sam...

- Zgredku... Eee, przepraszam... - Kurczę, jak on się nazywał?

- Jestem Zgrzytek, panie Potter, sir.

Faktycznie. - Zgrzytku. Potrzebuję Proroków z artykułami o mnie z ostatnich dziesięciu lat. Możesz mi je zorganizować? - Uśmiechnął się prosząco.

Skrzat z entuzjazmem pokiwał głową.
- Oczywiście, panie Potter, sir. Zgrzytek zachował wszystkie gazety, są w Domu, Zgrzytek je przyniesie, jeżeli pan Potter tak każe.


- Jakie gazety? - Rozległo się pytanie. Harry aż podskoczył, nie zauważył nadejścia Voldemorta. - Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, przyszedłem zawołać cię na kolację. A więc, jakie gazety?

- Zauważyłem tu zdjęcie z Proroka. - Młodzieniec wskazał ręką na kominek. - Pomyślałem, że mogę znaleźć w nim więcej informacji o tym, co się działo przez te dziesięć lat.

Tom uśmiechnął się mimowolnie patrząc na fotografie i z tym ciepłym uśmiechem odwrócił się znowu w stronę męża.
- Już jest późno, a ty miałeś naprawdę poważny wypadek. Może lepiej będzie jeżeli odłożysz sobie czytanie na jutro, a dzisiaj po kolacji położysz się. Powinieneś odpocząć, wtedy wszystko lepiej się goi. Rzucono na ciebie zaklęcia leczące, ale aby w pełni zadziałały potrzeba czasu. Hanna zostawiła dla ciebie eliksiry wzmacniające, masz je wziąć po kolacji.

Harry obserwował go uważnie, jakby zastanawiając się, czy mówi szczerze, widać jego twarz przekonała go bo skinął głową, zgadzając się.
- Dobrze, faktycznie czuję się raczej słabo.

- Pomóc ci przejść do jadalni? - Tom wyciągnął rękę i Harry odruchowo odsunął się, ręka opadła bezużytecznie i czarnoksiężnik z zaciśniętą boleśnie szczęką odwrócił się i wyszedł.

Harry nie powinien się tym przejmować, a jednak klął w duchu, podążając za nim.


Skrzat zaprowadził Harry'ego do sypialni i wyjął dla niego nocną szatę wskazując drogę do łazienki. Umył się powoli i wszedł do łóżka, gdy do komnaty wszedł Voldemort. Młodzieniec zesztywniał i w oczach błysnęło mu czyste przerażenie.

- Przeniosę się do pokoju gościnnego. - Wyjaśnił mu mężczyzna wyciągając z szafy swoje rzeczy. - Dobranoc. - Znowu zawahał się, jakby chcąc go dotknąć, czy coś, ale opuścił ramiona i cicho wyszedł, zamykając drzwi.

Pomimo, że Harry nie spodziewał się, że po takim dniu uda mu się szybko zasnąć poszło to zaskakująco szybko. Może to dzięki gorącej czekoladzie, którą przyniósł mu skrzat, Zgrzytek, na polecenie Voldemorta a może rzeczywiście był aż tak zmęczony.

Jutro będzie lepiej. Jutro wszystko będzie dobrze.