Dean wpatrywał się w płomienie liżące truchło wampira. Jak do tej pory nie znaleźli bardziej skutecznej metody upewniania się, że to co martwe i chodzące pozostanie przynajmniej nieruchome. Przebijanie osikowymi kołkami było zaledwie wstępem do unieruchamiania, ale lubili się upewniać, że po ich odjeździe wszystko pozostanie w nienagannym stanie.

Wszystko kończyło w płomieniach, co wydawało mu się dziwnie odpowiednie. W końcu miał nadzieję, że każdą z tych utrapionych, skażonych złem dusz, wysyłali do piekła. Płomienie wydawały się bardzo przydatnym środkiem transportu w tym wypadku.

Miał tylko cichą nadzieję, że wśród natłoku demonów oraz potworów, nie przyjdzie im spalić całego świata.