Dobra, zacznijmy od tego, że Dean był ogromnie dumny z Castiela. W końcu jego skrzydlaty chłopak wyciągnął Lucyfera z Sama i jego brat był relatywnie bezpieczny. A kiedy Dean był dumny z Castiela, zawsze to się kończyło całowaniem. A całowanie przechodziło w coś więcej, ale gdy tylko sobie przypomniał, że są w połowie zapobiegania apokalipsie, od razu się od siebie oderwali.

Problem był z tym, że Lucyfer w swoim starym Naczyniu nie przygotowywał kolejnego ataku. A przynajmniej nie takiego, który zakończyłby ten świat.

- Co ty robisz z moim bratem?! - wrzasnął Dean.

Sam machnął na niego tylko, nie przestając się całować.